- Opowiadanie: MPJ 78 - World Express Logistic Exchange System Sp. z o. o.

World Express Logistic Exchange System Sp. z o. o.

Oceny

World Express Logistic Exchange System Sp. z o. o.

Gdzieś w Aninie, współcześnie

Mirosław Szkuta był dyrektorem w World Express Logistic Exchange System Sp. z o. o. i nie miał problemów z braniem pracy do domu. Zasadniczo był dostępny dwadzieścia cztery a może nawet dwadzieścia pięć godzin na dobę, choć tego drugiego nie udało się potwierdzić oficjalnie. Wymagał, aby jeśli w firmie czy na rynkach się coś działo, natychmiast go informować. Nie miało znaczenia czy spał, czy był na kolacji z premierem, czy był w łóżku z kochanką, nawet jeśli to była świeżo zdobyta aktualna kochanka wiodącego amanta krajowej kinematografii. Nie miało też znaczenia czy był na wyjeździe i przebywał aktualnie w innej strefie czasowej. Efektem ubocznym takiego podejścia do sprawy było to, że znaczna część jego podwarszawskiej willi była biurem a jego gabinet w firmie domem. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. W jego przypadku wyjątkami były dwie sytuacje, w których absolutnie pod żadnym pozorem nie wolno mu było przeszkadzać. Przy czym to „nie wolno” było dobitne i bezwzględne, choćby grzmiało i błyskało, hakerzy czyścili konta, płonęły firmowe biura lub magazyny, czy nawet jego prywatna willa. Nie należało mu przeszkadzać nawet gdyby bomby leciały na Londyn, sarin snuł się po tokijskim metrze a wąglik na beczki sprzedawali ludzie al Kaidy na bagdadzkim bazarze. Nie było wyjątku nawet gdyby Marsjanie atakowali Biały Dom, władcy Kremla wprowadzali na powrót komunizm i nacjonalizowali wszystko, prezydent USA wpadł na partyjkę golfa, królowa angielska na herbatkę, a aktualna dziewczyna roku Playboya na coś zupełnie innego. Nie wolno było przeszkadzać i już. Koniec, kropka, finito!

Pierwszym takim wyjątkiem był czas poświęcany rytuałom kultu Welesa. Mirosław Szkuta był bowiem żercą starego ognia tajnej świątyni Welesa. Była to funkcja wysoka i zaszczytna. Weles był bogiem od interesów i wiedzy tajemnej więc najwłaściwszym porównaniem byłby dyrektor regionalny w dużej korporacji. Część jego najbliższych współpracowników również była w kulcie, niektórzy nawet od ponad stu lat. Kult posiadał tajemnicę długowieczności i wiecznej młodości.

No dobrze, z tą wieczną młodością nie zawsze wychodziło tak na sto procent ale to już inna sprawa. Wracając do tematu, z uwagi na współwyznawstwo Welesa wymagania dyrektora dotyczące nieprzeszkadzania mu w czynnościach rytualnych były dla jego personelu oczywiste. Drugi wyjątek był dla członków kultu niejasny ale równie skrupulatnie przestrzegany. Mirosławowi nie należało pod żadnym pozorem przeszkadzać kiedy zaczynał układać coś wyglądające na jakąś szaloną wersję madżonga. Wszystkie kamienie używane do tego celu Szkuta sam zaprojektował i zamówił. Zajmowały one jeną walizkę i było ich kilkaset pokrytych różnymi symbolami, kolorami i cyframi. Wielokrotnie spekulowano, po co je układa. Niektórzy podejrzewali, że to forma wróżby. Tyle, że w kulcie Welesa dar widzenia przyszłości stanowił powód do dumy i posiadającym je choćby w stopniu minimalnym przysługiwał zaszczytny tytuł wieszcza. Dyrektor tego tytułu nie posiadał, na dodatek czasem podczas imprez integracyjnych z pewną zazdrością mówił, że inni to mają dobrze, bo widzą przyszłość, a on musi polegać na symulacjach. Inni uważali, że układanie tych kamieni to forma relaksu umysłu, coś jak układanie pasjansa dla przyjemności. Koncepcja ta była najpopularniejsza wśród szeregowych członków kultu. Tylko nieliczni zazwyczaj o wysokim stopniu wtajemniczenia podejrzewali, iż Szkuta ma dar widzenia wzorów w chaosie a kamienie służą mu do planowania posunięć. Niezależnie jak było naprawdę, zakaz przeszkadzania mu w czasie kiedy je układał, był bezwzględnie obowiązujący. Niewątpliwie pomagała w tym pogłoska, iż swego czasu Dyrektor strzelał z pistoletu do kogoś, kto zawracał mu wówczas głowę.

Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem, Szkuta nie był jednak zaskoczony. Nie sięgnął też bo pistolet. Już od kilku minut dobiegły go zza drzwi odgłosy awantury. Osobnik, który wkroczył do gabinetu i zakłócił mu tworzenie skomplikowanego wzoru z oznaczonych na różne sposoby kamieni, mógł osoby starsze lub mniej odporne psychicznie przyprawić o zawał. Komu bowiem nie rośnie ciśnienie i kto zachowuje spokój, kiedy wdziera mu się na salony wściekła mumia faraona? W każdym razie facet o posturze pakera z siłowni z wysuszoną pomarszczoną skórą niczym doczesne szczątki Tutenchamona. Mumiopodobny nie był jednak postacią z horroru ale dyrektorem W.E.L.E.S. sp. z o. o. noszący nazwisko Kummar i imię Wacław. Choć wchodzący zdradzał silne objawy wściekłości z pianą w kącikach ust włącznie, Szkuta na jego widok rzucił tylko jakby od niechcenia

– Prosiłem aby dopilnowano, by mi nie przeszkadzać.

– Możliwe, że z tego powodu twoja służba zrobiła się pyskata i próbowała mnie zatrzymać.

– Miała nie próbować, ale zapewnić mi to, o co prosiłem. Wygląda na to, że będę musiał zmienić majordomusa skoro obecny nie potrafi wykonać moich poleceń.

– Fakt, będziesz musiał go wymienić. Ździebko go uszkodziłem żeby tu wejść. Złamałem mu szczękę za pyskowanie i rękę, którą ośmielił się zasłaniać, kiedy wymierzałem mu karę za pyskowanie.

– Aha… Kummar, powiedz mi właściwie, czemu zawdzięczam twoją wizytę.

– Dowiedziałem się, że za moimi plecami uzgodniłeś z żercami najwyższego kręgu, iż najbliższa grupa kandydatek do kręgu dziedzińca świątyni nie będzie jak dotychczas do naszej wspólnej dyspozycji, ale każdy z nas będzie miał po kilka z nich przydzielone indywidualnie. Na dodatek już załatwiłeś z nimi, kto dostanie które.

– Owszem, ale zauważ, iż ja będę miał tylko dwie z nich, a ty pozostałą trójkę, nie jesteś więc poszkodowany. Ponadto rozwiązanie to będzie miało charakter jednorazowy.

– Nie kręć, przecież wszyscy wiemy, że nic nie jest trwalsze niż jednorazowe prowizorki.

– Spokojnie. Doskonale wiem, że ty od wszystkich kandydatek wymagasz tylko jednego. Ja zaś w tej grupie mam praprawnuczkę oraz córkę znajomej. Nic ci się nie stanie jak tych dwóch dziewczyn nie wychędożysz. Ja zaś będę miał tę drobną korzyść, że spłacę przysługę, którą wiszę znajomej.

– Zgłupiałeś na starość, albo ci po pigmencie we włosach mózg zaczyna się starzeć. Z powodu takiego drobiazgu, który bezproblemowo mógłbyś załatwić dżentelmeńską umową ze mną, poleciałeś do żerców najwyższego kręgu?

– Po pierwsze nie jesteśmy dżentelmenami tylko żercami kultu Welesa i biznesmenami. Obowiązują nas nie dżentelmeńskie umowy ale kodeks Welesa. Doskonale pamiętam, że głosi on „Umowa ustna jest jak dmuchawiec na łące, byle podmuch może go porwać.

– Kodeks Welesa mówi też „Dotrzymuj umów, to rodzi stabilny zysk.”

– Owszem ale w innym miejscu zapisano „Nie wahaj się łamać umowę, gdy zysk jest duży a konsekwencje małe”. Kto mi zaręczy, że złamanie takiej umowy nie byłoby dla ciebie większym zyskiem?

– Doszczętnie zgłupiałeś, nie ma innego wytłumaczenia…

– Niby co w nim jest głupiego? Polecenie góry wykonasz, umowę złamać możesz, bo niby jakie są sankcje za załamanie dżentelmeńskiej umowy?

– Miro, znam cię od wieków. Pamiętam, jak w czasach, kiedy cześć niewieścia stała nieporównanie wyżej niż dzisiaj, palcem nie kiwnąłeś, by przeciwdziałać moim ekscesom. Ostrzegam, że cię zniszczę jeśli będziesz próbował osłabić moją pozycję. Pamiętaj, że to ja nadzoruje ochronę.

– Pamiętam, Wacku, pamiętam. To ty zapominasz, że tym razem chodzi i moją rodzinę i konieczność spłacenia długu.

– Oby tylko o to. Bo jeśli uległeś głupim pogłoskom o tym, jak to psuję materiał ludzki przez to jak traktuję kandydatki, to marny twój los. Ja wiem, nigdy nie zrozumiecie, iż to koi mój ból, po tym jak moja skóra się zestarzała. Te dwie dziewczyny ci daruję. Znaj mój gest. Jeśli jednak spróbujesz ograniczać moje prawa do innych, wiedz, że cię zabiję.

 

Po tych słowach Wacław Kummar wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Mirosław Szkuta popatrzył na zamknięte drzwi. Chwilę się wahał, bo zatrzymał rękę nad walizką z kamieniami i zastygł w bezruchu. Widać podjął jakąś decyzję, po czym na stole ułożył kamień z wizerunkiem maski Tutenchamona i przyłożył do niego czarny kamień z kosą trzymaną przez szkielet. Na dużo niższej ułożył cały rząd kilkunastu kamieni z plątaniną symboli, cyfr i obrazków. Kolejne rzędy kamieni zapełniały przestrzeń między dwoma kamieniami na górze a rzędem na dole tworząc piramidę. Wśród obrazków na kamieniach kilkakrotnie pojawiała się dziewczyna na karym rumaku niczym z „Szału” Podkowińskiego. Niektóre kamienie zmieniały miejsca, znikały pojawiały się nowe ale na szczycie tej piramidki wciąż były złota maska faraona i szkielet z kosą.

Koniec

Komentarze

Kolejny fragment, który coś opowiada, ale nadal nie bardzo wiem o co tu chodzi.

Wykonanie nadal pozostawia sporo do życzenia.

 

Gdzieś w Ani­nie współ­cze­śnieGdzieś w Ani­nie, współ­cze­śnie.

 

Za­sad­ni­czo był do­stęp­ny 24 a może nawet 25 go­dzin na dobę… – Za­sad­ni­czo był do­stęp­ny dwadzieścia cztery, a może nawet dwadzieścia pięć go­dzin na dobę…

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Nie miało zna­cze­nia czy spał, czy był na ko­la­cji z pre­mie­rem, czy był w łóżku z ko­chan­ką, nawet jeśli to była świe­żo zdo­by­ta ak­tu­al­na ko­chan­ka wio­dą­ce­go aman­ta kra­jo­wej ki­ne­ma­to­gra­fii. Nie miało też zna­cze­nia czy był na wy­jeź­dzie i prze­by­wał ak­tu­al­nie w innej stre­fie cza­so­wej. Efek­tem ubocz­nym ta­kie­go po­dej­ścia do spra­wy było to, że znacz­na część jego pod­war­szaw­skiej willi była biu­rem a jego ga­bi­net w fir­mie domem. Oczy­wi­ście od każ­dej re­gu­ły są wy­jąt­ki. W jego przy­pad­ku wy­jąt­ka­mi były dwie sy­tu­acje, w któ­rych ab­so­lut­nie pod żad­nym po­zo­rem nie wolno mu było prze­szka­dzać. Przy czym to „nie wolno” był do­bit­ne i bez­względ­ne… – Przykład straszliwej byłozy, która pleni się szczególnie obficie w początkowej części tekstu.

 

tak na 100% ale to już inna spra­wa. – …tak na sto procent ale to już inna spra­wa.

Liczebniki nadal zapisujemy słownie i nie stosujemy symboli.

 

że inni to mają do­brze, bo widzą przy­szłość, a on musi po­le­gać na sy­mu­la­cjach. Inni uwa­ża­li, że ukła­da­nie tych ka­mie­ni to forma re­lak­su umy­słu, coś jak ukła­da­nie pa­sjan­sa dla przy­jem­no­ści. – Powtórzenia.

 

Zdzieb­ko go uszko­dzi­łem żeby tu wejść.Ździeb­ko go uszko­dzi­łem żeby tu wejść.

 

iż to koi mój ból, po tym jak moja skóra się ze­sta­rza­ła. Te dwie dziew­czy­ny ci da­ru­ję. Znaj mój gest. Jeśli jed­nak spró­bu­jesz ogra­ni­czać moje prawa do in­nych, wiedz, że cię za­bi­ję. – Nadmiar zaimków.

 

wy­szedł z po­ko­ju trza­ska­jąc drzwia­mi. Mi­ro­sław Szku­ta po­pa­trzył na za­mknię­te drzwi. – Powtórzenie.

 

Chwi­lę się wahał, bo za­trzy­mał rękę nad wa­liz­ką z ka­mie­nia­mi i za­stygł w bez­ru­chu. Widać pod­jął jakąś de­cy­zję, po czym na stole uło­żył ka­mień z wi­ze­run­kiem maski Tu­ten­cha­mo­na i przy­ło­żył do niego czar­ny ka­mień z kosą trzy­ma­ną przez szkie­let. Na dużo niż­szej uło­żył cały rząd kil­ku­na­stu ka­mie­ni z plą­ta­ni­ną sym­bo­li, cyfr i ob­raz­ków. Ko­lej­ne rzędy ka­mie­ni za­peł­nia­ły prze­strzeń mię­dzy dwoma ka­mie­nia­mi na górze a rzę­dem na dole two­rząc pi­ra­mi­dę. Wśród ob­raz­ków na ka­mie­niach kil­ka­krot­nie po­ja­wia­ła się dziew­czy­na na karym ru­ma­ku ni­czym z „Szału”Pod­ko­wiń­skie­go. Nie­któ­re ka­mie­nie zmie­nia­ły miej­sca… – Domyślam się, że kamienie pełnią ważną rolę, ale wydaje mi się, że można uniknąć tylu powtórzeń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W sumie to jeszcze sierpień, ale że poniedziałek… To co coś napiszę.

 

Zajmowały one jeną walizkę – jedną?

 

Osobnik, który wkroczył do gabinetu i zakłócił mu tworzenie skomplikowanego wzoru z oznaczonych na różne sposoby kamieni, mógł osoby starsze lub mniej odporne psychicznie przyprawić o zawał. Komu bowiem nie rośnie ciśnienie i kto zachowuje spokój, kiedy wdziera mu się na salony wściekła mumia faraona? – Muu, Muu. Zbędne zaimki.

 

…Szkuta na jego widok rzucił tylko jakby od niechcenia(:) – słownie: dwukropek

 

Resztę wyłapała niezrównana Regulatorka.

 

Przecinki stawiasz jeszcze gorzej, niż ja. Mnóstwa brakuje. :)

 

Jakiś pomysł fabularny jest. Niestety, w tej okrojonej formie nie wzbudził większych emocji. Może jakbyś go rozwinął? A tak, skończyłeś w miejscu, w którym zaczynało robić się ciekawie.

I tak na koniec, luźna myśl: miejscami miałem wrażenie jakbym widział Ferengich (czy jak tam się to pisze) ze StarTrek. :)

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Co do błędów postaram się je skorygować.

 

Co do Ferengich, znajomy który czytał całość stwierdził “Co ty ze Słowian Żydów zrobiłeś? Tak że skojarzenia mogą być różne.

Nowa Fantastyka