- Opowiadanie: Hanzo - Złamanie (miniatura)

Złamanie (miniatura)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Złamanie (miniatura)

ZŁAMANIE

 

 

 

Złamałem rzeczywistość jednym rzutem monetą.

Brzmi niewiarygodnie, ale tak właśnie było…

Zdarza się, że powiemy lub zrobimy coś bez chwili namysłu ani żadnego wyraźnego powodu. Mówimy, bo to akurat przyniosła nam ślina na język i działamy, bo ręce zaświerzbiły tak, a nie inaczej. Zwykle chodzi o bzdurki, które zaraz rozpływają się w bezkresie trwania i nie pozostawiają po sobie żadnych konsekwencji. Myślę, że każdy mógłby przypomnieć sobie taki bezsensowny szczegół ze swojego życia – gdyby tylko się postarał, bo nie są to rzeczy, jakie zostawałyby w pamięci na dłużej niż chwilę czy dwie.

Czasami jednak najmniejsze, pozbawione celu działanie zostawia po sobie grubą, głęboką i brzydką bruzdę konsekwencji. Nieprzemyślane słowo niszczy wieloletnie małżeństwo. Zbędny ruch dłoni doprowadza do karambolu, w którym giną dziesiątki osób. Czy to niesprawiedliwe? Czy coś za tym stoi? Nie wiem. Wiem tylko, że nawet najbłahsze słowo lub ruch mogą poprzestawiać los człowieka, kraju bądź całego świata w sposób, jaki trudno byłoby sobie wyobrazić.

Tak właśnie złamałem rzeczywistość. Jednym ruchem i sześcioma nieprzemyślanymi słowami. Cały bajzel, jaki nas otacza, jest moją i tylko moją winą. Bo powiedziało mi się akurat tak, a nie inaczej.

W czasach sprzed złamania miałem bliźniaczkę – Wiolę. Chodziliśmy do różnych szkół, ale wracaliśmy po lekcjach tym samym autobusem. Mieszkaliśmy na zadupiu, więc z przystanku do domu musieliśmy przejść na piechotę jeszcze dwa kilometry.

Kochałem siostrę i uwielbiałem ją zabawiać, ale jak wiadomo, kiedy ludzie widują się i gadają ze sobą szmat czasu, racjonalne tematy muszą się wreszcie skończyć. Wtedy zaczyna się paplać o coraz głupszych rzeczach i wymyślać durnoty.

A ja tak kochałem ją rozśmieszać… Rosło mi od tego serce i robiło się cieplej w żołądku.

Któregoś dnia, podczas wspólnego spaceru, znalazłem monetę. Zwykłą dwugroszówkę. Rzuciłem przed siebie, pytając losu, czy wychowawca mojej klasy ma siuśka, czy nie ma. Wyszło, że nie ma. Uznaliśmy to z Wiolą za pewnik. Wszyscy mogą kłamać, ale moneta? W życiu!

Rzucanie monetą w orzekaniu o absurdalne sprawy stało się naszym codziennym rytuałem. Chyba trochę się uzależniliśmy od tego prześmiewczego hazardu. Dwugroszówka mówiła nam, kto, z kim i co robi, komu śmierdzą nogi, kto próbował (lub nie) swojej kupy. Wychodziły z tego pokręcone historie i było zabawnie…

Do czasu, gdy ni z tego, ni z owego spytałem:

– Jest Bóg, czy go nie ma?

Rzuciłem. Wiola zachłysnęła się ze zgorszenia, jak na religijną dziewczynę przystało, lecz śledziła tor lotu monety.

W chwili, gdy dwugroszówka uderzyła o asfalt, niebo nad naszymi głowami pękło. Po prostu się złamało. Na pewno pamiętacie ten moment, gdziekolwiek wtedy byliście.

Kolory oderwały się od rzeczy, czas prysnął we wszystkie kierunki świata, nazwy zmartwychwstały, a znaczenia się skrzywiły. Ze szramy na niebie polał się deszcz potwornych istot, materia zgwałciła formę, pomieszało się to, co żywe i umarłe.

Myśli zakwitły szkarłatem. Nierzeczywistość otworzyła ślepia. Świat złamał się na wszystkie strony…

 

*

 

Bóg istniał.

I nie był to Bóg, o którego istnieniu trzeba by wyrokować rzutem monetą.

Nie chciałby tego.

Chyba.

Niczego już nie jestem pewien. Nie wiem, gdzie się kończę, a gdzie zaczynam. Jem dźwięki, sikam myślami, spółkuję z barwami.

Złamałem się.

Jak wszystko.

Koniec

Komentarze

Ciekawy, metaforyczny tekst.

Pewnych pytań chyba lepiej nie zadawać :)

Nie zawodzisz, Hanzo. Maleńki to tekścik, ale zajmujący.

 

nie po­zo­sta­wia­ją po sobie żad­nych kon­se­kwen­cji. Myślę, że każdy mógł­by przy­po­mnieć sobie taki bez­sen­sow­ny szcze­gół ze swo­je­go życia… – Może: …nie po­zo­sta­wia­ją żad­nych kon­se­kwen­cji. Myślę, że każdy mógł­by przy­po­mnieć sobie taki bez­sen­sow­ny szcze­gół z własnego życia

 

bo nie są to rze­czy, jakie zo­sta­wa­ły­by w pa­mię­ci na dłu­żej… – …bo nie są to rze­czy, które zo­sta­wa­ły­by w pa­mię­ci na dłu­żej

 

Cały baj­zel, jaki nas ota­cza, jest moją i tylko moją winą.Cały baj­zel, który nas ota­cza, jest moją i tylko moją winą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo interesująca koncepcja. Nikt bohaterowi nie mówił, że hazard jest niezdrowy? ;-)

Misie.

Babska logika rządzi!

Przedziwne, ale interesujące.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie widzę związku pomiędzy zapytaniem, jest Bóg, czy Go nie ma, a późniejszymi wydarzeniami.

belhaj, regulatorzy, Finklo, bemiku, Adamie – dzięki za lekturę i komentarze! :)

Co do związku między pytaniem a późniejszymi zdarzeniami:

I nie był to Bóg, o którego istnieniu trzeba by wyrokować rzutem monetą.

Nie chciałby tego.

Przyjęta przeze mnie na potrzeby tego opowiadania idea Boga poczuła się urażona tym, że ktoś ośmielił się wyrokować o Jego istnieniu za pomocą rzutu monetą. Tak, to przedziwne, ale takie właśnie miało być według mojego zamysłu – dziwne, intrygujące, niepokojące.

Pozdrawiam! :)

Autorze, masz lekkie pióro do konstruowania ciekawych zdań i akapitów. Wciągający tekst. yes

Zabawne. Jedna uwaga. Właściwie pytanie. Wiem, jak złamanie wpłynęło na świat i samego narratora. A co z Wiolą?​

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Blacburn, fleurdelacour – dzięki za lekturę i komentarze! :)

Cóż, podejrzewam, że złamanie wpłynęło na Wiolę tak samo jak na cały świat, którego jest częścią ;)

Pozdrawiam!

Tekst mi się bardzo podobał. Pięknie napisany a opis złamania świata – po prostu miodzio!

Tylko, przyznać muszę, pomimo Twojej, Autorze, odpowiedzi, wciąż nie rozumiem, dlaczego Bóg miałby obrazić się za rzut monetą, do tego stopnia, żeby zepsuć stworzony wcześniej świat. Jeszcze rozgliżdżenie na miazgę Twojego bohatera tudzież Wioli bym pojęła. Ale wszystko?

Hmm... Dlaczego?

Dzięki za komentarz, Drewnian :)

Co do Twojego pytania, to przyznam, że nie zastanawiałem się nad tym podczas pisania, ale Twój tok rozumowania i dociekliwość są bardzo dobre. Jedyne, co mogę odpowiedzieć – może Bóg z tego opowiadania był okrutny/surowy ponad miarę? A może brakowało mu wiary w ludzi i uznał z góry, że wszyscy ludzie są takimi niedowiarkami jak bohater? Nie wiem, to otwarta sprawa, a interpretacja leży po stronie czytelnika ;) Mam ostatnio fazę na pisanie opowiadań, które trącają pewne struny i niepokoją, ale nie dają odpowiedzi. I zauważam, że takie pisanie jest fajne – porusza czytelników i uaktywnia ładną falę informacji zwrotnych. :)

Pozdrawiam!

Biedny ten bóg, zdecydowanie zaliczył załamanie nerwowe. Myślę, że moneta była przysłowiową kroplą przepełniającą czarę. Przeczytałam z zaciekawieniem. Trochę wstęp mi się wydał przydługi w porównaniu z resztą, natomiast zakończenie satysfakcjonujące.

Fajnie opisałeś relacje pomiędzy rodzeństwem, opis końca świata w kilku zdaniach też na bardzo wysokim poziomie. Mimo wszystko, interpretacja którą przedstawiłeś w komentarzach nie nasunęła mi się po lekturze tekstu jako coś oczywistego… Ale z trzeciej strony – ekonomika tekstu doskonała, napisałeś króciutkiego szorta, który zawarł w sobie w sam raz treści i jeszcze trochę :D. 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Bardzo ładny tekst. Metaforyczny, z nutą oniryzmu. 

Dłuższy byłby nudny.

F.S

Przypadek (pod postacią monety) zadecydował o istnieniu Boga i jest to Bóg przypadku, całkowite przeciwieństwo Stwórcy porządkującego chaos. Tak mi wyszło po lekturze tego szorta. :)

Mógłbym napisać, że tekst jest metaforyczny, ale chyba nie jest, bo ja go rozumiem całkiem dosłownie – tak, jak świat i wydarzenia opisał Twój bohater. Nie powiem, by pomysł mnie porwał, ale podobał mi się sposób, w jaki pomysł ten opisałeś. Zastanawia mnie jednak, jak mogłem pamiętać, że niebo się złamało, skoro prawdopodobnie niczego nie jestem pewien, bo nie wiem gdzie się kończę i gdzie się zaczynam? ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ciekawy pomysł i bardzo dobre wykonanie. Pomysł absurdalny – chociaż: czy na pewno? – ale w tej absurdalności konsekwentnie logiczny. Cała historia w jednej miniaturze… A wykonanie – cymes. Bardzo ładne zdania, dopracowane, nieśpiesznie opowiadana fabuła rozwija się jak wstążka. A tak powinno być.

Bardzo dobry jest nagły przeskok z takiej, wydawałoby się, zwykłej opowieści, do posępnego i dramatycznego finału.

Jedną mam uwagę – jeden tytuł niepotrzebny. No i chyba dodatek “miniatura” też. Rodzaj opowiadania wynika z określenia Tekstu.

Jak na Hanzo, chyba nietypowe opowiadanie, ale w tej nietypowości bardzo interesujące.

Powinno być w bibliotece, i to dawno, więc z przyjemnością kliknąłem tam, gdzie trzeba. 

Pozdrówka.

Miś zobaczył po przeczytaniu pierwszy komentarz Belhaja i pomyślał, że nic już nie musi dodawać. Poleca.

Nowa Fantastyka