- Opowiadanie: rinos - Pan Misio - Trefny wybór

Pan Misio - Trefny wybór

Uwaga: jedynym motywem fantastycznym są gadające zwierzęta. 

Uwaga: jest to początkowy fragment opowieści, tyle tylko do tej pory zostało napisane.

Liczę na uwagi, krytykę, pochwały oraz przede wszystkim pomysły, cóż może się dalej wydarzyć.

Poniższe, to ciąg dalszy “Pana Misia – Czy lisy śnią o gadających kurach”, który ukaże się drukiem w najbliższych tygodniach. Z góry dziękuję za wszelką pomoc.

Oceny

Pan Misio - Trefny wybór

Poranne słońce migotało na powierzchni strumienia. Pan Misio stał przy brzegu i cierpliwie wpatrywał się w przejrzystą toń. Rozmyślał właśnie o swoim nosie. Jaki jest ogromny i czarny. O tym, jak potrafi wyczuć jedzenie z dużych odległości. Przez chwilę wierzył nawet, że świetny węch pomaga mu zwietrzyć rybę w wodzie. Nagle pstrąg przepłynął tuż obok jego łap. Pan Misio nie zwrócił na niego uwagi. Nadal kontemplował swój narząd powonienia.

Po chwili wyszedł z wody. Jednak nie złowi dzisiaj ryby. Czy codziennie musi łowić? Zagłębiając się w las, rozmyślał o swoich łapach. O tym, jakie są silne i szerokie. O tym, jak pozwalają mu biegać bardzo szybko. Mógł zedrzeć pazurami korę ze stuletniej sosny, by najeść się spływającą żywicą. Wolał tego nie robić, bo takie drzewa wyglądały później przygnębiająco, gdyby jednak musiał… ha!

Powolnym krokiem ruszył w stronę barłogu. Musiał porozmawiać z Niedźwiedzicą. Od zeszłego lata nastawienie pana Misia do wielu spraw uległo zmianie. Po długiej chorobie, zaczął więcej rozmyślać. Był jakby mniej skory do działania. Nadal przy gwałtownych ruchach czuł ból w barku, który dawał do myślenia i uprzytamniał, że nie chce tego powtórzyć.

Idąc statecznym krokiem, w końcu dotarł do barłogu. Zastał tam panią Misiową wciąż jeszcze pogrążoną we śnie. Przysiadł z boku i cierpliwie czekał, aż się ocknie..

– Piękny dzień dzisiaj – zaczął rozmowę.

– Uhu, piękny. – Niedźwiedzica łypnęła okiem i przeciągnęła się rozkosznie. Budzenie się u boku tego Misia sprawiało jej przyjemność.

Pan Misio od razu przeszedł do rzeczy:

– Wiesz, od postrzału wiele myślałem. Posłuchaj…

I od zdania do zdania wyłożył jej efekt swoich przemyśleń.

Niedźwiedzica przysiadła na tylnych łapach, słuchając słów Niedźwiedzia. Gdy skończył, powiedziała:

– Moim zdaniem, kompletnie zgłupiałeś na starość. Zobaczysz, że nie będziesz miał więcej spokoju, a zamieszania pięć razy tyle! Ale skoro tak postanowiłeś, znajdź Wiewiórkę i poproś, żeby zgromadziła wszelkie leśne stworzenia. Wyjaśnisz im, co ci strzeliło do głowy. – Po czym Niedźwiedzica wtuliła nos we własny bok i udała, że zasypia z powrotem. Pan Misio nie nabrał się na to, zrozumiał jednak, że rozmowa jest zakończona i ruszył na poszukiwanie Wiewiórki.

 

***

 

Pagórek nie był porośnięty drzewami. Była to w zasadzie polana w kształcie pagórka. Pan Misio stał na zboczu. Przed nim, poniżej, zgromadził się tłum ciał i ciałek leśnych zwierząt, ciekawych, co Pan Lasu ma im do powiedzenia.

– Kochani współmieszkańcy Lasu – zaczął Niedźwiedź. – Przyszedł taki czas, żeby powiedzieć, że to wszystko będzie wasze! – Zrobił szeroki gest łapą. – Ja chcę już tylko odpocząć. Chcę, by władcą Lasu zostało jedno z was. Może to być każde, to które sami wybierzecie, choćby najmniejsze i najsłabsze. Zawsze będzie mogło zwrócić się do mnie po pomoc, ale tylko we wtorki! – Misio zmrużył łobuzersko oko. – Wilk pewnie też chętnie pomoże…

Niedźwiedź spojrzał na Wilka. Ten odpowiedział przytomnym spojrzeniem i szczeknął:

 – Ale tylko w czwartki!

– To daje wam dwa dni w tygodniu – kontynuował Niedźwiedź – gdy będziecie mogły odwołać się do naszej siły. Powinno wystarczyć, by zapewnić władzy autorytet.

Tłum zwierzaków zafalował. Były bardzo zaskoczone, a w wielu łebkach pojawiły się rojenia o sprawowaniu urzędu. Prawdę mówiąc, im łebek głupszy, tym wspanialsze snuł rojenia.

Większość jednak zdawała sobie sprawę, że to mrzonki. Kilkoro z nich naprawdę nadawało się do władzy, więc zgłosiło swe kandydatury. Wilczyca uniosła pysk wysoko i zawyła.

 – Ja, ja będę kandydować! Choć nie sądzę, bym kiedykolwiek mogła równać się z Panem Misiem, to jednak szczeniaki mam odchowane, co nieco o życiu wiem, muszę myśleć o dalszej karierze. Będę kandydatką!

Gdyby zwierzęta umiały bić brawa, pewnie by je usłyszała. Zamiast tego rozległa się seria świstów, chrząknięć i prychnięć. Szmer łapek na igliwiu, delikatne tupanie i szelest liści, o czymś musiały świadczyć, trudno było jednak powiedzieć o czym.

W tym momencie odezwał się Lis:

 – Ja bym chciał wystawić Kurę! – oświadczył. – Jest światową obywatelką, zna nie tylko Las, ale i zagrodę Człowieka. Piąte przez dziesiąte umie czytać. Z naszymi się dogada i z gospodarskimi również. Jest u nas popularna, znosi znakomite jajka i mogłaby poświęcić się leśnej polityce, bo nie planuje dzieci ani rodziny!

Lis również otrzymał porcję owacji.

– Ko, koniecznie? – Kura aż przysiadła z wrażenia.

– Nie masz wyjścia. Kura rządzi albo koniec z Kurą – wyjaśnił Lis zawiłości interpersonalne.

Szmery pośród tłumu zwierząt nasiliły się, by chwilę później opaść.

Na zebraniu była obecna także młoda, wielkooka bobrzyca. To ona zaproponowała kandydaturę pana Bobra. Doskonale zdawała sobie sprawę, że będzie on trudnym przeciwnikiem dla pozostałych, miał już bowiem poparcie własnego, dość licznego klanu.

W przyciszonych rozmowach przyznawano lewicującym bobrom sporo racji.

Teraz zajęli głos także inni, zaliczający się do mrocznych typów:

Pierwszy odezwał się zachrypniętym głosem pająk.

 – Ja chcę zgłosić kandydaturę Borsuka. – Przez chwilę milczał, pozwalając tej informacji dotrzeć do świadomości słuchaczy. – Jest świetnym przywódcą! Borsuk, żmija i ja razem zrobiliśmy niejeden paskudny numer. My stworzymy komitet Borsuka!

Teraz Borsuk uniósł się na tylnych łapach i pomachał obiema przednimi. Nie można być tego pewnym, ale ponad lasem uniósł się odgłos puchacza, który właściwie powinien o tej porze spać. Złowrogie hu, hu rozległo się wśród drzew.

– ….i Puchacz – dokończył zadowolony pająk.

– Czy to już wszyscy kandydaci? – zapytał Pan Misio, mając nadzieję, że tak, bo usłyszawszy zgłoszenia, zaczynał zgadzać się z Misiową, że co jak co, ale bałagan z tego będzie.

Nagle odezwał się wielki i tłusty Jeż.

– Ja chcę! Ja wiem! Ja mam! – wołał jak opętany – A JEŻ CHCE TEŻ!

– Dobrze – kontynuował Miś. – Skoro mamy już listę kandydatów, to podpowiem wam jeszcze, jak wymyśliłem, żeby to wszystko przeprowadzić. – Otóż Wiewiórka…

Wiewiórka od razu stanęła słupka. Jakoś brak jej było śmiałości, by samej kandydować, miała jednak głębokie przekonanie, że tego typu zdarzenie bez jej udziału nie miałoby sensu.

– Otóż Wiewiórka będzie „czwartą władzą”. Nie pytajcie, dlaczego czwartą, bo przecież na razie usiłujemy wybrać pierwszą. Dość że Wiewiórka będzie rozmawiać z naszymi kandydatami, słuchać i powtarzać plotki, to generalnie pomoże prowadzić dysputę na temat, kto będzie naszym najlepszym władcą!

Wiewiórka opadła na cztery łapki i szybko ruszyła do najłatwiejszej ofiary. Podeszła do Kury i zadała jej wprost pytanie:

 – To prawda, że chce Pani zostać naszym władcą?

Kura nieco się zmieszała.

 – Nie chcę… – Zerknęła na Lisa. – ale muszę. – Wyglądała na nieszczęśliwą. Wiewiórka była gotowa, by zadawać pytania pozostałym kandydatom, ale ponieważ pan Misio już skończył przemawiać, większość z nich pierzchła do swoich siedzib.

W okolicy kręcili się tylko Borsuk i Jeż. Wiewiórka przełknęła swój racjonalny strach przed Borsukiem, podeszła i nieśmiało zapytała.

– Jak Pan będzie się czuł jako władca Lasu?

Borsuk odwrócił się gwałtownie i odfuknął:

– JA?! Ja będę się czuł nareszcie na swoim miejscu. Takie wpływowe postacie, jak Pająk i Żmija blisko się ze mną przyjaźnią, naszym wspólnym, wybranym przywódcą jestem JA!

– Jaki jest wasz sposób na sprawowanie rządów?

– To oczywiste! Zmiażdżymy, zatrujemy lub omotamy każdego przeciwnika! Taki mamy program i wyborcom proponujemy zwykłą współpracę, by tylko uniknąć omotania, zatrucia i rozdarcia pazurami.

Wiewiórka oddaliła się pośpiesznie, prawie umknęła od tej rozmowy. Borsuk wydawał jej się postacią odrażającą. Mimo wad, które sama posiadała, nie umiała sobie wyobrazić, że można być kimś aż tak odrażającym jak Borsuk.

Ostatnim zwierzakiem, którego z konieczności postanowiła przepytać , był Jeż.

– Panie Jeżu, co zachęciło Pana do tego, żeby kandydować? Kandydują więksi, mądrzejsi też próbują. Nie czuje się pan mało znaczący w tym środowisku?

– Moim hasłem jest „A jeż chce też!”. Wszyscy moi kontrkandydaci sprawowali już władzę w swoich regionach, choćby przez chwilę. Teraz nadchodzi czas Jeża. Bo, a mówię to z przekonaniem: „Jeż chce też!”

Wiewiórka dyskretnie odsunęła się od ogarniętego oratoryjnym szałem Jeża. Odsuwała się od niego i jego ideologii tak długo, aż przestała słyszeć jego pokrzykiwania.

– Cóż, będę musiała trochę się nabiegać, by sprawować tę czwartą władzę – pomyślała rudokita.

***

Podobnie jak w zeszłym roku samochód zaparkował na podjeździe. Wysiedli Dziewczynka i Weterynarz. Z poddasza obserwowała to wszystko Mysz. – Przyjechała Morska – rzuciła do Szczura zagłębionego w lekturze. – Nie pójdziesz się przywitać?

– Przywitam ją tutaj. – Szczur męczył się z trzecim tomem Tarzana, usiłując sobie wyobrazić te wszystkie nieprawdopodobne rzeczy. – Ty idź ją uwolnić, jesteś mniejsza i bardziej zwinna ode mnie.

– Dobrze! – zgodziła się Mysz z zaciśniętymi zębami. – Pójdę.

Nikt już nie obserwował podwórza, kiedy Dziewczynka wyjęła z samochodu klatkę ze Świnką Morską, a Weterynarz drugą, większą, w której siedziało futrzaste, czarne stworzenie. Słysząc gasnącą pracę silnika z domu wyszedł Człowiek. Serdecznie przywitał się z Weterynarzem i odebrał od niego klatkę z futrzastą istotą. Po chwili letnicy ulokowali się w swoim pokoju.

***

Mysz wymknęła się zza boazerii. Kryła się gdzie mogła i przemykała przez otwarte przestrzenie. Nagle coś przycisnęło ją do podłogi. Ciężka, kocia łapa z wysuniętymi pazurami uniemożliwiała jej dalszy bieg.

– Cześć gryzoniu, co teraz zrobisz? – Kocur zdawał sobie sprawę z sytuacji.

– Może zadeklamuję jakiś wiersz? – zapytała mysz rozpaczliwie.

– Nie, tylko nie wiersz! – Kot był pewny swoich racji. – Wiesz przecież, że jesteś w niebezpieczeństwie. Zdajesz sobie jednak sprawę, że nie mam ochoty robić ci krzywdy. Masz jakiś pomysł, jakim cudem mam cię nie rozszarpać?

– Rozaszarpać? – zapytała Mysz będąc na granicy histerii. –– Nie chcesz mnie rozszarpać! Chcesz poznać ode mnie świat gospodarstwa! Nauczysz się tu mieszkać!

Kot powiedział  „Miau”.

***

Kolejne pół godziny spędzili jak najlepsi przyjaciele. Mysz pokazywała różne zakątki gospodarstwa, Kot je podziwiał. Wraz z wysłuchiwaniem kolejnych zdań wypowiadanych, rósł jego szacunek dla Myszy. Zaczynał odnosić wrażenie, że przykro mu będzie ją zjeść. Na koniec wycieczki, Mysz oświadczyła: – Pójdę teraz po znajomą. Ty poczekaj tu w korytarzu. Kot zgodził się, jego czujność została całkowicie uśpiona elokwencją gryzonia i jego zachowaniem. Młody Kocur ułożył się po środku podłogi, w sposób, który jego zdaniem uniemożliwiał czemukolwiek przemknięcie się obok niego. Mysz weszła do pokoju letników. Żadnego z nich nie było, tylko klatka ze Świnką Morską stała w rogu. Mysz szybko tam przemknęła.

– Nareście! Cio tak długo?

Mysz zawahała się, otwierając klatkę.

– Długo? Ciesz się, że w ogóle przyszłam, po tym jak ostatnio chętnie uciekłaś do miasta! Wyskakuj! I teraz uważaj. Na korytarzu czeka łowny Kot. Jest młody, a więc twoich rozmiarów. Musisz go trochę nastraszyć!

– Kot? – Oczy świnki były ogromne. – Taki pełen gracji drapieżnik, który pożera gryzonie?

– Dokładnie taki! Tylko ten nas nie zje, bo Ty go nastraszysz! Jest jeszcze młody i niewiele większy od ciebie.

– No tak! Świnka nastraszy! – sama siebie przekonywała Świnka. – Jestem przecież dużym, włochatym zwierzem! Poza tym znam tego kota, psijechaliśmy razem.

Zanim zdążyła się obejrzeć, Mysz wypchnęła ją na korytarz. Nagle świnka stanęła nos w nos z Kocurkiem. Oszołomiona przerażeniem kłapnęła kotu tuż przed nosem siekaczami. Ten się wycofał i przybrał pozę pełną szacunku.

– Duża jesteś! – wymruczał z uznaniem.

– Tak! – odparła. – Duzia i cholernie głupia!

Kot zorientował się już, że nie ma czego się bać, coś jednak w postawie Świnki, w jej wadzie wymowy i sposobie bycia go zauroczyło.

– Jesteś przyjaciółką Myszy? – zapytał.

– Och, przyjaciółką to za wiele powiedziane. – Świnka spojrzała na własne łapki. – Jeśteśmy dobrymi żnajomymi. To bardziej odpowiada prawdzie.

Mysz wychyliła się spoza framugi. – Tak, wszyscy tu jesteśmy przyjaciółmi – rzuciła wyjaśniająco. – Chcesz być jednym z nas Kocurku?

Kot poczuł wewnętrzny chichot, ale się opanował i nie dał mu ujścia.

– Czemu by nie, ale zobaczymy najpierw, jak wasz człowiek karmi. Jeżeli dobrze, to nie macie czym się martwić. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Myszy wydało się to niepokojące, jednak Świnaka przyjęła to za dobrą monetę.

– Chodź, pokaziemy ci naś śtrych – i ruszyła po schodach. Kot w trzech susach był u szczytu schodów i czekał na Świnkę. Mysz przeraziła się widząc ten pokaz kociej sprawności. Za chwilę zostanie zdekonspirowany Szczur. Ostatnia nadzieja, że Kocurek będzie czuł do niego szacunek. Byli podobnych rozmiarów, a Szczur był także szybki i odważny!

Chwilę później, gdy Szczur ujrzał Kota wcale nie poczuł się odważny. Prawdę mówiąc prawie się posikał.

– Co… co tu robi Kot? – zapytał drżącym głosem.

– Spokojnie – Kocurek mówił we własnym imieniu. – Zaprosiła mnie Świnka Morska wraz z Myszą. Raczej nikogo nie będę zjadał, bo człowiek pewnie będzie mnie karmił. Chyba, żeby okazało się, że się mylę, wtedy… rozumiecie. – I kot wyszczerzył zęby w upiornym uśmiechu. – Ale raczej będzie mnie karmił. Jeżeli nie to nasikam mu do kapci. Mam też inne kocie sposoby na niesfornych ludzi.

Koniec

Komentarze

No dobrze, zapowiada się sympatycznie, ale to tylko fragment.

Taki stary bywalec i nie wie, że wolimy zakończone teksty?

Gdzieś masz literówkę (świnaka) i zjedzony przecinek w okolicy wołacza.

Babska logika rządzi!

Wiem, że wolicie zakończone teksty. To jest próba pisania w kooperacji z czytelnikami. Jak już tekst będzie ukończony, to będę musiał go usunąć, bo będzie szedł do publikacji.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rinosie, odwiedzę Pana Misia jutro. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rinosie, strasznie się cieszę, że postrzelony Pan Miś czuje się całkiem nieźle i że w Lesie Pana Misia coś się dzieje.

 

Przy­siadł z boku i cier­pli­wie cze­kał, aż się ock­nie.. – Jeśli miała być kropka, jest o jedną kropkę za dużo, jeśli miał być wielokropek, jest o jedną kropkę za mało.

 

Teraz za­ję­li głos także inni– Teraz zabrali głos także inni

 

To praw­da, że chce Pani zo­stać na­szym wład­cą?To praw­da, że chce pani zo­stać na­szym wład­cą?

Odniosłam wrażenie, że forma grzecznościowa Pan, pisana wielką literą, jest zarezerwowana tylko dla Pana Misia.

 

Zer­k­nę­ła na Lisa. – ale muszę.Zer­k­nę­ła na Lisa. – Ale muszę.

Po kropce nowe zdanie zaczynamy wielką literą.

 

ale po­nie­waż pan Misio już skoń­czył prze­ma­wiać… – …ale po­nie­waż Pan Misio już skoń­czył prze­ma­wiać

 

któ­re­go z ko­niecz­no­ści po­sta­no­wi­ła prze­py­tać , był Jeż. – Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

jed­nak Świ­na­ka przy­ję­ła to za dobrą mo­ne­tę. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka