- Opowiadanie: michaklg - Tajemnicze miejsca w górach

Tajemnicze miejsca w górach

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Tajemnicze miejsca w górach

Godzina piąta trzydzieści. Tak wcześnie, a jednak w namiocie już było duszno jak w piekle. Paweł wygramolił się ze śpiwora, pozbierał śmieci z wczorajszej kolacji, i przebrał w świeże ubranie. Zjadł szybkie, prowizoryczne śniadanie, wykonał poranną toaletę, i już był gotowy do wyjścia na szlak. Była szósta dwadzieścia. W bazie namiotowej na Lubaniu jeszcze wszyscy spali. Spojrzał krytycznie na okoliczne obozowiska harcerzy. Ci to chyba nie robią rabanu tylko kiedy śpią – pomyślał. Plan był taki, żeby zostawić namiot w bazie, i włóczyć się po okolicznych wzgórzach do wieczora. A jutro pójdzie dalej. Z Lubania rozciągała się piękna panorama, na Gorce, Pieniny, i w końcu Tatry. Sierpniowe niebo było błękitne, pozbawione jakichkolwiek chmur. W wysokich trawach jakie otaczały bazę, trwał nieprzerwany koncert świerszczy, muchówek, oraz wielu innych gatunków owadów, jakie występują w Gorczańskim Parku Narodowym. Nagle Pawłowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Wyciągnął z kieszeni smartfona, który podczas tego wyjazdu miał służyć jedynie jako zegarek i aparat fotograficzny. Jak na dwudziestolatka przystało, był ciężko uzależniony od internetu i facebooka. Cztery osoby zalajkowały mi piosenkę Radiohead. Jedno zaproszenie do znajomych. Nie znam, więc odrzucam. Jedna wiadomość. Może to od Ani… – Wciągnął powietrze. Jednak nie. To jakiś nowo powstały fanpage „Tajemnicze miejsca w górach”. Brzmi fajnie. Wiadomość była zatytułowana: „Niezwykły pomnik w Gorcach”. Ale mam farta. W treści wiadomości było tylko zdjęcie mapy, z zaznaczanym monumentem, i trasy, która miała do niego prowadzić. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Droga wiodła z bazy na Lubaniu, i wszystko wskazuje na to, że pomnik był jakieś 20 minut drogi stąd. Wystarczyło iść szlakiem błękitnym. Schował smartfona, i wyciągnął swoją mapę. Wielką, laminowaną mapę szlaków górskich. Tutaj nie ma żadnego błękitnego szlaku, nie mówiąc już o tym pomniku. Może to jakaś nowość? I tak mam cały dzień na kręcenie się po okolicy, nie zaszkodzi sprawdzić… – Zaśmiał się na myśl o przygodzie, w końcu po to pojechał w góry. Po przygodę.

 

Wziął do plecaka, dwie małe butelki wody, kilka kanapek, mapę, latarkę, dokumenty… niezbędne minimum, jakie trzeba zawsze mieć przy sobie. Tymczasem z namiotów nieśmiało zaczęli wychodzić zaspani turyści. W końcu już siódma, a na szlak należy wyruszać jak najwcześniej. Ewentualne burze w górach występują zazwyczaj po południu, i lepiej nie być wtedy w połowie drogi do bezpiecznego miejsca. Po odejściu kilku metrów od obozowiska, zauważył wydeptaną w trawie ścieżkę. Tam miał prowadzić błękitny szlak. Po przejściu przez trawy, ścieżka zamieniła się w wąską, ubitą, leśną drogę, a na drzewach zaczęły pojawiać się błękitne oznaczenia. Podekscytowany chłopiec przyspieszył kroku. A więc nie kłamali. Po około pół godziny maszerowania błękitnym szlakiem, czasem trochę w dół, a czasem pod górę, Paweł trafił na niewielką polankę, na środku której znajdowała się sporych rozmiarów rzeźba. Przedstawiała ona coś, jakby wielki, kryształowy kielich. Pewnie jest jeszcze nieskończona, i dlatego mało kto o tym wie. Już miał się zabierać do robienia zdjęć, gdy wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Monument zaczął się trząść. Tuż przed nim zapadła się ziemia, i otworzył się właz, prowadzący na dół. Chłopiec przerażony wskoczył w krzaki, i ukrył się. Kilka minut później spod rzeźby wyszedł człowiek. Postać była ubrana jak zwyczajny podróżny. Buty trekkingowe, plecak, kraciasta koszula i kapelusz. Nieznajomy rozejrzał się nerwowo, po czym zniknął w lesie. Przejście pozostało otwarte. Paweł leżał jeszcze kilka chwil w zaroślach. Serce waliło mu jak oszalałe. W końcu wyszedł z powrotem na polanę, i nie zastanawiając się co robi, podszedł do włazu w ziemi. Na dole było widać światło. Prowadziły tam schody. Nagle poczuł rozsadzający ból w czaszce. Z jego nosa pociekła stróżka krwi. Usłyszał w myślach rozpaczliwy krzyk: „POMÓŻ MI!”. Półprzytomny przewrócił się, i stoczył po schodach na dół.

 

Gdy otworzył oczy, znajdował się w białym, jaskrawo oświetlonym pomieszczeniu. Tuż za nim były schody, i wciąż otwarte wyjście na górę. Ciekawość przezwyciężyła chęć do ucieczki. Wygląda jak laboratorium. Pod ścianami na regałach było mnóstwo różnego rodzaju fiolek, i przedmiotów medycznych. Skierował wzrok w stronę sufitu, jednak nie dostrzegł żadnych kamer. Tuż obok niego stał ni to stół, ni to łóżko. Stół operacyjny – domyślił się. Pod jedną ze ścian wisiały na wieszakach fartuchy. Niektóre wciąż brudne od krwi. Inne świeże, i czyste. Jednak to co wprawiło go w osłupienie, znajdowało się na końcu sali. Olbrzymi, napełniony wodą, przezroczysty basen. Podświetlony reflektorami. A w środku, nadnaturalnie wielki, około trzymetrowy mężczyzna. Unosił się bezwładnie w wodzie. Za jego plecami widać było złożone, białe skrzydła. Oczy miał zamknięte, wydawał się nieprzytomny. Dolną część twarzy zasłaniało mu coś jakby maska, z wystającym kablem, który prowadził gdzieś poza akwarium. Na całym ciele tego stworzenia, widać było niezliczone blizny, z niektórych ran wystawały kable. Paweł podszedł bliżej. Wtem istota otworzyła śnieżnobiałe oczy. Chłopiec padł na kolana słysząc w głowie znajomy już głos. Tym razem słowa były niezrozumiałe, jakby wypowiadane w starożytnym, wymarłym języku. Jasność. Uderzenie krwi. Później Paweł stracił panowanie nad swoim ciałem. Niszczył wszystko wokoło. Wyrywał kable ze ścian. Kopał, i walił pięściami w szklany basen. W końcu stracił przytomność. Gdy się ocknął, był sam. Cały mokry. Wszędzie wokoło było potłuczone szkło. Wstał niepewnie, i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nigdzie nie było skrzydlatej istoty. Podniósł z ziemi swój plecak i nie zważając na to że jest ostro pokaleczony szkłem, wybiegł na górę. Gdy znalazł się z powrotem na polanie, pognał lekko kulejąc w stronę puszczy. Upadł w paprocie, dysząc ciężko. Zostawię namiot w bazie, razem ze wszystkimi rzeczami jakie w nim są. Wszystkie dokumenty świadczące o mojej tożsamości mam przy sobie. Portfel? Jest. Smartfon? Jest.

 

Zejście do wsi Czorsztyn było o tyle trudne, że Paweł bał się iść zgodnie ze szlakiem. Ta teoretycznie niedługa trasa, zajęła mu wiele godzin. Szedł ścieżkami tylko wtedy, kiedy góry nie pozostawiały mu innego wyjścia. W końcu znalazł wieś, oraz prom, który miał go przewieźć na drugi brzeg jeziora. Stamtąd na pewno znajdzie busa do Krakowa, i w końcu pociąg do Warszawy. Gdy prom odbił od brzegu, chłopiec nieco się uspokoił. Nieopodal na wzgórzu wznosił się zamek Dunajec. Czternastowieczna warownia, która była świadkiem wielu niezwykłych wydarzeń. Na brzegu w Niedzicy, pierwsi plażowicze przyszli się opalać. W stronę lasu poleciał czarny bocian. Chłopiec  podłączył się do facebooka, i ku swemu zdziwieniu zauważył, że nie było śladu po wiadomości, jaką dostał rano. Nie mógł też znaleźć fanpage „Tajemnicze miejsca w górach”. Miał mnóstwo pytań, i żadnych odpowiedzi.

 

 

Koniec

Komentarze

Jeśli chodzi o warstwę fabularną jest słabo, szczególnie część z aniołem mi nie odpowiadała. Językowo wszystko jest na swoim miejscu. Bardziej to wygląda zresztą na zalążek pomysłu niż pełnoprawnego szorta. 

Byłem raz w Czorsztynie.

"Jam Alfa i Omega, Początek i Koniec. Ja pragnącemu dam darmo pić ze źródła wody życia"

Mam takie same odczucia jak Belhaj.

Zjadł szybkie, prowizoryczne śniadanie, wykonał poranną toaletę, i już był gotowy do wyjścia na szlak. Była szósta dwadzieścia

Powtórzenie. W ogóle staraj się unikać “byłów”.

trwał nieprzerwany koncert świerszczy, muchówek, oraz wielu innych gatunków owadów, jakie występują w Gorczańskim Parku Narodowym.

To w parku narodowym można rozbijać namioty? Rozumiem, że ktoś tam na dziko, ale harcerze? Ale może i można…

Po około pół godziny maszerowania gęstym szlakiem,

A gęsty szlak to jaki?

Babska logika rządzi!

Dzięki za uwagi. W sumie jak po jakimś czasie czytam ten tekst, to muszę się z wami zgodzic że jest nijaki. A gęsty szlak nie wiem jak się tam zaplątał, miał byc błękitny.

Tak, można rozbijac namioty, szczególnie w “bazie namiotowej”

Fabularnie się mnie nie podoba, ale ja niecierpię łażenia po górach i w dodatku aniołów, więc moja opinia jest tak daleka od obiektywnej, jak to tylko możliwe. Tym niemniej, opowieść jest mocno naciągna, choćby pod tym wzgledem, że jeżeli już schwytało się anioła, to nie zostawa się go bez straży w miejscu dostępnym postronnym. Wystarczył jeden zamek, kamera czy wartownik i “akcja ratunkowoa” nie miałaby racji bytu.

Zaobserwowałem niestety dużo niezgrabności językowych: ubieranie śmieci w świeże ubrania, dwudziestoletni chłopiec, ciężkie uzależnienie, różnego rodzaju fiolki i przedmioty medyczne, śnieżnobiałe oczy i, moje ulubione, ostre pokaleczenie szkłem.

 

na emeryturze

Gdyby tę historyjkę, przy wieczornym ognisku opowiedział nastoletni kolonista, jego koledzy może mieliby gęsią skórkę.

Ja już z kolonii wyrosłam i, przykro mi to pisać, Tajemnicze miejsca w górach nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. :-(

 

Paweł wy­gra­mo­lił się ze śpi­wo­ra, po­zbie­rał śmie­ci z wczo­raj­szej ko­la­cji, i prze­brał w świe­że ubra­nie. – Jeśli dobrze rozumiem, wczoraj na kolację Paweł jadł śmieci, ale trochę zostało, więc je pozbierał i przebrał w czystą odzież. ;-)

Może: Paweł wy­gra­mo­lił się ze śpi­wo­ra, po­zbie­rał śmie­ci po wczo­raj­szej ko­la­cji i prze­brał się w świe­że ubra­nie.

 

Zjadł szyb­kie, pro­wi­zo­rycz­ne śnia­da­nie, wy­ko­nał po­ran­ną to­a­le­tę… – Paweł, mając mało czasu, zmajstrował chyba toaletę prowizoryczną, taką latrynkę na poranne potrzeby. ;-)

Na czym polega prowizoryczność posiłku?

Zjadł szyb­kie śnia­da­nie, do­ko­nał po­ran­nej to­a­le­ty

 

W wy­so­kich tra­wach jakie ota­cza­ły bazę… – W wy­so­kich tra­wach, które ota­cza­ły bazę

 

był cięż­ko uza­leż­nio­ny od in­ter­ne­tufa­ce­bo­oka.…był mocno uza­leż­nio­ny od In­ter­ne­tuFace­bo­oka.

 

W tre­ści wia­do­mo­ści było tylko zdję­cie mapy, z za­zna­cza­nym mo­nu­men­tem… – Literówka.

 

że po­mnik był ja­kieś 20 minut drogi stąd. – …że po­mnik był ja­kieś dwadzieścia minut drogi stąd.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Scho­wał smart­fo­na, i wy­cią­gnął swoją mapę. – Zbędny zaimek.

 

Po przejściu przez trawy, ścieżka zamieniła się w wąską, ubitą, leśną drogę, a na drzewach zaczęły pojawiać się błękitne oznaczenia. – Czy dobrze zrozumiałam, że ścieżka, idąc przez trawy, stała się leśną drogą, skutkiem czego na drzewach pojawiły się oznaczenia. ;-)

 

Po około pół go­dzi­ny ma­sze­ro­wa­nia… – Po około pół go­dzi­nie ma­sze­ro­wa­nia

 

Nagle po­czuł roz­sa­dza­ją­cy ból w czasz­ce. Z jego nosa po­cie­kła stróż­ka krwi. – Czy mam rozumieć, że z nosa bólu pociekła pani pilnująca krwi? ;-)

Sprawdź w słowniku znaczenie słów: stróżkastrużka.

 

Pół­przy­tom­ny prze­wró­cił się, i sto­czył po scho­dach na dół. – Masło maślane. Czy istniała możliwość, by stoczył się po schodach na górę?

 

Pod­niósł z ziemi swój ple­cak i nie zwa­ża­jąc na to że jest ostro po­ka­le­czo­ny szkłem, wy­biegł na górę. – Może trzeba było wpierw opatrzyć plecak, skoro był pokaleczony. ;-)

Zbędny zaimek.

 

Zo­sta­wię na­miot w bazie, razem ze wszyst­ki­mi rze­cza­mi jakie w nim są. – Zo­sta­wię na­miot w bazie, razem ze wszyst­ki­mi rze­cza­mi, które w nim są.

 

za­uwa­żył, że nie było śladu po wia­do­mo­ści, jaką do­stał rano. – …za­uwa­żył, że nie było śladu po wia­do­mo­ści, którą do­stał rano.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miałem się popastwic nad stróżką i ostrym pokaleczeniem, ale już mnie ubiegli… :-)

 

Dobrze. Fabularnie cienkie jak rozwodnione piwo. Typek dostaje na fejsiku nowy fanpage i od razu idzie? Planu na pokręcenie się nie miał? Właśnie zredukowałeś wiarygodność do bliskich okolic zera. Pomnik kielich? Facet wychodzi z dziury? O mamo… Dlaczego bohatera nie mogło coś zaintrygować coś – niechby i ten głos znikąd – co spowoduje, że sam odnajdzie wejście? Anioł w środku, w akwarium – no ok, ale takie srututu opętanie, anioł zniknął, chłopiec ucieka, kurtyna. Stadko puchatych łotdefaków puszczy z radości. Zero rozwinięcia, brak kulminacji, nic nie wiadomo: ani kto i po co anioła trzymał, ani czemu chłopak uciekał aż do Krakowa, olewając namiot. Znikający fan page na końcu jawi się w tym kontekście jako element komiczny. :-)

 

To właśnie mi się nie podobało. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Paweł wygramolił się ze śpiwora, pozbierał śmieci z wczorajszej kolacji, i przebrał w świeże ubranie.

W co przebrał owo ubranie? Dlaczego stawiasz przecinek przed pierwszym “i”?

 

Dobra, przeczytałem do końca, nie czepiając się przecinków i innych takich durnot, po czym naszła mnie taka refleksja: naiwne to Twoje opowiadanie i w zasadzie o niczym. 

Sorry, taki mamy klimat.

Czytanie utrudniają spore bloki tekstu. Może by tak jakieś akapity podostawiać? Wzrok się mniej męczy, czyta się płynniej.

 

“W wysokich trawach jakie otaczały bazę“ – trawach, które

 

“o odejściu kilku metrów od obozowiska, zauważył wydeptaną w trawie ścieżkę. Tam miał prowadzić błękitny szlak.“ – raczej “tędy” miał prowadzić

 

“Z jego nosa pociekła stróżka krwi.“ – Wiekopomna stróżka! Dawno takiej nie widziałam : ) Ale już o niej wspomniano, więc…

 

Zgadzam się niestety z przedmówcami, że fabuła jest niezbyt zajmująca. Część z aniołem wydaje się niczym niewytłumaczalna, zresztą cała reszta też – skąd ten fanpage, kto podesłał go bohaterowi, po co ten pomnik, kto i po co pod nim urządził laboratorium, kto schwytał anioła i dlaczego nad nim eksperymentował? Szort daje tylko pytania, a żadnych odpowiedzi. Straszyć też nie straszy. Zastanów się, jak można to rozbudować, by nie było tylu białych plam i by zaciekawić czytelnika.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nowa Fantastyka