Wyobraź sobie, że idziesz po autostradzie biegnącej przez miasto. Nie możesz się odwracać, wiesz tylko, że musisz iść do przodu. W pewnym momencie widzisz na poboczu opuszczoną furgonetkę. Widzisz ją, więc wierzysz w jej istnienie, ale gdy tylko zniknie ci z oczu uznajesz to za złudzenie, bo przecież nie możesz się odwrócić.
-Nie rozumiem, mówi mi pan, że podróże w czasie są możliwe? Przecież to bzdura!.– mój wzrok coraz częściej kierował się w stronę ciężkich metalowych wrót, podobnych do takich, którymi zabezpiecza się skrytki w bankach.-dlaczego nikt nigdy do tej pory nie wrócił z przeszłości, czy nawet przysz…– resztę skrył szum prysznica z środkiem antyseptycznym.
-Takie podróże są bardzo niebezpieczne, nigdy nie wiadomo, co z nich wyniknie. Ale spokojnie, wszystko dokładnie przemyślałem i sprawdziłem. Wszystko będzie dobrze.-powiedział z trudem, spod maski gazowej.
-Ale dlaczego ja?– Nawet nie sądziłem, że tak w tej masce trudno mówić.
-Bo jest pan jednym z niewielu ludzi na świecie, u których mutacje genów pozwoliły na przetrwanie podróży. Reszta zostałaby uwięziona w 4 wymiarze. Trochę jak w Alicji uwięzionej po drugiej stronie lustra.
-To jakieś kpiny, zabezpieczyliśmy się przed wirusem. Mamy bunkry, przetrwamy. Po za tym, co mielibyśmy zrobić w przeszłości?
-Mamy doniesienia, że wirus był testową bronią biologiczną. Ale z niewiadomych przyczyn, w pewnym momencie produkcja broni masowego rażenia spadła do minimum. Wirusa zapomniano a placówkę zasypano ziemią.
-Dobrze i co z tego?
-To, że mieli do tego panaceum przygotowane do zwalczania patogenu.-oczy mu błyszczały jakby opowiadał o tym, że znalazł brylant na ziemi.
Chwila? W takim razie, dlaczego zginęło 80% ludzi na całym świecie?
-Popełniono błąd i założono, że wirus nie przetrwa bez sztucznie utrzymywanego środowiska. A on przeniknął do wód gruntowych, dalej do morza gdzie mutował. Dobra koniec pytań. Cały świat liczy na pana. Jeśli się panu uda, staniemy się bohaterami narodowymi. Będziemy mogli powrócić na powierzchnię.
Ostatnie tylko pytanie. Czemu musieliśmy wychodzić już teraz na powierzchnie i dokładnie w to miejsce? Czemu nie można tego było złożyć gdziekolwiek indziej?
-Jedyna niezniszczona antena znajduje się w tym miejscu. Zaczynamy?
Nie odpowiedziałem. Usiadłem na fotelu. Doktor Szephard przywiązał moje ręce i nogi do oparć, a w specjalnie przygotowane miejsca w skafandrze podpiął przewody. Gdy wszystko było gotowe. Przełączył bezpiecznik. Wszystko zaczęło się trząść, a sam czułem się. Jakby ktoś zamknął mnie w dźwiękoszczelnym pokoju. Spojrzałem na swoje ręce i spostrzegłem małe rozdarcie tuż obok podpiętego przewodu. Próbowałem coś powiedzieć, ale byłem jak sparaliżowany. Nawet nie mogłem ruszyć ręką, tylko patrzyłem jak świat rozpada się na kawałki i znika w odmętach ciemności.
Wyobraź sobie, że idziesz drogą prowadzącą przez łany zbóż. Nie możesz się odwracać, wiesz tylko, że musisz iść do przodu. W pewnym momencie zauważasz rosnące obok traktu drzewo. Widzisz je, więc wierzysz w jego istnienie, ale gdy tylko zniknie ci z oczu uznajesz to za złudzenie, bo przecież nie możesz się odwrócić.
-Co to ma do rzeczy?– spytałem zdziwiony.
-Otóż to, że dzięki temu przetrwamy. Na Führera czyhają Anglicy i reszta spiskowców. Cudem tylko przeżył ten zamach z bombą w teczce. Opatrzność zrządziła, że ten dębowy stół go osłonił. Po za tym alianci wdzierają się coraz głębiej i nie minie dużo czasu, zanim do nas dotrą. –powiedział naukowiec, którego nazwiska nie pamiętam, tak jakby właśnie został ojcem.
-Dlaczego ja? Czemu nie ktoś o większej randze?– spytałem, mając coraz mniej ochoty na rozmowę.
Jest pan prawdopodobnie najczystszym Aryjczykiem po Führerze, co pozwala panu na bezpieczne podróże w czasie. Chcemy dzięki eugenice mieć więcej takich jak pan, ludzi, dla których teraźniejszość to odcinek, to etap, który może pokonać lub cofnąć się do początków. Lecz pana zadaniem będzie przygotować grunt w nowej erze. Zaczniemy od początku, nauczeni błędami. Niczym skarcone przez nauczyciela dziecko osiągniemy pełnię chwały!.-powiedział jak natchniony poeta.
-Ale czy to się uda?
-Tak wysłaliśmy jednego paręnaście lat w przyszłość. Był pół-krwi Aryjczykiem i przed śmiercią opowiedział nam, co widział. Nie posiadał żadnych schematów, ale na podstawie opowieści mogliśmy coś z tego wyciągnąć.
To naprawdę nie wymyślili nasi naukowcy w podziemiach Francji?– zakaszlałem i zobaczyłem lekko czerwoną mgiełkę. Ciekawe, muszę pójść z tym do lekarza.
-Dobrze, widzę, że nie mam wyboru. Pewnie i tak nie zadziała, pomyślałem.
No to zaczynamy. Niech pan usiądzie tu w fotelu.
-A jak wrócę?– Spytałem, jeszcze przed usadowieniem się.
Za dwa miesiące uruchomimy maszynę jeszcze raz. Zrobi pan to samo co ja teraz i wróci pan do domu.
-Za dwa miesiące w tym samym miejscu?
-Miło, że się pan domyślił. To zaczynamy.
Poczułem ukłucie, a następnie nie miłe mrowienie.
-Co mi robisz?
-Muszę cię uśpić i przygotować do podróży. Gdybyś był przytomny umarłbyś z bólu.-powiedział przekrzykując uruchomioną właśnie maszynerię. –Jak założę panu maskę niech pan głęboko oddycha!- jego głos był ledwie słyszalny w tym hałasie.
Po chwili zrobiło mi się jakoś tak błogo. Nie mogłem się poruszyć. I widziałem jak świat, który widziałem rozpadł się na tysiące malutkich kwadracików, niczym confetti. A potem wszystko spowiła ciemność.