- Opowiadanie: rapprochement - Kłamstwo

Kłamstwo

Obiecałem, że pomiędzy długimi opowiadaniami pokażę się od trochę innej strony. Na początek spróbowałem się w szorcie.

 

Serdecznie dziękuję Skullowi za owocne betowanie. ;-)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kłamstwo

Obudził się kilka chwil przed ósmą. Na stoliku obok budzika leżała kartka. „Kochanie! Tak się cieszę, że udało Ci się dostać na dzisiejszą rozmowę z Profesorem! Trzymam kciuki! Widzimy się wieczorem. Kocham Cię, N.”. Przetarł oczy i wstał z łóżka, żeby przygotować się do wyjścia.

***

 – Z panem porozmawiam o kłamstwie. – Siedzący na wielkim skórzanym fotelu, Profesor z namaszczeniem ugniatał tytoń w fajce. – Czy kłamstwo jest złe?

– Owszem, ma zabarwienie pejoratywne – odpowiedział kruchej postury młody człowiek w garniturze, siedzący naprzeciwko.

– A zatem, nie wolno kłamać?

– Tego uczą nas rodzice i kapłani.

Krzesło, na którym siedział młodszy rozmówca, było twarde i bardzo niewygodne.

– A co z mówieniem niecałej prawdy? Zgadza się pan, że pół prawdy to całe kłamstwo?

– Absolutnie.

Na twarzy Profesora przez jedno uderzenie serca zagościł nikły uśmiech. Uśmiech właściwy ludziom w podeszłym wieku. Smutny uśmiech, bo w reakcji na przywołane wspomnienia. Samotny uśmiech, bo nie ostał się już nikt, kto pamiętałby to samo, wysłuchał i zrozumiał.

– Czy niewiedza usprawiedliwia kłamstwo? – Uderzenie serca minęło. – Jeśli powie pan, że mamy szesnastą, nie wiedząc, że jest godzina siedemnasta, skłamie pan?

– Powiem nieprawdę – zaczął niepewnie. Profesor odpalał w tym czasie fajkę. – Nie będzie to celowe kłamstwo.

Ze wszystkich stron otaczały ich masywne regały wypełnione książkami, które niemal pachniały starością i mądrością. W gabinecie mieściły się też zdobione komody z ciemnego drewna, w kącie stała prosta lampa, a podłogę pokrywał ciemnozielony dywan. Młody człowiek nie czuł się komfortowo. Choć pokój był na pierwszy rzut oka przytulny, panowała w nim ciężka, nieprzyjemna atmosfera.

– Twierdzi pan, że kłamstwo jest kłamstwem tylko wtedy, gdy jest świadome? – Tytoniowy dym z fajki siwego mężczyzny unosił się powoli. – Naukowcy sprzed Einsteina nie kłamali, po prostu nie wiedzieli, że myślą nieprawidłowo, tak? Nie zmienia to jednak faktu, że ich teorie, przynajmniej w części, są nieprawdziwe. Czy dąży pan do rozróżnienia nieprawdy i kłamstwa?

– Być może umownie. Słownikowo są synonimami. Można przyjąć, że kłamstwo jest świadome, a mówienie nieprawdy to działanie nieumyślne.

– Zostawmy to, na razie. – Gęsty obłok spowijał już twarz Profesora. Ostra woń tytoniu drażniła nos. – Zadam panu pytanie. Wie pan, co robiła pańska matka w dzieciństwie? Prawdopodobnie tak pan myśli. Na podstawie jej własnych opowieści. Rozważmy tu dwie rzeczy. Pierwsza: opowieści te są z całą pewnością subiektywne. Druga: jestem przekonany, że nie opisują całego dzieciństwa. Wynika z tego, że nie zna pan całej prawdy o dzieciństwie swojej matki. Co za tym idzie – całej prawdy o pańskiej matce. Sam pan powiedział – pół prawdy, całe kłamstwo.

– Chce pan przez to powiedzieć, że mój obraz matki jest zakłamany?

– Niech pan sam to oceni. Niepełny, to pewne. To samo tyczy się każdego innego człowieka, o którym twierdzimy, że go znamy.

– Wynika z tego, że wszystko co wiemy, jest kłamstwem… lub umową, w myśl konwencjonalizmu.

– Prawda jest nieosiągalna, niczym platońskie idee. Nie sposób się nie zgodzić. Nasza wiedza jest relatywna. – Profesor z wolna wypuszczał dym z ust. Zdawało się, że niemal cały gabinet wypełnia delikatna tytoniowa mgła. Przylegała do mebli, zaglądała między książki, próbowała wkraść się za ciężkie zasłony na oknie. – Sceptycyzm poznawczy i metodologiczny zarazem, co pan na to?

– W myśl tych postulatów, równie dobrze możemy teraz nie istnieć. Zresztą czas też jest tylko kwestią subiektywnej obserwacji. W nihilistyczny sposób zaprzeczmy wszystkiemu.

– Nic nie istnieje. Zgadza się pan z Gorgiaszem. – Pomarszczona dłoń oplatająca profesorską fajkę, odsunęła ją od ust. – A gdyby tak wszystko istniało? Miał pan kiedyś sen tak realny i zbliżony do życia, że po przebudzeniu nie mógł pan stwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło, a co tylko wyśniło? Mówi się, że pisarz powołuje do życia bohaterów. Żyją, w jego myślach. Według tego, co przed chwilą ustaliliśmy, myśli mogą być równie prawdziwe, ba, nawet prawdziwsze, niż świat materialny. Zresztą poniekąd są materialne.

– Idąc tym tropem, cały wszechświat może być myślą jakiejś istoty.

– I mogą istnieć całe wszechświaty w naszych myślach. Niekończąca się spirala, w górę i w dół. – Profesor zakasłał głośno, rozwiewając dym wokół siebie. – Wciąż stresuje się pan tą rozmową?

– Będąc szczerym, tak. Wydaje mi się, że nie nadążam za pańskimi myślami i nie wiem, dokąd to wszystko zmierza. – Woń tytoniu była tak mocna, że niemal mógł ją przegryzać, czuć jej smak. Wpełzała do ust i nosa, powoli wypełniała wnętrze ciała. – A koniec końców, od wyniku rozmowy będzie zależało całe moje przyszłe życie.

– Życie, które równie mocno nie istnieje, co istnieje.

– Wciąż jednak mi na nim zależy.

Stary człowiek poprawił się na fotelu i uśmiechnął. Zupełnie inaczej niż przedtem. Tajemniczo… i niepokojąco.

– Pan pozwoli, że coś zademonstruję. Niech pan zamknie oczy. – Posłuchał. – Niech pan zamknie je mocno i skupi się na czerni, którą widzi.

Starał się wykonać polecenie, lecz nie widział czerni, a kolorowe kształty. Kręciły się na wszystkie strony i migotały. Zapach tytoniu stał się nieznośny. Figury przed oczyma przyspieszały. Tytoniowy swąd natarczywie wdzierał się do nosa. Nadeszły mdłości. Świat wirował w ciemności. Krzesło zniknęło. Spadł na podłogę?

Oplotła go czarna pustka.

***

Obudził się kilka chwil przed ósmą. Na stoliku obok budzika leżała kartka. „Kochanie! Straszna szkoda, że nie udało Ci się dostać na dzisiejszą rozmowę z Profesorem. Nie martw się, poradzimy sobie bez tego. Widzimy się wieczorem. Kocham Cię, N.”. W ustach czuł nikły posmak tytoniu. Długo leżał na łóżku.

Koniec

Komentarze

Interesująca rozmowa dwóch panów. Ale końcówka z tych najbardziej oklepanych, których nie lubię. Być może interpretacja powinna być jakaś inna, jednak moja pierwsza aż się narzuca. A jeśli nawet powinnam przyjąć alternatywną, to nie rozumiem, co wynika z demonstracji.

Zgrzytnął mi Profesor dużą literą w dialogu.

Babska logika rządzi!

Finkla – “Profesor” używane jest tu jako nazwa własna, a nie nazwa zawodu. Uważam zatem, że użycie wielkiej litery w dialogu jest konsekwencją powyższego. Chociaż po przyjrzeniu się (chyba w dwóch miejscach występuje to w dialogu) nie jestem pewien, czy to na pewno niepoprawne, choć być może mało zgrabne. Tak czy siak, zmieniłem, lepiej będzie się czytało.

Co do zakończenia – nie wiem, jaki przebieg wydarzeń jest dla Ciebie najoczywistszy. ;-) Sam widzę kilka, a jeśliby zagłębić się w tekst i pociągnąć zawarte tam przemyślenia dalej, można by pewnie znaleźć kolejne i kolejne, w miarę rozwoju rozważań. W zamyśle, to rozmowa obu panów jest motorem interpretacji sytuacji, przedstawionych na początku i na końcu.

Ciekawy, pełen odniesień i filozofii tekst.

Chociaż czytając zakończenie nie mogłem oprzeć się wrażeniu że Profesor nie palił tytoniu tylko opium.

Profesor odpalał w tym czasie fajkę. ---> od czego odpalał?

Sceptycyzm poznawczy i metodologiczny zarazem, co pan na to?  ---> otwierasz zdanie twierdzeniem, nie zamykasz pytajnikiem.

Nie poruszyło mnie, bo i jak miałbym się przejąć siedemsetnym dwudziestym trzecim tekstem pod hasłem “wszystko jest względne”. Żeby chociaż inaczej się kończył…

Nie lubię gadania o filozofii, ale rozumiem, że na tym opiera się ta gałąź nauki 

(choć nie cała, dzięki Bogu). Nie dotarło do mnie, ale zgrabnie napisane.

F.S

Ponieważ nie umiem palić, przeczytałam opowiadanie z pewną przykrością, bo kiedy wyobraziłam sobie smugi dymu, układające się w warstwy szczelnie wypełniające pomieszczenie, w którym toczyła się rozmowa, zrobiło mi się słabo. I duszno. Jednakowoż doczytałam Kłamstwo do końca, nie mając pewności, czy przesłanie do mnie dotarło.

Wszystko to, najprawdopodobniej, przez ten zawiesisty dym.

 

Ty­to­nio­wy dym z fajki si­we­go męż­czy­zny po­wo­li uno­sił się do góry. – Czy istniała możliwość, by unosił się do dołu?

 

Po­marsz­czo­na dłoń opla­ta­ją­ca pro­fe­sor­ską fajkę, od­cią­gnę­ła ją od ust. – Raczej: Po­marsz­czo­na dłoń opla­ta­ją­ca pro­fe­sor­ską fajkę, od­sunę­ła ją od ust.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

FoloinStephanus – dzięki za komentarz i przeczytanie wszystkiego, pomimo że to nie Twoja tematyka. :)

 

regulatorzy – potknięcia poprawiłem. Co do Twoich odczuć – nie wiem, na ile to kwestia mocnej niechęci do tytoniu, a na ile natarczywych opisów. Żywię nadzieję, że chociaż odrobinkę można tu zapisać na konto obrazowości słowa, a to już cenna dla mnie wskazówka. ;)

Opowiadanie zawiera zbędną klamrę w postaci listow, które osadzają jego akcję w świecie nie mającym dla niej żadnego znaczenia. Informację o tym, że spotkanie nie przyniosło zamierzonego skutku, można przecież zawrzeć w zasadniczej części tekstu.

Marcin Robert – spróbuj przeczytać klamrę raz jeszcze, nie ma w niej (w tej końcowej części) informacji o tym, że “spotkanie nie przyniosło zamierzonego skutku”, jak napisałeś. Jest:

Straszna szkoda, że nie udało Ci się dostać na dzisiejszą rozmowę z Profesorem.

 

 Nie mogę sugerować właściwej interpretacji (bo nigdy takowej nie ma), lecz z całą pewnością nie jest to poranek po odbytej rozmowie, wynika to z tekstu. ;)

Ograniczę się do stwierdzenia, że tekst nie zrobił na mnie wrażenia :) Bo tak na dobrą sprawę z tekstu nie wynika nic oryginalnego. Chociaż sam pomysł na poprowadzenie tekstu nawet ciekawy, bo ująłeś to w sposób możliwe najbardziej oszczędny, sprowadzając do rozmowy.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka