- Opowiadanie: Emelkali - Ostatni dzień lata

Ostatni dzień lata

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

bemik, Tensza, Cień Burzy

Oceny

Ostatni dzień lata

U końca alejki kasztanowców stał nieduży dwukondygnacyjny budynek o białej elewacji, wykończony krwistoczerwoną dachówką. Wyglądał niezwykle uroczo, otoczony ze wszystkich stron drzewami, jakby przycupnął pomiędzy zielenią. Trochę nie pasował do mazurskiej okolicy, bo z tymi kolumnami zdobiącymi wejście przypominał szlachecki dworek z siedemnastego, może osiemnastego wieku, jakich dziesiątki Antoni widział na Mazowszu. Jakoś nie tego spodziewał się po mazurskim pensjonacie.

Zaparkował, a gdy wysiadał z samochodu, uderzyła go fala płonącego powietrza. Zdumiewający jak na ostatnie dni lata upał niemal przytykał oddech, sprawiając, ze Antek od razu zatęsknił za klimatyzowanym biurem w Warszawie. A przynajmniej za klimatronikiem w samochodzie. Mężczyzna spojrzał smętnie na samochód, a potem podszedł do dużych drzwi pensjonatu i zapukał. Kiedy nikt nie otworzył, ponowił stukanie. Tym razem dobitniej, niemal kalecząc kłykcie.

Skoro już tu dotarł, nie zamierzał wracać przed upływem tygodnia. W końcu Hanka chciała odpocząć. Obiecał jej te nieszczęsne siedem dni. W sumie nie wiedział dlaczego. Też sobie wymyśliła! On nie potrzebował od niej odpoczywać. Przeciwnie, Hanka była mu potrzebna bardziej niż czysta bielizna. Nie potrafił wyobrazić sobie tych kilku dni bez żony, a co dopiero reszty życia.

Westchnął niechętnie i ponownie uderzył w drzwi. Tym razem skutecznie, bo uchyliły się powoli i stanęła w nich staruszka.

– Dzień dobry – mężczyzna przywitał się grzecznie. – Mam rezerwację…

– Pan Antoni? – Głos kobiety zaskrzypiał cicho, ale tak jakoś dziwnie przyjemnie. – Czekałam na pana od wczoraj.

– Ano tak – kiwnął głową – agencja coś namieszała. Nie powiadomili pani?

– Nie – zaprzeczyła. Postąpiła krok, rozglądając się. – Sam pan przyjechał? Jestem prawie pewna, że rezerwacja była na dwie osoby.

Potaknął smutno.

– Była. Niech się pani nie martwi, zapłacę za dwie osoby. Ale będę sam.

Kobieta westchnęła, podeszła do gościa i położyła mu dłoń na ramieniu. Dziwne, błękitne i młode oczy w pomarszczonej twarzy przyglądały mu się przenikliwie.

– Nie o to chodzi, panie Antoni. Jakoś się dogadamy. A co do… Odpocznie pan u mnie, opali się, wiatru posłucha. Wiatr wspaniale działa na nerwy, a i doradcą bywa… Wszystko się ułoży, zobaczy pan.

Mężczyzna potakiwał bez przekonania. Kiedy gospodyni zamilkła, wyciągnął z bagażnika elegancką torbę z markową naszywką. Skrzywił się lekko pod jej ciężarem, a potem wrócił na ganek, wpatrując się wyczekująco i w milczeniu w kobietę. Ona zaś machnęła ku niemu chudą, pełną plam wątrobowych ręką i weszła do domu.

Antoni ruszył za nią.

 

Pokój został urządzony z ogromnym pietyzmem, a mimo to nie wzbudził w Antonim zachwytu. Zapewne dlatego, że po kilku godzinach za kierownicą niewiele mogło go wzniecić. Poza tym nieobecność połowicy z każdą chwilą rozłąki stawała się trudniejsza do zniesienia. Mężczyzna rozejrzał się i, zacisnąwszy wargi, usiadł na łóżku przykrytym finezyjnie haftowaną kapą. Zgarbił się i westchnął ciężko.

– Głupia baba – wyszeptał.

Śmiech za oknem wyrwał go z zadumy. Śpiewny i głośny, wciskał się do pokoju mimo zamkniętych okien. Przyzywał i uwodził samą tylko melodią, płynnością dźwięków, drżeniem. Antoni zmarszczył brwi i, chociaż niechętnie, podszedł do okna. Nie otworzył go jednak, a tylko stał, patrząc przez nagrzaną szybę.

Dziewczyna podskakiwała w starym, pamiętającym poprzednie stulecie, basenie, rozchlapując wodę, a słońce igrało w tańczących kropelkach, połyskując w nich jak w kryształach. Dziesiątkom brylantowych refleksów towarzyszyły okrzyki i dźwięk, który przywołał mężczyznę. Wszechobecna radość i bijąca po oczach młodość. Antoni skrzywił się niechętnie.

– Głupia baba – powtórzył, sam nie wiedząc, czy myśli o żonie, czy o młodej ślicznotce. Położył się, nie rozbierając, na kolorowej narzucie i zamknął oczy. Był pewien, że nie zaśnie. Nigdy nie spał w dzień…

 

Miała długie mokre włosy. Krople wody skapywały na jego rozgrzaną skórę, ale nie chłodziły. Przeciwnie – rozgrzewały. Wilgotna pieszczota przyspieszała tętno. Skracała oddech. Podniecenie, jakiego nie zaznał od wczesnej młodości, szalone, gwałtowne, niosące na granicę spełnienia, paliło żyły. Nagie piersi wodnej panny unosił przyspieszony oddech. Usta dziewczyny śmiały się, wypowiadając z czułością imię przyszłego kochanka. Powtarzała je, wciąż od nowa, pochylając się nad leżącym mężczyzną, a on bał się ruszyć.

Bo przecież, jeśli drgnie, sen pryśnie…

 

Obudził się raptownie, straszliwie spragniony i kompletnie mokry. Koszula i dżinsy nieprzyjemnie kleiły się do ciała. Usiadł, rozglądając się półprzytomnie. W pokoju panował półmrok.

– Pukałam, ale spał pan tak głęboko… – Dobiegający z ciemnego kąta głos gospodyni sprawił, że Antoni zerwał się z łóżka. – Obiad panu przepadł, ale chociaż kolację by pan zjadł. – Właścicielka pensjonatu nie zauważyła przerażenia gościa. – Już dziesiąta prawie.

Mężczyzna klapnął ciężko. Milczał, próbując uspokoić oddech.

– Dobrze się pan czuje? – zapytała gospodyni, włączając światło.

– Thaaakh – wychrypiał Antoni. Odkaszlnął i dodał: – Wezmę prysznic i zaraz zejdę.

– Jadalnia jest na końcu korytarza. Nie wiem, czy kogoś pan jeszcze zastanie. Nie trzymamy się twardo grafiku, ale o tej porze, to goście już raczej nie jedzą… – mamrotała staruszka, wychodząc z pokoju.

Przez chwilę Antoni stał patrząc w drzwi, które zamknęły się za gospodynią. Wciąż nie całkiem przytomny, nerwowo przeczesywał palcami włosy. Wreszcie poczłapał w kierunku łazienki.

Długi, ciepły prysznic niewiele pomógł. Co prawda spłukał pot, ale nie przywrócił myślom przejrzystości. Błądziły gdzieś między jawą a niezwykle realnym snem, jakby mężczyzna nie całkiem był pewien, co jest rzeczywistością, a co ledwie jej namiastką. Zniesmaczony zakręcił gwałtownie kurek z czerwoną kropką. Lodowata woda błyskawicznie go otrzeźwiła i Antoni mógł znów myśleć logicznie.

Ubrał się szybko i wyszedł z pokoju. Korytarz i schody były puste, pogrążone w półmroku i absolutnej ciszy. Zupełnie, jakby dom nagle się wyludnił i obudzony przed chwilą mężczyzna został jedynym jego mieszkańcem. Nigdzie nie słyszał żadnych dźwięków, nawet schody nie skrzypiały pod stopami, chociaż – dałby głowę – kiedy wchodził na górę wydawały takie właśnie odgłosy. Z każdym krokiem włosy Antoniego unosiły się minimalnie, a tętno przyspieszało. Dziwne, przecież uważał się za racjonalnego człowieka. Tymczasem strach niemal go paraliżował. Potrząsnął głową. Ależ by się Hanka z niego śmiała. Przecież to ona zawsze wszystkiego się bała, co niezmiennie jej wytykał. Antoni przyspieszył kroku, prawie zbiegając po drewnianych stopniach. Zatrzymał się dopiero przed jadalnią.

Przez uchylone drzwi na mroczny korytarz sączyło się światło. Mężczyzna zawahał się, zanim wszedł do środka, a potem musiał przymknąć powieki, oślepiony blaskiem rozświetlającym wnętrze. Zatrzymał się i czekał, aż wzrok przyzwyczai się do jasności.

Dziewczyna siedziała na kuchennym blacie, opierając się o wiszące szafki. Skąpa koszulka opinała piersi wolne od stanika, a mocno wycięte szorty nie pozostawiały wiele wyobraźni. Długie ciemne loki, które w sztucznym świetle kuchennej lampy nabrały rudego połysku, wiły się, lekko muskając materiał napierający na sterczące sutki.

– Dobry wieczór – wyszeptała dziewczyna niskim, zmysłowym głosem. Zsunęła się z mebli i, poruszając z kocią gracją, podeszła do Antoniego. – Głodny?

Była piękna i seksowna. Wyglądała i pachniała jak sam grzech. Zupełnie jak we śnie, z którego ledwie się obudził. Nie, bardziej niż we śnie.  Oto żywa definicja zmysłowości. Ledwie odziana długonoga namiętność. Tak inna niż pozostawiona w domu żona Antoniego. Hanka nigdy nie zachowywała się tak prowokacyjnie i nawet w odległych czasach młodości nie założyłaby czegoś takiego.

Antoni skrzywił się i cofnął o krok.

– Przepraszam – zaczął grzecznie, gdy piękność ponownie się przysunęła – gdyby pani była tak uprzejma…

– Tak? – wciąż szepcząc, położyła szczupłą dłoń na piersi mężczyzny.

– I się odsunęła. – Bezceremonialnie odepchnął rękę młodej kobiety i, ominąwszy zdumioną pannę, podszedł do stołu. Usiadł i rozejrzał się wyczekująco. Płacił całkiem sporo za pobyt, więc liczył na nieco więcej niż zastawa i miski z produktami. Konkretnie oczekiwał obsługi. I to bynajmniej nie takiej, jaką oferowało owo prawie nagie dziewczę.

Najwyraźniej jednak tylko na taką mógł liczyć, bo w pomieszczeniu nie było nikogo więcej.

Zniesmaczony sięgnął po chleb i masło. Hanka by się złościła. Od lat nie kupowała masła, twierdząc, że podnosi cholesterol i w ogóle jest pierwszym stopniem do piekła. Antoni uśmiechnął się złośliwie i nabrał więcej tłuszczu. Cóż, Hanki tu nie było. Ta myśl przypomniała mu o dziewczynie. Podniósł wzrok i spojrzał na nią. Wciąż stała w miejscu, w którym ją zostawił, z nieustannie zaskoczonym wyrazem twarzy. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ciemnowłosa drgnęła, zakołysała biodrami i zarzuciła włosy na plecy płynnym, miękkim ruchem.

– Mogę się dosiąść? – zapytała cicho i, nie czekając na przyzwolenie, zajęła miejsce obok mężczyzny. Kiedy Antoni zaś, dość niegrzecznie, odwrócił się do niej tyłem, położyła rękę na jego przedramieniu i, przesunąwszy pieszczotliwie po odsłoniętej skórze, wplotła palce w dłoń siedzącego, a piersiami przylgnęła do pleców mężczyzny.

Była miękka, młoda i piękna. I rzeczywiście pachniała niesamowicie. Wystarczyło sięgnąć…

Powinien sięgnąć. Hanka chciała odpocząć. Bóg wie, co ona tam robi, sama w domu, a wokoło tyle pokus. I kto wie, czy sama? Rysiek spod szóstki chętnie by ją pocieszył. Wspominał przecież na ostatnich imieninach, że takiej kobity to ze świecą szukać. Może miał i rację? Hanka wciąż była piękna, a i mądrzejsza od wszystkich, których Antoni znał. I gotować umiała. I o dom dbała…

Dziewczyna przytuliła się mocniej. Aksamitne wargi musnęły kark Antoniego.

A jeśli nie Rysiek, to, jasna cholera, ten Kamil z Hanczynej pracy. Co to za imię, Kamil? A Hanka ciągle o nim mówi. Kamil to, Kamil tamto! Pewnie to z jego powodu potrzebowała odpoczynku…

– Cholera jasna! – zaklął mężczyzna i poderwał się z krzesła. Odepchnął przy tym całującą go dziewczynę, ale jakoś tego nie zauważył. – Kamil, jak nic!

Rzucił niedojedzoną kromkę na talerz i popędził do drzwi. Po chwili rozległ się głośny tupot na schodach. Niósł się echem po pensjonacie, zwielokrotniony w głuchej ciszy domostwa.

Samotna młoda kobieta siedziała przez chwilę, wciąż pochylona ku opuszczonemu nagle krzesłu, a piękną twarz zmienił wyraz kompletnego zaskoczenia. W kącikach oczu pojawiły się drobne zmarszczki, włosy straciły blask, a wargi zacisnęły gniewnie. Dziewczyna wyprostowała się powoli i niechętnie spojrzała ku drzwiom.

 

Antoni nie musiał się pakować, bo z torby przy łóżku wyjął uprzednio tylko czyste ubranie. Podniósł ją błyskawicznie, obrzucił pokój szybkim spojrzeniem, żeby się upewnić, czy nic nie zostawił i już był gotowy wracać do domu. Wizja ukochanej żony, odpoczywającej w ramionach innego, przyspieszyły krok mężczyzny, gdy zbiegał po stopniach.

Wrzucił torbę na tylne siedzenie, ale kiedy miał już wsiąść, uświadomił sobie, że przecież trzeba zapłacić za pobyt i pożegnać się. Był człowiekiem honorowym. Nie wypadało uciekać po nocy bez wytłumaczenia i uiszczenia opłaty. Zamknął więc samochód i postanowił poszukać właścicielki pensjonatu.

Zrobił ledwie krok, gdy kobieta stanęła w wejściu. W świetle latarni, zawieszonej nad schodami, nie zdołał dostrzec twarzy gospodyni. Mrok otulał szarą sylwetkę, sprawiając że zdawała się płynąć ku gościowi.

– A co to, szanowny pan wyjeżdża? – zapytała cicho.

– Niestety, muszę. Chciałem jednak zapłacić. Za cały tydzień, rzecz jasna. Nie chcę, żeby straciła pani przeze mnie.

– Och, proszę się nie martwić – głos kobiety płynął ciepłą, aksamitną melodią – niczego przez pana nie stracę. Przeciwnie, zamierzam zyskać.

Antoni zmarszczył brwi.

– Nie rozumiem…

– Bo widzisz, chłopcze, próbowałam po dobroci. Dawno nikt nie odmówił mojej dobroci – przekrzywiła głowę, a upięte w kok włosy, rozsypały się naraz na szczupłych ramionach. – Wiesz, chyba nigdy nikt jej nie odmówił. Jesteś wyjątkowy, mój Antoni.

– Przepraszam, ale…

Zrobiła krok, a światło za jej plecami naraz zgasło. Cisza spotężniała, ogarniając całą okolicę. Mrok zgęstniał. Kobieta szła dalej. Łagodny podmuch wiatru przyniósł intensywny, cudowny zapach. Antoni poznał go i, wystraszony, zapragnął się cofnąć, uciekać, ale jego stopy wrosły w ziemię i odmówiły posłuszeństwa.

– Nie przepraszaj, mój drogi – roześmiała się dziewczyna – w ostatni dzień lata nie można przepraszać. Należy pragnąć i spełniać pragnienia. W ostatni dzień lata, mój drogi Antoni, zdobywam sobie ciało. A czasami, kiedy ten, którego ciało wybiorę, jest tego wart, czasami nawet duszę. – Chłodna dłoń musnęła skórę mężczyzny. W mrocznej ciszy słyszał przyspieszające bicie własnego serca i szybki oddech. Jego oddech. – A twoja dusza, kochany…

– Ale ja nie chcę – zdołał wyszeptać, zanim ciało kompletnie przestało go słuchać.

 

***

 

Marysia wsunęła ostatnią szpilkę w misternie układany kok i spojrzała na śpiącego Antka. Minie kolejne sto lat, nim w ostatni dzień lata będzie musiała posiąść mężczyznę, by żyć.

Póki co, mogła to robić, bo tego chciała.

Koniec

Komentarze

Krople wody skapywały na jego rozgrzaną skóry,  ==> literóweczka.

Dobiegający z ciemnego konta głos ==> tez literówka, ale jaka…

Lodowata woda błyskawicznie pozbyła się resztek snu  ===> woda pozbyła się senności, czy orzeźwiła, otrzeźwiła Antoniego?

mocno wycięte szorty nie pozostawiały wiele wyobraźni.  ==> ale czego wiele nie pozostawiały? Miejsca może?

Długie ciemne loki, […] wiły się, lekko muskając napierające na materiał sutki.  ==> znaczy, przenikały przez materiał? Bo koszulka chyba jednak zakrywała piersi dziewczyny…

z nieustannie zaskoczonym wyrazem twarzy.  => mam wątpliwości co do nieustanności.

zajęła miejsce obok mężczyzny. Potem położyła rękę na przedramieniu Antoniego i, przesunąwszy pieszczotliwie po odsłoniętej skórze, wplotła palce w dłoń siedzącego, a piersiami przylgnęła do pleców mężczyzny. ==> magiczka, ani chybi. Siedzieć obok i przylgnąć, czymkolwiek zresztą, do pleców osoby, obok której się siedzi…

Na pewno Ty to pisałaś?  :-)

 

Emi, ładnie napisane, czyta się przyjemnie (ja tam wierzę, że Ty pisałaś ;-) ), ale mnie nie urzekło. Taka tam babska magia, której na pęczki we wszystkich zbiorach legend. Trochę niesprawiedliwie i nietypowe, że facet nie dostał szansy na obronę. Przecież wcale nie chciał…

W ostatni dzień lata, mój drogi Antoni, zdobywam sobie ciało. A czasami, kiedy jest tego wart,

Ale jaki on jest wart?

Babska logika rządzi!

Adamie kochany, daruję Ci złośliwe pytanie, bo przy drugiej literóweczce prawie się popłakałam… Ze śmiechu, rzecz oczywista. I tak, ja pisałam. Przywykam do nowej sytuacji życiowej. Kiedy przywyknę, wrócę w glorii artyzmu. Na razie, o, bierz, co daję :P

 

Finklo, bo Antek nie miał szans. Na tym dramat jego życiowy polegał. Najpierw żona ślubna z domu na urlop przegoniła, a kiedy chciał wrócić, inna mazurska baba wzięła, co dać nie chciał :(

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Biorę, biorę, i chyba nie za mocno marudzę – ot, z konieczności, bo nie może to być, żeby takie tam różne zostały w tekście… :-)

A Koleżanka powyżej kaprysi a kaprysi.  :-) Rozumiem, kobieta, więc kto wie, czy męska magia nie ciekawi jej bardziej od kobiecej, czyli że ma odwrotnie niż ja. :-)

Spróbowałbyś nie wziąć po dobroci… ;-)

Adamie, podejrzewam, że masz dużo racji.

Babska logika rządzi!

Do przeczytania, ale chyba nie do zapamiętania. Ot, nic nowego pod słońcem i księżycem ostatniego dnia lata i takiejż nocy.

 

Kiedy An­to­nie­go zaś, dość nie­grzecz­nie, od­wró­cił się do niej tyłem… – Kiedy An­to­ni zaś

 

Wizja uko­cha­nej żony, od­po­czy­wa­ją­cej w ra­mio­nach in­ne­go, przy­spie­szy­ły krok męż­czy­zny… – Piszesz o wizji, więc: …przy­spie­szy­ła krok męż­czy­zny

 

Wiesz, chyba nigdy nikt nie jej nie od­mó­wił. – Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jakoś właśnie w ostatnim momencie uciekł mi klimat, czegoś albo za dużo, albo za mało było. 

Kuszenie było wspaniałe, obrona przez myśli o zdradzającej żonie również. Natomiast w końcówce wszystko jakoś siadło.

Ale i tak na duży plus.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Och, Regulatorzy, niestety wiem. Jak już wspominałam, czasu mi trza ;)

Bemiczku, słyszałam, że jest czego gratulować ;) To gratuluję :) A co do tekstu – wszyscy mają rację, słabo go przyprawiłam :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

sprawiając, ze Antek od razu zatęsknił

Literówka.

 

Emalkali, ten tekst chyba powinien poleżeć. Wiem, bo czytałem twoje teksty, że stać cię na dużo więcej.

 

 

Zgadzam się, że końcówka siada. A poczatek bardzo mnie wciągnał i to takie głupie uczucie – pędzić na spotkanie lekkiego rozczarowania. Też uważam, że Antek powinien dostać swoją szansę. Niemniej uważam tekst za całkiem niezły :)

A tu takie dwa małe babole:

w samochodzie. Mężczyzna spojrzał smętnie na samochód,

 Przez chwilę Antoni stał,[+] patrząc w drzwi,

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Czytało się przyjemnie, ale na dłużej raczej tego tekstu nie zapamiętam. Kuszenie niby fajne, ale jak dla mnie zbyt nachalne i przez to od razu podejrzane. Albo trafiałam ostatnio na za dużo tekstów o mężczyznożernych kreaturach;)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Zdumiewający(+,) jak na ostatnie dni lata(+,)upał niemal przytykał oddech, sprawiając, ze Antek od razu zatęsknił za klimatyzowanym biurem w Warszawie.

 

Zgadzam się, że końcówki chyba nieco za mało. Czegoś brakowało, ale mnie osobiście całkiem się podobało. Tekst mnie porwał, choć ten koniec niezbyt satysfakcjonujący. ;)

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

,

 

Pędzę jak burza! AAAGGGHHHRRRR!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytałem wczoraj wieczorem i nie będę ukrywał, że trochę uczuć we mnie wzbudziłaś;)

Sporo Twoich tekstów już miałem przyjemność przeczytać, więc w zasadzie wszystko, z każdym kolejnym zdaniem robiło nazbyt oczywiste. Niemniej napięcie fajnie narastało, a całość była bardzo smakowita.

Zakończenie nie powaliło, ale przecież ta historia nie mogła skończyć się inaczej:)

empatia

Podobało mi się jak na opowiadanie. Ale już o wiele mniej podobało mi się jak na Twoje opowiadanie.

Po pierwsze są literówki (gdzieś tam “ze” zamiast “że”, zła odmiana słowa “który”), jakieś potknięcia interpunkcyjne, powtórzenia i delikatna zaimkoza (np. ostatnie zdanie), takie tam pierdoły.

Gdyby to był tekst kogokolwiek innego (może z wyjątkiem Fifi, Adama i kilku innych osób), to nawet bym o tym nie wspomniał, ale Ty mnie przyzwyczaiłaś do wyższych standardów wykonania. Regresik?

Po drugie, taka trochę bez pazura ta historia. Czytało się przyjemnie, opowieść wciągnęła, generalnie spoko. Antek to postać bardzo realistycznie wykreowana, a lachon z piekła rodem rzeczywiście seksowny i ociekający zmysłowością – w tego typu opisach nadal jesteś (alleluja!) pro – ale zabrakło mi w tym wszystkim klimatu. Znaczit wieje świetną erotyką, a scena przebudzenia i wyprawy do jadalni robi robotę, ale później jest już tylko gorzej. Akcja w jadalni jest dla mnie zupełnie sztuczna. Wręcz naiwna.

Zakończenie też rozczarowuje. Informując czytelnika, że Antek jest jedynym, który dotąd zdołał się oprzeć urokowi Babci Jagódki, obiecujesz mu jakieś zawiązanie akcji, walkę o ciało i duszę, może ostateczną klęskę potworzycy. Antek powinien odegrać rolę herosa, jak w każdej porządnej legendzie o wiedźmach i strachach. Niechby już przegrał, to w sumie jest fajny patent na finał, ale smakowałby o wiele, WIELE lepiej, gdyby facet miał przynajmniej minimalne szansę w tym pojedynku. Ba! Gdyby miał szansę w ogóle stoczyć jakiś pojedynek…

No i po trzecie: GDZIE JEST (cenzurka) SODI!?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Fantastyka – jest

Wakacje – są

 

Mam trochę wrażenie, że pisałaś ten tekst w pośpiechu. Trochę błędów, trochę powtórzeń, oj trzeba by to opowiadanie przez solidne sito przecedzić.

Ale – Historia ciekawa i czytało mi się bardzo płynnie, często się uśmiechałam, bo to takie prawdziwe, życiowe :) Natomiast bardzo żałuję, że nie poszłaś z rozwiązaniem w stronę humorystyczną. Antek wzbudził we mnie wielką sympatię i gorąco mu kibicowałam, licząc, że pokona czarownicę i wróci do swojej baby :) Tak bardzo na to liczyłam.

A tu zonk. Ja wiem, że limit znaków, ja wiem, że boli :P Ale alternatywne zakończenie dałoby tekstowi takiego kopa na koniec. Bo akcja rozwija się fajnie, człowiek zamiera w oczekiwaniu… A potem się czuje, jakby ktoś spuścił powietrze z balonika :/

Nie jest źle, ale wiem, że mogłoby być znacznie lepiej :)

Nowa Fantastyka