- Opowiadanie: Morgiana89 - W potrzasku

W potrzasku

Próba straszenia, ale czy udana?

 

Dziękuję betującym. Odwalili kawał dobrej roboty.

Wszystko co złe to ja. ;)

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

W potrzasku

Ocknął się. Był w pomieszczeniu tonącym w półmroku. Czuł, że leży na podłodze, dotykając głową czegoś twardego i chłodnego. Poderwał się na równe nogi, aż go zemdliło. Przed sobą zobaczył umazaną, starą, pordzewiałą pralkę. Wyżymaczka, w którą była wyposażona, zwisała bezwładnie z jednej strony. Mężczyzna uważnie objął spojrzeniem pomieszczenie. Ciemność spowijała zagracone kąty brudnej piwnicy. Jego oddech przyśpieszył, a serce biło jak szalone. Szok minął, ale zastąpiły je przerażenie i dezorientacja. Otaczała go wszechogarniająca cisza. Nie wiedział, jak się tu znalazł i dlaczego. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie miał pojęcia kim jest.

„Muszę się stąd wydostać, bo zaraz oszaleję!” – pomyślał rozpaczliwie.

Nie patrząc pod nogi, podbiegł do schodów prowadzących na górę. Modlił się w duchu, aby drzwi były otwarte. Chwycił za klamkę i pchnął, z głośnym zgrzytnięciem ustąpiły.

 „A co jeśli ktoś stoi za nimi?” – przemknęło mu przez myśl.

Przerażenie ścisnęło mężczyznę za gardło. Nie mógł pozwolić sobie na utratę jedynej szansy ucieczki. Otworzył drzwi na oścież i rzucił się na korytarz. Nogi w niezdarnej pantomimie zaplątały się i mężczyzna runął wprost na twarz. Nie zdążył na czas wyciągnąć rąk przed siebie, boleśnie tłukąc sobie nos i klatkę piersiową. Gdy wstawał, złapał się za głowę i dopiero w szarym świetle lampy rozświetlającej przejście dostrzegł krople krwi, spadły na pomiętą koszulę i spodnie.

„Rusz się, ktoś w każdej chwili może tu przyjść” – zganił sam siebie.

Rozejrzał się. Ściany były bure. Nie wiedział, czy to wina oświetlenia, czy może braku gustu właściciela. Nie chciał przebywać tu ani minuty dłużej, wierząc, że tylko wyjście na zewnątrz może rozwiązać wszystkie problemy.

Dopadł drzwi wyjściowych i nie patrząc na nic, ruszył przed siebie. Dopiero po kilku minutach zorientował się, że coś jest nie tak. Okolicę spowijał mrok, przez który nawet gwiazdy nie mogły się przebić. Ciemność napierała z każdej strony. Jedynym jasnym punktem był budynek, z którego dopiero co uciekł. Wyglądał, jakby nic więcej poza nim nie istniało. Mężczyzna mimo to biegł, aż coś zakuło go w piersi, a na czoło wystąpił pot. Oddalając się od domu, tracił siły. Nie ustawał jednak przeć do przodu, aż padł, a później nie było już nic.

 

***

 

Nie wiedział, ile czasu upłynęło. Miał wrażenie, że wieki, ale równie dobrze mogły być to zaledwie minuty. Leżał na czymś twardym i opierał głowę o zimny metal. A gdy się poruszył, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Znów znajdował się w piwnicy, w domu, z którego uciekł. Opierał się ponownie o pralkę i leżał praktycznie w tej samej pozycji. Tym razem jednak nie zerwał się do biegu. Wszystko było takie jak przedtem, ale zarazem inne. Coś się zmieniło.

Usiadł powoli i spojrzał na swoje ręce. Miały pełno maleńkich wgłębień i zadrapań, jakby się z kimś szarpał. Powiódł ręką po włosach i wyczuł wgłębienie, od którego zakręciło mu się w głowie. Pod palcami miał pękniętą kość i sporą część czaszki pokrywała lepka maź, która mogła być tylko jednym – krwią.

„Jak to możliwe?” – pomyślał i jęknął w przerażeniu, bo o dziwo czuł jedynie coś na kształt wspomnienia bólu. Odległego.

– Pewnie zadajesz sobie pytanie, jak to możliwe – dobiegł go głos zza pleców. – Tak… No, cóż… Mam złą wiadomość. – Osoba, która za nim stała, pociągnęła głośno nosem.

– Długo tu jesteś?

– Dość długo, by móc cię obserwować. Widziałem, jak uciekasz. Każdy choć raz ucieka… A przynajmniej próbuje – odparł dzieciak, nie ruszając się nawet o krok, ale cały czas znacząco pociągając nosem.

– Kim jesteś? – zapytał mężczyzna, choć tak naprawdę nasunęło mu się inne pytanie i nim zdążył powstrzymać potok słów, powiedział: – Kim ja jestem?

– Nie wiesz, kim jesteś? – Dziecko podeszło bliżej. Wyglądał na niskiego szesnastolatka o wątłym ciele. W jego brzuchu ziała wielka dziura, wylewały się z niej oślizgłe wnętrzności. Mężczyzna nawet nie chciał wiedzieć, co tu się działo. Nie opuszczało go wrażenie, że jeszcze chwila i zwariuje.

– Jestem Adam, a na ciebie będziemy wołać Leżak. Przyzwyczaj się. Każdy ma tu jakieś przezwisko. Może z czasem ci się przypomni – mówiąc to, uśmiechnął się do niego pocieszająco, ale wyglądało to dość żałośnie.

– Ty pamiętasz, co się stało? Jak się tu znalazłeś? – powiedział mężczyzna. Był w takim szoku, że nawet nie zareagował na przezwisko, które nadał mu nastolatek.

Postawa dzieciaka od razu się zmieniła. Usta ułożone w uśmiechu zmieniły się w cienką szparę. Wyglądał, jakby miał się rozpłakać.

– Nic nie pamiętam. Po prostu lubię to imię – powiedział i spuścił głowę, jakby to mogło wystarczyć, by łzy nie popłynęły mu z oczu. Mężczyźnie zrobiło się żal dzieciaka.

– Chodź, pokażę ci dom – oznajmił po chwili Adam zupełnie innym tonem i nie czekając na to, co powie mężczyzna, ruszył schodami na górę. – Nie bój się.

Zniknął za drzwiami, a Leżak z obawą ruszył za nim.

 

***

 

Dom był duży i przestronny, ale graty, które wszędzie się walały, zniechęcały do zwiedzania kolejnych pomieszczeń. Panowała w nim cisza. Stare gazety i książki rozrzucone zostały prawie w każdym pokoju. Wszystko było szare i ponure. Leżak nie wiedział, czy jest to spowodowane faktycznym stanem i wyglądem domu. Winił przytłumione światło, które sączyło się z brudnych żarówek. W jego odczuciu musiało już minąć wiele godzin od ostatniej wędrówki na zewnątrz, ale mimo to nadal okna były zasłonięte i nie dochodziło zza nich żadne, nawet najmniejsze światło. Gdy zwrócił na to uwagę Adamowi, młody odpowiedział:

– Nic się nigdy nie zmienia. Wolałbyś patrzeć w ciemność, przez którą i tak nic nie widać?

Nie wiedząc, co na to odpowiedzieć, zamilkł i w ciszy posłusznie poszedł za nim.

– Naprawdę nic nie pamiętasz? Może chociaż jakiś przebłysk? – nastolatek wciąż zadawał mu pytania.

– Nie, nic…

– A chociaż wiesz, jaki dzień był, gdy umarłeś?

– Nie, nie wiem – mógł jedynie powiedzieć.

– Aaaa… Jak myślisz, co to za miejsce? – Poczuł się jeszcze bardziej przytłoczony, bo nie miał na nie żadnej logicznej odpowiedzi.

Chodząc po pomieszczeniach, w przerwie rozmowy z Adamem, słyszał jakieś dziwne odgłosy z innej części domu. Tylko raz zauważył, w wejściu do kuchni, czyjąś postać. Maleńka dziewczynka, najwyżej pięcioletnia, szurała rączką po brudnym blacie, wyciągając się na palcach. Gdyby sytuacja była inna może nawet by się uśmiechnął i ją podsadził. W momencie gdy ich usłyszała, jej ręka zamarła w pół drogi, dziewczynka odwróciła się szybko, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Uciekła, ale mężczyzna zdążył zauważyć, że dziecko miało głębokie, ciemne rany na rączkach i na nogach.

„Ciekawe jak umarła” – obiecał w myślach, że zapyta przy pierwszej nadarzającej się okazji. Po chwili przypomniał sobie, że on sam też nie wie, jak zginął.

– Muszę pomyśleć. – Zostawił paplającego Adama.

Nie oglądając się na niego, wyszedł na ganek, którego przy pierwszym wyjściu z domu nie zauważył. Biegł wtedy jak w jakimś amoku. Usiadł na huśtawce i patrzył bezmyślnie w ciemność, która coraz bardziej pochłaniała okolicę. Był tylko on, ten dom, te dzieciaki i nic więcej. Pustka.

„Jak ja się tu znalazłem? Boże! Kim jestem? Kim oni są? Naprawdę nie żyję?” – Potok myśli kłębił się w nim i miał wrażenie, że zaraz go rozerwie. – „Dlaczego czuję? Boli mnie głowa, bolą mnie ręce i mam nierówny oddech. Nawet spać mi się trochę chce.”

Nie mógł w żaden sposób znaleźć na to wyjaśnienia. Wpatrywał się w przestrzeń, pochłonięty przez otaczający go świat. Nie zauważył nawet, jak na drugim końcu przysiadł kolejny mały dzieciak. Patrzył na Leżaka, jakby był okazem w zoo. Może właśnie dlatego w końcu skupił jego uwagę. Mężczyzna nie zdążył się nawet odezwać, bo chłopak zerwał się i wbiegł do domu. Już go z nim nie było.

Zdumienie wyparło na moment inne emocje. Szok odmalował się na jego twarzy. Otoczenie przyprawiło go o ciarki, a te uciekające, poranione dzieci o mdłości, choć było mu ich żal.

 

***

 

Dni, a raczej niekończące się noce, które nijak nie wyznaczały czasu, wlokły się niemiłosiernie. Szok związany ze śmiercią znikł. Wszystko zastąpiła apatia i przygnębienie.

„Czy tak właśnie kończy człowiek, gdy umrze?” – zastanawiał się Leżak.

– Myślę, że gdy śmierć jest naturalna, musi być inaczej. W przeciwnym wypadku pełno byłoby tu duchów, trupów, czy innego cholerstwa… Sam nie wiem, czym jesteśmy. Może to jakiś rodzaj przejścia. – Adam zawsze był gotów, aby podzielić się z nim jedną ze swoich mądrości.

– A nie sądzisz, że jest to związane z tym, co się stało w domu? Może powinniśmy spróbować to wyjaśnić? Gdyby nam się udało, może udałoby nam się stąd wydostać.

– Nie, nie warto – odpowiedział szybko Adam. – Próbowaliśmy wszystkiego. Myślę, że przeszukaliśmy cały dom.

Mężczyzna snuł się po domu jak cień, zaczął przypominać pozostałą dwójkę milczków. Raz czy dwa odczuwał spojrzenie któregoś z dzieci. Gdy był to nastolatek, czasem się do niego odzywał. Pozostałe zawsze umykały. Adam mówił, że mała dziewczynka to Kropka, bo miała wiele drobnych ran na brzuchu i nogach. Natomiast chłopaka w wielkich kwadratowych okularach nazywali Harrym – od słynnego Pottera.

– Mówimy tak na niego, bo nawet po śmierci nosi te swoje wielkie okulary i jako jedyny nie ma znaczących śladów na ciele – powiedział nastolatek. – Przynajmniej żadnych mi nie pokazał. Zresztą on niewiele się odzywa.

Ponoć według Adama było to zabawne i zawsze się z tego śmiał. Jeden egzemplarz powieści leżał na podłodze w kącie. Leżak obiecał sobie, że jeśli nic nie wymyśli, to w końcu sięgnie po nią. Nie chciał przyznać tego przed nastolatkiem, ale nie przepadał za fantastyką. Zwłaszcza że sytuacja, w której się znaleźli była tak samo dziwna, jak ta w niektórych książkach.

Czas mijał i nic się nie działo. W domu nawet nie było zegara. Pytał o to Adama, ale nie uzyskał żadnej sensownej odpowiedzi. Dzieciak wzruszył tylko ramionami. Próbował nawet badać okolicę, ale nie mógł oddalać się od domu. Od razu odczuwał mdłości i ból. Raz tylko jeszcze spróbował odejść, uciec, ale mu się nie udało. Ponownie znalazł się nieprzytomny w piwnicy. Dwa razy wystarczyło, nie chciał próbować tego po raz trzeci. Nie sądził, że za kolejnym coś się zmieni. Chodził po domu jak inni – smutny i samotny.

Regularnie sprawdzał miejsce, od którego wszystko się zaczęło. Piwnica przestała już być dla niego przerażającym pomieszczeniem. Szukał tam jakiegokolwiek śladu, który powie mu, kim jest. Miał nadzieję, że wystarczy mała wskazówka i wszystko wyjdzie na jaw. Najczęściej pomagał mu w tym Adam, ciekawy, czy uda się coś znaleźć.

Raz tylko na podłodze znalazł zdjęcie. Była na nim kobieta o ciemnobrązowych włosach, bladej twarzy i niebieskich oczach. Skóra na czole i oczach nie była już tak sprężysta, ale kobieta nadal była całkiem ładna.

– Pokaż! – Nim zdążył się dokładniej przyjrzeć, podszedł do niego Adam i wyrwał mu je z ręki. – O! To moje, ostatnio musiałem zgubić.

– Wiesz, kim ona jest? – zapytał Leżak.

– Nie, ale lubię to zdjęcie. Podoba mi się – po czym nie czekając na reakcję mężczyzny, schował zdjęcie do kieszeni.

Sukcesywnie uprzątnął wszystko. Zniknęły nawet ciemne plamy na pralce. Miejsce, w którym najprawdopodobniej zginął, stało się jego azylem. Z czasem nawet Adam przestał z nim tam przesiadywać. To pseudożycie, ta wegetacja była dla niego najgorszą karą.

 

***

 

Gdy wszedł do pokoju, który kiedyś musiał być jadalnią połączoną z salonem, zauważył Kropkę. Przycupnęła tuż obok sterty gazet. Leżały rozrzucone w tym samym miejscu, kiedy się pojawił w domu, i do tej pory nikt nawet ich nie dotknął. Dzieciaki nie były tym zainteresowane.

„Może powinienem im pomóc?” – przemknęło mu przez myśl. Porzucił ją jednak po chwili. W końcu nie znalazł się tu z własnej woli i nie zamierzał być niczyją niańką.

Po chwili jednak zaprzeczył sam sobie i po raz pierwszy zbliżył się do dziewczynki na odległość mniejszą niż dwa metry. Wykonał uspakajający ruch, kładąc delikatnie rękę na jej plecach. Dziecko wzdrygnęło się i podskoczyło. Wyglądała jakby miała zaraz uciec. Oczy rozszerzyły jej się tak, że gdyby było to możliwe zakryłyby całe czoło. Pod powiekami widniały ciemne pręgi, jakby nie spała kilka nocy. Niby byli martwi, ale zmęczenie i sen dopadały ich nawet tutaj. Dziewczynka trzęsła się z przerażenia. Chyba brak snu niezbyt dobrze na nią wpływał.

– Csi… Nic ci nie zrobię. Nie bój się. Nie musisz ciągle uciekać – powiedział do niej najbardziej spokojnym tonem, na jaki go było stać.

Miał nadzieję, że doda jej trochę otuchy. Przerażała go myśl, że te małe dzieciaki boją się zbliżyć do niego. Lękał się tego, co może wyjść, gdy uda mu się odkryć, co się tu wydarzyło. Nie chciał nawet dopuszczać takiej możliwości, że on odpowiadał za ich śmierć. Jeśli tak, to znaczyło tylko jedno – był potworem. Niestety, zastanawiająco często te obawy do niego wracały i wypływały na wierzch świadomości.

– Co robisz? Mogę ci pomóc – zaoferował. – Powiedz Harremu, że nie musi się ukrywać. – Uśmiechnął się do niej, próbując dać znać, że ma dobre chęci.

Kropka rozejrzała się. Błądziła wzrokiem po zakamarkach i nawet na niego nie spojrzała. Zatrzymała go na drzwiach i szeptem powiedziała:

– Strych.

– Co? – zapytał Leżak. – Powtórz.

– Csi… Strych. Musisz iść na strych, tam jest okno…

Wyglądało jakby chciała coś jeszcze dodać, ale usłyszała kroki na korytarzu i zamilkła. Wyrwała się z uścisku mężczyzny i ukucnęła kilka kroków od niego. Na powrót zaczęła mazać palcem po podłodze, jakby to było najbardziej pasjonujące zajęcie na świecie. Zupełnie przestała na niego zwracać uwagę.

Do pokoju weszli Harry i Adam. Nastolatek trzymał dzieciaka za rękę, przy wejściu na chwilę przystanęli. Zmierzyli Leżaka i Kropkę przeciągłym spojrzeniem, ale chyba uznali, że wszystko jest po staremu.

– Wszystko w porządku? – zapytał Adam.

– Tak… – Mężczyzna otrząsnął się z zadumy. – Chciałem z nią porozmawiać, ale boi się. Dzieciaki, ja naprawdę nie chce wam zrobić krzywdy! Uwierzcie mi!

Nie czekając na odpowiedź, wyszedł i udał się wprost do swojej piwnicy.

 

***

 

Dostanie się na strych, tak aby nikt nie zauważył, nie należało do rzeczy łatwych. W domu z trójką depczącą mu stale po piętach było to prawie niemożliwe. Ciągle ktoś stawał na drodze Leżakowi, jakby znał jego zamiary. Dopiero teraz spostrzegł, jak bardzo jest obserwowany. Spojrzenia dzieci cały czas na nim spoczywały. Miał wrażenie, że gdyby tylko mogli, prześwietliliby go na wylot.

Kropka za każdym razem niby przypadkiem wchodziła do tego samego pomieszczenia. Jej wzrok badał każdy kąt. Dopiero później ulatniała się, by zająć się swoimi sprawami, jak gdyby nigdy nic. W przypadku Harrego wyglądało to jeszcze gorzej. Można powiedzieć, że dzieciak dopadał go. Chłopak snuł się za nim niczym cień. Mężczyzna nigdy nie wiedział, jak długo to trwa. Orientował się, że coś jest nie tak, przez zupełny przypadek. Gdy w końcu się odwracał, zamiast chłopaka najczęściej widział plecy niknące w drzwiach. Musiał przyznać, że zdecydowanie było w tym coś magicznego. Dzieciakowi teleportacja wychodziła niesłychanie dobrze. Tak dobrze, że Leżakowi nie udało się zamienić z nim ani jednego słowa odkąd się pojawił. Przynajmniej nie takiego, na które otrzymałby odpowiedź.

Kropka i Harry nie byli tacy źli. Najgorszy okazał się Adam. Ciągle mu towarzyszył. Niekończący się śmiech nastolatka i paplanina, miały za zadanie przysłonić obserwację. Po jakimś czasie zorientował się, że nastolatek śledzi jego każdy ruch. Gdy mężczyzna mówił, nastolatek zamiast patrzeć na niego, błądził rozbieganym wzrokiem po jego dłoniach i nogach. Wyglądało, jakby nie chciał stracić go z oczu.

Ostatecznie udało mu się znaleźć moment na przeczesanie strychu. Za pierwszym razem nic nie znalezł. Okna, które tam były, pokrywała czerń. Próbował je otworzyć, ale były zabite deskami, które za nic nie chciały się odgiąć, nawet gdy napierał na nie z całych sił. Z nudów zaczął przerzucać stare pudła i graty. Pomyślał, że dziewczynka zrobiła z niego głupka i teraz wraz z pozostałą dwójką śmieje się na cały głos. Zrezygnowany zszedł na dół i zdziwił się, że Kropka czekała u stóp schodów. Patrzyła wielkimi, zdziwionymi oczami, czekając na to, co powie. Gdy pokręcił głową, odeszła, ale zanim odwróciła się, na bladym policzku ujrzał łzy.

Wiedział, że ponownie spróbuje. To dziecko chciało mu coś pokazać, a on był pewien, że nie może go zawieść.

Czekał na kolejny wypad na strych. Nie chciał pokazać, że znika na wiele godzin. Czuł się osaczony, a sam tak naprawdę nic nie wiedział o dzieciach. Dopiero wtedy po raz pierwszy poczuł strach. Odgonił go. Nie mógł uwierzyć, że jest w nich zło. W końcu to tylko dzieci, a on jest tu z nimi z jakiegoś powodu.

Dlatego właśnie nie zamierzał się poddać i ponownie wrócił na poddasze. Odwiedzał je regularnie. Stało się drugim miejscem po piwnicy, w którym spędzał najwięcej czasu. Okna przestały go już interesować. Nie pokazały mu nic nowego, a widok z nich był przytłaczający. 

Po wielu godzinach grzebania w szpargałach odkrył pudło przykryte starą, śmierdzącą pościelą. W środku znalazł mały domek. Wyglądał jak dla lalek: niebieskie ściany, żółty dach i różowe okna. Wyciągnął go ostrożnie tak, aby niczego uszkodzić. Był przykurzony, ale śladów zniszczenia poza kilkoma odpryskami farby nie znalazł. Wyglądał całkiem ładnie. Leżak nigdy nie sądził, że takiemu staremu chłopu będzie się podobał. Myślał teraz o Kropce, może to rozweseliłoby jej smutną buźkę, choć na kilka chwil. Dziewczynka dostałaby zabawkę, na którą zasługiwała.

Patrząc na dom, dostrzegł ładnie wykonane drzwi wejściowe i maleńki ganek. Na nim była huśtawka i przymocowany stolik. Po raz pierwszy od wielu dni, uśmiechnął się na ten widok. Zajrzał do pomieszczeń, na lewo od wejścia stała kuchnia, a po prawej był salon z jadalnią, wyżej dostrzegł pokoje i serce mu na moment zamarło. W jednym z pokoi siedziała na podłodze mała dziewczynka, w następnym na łóżku leżał chłopak, a nad nim stał jeszcze inny dzieciak. Gdy spojrzał na strych nie mógł uwierzyć własnym oczom. Na podłodze pochylał się mężczyzna, jakby na coś patrzył. Z przerażeniem odsunął się od domku.

– To chyba jakiś żart! – krzyknął, nie bacząc na to, czy ktoś może go usłyszeć. – Wszystko jest równo pojebane!

Nic się nie wydarzyło, ale Leżak nie próbował ponownie zaglądać do środka. Wybiegł z poddasza w pośpiechu. Przez głowę przelatywało mu tysiące myśli.

 

***

 

Kilka dni później (a przynajmniej wydawało się, że minęły, bo czas wlókł się niemiłosiernie), wmówił sobie, że coś musiało mu się przywidzieć. Gdy spał, domek nawiedzał go w snach, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Nie wchodził na strych, a schody prowadzące na górę omijał szerokim łukiem. Jak na niezastanawianie się nad tym, co się wydarzyło, zaskakująco często o tym myślał.

Domek dla lalek. Dzieci. Ciemność. Śmierć. Wszystko kłębiło się w jego wnętrzu. Leżak miał wrażenie, że oszaleje. Te myśli dręczyły go okropnie. Najpierw ignorował wewnętrzny przymus, ale ostatecznie zmusił się do pójścia na górę. Podświadomie czuł, że rozwiązanie zagadki może zmienić jego położenie.

Domek dla lalek stał tam, gdzie go zostawił. Wraz z kartonem, w którym się wcześniej znajdował. Gdyby nie kurz, który zdążył na nim osiąść, można by pomyśleć, że zostawił go tu zaledwie parę chwil wcześniej.

Podszedł do niego niepewnie i po raz drugi zajrzał do środka. Tym razem nie zobaczył figurek przedstawiających jego i dzieci. Widział za to jakby odtwarzane na kasecie wspomnienia życia, którego nie pamiętał.

Stał w przedpokoju, opierał rękę o ścianę.

– Cześć, młody! Gdzie twoja mama? Umówiliśmy się na kolację – zawołał z szelmowskim uśmiechem na ustach.

Mówił to do szesnastolatka, który stał przed nim. Zwyczajny dzieciak jakich wiele, choć coś w jego oczach i wyrazie twarzy mówiło, że nie jest zachwycony wizytą.

– Mama powinna niedługo przyjść, szykuje się na górze – powiedział nastolatek.

Mimika twarzy chłopaka nie podobała się gościowi. Nie zaprosił go dalej, nie zaproponował kawy. Mężczyzna nie bardzo się tym przejął, wiedział, że dzieciak i tak nie ma nic do powiedzenia na temat związku matki. Była nieco starsza od niego, ale odkąd tylko pojawiła się w jego firmie, zdawał sobie sprawę, że przynajmniej spróbuje.

– Mógłbyś powiedzieć mamie, że przyszedłem?

– Nie – odparł chłopak. Czekał tylko, aż gość okaże mu swoje oburzenie. Mężczyzna nie zamierzał dać mu tej satysfakcji. Wzruszył tylko ramionami, a młody dodał: – Ale mogę za to ci coś, pokazać jeśli chcesz.

Leżak patrzący na to wszystko zza okna domku, zrozumiał do czego to prowadzi, nim jego odpowiednik się zgodził. Doskonale pamiętał, co było potem.

Szli do piwnicy. Mężczyzna głupio liczył na to, że syn jego partnerki w końcu mu zaufał.

Tymczasem Leżak obserwował, jak jego pierwsze życie się kończy. Nic nie czuł, bo nie wiedział, co było wcześniej. Nie pamiętał niczego poza tym jednym pokazanym wspomnieniem. Widział, jak gnojek zabija go ciosem w głowę jakimś tępym narzędziem i jak jego ciało upada na starą pralkę.

Wspomnienie zmieniło się w relację z innego życia.

Widział, jak dziewięcioletni dzieciak zabija Kropkę, godząc ją we śnie nożyczkami do papieru. Uderza nierównomiernie, a dłonią przyciska usta dziewczynki, by nie wydobyła z siebie głosu. Jest noc.

Scena ponownie się zmienia.

Tym razem widzi jak umiera Harry. Chłopak cierpi na astmę. Nie może znaleźć leku. Szuka go rozpaczliwie, ale trzynastoletni morderca kryje ratunek w kieszeni. Udaje pomoc. Patrzy z zadowoleniem, jak okularnik pada na twarz bez życia.

Jeszcze tylko jedna śmierć. Łzy same płyną po twarzy. Jeszcze tylko jedno dziecko.

Adam stoi samotnie. Pozbył się swojej młodszej siostrzyczki i brata. Gdy zabija partnera matki, prawda wychodzi na jaw. Kobieta wrzeszczy i rozpacza. On płacze.

Leżakowi, który nawet go polubił serce zamiera w piersi.

Dzieciak biegnie do kuchni. Kobieta krzyczy:

– Jak mogłeś? Ojciec jest przez ciebie w więzieniu! Dlaczego nam to zrobiłeś? Przecież cię kochaliśmy…Nienawidzę cię! Niewdzięczny gówniarzu! Moje dzieci… Moje kochane dzieci.. Jesteś obrzydliwy!

Nieprzerwanie wylewa z siebie potok słów. Gdy wpada za nim, już jest za późno. Krzyczy, a Adam leży w kałuży krwi, która wypływa z jego wnętrzności. Kuchnia zmienia się w morze czerwieni.

Wszystko się urywało. Mężczyznę coś ścisnęło w dołku. 

„On zna swoje imię!” – Ma ochotę krzyczeć.

– To była wskazówka. On wcale nie chce się kryć – powiedział do siebie na głos.

– Już wiesz. – Podłoga zaskrzypiała. – Nie chciałem być sam gdy umrę. Trafiliście do mojego prywatnego nieba i ja jestem w nim bogiem. Nie powiem, ciebie w nim nie chciałem, ale skoro już tu jesteś.

Odwrócił się do chłopaka i zobaczył twarz nie dziecka, lecz szaleńca.

– Dlaczego to robisz? – zapytał głucho Leżak.

– Chciałem mieć matkę tylko dla siebie. Kochałem ją i gdy byliśmy sami, otaczało nas największe szczęście. Piękna była, prawda? – Wyciągnął z kieszeni zdjęcie. – Musiała ci się podobać, skoro próbowałeś wejść z tymi swoimi brudnymi buciorami do naszego życia – bredził z uśmiechem na ustach.

Przechadzał się chwilę, delektując się wspomnieniami, by po chwili kontynuować:

– Nie chciałem tego niszczyć… Wtedy pojawiła się Miśka – Kropka, później Krzysiek i jego durna choroba. Głupi adoptowany gówniarz. Pozbyłem się nawet ojca, zwalając na niego winę, ale co mi z tego przyszło… Mama widziała tylko jego. A gdy ojciec odszedł, zaczęła się puszczać. Głupia suka. To wszystko twoja wina! Po co pojawiłeś się w naszym życiu? Przez ciebie musiałem się zabić!

– Jak się tu znalazłem? Dlaczego nas tu trzymasz?

– Coś poszło nie tak. Te szamańskie sztuczki – nie odpowiedział na zadane pytanie. – Nie udało się. Miał wystarczyć domek dla lalek. To ta prosta część i kilka zaklęć. Wszystko było tu, na strychu, w naszym starym domu.

Leżak nie był wstanie niczego zrozumieć.

„Sztuczki? Zaklęcia? To niemożliwe.” – rozpaczał w myślach.

– Oszalałeś! Przez ciebie nawet nie wiem, kim byłem. Straciłem wszystko! Jesteś szalony… – wydukał z wściekłością i strachem Leżak.

– Gdyby nie twoja śmierć, mama nadal by mnie kochała… – Jego twarz wykrzywił wyraz bólu. – Zabezpieczyłem się, ale mieliśmy tu być tylko my. Ja i ona. A zamiast tego jesteście tu wy. W moim niebie, które stało się piekłem. Skoro już jesteśmy na siebie skazani…

Nie czekając na reakcję mężczyzny, odwrócił się i wybiegł. Leżak pobiegł za nim, ale nim zdążył dobiec do wyjścia, drzwi zamknęły mu się przed nosem, a zamek zazgrzytał.

– Trzeba było nie grzebać, głupcze! Przecież nie było tak źle! – krzyczał dzieciak. – Pozostaje ci się przyzwyczaić. To twój nowy dom! Na wieczność!

Jeszcze wiele godzin walił w drzwi.

Koniec

Komentarze

– Część, młody! Gzie twoja mama? Umówiliśmy się na kolację – zawołał z szelmowskim uśmiechem na ustach.

Literówka.

 

 – Mama powinna niedługo przyjść, szykuję się na górzę – powiedział nastolatek.

Za dużo “ę” – “szykuje” i “górze”. 

 

Trochę źle powiedzieć, że niespecjalnie się bało podczas czytania. Początek skojarzyłam od razu z “Piłą” (a żadnego z tych filmów nie obejrzałam do końca). I od razu miałam skojarzenie z jakimś mordercą, ale kim? Rozwiązanie tej zagadki nie bardzo mnie poruszyło. Tym bardziej, że wykorzystałaś dużo znajomych tropów. Domek dla lalek spowodował myśl – ale po co? Za częsty motyw i naprowadzający do dalszych rozwiązań. Miałam wrażenie, że Leżak o wiele za szybko dostosował się do myśli, że jest martwy. Spodziewałam się większego szoku, albo jakiejkolwiek innej reakcji, oprócz pogodzenia się z tym w kilka minut.

Podoba mi się Twoja narracja – bardzo płynna, mimo zgrzytu w osobie głównego bohatera. Od początku do końca widać było, że opowiadanie dokądś zmierza, ale niestety, poszło torem przewidywalnym i na wieść, kto zabił – tylko wzruszyłam ramionami i powiedziałam do siebie, “acha”.

Poderwał się na równe nogi, aż zrobiło mu się niedobrze. Przed sobą zobaczył umazaną w ciemnej mazi, starą, pordzewiałą pralkę, która czasy świetności miała już dawno za sobą. Magiel, w który była wyposażona, zwisał bezładnie z jednej strony.

<><><> “Zeżarło” mi pytania do Autorki wraz z zespołem bet, pytania wywołane tymi trzema zdaniami. Więc sami, jeśli zechcecie, zastanówcie się, co w nich jest nie tak.

Bardzo dobry tekst Morgiano :) Opowiadanie wywołało we mnie wspomnienia najlepszych horrorów Kinga. Ciekawy pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Jedyny mankament to nazbyt jednoznaczne zakończenie. Zaklęcia, sztuczki, szaman. To trochę odstaje. Ogólne wrażenie jednak jak  najbardziej na plus.

Jest kilka sformułowań, które brzmią sztucznie, nienaturalnie lub jakbyś narracją usilnie chciała narzucić jakąś interpretację. Rozpiszę, jak będę przy komputerze.

 

Zaczyna się od amnezji i tajemniczego miejsca. Robi się ciekawie, a potem na ekran wjeżdżają gadatliwe flaczki. Ech, flaki nie czynią horroru. Już bardziej niepokojący był Harry z tym milczeniem i pojawianiem się znikąd. W sumie to tylko on trzymał fason w kwestii straszenia. Kropką poplynęłaś w kierunku kliszy na całego, a kliszę to już tylko umiejętne rozegranie trzyma na powierzchni.

Generalnie,  wsadzajac wszystko w niesamowity dom, dorysowując trupy z flaczkami i sięgając po domek dla lalek – wywołałaś akurat u mnie zero napięcia i niepokoju. Po zaciekawiającym poczatku jakby zabraklo koncepcji na sposob, w jaki, podrzucajac czytelnikowi fragmenty układanki, utrzymac zaangazowanie w lekture. Taki horror polega tez troche na wodzeniu odbiorcy za nos, pozwoleniu mu na proby samodzielnego rozwiazania zagadki lub łechtania co rusz jego ciekawości. Finał mnie rozczarowuje, za bardzo gadająca głowa, okrucieństwa beznamiętnie podane, motywacja zdała mi się nie szaleńcza, a mocno naciagana.

 

Czyli: moim zdaniem pomysł był, ale poległ na rozegraniu. Jak to ktoś ładnie ujął: najlepsze horrory to takie, które pozytywnie kojarzące się bodźce wiążą w niespodziewany sposób z czymś strasznym.

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Panowie, dzięki za czytanie. Cóż mogę rzec, człowiek uczy się na błędach. Widocznie horrorowe klimaty nie są dla mnie.

 

Niestety, Adamie, mam za mało przenikliwy umysł, aby zrozumieć, co jest nie tak. Skoro zauważyłeś, to na pewno coś nie gra. Ale co?

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Poderwał się na równe nogi, aż zrobiło mu się niedobrze.

<> Samo “niedobrze” nie oddaje efektów chwilowego odpływu krwi z mózgu, jaki następuje u niewytrenowanego człowieka moment po gwałtownym poderwaniu się z pozycji leżącej, nawet siedzącej, na równe nogi.

Przed sobą zobaczył umazaną w ciemnej mazi, starą, pordzewiałą pralkę, która czasy świetności miała już dawno za sobą.

<> Częściej używa się “umazania czym”. Stara i pordzewiała same w sobie sugerują, że czasy świetności minęły. Redundancja.

Magiel, w który była wyposażona, zwisał bezładnie z jednej strony.

<> Pralka z maglem? Toż to niemała maszyneria była, ów magiel. Wyżymaczką się toto nazywało… :-) No i jak się zwisa “bezładnie”?

<<<<<<<<>>>>>>>>>>>

Co do tekstu: widać, że chciałaś postraszyć, ale, co ładnie podsumował Psycho, posłużyłaś się kliszami raczej pospolitymi, więc strachu w tym niewiele – a dla mnie, odpornego na ten gatunek, praktycznie ani trochę.

Czytam i nie widzę, dzięki.

 

Zmieniłam te dwa zdania. 

Pierwsze zostawiłam, nie jest idealne, ale osobiście wydaje mi się, że skoro “zrobiło mu się niedobrze” oznacza to, że zakręciło mu się w głowie i zachciało rzygać.  Jeśli chodzi o podobne akcje po jakichś urazach, czy problemach zdrowotnych (jestem ciamajdą ;) i mam pewne problemy zdrowotne), tak to widzę…

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

– Muszę pomyśleć. – Zostawił paplającego Adama, któremu od kilkudziesięciu minut praktycznie nie zamykała się buzia. – jak dla mnie buzia nacechowana jest delikatnością, zgrzytnęło mi w opowiadaniu, gdzie bohaterem jest mężczyzna.

Nie chciał nawet dopuszczać takiej możliwości, że on odpowiadał za ich śmierć. Jeśli tak, to znaczyło tylko jedno – był potworem. Niestety, zastanawiająco często te obawy do niego wracały i wypływały na wierzch świadomości. Zapewne nie trafił tu z grzeczności. Niebem tego miejsca nazwać się nijak nie dało. – ten akapit trochę przegadany, tym bardziej, że czytelnikowi pewnie wpadło to już do głowy

– A nie sądzisz, że jest to związane z tym, co się stało w domu? Może powinniśmy spróbować to wyjaśnić? Gdyby nam się udało, to może coś by się zmieniło.

W końcu to tylko dzieci, a on jest tu z nimi z jakiegoś powodu. Gdy go odkryje, może coś się zmieni.

Doskonale rozumiał, że brakujące wspomnienia są kluczem do wyjaśnienia, w jaki sposób się tu znalazł.

Wg mnie niepotrzebnie powtarzasz oczywistość.

Mama powinna niedługo przyjść, szykuję się na górze – powiedział nastolatek. – szykuje

Jak na niezastanawianie się nad tym, co się wydarzyło, zaskakująco często o tym myślał.

Fajne zdanie:)

 

Tekst nie wywołał we mnie większych emocji, bo nie ma tu żadnego przygotowania do grozy. Od pierwszego akapitu próbujesz straszyć, chociaż czytelnik jeszcze się nie związał z postacią, i nie ma żadnego relatable experience pozwalającego wczuć się w historię, chyba że ktoś był kiedyś porwany i przetrzymywany w piwnicy. I chociaż językowo jest to dobrze napisany tekst, to wg mnie rozpoczęcie narracji w takim miejscu nie działa.

Related experience.

 

Tak tylko się czepiam ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ke?

relatable – takie, do którego można się odnieść

Nie ma takiego słowa po angielsku, Mr_D ;-)

 

related – powiązane, można użyć w tym kontekście linked, connected, common, shared… Nie sądzę jednak, by istniało w języku angielskim słowo relatable, chyba, że masz na myśli stół rela? :-D W tym przekonaniu utwierdza mnie miriam-webster dictionary online ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Derywacja w języku angielskim jest trochę bardziej twórcza niż w polskim, nawet jeśli słowo nie ma słownikowego hasła, to nie znaczy, że derywat nie jest używany (czasem powszechnie) i rozumiany. Ale na szczęście nie muszę tego udowadniać, bo to nie ten przypadek:)

http://www.oxforddictionaries.com/definition/english/relatable

Oczywiście chodziło mi o drugie znaczenie.

A skoro jesteśmy już przy Websterze: http://www.merriam-webster.com/dictionary/relate

Czwarte znaczenie:)

 

Morgiana: przepraszam za offtop.

yes

 

Offtop dobry, bo edukacyjny. Zwracam honor – moje niezrozumienie. Słowo jest, znaczy co znaczy – zdolny do powiązania.

 

Faktycznie, z tymi derywacjami coś jest – ostatnio lunch time-ish, around 11ish – język żyje i dochodzą lub ożywają takie konstrukcje.

 

EDIT:

Widzę, po dyskusji pod definicjami, że nawet dla nauczycieli angielskiego w angielskich szkołach ta derywacja brzmi źle (relatable <=> easy to relate to jako bardziej proper English). ;-) Wychodzi, że uczyli mnie tradycjonaliści ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za rady. Każdy kiepski tekst uczy lepiej niż dobry. 

Błędy postaram się poprawić jeszcze dziś. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

PsychoFishu, jeśli chodzi o “tradycjonalistów”, to “relatable” głównie słyszę używane przez pewnego 50-letniego Żyda, który właśnie przechodzi na emeryturę, więc wiesz…:)

Rzadko piszę rzeczy w stylu: "Zgadzam się z przedpiścami", no bo po co strzępić sobie kciuki, jeśli nie ma się nic do dodania. Tym razem jednak nic innego mi nie pozostaje…

No dobrze, może jedno… A właściwie dwie rzeczy.

Po pierwsze, przeczytałem z przyjemnością :-)

Po drugie – nie czaję jednej sprawy. Bo najpierw wydawało mi się, że Adam ją zabił, gdy rypła się sprawa z rofzeństwem i “przyjacielem”, po to, by za sprawą szamańskich sztuczek uwić sobie wraz z nią prywatne niebo. Tyle, że coś poszło nie tak i zamiast z matką spotkał się z resztą drużyny trupów. Później zauważyłem, iż tekst tego nie potwierdza. No bo kiedy niby Adam miałby zabić mamę? Poza tym, w takim wypadku wystarczyłyby tylko dwie śmierci – jego i matki. Pomyślałem więc, że chłopak urządził tę całą akcję z domkiem dla lalek już po zabiciu Leżaka, by przenieść się tam z msmusią, nim zostanie aresztowany… Ale tu znowu – dlaczego nie zamordował matki? Chciał poczekać, aż umrze ze starošci i do niego dołączy? Aha, w jaki sposób Adam się zabił? Rozciął sobie brzuch nożem kuchennym?

Kurde, coś dużo tych pytań. Chyba kiepsko u mnie z czytaniem ze zrozumieniem ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Początki horroru były, ale skończyły się w momencie pojawienia się chłopca z trzewikami na zewnątrz brzuszka. Potem już horroru nie było. Pozostała tylko zagadka, kto kogo i w jakiej kolejności. Jej rozwiązanie okazało się, delikatnie mówiąc, dość schematyczne i przewidywalne. Nic mnie, niestety, nie zaskoczyło. :-(

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia, przeszkadza nadmiar zaimków.

 

Jego od­dech przy­śpie­szył, a serce biło w pier­si jak sza­lo­ne. – Czy serce mogło bić w innym miejscu?

 

Prze­ra­że­nie chwy­ci­ło męż­czy­znę za gar­dło. – I trzymało, aż udusiło?

Proponuję: Prze­ra­że­nie ścisnęło męż­czy­źnie gar­dło.

 

bo­le­śnie tłu­cząc sobie nos i klat­kę pier­sio­wą. – …bo­le­śnie tłu­kąc sobie nos i klat­kę pier­sio­wą.

 

do­pie­ro w sza­rym świe­tle lampy, która oświe­tli­ła przej­ście… – Powtórzenie.

 

do­strzegł kro­ple krwi, spa­dły na jego po­mię­tą ko­szu­lę i spodnie. – Czy mogły spaść na cudze ubranie?

 

Od­da­la­jąc się od domu, tra­cił dużo wię­cej sił. Nie prze­sta­wał jed­nak przeć do przo­du, aż padł, a póź­niej nie było już nic. – Czy mam rozumieć, że oddalając się od domu, słabł? Czy, uciekając, mógł nie przeć do przodu?

Może: Od­da­la­jąc się od domu, tracił siły. Nie ustawał jednak, aż padł, a póź­niej nie było już nic.

 

Nie wie­dział ile czasu upły­nę­ło […] znaj­do­wał się w piw­ni­cy, w domu, z któ­re­go do­pie­ro co uciekł. – Skoro nie wiadomo ile czasu minęło, nie można mówić, że z domu uciekł przed chwilą.

 

od­parł dzie­ciak nie ru­sza­jąc się nawet o krok, ale cały czas zna­czą­co sior­biąc nosem.Siorbać, to inaczej mówiąc, głośno pić. Nosem siorbać nie można.

 

W jego od­czu­ciu mu­sia­ło już minąć wiele go­dzin od jego ostat­niej wę­drów­ki… – Przynajmniej jeden zaimek zbędny.

 

Adam za­wsze był gotów, aby udzie­lić mu jed­nej ze swo­ich mą­dro­ści. – Mądrości się nie udziela.

Może: Adam za­wsze był gotów, aby podzielić się jedną ze swo­ich mą­dro­ści.

 

po­wie­dział do niej naj­bar­dziej spo­koj­nym tonem, na jaki go było stać. Miał na­dzie­ję, że to ją tro­chę uspo­koi. – Powtórzenie.

 

że te małe dzie­cia­ki boją się zbli­żyć do niego. Bał się tego… – Powtórzenie.

 

Błą­dzi­ła wzro­kiem po za­ka­mar­kach i nawet na niego nie spoj­rza­ła. Wzrok za­trzy­ma­ła na drzwiach i ci­chym szep­tem po­wie­dzia­ła. – Powtórzenie.

Masło maślane; szept jest cichy z definicji.

 

Wy­ry­wa­ła się z uści­sku męż­czy­zny i ukuc­nę­ła kilka kro­ków od niego. – Pewnie miało być: Wy­r­wa­ła się z uści­sku męż­czy­zny

 

Po­my­ślał, że dziew­czyn­ka zro­bi­ła z niego głup­ka i teraz wraz z po­zo­sta­łą dwój­ką śmie­je się z niego na cały głos. Zre­zy­gno­wa­ny zszedł na dół i zdzi­wił się, że Krop­ka cze­ka­ła na niego u stóp scho­dów. Pa­trzy­ła na niego tymi swo­imi wiel­ki­mi, zdzi­wio­ny­mi ocza­mi, cze­ka­jąc na to co powie. – Nadmiar zaimków. Czy Kropka mogła patrzeć tamtymi cudzymi oczami?

 

Gdy po­krę­cił głową, ode­szła, ale zanim od­wró­ci­ła głowę, na bla­dym po­licz­ku uj­rzał łzy. – Powtórzenie.

 

Wy­cią­gnął go ostroż­nie tak, aby go nie uszko­dzić. – Może: Wy­cią­gnął go ostroż­nie tak, aby niczego nie uszko­dzić.

 

W jed­nym z pokoi sie­dzia­ła na pod­ło­dze mała dziew­czyn­ka, w ko­lej­nym na łóżku leżał chło­pak, a nad nim stał ko­lej­ny. – Opisujesz pokoje. Czy nad chłopakiem w łóżku stał kolejny pokój?

 

Wi­dział, jak gno­jek za­bi­ja go cio­sem w głowę ja­kimś tępym na­czy­niem… – Tępe naczynie, to jakie?

Pewnie miało być: Wi­dział, jak gno­jek za­bi­ja go cio­sem w głowę ja­kimś tępym na­rzędziem

 

Chło­pak cier­pi na astmę. Nie może zna­leźć leku. Szuka go roz­pacz­li­wie, ale trzy­na­sto­let­ni mor­der­ca kryje ra­tu­nek w spodniach. – Co to znaczy, że ratunek dla chłopca z astmą kryje się w spodniach młodego mordercy? ;-)

Może chociaż: …ale trzy­na­sto­let­ni mor­der­ca kryje ra­tu­nek w kieszeni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Mr_D – chodziło mi o tradycjonalistów nie w sensie wieku, a umownej “czystości” używanej mowy. Wiem, że to niedokładnie to, ale to jakby porównywać w polskim “skojarzalny” z “bazującym na identyfikacji z/skojarzeniu z własnym czymśtam”. :-)

 

 

Morgiano, zacnie znosisz razy krytyki wszelakiej – cenną umiejętność! :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

<diaboliczny śmiech>

Reg, a własnie że można siorbać nosem.

Rzadko bo rzadko, ale można ^ ^

Chyba, że uważasz, że Boy-Żeleński się nie zna : >

 

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevazie, wiem, że można wciągać nosem, ale mimo całego szacunku dla Boya-Żeleńskiego, siorbaniem bym tego nie nazwała. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Psycho, a dlaczego miałabym się wykłócać? Wolę przyjąć do wiadomości, że komuś się podoba (dziękuję, Thargone), a komuś nie. Jestem tu, bo chcę się czegoś nauczyć, a nie uważać się za pępek świata. Raz napiszę coś, co może się spodoba, a raz coś, co będzie bez sensu i nie trafi w czyjś gust. Zresztą jestem prawdziwym amatorem, gdyż publikuję jedynie tutaj. ;)

 

Dziękuję, wszystkim co poświęcili czas na czytanie. 

Regulatorko, dzięki za łapankę, miałam popoprawiać dzisiaj, ale nie dam rady. Także dopiero w weekend przysiądę. Niestety czas nie jest z gumy, a ja padam już na twarz.

 

Thargone, jeśli mogę rozwiać Twoje wątpliwości to powiem, że najpierw chciał matkę w prawdziwym życiu mieć tylko dla siebie, a później gdyby wszystko się skończyło (naturalnie), to po śmierci byliby sami. Natomiast nienawiść, ze strony rodzicielki pchnęła go do tego czynu. Nie chciałam pisać tego tak łopatologicznie na sam koniec.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Spoko, Morgiana, mnie się po prostu wydało, że Adam to klasyczny maniakalny szaleniec, który ma wszystko ładnie poukładane i byle niepowodzenie nie zruinuje mu planów. Zwłaszcza, iż odniosłem wrażenie, że cała ta heca z domkiem dla lalek wymagała od groma wysiłku, planowania, samozaparcia i zaangażowania.

Tym bardziej zdziwiłem się, gdy chłopak po prostu sam się zadźgał, zamiast zaciukać matkę, a dopiero potem siebie.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Morgiano yes

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Może i masz rację, Thargone, ale ludzie popełniają różne rzeczy w afekcie. Uznałam, że w tym momencie zadziałały w nim emocje i odrzucenie ze strony matki. Może mało wiarygodnie.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A mnie się podobało i nie miałam żadnych skojarzeń. Może dlatego że rzadko, a właściwie nigdy nie oglądam horrorów. Tekst ładnie i obrazowo napisany, widać Morigano, że robisz ogromne postępy.  Opisy są soczyste, a i motywacje bohaterów nie wymagały jak dla mnie dodatkowych tłumaczeń.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję, Bemik za miłe słowo i punkcik do biblioteki. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej z tym moim pisaniem. :)

Odnoszę wrażenie, że przy horrorach jest coraz ciężej, bo jeśli chcemy zawsze wszystko można sprowadzić do ogranych motywów. Mówiąc: “To już było!”. Może i było, choć przyznam szczerze, że skupiłam się na pomyśle (który nie powstał na podstawie, czyjegoś już zrealizowanego filmu, czy książki) i tekście, a nie na tym, czy coś się już pojawiło, i jak, i komu się będzie kojarzyć.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Wiesz, Morigano, zawsze mi się wydawało, że najbardziej prawdziwe pisze się o rzeczach, które człowiek sam przeżył (oczywiście po odpowiednim ubarwieniu), a trudno, żebyś pisała o horrorach z własnego doświadczenia :-)

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Takich doświadczeń wolę nie zdobywać. ;) Ale masz na pewno rację, bo dużo łatwiej się pisze o czymś znanym. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Zacząłem czytać w dniu publikacji, lecz musiałem przerwać lekturę, ponieważ – po przejściu przez cytowany niżej fragment – każde kolejne “się” w tekście dźwięczało mi nienaturalnie i sprawiało, że chciało mi się rechotać.

Ocknął się. Znajdował się w pomieszczeniu tonącym w półmroku. Zorientował się, że leży na podłodze, dotykając głową czegoś twardego i chłodnego. Poderwał się na równe nogi, aż zrobiło mu się niedobrze. Przed sobą zobaczył umazaną, starą, pordzewiałą pralkę. Wyżymaczka, w którą była wyposażona, zwisała bezwładnie z jednej strony. Mężczyzna rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Ciemność spowijała zagracone kąty brudnej piwnicy. Jego oddech przyśpieszył, a serce biło w piersi jak szalone. Szok minął, ale pojawiło się przerażenie i dezorientacja. Otaczała go wszechogarniająca cisza. Nie wiedział, jak się tu znalazł i dlaczego.

 

Ponadto takie coś mi wówczas nie zagrało:

 

Dopiero teraz spostrzegł, że jest dość mały jak na swój wiek.

A skąd wiedział, ile chłopak ma lat, skoro widział go pierwszy raz?

 

– Aaaa… Jak myślisz, co to za miejsce? – potok pytań zalał mężczyznę.

To jest jedno pytanie, nie cały potok. A poza tym potok nie jest raczej odpaszczowy, więc powinien być napisany dużą literą.

 

No i cóż, musiałem przerwać lekturę i wróciłem do niej wczoraj późnym wieczorem; jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że w komentarzach są odniesienia do wydarzeń, których w opowiadaniu nie uświadczyłem. No nie wiem, może było zbyt późno, a ja za bardzo zmęczony, ale nigdzie nie zauważyłem jakichś flaczków i dzieci z butami w brzuchu. Oo Przerabiałaś w międzyczasie tekst czy jak?

Tak czy siak – doczytałem Twoje dzieło i muszę przyznać, że lektura drugiego fragmentu była ok. Nie tam, że jakaś rewelacja, ale z pewnością nieźle napisany tekst, choć korzystający z klisz. Niewątpliwie na korzystny odbiór wpłynął fakt, że nim wziąłem się za Twoje opowiadanie, przeczytałem najnowszy tekst WickedG, w którym zniszczyły mnie dialogi. W tym zestawieniu Twoje wypadają hiper-naturalnie. ;) A teraz idziemy komentować tekst WickedG…

Sorry, taki mamy klimat.

Dziękuję, za czytanie i opinię. Opisane zostały tylko pokrótce rany, jakie odnieśli mieszkańcy domu, za nim umarli. Opisu flaków nie było i nie ma. Niestety poprawki w tekście nie zostały jeszcze naniesione, ale to by się raczej nie zmieniło. Myślałam, że dam radę wczoraj poprawić, ale niestety jestem w pracy od czterech dni i każdy po jedenaście godzin i może w poniedziałek będę mogła to zrobić. Nie lubię robić czegoś na odwal się.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Chociaż nie lubię horrorów ten przeczytałem z zainteresowaniem. Ciekawe, chociaż nieco naiwne i nie bardzo mnie, Joasiu, wystraszyłaś. Pozdrawiam.

Morgiano, napisałaś:

Opisu flaków nie było i nie ma.

 

Natomiast w tekście jest fragment:

Dziecko podeszło bliżej. Dopiero teraz spostrzegł, że jest dość mały jak na swój wiek. Wyglądał na niskiego szesnastolatka o wątłym ciele. W jego brzuchu ziała wielka dziura, wylewały się z niej oślizgłe wnętrzności.

 

Może nie opisujesz flaków detalicznie, ale żadnych wątpliwości też nie pozostawiasz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Poprawiłam wszystkie błędy. Dziękuję jeszcze raz Mr_D, Regulatorko i Sethraelu. :) 

 

Dziękuję, Ryszardzie, za czytanie, opinię i punkt do biblioteki. Sporo jeszcze czeka mnie pracy, aby pisać straszniej lub pozostaje przerzucić się na coś innego. Choć wydaje mi się, że lepiej pisać różne rzeczy i nie koniecznie w jednym stylu. 

 

Może nie opisujesz flaków detalicznie, ale żadnych wątpliwości też nie pozostawiasz.

Zgadzam się, że nie pozostawiam wątpliwości, ale nie opisuję też, jak one wyglądają i co się z nimi dzieje. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Faktycznie, Morgiano, owe flaczki mogłaś sobie darować, ale i tak nie jest tragicznie. Nie wystraszyło i było nieco schematycznie, ale przeczytałam do końca :) I już za to masz pkt do biblioteki, bo przecież ja horrorów nie czytam.

Dość długo, by móc cię obserwować. Widziałem, jak uciekasz. Każdy choć raz ucieka… A przynajmniej próbuje – odparł dzieciak (+,) nie ruszając się nawet o krok, ale cały czas znacząco pociągając nosem.

– Nie wiesz(+,) kim jesteś? –

– Ty pamiętasz(+,) co się stało?

 

A i nazywanie szesnastolatka dzieciakiem, a już na pewno dzieckiem, mocno raziło. Przynajmniej mnie.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Dzięki, Emi za czytanie. Przykro mi, że nie straszyło, ale cóż poradzić. Może dlatego właśnie przeczytałeś choć horrorów nie lubisz. ;) Błędy poprawię jutro, bo internet dzisiaj tylko w telefonie. WiFi padło przez upały. Zapamiętam też sobie na przyszłość – żadnych flaczków. ;) Oczywiście za punkcik też dziękuję.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Podobał mi się duszny klimat, charakterystyczne postaci oraz rozciągnięta na cały tekst tajemnica, której rozwiązanie chce się poznać. Jej wyjaśnienie może nie zwaliło z nóg, ale było dla mnie satysfakcjonujące. Co podobało mi się mniej – fragment, gdy bohater zaczyna się podejrzewać, że nie żyje – trochę zbyt nagły. Mam mieszane uczucia co do samego zakończenia, niby ładnie otwarte, ale po wyłożeniu kart na ławę spodziewałem się jeszcze jakiejś puenty.

 

Nie wiedział ile czasu upłynęło → Nie wiedział, ile czasu upłynęło

Czuł na sobie czyjś wzrok. → To zdanie jest niepotrzebne, skoro ktoś do niego mówi, to raczej wiadomo, że ten ktoś go widzi 

odparł dzieciak nie ruszając → odparł dzieciak, nie ruszając

mówiąc to uśmiechnął → mówiąc to, uśmiechnął

Nie wiesz kim jesteś → Nie wiesz, kim jesteś

pamiętasz co się stało → pamiętasz, co się stało

Wyglądał jakby miał się rozpłakać → Wyglądał, jakby miał się rozpłakać

nie czekając na to co powie mężczyzna → nie czekając na to, co powie mężczyzna

nie wiem czym jesteśmy → nie wiem, czym jesteśmy

Gdy był to nastolatek, czasem się do niego odzywał. → To zdanie mnie zakłopotało, bo nie wiem, kto się odzywał do kogo :P

Wiesz kim ona jest → Wiesz, kim ona jest

Nie czekając na odpowiedź wyszedł → Nie czekając na odpowiedź, wyszedł

czekając na to co powie → czekając na to, co powie

nie wiem kim byłem → nie wiem, kim byłem

 

Mogłem się potracić gdzieś w tych poprawkach i się powtarzać, tak to jest jak się wynotuje 2 słowa, pomiędzy którymi powinien być przecinek, a w tekście są 4 pasujące fragmenty :P

 

Bardzo miło mi, Zygfrydzie, że dostrzegłeś tyle pozytywnych aspektów. :) Cieszę się, że podobało się. Błędy poprawię, jak łaskawie wifi zacznie działać. Co do zakończenia to lubię, jak jest otwarte. Pozwalają nam w ten sposób dokonać wyboru i samemu stwierdzić, co później się działo. Dzięki za punkcik.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Podobało mi się, jak starasz się wykreować paranoidalny klimat: może trochę za bardzo podkreślasz te “straszne” aspekty (że dzieci za nim chodzą, że ciemność za oknem), ale poczułam tę ciężką atmosferę. Jest nieco schematycznie, używasz różnych klisz  (domek dla lalek choćby), jednak nie pokusiłaś się o jakąś grę tymi motywami. Wyjaśnienie moim zdaniem nie jest złe (mimo iż te szamańskie rytuały wyskakują jak królik z kapelusza trochę), chociaż może warto byłoby je trochę pociągnąć: przerażającą perspektywą nie jest w sumie samo przebywanie z mordercą, co wieczna nuda w rozpadającym się domu.

 

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dzięki, Mirabell. Cieszę się, że zajrzałaś i dostrzegłaś jakieś pozytywy. Sporo pracy jeszcze przede mną, aby klisze się nie pojawiały. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Początek i rozwinięcie podobało mi się bardziej niż finał. To jak Adam gada pod koniec było trochę sztuczne, nie czuć w nim tego szaleństwa za dobrze. Ale poza tym tekst naprawdę dobry, a przede wszystkim wciągający. Dwie literówki znalazłam:

Wyglądało jakby chciała coś jeszcze dodać

Gzie twoja mama?

Trochę powtórzeń też było, ale leń jestem i nie wypisałam.

Leć opko do Biblioteki, boś tego warte!

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dzięki za przeczytanie! :)

Już niestety wiem, że zakończenie nie urywa d… to znaczy tyłka. :) Błędy poprawione i cieszę się, że wciągnęło.

 

Leć opko do Biblioteki, boś tego warte!

 

Dzięki, dzięki. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Gratuluję biblioteki, Morgi! :)

Flaczki, które się dość powszechnie nie spodobały wyniknęły chyba z mojej sugestii, więc się kajam. Choć nadal uważam, że skoro w brzuchu była dziura, to wnętrzności miały prawo tam być ;) Inna sprawa oczywiście, że można by o nich nie pisać.

 

Podczas czytania miałam niby skojarzenia z paroma horrorami (szczególnie z takim jednym, którego tytułu oczywiście nie pamiętam -,-), ale w dzisiejszych czasach trudno, by żadne motywy się nie powtarzały. To opowiadanie przypomina raczej te mniej straszne, ale za to z fabułą opartą na tajemnicy, a takie też cenię. I mimo że rozwiązanie (konkretnie motywacje) ostatecznie nie do końca mnie przekonało, to całość wyszła całkiem nieźle. Nie wiem, co się wszyscy flaków czepili, przecież malutko ich było :) Ale czepię się za to tego, co Zygfryd – za małego akcentu na moment, gdy bohater uświadamia sobie, że nie żyje. I jeszcze jedno – nikt nie wspomina o zapisie "Harremu"/"Harrego". To mi się coś chrzani i taki też jest dopuszczalny, czy jednak powinno być z apostrofem?

 

Gratuluję biblioteki :)

 

Edit: Pogrzebałam trochę i chodziło mi o horror “Istnienie”. Tam też był dom pośrodku niczego i okazało się, że ktoś bohaterów pozabijał. Oglądałaś?

Wiem już nad czym pracować. Dzięki, dziewczyny. :) Werweno, nie przejmuj się, nie musisz się tłumaczyć, a ja nie mam pretensji za rady, bo ostatecznie to ja odpowiadam za tekst. Także ja jestem wdzięczna za betę cały czas. :))

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

w szarym świetle lampy, która rozświetliła przejście, dostrzegł krople krwi, spadły na pomiętą koszulę i spodnie.  – można uniknąć takiego doklejania ostatniej części zdania, pisząc: 

w szarym świetle lampy rozświetlającej przejście dostrzegł krople krwi, które spadły na pomiętą koszulę i spodnie.

 

Tylko raz zauważył, w wejściu do kuchni, czyjąś postać. – przecinki są tu zbędne moim zdaniem, wtrącenie niepotrzebne

 

Nie oglądając się na niego (przecinek) wyszedł na ganek, którego przy pierwszym wyjściu z domu nie zauważył.

 

– Mówimy tak na niego, bo nawet po śmierci, (zbędny przecinek) nosi te swoje wielkie okularyjeśli podkreślone miało być wtrąceniem, to po wyjęciu go, zdanie musi zachować sens, w tym wypadku tak nie jest

 

Zwłaszcza, (zbędny przecinek) że sytuacjanie stawiamy przecinka przed że połączonym z partykułą, stawiamy go przed całym wyrażeniem, a jeśli występuje na początku zdania, w ogóle

 

 Ostatecznie udało mu się znaleźć moment na przeczesanie strychu. Za pierwszym razem nie udało mu się nic znaleźć. te powtórzenia nie wyglądają ani nie brzmią pięknie

 

w szpargałach odkrył pudło, (zbędny przecinek) przykryte starą

 

krzyknął (przecinek) nie bacząc na to,

 

Gdy spał, domek nawiedzał go w snach. Nie pozwalając o sobie zapomnieć. – te dwa zdania aż się proszę o połączenie

 

Ale mogę za to ci coś pokazać (przecinek) jeśli chcesz.

 

Być może coś mi umknęło, ale starałam się wyłapać wszystko.

Nie jestem zwolenniczką horroru, a szczególnie takiego, który właściwie nim nie jest. Brakuje w twoim opowiadaniu wszystkich cech gatunku: szaleniec nie dość szalony, tajemnica przewidywalna do bólu, udręczenie bohatera nudne. Odwiedzanie strychu nużące, pozbawione emocji, podobnie jak reakcja na wieść o własnej śmierci. Niestety nie odczułam żadnego lęku ani przez moment, nie zadrżałam, nie musiałam myśleć i z niepokojem oczekiwać, co jeszcze się wydarzy.

Tekst nie jest napisany źle, jednak brakuje mu płynności. Ponadto nadużywasz zwrotów – się, który –  i gdybyś zaznaczyła je kolorem, miałabyś tego obraz. Zmieniasz czasy narracji, czego już nie wypunktowałam.

To pierwsze opowiadanie, które skomentowałam, niestety nie uwiodło mnie.

 

 

Dzięki, Naw, że skoro się nie podobało to doczytałaś w ogóle do końca. Cenna lekcja i nauczka dla mnie. Błędy poprawię dziś lub jutro.

Polecam czytać inne opowiadania, na pewno znajdziesz jakieś, które Ci się spodoba, tu na portalu.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Teyami, niestety, ale ostatnio coś brakuje mi czasu na oglądanie filmów. Nie widziałam “Istnienia”, ale już wiem, co będę oglądać w weekend. Dzięki! Przynajmniej będę mieć porównanie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie znam się na horrorowych kliszach, więc nie rozpoznałam. Tekst nic nie urwał, ale i tragedii nie było. Trochę mnie zaskoczyło, że bohater tak lekko i bez wahań myślał o własnej śmierci.

aż coś zakuło go w piersi,

Ale w kajdany czy w zbroję? ;-)

Babska logika rządzi!

Po czasie stwierdzam, że to nie był mój najlepszy tekst i zastanawiam się chwilami, cóż on robi w bibliotece, ale dziękuję za odwiedziny. Zostałam ponownie zaskoczona.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie znasz dnia… Bo godziny jakoś dałoby się przewidzieć… ;-)

Babska logika rządzi!

wink

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka