- Opowiadanie: ssj333 - Ostatni Kieliszek

Ostatni Kieliszek

Tekst po korekcie:)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Ostatni Kieliszek

 

Ostatni Kieliszek

 

Ostat­ni kie­li­szek wódki sma­ku­je naj­le­piej. Się­gną­łem po ko­lej­ną bu­tel­kę z barku i tym razem na­peł­ni­łem szkla­necz­kę bursz­ty­no­wym pły­nem. Pew­nie jesz­cze z pięć lat temu by­ła­by to mar­ti­ni. Obec­nie gu­sto­wa­łem w moc­niej­szych trun­kach. Roz­ło­ży­łem się na swoim sta­rym, roz­kle­ko­ta­nym fo­te­lu i słu­cha­łem ja­kiejś mu­zy­ki z radia. W końcu za­sną­łem.

 

Stary i prawie ślepy kot, któ­re­go nie­daw­no przy­gar­ną­łem sprzed dwor­ca cen­tral­ne­go, obu­dził mnie z mojej pi­jac­kiej drzem­ki. Je­dy­ny przy­ja­ciel moich ostat­nich dni. Cie­ka­we, czy też zdech­nie razem ze mną.

 

Mam marskość wą­tro­by. Zo­sta­ło mi naj­wy­żej kilka ty­go­dni życia, a mój organ ma wiel­ką ocho­tę za­mknąć mnie w drew­nia­nej skrzyn­ce, by po ja­kimś cza­sie ze­żar­ły mnie ro­ba­ki. Wpraw­dzie mam jesz­cze jedną szan­sę, prze­szczep cyber or­ga­nu, bio­nicz­nej i cho­ler­nie dro­giej wą­tro­by, ale za­wsze jest ja­kieś ale. Sami wie­cie, pie­przo­na ope­ra­cja, cho­ler­ni rzeź­ni­cy wy­pru­ją ze mnie flaki, po­ga­da­ją o po­go­dzie, by po kilku go­dzi­nach wszyst­ko wło­żyć z po­wro­tem przy mu­zy­ce "Mo­dern’s Tal­king”.

 

– Pie­przyć życie! – Wsta­łem i chcia­łem po­cią­gnąć z lacz­ka ko­cu­ra, ale tra­fi­łem ko­ścią pisz­cze­lo­wą w rurę od grzej­ni­ka. Całe szczę­ście, że leki prze­ciw bó­lo­we jed­nak dzia­ła­ją.

 

– Zga­dza się! Mam dwa­dzie­ścia pięć lat i ra­czej nie będę miał wię­cej! Game over!

 

Je­dy­ną cie­ka­wost­ką w moim nędz­nym życiu, była wódka. Wie­cie, mówią na mnie per czło­wiek wódka. Całe szczę­ście, że cho­ciaż mam spo­kój i mogę ostat­nie dni spę­dzić w sa­mot­no­ści.

 

Za­po­mnia­łem, prze­cież mam cho­ler­ne­go śle­pe­go ko­cu­ra. Może jakoś go nazwę?

 

– Ta­na­tos, chodź tutaj ty pie­przo­ny worku na pchły!

 

Ta­na­tos to dobre imię w mojej obec­nej sy­tu­acji, ale czy nie lep­sze bę­dzie imię Cha­ron? Wie­cie, o co mi cho­dzi.

 

Sie­dzę tak sobie na ganku mo­je­go roz­pa­da­ją­ce­go się domu, bo muszę. Dziś jest dzień wi­zy­ta­cji. Cho­ler­na pani dok­tor przy­cho­dzi i spraw­dza moje sa­mo­po­czu­cie. Ko­bie­ta jest cał­kiem w po­rząd­ku, uło­żo­na, wy­kształ­co­na i cał­kiem sek­sow­na. Szko­da tylko, że dziś nie mogę prze­gi­nać, dla­te­go wło­ży­łem czy­stą ko­szu­lę i spodnie. Nawet wy­rzu­ci­łem bu­tel­ki wa­la­ją­ce się po moim po­ko­ju i kuch­ni. Le­kar­ka przy­cho­dzi, daje mi kro­plów­kę, leki oraz in­for­mu­je mnie o ko­lej­ce do mojej cy­ber­ne­tycz­nej wą­tro­by. Ty­dzień temu usły­sza­łem, że po­dob­no je­stem o dwie osoby wyżej w ko­lej­ce. Teraz mam tylko sie­dem­set osób przed sobą, co ozna­cza ja­kieś trzy lata cze­ka­nia.

 

– Nie wy­trzy­mam tyle, nie wy­trzy­mam kurwa!

 

Le­kar­ka do­brze mnie trak­tu­je, więc nie prze­sa­dzam przy niej z pi­ciem i wy­pi­jam tylko jedną whi­sky, i nawet cza­sem zła­pię ją za cy­cusz­ki. Szko­da tylko, że to im­plan­ty, jak i resz­ta pani dok­tor. Przy­sy­ła­ją do mnie pier­do­lo­ne­go cy­bor­ga…

 

Więc dziś tylko jedna whi­sky, muszę być prze­cież przy­tom­ny. Ko­bie­ta zło­ści się na mnie, że piję, ale nic na to nie po­ra­dzę, bo kto by nie pił w mojej sy­tu­acji. Cho­ru­jąc na za­awan­so­wa­ną mar­skość wą­tro­by, żyje się bar­dzo krót­ko i wcale nie trze­ba pić, by zejść z tego świa­ta, a je­dy­nym le­kiem jest cy­ber­ne­tycz­ny organ pro­du­ko­wa­ny przez ja­kie­goś pie­przo­ne­go mo­no­po­li­stę z USA. Szko­da tylko, że stać na niego, wy­łącz­nie kogoś z do­cho­da­mi po­wy­żej mi­lio­na do­la­rów rocz­nie.

 

– Pier­do­lić cały ten syf dwu­dzie­ste­go dru­gie­go wieku!

 

Więc dzi­siaj przy­cho­dzi le­kar­ka, a ja mam już mocno w czu­bie. Wie­cie, dziś jest wiel­kie świę­to, dla­te­go otwo­rzy­łem drugą bu­te­lecz­kę whi­sky.W końcu są moje dwu­dzie­ste piąte uro­dzi­ny, ostat­nie, które będę ob­cho­dził!

 

Na­la­łem sobie szkla­necz­kę whi­sky. Na­la­łem tro­chę do za­kręt­ki od sło­ika i dałem ko­cu­ro­wi.

 

– No masz, no masz. – Za­chę­ca­łem sier­ściu­cha. Kot wsko­czył na mój sto­lik, po­wą­chał nie­uf­nie za­war­tość za­kręt­ki, prych­nął i uciekł przez okno we­ran­dy. Przy oka­zji po­trą­cił bu­tel­kę z trun­kiem, a ja w de­spe­rac­kiej pró­bie ra­to­wa­nia zło­te­go trun­ku, wy­pa­dłem z we­ran­dy na po­dwó­rze i wy­lą­do­wa­łem w wiel­kiej ka­łu­ży. Byłem wście­kły na ko­cu­ra i na sie­bie.

 

– Cho­le­ra! Co mi od­bi­ja, muszę się otrzą­snąć. Prze­cież nie mogę umrzeć z prze­pi­cia! Wy­gram tę walkę i od­zy­skam swoje życie!

 

Wsta­łem i otrze­pa­łem się z błota, gdy nagle usły­sza­łem war­kot sil­ni­ka. Po­li­cyj­ny ra­dio­wóz wje­chał na teren mojej po­se­sji. Dwa psy wy­sia­dły z wozu i przy­czła­pa­ły się pod moją we­ran­dę.

 

– Prze­pra­sza­my, że nie­po­ko­imy… w ta­kiej sy­tu­acji. Wiemy o pana pro­ble­mach zdro­wot­nych – po­wie­dział star­szy gli­niarz. Młod­szy pies tym­cza­sem wę­szył. Naj­pierw za­glą­dał do wnę­trza mojej we­ran­dy. Nie ukry­wam, że dzia­ła­ło mi to na nerwy. Nie­ste­ty mło­dzi po­li­cjan­ci mają tak we krwi. Chcą za­bły­snąć i szyb­ko awan­so­wać, więc szu­ka­ją dziu­ry w całym.

 

– Hej, może chcesz wejść do mo­je­go domu i po­ma­cać? – za­pro­po­no­wa­łem.

 

Młod­szy po­li­cjant zro­bił kwa­śną minę i wró­cił do ra­dio­wo­zu.

 

– Prze­pra­szam za part­ne­ra, jest w moim wy­dzia­le do­pie­ro od mie­sią­ca, ale to jest taki zły chło­pak.

 

– Dobry pies musi szcze­kać ka­pi­ta­nie. Na­pi­je się Pan whi­sky? – Na­la­łem szkla­necz­kę do pełna i po­da­łem ka­pi­ta­no­wi.

 

– Nie dzię­ki, je­ste­śmy na służ­bie. Zresz­tą ty także nie po­wi­nie­neś pić, bo mia­stecz­ko zrzu­ci­ło się na ten sztucz­ny organ dla cie­bie.

 

– Kurwa, ka­pi­ta­nie, do­pie­ro teraz mi to mó­wisz? – Wy­rzu­ci­łem bu­tel­kę z obrzy­dze­niem.

 

– Ale jak to moż­li­we. Prze­cież ko­lej­ki są ol­brzy­mie i do tego ubez­pie­cze­nie spo­łecz­ne, które po­kry­wa trans­plan­ta­cje tylko naj­bo­gat­szym! Skąd u licha, stuoso­bo­we mia­stecz­ko sko­ło­wa­ło ponad mi­lion do­la­rów. Zresz­tą, to dziw­ne, bo nikt mnie tutaj nie trawi oprócz pana ka­pi­ta­nie, więc niby dla­cze­go mie­li­by to dla mnie zro­bić?

 

Ka­pi­tan zbli­żył się do mnie i po­wie­dział coś, czego nie po­wi­nien nigdy ujaw­niać.

 

– Sprze­da­li­śmy pro­chy z po­li­cyj­ne­go ma­ga­zy­nu, ale nikt ci tego nie mówił. To nasza ta­jem­ni­ca.

 

Opi­sa­na sy­tu­acja może wy­da­rzyć się w przy­szło­ści wie­lo­krot­nie, jeśli spo­łe­czeń­stwo nadal bę­dzie po­dą­żać w stro­nę de­struk­tyw­ne­go i zło­dziej­skie­go ka­pi­ta­li­zmu.

Koniec

Koniec

Komentarze

A klikasz kopia robocza?

F.S

Kurde, wiem co jest grane. Nie wyświetla mi niektórych pól.

Może opera rozwiąże sprawę.

KrystynaUczySięPisać

Ja na chrómie i lisowej mam wszystko. Sprawdź czy masz aktualną przeglądarkę. 

F.S

Czy to rozsądne, ssj333, wrzucać kolejny źle napisany tekst, zamiast najpierw poprawić wcześniejsze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeśli chciałeś dać tekst do betowania, to nie powinien pojawiać się w poczekalni.

Pytanie kontrolne: czytałeś poradnik o betowaniu?

Pewnie jeszcze z pięć lat temu była by to martini.

Byłaby – w trybie przypuszczającym to jest jedno słowo.

Babska logika rządzi!

Mieliby, byłaby – proszę o jakiś poradnik, kiedy piszemy razem i osobno.

Akurat tego nie mogę znaleźć w google.

KrystynaUczySięPisać

Tu znajdziesz wszystko. Polecam.

A czy w tym tekście są jeszcze jakieś błędy?

KrystynaUczySięPisać

“byłaby to martini” – byłoby (martini jest rodzaju nijakiego)

“Dobry pies musi szczekać kapitanie.” – moim zdaniem, przed “kapitanie”, powinien być przecinek

“Zresztą ty także nie powinieneś pić” – moim zdaniem, po “zresztą”, powinien być przecinek

“Skąd u licha,” – moim zdaniem, po “skąd”, powinien być przecinek

 

O przecinkach niech się wypowie ktoś bardziej kompetentny. Sama mam z nimi problemy.

Masz bardzo dużo powtórzeń. Nieciekawe dialogi. Fabuła szczątkowa i właściwie o niczym. Brak jakiejkolwiek logiki w poincie (dlaczego policjanci ratują życie jakiegoś menelika?). Ostatni akapit jest taką pałą ideologiczną, że całość historii można traktować tylko jako nieudolną agitkę. 

Stary i prawie ślepy kot, którego niedawno przygarnąłem sprzed dworca centralnego, obudził mnie z mojej pijackiej drzemki. Jedyny przyjaciel moich ostatnich dni. Ciekawe, czy też zdechnie razem ze mną.

 

To zdanie chyba najlepiej świadczy o skali powtórzeń jakie występują w tekście. Poza tym nie ma on żadnej fabuły. Ot pijaczyna, pił i pił a potem przyszedł dobry pan policjant i obwieścił mu że sprzedawali dragi żeby zebrać hajs na nową wątrobę dla protagonisty. Słabe…

Następnym razem Autorze, wymyśl tekst z dobrze skonstruowaną fabuła, który opowiada o czymś konkretnym, wrzuć go na betalistę i ktoś zawsze pomoże ci w wyeliminowaniu błędów.

Dlaczego po ““Skąd u licha,” – powinien być przecinek?

KrystynaUczySięPisać

Bo to wtrącenie:)

I nie tylko po, ale i w środku. Wtrącenie to “do licha”.

Babska logika rządzi!

Tak też napisałam :)

thanx:)

KrystynaUczySięPisać

Hm… Nie ogarniam tego opowiadania. Znaczy, rozumiem, co chciałeś powiedzieć, rozumiem, co dzieje się w tekście, ale mimo wszystko całość tego tekstu wymyka się mojemu ogarnięciu. Jeden Bóg z maszyny za drugim.

Jedyną ciekawostką w moim nędznym życiu[,-] była wódka.

Masz później jeszcze w co najmniej jednym miejscu nadmiarowe przecinki. Przejrzyj sobie proszę zasady przecinkologii na sjp.pwn.pl 

mówią na mnie per człowiek wódka.

może: mówią na mnie “człowiek-wódka”. Miło mi, na mnie z kolei mówią “Ryba”, “Fiszu” albo “polej, chłopie” i na marskość wątroby nie narzekam… ;-P

 

Zapis dialogów sobie przejrzyj, bo jak dla mnie, jest miejscami błędny. Interpunkcja – np. brakuje znaku zapytania przy zdaniu pytającym. To nie jest list, więc “pan”, nie “Pan”.

 

Moim zdaniem bardzo słaby moralitecik, z dużą ilością błędów w krótkim tekście. Trochę lipa. Dlaczego śmiecisz w ten sposób? Dopracuj te teksty przynajmniej, żeby serce nie bolało przy czytaniu.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ojj, na ostatnim zdaniu strasznie mi zęby zgrzytnęły. Morał, i to zapodany łopatą, brr.

O błędach już pisali poprzednicy – interpunkcja, powtórzenia. Zobacz na przykład tutaj:

 

Kot wskoczył na mój stolik, powąchał nieufnie zawartość zakrętki, prychnął i uciekł przez okno werandy. Przy okazji potrącił butelkę z trunkiem, a ja w desperackiej próbie ratowania złotego trunku, wypadłem z werandy na podwórze i wylądowałem w wielkiej kałuży.

 

Scenka raczej mało ciekawa, choć te przemycane detale dotyczące świata zapowiadały, że może dokądś to pójdzie. Doszło tylko do tego zakończenia, które dla mnie tez pozostaje niejasne – dlaczego? A mógłby w tym być jakiś potencjał, jakaś ciekawa tożsamość pijaczka i jakiś wynikajacy z niej ciekawy twist w końcówce – ale zamiast tego jest morał.

 Jeszcze z technikaliów dotyczących struktury i kompozycji, przeanalizuj sobie ten akapit:

 

Więc dziś tylko jedna whisky, muszę być przecież przytomny. Kobieta złości się na mnie, że piję, ale nic na to nie poradzę, bo kto by nie pił w mojej sytuacji. Chorując na zaawansowaną marskość wątroby, żyje się bardzo krótko i wcale nie trzeba pić, by zejść z tego świata, a jedynym lekiem jest cybernetyczny organ produkowany przez jakiegoś pieprzonego monopolistę z USA. Szkoda tylko, że stać na niego, wyłącznie kogoś z dochodami powyżej miliona dolarów rocznie.

 

Wytłuszczone zdania są powieleniem informacji, które podałeś już wcześniej, powtórzenie ich jest zbędne, a w tak krótkim tekście – tym bardziej.

Gdzie w tym tekściku kryje się prawdziwa fantastyka? Czyli taka, której nie trzeba szukać ze szkłem powiększającym. Na czym polegała, w czym kryła się ważność protagonisty aż taka, że policjanci popełnili przestępstwo, byle ratować gościa?

Pozostaję z nadzieją, że w końcu napiszesz coś lepszego pod każdym względem. Czego Tobie szczerze życzę.

Zaczęłam czytać z pewnym zainteresowaniem, jednak koniec srodze mnie rozczarował. Szkoda. Pomijając pewne mankamenty techniczne (tu powtórzenie, tu błąd w zapisie dialogu, tu cośtam…) zapowiadało się całkiem nieźle… a zakończenie wyszło takie bezsensowne i nielogiczne.

 

Nie miałam okazji czytać innych tekstów Autora, po komentarzach jednak wnoszę, że nie wzbudziły one entuzjazmu. Czemu nie betować? O ile, drogi SSJ333, faktycznie chciałbyś zaprezentować tekst przemyślany, poprawiony i dopieszczony, przysiądź przysłowiowych fałdów i faktycznie go dopieść. Mogę spróbować pomóc.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka