- Opowiadanie: Evodish - Bękart Kamienia

Bękart Kamienia

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Bękart Kamienia

Nareszcie.. Na skórze poczuł wilgoć zapadającej nad legowiskiem mgły, tak popularnej w tych okolicach. Do uszu dobiegało pohukiwanie jakiegoś ptaka. Nie potrafił jednak określić jakiego, gdyż dźwięk zlewał się niemal w jedno z głośnym cykaniem świerszczy, chrapliwym szczekaniem psa i chrapaniem.. kogoś. Nie widział nic, ale czuł obecność innego człowieka całkiem niedaleko. Tętno lekko podskoczyło, lecz spowodowało to tylko nasilenie bólu głowy, więc postarał się uspokoić. Wziął głęboki wdech.. Kolejny błąd, nagrodzony przez ciało symfonią bólu, płynącą od płuc przez wszystkie żyły. Było chłodno, ale zimne krople na jego czole przysparzały mu tylko ulgi, krótkiej ucieczki od bólu. Wiedział, że gorączkuje, ale ten stan akurat nie przysparzał mu już trosk – zdarzał się tak często, że nie robiło mu różnicy, czy jest zdrowy czy też nie. Ruszył głową, aby strząsnąć krople, dopóki jego własna temperatura ich nie ogrzeje i nie staną się tylko nieznośną, irytującą torturą – kolejny naiwny krok, który zakończył się pulsowaniem niemal rozsadzającym wnętrzności, jego mózg zaczął wirować i natychmiast przestał nawet oddychać, aby nie odpaść znów w otchłań nieprzytomności. Chciał zwymiotować, ale nie dość, że nie miał czym, to jego żołądek buntował się przeciw jakimkolwiek działaniom – tym bardziej gwałtownym. Po brodzie pociekło mu kilka kropel śliny, których nawet nie próbował obetrzeć.

Nie mógł otworzyć oczu. Zresztą nie widział w tym najmniejszego sensu – mgła czy rosa, która oplatała teraz jego coraz bardziej wilgotne nagie ciało, pojawiała się tutaj tylko nocą lub nad ranem; nie widział też żadnego śladu słońca czy światła – instynktownie więc był pewien, że jest noc, i to głęboka. Było mu coraz zimniej – mimo strachu postanowił poruszyć się choć odrobinę. Pierwszy skurcz mięśni wywołał nieoczekiwane torsje i nieznośne uczucie pływania w rozpalonym żelazie – piekła go napięta i prawdopodobnie pocięta skóra, czuł wszystkie włosy na swoim ciele a każde uderzenie serca zdawało się silnymi ciosami kowalskiego młota, miażdżącego jego wnętrzności. Krótkie, urywane myśli kołatały się w głowie, czyniąc rekonesans w jego osłabionym organizmie – szybciej jednak udawało mu się znaleźć organy wolne od bólu, niż te już nim dotknięte – było ich zdecydowanie mniej, a do tego jaśniały w jego umyśle jak świece w oknach karczmy w deszczową, mroczną i zimną noc.

Przełknął ślinę, a gardło, zaprawione wszak wielokrotnie rozmaitymi trunkami, tym razem zapłonęło bólem jak ognie w jego kuźni. Odmawiający posłuszeństwa żołądek i tym razem go oszukał – mimo najszczerszych chęci i prób, w końcu zwrócił wodę i żółć, którą jeszcze miał w sobie. Nie zważając na pieczenie -czy też może dzięki temu iż stawało się ono coraz słabsze i umykało gdzieś poza granice napiętej świadomości – otarł ręką twarz, aby nie udławić się własnymi wymiocinami.

Chrapanie ustało.

-Obudziłeś się aniołeczku.. Chłopaki ostro wczoraj z Tobą potańczyli, hm? Cholerny wieprzu.. Wrócę za moment, nie oddalaj się nigdzie – mężczyzna uniósł się, wywołując lekki podmuch chłodnego, nocnego powietrza, a chrapliwy i przepity głos przeszedł w śmiech nieumiejętnie podszyty szyderstwem. Właściciel głosu, kimkolwiek był, na pewno nie umiał opowiadać żartów i pewnie był jedyną osobą, która się z nich śmiała.

Krasnolud mógł ruszać się coraz śmielej, choć ból nie opuścił go ani na chwilę – stał się jednak bardziej tłem, niż główną istotą jego jaźni. Chciał coś odpowiedzieć, ale pieczenie w gardle utrudniało mu nawet pobieranie powietrza, nie mówiąc o wysławianiu się. Im mniej słów, tym lepiej..Spróbował:

-Zamknij się..– jedyne, na co było go stać, lecz wywołało odpowiedni efekt. Splunięcie było tutaj niepotrzebne, bowiem już przy pierwszym słowie zapluł swój tors i brodę, prawdopodobnie opluwając również przechodzącego o krok oprawcę.

-Ty gnoju!- zdanie urwało się w połowie, ale odpływający w otchłań ciemności po potężnym ciosie w głowę krasnolud usłyszał nawet kroki odchodzącego już strażnika. Później wszystko się urwało i zapadła absolutna i najczystsza na świecie cisza.

 

Kiedy obudził się ponownie, nawet nie spróbował się ruszyć, starał się oddychać płytko i szybko – dokładnie tak, jak robił to do tej pory, trawiony coraz wyższą gorączką. Był odważny, ale nie szalony – kolejny cios w głowę i prawdopodobnie nie obudzi się już nigdy.

Zrobiło się nieco chłodniej – wyraźny znak nadchodzącego przedświtu. Mgła odeszła, jego ciało pokrywał teraz tylko jego własny pot i nie wytarte przez nikogo wymiociny. Nie wiedział, jaki jest dzień, wiedział jednak, że raczej nie został przeniesiony – nieznany ptak śpiewał bowiem nadal, choć znacznie słabiej – widocznie był to gatunek aktywny nocą, bo inne dźwięki natury dopiero zaczynały budzić się do życia, docierając do jego uszu nieznośną kakofonią. Chciał je uciszyć, więc bezmyślnie machnął ręką. Gorąca krew natychmiast przetransportowała po całym ciele informację o idiotycznym ruchu, i znów zapłonął bólem – tym razem chyba nawet w najmniejszym zakamarku jego postawnego cielska, a wartko płynąca w szerokich żyłach posoka zdawała się niemal grzmieć niczym aliryjskie bębny.

-Cholera..

-Umiesz coś więcej, poza przeklinaniem wszystkiego dookoła? – Głos był nieznajomy, nie należał do strażnika, z którym zetknął się wcześniej. Krasnolud ucichł i instynktownie spłycił oddech jeszcze bardziej

-Udusisz się, błaźnie.. Nie dość już szkód narobiłeś? Ledwo Cię wyciągnąłem.. Czy raczej wyciągnąłem Twoją skorupę, bo najwyraźniej.. cholera jasna! – głos brzmiał przyjemnie, ale urwał się nagle, kiedy krasnolud znów zaczął tracić przytomność. Tym razem jednak spróbował walczyć, i, o dziwo, walkę tę po chwili wygrał – choć kosztem kolejnych fal bólu i wymiotów, tak drażniących jego zmaltretowany żołądek i przełyk. Gdy skończył, poczuł chłodny płyn, spływający mu do ust, po brodzie i szyi. Zaczął pić – nawet, jeśli była to trucizna i tak nie miał większych szans na przeżycie bez pomocy lekarza, nie było więc większej różnicy, czy ją wypije, czy też wypluje. Wierzył jednak, że podana mu substancja jest lekarstwem – była gorzka i obrzydliwa w smaku niczym wywar z piołunu. Płynu było niewiele, więc spragniony krasnolud spróbował przytrzymać bukłak osłabionymi rękoma. Bezskutecznie.

-Wystarczy.. Dość powiedziałem! Mam za zadanie utrzymać Cię przy życiu, a nie karmić! Śpij teraz, obudzisz się, gdy przyjdzie czas.. – krasnolud nie dosłyszał ostatniej części zdania, odpływał bowiem coraz szybciej w coś na wzór pijackiego letargu. Tym razem jednak znacznie spokojniej, dlatego nie bronił się przed tym, co gotował mu los i jego własny organizm.

 

 

Kiedy obudził się ponownie, świtało, choć zdawało mu się, że przespał znacznie więcej niż kilka godzin. Był otępiały i nie miał nawet siły otworzyć powiek, wiedział jednak, że nie może sobie pozwolić na dalszy odpoczynek – dopiero teraz do wymęczonego umysłu docierało, że oto stoi przed szansą na życie, na ucieczkę ze spokojnej, nostalgicznej drogi do Nilfsheimu. I postanowił się tej szansy kurczowo uczepić.

Wiedział, że jakakolwiek próba wstania skończy się utratą przytomności, spróbował więc delikatnie ruszyć rękoma i stopami, aby sprawdzić ich stan – udało się, a jego narządy zdawały się działać płynnie, choć ich używanie nie należało w żadnym razie do przyjemności. Krótkie przełknięcie śliny i powrócił uporczywy i bezlitosny ból krtani. Chrząknął i wyszeptał w szarość poranka:

-Wody..

-Chcesz wody? – głos należał do strażnika, z którym zetknął się w nocy, tym razem jednak osiłek najwyraźniej siedział na jego łóżku, bo krasnolud poczuł jak ten się przekręcał. Mężczyzna wstał i niemal natychmiast powrócił. Chwilę później osłabiony i wycieńczony jeszcze wojownik krztusił się wodą rozlewaną po całej twarzy, a echo tubalnego śmiechu – tym razem, zdaje się, szczerego aż do bólu – rozniosło się w przestrzeń:

-Pij! Pij, ścierwo, ile zechcesz!

Koniec

Komentarze

Ponieważ Nowa fantastyka zdaje się być jedynym stosunkowo obiektywnym zgrupowaniem osób znających się na literaturze, zależałoby mi na Waszej ocenie mojego tekstu. Dopiero zaczynam przygodę z pisaniem, chciałbym wiedzieć jakie błędy muszę poprawić, co usunąć a czego brakuje - słowem, potrzebuję konstruktywnej krytyki, za którą będę bardzo wdzięczny. Tylko proszę, aby krytykować konkretne błędy - nie chciałbym czytać, że tekst jest kiepski bo tak, i już - napiszcie proszę co mogę poprawić w stylu, aby brzmiało to przyjemniej. Chyba, że na mój rozwój szans nie widzicie, to też zrozumiem ;)
Tekst w założeniu nie miał nic przekazywać, nie ma podtekstów ani odniesień do jakichkolwiek osób czy zjawisk - to zwyczajnie zbitek - mam nadzieję - logicznych w formie słów, który chciałbym poddać ocenie.
Pozdrawiam

To ja zadebiutuje w roli redaktorko-recenzentki. :)

Niestety tekst jest bardzo kiepski językowo. Już po pierwszym zdaniu otworzyłam sobie plik w wordzie, by wypisywać wszystkie uwagi, lecz gdy po 1 akapicie miałam ich całą stronę... zrezygnowałam z dalszego poprawiania. I czytania zresztą też... Przykro mi :( Dlatego nie podejmuję się oceny tekstu. Mam jednak nadzieję, że moje poprawki i komentarze przydadzą Ci się. I jeśli zależy Ci, mogę sprawdzić w ten sposób resztę. Najpierw jednak przeczytaj ten tekst jeszcze raz. I lepiej, abyśmy dalej komunikowali się via mail. (wioletta.kowalczyk8@gmail.com). No i jeszcze zanim wkleję tu moje uwagi - żeby nie było, nie zniechęcaj się! Odrobina pracy i większe skupienie sprawią, że na drugi raz unikniesz wszystkich tych błędów. Zachęcam do pisania!

Na skórze poczuł wilgoć zapadającej nad legowiskiem mgły, tak popularnej w tych okolicach. -> „popularnej” - raz, że to „grzech anachronizmu” (słowo „popularny” jest dosyć nowe i nie pasuje do konwencji średniowiecznego fantasy), a dwa, że po prostu zostało źle użyte. „Popularny” to nie „występujący często”, ale „powszechnie znany, używany”. Niby podobne, ale jednak nie to samo.

Tętno lekko podskoczyło, lecz spowodowało to tylko nasilenie bólu głowy, więc postarał się uspokoić. -> Taka nagła zmiana podmiotu nie służy dobrze tekstowi. W poprzednim zdaniu podmiotem jest bohater, w drugiej części tego, też, a w pierwszej?... Tętno! Może „Tętno mu lekko podskoczyło” albo „Jego tętno lekko podskoczyło”. Poza tym pamiętaj, by narracją podkreślać tempo akcji. W tym zdaniu mamy „podskoczyło”, co podkręca tempo i wiele spójników, które je spowalniają. Wydaje mi się, że zdanie to brzmiałoby o wiele lepiej, gdybyś albo zamienił „podskoczyło” na „podniosło się” (który to czasownik znacznie częściej występuje w związku z tętnem zresztą) albo zrezygnował ze spójników tworząc 3 krótkie zdania.(Tętno lekko podskoczyło. Spowodowało to nasilenie bólu głowy. Postarał się uspokoić.)

Kolejny błąd, nagrodzony przez ciało symfonią bólu, płynącą od płuc przez wszystkie żyły. -> Uważaj na zdania w których brakuje czasownika.

Było chłodno, ale zimne krople na jego czole przysparzały mu tylko ulgi, krótkiej ucieczki od bólu. -> Nie można przysparzać ulgi, a już na pewno nie ucieczki!

Było chłodno, ale zimne krople na jego czole przysparzały mu tylko ulgi, krótkiej ucieczki od bólu. Wiedział, że gorączkuje, ale ten stan akurat nie przysparzał mu już trosk (...) -> powtórzenia!

nieznośną, irytującą torturą -> tortura jest raczej bolesna, nie irytująca.

kolejny naiwny krok, który zakończył się pulsowaniem niemal rozsadzającym wnętrzności -> to boli go głowa czy organy wewnętrzne? Ma jakieś głębokie rany? Na razie było tylko o wzroście tętna, które dopiero spowodowało ból głowy; o innych cierpieniach nie było mowy.

jego mózg zaczął wirować -> niezbyt zgrabne...

nie odpaść znów w otchłań nieprzytomności -> opaść, nie odpaść!

Chciał zwymiotować – Pamiętaj o różnicy pomiędzy „chciał zwymiotować”, a „chciało mu się wymiotować”. Pierwsze z nich sugeruje, że zupełnie świadomie próbował zmusić swój organizm do wymiotowania. Jeśli tak było, to... przydałoby się chociaż kilka słów uzasadnienia. To dosyć niecodzienne w jego kiepskim stanie, który nie obejmuje nudności ani zatrucia pokarmowego ;)

WWW.ANATOMIASMOKA.WORDPRESS.COM

ZAPRASZAM!

Szanse są, ma je każdy; ich wykorzystanie zależy tylko "właściciela" tychże szans.

Ma rację Vill, tekst ma potencjał przygodowy, widać też próby zbudowania napięcia, ale zdania zbudowane są, powiem delikatnie, kłopotliwie. Trzeba dużo czytać dobrej literatury i samemu ćwiczyć, żeby wyrobić sobie styl precyzyjny, a przy tym na tyle barwny, by mógł on unieść tego typu opowieść. Ale próbować warto. Widoki, choć bardzo odległe w tej chwili, są. Ode mnie 3 - na zachętę.
Pozdrawiam. 

Zanim napiszesz - czytaj dużo, wszędzie, wszystko; to pomaga.

Nowa Fantastyka