- Opowiadanie: Lusbader - Zaolski

Zaolski

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zaolski

Pociąg zaczął zwalniać. Zauważył to po coraz wolniej przesuwającym się widoku za oknem. Odłożył książkę na stolik i zapatrzył się w krajobraz. Sam sobie jeszcze nie dowierzał, że zdecydował się na wyjazd. W rodzinnym Krakowie też mógł dobrze spędzić trzy dni wolnego. Jednak do zmiany decyzji nakłonił go list od wieloletniego mistrza szachowego, który przegrał mecz finałowy z 83 roku. Staruszek żył jeszcze, a tamten turniej był niesamowity zarówno pod względem sportowym, jak i pod względem tego, co się działo za kulisami.

Janusz Zaolski był genialnym graczem. Objawił się w 78 roku podczas lokalnego turnieju w rodzinnym mieście ówczesnego mistrza szachowego Tomasza Czerniaka. Zaolski bez trudu dotarł do finału i w kilku ruchach pokonał Czerniaka. Ten będąc prostym robotnikiem, który obrósł w piórka, nie wytrzymał tego i przewrócił stół z szachownicą. Zwyzywał Zaolskiego od najgorszych i opuścił turniej. Nikt się wtedy nie spodziewał, że będzie to początek wojny, jaką Czerniak wymyślił sobie przeciwko Zaolskiemu.

Spotykali się, co turniej. Każda ich gra była niesamowita. Jednak Zaolski nigdy nie przegrywał. Czerniakowi z wielkim trudem udało się kilka razy zremisować. Przełom miał miejsce podczas mistrzostw szachowych Polski w 1983 roku. To były ostatnie mistrzostwa przed wojną domową. Mistrzostwa zorganizowano w dworku w Igołomii należącym do Polskiej Akademii Nauk. Akurat zbiegło się to z wizytą amerykańskiego archeologa, który chciał przy współpracy polskich archeologów przeprowadzić badania w Polsce.

Zaolski w tym czasie był czynnie zaangażowany w ruch antykomunistyczny, a Czerniak na ochotnika zgłosił się do ZOMO. Każdemu zapewniono obstawę i ochronę. Zaolskiego pilnowali związkowcy, a Czerniaka milicjanci i zomo.

Oliwy do ognia dodali Wałęsa i Jaruzelski, którzy odwiedzili swoich graczy. Dziennik telewizyjny obszernie relacjonował ich wizyty w dworku w Igołomii.

Podczas meczu finałowego Czerniakowi udało się zdobyć przewagę i wygrać. Zaolski przyjął przegraną ze spokojem i pogratulował zwycięzcy. Tej samej nocy zarówno Wałęsa, jak i Jaruzelski zmarli. Jeden w hotelu robotniczym, a drugi w rządowym kurorcie wypoczynkowym. Obaj dokonali żywota o godz. 23:59.

Następnego dnia wybuchła wojna domowa.

Zamknął oczy i na moment powrócił wspomnieniem do liceum, na lekcję historii.

– To był najsmutniejszy i najtragiczniejszy rozdział w historii Polski XXw. – przypomniał sobie głos nauczycielki – Polacy stanęli przeciwko sobie w nierównej wojnie. Przy bierności Rosjan stacjonujących w Polsce, wynikającej z groźby jaką Amerykanie do nich wystosowali. Mało tego. Aby Rosjanie potraktowali ich groźbę poważnie zmobilizowali wszystkie swoje wojska i postawili w stan najwyższej gotowości. NATO także postawiono w stan najwyższej gotowości. Rosjanie odpowiedzieli tym samym i tylko szukali pretekstu, aby móc uderzyć. A w tym czasie Polacy prowadzili brutalną wojnę domową.

Otworzył oczy. Pociąg już wjeżdżał na stację.

Wojna domowa trwała do upadku ZSRR.

Stał przy drzwiach. Pociąg ślimaczym tempem toczył się po torze przy peronie. W końcu się zatrzymał. Przed drzwiami utworzyła się kilku osobowa kolejka. Młody mężczyzna stojący na peronie otworzył drzwi i pomógł starszej pani z wielką fioletową walizką wysiąść z pociągu. On wysiadł ostatni. Rozejrzał się, bo Zaolski wspomniał w liście, że ktoś go z pociągu odbierze. Peron powoli pustoszał. W końcu za budynku stacyjnego wyszła młoda kobieta. Znaleźli się wzrokiem i pomachała do niego, aby dać znak, że jego szuka. Wydawało mu się, że nawet się uśmiechnęła. Szedł powoli w jej kierunku. Ona też szła mu na spotkanie. Miała na sobie obcisłe dżinsowe spodnie, lekką koszulę i plecak. Włosy miała związane w kok.

– Pan Janusz dobrze ciebie opisał – obdarzyła go pięknym uśmiechem.

– Opisał? – zdziwił się.

– Tak – pośpieszyła z wyjaśnieniem – Obserwował twoje artykuły od roku, a dokładniej od artykułu „Przegrany mecz, przegrana szansa”

Dziennikarz przypomniał sobie ten artykuł, który popełnił rok temu. Uśmiechnął się na to wspomnienie, bo uważał je za swoje moralne zwycięstwo. Główny redaktor bardzo mocno sprzeciwiał się temu, aby artykuł został w ogóle opublikowany. Nie podobała mu się zawarta w nim teza. Dziennikarz stwierdzał, że gdyby Zaolski nie przegrał meczu nie doszłoby do ośmioletniej wojny domowej i wtedy można było by doprowadzić do rozmów między opozycją a rządzącymi krajem komunistami.

– Lisa – dziewczyna wyrwała go z zamyślenia.

– Słucham?

– Mam na imię Lisa –

– Miło mi.

– Wiem jak się nazywasz – przerwała mu – Nie musisz się przedstawiać.

– Zaolski mi za to płaci – pośpieszyła z wyjaśnieniem widząc jego zdziwienie – No i za zmywanie – znów się ładnie uśmiechnęła – Ale chodźmy już, bo Zaolski nie może się ciebie do czekać.

Szli w stronę auta, które jak się okazało Lisa zaparkowała niedaleko stacji.

– Zawiozę ciebie do hotelu, który wybrał. Jest pięć minut drogi od jego domu. – odezwała się do niego, gdy otwierała drzwi do czerwonego sportowego samochodu. – Zaolski chętnie by Cię ugościł w swoim niewielkim mieszkaniu, ale nie ma na to miejsca. Stąd takie rozwiązanie. Mam nadzieję, że nie jesteś tym urażony? – posłała mu kolejny piękny uśmiech.

– Nie skądże – odparł.

Krynica należała do tych miejscowości, którym udało się uniknąć szaleństwa związanego z InternetEye. Dziennikarz bacznie się rozglądał po różnych wystawach sklepowych, ale żadna z nich nie miała interaktywnej reklamy do której tak przywykł. W pewnym momencie, aż sięgnął do modułu Ieye, jak potocznie zwano InternetEye, aby upewnić się czy jest włączony. Działał poprawnie. Dla pewności przywołał menu i wykonał diagnostykę, aby mieć pewność, że jest wszystko ok z oprogramowaniem.

– Sprawdzasz czy z Ieyem wszystko ok? – dziewczyna jakby czytała w jego myślach. – W Krynicy na niewiele ci się przyda. Nawet w głównym domu zdrojowym pomyślano wszystko tak, aby nie było możliwości korzystania z tego cudu techniki. Wymyślono to jako uzupełnienie kuracji. – przerwała na chwilę i wydawało się, że coś sobie przypomina – Tak, to był ciekawy widok, jak managerowie i prezesi panikowali, gdy Ieye im nie działały. Pierwsze dwa dni były dla nich piekłem. Dopiero później sobie uświadamiali, jak bardzo są uzależnieni od tego urządzenia.

Lisa skręciła na drogę prowadzącą do Mochnaczkiej Niziny.

– Zaolski mieszka na uboczu – odezwała się po kilku minutach jazdy. – Nie przepada za turystami, których zawsze jest pełno w centrum.

– Nie zawozisz mnie najpierw do hotelu? – zdziwił się.

– Później – Lisa sprawnie wyprzedziła grupkę rowerzystów. – Zaolski najpierw chce z Tobą zjeść obiad – pośpieszyła z wyjaśnieniem.

Gdy z ciekawością obserwował okolicę, którą mijali dopiero w ostatniej chwili się zorientował, że Lisa zatrzymuje się na przystanku autobusowym.

– Jeszcze jedna sprawa – włączyła światła awaryjne i odwróciła się do niego – Proszę twoją komórkę i Ieye’a – wyciągnęła do niego rękę.

– Po co?

– Jeśli chcesz porozmawiać z Zaolskim muszę je sprawdzić.

– Nie wspominałaś o tym wcześniej – zdziwił się.

– Wcześniej nie było potrzeby.

Chwilę się wahał, ale w końcu podał jej telefon komórkowy i moduł Ieye’a, który zdjął z karku. Lisa ważyła oba urządzenia w dłoni i oglądała ze wszystkich stron.

– Ok – uśmiechnęła się i oddała mu jego własność.

– Już wszystko sprawdziłaś?

-Mhm – wyłączyła światła awaryjne i włączyła się do ruchu.

Był bardzo zaintrygowany tym, co przed chwilą się stało, ale nic nie odpowiedział.

Po kilku minutach jazdy Lisa skręciła w gruntową drogę. Dopiero za zakrętem za drzew wyłoniła się polana z domem pośrodku. Obok studni stał starszy mężczyzna. Dziennikarz domyślił się, że to musiał być Zaolski. Obserwował ich. Lisa zgasiła silnik i pierwsza wysiadła z auta. On wziął głęboki oddech i też otworzył drzwi.

Gdy podszedł bliżej Zaolski uśmiechnął się i wyciągnął rękę.

– Michalski Robert prawda?

– Tak – przywitał się za starszym mężczyzną.

– Musi Pan uaktualnić swoje zdjęcie na stronie gazety, bo wygląda Pan trochę inaczej. – Zaolski uważnie mu się przyglądał.

– Pan też nie przypomina mężczyzny ze zdjęcia z mistrzostw Polski w 1983 roku. – Michalski nie pozostał dłużny.

– Widzisz – Zaolski zwrócił się do Lisy, która stanęła obok studni – Mówiłem Ci, że warto go zaprosić.

Kobieta wzruszyła ramionami i patrzyła nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń przed sobą.

– Chodźmy – zaprosił Michalskiego do domu – Nie będziemy rozmawiać przy studni. – Zaolski odwrócił się jeszcze do Lisy – Jak skończysz, to przynieś wiadro z wodą.

Domek, w którym mieszkał Zaolski był parterowym budynkiem z zabudowanym poddaszem. Kamienne podmurowanie stanowiło solidną podstawę dla drewnianej konstrukcji. W związku z tym do drzwi wejściowych usytuowanych za werandą wchodziło się po schodach. Zaolski zatrzymał się na ostatnim stopniu.

– Dobrze mi tu – odezwał się niespodziewanie – Chociaż trochę nudno, ale dobrze. – ruszył w stronę drzwi.

– Mam naprawdę dobrą kawę – powiedział już w korytarzu prowadzącym do kuchni – Lisa zamawia ją, aż z Krakowa. – Gdy to powiedział do domu weszła Lisa.

– Nie będę wam przeszkadzać – uśmiechnęła się do nich – Jakbym była potrzeba, to jestem u siebie na górze – zakomunikowała i zniknęła na schodach prowadzących na poddasze.

– Jak minęła podróż? – Zaolski, choć był już starszym człowiekiem, był w doskonałej formie. Michalski nie był tym zdziwiony. W Krakowie i w Warszawie widział osiemdziesięciolatków, a nawet dziewięćdziesięciolatków uprawiających jogging. Medycyna pozwalała cieszyć się ruchem niemalże do samej śmierci. Niestety nie broniła jeszcze przed Alzhaimerem.

Na pomarszczonej twarzy Zaolskiego widać było skupienie, gdy sypał świeżo zmieloną kawę do dwóch porcelanowych filiżanek.

Michalski korzystając z okazji rozejrzał się po mieszkaniu. Większość miejsca na parterze zajmował przestronny salon, z którego było przejście do niewielkiej sypialni. Łazienka i schody na poddasze usytuowano w korytarzu wejściowym. Niewielka kuchnia była oddzielona od salonu ladą barową, przy której stało kilka wysokich krzeseł bez oparcia.

W salonie jedna ściana była przeznaczona na bogatą bibliotekę.

– Dobrze – odparł Zaolskiemu, gdy podszedł do regału z książkami i tak jakby chciał po zawartości biblioteki odgadnąć, z jakim człowiekiem na do czynienia.

– Zapraszam do stołu – od przeglądania tytułów na obwolutach wyrwał go głos Zaolskiego.

Michalski musiał przyznać, że tak dobrej kawy dawno mu nie podano. Zaolski oprócz kawy przygotował też spodeczek ze słodkościami. Gospodarz wypytywał Michalskiego o podróż i o pierwsze wrażenie Krynicy. Na każdą odpowiedź powoli kiwał głową i po chwili milczenia zadawał kolejne pytanie.

Gdy kawa została wypita Zaolski uznał, że można zacząć rozmawiać na sprawy poważne.

– Bardzo podobają mi się twoje artykuły – Podszedł do biblioteki i wyciągnął z półki pokaźny plik czasopism. – Masz dobry styl – wrócił do stolika – Najbardziej intrygujące są w twoich artykułach są źródła.

– Źródła? – Michalski się zdziwił.

– Tak – Zaolski uśmiechnął się i kontynuował – Zapewne masz dostęp do pewnego bardzo specyficznego zbioru dokumentów.

– Zbioru dokumentów?

– Widzę, że nie bardzo wiesz o, co mi chodzi.

– Przyznaję się, że jestem zdezorientowany.

– W pierwszym artykule twojego autorstwa, który miałem okazję przeczytać pojawiła się wzmianka o niejakiej Helenie – Zaolski sięgnął po wskazany artykuł. – O tutaj. „Podczas turnieju w Igołomii w otoczeniu Zaolskiego ważną osobą była Helena. Kobieta, której wszyscy się bali. Tak mi to przekazali świadkowie. Jednak..” – Zaolski spojrzał na Michalskiego. – Skąd wiesz, o Helenie? Wiesz, dlaczego pytam? – Zaolski stwierdził, że wyjaśni, w czym rzecz – Nikt do tej kobiety podczas turnieju nie zwracał się tym imieniem. Dlatego jeśli wiesz, o tym, że to była Helena, chcę wiedzieć skąd.

Michalski długo milczał za nim się odezwał.

– Półtora roku temu robiłem porządki u cioci i na strychu znalazłem szkatułkę ze skrytką.

– Kossakowska była twoją ciocią? – Zaolski się zdziwił.

– …. Tak – Michalski osłupiał.

– To wszystko wyjaśnia – Zaolski wstał – Przyjechałeś tutaj z Lisą?

– Tak.

– Czy w tej szkatułce było coś szczególnego, cos dziwnego? –

– W sumie, to nie – Michalski odpowiedział powoli.

– W sumie? – Zaolski odwrócił się do niego i podszedł bliżej – Dlaczego powiedziałeś w sumie?

– Na spodzie w jednym rogu był zapisany fragment wierszyka Brzechwy

– Fragment „Ptasiego radia”?

– Tak.

– Cholera – Zaolski zaklął – Kiedy twoja ciocia zmarła?

– Zaginęła w Ameryce południowej podczas wycieczki, na którą nagle postanowiła się wybrać.

– Dobra nasza – Zaolski niemal się uśmiechnął na tą wiadomość

– Jak to dobra nasza? – Michalski był kompletnie zdezorientowany.

Wtem na podwórze zajechały dwa samochody.

– Nie zgasili silników – Zaolski ostrożnie podszedł do okna – Na pewno nikt ciebie nie śledził?

– Dlaczego miałbym być śledzony?

– Bo twoje artykuły pozwalają na rozwiązanie pewnych kwestii – Zaolski szybko odparł – Mamy mało czasu. Lisa!

Z góry nikt nie odpowiedział.

– Wyłączyli ją – Zaolski podszedł do regałów z książkami. – Musiał dogadać się z Amerykanami.

– Możesz mi powiedzieć, co się dzieje?! – Michalski wstał i patrzył na krzątającego się Zaolskiego.

– Dobrze! – Zaolski na chwilę oparł się o regał – W swoim artykule „ Przegrany mecz, przegrana szansa” opisałeś ostrożnie to, co znalazłeś w zapiskach swojej cioci. O tego artykułu, w każdym kolejnym wspominałeś o Helenie jako ważnej sobie w otoczeniu opozycjonistów. I w końcu o ostatnim artykule, tym który został wyśmiany wspomniałeś o Korsynierach. Przede wszystkim, dlatego do ciebie napisałem, bo uznałem, że w końcu wojna została zakończona.

– To nie chciałeś, abym z Tobą przeprowadzić wywiad?

– A po co?

– To?

– Założyłem, że jesteś posłańcem od Bema, ale Ciebie przysłała Helena. – Zaolski znalazł to czego szukał – Jest! – pokazał Michalskiemu dwie grube książki na temat komunizmu.

Michalski stał skołowany na środku pokoju. Zaolski z książek wyciągnął dwa pistolety.

– Umiesz strzelać? – spytał

– Ciocia czasem zabierała mnie na strzelnice – odparł dziwiąc się swoim słowom

– Dobra ta ciocia. – podał mu jeden – Trzymaj.

– Ale to było dawno.

– To sobie przypomnij, bo goście na pewno nie przyszli porozmawiać.

Zaolski przeładował broń i przewrócił stolik robiąc z niego zasłonę.

– Celuj dobrze, abym nie musiał poprawiać. – rzucił obserwując korytarz i drzwi wejściowe.

– Skąd wiesz, że chcą nas zabić? – Michalski najpierw zadał pytanie, a dopiero po chwili zrozumiał, że odpowiedź jest oczywista.

– Zaufaj – Zaolski nie dokończył zdania, bo spostrzegł, że drzwi wejściowe lekko się uchylają. – Patrz na okna – wskazał mu na ogród.

Michalski spostrzegł mężczyznę zakradającego się od tej strony do domu. Nie zdając sobie do końca z tego sprawy przeładował broń i odbezpieczył. Od razu nie wiedzieć czemu poczuł się bezpieczniej. Czekał. Wtem Mężczyzna padł na ziemię trafiony w bok głowy.

– Panie … – szepnął do Zaolskiego, ale ten stanowczym gestem nakazał milczenie.

Do domu weszło dwóch mężczyzn. Pierwszy momentalnie spostrzegł przewróconą ławę. Zaolski to wykorzystał. Wychylił się na moment i strzelił dwa razy. Napastnicy padli martwi na podłogę.

– Dobra nasza. – Zdążył powiedzieć, gdy przez drzwi wejściowe wrzucono granat. Rozległ się wybuch i błysk. Michalski stracił orientację, zataczał się. Gdy chciał wykonać kilka kroków przewracał się, gdy próbował się podnieść upadał na podłogę. Zaolski też miał te same problemy. Ich przewaga momentalnie się rozpłynęła.

Pomieszczenie wypełniał dym, który dodatkowo utrudniał orientację. Michalskiemu wydawało się, że ktoś wszedł do środka. Widział postać stojącą nad Zaolskim i mierzącą z pistoletu w jego głowę. Podniósł się, aby coś zrobić. Jednak zamiast wstać na nogi upadł na kolana i zwymiotował.

Wtem zdało mu się, że słyszy dźwięk tłuczonego szkła. Wydawało mu się, że w salonie pojawił się ktoś jeszcze, ale wtedy świat całkiem zawirował i Michalski stracił przytomność.

 

Obudził się na tylnym siedzeniu samochodu. Bardzo bolała go głowa. Szum, którzy towarzyszył przebudzeniu ustępował i powoli odzyskiwał kontrolę nad swoimi zmysłami.

– Masz – usłyszał jeszcze jakby z dużej odległości. Zaolski siedzący na przednim siedzeniu obok kierowcy odwrócił się i podawał mu dwie tabletki – Zażyj i popij wodą. Butelkę masz obok siebie.

– Co się stało? – spytał, gdy odstawił butelkę od ust.

– W sumie to nic – odezwał się kierowca. Michalskiemu głos wydawał się znajomy, ale nie zdradził się z tym.

– W sumie?! – Zaolski się uniósł – Zwlekałeś z pomocą do ostatniej chwili.

– Zaskoczył mnie tym granatem.

– Myślałem, że ciebie nie da się zaskoczyć.

– Nie mam już 20 lat – kierowca odwrócił się do Zaolskiego i wtedy Michalski go poznał. To był życzliwy sąsiad jego cioci. Każdej jesieni ciocia pożyczała u niego narzędzia do prac porządkowych w ogrodzie.

– Pan Jamróz? – spytał, ale nikt mu nie odpowiedział.

– Chyba to było do ciebie – Zaolski zakładał Ieya.

– Co? – kierowca znów na moment odwrócił głowę – Ah tak. Słucham Cię młody człowieku? – popatrzył przez lusterko na Michalskiego.

– Pan nie nazywa się Jamróz –

– Niestety nie – na twarzy kierowcy zagościł promienny uśmiech.

– To moja ciocia też nie jest moją ciocią – szybko wywnioskował Michalski.

– Tu się jednak mylisz. Twoja ciocia była twoją ciocią i jako jedna z niewielu mieszkała pod swoim prawdziwym nazwiskiem – kierowca pośpieszył z wyjaśnieniem.

– To był jeden z warunków układu z Bemem – dodał Zaolski, który już sobie poradził z uruchomieniem urządzenia i właśnie podłączał się do sieci. – Bem zażyczył sobie zawsze wiedzieć gdzie jest Helena.

– Dobrze – Michalski starał sobie wszystko dobrze poukładać – Powiedzcie mi dlaczego moja ciocia, Helena – szybko dodał – jest taka ważna?

– W końcu zadajesz właściwe pytania – skomentował kierowca.

– Kierowała Krukami – odparł Zaolski.

– Krukami?

– Nazwijmy to takim elitarnym oddziałem do zadań specjalnych – Zaolski już coś sprawdzał w sieci.

– A ja jestem jednym z nich – kierowca uśmiechnął się do lusterka.

– Ale ze mnie cham – Zaolski oderwał się od swoich zajęć – Czarniecki – wskazał na kierowcę.

– A ty jesteś Robert Michalski – odezwał się Czarniecki – przecież się znamy.

– Z widzenia – dodał Michalski.

Przez chwilę jechali w milczeniu. Michalski oparł się o oparcie i zamknął oczy.

Zaolski przeglądał sieć i co jakiś czas szeptał coś pod nosem. Czarniecki był skupiony na prowadzeniu samochodu i nic po za tym go nie interesowało.

– Gdzie jedziemy? – Michalski stwierdził, że przynajmniej to musi wiedzieć. Na razie miał za duży mętlik w głowie, aby zadawać inne pytania.

– Do Rzeszowa – pierwszy odezwał się Zaolski.

– Po co?

– Musimy spotkać się z jednym człowiekiem, który trochę nam rozjaśni sytuację.

– Z kim?

– To się Kościuszko ucieszy, że wyciągamy ciężkie działa. – wtrącił się Czarniecki.

– Jak już wspomniał Czarniecki, jedziemy spotkać się z Kościuszko. – Zaolski odłożył Ieya. – Mam nadzieję, że jego zapał jest dalej taki żywy.

– Nawet mnie nie strasz – odparł Czarniecki – Gdyby Kościuszko stracił swój pazur, to uwierzyłbym, że ma być koniec świata.

– Co ten  robi? – Michalski ostrożnie spytał.

– Kiedyś miał drukarnię, a teraz …. –

 

Do Rzeszowa przyjechali pod wieczór. Zatrzymali się niedaleko dworca, przy jednej z kamienic. Ruch na ulicy był dość spory, bo w jednej z ogromnych galerii zorganizowano promocję, której finał miał miejsce dzisiejszego wieczoru.

– Już nie mogę się doczekać komentarza Kościuszki w tej sprawie – Zaolski się uśmiechnął.

– Celna uwaga – zgodził się z nim Czarniecki – A czy wyjaśniliśmy role Kościuszki naszemu młodemu przyjacielowi?

– W sumie to nie bo, prawie całą drogę przespał –

– To może… -

– Wiem, wiem – przerwał mu Zaolski – Ani ty, ani ja nie chcemy, aby go Kościuszko wystraszył.

– Ale wiesz, że teraz przyszło mi do głowy – zaczął myśl Czarniecki

– Nie zostawimy go, bo Helena nam tego nie wybaczy – Zaolski bezbłędnie odczytał jego myśl.

Wchodzili po stromych i krętych schodach na trzecie piętro.

– Od kiedy mieszka w takim miejscu? – Zaolski zatrzymał się na chwilę, aby złapać oddech.

– Na pewno od czasu, gdy jest na emeryturze – Czarniecki zatrzymał się przed drzwiami mieszkania.

– Kościszko był odpowiedzialny za zbieranie i analizowanie informacji. On dbał o to, abyśmy wiedzieli wszystko o śledzących nas komunistach. I wiedzieliśmy. Jest trochę dziwny i potrafi być wredny, ale bez niego nie damy sobie rady – Zaolski wykorzystał moment, gdy Michalski na niego czekał – No możemy już iść – po chwili obaj stanęli obok kruka. Czarniecki nacisną dzwonek.

– Kogo diabli niosą o tak później porze?! – z mieszkania doszedł ich podniesiony męski głos.

– Nie wiecie, że… – drzwi otworzył im starszy chudy mężczyzna z białą brodą. Zamarł na chwilę i poprawił sobie okulary – Kurwa…

– Będziemy tak tu stać, czy nas zaprosisz do środka – odparł Zaolski.

– No tak! – Kościuszko zniknął w głębi mieszkania – Baśka mamy gości. Szykuj herbatę. Nie! Co ja gadam. Dawaj wódkę!

Czarniecki i Zaolski weszli do środka.

– Zamknij za sobą drzwi. – ten ostatni zwrócił się do Michalskiego.

Siedli w niewielkiej kuchni. Żona Kościuszki krzątała się przy kuchence gazowej, a gospodarz postawił na stole butelkę wódki i kieliszki.

– Dobrze się spotkać ze starymi przyjaciółmi – Kościuszko był w doskonałym humorze.

– Też się cieszę, że ciebie widzę. – Zaolski rozglądał się po mieszkaniu – Masz jakieś papierosy?

– Już – podał mu.

Zaolski wyciągnął jednego, obrócił go kilka razy w rękach i dopiero wtedy włożył do ust.

– Mieszkanie jest bezpieczne  – zaznaczył Kościuszko.

– Wiesz, że na pewno jesteś pod obserwacją – Zaolski zapalił papierosa i mocno się zaciągną.

– Wątpię – gospodarz też zapalił papierosa. – Wiedziałbym o tym.

– Moja obecność tutaj …

– Jest złamaniem umowy – Kościuszko obracał papierosa w dłoni – Zgaduję, że nie pojawiłeś się z troski o moje zdrowie. – nie czekając na odpowiedz Zaolskiego kontynuował – O waszej akcji nie poinformowano w żadnym serwisie informacyjnym. Czarniecki mi dał znać, że jest z wami wszystko ok.

– Ty go wysłałeś?

– Poprosiłem go, aby miał oko na Helenę. Z początku nie chciała się zgodzić, ale wymogłem to na niej, bo ustaliłem, co się stało w Magdalence.

– Udało ci się? – Zaolski był pod wrażeniem.

– Bem tam nas zdradził. – spojrzał na Michalskiego, który otworzył usta ze zdziwienia. – Po wojnie domowej, gdy już wszystkich komunistów powiesiliśmy za jaja Bem sobie wymyślił restrukturyzację. Chciał przystosować opozycję do nowych realiów. Powyrzucał z Korsynierów wszystkich niepotrzebnych.

– Na mnie wydał wyrok śmierci – wtrącił się Zaolski.

– Helena nie wiedzieć czemu jeszcze mu wierzyła i zawarła z nim układ. Całe szczęście była na tyle sprytna, że nie wspomniała krukach, które przeżyły masakrę pod Radomiem.

– Radom możemy pominąć – odezwał się Czarnecki stojący w wejściu do kuchni.

– Racja – Kościuszko poprawił okulary. – Pamiętacie jak w Magdalence Bem się na nas obraził? Miało to miejsce podczas drugiej lub trzeciej nocy.

– Wiem tyle ile udało mi się dowiedzieć od Lisy – znów wtrącił się Zaolski.

– Do twoich układów z Amerykanami się nie wtrącam. Wybraliśmy mniejsze zło i tyle. – doddał do komentarza Zaolskiego i kontynuował – Bem chciał uzyskać władzę absolutną. Przyzwyczaił się do jednoosobowego rządzenia, na które zdecydowaliśmy się podczas wojny domowej.

– To już wiemy – Zaolski delikatnie ponaglał Kościuszkę.

– W Magdalence był ze swoim synem, któremu na gorąco wszystko opowiadał nie dbając o używanie pseudonimów i gdy obecny tu młody człowiek rozpoczął pisanie tego cyklu artykułów, młody Bem zaczął działać. – Kościuszko strzepał popiół do popielniczki – A jako premier ma dużo możliwości.

– Dobra – Zaolski przyjął do wiadomości analizę Kościuszko – Wytłumacz mi tylko jeszcze jedną sprawę. Nasz młody kolega rozpoczął pisanie artykułów, gdy znalazł szkatułę Heleny, czyli swojej cioci.

– Puszkę. – poprawił go Kościuszko

– Co to ma do rzeczy? – wzruszył ramionami – Szkatułka, albo puszka – urwał i popatrzył prosto w oczy  gospodarzowi. – Legendarna puszka Pandory Heleny. Zawsze myślałem, że jest to jeden z jej blefów.

– A jednak ona istniała.

– Ile musiałeś ją do tego przekonywać? – Zaolski spoważniał.

– To był wspólny pomysł – Kościuszko zgasił papierosa.

– Nie wierzę, że Helena się na to zgodziła.

– Czy ktoś może mi powiedzieć o co chodzi? – Michalski postanowił, że w końcu spróbuje się dowiedzieć w czym dokładnie uczestniczy.

– Wykorzystali nas – odpowiedział smutno Zaolski – Najpierw ciebie, a potem mnie. Aby nie wdawać się szczegóły powiem tylko tyle, że oni tak jak Bem przed którym się ukryłem, chcą dostać się do Chimery.

– Masz na myśli ten projekt laserowej bomby atomowej realizowany w czasach Gierka? – Michalski kilka lat temu interesował się tym tematem, ale utknął na zbieraniu notatek do artykułu – Przecież to nie zostało zrealizowane.

– Na nieszczęście się im udało – Zaolski nie podzielał jego entuzjazmu – Robili to w szczególnej tajemnicy. Nikt nie chciał, aby Rosjanie się o tym dowiedzieli. Dlatego cały dowódczy beton tamtych czasów nie wiedział o projekcie.

– I wtedy na scenę wkracza Zaolski – wtrącił się Kościuszko – Dowiaduje się o tym, że oddział opozycjonistów wchodzi w posiadanie Chimery. Wykrada ją sprzed nosa Bema i przekazuje Amerykanom.

– Bem tak jak Ty i Helena chciał tego użyć na bezbronnych obywatelach – zaprotestował Zaolski.

– Na naszych wrogach!

– Na Polakach.

– Bomba bombą – Michalski nie wierzył, że tak lekko wypowiada te słowa – ale co ma z tym wspólnego Bem i jego syn?

– To też jest dla nich zaskoczenie – Odezwał się Zaolski – Nie spodziewali się, że młody Bem poskłada sobie wszystko w jedną całość.

– To co teraz? – bezradnie spytał Michalski.

– Czekamy na Pana premiera. – Kościuszko się do nich uśmiechnął – Wódki?

– Dziwi mnie, że i Ty się na to zgodziłeś? – Zaolski zwrócił się do Czarnieckiego.

– Za Radom dostęp do Chimery nam się należy. – obojętnym odparł zapytany.

– Nie próbuj go przekonywać. – Kościuszko nalał sobie wódki. Michalski spostrzegł, że jest bardzo z siebie zadowolony – Powiem ci jeszcze jedną rzecz.

Wiemy o drugiej bombie. – powiedział to z wielką satysfakcją.

– Domyśliłem się – Zaolski odparł spojonym głosem – Bez tej wiedzy wasze działanie byłoby pozbawione sensu.

– Tak, więc wszystko jasne.

 – Już jest.– Żona Kościuszki wyjrzała przez okno.

– Jest punktualny – Kościuszko spojrzał na zegarek. – Gdy pan premier zasiądzie z nami przejdziemy do interesów.

– Zobaczymy – odparł Zaolski.

Rozległo się pukanie do drzwi. Kościuszko skinął głową Czarnieckiemu, aby otworzył drzwi.

– Witamy Pana premiera – Kościuszko wstał, aby powitać schludnie wyglądającego czterdziestoletniego mężczyznę ubranego w garnitur.

– Przejdźmy do rzeczy – głos premiera, choć tak doskonale znany Michalskiemu z telewizji, wydawał się bardzo nieprzyjemny.

– Miałem nadzieję, że pan premier napije się z nami wódki.

– Źle myślałeś. Chcę tą sprawę w końcu załatwić i mieć już zamkniętą. – Pan premier stał przed stołem. Michalski zauważył, że Czarniecki nie wrócił do pokoju. Gdy chciał na to zwrócić uwagę nagle zgasło światło.

Rozległo się kilka błysków i światło zaświecono ponownie. Czarniecki stał tak jak poprzednio w drzwiach, jakby nigdy nic się nie stało. Natomiast na miejscu Kościuszki siedział premier. Zaolski siedział spokojnie tak jak wcześniej.

Obok stołu leżały ciała Kościuszki i jego żony.

– Dobra ta wódka – premier odstawił pustą literatkę. – Nie lubię takich sytuacji.

– Rozumiem – Zaolski się z nim zgodził – Są kłopotliwe.

– Dobrze Pan to ujął – premier się uśmiechnął. – Skontaktowali się ze mną Amerykanie, którzy poinformowali mnie o całej sprawie.

– Przepraszam, że był pan zmuszony do takiej interwencji.

– Takie życie, taki kraj – premier wzruszył ramionami – Tego nie zmienię.

– Mój układ z Amerykanami jest dalej aktualny?

– Tak, jak najbardziej. Tutaj nic nie uległo zmianie.

– Mam nadzieję, że za niedługo już się wszystko skończy.

– Gdyby mój ojciec nie był takim szaleńcem, to byłby pan już wolny, a tak…. – premier bezradnie rozłożył ręce.

– Ptasie radio. – skomentował Zaolski

– Waśnie – premier wstał – Nic już tu po mnie.

Zaolski też wstał. Podali sobie dłoń i premier wyszedł.

– Czy ktoś może mi powiedzieć, co się tutaj właściwie stało?– Michalslki odważył się zapytać, gdy już zostali sami.

– Bem wraz z Kościuszką chcieli za wszelką cenę wykorzystać Chimerę, aby pokazać wszystkim, na co ich stać. Gdy wspominał o tym synowi podczas rozmów w Magdalence ten był tym przerażony, choć nie podzielił się swoimi wątpliwościami z ojcem.

– A zdrada, którą niby wykrył Kościuszko?

– Bem tak bardzo chciał użyć Chimery, że rozwalił Korsynierów i tym samym pozbawił Kościuszkę realnej władzy. A to go bardzo zabolało. Stąd pewnie wspomniał o zdradzie.

– A moja ciocia?

– Żyje. – Zaolski wstał i dał znak Czarnieckiemu, że będą wychodzić –

– Skąd to wiesz?

– Wierszyk „Ptasie Radio” był hasłem oznaczającym zdradę we własnych szeregach. Sens tej wiadomości, był znany mi, Helenie i pozostałym przy życiu krukom oraz młodemu Bemowi. Koniec końców uznaliśmy, że dobrze będzie mieć swojego człowieka przy Bemie.

– I to wszystko? – Michalski był zdziwiony takim rozwojem sytuacji.

– Kto wie? – Zaolski wzruszył ramionami – Jedno jest pewne, jeszcze spotkamy.

– Oby nie, bo nie nadążam, za wami staruszkami.

– Chodź – Zaolski go ponaglił – Nic tu po nas.

– Powiedz mi jeszcze jedno.

– Nie wiem czy to premier strzelał – Zaolski przewidział jego pytanie.– Ale to nie wykluczone.

– Ale…

– Też jest dzieckiem Korsyniera.

– Czyli…

– Już jesteś wplątany w naszą historię.

– To jeszcze nie koniec?

– Hmm – Zaolski zatrzymał się na progu mieszkania – Na dzisiaj tak.

Wyszli z mieszkania, a Czarniecki zamknął za nimi drzwi.

Koniec

Komentarze

“Szedł powoli w jej kierunku. Ona też szła mu na spotkanie.“ – ojej, co za napięcie

 

“– Pan Janusz dobrze ciebie opisał[+.]oObdarzyła go pięknym uśmiechem.“

 

“– Tak – pośpieszyła z wyjaśnieniem[+.] – Obserwował…”

 

“– Tak – pośpieszyła z wyjaśnieniem – Obserwował twoje artykuły od roku, a dokładniej od artykułu „Przegrany mecz, przegrana szansa”

Dziennikarz przypomniał sobie ten artykuł, który. Uśmiechnął się na to wspomnienie, bo uważał je za swoje moralne zwycięstwo. Główny redaktor bardzo mocno sprzeciwiał się temu, aby artykuł został w ogóle opublikowany.“

Miej litość…

 

“– Lisa[+.]dDziewczyna wyrwała go z zamyślenia.“

 

“– Mam na imię Lisa –“ – brak znaku interpunkcyjnego, zbędny dywiz. Czemu kilkukrotnie kończysz w taki sposób kwestie dialogowe?

 

Zaprzestaję poprawiania błędów w dialogach. Za dużo ich. W sensie: w każdym dialogu. Zerknij, proszę, na jakiś poradnik pisania dialogów. Przynajmniej tutaj.

 

“chętnie by Cię ugościł“ – a czemu cię wielką literą? W tekstach beletrystycznych nie ma powodów, by używać wielkich liter dla słów “tobie”, “cię” itp. Widziałeś to w jakiejkolwiek książce? Nie. Wielkie litery stosuje się tylko w bezpośrednich zwrotach do adresata, na przykład w listach.

 

“Przyjechałeś tutaj z Lisą?“ – to bardzo głupie pytanie zważywszy, że Zaolski widział, z kim przyjechał bohater…

 

“O tego artykułu“ – O artykułu…?

 

“– Ciocia czasem zabierała mnie na strzelnice“ – strzelnicę

 

Wtem Mężczyzna padł na ziemię trafiony w bok głowy.“ – to bardzo ważny mężczyzna, najwyraźniej, skoro przez M

 

“Michalski spostrzegł mężczyznę zakradającego się od tej strony do domu. Nie zdając sobie do końca z tego sprawy przeładował broń i odbezpieczył. Od razu nie wiedzieć czemu poczuł się bezpieczniej. Czekał. Wtem Mężczyzna padł na ziemię trafiony w bok głowy.

– Panie … – szepnął do Zaolskiego, ale ten stanowczym gestem nakazał milczenie.

Do domu weszło dwóch mężczyzn.“

 

“– Nie mam już 20 lat“ – dwudziestu, słownie.

 

“Ah tak.“ – Ach

 

“A czy wyjaśniliśmy role Kościuszki“ – rolę

 

Przeczytałam. Ale przyznam, że sens do mnie nie dotarł.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To na pewno miał być tekst konkursowy? Bo ani temat się nie zgadza, ani limit znaków…

Strasznie to wszystko chaotyczne, wiem jeszcze mniej niż bohater.

Jeśli chodzi o wykonanie – mnóstwo literówek, czasem interpunkcja kuleje, niekiedy masz brzydkie powtórzenia – siedział na siedzeniu, oparł się o oparcie…

który przegrał mecz finałowy z 83 roku.

Liczby raczej słownie. Tu i w wielu innych przypadkach też.

– Gdzie jedziemy?

Dokąd. Dziennikarz powinien o tym wiedzieć.

Babska logika rządzi!

Pogubiłem się bardzo szybko i chyba niewiele zrozumiałem, a szkoda.

F.S

Lusbaderze, czy zechciałbyś wyjaśnić, o co chodzi w tym fatalnie napisanym opowiadaniu?

 

Po­ciąg za­czął zwal­niać. Za­uwa­żył to po coraz wol­niej prze­su­wa­ją­cym się wi­do­ku za oknem. – Powtórzenie.

 

który prze­grał mecz fi­na­ło­wy z 83 roku. – Raczej: …który prze­grał mecz fi­na­ło­wy w osiemdziesiątym trzecim roku.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

za­rów­no pod wzglę­dem spor­to­wym, jak i pod wzglę­dem tego, co się dzia­ło za ku­li­sa­mi. – Powtórzenie.

 

Prze­łom miał miej­sce pod­czas mi­strzostw sza­cho­wych Pol­ski w 1983 roku. To były ostat­nie mi­strzo­stwa przed wojną do­mo­wą. Mi­strzo­stwa zor­ga­ni­zo­wa­no… – Powtórzenia.

 

Za­ol­skie­go pil­no­wa­li związ­kow­cy, a Czer­nia­ka mi­li­cjan­ci i zomo.Za­ol­skie­go pil­no­wa­li związ­kow­cy, a Czer­nia­ka mi­li­cjan­ci i ZOMO.

 

Oliwy do ognia do­da­li Wa­łę­sa i Ja­ru­zel­ski… – Oliwy do ognia do­la­li Wa­łę­sa i Ja­ru­zel­ski

Domyślam się, że to element fantastyczny.

 

naj­tra­gicz­niej­szy roz­dział w hi­sto­rii Pol­ski XXw. – …naj­tra­gicz­niej­szy roz­dział w hi­sto­rii Pol­ski dwudziestego wieku.

 

Przed drzwia­mi utwo­rzy­ła się kilku oso­bo­wa ko­lej­ka.Przed drzwia­mi utwo­rzy­ła się kilkuoso­bo­wa ko­lej­ka.

 

W końcu za bu­dyn­ku sta­cyj­ne­go wy­szła młoda ko­bie­ta.W końcu zza bu­dyn­ku sta­cyj­ne­go wy­szła młoda ko­bie­ta.

 

Miała na sobie ob­ci­słe dżin­so­we spodnie, lekką ko­szu­lę i ple­cak. Włosy miała zwią­za­ne w kok. – Powtórzenie.

Włosów nie związuje się w kok, kok się upina.

 

wtedy można było by do­pro­wa­dzić do roz­mów… – …wtedy można byłoby do­pro­wa­dzić do roz­mów

 

bo Za­ol­ski nie może się cie­bie do cze­kać. – …bo Za­ol­ski nie może się cie­bie docze­kać.

 

jak ma­na­ge­ro­wie i pre­ze­si pa­ni­ko­wa­li… – Proponuje wersję spolszczoną: …jak mena­dże­ro­wie i pre­ze­si pa­ni­ko­wa­li… 

 

Lisa skrę­ci­ła na drogę pro­wa­dzą­cą do Moch­nacz­kiej Ni­zi­ny.Lisa skrę­ci­ła na drogę pro­wa­dzą­cą do Moch­nacz­ki Ni­żnej.

 

wy­łą­czy­ła świa­tła awa­ryj­ne i włą­czy­ła się do ruchu. – Powtórzenie.

 

Do­pie­ro za za­krę­tem za drzew… – Do­pie­ro za za­krę­tem, zza drzew…

 

On wziął głę­bo­ki od­dech i też otwo­rzył drzwi. – Oddech to wdech i wydech. Można głęboko nabrać powietrza, można głęboko oddychać, ale nie można wziąć głębokiego oddechu.

 

Musi Pan uak­tu­al­nić swoje zdję­cie na stro­nie ga­ze­ty, bo wy­glą­da Pan tro­chę ina­czej. – Zwroty grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Domek, w któ­rym miesz­kał Za­ol­ski był par­te­ro­wym bu­dyn­kiem za­bu­do­wa­nym pod­da­szem. – Powtórzenie.

 

Lisa za­ma­wia ją, aż z Kra­ko­wa.Lisa za­ma­wia ją, aż w Kra­ko­wie.

 

że tak do­brej kawy dawno mu nie po­da­no. Za­ol­ski oprócz kawy przy­go­to­wał też spode­czek ze słod­ko­ścia­mi. – Powtórzenie.

Na spodeczku, z racji jego wielkości, zapewnie więcej słodkości się nie zmieściło, niż zmieściło.

 

Tak mi to prze­ka­za­li świad­ko­wie. Jed­nak..” – Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Mi­chal­ski długo mil­czał za nim się ode­zwał.Mi­chal­ski długo mil­czał, zanim się ode­zwał.

 

Czy w tej szka­tuł­ce było coś szcze­gól­ne­go, cos dziw­ne­go? – Literówka.

 

Za­gi­nę­ła w Ame­ry­ce po­łu­dnio­wej pod­czas wy­ciecz­ki… – Za­gi­nę­ła w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej, pod­czas wy­ciecz­ki

 

Za­ol­ski nie­mal się uśmiech­nął na wia­do­mość – Brak kropki na końcu zdania. wiadomość.

 

Wtem zdało mu się, że sły­szy dźwięk tłu­czo­ne­go szkła. Wy­da­wa­ło mu się… – Powtórzenie.

 

Szum, któ­rzy to­wa­rzy­szył prze­bu­dze­niu ustę­po­wał i po­wo­li od­zy­ski­wał kon­tro­lę nad swo­imi zmy­sła­mi. – Jakim sposobem szum odzyskuje kontrolę nad swoimi zmysłami?

 

Mi­chal­ski oparł się o opar­cie i za­mknął oczy. – Powtórzenie.

 

i nic po za tym go nie in­te­re­so­wa­ło. – …i nic poza tym go nie in­te­re­so­wa­ło.

 

je­dzie­my spo­tkać się z Ko­ściusz­ko. – …je­dzie­my spo­tkać się z Ko­ściusz­ką.

 

– Kie­dyś miał dru­kar­nię, a teraz …. – Zbędna spacja przed wielokropkiem, który powinien mieć tylko trzy kropki.

 

Sie­dli w nie­wiel­kiej kuch­ni. […] Za­ol­ski roz­glą­dał się po miesz­ka­niu… – Siedząc w kuchni, rozglądał się po mieszkaniu?

 

dod­dał do ko­men­ta­rza Za­ol­skie­go i kon­ty­nu­ował… – Literówka.

 

Za­ol­ski przy­jął do wia­do­mo­ści ana­li­zę Ko­ściusz­ko… – Za­ol­ski przy­jął do wia­do­mo­ści ana­li­zę Ko­ściusz­ki

 

chciał tego użyć na bez­bron­nych oby­wa­te­lach… – …chciał tego użyć na bez­bron­nych oby­wa­te­li

 

Chcę spra­wę w końcu za­ła­twić… – Chcę spra­wę w końcu za­ła­twić

 

Mi­chal­ski za­uwa­żył, że Czar­niec­ki nie wró­cił do po­ko­ju. Gdy chciał na to zwró­cić uwagę nagle zga­sło świa­tło. – To zauważył, czy dopiero chciał zwrócić uwagę?

 

Roz­le­gło się kilka bły­sków i świa­tło za­świe­co­no po­now­nie. – Błyski było słychać? Paskudne powtórzenie.

 

Po­da­li sobie dłoń i pre­mier wy­szedł. – Dwóch podało jedną dłoń?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, że Autor nie raczył zareagować w żaden sposób na komentarze czytelników. A szkoda. Niemniej, ja swój jurorski obowiązek spełniłem i opowiadanie przeczytałem. Komentarz właściwy otrzymasz w odpowiednim czasie, mości Lusbaderze. Teraz zaznaczam tylko, że tu zajrzałem.

 

,

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Widzę jakiś pomysł na historię alternatywną końcówki PRL, z grą wywiadów, frakcji politycznych i bombą w tle. Taki pomysł przydałoby się dobrze ograć. U ciebie, mimo jakiegoś rozwiązania akcji, brak satysfakcjonującej mnie konkluzji. Główny bohater, przez większość czasu bierze bierny udział w fabule, nie przyciągnął mnie, z kolei tytułowy Zaolski był dla mnie, jako czytelnika, za daleko.

Tekst szarpie się od zdarzenia do zdarzenia, akcja, dialog, akcja, deus ex czyli Jamroz, dialog, akcja, dialog. W dialogach, jeśli pominąć atrybucje, trudno rozróżnić co i kto mówi – a ludzie przecież mają swoje maniery, powiedzenia…

Tempo również za szybkie, infodump środowiskowy podany w jednej pigule na start (zero przyjemności w odkrywaniu świata przedstawianego). Zabieg z użyciem nazwisk/pseudonimów historycznych generałów polskich, walczących o niepodległość, ciekawy, ale nie wykorzystałeśwykorzystałeś jego potencjału moim zdaniem.

 

Uważam, że tekst wart przemyślenia i przepisania. Jeżeli miał tylko służyć prezentacji pomysłu, to obmysl jeszcze trochę bardziej interesującą fabułę, żeby nie było lipy ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dziękuję za przeczytanie i poprawy. Wstyd mi, że sam tego nie wychwyciłem i nie poprawiłem.  Nie odpisywałem na komentarze, bo szybko zdałem sobie sprawę z tego, że opowiadanie jest słabe. Pomysł był nawet dobry, ale wykonanie żenujące. Szkoda tylko, że dotarło to do mnie dzień po wysłaniu opowiadania. …

Słowo klucz, to: dyskwalifikacja. Rozumiem troszeczkę nagiąć wytyczne, ale niemal dwiesta procent normy? Ło Panie, to nie przejdzie. Ale i tak szacuken, bo przebiłeś nawet mnie. Na pocieszenie powiem Ci, że jak na mój gust, to z tematyką konkursu się jednak wstrzeliłeś.

 

Słowo klucz, v2.0: Chaos.

Twoja opowieść jest popyrtana jak składniki w bigosie. A to źle. Choć bigos sam w sobie zjadliwy. Jak to bigos. Tyle że być jak bigos, a być bigosem, to jednak dwie osobne kwestie. Intryga, którą nam serwujesz, jest stanowczo przekombinowana. A chaotycznie i często nieskładnie zapisane dialogi tylko sprawę utrudniają. Kim są Korsynierzy?, Kim są Kruki?, Kto komu zajumał bombkę?, Kto wygrał wojnę?, O co ta wojna w ogóle?, Dlaczego ktoś zabił Kościuszków? Dlaczego, skoro Kościuszkowie byli wrogami, częstowali wódką (a może byli wrogami, bo częstowali wódką… nieschłodzoną? ;), Czyimi byli wrogami? Jak się wyłącza Lisę?, Kto ją wyłączył? Kim byli ci smutni faceci w czarnych garniturach, którzy próbowali zabić bohaterów w Krynicy? Dlaczego całe piekło rozpętało się akurat w chwili, gdy Michalski spotkał się z Zaolskim? Po co to w ogóle, kurde, było? I co z tym wszystkim mają wspólnego szachy? Przynajmniej na część tych pytań pewnie znalazłbym odpowiedź sam, jeszcze raz analizując tekst. Problem polega na tym, że mi się nie chce. Albo inaczej, żebym został dobrze zrozumiany: rozwiązania tych zagadek nie frasują mnie tak bardzo, bym miał ochotę ponownie zagłębiać się w gąszcz wszystkich tych splątanych ze sobą i zupełnie niejasnych informacji. Jednym słowem, fabuła tego tekstu jest jak włoskie wojsko podczas drugiej światowej: Bordello, bum bum!

 

Z wykonaniem też jest niewiele lepiej. Że warsztat masz bardzo niedoskonały, użytkownicza brać już Cię uświadomiła. Ja tylko powtórzę, co najważniejsze: Interpunkcja miota się totalnie, zjadasz słowa, gubisz podmioty, zdarzają Ci się zdania kulawe, robisz błędy w zapisie dialogów (choć na to specjalnej uwagi nie zwracałem), wydaje mi się, że nadużywasz zaimków. Pozwolę sobie wspomnieć też co nieco o stylu. Przy czym jest to moja subiektywna opinia, a nie wiedza objawiona i wyznacznik jedynie słusznego kierunku. Pierwsze, co mnie uderzyło – choć, prawdę mówiąc, nie przeszkadzało za bardzo, a raczej nie przeszkadzałoby, gdyby… ale o tym za chwilę – to bardzo komentatorski styl. Ty nie opowiedziałeś swojej historii, Ty ją zrelacjonowałeś.

Zaletą takiego pisania jest to, że można łatwo kontrolować tempo akcji, zwłaszcza przyspieszać (tak mi się przynajmniej wydaje), a wadą (i to mi się już z pewnością nie wydaje) jest między innymi wypranie tekstu i jego bohaterów z wszelkich emocji. Owszem, możesz napisać, że ten czy tamten “był smutny” albo “wyglądał na szczęśliwego”, ale nie dajesz czytelnikowi szansy na rzeczywiste odczucie nastroju bohaterów. A jeśli nie można się z nimi “komunikować” na poziomie uczuć czy emocji, to są oni nam zupełnie, ale to zupełnie obojętni. Ani ich lubimy, ani kochamy, ani nienawidzimy. Nie życzymy im też ani dobrze, ani źle, a ich losy nie robią na nas żadnego wrażenia.

Śmierci Kościuszków nie chciało mi się skwitować nawet wzruszeniem ramion. Sam tekst też na tym cierpi, bo staje się suchy, beznamiętny, po trosze wręcz nudny. Chyba, że umiejętnie i świadomie prowadzi się taką narrację. Ale to cholernie trudne i chyba mało komu wychodzi. Fanów takiego stylu też ie ma zbyt wielu, z tego co wiem.

Tobie, o dziwo, udało się wybronić przed niektórymi zarzutami, bo opowiadanie mimo wszystko wciągnęło mnie i zaciekawiło. Byłoby jednak dużo lepiej, gdybyś wywalił, powiedzmy… z połowę opisów, zwłaszcza opisów czynności. Tekst jeszcze bardziej zyskałby na dynamice (choć zasadniczo i tak nie ma co narzekać, bo mimo tego, iż mamy jedną krótką scenę, gdzie naprawdę pojawia się jakaś akcja, a cała reszta jest po prostu totalnie przegadana, opowiadanie i tak trzyma w napięciu), byłby o wiele przejrzystszy i czytelniejszy, a co za tym idzie pewnie też i bardziej zrozumiały. No i może zmieściłby się w limicie konkursowym ;)

Generalnie, to nie jest tak, że ja narzekam na styl, w jakim prowadzona jest narracja. Chodzi bardziej o to, żeby Ci uświadomić, że występuje takie zjawisko. Możesz spróbować z tym powalczyć, a możesz też rozwijać się w tym kierunku, bo i czemu nie? Jak już mówiłem, niewiele osób pisze w ten sposób (nawet w artykułach coraz więcej jest przekazów emocjonalnych samego autora), więc to może być czymś w rodzaju Twojego atutu. Kiedyś, w przyszłości, bo na razie długa droga przed Tobą.

Bohater też zasadniczo nie byłby tutaj tak naprawdę potrzebny. Robi głównie (nie wyłącznie, ale przede wszystkim) za rolę pretekstu do tłumaczenia, o co w ogóle w opowiadaniu chodzi.

 

Krótko: pomysł jakiś jest, klimat też udało Ci się wykreować bardzo fajny, jak w amerykańskich filmach szpiegowskich, ale wykonanie – przede wszystkim warsztat – i totalne fabularne “bum bum” kładą tekst niemal po całości.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka