- Opowiadanie: Serwatus92 - Jasnosłyszenie

Jasnosłyszenie

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Jasnosłyszenie

Wbrew powszechnym pogłoskom o podejrzanych rytuałach i nielegalnych badaniach, laboratorium mistrza Dalfaxa było miejscem wielu innowacyjnych eksperymentów, podczas których rodziły się coraz to nowsze udogodnienia dla ludzkości. Od nowych lekarstw i innych ważnych wynalazków, po nieistotne gadżety. Oznaczało to przeprowadzanie różnego rodzaju dziwnych reakcji chemicznych. Dlatego też raz na jakiś czas zdarzało się, że okna tego budynku rozświetlił silny, różowy blask, albo następowała eksplozja. I to nie zwykłe „bum!”, lecz wybuch w wyniku którego chmura pachnącego suszonymi grzybami dymu otaczała całą dzielnicę, w której to stała owa niepozorna na pierwszy rzut oka chatynka. Słońce chyliło się ku zachodowi. Kolejny dzień powoli się kończył, a wraz z nim kolejny eksperyment zdolnego rzemieślnika.

– Gotowe! – okrzyk ten oznaczał sukces alchemika. Młody czeladnik badacza, Malten, będąc ciekawym badań swego przyjaciela, z niecierpliwością zerknął mu przez ramię. Nie dostrzegając nic więcej niż tylko fiolkę z płynem, kolorystycznie przypominającym sok truskawkowy, postanowił szybko zapytać Dalfaxa, co właściwie zostało wynalezione. Było to niezbędne, jeśli nie chciał słuchać nudnej historii samego pomysłu oraz wykładu dotyczącego tworzenia czegoś „tak skomplikowanego”.

– Co takiego jest gotowe?

– Wywar jasnosłyszenia, mój drogi. Wizje wróżbitów są krótkotrwałe, no i nieme, zatem…

– Zaraz, zaraz! Jasnosłyszenia?! Po co komu takie cudo?! Ludziom wystarczy, kiedy dzięki jasnowidzom zobaczą siebie szczęśliwych w przyszłości. Nie potrzebują słyszeć swego śmiechu.

– Daj dokończyć, przyjacielu! Mój eliksir funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie. Jak bowiem według ciebie działa obecne przepowiadanie przyszłości? Wróżbita zamyka oczy i stara się przenieść swój zmysł wzroku w miejscu i czasie, co przeczy wszelkim dzisiejszym naukom. Właściwie nie robi tego on sam, lecz jego podświadomość poprzez działanie jakiegoś bodźca. Zauważ, że zawsze chcą jakichś informacji o osobie, którą mają dostrzec za ścianą czasu, bądź też części jej garderoby, kosmyka włosów, albo ulubionej zabawki z dzieciństwa. Tutaj będzie inaczej. Zamiast ignorować teraźniejszość i starać się usłyszeć coś danego nam przez podświadomość, będziemy słyszeć ignorując barierę czasu. Im bardziej wsłuchamy się w nasze otoczenie, tym dalej w czasie zawędrujemy, mogąc usłyszeć dźwięki, jakie będą w nim miały miejsce dzień, miesiąc, rok, a nawet wieki po chwili obecnej. Wszystko zależy od wytężenia przez nas słuchu. Zrewolucjonizuje to dzisiejszą naukę, gdyż ktokolwiek dotąd nie wierzył w prorocze zdolności, po wypiciu tego wywaru zmieni swoje zdanie. – alchemik uśmiechnął się, widząc, jak jego wyjaśnienie zmieniło podejście młodego słuchacza, w którego oczach dostrzegł prawdziwy entuzjazm.

– Interesujące. Chętnie bym zobaczył, jak to działa. Czy ten wywar ma jakieś efekty uboczne?

– Być może. Aczkolwiek taki skład i sposób przyrządzenia nie powinien spowodować nic groźnego. Co najwyżej uczucie senności, czy lekką migrenę. Zatem mimo wszystko nie zawaham się jej wypić…

– Ja też! – wtrącił się Malten – Jeśli by ci to nie przeszkadzało, z chęcią przetestowałbym na sobie jego działanie. Ty mógłbyś się wtedy zająć na chłodno oceną jego skutków. – badacz nie pojmował, skąd u jego ucznia wzięła się tak wielka chęć bycia królikiem doświadczalnym, sprawdzającym działanie wynalazku, do którego na początku nastawiony był sceptycznie. Nie widział jednak powodu, dla którego miałby mu odmówić. Dlatego też podał Maltenowi buteleczkę z płynem, radząc, by wypił całość duszkiem, w celu uniknięcia nieprzyjemnego smaku. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, szybkim ruchem wlał w siebie całą zawartość naczynia, krzywiąc się lekko.

– Co tam dałeś za składniki? – burknął i tak odczuwając nieprzyjemny posmak – Mydło, żeby dźwięk był „czysty”? – Dalfax roześmiał się serdecznie, po czym rzekł do przyjaciela.

– Nic z tych rzeczy. Zero chemii, w stu procentach czysta natura: jelita bobra, oko ropuchy, ucho zająca, odnóża karaluchów… – wyliczał, po czym, widząc przepełnioną grozą minę przyjaciela, uśmiechnął się szelmowsko. – Zatem póki co słyszysz bez zmian w czasie. Doskonale. Teraz natomiast spróbuj się skupić na jakimś miejscu w moim laboratorium i powiedz, czy mikstura działa.

Malten skinął głową, po czym zaczął szukać czegoś interesującego w mieszkaniu przyjaciela. Jakiegoś obiektu, za pomocą którego łatwo mógłby sprawdzić czy posiadł dar, czy też słyszy tak samo, jak przed chwilą. Jego wzrok padł w końcu na aparaturę alchemiczną. Teraz stoi nieużywana, ale jeśli skupi swój zmysł słuchu tylko i wyłącznie na niej, to powinien usłyszeć jak pracuje. Skoncentrował się całkowicie na naczyniach i urządzeniach, teraz cichych i niepozornych, starając się ignorować wszystko pozostałe. Skupił się na tym, by odbierać tylko te dźwięki, które mogłaby w tej chwili wydawać naukowa maszyneria. Nie słyszał rad Dalfaxa ani miejskiego zgiełku za oknem. Przez chwilę docierała do niego tylko cisza otaczająca przyrządy magika, która chwilę później zamieniła się w bulgot niewidocznej cieczy i brzęk stojących nieruchomo naczyń. Zaskoczony drgnął. Słyszał ruch widząc bezruch. Nigdy dotąd nie przeżył czegoś takiego. Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to się działo, Im bardziej jego wzrok upewniał się w tym, że to co widzi jest nieruchome, w jego uszach coraz bardziej tętniło życiem.

– Słyszę przyszłość. – wyszeptał. Spostrzegłszy, że z jego ust wypłynęła wyłącznie cisza, był pewien, że zachował to zdanie w obrębie swych myśli. Nie wiedział, że dla trwającego w innym czasie alchemika, jego słowa były bardzo dobrze słyszalne. Dlatego też Dalfax zdziwił się, gdy chwilę po stwierdzeniu działania eliksiru, młodzieniec burknął niechętnie coś o jego mizernych skutkach i szybko opuścił laboratorium, bez najmniejszego słowa pożegnania. Nie zamierzał go jednak zatrzymywać. Był pewien, że wróci, kiedy ochłonie i pogodzi się ze swoją nowo nabytą zdolnością. Wtedy zaś szczegółowo opowie mu o działaniu wywaru. Mógł więc spokojnie zabrać się za produkcję kolejnej porcji, mogącej mu przynieść upragnioną sławę i fortunę.

Malten zaś, jedyny człowiek posiadający dar jasnosłyszenia, znalazł się w swoim niewielkim mieszkaniu. Skoncentrował się na teraźniejszości. Teraz wreszcie stwierdzi, czy jego życie będzie miało jakikolwiek sens. Większość wróżbitów, pragnąca pieniędzy swych klientów, powie mu, że będzie żył długo i szczęśliwie. Samemu posiądzie wizję obiektywną i jedyną słuszną. Sprawdzian zdolności, jaki przeprowadził w pracowni Dalfaxa utwierdził go w przekonaniu, że przepowiednia się sprawdzi. Położył się na starym, drewnianym łóżku i zaczął słuchać. Wiecznie samotny w czterech ścianach, mieszkający z dala od rodzinnych stron, pragnął, by kiedyś zagościł tu głos jakiejś bliskiej mu osoby. Leżąc wygodnie zamknął oczy i zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go ciszę. Długo nie mijała, sprawiając, że Malten zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem wywar nie przestał działać. W końcu alchemik nie mówił, że efekt będzie trwać wiecznie. Chciał zakończyć rozmyślanie i wrócić do pracowni przyjaciela, jednak usłyszał szybkie kroki. Dochodziły one z tego pokoju, w którym jedyną osobą był on, leżący nieruchomo. Po chwili nieruchome drzwi zaskrzypiały i trzasnęły z hukiem. Magia wciąż działała. Pełen spokoju i cierpliwości przyjął kolejne spotkanie z oceanem ciszy. Nie wiedział, jak długo ono trwało. Przerwały je dopiero głosy dochodzące z zewnątrz. W końcu drzwi zaskrzypiały ponownie, mimo iż w rzeczywistości cały czas były zamknięte. „Na pewno będzie nam tu dobrze kochanie.” Usłyszał głos nieznajomej kobiety. A więc nie będzie samotny! W końcu uda mu się znaleźć w tym mieście kogoś, kto zapełniłby jego skromne cztery ściany. Kogoś, kto nie zwróci uwagi na to, że jest tu obcy, małomówny i nieśmiały. „Też tak myślę, to obiecujące miasto i spokojna okolica. Chociaż szkoda poprzedniego właściciela…” Usłyszał drugi głos. Jednak nie należał on do niego. Poprzedni właściciel to musiał być on! Coś się stało?! Czyżby wybiegł za daleko w przyszłość? Nie może przecież być tak, że lada dzień opuści to miejsce i już do niego nie wróci. „Szkoda właściciela…” A więc ma mu się coś stać! To nie może być prawda! Wytężył swój słuch starając się cofnąć nim w czasie. Stało się wręcz przeciwnie. Zawędrował dalej, do chwili, w której nowi lokatorzy jedli wspólny posiłek w wyśmienitym nastroju… Zerwał się na równe nogi, wracając do teraźniejszości. Czym prędzej założył buty i wybiegł z domu prosto w ciemną noc, kierując się do domu Dalfaxa.

Alchemik był w trakcie podgrzewania prawie już gotowego wywaru jasnosłyszenia. „Jeszcze tylko szczypta startego liścia pokrzywy…” Pomyślał, zakładając rękawicę w celu uniknięcia poparzenia. Nagle trzasnęły drzwi. W progu stał Malten.

– To nie działa dobrze, prawda?! – zapytał , ruszając szybkim krokiem w stronę rzemieślnika. Jego ruchy były zdecydowane, w oczach było widać determinację.

– Mówiłeś, że słyszysz przyszłość, zatem…

– Nieważne, co mówiłem! – w głosie młodzieńca było słychać gniew. Kiedy tu wchodził, słyszał znajomy bulgot i brzęk. Wszystko, co słyszał, zdawało się sprawdzać. Ale z drugiej strony taki dźwięk w tym miejscu łatwo było przewidzieć. Nie wiedział, co począć.

– Zatem nie wiadomo, jak sam wiesz, bez twojego osądu nie mam żadnych informacji… – Dalfax nie był pewien, co się święci. Nigdy nie widział swego przyjaciela w takim stanie. Był blady, dziwnie podniecony, a w jego oczach widać było szaleństwo. Jeśli to wszystko było prawdą, nie wróci już do domu. Ale jeśli nie… Jego oczy dostrzegły przygotowywaną miksturę. Ten sam kolor świadczył tylko o jednym. Alchemik szykował kolejną porcję. Zapewne ta już była poprawiona. Niewiele myśląc, odepchnął przyjaciela i sięgnął po fiolkę z wywarem.

– Stój! – krzyk przerażonego mistrza nie był czymś, co by mogło go powstrzymać. Musi się dowiedzieć, co mu się stanie. A pomoże w tym tylko świeża dawka mikstury, która najprawdopodobniej traci swoje działanie wraz z upływem czasu. Niewiele myśląc począł wlewać w siebie gorący wywar. – To jeszcze nie jest gotowe! Bez sproszkowanej pokrzywy, no i przede wszystkim dokończonej obróbki termicznej to silna trucizna! – Malten osłupiał. Potworne gorąco rozlało się po jego przełyku. Próbował odkaszlnąć, w jakiś sposób zawrócić gorący napój ze swojego organizmu. Wszystko okazało się bezskuteczne. Toksyczna substancja zaczęła ukazywać swe działanie poprzez potworny, kłujący ból w klatce piersiowej i żołądku. Chwilę później zaczął kaszleć krwią.

Alchemik nerwowo krzątał się po pracowni, usiłując sporządzić jakieś antidotum. Było jednak już za późno. Młody człowiek zaczął wić się na podłodze w strasznych męczarniach. Nie był w stanie go uratować. Jedyny człowiek, dla którego czas nie był barierą w postrzeganiu świata, leżał przed nim martwy. Co takiego usłyszał, że przybiegł do niego w środku nocy? Nie był w stanie tego sprawdzić, ale wiedział jedno. Człowiek nie może znać swojej przyszłości, a słuch powinien zostać słuchem – zawodnym, pomocnym i ograniczonym barierą czasu. Dlatego też postanowił nie zajmować się już jasnosłyszeniem. Ktokolwiek bowiem walczy o przyszłość, szczęśliwszy jest od tego, kto usłyszał o swej klęsce. 

Koniec

Komentarze

Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to się działo, Im bardziej jego wzrok upewniał się w tym, że to co widzi jest nieruchome, w jego uszach coraz bardziej tętniło życiem.

Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to, co się działo[.] Im bardziej jego wzrok upewniał się w tym, że to[,] co widzi jest nieruchome, tym bardziej w jego uszach tętniło życiem.

Nadal skomplikowane, ale przynajmniej gramatyczne:)

– Słyszę przyszłość. – wyszeptał.

pierwsza kropka zbędna

– To nie działa dobrze, prawda?! – zapytał , ruszając

To nie moje pogrubienie, to tak jest.

 

Przyjemna lektura. Lekki styl, prosta historia. Lubię to:) Tylko zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej skrócić dwa ostatnie akapity do jednego efektownego zdania, bo nie ma czego tam aż tak rozwlekle wyjaśniać.

(…) alchemik uśmiechnął się, widząc, jak jego wyjaśnienie zmieniło podejście młodego słuchacza, w którego oczach dostrzegł prawdziwy entuzjazm.

– Interesujące. Chętnie bym zobaczył, jak to działa. (…)

No tak. Ten “entuzjazm” powala.

Przepraszam, akurat to mnie rozśmieszyło :’)

...Pan muzyk? Żebym zryżał!

Spodobał mi się pomysł na eliksir, ale nie znoszę, kiedy bohaterowie zachowują się jak idioci. Co on, pierwszy raz w życiu obserwował alchemika przy pracy?

Babska logika rządzi!

po wypiciu tego wywaru zmieni swoje zdanie. – alchemik uśmiechnął się = Alchemik – to Ci się jeszcze kilka razy powtarza w tekście 

W kilku miejscach masz pogrubione przecinki i kropki. 

 

W sumie sympatyczny tekścik. Jednak specjalnie wielkiego wrażenia na mnie nie zrobił. Może to przez bohaterów, którzy zachowują się jak prościutkie postaci z dziecięcej bajki?  

Za to pomysł na eliksir bardzo ciekawy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

pomysł nienajgorszy, szkoda, że wykonanie trochę szwankuje. Przydałoby się opowiadanko bardziej udramatyzować. Podobało się. Pozdrawiam.

Młody czeladnik badacza, Malten, będąc ciekawym badań swego przyjaciela

Powtórzenie

 

Zauważ, że zawsze chcą jakichś informacji o osobie, którą mają dostrzec za ścianą czasu, bądź też części jej garderoby, kosmyka włosów, albo ulubionej zabawki z dzieciństwa.

Brzmi tak, jak gdyby za ścianą czasu chcieli dostrzec również części garderoby, kosmyki włosów itp.

 

Zamiast ignorować teraźniejszość i starać się usłyszeć coś danego nam przez podświadomość, będziemy słyszeć ignorując barierę czasu. Im bardziej wsłuchamy się w nasze otoczenie, tym dalej w czasie zawędrujemy, mogąc usłyszeć dźwięki, jakie będą w nim miały miejsce dzień, miesiąc, rok, a nawet wieki po chwili obecnej. Wszystko zależy od wytężenia przez nas słuchu

Powtórzenia.

 

Interesujące. Chętnie bym zobaczył, jak to działa. Czy ten wywar ma jakieś efekty uboczne?

– Być może. Aczkolwiek taki skład i sposób przyrządzenia nie powinien spowodować nic groźnego. Co najwyżej uczucie senności, czy lekką migrenę. Zatem mimo wszystko nie zawaham się jej wypić…

To znaczy czego nie zawaha się wypić, migreny?

 

– Ja też! – wtrącił się Malten – Jeśli by ci to nie przeszkadzało, z chęcią przetestowałbym na sobie jego działanie. Ty mógłbyś się wtedy zająć na chłodno oceną jego skutków. – badacz nie pojmował,

Powtórzenie, badacz powinien zaczynać się dużą literą, w końcu jest po kropce, nie?

 

Z każdą sekundą coraz bardziej podziwiał to (brak przecinka, brak wyrazu „co”) się działo, Im (dlaczego „im” dużą literą?) bardziej jego wzrok upewniał się w tym,

 

To nie działa dobrze, prawda?! – zapytał , ruszając szybkim krokiem w stronę rzemieślnika.

Zbędna spacja przed przecinkiem

 

– Nieważne, co mówiłem! – w głosie młodzieńca było słychać gniew.

To nie jest odgłos paszczowy, więc duża litera

 

Młody człowiek zaczął wić się na podłodze w strasznych męczarniach. Nie był w stanie go uratować.

Zgubiłeś podmiot.

 

Pomysł na jasnosłyszenie – fajny, ale – niestety – tekst napisany niestarannie, postacie zachowują się nienaturalnie, a morały podane na tacy nie są tym, co króliki lubią najbardziej. 

Sorry, taki mamy klimat.

Pomysł na eliksir bardzo fajny. Samo zaś wykonanie opowiadania pozostawia już trochę do życzenia. Podobnież jak Finkla mam pewne zastrzeżenia co do zachowania głównego bohatera – mówiąc oględnie, zachowania Maltena miejscami wywołuje u mnie odruch niekontrolowanego przewracania oczami. 

Innymi słowy – jest średnio, ale z takimi pomysłami możesz zajść daleko. Teraz tylko trzeba trochę popracować nad warsztatem i umiejętnością prowadzenia narracji, a wszystko będzie grało.

Wcięło mi komentarz i muszę pisać od nowa :P

 

Mam wrażenie, że “jasnosłyszenie” jest traktowane jako pewna rewelacja, którą wcale nie jest. Wiem, że Autor kreuje swój własny świat w opowiadaniu, ale mimo wszystko, mam wrażenie, że nie ma świadomości pewnych pojęć. 

W języku polskim funkcjonuje tylko słowo “jasnowidzenie”, które obejmuje wszystkie sposoby “widzenia pozazmysłowego”. W języku angielskim jest więcej określeń:

clairvoyance - "jasnowidzenie";

 - clairaudience - "jasnosłyszenie";

 - clairsentience – "jasnoczucie";

 - claircognizance – "jasnowiedzenie".

Jak widać, obejmują prawie wszystkie doświadczenia zmysłowe. Nie ma akurat zapachu, ale wystarczy zapoznać się z doświadczenia osób twierdzących, że ich zmarli bliscy kontaktowali się z nimi – często były to wrażanie zapachowe. Takie zmysłowe rozróżnienie jest ważne, ponieważ dany człowiek ma różną wrażliwość na zmysły i to przeniosło się do obszarów zjawisk parapsychicznych. Zresztą, doświadczenia szamańskie nie są tylko opisywane jako wizje wzrokowe, ale też wrażenia słuchowe – “duchy powiedziały mi o tym, co się stanie za kilka dni…”. Granice są bardzo płynne, więc trochę trudno mi uwierzyć, że wszyscy wróżbici w mieście chcą mieć wizje wzrokowe. W języku polskim też często jasnowidzenie, myli się z claircognizance. Podejście, że jasnosłyszenie jest lepsze (czy też czytelniejsze), od jasnowidzenia też jest naciągane. I tak czytając doświadczenia na tym polu, te sposoby mieszają się. W taki sposób wizje mogą być wzrokowo – słuchowe (czyli bomba totalna ;)).

Może ktoś powie, że się czepiam, ale ten obszar też jest obszerny i jest masa, lepszej lub gorszej, literatury na ten temat. Bez znajomości tego, fragment końcówki opowiadania, która brzmi: 

Jedyny człowiek, dla którego czas nie był barierą w postrzeganiu świata, leżał przed nim martwy. Co takiego usłyszał, że przybiegł do niego w środku nocy? Nie był w stanie tego sprawdzić, ale wiedział jedno. Człowiek nie może znać swojej przyszłości, a słuch powinien zostać słuchem – zawodnym, pomocnym i ograniczonym barierą czasu. Dlatego też postanowił nie zajmować się już jasnosłyszeniem. Ktokolwiek bowiem walczy o przyszłość, szczęśliwszy jest od tego, kto usłyszał o swej klęsce. 

jest bardzo naiwne i nieprzemyślane.

Podsumowując, brakuje dokładnych opisów, co jest czym. Wbrew pozorom, kwestie jasnowidzenia są dobrze opisane w różnych dziedzinach – nie tylko parapsychicznych, ale też w antropologii kulturowej itd. To konkretne opowiadanie da się obronić, jeżeli przypilnuje się wykreowanego świata, czym jest naprawdę jasnowidzenie (czyli pokazać, że wszyscy wróżbici w mieście mają tylko wizje wzrokowe). Jak wspomniałam, zdaję sobie sprawę, że w języku polskim stosuje się tylko jednego słowa, ale to nie jest wymówka, aby nie poznać innych określeń dotyczących eksplorowanego zjawiska. 

 

Autorze, masz przyjemny i lekki styl, który warto rozwijać. Trochę zasugerowanych w komentarzach poprawek i będzie dobrze :)

 

W sumie nie wiem co jeszcze można by napisać. Niezłe, choć niezbyt oryginalne. No i mam problem z czeladnikiem, który zachowuje się jakby to był jego pierwszy dzień pracy – skoro alchemik ciągle coś wymyśla to jakim cudem ten czeladnik się jeszcze czemukolwiek dziwi?

Dzięki za uwagi, zarówno odnośnie poprawności, jak i dotyczące kwestii merytorycznych.  Przez studia na infie wypadłem trochę z rytmu pisania czegoś innego niż kod i każda krytyka się przyda :)

Ciekawy pomysł, wciągnął mnie – chciałem dowiedzieć się co usłyszy. Niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia, bohaterowie zachowują się jak pacany. Gratuluję pomysłu, besztam za wykonanie. ;-)

Kolejna przypowieść o tym, jak to nie można przechytrzyć continuum czasoprzestrzennego?

 

Pomysł na eliksir super. Reszta, moim zdaniem, to niedopracowany szkic, a nie pełnoprawne opowiadanie. Brak dramaturgii, nie wiążę się z żadnym z bohaterów (jeden topos odrealnionego naukowca, drugi niezbyt lotny uczeń, obaj cymbały w sposób irytujacy czytelników – tak miało być?).

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

i innych ważnych wynalazków – chciałbym w tym miejscu wiedzieć jakich, bo to miejsce na popisywanie się wyobraźnią

Dlatego też,[+] raz na jakiś czas,[+] zdarzało się – dla mnie jest to wcięcie

óżowy blask,[-] albo następowała eksplozja – tu dla odmiany przecinek zbędny; a tak w ogóle, to czy eksplozja nie jest ściśle związana z blaskiem? Mam wrażenie, że piszesz o tym samym.

w wyniku którego chmura pachnącego suszonymi grzybami dymu otaczała całą dzielnicę, w której – to akurat brzmi jak niezamierzone powtórzenie

nic więcej niż tylko  – co za dużo…

Jak bowiem,[+] według ciebie,[+] działa

co przeczy wszelkim dzisiejszym naukom – uniosłem brew na to zdanie o wróżbitach… to trochę, jak mieszkanie konwencji, ale zobaczymy dalej

Właściwie nie robi tego on sam, lecz jego podświadomość,[+] poprzez działanie jakiegoś bodźca. – tere fere i banany dwa; do podświadomości (wychodząc z koncepcji psychoanalitycznej) nie mamy dostępu – żadnego! Mamy dostęp do przedświadomości i z niej możemy wydobywać materiały do świadomości. Nieświadomość to takie sprawy, o których nie mamy pojęcia, dzieją się za naszymi plecami, a my możemy obserwować ich skutki. A wróżbita, czy jak mu tam, żeby przekazać piękny obrazek swojemu klientowi, musi zrobić to świadomie, nie tak? Wydaje się, że wpadasz tu w pułapkę potocznego rozumienia świadomego-nieuświadomionego-nieświadomego. To nie jest złe, ale Ty robisz to w dialogu, będącym próbą naukowego objaśniania – dlatego to tak razi i jest be.

Okej, pomysł wydaje się ciekawy, tytuł jest przyciągający, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

Myślę, że możesz to napisać jeszcze raz, ująć w inną fabułę i innych bohaterów, spojrzeć na to z innej strony i oderwać się od tego, co już napisałeś. Bo pomysł jest, chwali się to.

Niezły pomysł, nasuwający lekkie skojarzenie z Uczniem czarnoksiężnika, ale kończący się trochę jak Małpa w kąpieli.

 

mogąc usły­szeć dźwię­ki, jakie będą w nim miały miej­sce dzień… – …mogąc usły­szeć dźwię­ki, które będą w nim miały miej­sce dzień

 

po wy­pi­ciu tego wy­wa­ru zmie­ni swoje zda­nie. – al­che­mik uśmiech­nął się, wi­dząc, jak jego wy­ja­śnie­nie zmie­ni­ło po­dej­ście mło­de­go słu­cha­cza… – Po kropce, nowe zdanie rozpoczynamy wielka literą. Powtórzenie.

Źle zapisujesz dialogi. Zajrzyj tutaj: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Czy ten wywar ma ja­kieś efek­ty ubocz­ne? […] Zatem mimo wszyst­ko nie za­wa­ham się jej wypić… – Piszesz o wywarze, więc: …nie za­wa­ham się go wypić

 

skąd u jego ucznia wzię­ła się tak wiel­ka chęć bycia kró­li­kiem do­świad­czal­nym, spraw­dza­ją­cym dzia­ła­nie wy­na­laz­ku… – To nie królik doświadczalny sprawdza działanie wynalazku. Działania wynalazku sprawdza się na króliku doświadczalnym.

 

Mógł więc spo­koj­nie za­brać się za pro­duk­cję ko­lej­nej por­cji… – Mógł więc spo­koj­nie za­brać się do produkcji ko­lej­nej por­cji

 

ru­sza­jąc szyb­kim kro­kiem w stro­nę rze­mieśl­ni­ka. Jego ruchy były zde­cy­do­wa­ne, w oczach było widać de­ter­mi­na­cję.– Powtórzenia.

 

w gło­sie mło­dzień­ca było sły­chać gniew. Kiedy tu wcho­dził, sły­szał zna­jo­my bul­got i brzęk. Wszyst­ko, co sły­szał, zda­wa­ło się spraw­dzać. – Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wszystko zostało napisane, więc króciutko: dobry pomysł, nawala wykonanie i zrobienie z bohaterów lekkich przygłupów.

Podoba mi się pomysł :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka