- Opowiadanie: Alice12 - Niematerialny

Niematerialny

Moje pierwsze opowiadanie, wystawiane na widok publiczny. Mam nadzieję, że się spodoba:)

Lekkie poprawki już wprowadzone.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Niematerialny

Młoda kobieta była wielce niezadowolona z nowo przydzielonego jej zadania. Właśnie dostała kolejnego pacjenta i od razu została umówiona na wizytę domową. Praca ze ludźmi o nieco odmiennej psychice coraz bardziej ją wykańczała, a przecież posiadała też własne życie. Co prawda nie miała męża ani dzieci, ale to nie znaczy, że brak jej było innych ważnych zajęć albo życia towarzyskiego.

Felicja Templer w jednej ręce, trzymając gorący kubek z kawą, a pod pachą akta pacjenta próbowała znaleźć klucze od samochodu w swojej obszernej czerwonej torebce. Jak to możliwe, że zawsze ma w niej taki bałagan? – zastanawiała się.

Jak na złość kubek wypadł jej z ręki, a kawa rozlała się na betonowym parkingu.

– Szlag! – warknęła ze złością. Dziś zdecydowanie nie był jej szczęśliwy dzień. Podniosła puste naczynie i wyrzuciła je do kosza na śmieci, stojącego nieopodal.

W ostatnim czasie wprowadzono nową ustawę, jako że gdy ma się do czynienia z trudniejszymi przypadkami, należy samemu odwiedzać swoich pacjentów. Tak więc zamiast siedzieć w swoim biurze i tam przyjmować tych nieszczęsnych ludzi, sama musiała jeździć na wizyty domowe.

Teraz jej zadanie jako terapeutki polegało na określeniu, czy dana osoba zagraża otoczeniu, czy wymaga jedynie zwykłych kontrolnych wizyt.

Kobieta znalazła wreszcie kluczyki i otworzyła drzwi do swojego czarnego fiata. Wsiadła z westchnieniem ulgi za kierownicę i rzuciła od niechcenia akta na siedzenie pasażera.

Odruchowo poprawiła okulary na nosie, po czym zastanowiła się, czy nowy przypadek będzie równie uciążliwy co ostatnio. Westchnęła przeciągle. To nie była praca dla niej, ale niestety ciężko było znaleźć inną posadę. W tych czasach wymagane są dobre kwalifikacje i odpowiednie podejście do ludzi. A tego drugiego niestety jej brakowało. Ale cóż poradzić, że większość pacjentów doprowadzała ją do nerwicy neurastenicznej, przez co wielu z nich biorąc pod uwagę duży niedostatek rozumu, ląduje na oddziale zamkniętym. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego niektórzy nawet nie próbują być mili w czasie jej wizyt. Może wtedy ona również byłby bardziej wyrozumiała.

Wzięła do ręki akta i przejrzała je na szybko. Nowy pacjent nazywał się Andrew Bailey, a jego problem był dość zniechęcający, jak dla Felicji. Człowiek ten sądził, iż mieszka naprzeciwko nawiedzonego domu, zamieszkiwanego przez ducha. Czyli mówiąc prosto: nie będzie to krótka wizyta. Takie przypadki zawsze zajmują więcej czasu. Rzuciła akta z powrotem na siedzenia pasażera. Nie miała ochoty czytać tych bzdur, choć powinna.

Felicja odpaliła silnik samochodu, po czym ruszyła wydostając się z podziemnego parkingu. Jazda do domu pacjenta zajęła jej około pół godziny. Zatrzymała się z piskiem hamulców przed jego domem po czym z rozmachem otworzyła drzwi samochodu.

Jak na złość w tym samym momencie okulary spadły jej z nosa i z cichym brzdękiem rozbiły się o twardy beton.

To zdecydowanie nie jest mój szczęśliwy dzień – pomyślała pesymistycznie.

Usiadła z powrotem na siedzeniu kierowcy po czym zaczęła grzebać w torebce szukając zapasowych okularów. Jakiś tydzień temu pożyczyła je od matki i jeszcze nie oddała. Obie mają bardzo słaby wzrok, lecz jej wada była nieco inna niż matki, dlatego te drugie okulary wcale nie sprawdzały się dobrze.

Wreszcie wyciągnęła z torebki potrzebny przedmiot i włożyła go na nos.

Fatalnie – przeszło jej przez myśl. Wciąż wszystko było rozmazane, tyle że inaczej. Zastanawiała się, jak będzie prowadzić rozmowę z pacjentem którego nawet nie będzie dobrze widzieć. Bo nawet nie było mowy aby przełożyć wizytę. Chciała mieć już to za sobą.

***

Louis Patterson obserwował właśnie jak jego martwy pies Kościak, gryzie swoją kościstą łapę próbując znowu wyrwać ją ze stawu, i znowu zakopać w ogródku. A potem odkopałby ją i dał swojemu panu aby przyczepił ją z powrotem. I tak bez przerwy.

Głupi pies.

Od jak dawna już byli martwi? – zastanawiał się Louis. On i jego pies? To dziwne, ale nieżywi ludzie jakoś nie odczuwają upływu czasu. To mogło być kilka, albo kilkanaście lat. Na początku Duch próbował to jeszcze liczyć, ale później uznał, iż to bez sensu. Liczenie czasu jest dla żywych, a nie dla martwych.

Kościak nie mógł wyrwać sobie nogi, nieważne jak długo się z nią siłował. To dzięki tej nowej zdolności, którą Louis u siebie odkrył. Okazało się że może zmaterializować każdą rzecz o jakiej pomyśli, co działało oczywiście jedynie w sferze duchowej. Tak więc Patterson pomyślał o super mocnym kleju, a on tak po prostu się zmaterializował. Następnie skleił kości swojego psa, tak aby ten nie mógł więcej ich wyrywać. Chociaż znając Kościaka, to pewnie wymyśli jakiś sposób. Zawsze to robił.

Duch usłyszał głośny, rozlegający się po całym domu, dzwonek do drzwi. Było to nadzwyczaj dziwne, gdyż od wielu lat nikt go nie używał. Przecież jego dom, już na pierwszy rzut oka wygląda na opuszczony. Zaciekawiony Louis podleciał do drzwi i wyjrzał przez nie. Dosłownie. Jego niematerialna głowa wniknęła w drewno i po chwili miał dobry widok na przybysza.

Była to kobieta, na oko dwudziesto, czy trzydziestoletnia. Była wysoką blondynką, na ramieniu nosiła czerwoną torebkę, a w lewym ręku trzymała jakieś papiery. Wyglądała na zniecierpliwioną. Rozglądała się na wszystkie strony, szukając jakichś oznak obecności ludzkiej.

Wtem jej wzrok utkwił w Duchu, wpatrującym się w nią natarczywie. Kobieta zareagowała zupełnie inaczej niż spodziewał się tego Louis. Mianowicie, zamiast wrzasnąć ze strachu na widok głowy utkwionej w drzwiach, a potem uciekać ile sił w nogach, kobieta wyglądała jedynie na zaskoczoną. Zmrużyła oczy.

– Przepraszam, nie zauważyłam pana – rzekła z wymuszonym uśmiechem – Nawet nie wiem kiedy otworzył pan drzwi.

Dziwna kobieta… Przecież drzwi są nadal zamknięte – pomyślał duch, zastanawiając się czy aby na pewno dobrze zrobił ukazując się kobiecie. Chciał ją przestraszyć, ale nie! Ona wciąż tam stała i gapiła się na niego wyczekująco.

– Mogę wejść? – zapytała starając się ukryć zniecierpliwienie i irytację, co niespecjalnie jej wychodziło.

– Jeśli musisz – rzekł Louis niechętnie, po czym zmarszczył brwi – Ale robisz to na własne ryzyko.

Przez twarz kobiety przetoczył się wyraz złości, ale równie szybko znów pojawił się ten sam fałszywy uśmiech. Duch nie czekając dłużej, uwolnił głowę i schował się wewnątrz domu.

 

Felicja uznając to za zachętę ruszyła za nim nie zauważając, że drzwi są wciąż zamknięte, co spowodowało bolesne zderzenie.

Zaskoczona prawie spadła ze schodów, lecz udało jej się w ostatniej chwili złapać klamkę. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc co się właściwie przed chwilą zdarzyło i poprawiła nieznośne okulary.

Wytłumaczenie same nasunęło się na myśl.

Ten chamski mężczyzna zamknął mi drzwi przed nosem – była pewna – Już się postaram, aby ten niewychowany dziwak mnie popamiętał.

Zbierając resztki dumy, nacisnęła klamkę i wkroczyła wściekłym krokiem do środka. Trzasnęła drzwiami, by wyrazić swoje niezadowolenie.

Mężczyzna stał w oddaleniu kilku kroków od niej. Felicja nie potrafiła określić jego wyglądu, bo wszystko było zbyt niewyraźne. W tej chwili przeklinała swoją niezdarność, przez którą teraz musiała udawać, że cokolwiek widzi.

– Więc, czego chcesz? – zniecierpliwił się Louis.

– Nie pamiętam, abyśmy zaczęli sobie mówić na „ty”, więc jeśli ma pan choć odrobinę kultury, to proszę mówić do mnie „panno Templer” albo zwyczajnie „pani Felicjo” – rzekła twardo kobieta, nie pozwalając sobie na spoufalenie z pacjentami.

Duch jedynie prychnął. Nic nie powiedział, bo znał ten typ kobiet. Uważają się za najmądrzejsze stworzenia na świecie, które nigdy się nie mylą i nie mają żadnych wad. Wiedział coś o tym, bo jego żona była równie uciążliwa pod tym względem.

– A więc kim PANI do cholery jest?! – warknął podkreślając słowo „pani”

– Proszę nie używać w mojej obecności żadnych wulgaryzmów, gdyż nie życzę sobie tego – rzekła ostro, po czym odpowiedziała na pytanie – Jestem tu aby ocenić pana stan psychiczny i sprawdzić czy nie zagraża pan otoczeniu – powiedziała zmęczonym głosem, po czym zaczęła szukać czegoś w torebce. Po chwili wyciągnęła niewielki notes i długopis.

– Gdzie mogłabym usiąść? – zapytała rozglądając się niewidzącym wzrokiem.

Louis chciał jak najszybciej się jej pozbyć ze swojego domu, ale interesowała go ignorancja tej kobiety. Przecież powinna zauważyć, że dom jest cały zakurzony, pokryty pajęczynami i praktycznie nie ma mebli. Jednym słowem: opuszczony.

– Proszę za mną – rzekł Louis z westchnieniem i zaczął sunąć po podłodze zmierzając do najbliższego stolika i krzesła.

Kobieta usiadła ostrożnie, wzbijając w powietrze kłębki kurzu. Zakasłała. Przeciągnęła otwartą dłonią po blacie stołu i podniosła ją do oczu na zbyt bliską odległość.

– Kiedy pan ostatnio sprzątał? – spytała zaskoczona.

– Czy ja wiem… – zastanowił się duch – Martwi czasu nie liczą, ale sądzę że było to kilkanaście lat temu.

Kobieta wpatrywała się w niego z niedowierzaniem po czym zapisała sobie w notatniku odpowiednią uwagę:

„Pacjent nie radzi sobie z podstawowymi obowiązkami domowymi” – jej ręka poruszała się szybko mając lata wprawy w szybkim pisaniu. Mimo to nie była pewna czy pisze równo.

– A więc panie Andrew, dlaczego…

– Jaki Andrew? – zdziwił się Duch – Nazywam się Louis Patterson.

Kobieta podniosła wzrok znad notatnika zastanawiając się, czy mężczyzna specjalnie ją prowokuje, czy też rzeczywiście jest niespełna rozumu. W końcu postawiła na to drugie.

„Pacjent ma poważne zaburzenia osobowości.”

 – Doszły na pana skargi, że jest pan niepoczytalny i…twierdzi iż widzi duchy, czyż tak?

Mężczyzna wydawał się rozbawiony.

– Nie… – prychnął Louis, a na twarzy kobiety przez chwilę pojawił się wyraz ulgi, który niestety szybko został zmazany następnymi słowami – Ja jestem duchem.

Ach, więc to jeden z TYCH przypadków – uświadomiła sobie kobieta.

Rozległo się szczekanie psa, a po chwili pojawił się Kościak i zaczął obwąchiwać kobietę.

Louis ucieszył się z wizyty swojego psa. Może teraz kobieta ucieknie, bo przecież Kościak już od dawna nie żyje, a pozostały z niego same kości, ale znów się przeliczył.

– Och, jaki słodki! – zachwyciła się Felicja i chciała go pogłaskać, lecz pies się odsunął. Kobieta zmarszczyła brwi przyglądając mu się.

– Czy pan go w ogóle karmi? Toż to sama skóra i kości – rzekła oburzona.

– Eee… właściwie to same kości, skóry już od dawna nie ma – duch roześmiał się na głos z własnego dowcipnego spostrzeżenia.

Felicja zgromiła mężczyznę ostrym jak brzytwa spojrzeniem, po czym zanotowała:

„Pacjent twierdzi iż jego sadystyczne żarty są zabawne…” – specjalnie powiedziała również na głos to co zapisała – A czy bierze pan jakieś leki, na swoją przypadłość?

– Nie mam pojęcia co pani ma na myśli mówiąc „przypadłość”, ale powoli zaczyna mnie pani irytować, więc proszę się streszczać z tymi głupawymi pytaniami, które nie maja żadnego sensu, bo źle to może się dla pani skończyć.

– Czyżby to była groźba? – spytała z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Louis zastanowił się. Kobieta już na pierwszy rzut oka wydawała się prawdziwym utrapieniem, więc gdyby się jej pozbył, to pewnie jedynie wyświadczyłby przysługę temu światu. Ale był jeden problem. Nie mógł uszkodzić człowieka, który nie wierzył w duchy, bo to właśnie wiara dawała duchom jako taką materialność. A ta kobieta z pewnością jest zbyt wielką realistką.

Strach! To również może podziałać. Jeśli wystarczająco ją przestraszy, to albo ucieknie, albo pojawi się w niej choć odrobina wiary w duchy.

– Chce pani wiedzieć jak umarłem? – spytał nagle czym zaskoczył kobietę.

Felicja nie wydawała się zadowolona, że będzie musiała wysłuchiwać kolejnych niestworzonych historii z ust wariata, ale taką ma pracę, dlatego skinęła głową potwierdzająco.

– Miałem kiedyś żonę – rzekł co spotkało się z zainteresowaniem Felicji – Była nawet trochę podobna do pani… tak samo irytująca i nieznośna, a swoją osobą drażniła mnie niesamowicie. Już po pół roku zaczęłam się zastanawiać po jaką cholerę się z nią ożeniłem. Nie chciało mi się załatwiać tych całych spraw rozwodowych, bo wiedziałem że większość naszego majątku, w tym dom, przypadnie właśnie jej – tu się skrzywił – Wpadłem więc na genialny pomysł. Mianowicie postanowiłem zabić tą psychiczną kobietę. Pożyczyłem nawet broń od kolegi policjanta.

– Pożyczyłeś? – nie dowierzała – Policjant zgodził się panu pożyczyć broń?

– Nie kretynko – fuknął niezadowolony, że mu przerwała – Pożyczyłem, ale bez jego wiedzy. Nie jestem głupi, aby prosić glinę o pożyczenie broni, bo zaraz by coś podejrzewał.

– Ale jesteś na tyle głupi, że ukradłeś… to znaczy, ale jest pan na tyle głupi, że ukradł tą broń? – zapytała.

– A gdzie niby miałem znaleźć spluwę? Bronie nie rosną na drzewach, a ja nie miałem nigdy przyjaciół w mafii.

– To nie mógł pan poszukać nieco innego sposobu? Na przykład otrucie… – kobieta ucięła nagle, zastanawiając się, co ona właściwie wygaduje.

Czy ja właśnie poradziłam mu sposób na zabicie człowieka? – nie dowierzała.

– Oh tak, zdecydowanie masz coś wspólnego z moją żoną – rzekł posępnie mężczyzna, po czym kontynuował opowieść – Tak więc wracam do domu już z bronią, a co zastaję? Żona przygotowała mi kolację, czego nie robiła od… cóż, właściwie nigdy. Byłem nieco zdziwiony, ale postanowiłem, że pozwolę jej na ostatni posiłek w życiu. Ale niestety okazało się zupełnie odwrotnie. To nie był jej ostatni posiłek, lecz mój. Otruła mnie.

– Mhm… – Felicja nie wiedziała co powiedzieć – Wie pan, gdyby ta historia była prawdziwa, a nie jest – zaznaczyła – Wtedy powiedziałabym, że mi przykro.

Louis wciąż był pogrążony we wspomnieniach więc nie słuchał terapeutki.

– Uwielbiała naszego psa… jego akurat nie chciała otruć, ale pies jak pies, zjadł to czego nie powinien jeść. Umarł razem ze mną.

Felicja poczuła wielką ochotę ucieczki z tego miejsca. Sytuacja zaczynała być coraz bardziej dziwaczna. Ten facet szczerze wierzył w to co mówił.

– Zamurowała mnie w ścianie – kontynuował – Dlatego jestem tak związany z tym domem. Dopóki ktoś nie znajdzie mojego ciała, jestem tu uwięziony. Oczywiście… nie żeby mi to przeszkadzało. Dobrze mi tu gdzie jestem, przynajmniej mam spokój, a od czasu do czasu postraszę ludzi którzy chcieliby się tu wprowadzić.

Teraz Felicja pisała w notesie jak najęta.

„Pacjent jest beznadziejnym przypadkiem. Powodem może byś traumatyczna przeszłość, być może mająca powiązania z byłą żoną (o ile naprawdę ją miał), ponieważ w dość specyficzny sposób próbuje przekazać, że jego małżeństwo skończyło się właśnie z jej winy. Mimo iż nie rozumiem wszystkich aluzji, jakie pacjent do mnie kieruje, to po tym co wyznał mogę bez problemu stwierdzić duże skłonności samobójcze oraz stan depresyjny (aż nazbyt często w jego wypowiedziach pojawia się motyw śmierci).  Sądzę, że pacjent mógłby być zdolny do zabójstwa swojej żony (o ile jeszcze żyje), dlatego też powinien przebywać w odizolowanym miejscu.”

Nagle rozbrzmiał dzwonek jej telefonu komórkowego.

Kobieta wyciągnęła telefon z kieszeni spodni. Nigdy nie chowała go do torebki, bo dziwnie się bez niego czuła. Lubiła mieć komórkę zawsze na wyciągnięci ręki, tak na wszelki wypadek, a w torebce zawsze wszystko jej się gubi.

Spojrzała odruchowo na wyświetlacz, ale bez okularów i tak nie mogła rozróżnić liter.

– Tak słucham? – odezwała się przykładając telefon do ucha.

– Felicjo gdzie ty jesteś? Przed chwilę dzwonił pacjent i skarżył się, że jeszcze nie dojechałaś na miejsce. Powiedział, że nie będzie czekał cały dzień bo ma też inne sprawy – po głosie rozpoznała, że dzwonił Sam, jej kolega z pracy.

– Jak się skarżył? – zirytowała się – Przecież siedzę z nim już od dłuższego czasu.

– To niemożliwe, dzwonił zaledwie minutę temu.

– Co? – spojrzała na swojego pacjenta, ale była pewna że nigdzie nie wychodził i nie dzwonił. I wtedy do niej dotarło. Gdy zwróciła się do tego człowieka: Andrew Bailey, to zaprzeczył i twierdził że nazywa się Louis Patterson. No jasne! Musiała pomylić domy. Ale z Louisem również jest problem, bo facet to czubek i powinien być zgłoszony.

– Dobra, dziękuje że zadzwoniłeś, już wiem w czym problem – rzekła po czym się rozłączyła – No panie Patterson, wygląda na to, że zaszła pomyłka i to nie pan był moim pacjentem.

– Oh, dzięki Bogu! – Louis odetchnął z ulgą – Nie zniósł bym pani ani chwili dłużej!

– Proszę się tak nie cieszyć – zgasiła go – Pan również ma duże problemy psychiczne, a ja nie mogę tego zignorować.

Louis zmarszczył brwi.

– Więc?

Więc wyślę cię na oddział zamknięty świrze! – pomyślała kobieta z satysfakcją. Ale odpowiedziała co innego.

– Więc muszę zgłosić pana przypadek do odpowiednich ludzi, a wtedy zobaczymy co z panem począć – kobieta wstała z zamiarem wyjścia.

– Gówno pani zgłosi! – warknął Louis – Nie pozwolę pani wyjść stąd żywej.

Felicja zatrzymała się wpół kroku i odwróciła z powrotem do mężczyzny. Była wściekła, nie znosiła gdy jakiś pacjent jej groził (a zdarzało się to nierzadko).

– Jeśli usłyszę jeszcze choćby jedną groźbę z pana ust, to gwarantuje że zrobię wszystko aby zamknęli pana w pokoju bez klamek – wycedziła – I to najlepiej na zawsze!

Louis prychnął z rozbawienia.

– Żadne drzwi mnie nie zatrzymają, bo jestem duchem. Niematerialność to nasz znak rozpoznawczy – wyjaśnił powoli jakby mówił do osoby niedorozwiniętej umysłowo.

Kobieta w odpowiedzi uniosła wyzywająco głowę po czym rzekła:

– Żaden z pana duch. Pan żeś czubek.

W dłoni mężczyzny nagle pojawił się jakiś niezidentyfikowany obiekt. Lecz Felicja niestety nie mogła się zorientować co to jest, ani kiedy Louis wziął to do ręki.

– Co to jest? – zapytała zapominając przez chwilę, że mężczyzna nie powinien dowiedzieć się o jej problemie ze wzrokiem.

Odpowiedziała jej chwila zastanawiającego milczenia, a potem usłyszała jego zaskoczony głos.  

– Nie widzisz?

– Oczywiście że widzę – starała się aby jej głos brzmiał na wielce oburzony i jednocześnie wymyślić jakąś wymówkę – Po prostu nie rozumiem po panu ten przedmiot.

– Skoro tego nie rozumiesz, to musisz być naprawdę głupia.

I wtedy zaatakował. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie poczuła bólu, a jedynie przejmujące zimno. Zwłaszcza w okolicy brzucha, dlatego spojrzała szybko w dół.

Zesztywniała ze strachu. Mając nawet kiepskie okulary domyślała się, że ręka tego mężczyzny właśnie przeszyła ją na wylot. Znajdował się tak blisko, że z łatwością mogła się przekonać o swoich podejrzeniach. Wyciągnęła rękę w stronę jego głowy, ale znów poczuła jedynie zimno.

Ten człowiek naprawdę jest duchem! – uświadomiła sobie ze zgrozą.

Krzyknęła na całe gardło, a potem zemdlała.

 

Louis spojrzał na Kościaka. Kościak spojrzał na niego. Wiedzieli już co zrobią. Nie mogli pozwolić aby prawda o ich istnieniu wyszła na jaw. Psu z niecierpliwości udało się wyrwać jedną ze swoich kości.

– No nie! Znowu? – zirytował się Louis – Nie będę cię znowu sklejać Kościak. Zapamiętaj to sobie!

Pies przekrzywił na bok łebek wyrażając w ten sposób swoje niedowierzanie.

 

Felicja Templer została uznana za zaginioną.

Jej pusty samochód oraz rozbite okulary znaleziono w pobliżu domu ostatniego pacjenta, choć ten uparcie twierdził, iż nawet jej nie spotkał. Telefon komórkowy udało się namierzyć, lecz na nic zdała się informacja, że Felicja tuż przed zaginięciem przebywała w opuszczonym domu, gdyż tam właśnie wszelkie poszlaki się urywały.

Po kilku miesiącach policja zaprzestała poszukiwań, a sprawa trafiła do akt jako nierozwiązana.

 

 

Koniec

Komentarze

Felicja Templer w jednej ręce trzymając akta pacjenta, a w drugiej gorący kubek z kawą, próbowała znaleźć klucze od samochodu w swojej obszernej czerwonej torebce.

Ile Felicia miała rąk? Albo – jak, mając obie ręce zajęte, szukała czegoś w torebce? 

 

Czytam dalej.

 

Witam też na portalu :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Masz trochę usterek, poniżej kilka przykładów (nie wypisuję interpunkcyjnych, których też nie brak):

 

Dziś mieli odwiedzić ją rodzice, a ona miała powiedzieć im, że zamiast pracy terapeutki, dostającej „normalne przypadki”, pracuje z osobami chorymi umysłowo, wierzącymi w demony, wampiry i niezidentyfikowane obiekty latające. – powtórzenie – masz ich sporo w tekście

 

Masz czasem takie – jak dla mnie – udziwnione konstrukcje, jak np.

Ich sprawa, skoro nie potrafią utrzymać spokoju, przez tak krótki czas jej pobytu. 

Mogę się domyślać, że chodzi o spokojne, racjonalne (w miarę) zachowanie pacjenta w trakcie jej wizyty, ale brzmi nie za bardzo. 

 

Jadąc samochodem(+,) przeglądała jednocześnie akta, których wcześniej nie miała czasu przejrzeć

Niby trochę inne słowa, ale prawie powtórzenie. Samochód jechał sam, czy ona kierowała i jednocześnie przeglądała papiery? Niby wiem, że ludzie SMSują w trakcie jazdy, ale czytanie dokumentów, to już chyba przesada. 

 

Nowy pacjent nazywał się Andrew Bailey, a jego problem był dość nietypowy. Sądzi iż mieszka

Pierwsze – podobno nic już jej nie dziwiło, więc skąd nietypowy? Drugie – zmieniłaś czas, raczej sądził

 

Miałam nie wymieniać wszystkiego po kolei (za dużo), ale jeszcze jeden przykład:

Kobieta wyciągnęła telefon z kieszeni spodni. Nigdy nie chowała jej do torebki

Kogo/czego JEJ? W poprzednim zdaniu mowa o telefonie – czyli GO. 

 

 

Felicja Templer została uznana za zaginioną. Jej ciała do tej pory nie odnaleziono i w najbliższej przyszłości prawdopodobnie się nie znajdzie. Po kilku miesiącach policja zaprzestała poszukiwań, z powodu braku jakichkolwiek poszlak.

A samochód stojący pod domem? 

 

Sam pomysł nie jest taki ostatni, ale nieco kiepsko wykonany, przez co momentami pewne sceny, czy zachowania wydają się mało wiarygodne. Przydałoby się nad tekstem nieco popracować. Skoro to jednak Twój pierwszy tekst, to mogę pocieszyć, że dalej – jak tylko się przyłożysz, to może być już tylko lepiej. 

Spodobał mi się duch Kościaka, który urywał sobie kości, by móc je aportować panu :) 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Autorko, opowiadanie byłoby dość strawne, gdyby tak bardzo nie szwankowała w nim logika. Zamknij oczy i w wyobraźni odtwórz opisywane przez Ciebie sceny. Najlepiej zdanie po zdaniu. Pozdrawiam życzliwie.

Zaczyna się bardzo dobrym, interesującym tytułem. Dawno nie zwróciłem uwagi na tytuł.

Praca ze świrami – Dzień dobry, jestem cięty na takie słówka :) To będzie rzutowało na całą ocenę tekstu. Oczywiście negatywnie. I dalej jest informacja, że to terapeutka… no to już, przy tym dzień dobry, mówię Ci, że postać jest NIEWIARYGODNA.

Ten fragment z rękoma faktycznie jest maksymalnie koślawo napisany. Ile ma rąk? I przed “trzymając” tam powinien być przecinek, bo to wcięcie

pracuje z osobami chorymi umysłowo, wierzącymi w demony, wampiry i niezidentyfikowane obiekty latające. – wspominałem coś o braku wiarygodnej postaci?

Ja opowiadanie odpuszczam już w tej chwili, bo widać, że opisujesz coś na osi postaci, której nie potrafisz skonstruować. Terapeuta nie będzie używał sformułowań “świr”, “choroba umysłowa” (bo to słownik sprzed kilkudziesięciu lat), a objawy pozytywne (wytwórcze) to jest raczej kwestia farmakologii, niż terapii. Na terapii nacisk stawia się na coś innego, niż Ty podkreślasz.

Jej zadaniem, było określanie,(tu brakuje przecinka) czy dana osoba zagraża otoczeniu, czy wymaga jedynie zwykłych kontrolnych wizyt.

To się robi na obserwacji, zasadniczo w szpitalu, nie na terapii (a nie napisałaś, że ona pracuje w szpitalu, tylko rozumiem, że w jakimś gabinecie). Terapeuta nie jest też diagnostą, choć może zostać powołany jako biegły – jakoś tego nie zaznaczasz, dla kogo tworzy takie opinie.

Właściwie to tyle, nie mam co tu więcej się rozpisywać. Jestem głęboko rozczarowany (tytuł zachęcał).

Pomysł z niedowidzącą terapeutką i duchem całkiem sympatyczny. Chociaż, IMO, w niektórych miejscach krnąbrność Louisa trochę zabija komizm sytuacji. Jak wspomniała śniąca, usterek jest dość dużo. Mnie trochę raziło ciągłe utyskiwanie Felicji na pacjentów. Nie jestem terapeutą i się nie znam, ale czy faktycznie istnieje taka praktyka, że rozdziela się pacjentów na tych wierzących w nadprzyrodzone rzeczy i “zwykłych”? Przecież to może wynikać z różnych przypadłości. Tak ogólnie, momentami trochę niewiarygodna była ta terapeutka, choć nie jestem w stanie wymienić konkretnych zarzutów. Niemniej tekścik lekki i z nutą humoru.

A Kościak faktycznie fajny ;).

Emtri, przyklasnąć obserwacji, że coś tu nie gra z tą postacią. Argumenty wymieniłem z początku tekstu, a jeśli dalej pojawia się takie rozgraniczenie, jak opisujesz, to autorka tylko się pogrąża w moich oczach.

Pacjentów się nie rozdziela, choć są specjaliści np. od zwalczania fobii i w większości takich klientów mają (tu akurat behawiorka jest najczęstsza). Poza tym jest wręcz nagannym podchodzenie do klienta jako do “objawu”, a nie jako do “przypadku konkretnej osoby, człowieka”.

 

Sirin wpadł i pomarudził.

Sirin, miałam na myśli ten sam fragment, który zacytowałeś:

że zamiast pracy terapeutki, dostającej „normalne przypadki”, pracuje z osobami chorymi umysłowo, wierzącymi w demony, wampiry i niezidentyfikowane obiekty latające.

 

Jako tako. Opowiadanie nawet zabawne, ale moim zdaniem – biorąc pod uwagę to, że opiera się w zasadzie na jednym żarcie – tekst jest przydługi. Warsztatowo też chwilami zdarzają się potknięcia.

 

Ogólnie frapuje mnie zawód Felicji. ;P Ona jest terapeutą, psychologiem czy psychiatrą, bo między tymi zawodami jest dość znaczna różnica. A może wszystkimi naraz? Piszesz, że chciała pracować jako “zwykły terapeuta”, ale nie udało się i “pracuje z osobami chorymi umysłowo, wierzącymi w demony, wampiry i niezidentyfikowane obiekty latające”, co w zasadzie kwalifikowałoby się jako praca psychiatry. Ale terapeuta nie posiada takich uprawnień. Natomiast, jeżeli była psychiatrą to czemu chciała pracować jako zwykły terapeuta – przecież to tak jakby zdegradowała się z własnej woli. Dalej:

Jej zadaniem, było określanie czy dana osoba zagraża otoczeniu, czy wymaga jedynie zwykłych kontrolnych wizyt.

Psycholodzy (czy terapeuci lub tym bardziej psychiatrzy) jeżdżą na wizyty domowe? Sądząc po imionach, akcja rozgrywa się zagranicą, więc nie wiem jak tam z tym jest, ale u nas czegoś takiego nie ma.

I w ogóle jak to działa? Felicja włazi komuś do domu, rozmawia z nim chwilę i, jeżeli stwierdza, że jest z nim coś nie tak, zamyka go w pokoju bez klamek? No to takie proste nie jest. ;)  

 

Wiem, że opowiadanie jest humorystyczne i nie wszystko musi być do końca dokładnie oddane, ale chyba jest tego trochę za dużo.

 

Podobnie jak śniącą zastanowił mnie samochód zostawiony pod domem. Wydaje mi się, że jednak jest jakaś tam poszlaka. ;) Dołożyłbym jeszcze telefon komórkowy, zwłaszcza, że korzystała z niego chwilę przed śmiercią – też pewnie pomógłby w namierzeniu Felicji.

 

Uśmiechnąłem się kilka razy, ale bez szału. :)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Tak btw.: to w ogóle nie świadczy o zaburzeniu. Ile to nastolatek wierzy w wampiry, ile ludzi para się spirytyzmem, a ile istnieje filmów o UFO? Są jakieś sondaże “ile osób w społeczeństwie wierzy w cywilizacje pozaziemskie?” i osób, które odpowiadają twierdząco, jest z pewnością więcej, niż osób z diagnozą czy objętych leczeniem/terapią (około 2 mln Polaków, jeśli dobrze pamiętam).

 

Elanar – a, wizyty domowe, nie gabinet. W każdym razie jest coś takiego, jak wizyty domowe (i też się nazywa taką osobę “terapeutą środowiskowym”, lecz to trochę co innego, niż taki terapeuta, jak np w Buntowniku z wyboru), natomiast jest to przeważnie niezwiązane z orzekaniem o zagrożeniu dla siebie lub dla otoczenia (w sensie: tylko i wyłącznie orzekaniem o tym, z pominięciem całej mozaiki innych obserwacji).

Sirinie, gdyby nie Twoje wywody pod Dys-, pewnie też bym użyła gdzieś-kiedyś zwrotu “chory umysłowo”, bo chociaż staram się robić tzw. “risercz”, w takim przypadku pewnie by mi do głowy nie przyszło. Nie każdy jest specem w każdej dziedzinie. 

Nie bronię Autorki i nie tłumaczę, ale rozumiem, że – zwłaszcza jako początkująca – można pisać robiąc sporo takich błędów logicznych. Uważam, że minimum zrozumienia i nieco więcej pomocy i podpowiedzi zawsze jest dobre. 

Oczywiście co dalej, to będzie zależało od Autorki – jeśli przyjmie nasze uwagi i się do nich zastosuje, to dobrze i my będziemy mieć satysfakcję, że kolejna osoba czegoś się dzięki nam nauczyła. Jeśli nie – to trudno, wtedy dalszych podpowiedzi nie musimy dawać. 

Na początek jednak jakaś szansa się należy :)

Zastrzegam – nie odczytaj tego mojego komentarza, jako namowę do czytania tekstu na siłę i tłumaczenia, jeśli nie masz takiej ochoty :) Ja tylko tak sobie marudzę czasem…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca – moje wywody na coś się przydają! laugh Drobnymi kroczkami… :) No, ale chyba się nie dziwisz, po moich wspomnianych wywodach, że przypuściłem pod tym opowiadaniem serię uwag? Już nie o samo słownictwo chodzi, poprawność, tylko o niewiarygodną postać.

To ja trochę powymieniam:)

i znowu zakopać w ogródku. A potem odkopały ją i dał swojemu panu aby przyczepił ją z powrotem.

później uznał[,] iż to bez sensu

Okazało się[,] że może zmaterializować

To dzięki tej nowej zdolności[,] którą Louis u siebie odkrył

szukając jakiś oznak obecności ludzkiej. – jakichś

Uważają się za najmądrzejsze stworzenie na świecie – stworzenia

Wiedział coś o tym, bo jego żona była równie uciążliwa, pod tym względem. – drugi przecinek zbędny

Już po pół roku zaczęłam się

jego małżeństwo skończyło [się] właśnie z jej winy.

Po prostu nie rozumiem po [co] panu ten przedmiot.

Duch nie czekając dłużej, uwolnił głowę i schował się wewnątrz domu.

Nie kumam. Jak to “uwolnił głowę”?

„panno Templer” albo zwyczajnie „pani Felicjo”

To miała męża czy nie?

Była wysoką blondynką

Przypomniał mi się casus pewnej redaktorki harlekinów, która zawsze musiała skracać tłumaczenia z angielskiego – inaczej książki byłyby za długie, bo polskie wyrazy są statystycznie dłuższe. Jak napotykała zwroty typu “długonoga i hojnie obdarzona”, usuwała je z komentarzem: “one wszystkie długonogie i hojnie obdarzone”. Wracając – one wszystkie wysokie blondynki.

Całe opowiadanie przyjemnie się czytało. Opisy masz lepsze od dialogów (te brzmią momentami trochę sztucznie). Ciekawa scena, i mimo błędów wrażenia raczej pozytywne:) Tylko nie rozumiem funkcji ostatniego akapitu. Morał?

Sirinie, słyszałem, że są jakieś odstępstwa z wizytami domowymi, ale aż tak się nie znam. ;p Miałem na myśli standardową sytuację.

Terapeuta nie będzie używał sformułowań “świr”, “choroba umysłowa”

Myślę, że tutaj akurat jesteś zbyt wielkim optymistą. ;) Gorzej mówią.

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Śniąca – moje wywody na coś się przydają!

Pewnie, że tak! Dobra dyskusja nigdy nie jest zła i zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć (i pijąc do moich uwag pod Dys-, tam mnie dziabnął Twój ton, a nie treść – ale też może źle go odczytałam/odebrałam).

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Opowiadanie raczej powinno być otagowane jako “inne” niż “fantasy”.

 

Gdyby opowiadanie celowało w groteskę, wiele rzeczy dałoby się wybaczyć, tylko technika musiałaby być mocno podciągnięta… i w sumie, styl przekazu też. W każdym razie, podpisuję się pod tym, co napisał Sirin na temat braku autentyczności postaci. Jeżeli opisujemy jakiś zawód, dobrze by było poczytać na jego temat. Może i też jestem idealistką, ale z doświadczenia wiem, że psycholodzy i psychoterapeuci po psychologii (bardzo ważne rozróżnienie, bo w Polsce psychoterapeutą może być każdy, nawet po kierunkach technicznych), mówią zupełnie innym językiem. Jasne, mogą być zadufanymi w sobie bubkami, ale kilka lat studiów i przygotowań (szkolenie terapeutyczne też trwa kilka lat), zobowiązuje do używania właściwego języka. W ogóle bardzo trudno określić dlaczego główna bohaterka jedzie do klienta. Nie wiemy w jakim kraju akcja się dzieje, ale w Polsce wysyłanie terapeuty “do domu” jest bardzo rzadką praktyką, z powodu finansów, jak i komfortu pracy. Jak ktoś chce terapię psychologiczną, sam musi przychodzić do terapeuty. Już nie wspomnę, że wysoce nieprofesjonalne jest mówienie komuś w twarz, że jest “czubkiem”.

Opowiadanie jest do uratowania, ale naprawdę, Autorko, poczytaj o zawodzie o którym piszesz. Gdyby działo się w Polsce, bardziej prawdopodobne byłoby wysłanie pracownika socjalnego. Gdyby pójść w stronę groteski, byłoby naprawdę ciekawie, ale znowu, trzeba bardzo dobrze wiedzieć jak wygląda praca głównej bohaterki. 

I pomysł z Kościakiem, naprawdę fajny. Jakoś ten psiak mnie utrzymał do końca.

 

Na początek, dziękuje za komentarze:) Nie spodziewałam się, że będzie ich aż tyle…indecision

Zdaje sobie sprawę, że niestety bohaterka nie wyszła zbyt realistycznie. Wcześniej, gdy dałam to opowiadanie do przeczytania bratu powiedział, że jest nieco, cytuje: “oderwane od rzeczywistości”. Postaram się nad tym popracować. Naprawdę. Nad logiką też. I nad całą resztą MASY błędów.

A jeśli ktoś jest cięty na słownictwo typu: świr, czubek czy co tam jeszcze było, to przepraszam:(

Wcześniej najzwyczajniej nie musiałam się przejmować jakich słów używam, bo pisałam głównie dla siebie, ale obiecuję że się poprawię.

A nie mam pojęcia czy jest ktoś taki, kto zajmuje się osobami wierzącymi w wampiry, itd. Przyznaję, powinnam była to sprawdzić, nie pomyślałam. Czasem mi się to zdarza, przyznaję:( Można powiedzieć, że to stanowisko stworzyłam na potrzeby tekstu.

Tak czy inaczej, dziękuje nawet za te niepochlebne komentarze (bo one były w dużej większości). i mam nadzieję że moje następne opowiadanie będzie dużo lepsze.

 

Przyjemne opowiadanko, bez specjalnego przekazu (to na końcu jakoś od czapy). Czytało sie przyjemnie, o ile nie podchodzi się do tego typu tekstów na poważnie.

A Kościak naprawdę fajny. Może wykorzystaj jego i Luisa jako postacie do innego opowiadania. Przecież mogą do nich trafiać przypadkowo rózne osoby – listonosz, dostawca pizzy itp.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Z Kościaka też jestem zadowolona. Może wykorzystam go jakoś do innego opowiadania, ale na razie w mojej głowie kiełkuje inny pomysł. Na nieco inną Historyjkę.

Alice, jest też opcja betowania – czyli umieszczasz opowiadanie w formie kopii roboczej, zaznaczasz betalistę i przed opublikowaniem ktoś z użytkowników może zerknąć i pomóc skorygować ewentualne usterki. Poszukaj sobie w Hyde parku – są tam dwa wątki – informacje o nowych tekstach na becie i poszukiwaniu betaczytaczy i drugi o tym, jak poprawnie zaprosić do betowania http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/13694.

 

Edycja.

 

I jeszcze jedno – spróbuj nanieść jak najwięcej poprawek do tego tekstu! Nic tak nie irytuje kolejnych czytelników, jak porzucony przez autora tekst, w którym nie poprawiono ani jednego, wskazanego palcem błędu :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

W porządku, z tym betowaniem to sprawdzę:) No i z poprawieniem tekstu oczywiście też.

 

Taaak, trudno się nie zgodzić z uwagami poprzedników. Mnie również bohaterka wydała się niewiarygodna (z takim podejściem do pacjentów na samym początku kariery? Po kiego grzyba ona na te studia poszła? Może, gdybyś chociaż dopisała, że rodzice się uparli…) i zaskoczyło nieodnalezienie ciała mimo samochodu stojącego przed domem. Do licha, toż pierwszy pies powinien gliny doprowadzić do zwłok. Chyba żeby samochód ukradli, ale wtedy i tak zostaje komórka i prawdziwy pacjent w pobliżu. ;-)

Ale koncepcja osoby, która nie boi się ducha, bo ma złe okulary, interesująca. Kościak też bardzo sympatyczny.

Z rzeczy, których chyba nikt nie wymieniał: z interpunkcją nie jest dobrze. Brakuje Ci mnóstwa przecinków.

zabić tą psychiczną debilkę.

Tę. W innych miejscach też niekiedy masz tę zamiast tą. I psychiczna debilka to nie za dużo grzybów w barszczu?

Babska logika rządzi!

Niezły pomysł, ale wykonanie fatalne. Wiele zdań wymaga przeredagowanie. Postać Felicji wyjątkowo mało wiarygodna.

 

Praca ze ludź­mi o nieco od­mien­nej psy­chi­ce… – Literówka.

 

W ostat­nim cza­sie wpro­wa­dzo­no nową usta­wę, jako że gdy ma się do czy­nie­nia z trud­niej­szy­mi przy­pad­ka­mi, na­le­ży sa­me­mu od­wie­dzać swo­ich pa­cjen­tów. – Zdanie do remontu. Sprawdź, kiedy używamy tego spójnika.

 

czy nowy przy­pa­dek bę­dzie rów­nie uciąż­li­wy co ostat­nio. – Skoro to nowy przypadek, ostatnio nie mógł być uciążliwy.

 

To nie była praca dla niej, ale nie­ste­ty cięż­ko było zna­leźć inną po­sa­dę.To nie była praca dla niej, ale, nie­ste­ty, trudno było zna­leźć inną po­sa­dę.

 

Była to ko­bie­ta, na oko dwu­dzie­sto, czy trzy­dzie­sto­let­nia.Była to ko­bie­ta, na oko dwu­dzie­sto- czy trzy­dzie­sto­let­nia.

 

rze­kła z wy­mu­szo­nym uśmie­chem – Nawet nie wiem kiedy otwo­rzył pan drzwi. – Brak kropki na końcu zdania.

Ten błąd występuje wielokrotnie w całym opowiadaniu.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Zajrzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Do­szły na pana skar­gi, że jest pan nie­po­czy­tal­ny i…twier­dzi iż widzi duchy, czyż tak? – Skargi nie dochodzą na kogoś. Brak spacji po wielokropku. Zdanie do remontu.

 

Mia­łem kie­dyś żonę […] tak samo iry­tu­ją­ca i nie­zno­śna, a swoją osobą draż­ni­ła mnie nie­sa­mo­wi­cie. Już po pół roku za­czę­łam się za­sta­na­wiać po jaką cho­le­rę się z nią oże­ni­łem. – Czy duch na pewno wie, kim jest?

 

Mia­no­wi­cie po­sta­no­wi­łem zabić psy­chicz­ną ko­bie­tę.Mia­no­wi­cie po­sta­no­wi­łem zabić psy­chicz­ną ko­bie­tę.

 

ale jest pan na tyle głupi, że ukradł broń? – …ale jest pan na tyle głupi, że ukradł broń?

 

Czy ja wła­śnie po­ra­dzi­łam mu spo­sób na za­bi­cie czło­wie­ka? – Raczej: Czy ja wła­śnie podpowiedziałam/ podsunęłam/ doradziłam mu spo­sób na za­bi­cie czło­wie­ka?

 

Oh tak, zde­cy­do­wa­nie masz coś wspól­ne­go z moją żoną… – Och, tak, zde­cy­do­wa­nie masz coś wspól­ne­go z moją żoną

 

Mimo iż nie ro­zu­miem wszyst­kich alu­zji, jakie pa­cjent do mnie kie­ru­je… – Mimo iż nie ro­zu­miem wszyst­kich alu­zji, które pa­cjent do mnie kie­ru­je…

 

Lu­bi­ła mieć ko­mór­kę za­wsze na wy­cią­gnię­ci ręki, tak na wszel­ki wy­pa­dek, a w to­reb­ce za­wsze wszyst­ko jej się gubi. – Powtórzenie.

 

Oh, dzię­ki Bogu!Och, dzię­ki Bogu!

 

Nie zniósł bym pani ani chwi­li dłu­żej!Nie zniósłbym pani ani chwi­li dłu­żej!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kto czyta na końcu, zwykle nie ma niczego nowego do napisania.

Życzę Autorce szybkich i wyraźnych postępów.

Niestety, nie przekonało mnie to opowiadanie z powodów wyżej wymienionych,  choć piesek milutki. Dołączam się do życzeń Adama, zawsze może być lepiej :)

Nowa Fantastyka