- Opowiadanie: Biaalyy - Stary Nowy Dom

Stary Nowy Dom

Jest to moje pierwsze opowiadanie. Na końcu zamieszczony jest słownik który pomoże zrozumieć niektóre nazwy. Mam nadzieję że komuś się spodoba

 

KW

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Stary Nowy Dom

 Stary Nowy Dom

 

Angus powoli wypuścił powietrze, kropla potu leniwie spływała mu po policzku, rozluźnił się. Teraz wszystkie jego zmysły skupiają się na tym momencie, każdy podmuch wiatru, najcichszy dźwięk, każdy otaczający go zapach był integralną częścią tej chwili. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, mrugnięcie, kolejny wdech, i znowu wydech, serce już niemal stanęło. Angus wiedział że lepszej okazji nie będzie, ostatni raz opróżnił płuca z powietrza i przyłożył palec do spustu swojego wysłużonego Browninga.

Padł strzał, huk wystrzału rozchodził się po całej okolicy, z koron drzew wzbiło się w powietrze przestraszone ptactwo, trzepoczące skrzydła uderzając o o liście i gałązki stworzyły rumor nie mniejszy niż ten który tak bardzo je spłoszył. Angus wstał powoli, zarzucił strzelbę na ramię i zaczął maszerować w kierunku upolowanej zwierzyny, trawa w najwyższych punktach ledwo zakrywała mu kostki, a ptaki, zapewne szpaki biorąc pod uwagę ogromną ilość czereśniowych pestek pod jego nogami, wykonywały podniebne akrobacje wciąż przerażone niedawnym wystrzałem. Na skraju lasu leżała zdobycz, sporych rozmiarów dzik. Co najmniej dwieście kilo wagi, półtora metra długości, osiemdziesiąt centymetrów w kłębie. Młody i dorodny odyniec o jednolitym szarym umaszczeniu. Zbliżając się Angus przeładował bron, nigdy nie można mieć pewności ze zwierzę nie żyje, mógł być przecież tylko ranny lub oszołomiony, a on nie miał zamiaru stawać oko w oko w rozjuszona dwustukilogramową, górą mięsa. Strzał okazał się jednak bardzo precyzyjny, kula przeszła tuż pod prawym uchem i wyszła w okolicach szczęki skutecznie uśmiercając zdobycz.

 

Wjazd do miasta niczym nie przypominał tego co siedziało w pamięci Angusa, pamięta dokładnie że tu na rogu po lewej stronie znajdowała się pizzeria Papa Joe, najlepsza pizza w mieście, a w mniemaniu właściciela, na świecie. Mówiła o tym również ich reklama, chwytliwy dżingiel kończący się słowami "W pizzerii u papy bierz pizzę do japy". Uwielbiał ten kawałek, razem ze swoją siostrą Dominiką śpiewali to w kółko ku uciesze mamy, i wyraźnym poirytowaniu ojca. Tuż obok pizzerii znajdował się salon fryzjerski panny Kwiatkowskiej, ojciec zabierał go tu raz w miesiącu, zawsze w poniedziałki, według niego prawdziwy mężczyzna powinien być ładnie przystrzyżony, ogolony oraz schludnie ubrany. Chłopak bardzo lubił chodzić do fryzjera, wszak nie było tajemnicą iż pomimo młodego wieku Angus podkochiwał się, jak sądził skrycie, w młodej pannie Kwiatkowskiej. Uwielbiał jej delikatne dłonie, długie blond loki, niebieskie oczy i dodające uroku dołeczki na policzkach. Gdy przychodziła wiosna ubierała się w kwieciste sukienki sięgające kolan, odsłaniając smukłe nogi i stopy odziane w gustowne trampki. Zdarzało się że myślał o pięknej fryzjerce dniami i nocami, a gdy wstał rano biegł ile sił w nogach do parku, zrywał co ładniejsze kwiaty i szedł do salonu sprezentować je swojej ukochanej, która odwdzięczała się swoim anielskim uśmiechem. Te czasy już minęły,

miejsce w którym niegdyś stała pizzeria i kwiaciarnia teraz jest gruzowiskiem, stertą cegieł, w niczym nie przypominało przedmieścia na którym Angus spędził większą część swojego dzieciństwa, niegdyś kolorowa przyjazna dzielnica, mili ludzie, park z oczkiem wodnym przy którym co niedzielę wraz z mamą karmił kaczki i łabędzie, teraz stare domy porośnięte bluszczem, auta pokryte rdzą, asfalt popękany przez roślinność, takie są teraz realia tego świata. Sam Angus nie przypomina już niczym tego chłopca który z kwiatami pędził do salonu fryzjerskiego. Włosy sięgające ramion w kolorze ciemnego blondu, zadbane, był zdania że warunki panujące na świecie wcale go nie zwalniają z obowiązku dbania o siebie, tak więc mył się tak często jak tylko to było możliwe. Na twarzy odznacza się kilkudniowy zarost, nie uważa tego jako oznakę zaniedbania, bardzo lubił zarost, do tego zakrywał on niewielkie przebarwienia skórne które miał lewym podbródku, a wstydził się tego odkąd pamięta. Piwne oczy dodające jego twarzy grymas bólu i wewnętrznego cierpienia, oczy które widziały nie jedno, rzeczy których żaden człowiek nie powinien oglądać. Ubrany w wytarte jeansy i zielony wojskowy t-shirt, na nogach błyszczały się solidne skórzane buty na motocykl które wygrał w karty z pewnym jegomościem podczas swojej wizyty na zachodnich murach w zeszłym roku.

 

Skórzane buty idealnie komponowały się z jego największym skarbem, motorem Royal Enfield z osiemdziesiątego dziewiątego roku, model Bullet pięćset, jego jednocylindrowa miłość w niebieskim metalicznym kolorze. Każdy który Angusa zna, lub znał z całą pewnością powie że wyznaje on tylko jedną świętość, a jest nią jego jednośladowa piękność, a każdy który choć spojrzał łapczywym okiem na motocykl musiał liczyć się z niezadowoleniem jego właściciela.

Angus zbliżał się już do celu swojej podroży, nie dalej niż pięćset metrów metrów od niego znajdowała się stróżówka miasta Bas'relief, jednego z niewielu wolnych miast w tej części Europy. W odległości około stu metrów od bram znajdował się znak drogowy który nakazywał zatrzymanie się tuż za nim w celu przejścia kontroli bezpieczeństwa, w zdecydowanej większości takich miejsc stosowano podobną politykę w celu zabezpieczenia swojego terytorium. Angus zasiadł z motoru, przerzucił browninga przez plecy i z wolna ruszył w kierunku pilnujących przejścia dwóch strażników.

– Witamy w Bas'relief nieznajomy – odezwał się jeden ze strażników, ten stojący bliżej Angusa – co Cię sprowadza do naszego pięknego miasta ? – zapytał.

Mężczyzna jak na strażnika był raczej szczupły, długa twarz z wyraźnie uwydatnionymi kośćmi policzkowymi, przerzedzone czarne włosy i stare poszarpane ubrania składają się bardziej na wygląd powstańca niż na strażnika tak dobrze prosperującego miasta jakim powinno być Bas'relief.

– Mam trochę towaru na wymianę – powiedział pewnym tonem. – Nie zabawie tu długo.

– A więc działalność kupiecka ? – zapytał strażnik.

– Niekoniecznie – oznajmił Angus – wymieniam rzeczy tylko do użytku własnego, nie zarabiam na tym.

– Rozumiem. – Strażnik sięgnął głęboko do kieszeni swoich brudnych i poszarpanych spodni , z których wyjął mała niebieską kartkę – proszę, to jest glejt uprawniający Pana do odwiedzin w dzielnicy handlowej, ważny czterdzieści osiem godzin. Proszę podjechać do bramy głównej i pokazać tą przepustkę. Do zobaczenia. – zakończył.

Angus zasalutował niechlujnie po czym odwrócił się i wolno odmaszerował w kierunku swojego pojazdu.

Poprawił strzelbę która co chwilę zsuwała mu się z ramienia, co po raz kolejny przypomniało mu o tym że musi w końcu zainwestować w jakiś porządny pasek. Po raz ostatni sprawdził uprząż sakwy na swoim motorze, usiadł wygodnie, zapuścił silnik i ruszył w stronę wjazdu do miasta.

Strefa kupiecka, wyglądała raczej marnie, obskurne ulice i zrujnowane kamienice. W większości miejsc w których bywał Angus strefy kupieckie były zazwyczaj centralna, bogata i reprezentacyjną częścią miasta. Tutaj w Bas'relief jedynym miejscem w którym można było coś sprzedać lub kupić było stare centrum handlowe które lata świetności miało już dawno za sobą. Angus zbliżał się do starej remizy strażackiej, jednego z najlepiej zachowanych budynków w dzielnicy, o wielkich stalowych drzwiach w kolorze czerwieni,

To ten budynek wskazał mu napotkany po drodze mężczyzna gdy został zapytany o miejsce gdzie można przechować swój sprzęt. Jak widać nie mylił się, trzeba by było dysponować nie lada sprzętem żeby sforsować takie bramy. Angus zsiadłszy z motoru rozejrzał się po okolicy gdyż wygląd miasta nie wzbudzał w nim zaufania,. zbliżył się do bramy i zapukał trzy razy, niezbyt mocno, ale też nie słabo nie chciał zdenerwować właściciela ale chciał mieć pewność że on go usłyszy.

Wrota zaczęły się z wolna otwierać, uchyliły się na około dwadzieścia centymetrów, odległość wystarczająca aby zobaczyć twarz właściciela, ale zdecydowanie zbyt mała aby wedrzeć się nieproszonym do środka. Angus pomyślał że to dobrze, taka ostrożność dobrze świadczy o właścicielu a w szczególności jeśli chce się u takiego kogoś zostawić swój dobytek. W szczelinie pojawiła się twarz starszego pana. Mężczyzna na oko koło siedemdziesiątki ,siwe włosy pokrywały jedynie obrzeża jego głowy, twarz miał porytą zmarszczkami a całość dopełniały ciemno niebieskie oczy. Przypominał mu skarbnika , takiego z starych filmów, człowieka który prócz przedmiotów skrywa również wielkie tajemnice. Angus zaśmiał się w duchu ze swojej tandetnej i ubogiej wyobraźni.

– Czym mogę pomóc ? – zapytał swoim donośnym głosem jegomość zza czerwonych wrót.

– Witam, na imię mam Angus, ludzie z miasta wskazali mi Pana jako osobę której mogę powierzyć swój dobytek – oznajmił

– Dobrze pan trafił. – Starszy pan wsunął okulary na nos – Pięć procent od tego co pan zarobi na sprzedaży towaru za każde dwadzieścia cztery godziny, zgadza się pan ?

– Nie jestem kupcem, towaru mam niewiele – powiedział Angus. – Chodzi mi tylko o mój motor, mogę w W zamian zaoferować trzy kilo pierwszorzędnej dziczyzny – uchylił wieko plecaka tak aby staruszek mógł zobaczyć co jest w środku.

– Zgoda – jegomość wyciągnął małe liczydło po czym oznajmił ze wystarczy to tylko na trzydzieści godzin, nie więcej i nie mniej. – Lepiej niech też pan zostawi tutaj broń – wskazał na ramię Angusa na którym zawieszony był Browning. – Ludzie nie lubią uzbrojonych przyjezdnych.

Po dobiciu targu wprowadził motor na swoją posesje, wypisał kwit dla Angusa i zamknął za sobą ciężkie czerwone wrota.

Bas'relief sprawiało wrażenie miasta kompletnie wyludnionego, nie licząc kilku bezdomnych i trzech kupców których Angus spotkał w Starym centrum handlowym w mieście nie było nikogo. Kilka kilo dziczyzny która została mu po opłaceniu mężczyzny który pilnował jego dobytku wystarczyło jedynie na wymianę za osiem litrów benzyny, zestaw wytrychów i paczkę naboi do wysłużonego już browninga. Do końca okresu trzydziestu godzin jakie wyznaczył skarbnik zza czerwonych wrót powoli dobiegał końca, za ostatni przystanek w tym mieście wybrał tawernę Rabiosi'Canis" o której niegdyś słyszał wiele dobrego..Znajduję się ona w północnej części strefy kupieckiej. Angus nie pamięta tego rejonu miasta zbyt dobrze, jedynie jakieś mgliste wspomnienia, być może przejeżdżał tu z ojcem lub z matką gdy był mały. Jakież było jego rozczarowanie gdy zbliżył się do rozsławionej tawerny, zamiast tłumu ludzi, wspaniałe zachowanego budynku i karty dań długiej jak papier toaletowy, na miejscu zastał rozpadająca się stara kamienice, która niczym nie mogła zachwycić. Przez chwilę stał jeszcze przed drzwiami przybytku zastanawiając się czy wejście tam na pewno jest dobrym pomysłem. Czasami zadawał sobie pytanie, ile złego ominęło by go w życiu gdyby choć odrobinę częściej słuchał się głosu zdrowego rozsądku.

Oberża w środku wyglądała niesamowicie obskurnie, Stary tynk odchodzących od ścian olbrzymimi płatami jak gdyby cały budynek miałby się za chwilę rozpaść kawałek po kawałku. Na prawej ścianie tego kwadratowego pomieszczenia było jedno jedyne okno które z powodu grubej warstwy brudu nie pozwalało przebić się do środka nawet tym najsilniejszym promienia słońca. "Prawda jest formą pozoru – pozór, formą prawdy." Angus zacytował w głowie starego przyjaciela, Khaliego, chociaż sam nie widział dlaczego. Stoły pozbijane zdawało by się naprędce przy których siedziało kilku stałych bywalców, jak pomyślał. Nieco dalej, przy ścianie równoległej do wejścia stał niewielki bar przy którym trzech klientów sączyło jakieś napoje, o bliżej niezidentyfikowanym składzie. Za ladą stała barmanka, na oko w wieku szesnastu lub siedemnastu lat. Filigranowa brunetka o zielonych oczach ubrana w gustowną lecz Nieco już nadgryziona zębem czasu brązową sukienkę przepasana zielona wstęga. Chyba nie było tajemnicą jak ocenił, że praca w tym miejscu nie sprawia jej radości, wręcz przeciwnie. Minę miała zrzedłą, czasami tylko rzuciła lekkim uśmiechem do gości siedzących przy barze. A oczy które które wydawały się tak magiczne, oczy, w których każdy mężczyzna mógł zakochać się bez pamięci skrywały w sobie wiele bólu i cierpienia. Angus podszedł do baru starając się nie zwrócić na siebie uwagi, usiadł położył na blacie trzy srebrne monety i zamówił flaszkę tutejszego specjału.

– Srebrniaki. – Zauważyła barmanka. – Dawno nikt tutaj nie płacił ta waluta. – Sięgnęła po pieniądze i wyciągnęła butelkę czerwonego wina z malin. Odkorkowała ją, nalała pełną szklankę, przysunęła ją w jego stronę po czym wróciła do polerowania szkła leżącego przy ladzie. Angus zwrócił uwagę na to jak bardzo słabo jej to idzie.

– Nastolatka pracująca w barze pewnie nie od dziś nie, potrafi dobrze wyczyścić szklanki – pomyślał, i ta myśl nie dawała mu spokoju.

jak masz na imię ? – Angus zaserwował jej najmilszy uśmiech na jaki było go stać.

Dziewczyna uśmiechnęła i zaśmiała się nieśmiało, jednak chwilę później spoważniała na nowo. Jak gdyby bała się tego ze ktoś ja zauważy. Rozejrzała się nerwowo po sali a gdy upewniła się że nikt się nie przygląda znów obdarzyła go skromnym uśmiechem.

– Myślę że moje imię na nic się panu nie przyda – oznajmiła. – Zamówił pan trunek, zapłacił za niego i uważam że na tym możemy zakończyć naszą rozm… – utrwala szybko

– Jak uważasz, chciałem być tylko… – Dziewczyna przerwała Angusowi wymownym spojrzeniem i wskazała mu drzwi przez które właśnie wchodziło dwóch mężczyzn. Wysoki brunet odziany w białe szaty wyglądające jak bogato zdobiony szlafrok, na nogach miał solidne skórzane buty a na palcach mieniły się pierścienie i sygnety różnej wielkości. Ogólnie rzecz biorąc mężczyzna kompletnie nie pasował do realiów tego miasta. Drugi jegomość ubrany w podobny sposób lecz w kolorze czerni , był niewysoki, łysy i mocno umięśniony.

– Radujcie się moi drodzy bo przybył Damian ! Pierwszy, jedyny i ostatni syn waszego kochanego władcy ! – wykrzyczał niższy z mężczyzn.

– Samozwańczego władcy – odpowiedział jeden z siedzących gości, powiedział to na tyle cicho jak gdyby liczył ze nikt poza jego kompanami od butelki tego nie usłyszy. Na jego nieszczęście niski krepy mężczyzna usłyszał go głośno i wyraźnie, wymierzył facetowi siarczysty policzek, zewnętrzna częścią dłoni.

– Ty niewdzięczna kupo łajna ! ty śmieciu ! Ty gnoju ! – przy każdym wyzwisku kolejne razy spadały na głowę siedzącego mężczyzny

– Wystarczy ! – Damian złapał za ramię krępego oprawce który z trudem powstrzymał się od wymierzania kolejnych ciosów. – Nie tutaj Leidanie. – Lekkim skinieniem głowy wskazał mu Drzwi.

– Przepraszam Panie, poniosło mnie – Leidan odpowiedział dysząc lekko – ale kiedy usłyszałem tego niewdzięcznego… – Jego ręką znów uniosła się mu górze w celu Kolejnego uderzenia

– Powiedziałem wystarczy ! – Tym razem w głosie mężczyzny w białej szacie można było wyczuć wyraźne poirytowanie. – Leidanie – Wziął kilka wdechów a jego głos wyraźnie spoważniał. – Nie chce znowu tego powtarzać.

– Tak Panie, przepraszam Panie. – Łysy złapał ledwo już przytomnego faceta za fraki i z wolna zaczął go wyprowadzać z baru. Angus zdziwił się ze nikt nie protestuje, oni tak po prostu katują faceta a nikt nawet nie odezwał się słowem . Rozejrzał się po pomieszczeniu raz jeszcze i zobaczy wśród pozostałych osób strach, ale nie lekkie uczucie strachu, to było przerażenie tak wyraźne że niemal namacalne. Nagle doszła do niego myśl ze był w błędzie, to nie zniszczone miasto powodowało że jest tu tak mało ludzi, wręcz odwrotnie. Teraz kiedy powoli oswajał się z tą myślą, a przerażenie dryfujące po pomieszczeniu zaczęło z wolna kiełkować w jego głowie, uświadomił sobie że to miasto jest naprawdę wyludnione a winę za to ponosi zapewne pan w białym szlafroku.

Angus odwrócił głowę od tego co działo się przy wyjściu, coś mu mówiło że jakakolwiek ingerencja może się źle dla niego skończyć, i tym razem ma zamiar posłuchać swojego wewnętrznego alarmu bezpieczeństwa.

Przychylił kolejny łyk wina i spojrzał na barmankę.

Dziewczyna spuściła głowę twarz skryła we włosach, Angus dostrzega ze jej dłonie zaczęły delikatnie drżeć, stróżka potu spływająca leniwie po policzku tylko upewniła go w przekonaniu że to nie strach , a śmiertelne przerażenie.

– Kim on jest ? – szepnął Angus – dlaczego wszyscy tak się go boją ?

Dziewczyna w milczeniu patrzyła na sceny przy wyjściu. Obserwowała każdy ruch Damiana, czekała aż usiądzie i wyciągnie mały pojemnik, z jakimś jedzeniem, robi tak codziennie i dzisiaj zapewne zrobi tak samo. Gdy stało się tak jak przewidywała nachyliła się nad Angusem.

– To Damian Boker, syn Keelana Bokera. Pojawili się w mieście dwa lata temu, choć Keelana nikt nigdy nie widział. od tamtego czasu rządzą miastem żelazną ręką – mówiła najciszej jak potrafiła.

– Dlaczego nikt się nie postawił, chyba ktoś rządził wcześniej tym miastem. – Angus zerkał co chwilę w stronę wyjścia. Tonem głosu starał się zrównać z rozmówczynią.

– Przed chwilą widziałeś co się dzieje z tymi którzy się sprzeciwiają – rzuciła wzrokiem na plamę krwi która została po skatowanym mężczyźnie. – Dobrze jest jak jest. Jeśli nie sprawiasz problemów jesteś bezpieczny. – Zakończyła.

Angus zamilkł na chwilę, jego pusty wzrok utkwił w szklance z winem. Nie dowierzał jak ludzie mogą być tak obojętni na śmierć swoich bliskich i sąsiadów jak mogą pozwolić na niszczenie ich miasta. Dlaczego Damian i ten jego ojciec to robią, co może dać im miasto takie jak Bas'Relief ? Miasto daleko poza granicami Centralnej Władzy, to właśnie ta myśl nie dawała mu spokoju.

-Nana – powiedziała dziewczyna zza lady, wyrywając Angusa ze stanu głębokiego zamyślenia.

– Nana ? – Angus oprzytomniał i spojrzał na dziewczynę z wyraźnym zdziwieniem.

-Tak mam na imię, zdaję się że pytałeś o nie wcześniej – uśmiechnęła się nieśmiało

-Ach tak, tak – przytaknął. – Powiedz mi Nano, widziałaś kiedyś oczy tego Damiana ? Albo jego ojca ? – zapytał, a jego twarz znów przybrała pusty wyraz.

-Widziałam oczy Damiana, były dziwne ! – Złapała się na tym że uniosła lekko głos. – Były dziwne i choć teraz może wydają się normalne. – Spojrzała w stronę Damiana. – To gdy jest jasno, robią się czarne ! – powiedziała szeptem, ale z wyraźnym podekscytowaniem.

– Ślepaki – pomyślał. – To by się zgadzało, dlatego Bas'Relief. Wszędzie gdzie sięgają macki Władzy Centralnej Ślepaki nie mogą czuć się bezpiecznie. A w mieście takim jak to, bez problemu mogą spełniać swoje ambicjonerskie zachcianki.– Z sekundy na sekundę Angus zagłębiał się coraz bardziej w swoich myślach.

Po kilku chwilach wyciągnął stary notes i ogryzek ołówka z tylnej kieszeni swoich spodni, otworzył go po czym zanotował w nim kilka zdań, wyrwał kartkę którą położył na ladzie a notes schował z powrotem. Schylił się i delikatnie podwinął lewą nogawkę swoich spodni gdzie znajdowała się mała saszetka. Wyciągnął jedną Baterie oraz małą fiolkę z Błyszczakiem.

– Proszę pana – dziewczyna znowu starała się zwrócić uwagę Angusa – Czemu Pan pytał o oczy ? Zna ich pan ? Mój tata mówił mi kiedyś że mają czarne oczy ponieważ są wysłannikami Szatana. – Dziewczyna znów spojrzała na Damiana. – Nie wiem kim jest ten Szatan i czego chce od nas i naszego miasta, ale jeśli go spotkam to.. – Nana zacisnęła mocno dłoń na nożu który leżał na ladzie.

– Szatan to nie osoba, trudno mi będzie to wytłumaczyć, urodziłaś się już po wprowadzeniu Dekretu Piątego – powiedział szybko Angus, nie odrywając reki od saszetki na nodze.

– Dekretu Piątego ? – zapytała.

– Nie mamy na to czasu – odpowiedział – proszę weź tą kartkę i wyjdź z budynku, najlepiej tylnym wyjściem. – Angus zapiął saszetkę i zsunął nogawkę. Zwilżył usta małym łyczkiem wina, wsadził do ust Baterię i popił porządnym haustem. Poczuł lekkie mrowienie, włosy na rękach i nogach lekko się uniosły. Wstał z krzesła i ruszył w kierunku Damiana. Czuł rosnące w nim napięcie, stróżka potu pojawiła się na skroni i z wolna ruszyła ku podbródkowi. W ręku ściskał Błyszczaka, kalkulował szanse i możliwy przebieg nadchodzących wydarzeń.

Przyśpieszył tempo ostatnich trzech kroków do niemalże biegu cisnął fiolką o stół. Rozbiła się uwalniając potężny błysk który rozlał się po całym pomieszczeniu, Damian zawył przeraźliwie i zwrócił się w kierunku nadbiegającego Angusa. Jego oczy były czarne jak węgiel ale pomimo to dało się z nich wyczytać wściekłość. Próbował się podnieść ale atakujący był już zbyt blisko, potężne kopnięcie z „partyzanta” powaliło go na ziemię, w tym momencie przerażenie wzięło górę nad wściekłością, panicznymi, nieskoordynowanymi ruchami starał się przeczołgać jak najdalej od napastnika. Angus chwycił go za brak i wymierzył trzy ciosy prosto w nos.

Chwycił nóż z leżący na stole, tuż obok pudełka z jedzeniem którego Damian nie miał okazji dokończyć, szybkim pchnięciem wbił nóż w ciało oślepionego Damiana przyozdabiając jego białą szatę, karmazynowymi plamami krwi.

– Gdzie znajdę twojego ojca ? – wycedził przez zęby Angus. – Gadaj !

– Hhh…Haahh.. – Damian śmiał mu się w twarz krztusząc się własną krwią – naprawdę… myślisz że… – dyszał mocno, łapczywie starał się chwycić jak najwięcej powietrza, z jego oczu powoli schodziła już czarna mgła. Jego oddech zaczął być nierównomierny, ostatni łyk powietrza.

– Od piekła lub nieba odgradza nas tylko życie, rzecz najkruchsza w świecie – wyszeptał na ucho Damianowi.

Przeraźliwy krzyk oderwał Angusa od martwego już Damiana, zerwał się na równe nogi i nerwowo zaczął się rozglądać w poszukiwaniu źródła. Zobaczył po ludziach którzy teraz stali, niemalże wklejeni w ściany, że ich wzrok skupiał się w jednym miejscu. Odwrócił się aby zobaczyć to co oni.

– Leidan – wyszeptał w osłupieniu. Cały jego plan był dobry, sklecony pod wpływem impulsu, ale dobry. Zapomniał o Leidanie. A teraz on stał przy ladzie, trzymając Nanę za włosy, z nożem przytkniętym do jej szyi.

– Zabiłeś go ! – wykrzyczał – ZABIŁEŚ GO ! – zapłakany powoli wepchnął nóż w szyję młodej Nany.

Angus stał jak wryty, chciał zrobić ruch ale nie mógł, zaschło mu w ustach tak że nie mógł nawet wypowiedzieć słowa. Twarz Nany pomimo tego co się stało wydawała się spokojna, osuwała się powoli na podłogę a jedyne co Angus widział to jej oczy mówiące – To twoja wina, zginęłam przez ciebie.

Leidan rozwścieczony ruszył w jego stronę wymachując na oślep nożem. Angus chciał się ruszyć ale nie mógł, starał się przybrać pozycję obronną, lecz na darmo. Strach ? Poczucie winy ? Cokolwiek by to nie było skutecznie go obezwładniło. Leidan był już o krok, na sali podniosła się wrzawa i piski, całość przerwał wystrzał. Napastnik padł jak długi przed Angusem.

– Browning – pomyślał. – Wszędzie rozpoznam ten dźwięk. – Obrócił się w stronę wyjścia gdzie stał starszy mężczyzna, skarbnik zza czerwonej bramy. W ręku dzierżył broń wycelowaną w stronę Angusa.

– Zabierz tą broń i inne swoje śmieci i wynoś się ! – warknął staruszek. – Wiem kim jesteś i po co tu przyjechałeś, nie potrzebujemy to takich.

– Trochę wdzięczności ! – wyrwało mu się. – Przyjechałem tu uzupełnić zapasy, to co tu zaszło… – zamyślił się – Chciałem wam pomóc, to wszystko.

– Gówno prawda ! – krzyknął skarbnik – Jesteś psem Centralnej Wolności, widziałem twój sprzęt, Błyszczaki, Baterie, Siateczniki… wynocha stąd. – wyciągnął rękę z bronią w stronę Angusa.

– Nie rozumiesz, a ja nie mam czasu na tłumaczenie się, jeśli chcesz to się wyniosę – odebrał browninga i przerzucił sobie przez plecy. – A wy… – machnął ręką, – Szkoda słów, pamiętajcie że został jeszcze ojciec.

– Ojca już nie ma, sam widziałem jak Leidan wyrzucał jego zwłoki, do rzeki za miastem – powiedział mężczyzna – no dalej, zostaw to miasto nam. I wynoś się.

Angus przytaknął, wyciągnął notes z tylnej kieszeni i podszedł do ciała Damiana, chwycił go za rękę, palce zanurzył w krwi i odcisnął odciski palców na jednej ze stron. Ruszył w kierunku wyjścia. Zatrzymał się przed skarbnikiem.

– Kluczyki – powiedział.

Starszy Pan podał mu kluczyki do jego motoru.

– Stoi przed barem – spojrzał na Angusa i wręczył mu kartkę papieru. – Do widzenia panu.

Po wyjściu Angus dokładnie obejrzał motor, gdy uznał że pojazd jest cały, usiadł i zapuścił silnik. Słońce chyliło się ku zachodowi, ostatnie promienie słońca ogrzewała twarz Angusa, popękane mury Bas'Relief nikną gdzieś w oddali za jego plecami. Zatrzymał się by po raz ostatni spojrzeć na miasto które kiedyś nazwywał swoim domem.– To już nie jest twój dom. – Pomyślał. Wyciągnął pogiętą kartkę którą dał mu staruszek, teraz gdy jest już daleko od miasta ciekawość wzięła góre, spojrzał na nią i przeczytał.

– „Ojciec nie byłby z Ciebie dumny”

 

 

 

 

 

 

 

 KW

 

 

 SŁOWNIK

 

 

Transhumaniści – Ruch stworzony przez Edwarda Ekelmana, biotechnologa i wizjonera. Celem ruchu było, poprzez technologie ulepszenie ludzi, którzy w mniemaniu Edwarda byli „niekompletni”. Doszli do władzy w roku 2023. Pierwszym oficjalnie wprowadzonym prawem był „Dekret piąty – prohibicja religijna”

Ślepaki – pierwsza próba Transhumanistów do stworzenia perfekcyjnego społeczeństwa. Odznaczają się wysokim ambicjonerstwem oraz brakiem empatii. Nazwa wzięła się od upośledzenia wzroku, przy mocnym świetle ich oczy zachodzą czarną mgiełką.

Centralna Władza – Państwo-miasto w centralnej Europie. Prowadzą ekspansję na cała Europę. Jej celem jest odbudowanie cywilizacji. Nie cieszą się popularnością wśród ludzi. Wydają zlecenia na ludzi powiązanych z Transhumanistami.

Błyszczak – Fiolka która po rozbiciu daje mocny oślepiający błysk. Ciecz na bazie Luminolu.

Baterie – Kapsułki które po połknięciu systematycznie wysyłają do organizmu mikro wyładowania elektrostatyczne które unieszkodliwiają wszelkiego rodzaju urządzenia elektryczne. np. nanoboty, rozruszniki serca itp.

Siatecznik – srebrna kula która po wyrzuceniu rozwija się w siatkę.

 

 

Koniec

Komentarze

Nie podobało się.

Hmmm. Musisz się jeszcze sporo nauczyć.

Przeszkadzała mi zmiana czasów – przeskakujesz między przeszłym i teraźniejszym dość dowolnie.

Interpunkcja kuleje. Poza tym spacja powinna stać po przecinku, nigdy przed. Przed wykrzyknikiem też nie.

Transhumaniści pojawiają się wyłącznie w słowniku, a nie w tekście. To, oraz brak wyraźnego zakończenia, sugeruje, że pokazałeś fragment, a nie całość.

zapewne szpaki biorąc pod uwagę ogromną ilość czereśniowych pestek pod jego nogami

Przecinek po “szpakach”. To szpaki zrywają owoce i wypluwają pestki? Myślałam, że dziobią, a pestka dalej sobie wisi na ogonku, niekiedy całkiem goła.

Zbliżając się Angus przeładował bron, nigdy nie można mieć pewności ze zwierzę nie żyje, mógł być przecież tylko ranny lub oszołomiony, a on nie miał zamiaru stawać oko w oko w rozjuszona dwustukilogramową, górą mięsa.

Trzy literówki. W ogóle masz ich sporo.

to jest glejt uprawniający Pana do odwiedzin w dzielnicy handlowej,

“Pan”, “ty” itp. w dialogach piszemy małą literą.

Babska logika rządzi!

Angus powoli wypuścił powietrze, kropla potu leniwie spływała mu po policzku, rozluźnił się. Teraz wszystkie jego zmysły skupiają(skupiały) się na tym momencie, każdy podmuch wiatru, najcichszy dźwięk, każdy otaczający go zapach był integralną częścią tej chwili. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, mrugnięcie, kolejny wdech, i znowu wydech, serce już niemal stanęło. Angus wiedział(,) że lepszej okazji nie będzie, ostatni raz opróżnił płuca z powietrza i przyłożył palec do spustu swojego wysłużonego Browninga.

– To mały przykład, a to tylko pierwszy akapit. Podkreśliłam Ci powtórzenia, pogrubiłam to co jest do wywalenia, a w nawiasach masz to czego brakuje. Ogólnie zdania nie są zbyt idealne. W tekście dalej masz sporo błędów w tym stylu. Warto zawsze przejrzeć tekst nim go wrzucisz, bo to zwyczajnie nieco utrudnia czytanie. Gdy nie widzisz, bo nie masz doświadczenia, wrzuć tekst na betalistę, ktoś pomoże Ci ogarnąć błędy.

 

Też mam wrażenie, że historia jest niedokończona. Gdybyś jakoś lepiej ją spróbował zamknąć. Plus oczywiście poprawił błędy, na pewno łatwiej byłoby odnieść się do całości, a że brakuje przecinków, czasy są pomieszane, wiele zbędnych powtórzeń, znacznie utrudnia przesłanie. Słownik moim zdaniem jest zbędny, nie jesteśmy tępi.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki za komentarze, na pewno zwrócę uwagę na wymienione błędy. 

Rzeczywiście opowiadania o Angusie miały być częścią większej całości, stąd słownik i słabe zakończenie, najwidoczniej cierpliwość nie jest moją mocną stroną, chyba chciałem jak najszybciej pochwalić się swoim “dziełem”.

Najwyższa pora otworzyć elementarz i poprzypominać sobie trochę podstaw.

Koniec końców jednak, zadowolony jestem z mojego pierwszego opowiadania, nigdy wcześniej nie myślałem nad pisaniem czegokolwiek, miejmy nadzieję że teraz będzie już tylko lepiej.

 

Jednakże nie mogę się zgodzić z uwagą o szpakach. Owszem Finkla, masz racje, szpaki dziobią czereśnie i zostawiają pestkę. Często jednak zdarza się że “porywają” obgryziony już kawałek czereśni razem z pestką, dodatkowo wiszące pestki może strącić wiatr i ponieść je spory kawałek od drzewa. Ale to raczej nic nie zmienia.

 

Pozdrawiam i dziękuję

KW

Przykro mi, ale to jedno z najgorzej napisanych opowiadań, które przyszło mi ostatnio przeczytać. Zostałam przytłoczona takim nadmiarem szczegółów, że z trudem dostrzegałam, co Autor opowiada. Przeogromna ilość wszelkich możliwych błędów dodatkowo utrudniła lekturę. Prawdę mówiąc, tego tekstu nie można normalnie czytać, trzeba przezeń brnąć. 

Biaalyy, proponuję byś zajrzał do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

przy­ło­żył palec do spu­stu swo­je­go wy­słu­żo­ne­go Brow­nin­ga. – …przy­ło­żył palec do spu­stu swo­je­go wy­słu­żo­ne­go brow­nin­ga.

Nazwy broni zapisujemy małą literą.

 

Padł strzał, huk wy­strza­łu roz­cho­dził się po całej oko­li­cy… – Powtórzenie.

Skoro padł strzał, to wiadomo, co spowodowało huk.

 

trze­po­czą­ce skrzy­dła ude­rza­jąc o o li­ście i ga­łąz­ki… – Dwa grzybki w barszczyku.

Ten błąd występuje w opowiadaniu wielokrotnie.

 

trawa w naj­wyż­szych punk­tach ledwo za­kry­wa­ła mu kost­ki… – Raczej: …najwyższa trawa sięgała mu ledwo do kostek

 

Gdy przy­cho­dzi­ła wio­sna ubie­ra­ła się w kwie­ci­ste su­kien­ki się­ga­ją­ce kolan, od­sła­nia­jąc smu­kłe nogi i stopy odzia­ne w gu­stow­ne tramp­ki. – Sukienka do kolan odsłania łydki, nie nogi. Stopy można odziać w skarpetki, w trampki raczej obuć.

 

Te czasy już mi­nę­ły,miej­sce… – Brak spacji po przecinku.

 

Włosy się­ga­ją­ce ra­mion w ko­lo­rze ciem­ne­go blon­du, za­dba­ne, był zda­nia że wa­run­ki pa­nu­ją­ce na świe­cie wcale go nie zwal­nia­ją z obo­wiąz­ku dba­nia o sie­bie… – Włosy się­ga­ją­ce ra­mion w ko­lo­rze ciem­ny blon­d

Blond nie odmienia się. Powtórzenie.

 

Na twa­rzy od­zna­cza się kil­ku­dnio­wy za­rost, nie uważa tego jako ozna­kę za­nie­dba­nia, bar­dzo lubił za­rost… – Powtorzenie.

 

do tego za­kry­wał on nie­wiel­kie prze­bar­wie­nia skór­ne które miał lewym pod­bród­ku… – Wiem, że można mieć kilka podbródków, ale nigdy nie słyszałam, że także prawe i lewe.

W zdaniu chyba czegoś brakuje.

Proponuję: …do tego za­kry­wał on nie­wiel­kie prze­bar­wie­nia skór­ne, które miał na pod­bród­ku, po lewej stronie

 

oczy które wi­dzia­ły nie jedno… – …oczy, które wi­dzia­ły niejedno

 

Ubra­ny w wy­tar­te je­an­sy i zie­lo­ny woj­sko­wy t-shirt… – Ubra­ny w wy­tar­te dżinsy i zie­lo­ny woj­sko­wy T-shirt

Stosujemy pisownię spolszczoną

 

na no­gach błysz­cza­ły się so­lid­ne skó­rza­ne buty na mo­to­cykl które wy­grał w karty z pew­nym je­go­mo­ściem… – …na no­gach błysz­cza­ły so­lid­ne, skó­rza­ne buty motocyklowe, które wy­grał w karty od pewnego jegomościa

Chyba że wygrał buty do spółki z owym jegomościem i były one ich wspólną własnością.

 

Tu, wybacz Biaalyy, przestaję robić łapankę, bo poprawienia wymaga niemal każde zdanie, a nie mogę napisać Twojego opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Raczej słabo. Na początek trzeba pisać możliwie prostym i poprawnym językiem. Bawić się słowem możesz po opanowaniu podstaw. 

 

Angus powoli wypuścił powietrze, kropla potu leniwie spływała mu po policzku, rozluźnił się. Teraz wszystkie jego zmysły skupiają się na tym momencie, każdy podmuch wiatru, najcichszy dźwięk, każdy otaczający go zapach był integralną częścią tej chwili. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, mrugnięcie, kolejny wdech, i znowu wydech, serce już niemal stanęło. Angus wiedział że lepszej okazji nie będzie, ostatni raz opróżnił płuca z powietrza i przyłożył palec do spustu swojego wysłużonego Browninga.

przykładowo:

 

Angus powoli wypuścił powietrze z płuc i się rozluźnił. 

Wszystkie jego zmysły skupiły się na tej chwili, na tym podmuchu wiatru, na tym dźwięku. 

Kropla potu powoli spływała po jego policzku.

Mężczyzna wiedział, że lepszej okazji na strzał nie będzie, więc nabrał powietrza w płuca, wstrzymał oddech i przyłożył palec do spustu swojego wysłużonego browninga. 

 

Chyba jest prościej, bardziej czytelnie i nawet jakiś środek stylistyczny się pojawił ; )

I po co to było?

Nowa Fantastyka