- Opowiadanie: Taxus - Smakosz

Smakosz

Kolejne krótkie opowiadanie, albo raczej szort

Mam nadzieję, że trochę lepsze od ostatniego, ale jeśli nie to każde słowo pomoże mi w kolejnych ćwiczeniach

Pozdrawiam wszystkich Artur

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Smakosz

SMAKOSZ

 

Adam był w siódmym niebie archaniołów i bardzo pragnął, by ta rozkosz smaku trwała i nigdy się nie skończyła.

Teraz już prawie nie pamiętał jak bardzo musiał błagać, skomleć czy dawać niebotyczne łapówki, aby dostać się do tego upragnionego miejsca. Ale wówczas wiedział, że kiedy nadejdzie ta chwila, nigdy nie pożałuje ani jednej uncji złota, ani jednej nieszczerej obietnicy, ani jednego fałszywego pochlebstwa.

Płacił skorumpowanym urzędnikom za miejsce w kolejce, służył kapłanom, kajał się w nieszczerych wyznaniach, w rynsztokach cywilizacji tracił swą godność i dobre imię.

Czekał i czekał, aż w końcu nastąpiła tragedia, która przelała się przez cały świat i tylko on jedyny był wtedy szczęśliwym człowiekiem, gdyż znalazł ocalenie w spiżarni Pana Boga.

Adam wytarł usta w rękaw, wstał z kolan i z westchnieniem odłożył resztki obgryzionego mięsa. Przez chwilę wpatrywał się rozmarzonymi oczami w wylizane do czysta naczynia, by w końcu na glinianej tabliczce zacząć spisywać przepis na kolejne egzotyczne danie. Niezdarnie dłubiąc rysikiem, oczami wyobraźni już widział to soczyste mięsko z odrobiną oliwek i suszonymi ziołami.

 

Na początku całej wyprawy kapitan bagatelizował fakt, że w jakiś dziwny sposób z okrętu znikał towar.

Zrzucał to na pośpiech przy wypłynięciu, chaos w czasie załadunku, problemy z fenicką spółką, która na czas nie dostarczyła odpowiednich żagli i teraz co chwila siadały na przemian to nawigacja, to stabilizacja.

– Przecież jest tego niezliczoność, na pewno się znajdą, gdzieś tam są – pocieszał sam siebie.

Jako wybraniec, dowodzący całą ekspedycją, miał na głowie masę spraw z utrzymaniem jako takiego porządku. Okręt był ogromny, a monotonia i brak higieny były zmorami zarówno jego rodziny jak i pozostałej części załogi.

Jednak teraz sprawa stała się naprawdę poważna.

Jafet przyniósł mu szczegółowy spis brakujących okazów.

Kapitan czytał i bladł.

Brakowało sfinksów, bazyliszków, feniksów, harpii i jeszcze paru pomniejszych gatunków, ale to zniknięcie pegaza postawiło kropę nad „i”.

Jak ja to wszystko wytłumaczę JEMU? – spojrzał znacząco na niebo. – Jak to wytłumaczę?

Nagle się ocknął i z obłąkańczym krzykiem zaczął biec wzdłuż Arki.

 – Ratujcie gołębie, ratujcie gołębieeeee! – niosło się po zalanej potopem ziemi.

 

Adam z bezpiecznej odległości przypatrywał się jak oszalały Noe biega po dolnym pokładzie.

– Cóż, ileż to trzeba wyrzeczeń by zostać prawdziwym MasterChefem – powiedział sam do siebie, mocniej ugniatając zioła.

 

Koniec

Komentarze

Pomysł przewrotny i ciekawy. Wykonanie pozostawia jednak sporo do życzenia. Przeczytałem, jednak bez większego zainteresowania. Końcówka wywołała uśmiech i to najlepsze co można powiedzieć o tym szorcie.

Ano, pomysł fajny :) Wykonanie niedbałe.

Do poprawki:

 

Adam był w siódmym niebie archaniołów i bardzo pragnął by ta rozkosz smaku trwała i nigdy się nie skończyła. – przecinek przed “by”

 

Płacił celinkom – kim były Celinki i za co im płacił? ;)

 

Czekał i czekał, aż w końcu nastąpiła tragedia, która przelała się cały świat i tylko on jedynym był wtedy szczęśliwym człowiekiem, gdyż znalazł ocalenie w spiżarni Pana Boga. – Coś nie gra w pogrubionym fragmencie. Druga część zdania bardzo nadmuchana, przez co mało zrozumiała.

 

Adam wytarł usta w rękaw, wstał z kolan i z westchnieniem odłożył resztki obgryzionego mięsa. Przez chwilę wpatrywał się swym rozmarzonymi oczami w wylizane do czysta miedziane naczynia, by w końcu na glinianej tabliczce zacząć spisywać przepis na kolejne egzotyczne danie. Dłubiąc tak[-,] niezdarnie miedzianym rysikiem, oczami wyobraźni już widział to soczyste mięsko z odrobiną oliwek i suszonymi ziołami. – niepotrzebny zaimek, powtórzenia, zbędny przecinek

 

problemy z fenicką spółką, która na czas nie dopracowała okręt – nie wiem, co to znaczy dopracować okręt, ale jeśli coś to znaczy, to chyba okręt powinien być w innym przypadku. Ja jednak przebudowałabym zdanie.

 

Okręt był ogromny, a monotonia i brak higieny była zmorą zarówno jego rodzinny jak i pozostałej części załogi. – jeśli monotonia i brak higieny, to były.

 

ale zaginięcia pegaza postawiło kropę nad „I” – literówka. Brakuje tez kropki – tym razem po “i” ;)

 

– Ratujcie gołębie, ratujcie gołębieeeee – niosło się po zalanej potopem ziemi. – sądzę, że przydałby się wykrzyknik.

 

Adam z bezpiecznej odległości przypatrywał się jak oszalały Noe biega po dolnym pokładzie Arki. – Arka była dwie linijki wyżej. Można spokojnie wywalić, bo wiadomo o jaki pokład chodzi.

 

Cóż ileż to trzeba wyrzeczeń by zostać prawdziwym MasterChefem – przecinek po “cóż”.

 

Ćwicz, ćwicz dalej :)

Jakoś nie rusza mnie temat. Nie byłam ani sekundę rozbawiona. Ale przyznam, że idea była. Dużo czasu poświęcaj na poprawki, aby Ci się błędy nie powielały. 

 poczucie humoru to rzecz względna, a co do błędów to uczę się i długo będę się jeszcze uczył 

 

Ok dodałem kilak poprawek i bardzo dziękuję Werwenie (chyba dobrze odmieniłem :) za podpowiedzi

Dobrze, dobrze ;) Cieszę się, że podpowiedzi się przydały :)

bardzo dziękuje za dobre słowo w rozlewisku krytyki :)

Hmm? Gołąb substytutem pegaza, to jest dopiero fantazja wink

Coś mi się zdaje, że częściej będę zaglądać do twoich tekstów smiley

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Jakiś pomysł był, może i zabawny, ale wykonanie pogrzebało go.

Zgrzytnął mi MasterChef w ostatnim zdaniu.

 

Okręt był ogrom­ny, a mo­no­to­nia i brak hi­gie­ny były zmorą… – Powtórzenie.

 

Bra­ko­wa­ło sfink­sów, ba­zy­lisz­ków, fe­nik­sów, har­pii i jesz­cze paru po­mniej­szych ga­tun­ków, ale to pe­ga­za po­sta­wi­ło kropę nad „I”. – Co pegaza postawiło kropkę nad i?

 

Jak ja to wszyst­ko wy­tłu­ma­czę JEMU? – spoj­rzał zna­czą­co na niebo – Jak to wy­tłu­ma­czę? Jak ja to wszyst­ko wy­tłu­ma­czę JEMU? – Spoj­rzał zna­czą­co na niebo. – Jak to wy­tłu­ma­czę?

Przed wypowiedzią brakuje półpauzy.

 

po­wie­dział sam do sie­bie moc­niej ugnia­ta­jąc zioła. – Raczej: …po­wie­dział sam do sie­bie, moc­niej ucierając zioła.

Nie bardzo wiem po co ugniatał zioła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł sympatyczny, lekko zabawny. Na wykonaniem jeszcze musisz pracować. Interpunkcja lekko utyka.

Okręt był ogromny, a monotonia i brak higieny były zmorą zarówno jego rodzinny jak i pozostałej części załogi.

Literówka. Razem były jedną zmorą? Może zmień na nękały, dokuczały…

na prawdę => naprawdę

Brakowało sfinksów, bazyliszków, feniksów, harpii i jeszcze paru pomniejszych gatunków, ale to pegaza postawiło kropę nad „I”.

Ale co pegaza? Wydaje mi się, że “i” małą literą. Duże nie potrzebuje kropki. ;-)

Babska logika rządzi!

“…by ta rozkosz smaku trwała i nigdy się nie skończyła.

Teraz już prawie nie pamiętał jak bardzo musiał błagać, skomleć czy dawać niebotyczne łapówki, by dostać się do tego miejsca rozkoszy podniebienia.“

 

“i tylko on jedynym był wtedy szczęśliwym człowiekiem“ – czy to nie miało być: on jedyny, w sensie tylko on jeden był szczęśliwy? Jedyny bez m?

 

“brak higieny były zmorą zarówno jego rodzinny“ – rodziny przez jedno n

 

“Jednak teraz sprawa stała się na prawdę poważna.“ – naprawdę łącznie

 

“ale to pegaza postawiło kropę nad „I”.“ – albo “pegaz”, albo “zniknięcie pegaza”

 

“Jak ja to wszystko wytłumaczę JEMU? – spojrzał znacząco na niebo[+.] – Jak to wytłumaczę?“

 

“ – Ratujcie gołębie, ratujcie gołębieeeee! – nNiosło się po zalanej potopem ziemi.“

 

“– Cóż, ileż to trzeba wyrzeczeń[+,] by zostać prawdziwym MasterChefem – powiedział sam do siebie[+,] mocniej ugniatając zioła.“

 

Pomysł wdzięczny ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dobra humoreska.  Mogłoby być zabawniej, ale i tak pomysł broni tekst.

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Tego MasterChefa (wydaje mi się, ze to błędny zapis, powinno być: Master Chef) zmieniłbym na kuchmistrza lub mistrza kuchni i będzie dobrze. Makaronizm angielskiego pochodzenia może być niezrozumiały dla osób nie znających języka i/lub nie oglądających telewizji.

 

Pomysł jest sympatyczny, wykonanie kuleje. Pointy domyslilem się przy wzmiance o ogromnym okręcie, rodzinie kapitana i reszcie załogi.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zabawny tekścik :) Wreszcie wiem, dlaczego nie ma już mitycznych stworzeń ;) 

Tylko ten MaterChef mi tu za chińskiego boga nie pasuje. Zgadzam się z Psycho, że mistrz kuchni będzie lepszy. Nasz język jest piękny i bogaty, nie widzę potrzeby wtrącania gdzie popadnie obcych wyrażeń. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A czy Master Chef nie jest tytułem jakiegoś programu/ konkursu telewizyjnego?

Babska logika rządzi!

Jest, ale to nie znaczy, że musi być wciśnięty do tego opka. Takie przynajmniej moje zdanie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nowa Fantastyka