
Spóźniony debiut z 2015 r.
Serdecznie dziękuję moim betom za wsparcie. I dodatkowo dla Wicked G, który zechciał jeszcze przeczytać ostateczną wersję.
Spóźniony debiut z 2015 r.
Serdecznie dziękuję moim betom za wsparcie. I dodatkowo dla Wicked G, który zechciał jeszcze przeczytać ostateczną wersję.
1.
Laura nie mogła przestać ocierać łez. Starała się powstrzymywać przed pochlipywaniem, żeby nie zdenerwować Marka. W głębi ducha chciała sobie wyobrażać, że cierpi tak samo jak ona, ale było to wyjątkowo trudne. Jego cierpienie, o ile istniało, było zupełnie innej natury. Podejrzewała, że miał różne pomysły dotyczące przyczyn ich problemów. Dla niej wszystko było jasne i oczywiste, a Marek wolał wymyślać kolejne scenariusze, nadal łudzić się, że każdy problem można rozwiązać.
Westchnęła głośniej niż zamierzała. Marek mocniej ścisnął kierownicę, przygotowany na kolejną falę kobiecej rozpaczy. Minimalnie przydeptał pedał gazu. Zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany, a to wystarczyło, aby Laura siedziała napięta niczym struna.
– Zwolnij – wykrztusiła.
Gwałtownie przycisnął hamulec. Zatrzymali się na środku drogi, a jadący za nimi samochód omal nie uderzył w tylny zderzak. Marek zgasił silnik i nie wyglądało, żeby chciał ruszyć dalej.
Laura nie miała pojęcia jak zareagować. Za to drugi kierowca nie miał zamiaru czekać i przejął inicjatywę. Wyskoczył ze swojego mercedesa, gdy tylko zatrzymali się. Nie przejmował się ruchem na drugim pasie. Szedł prawie podskakując, aby dodać sobie wzrostu i pewności. Wzrok wbił w tył głowy Marka, który tylko patrzył przed siebie.
– Czy ciebie pojebało?! – wykrzyczał wściekły kierowca. Ubrany w tandetny dres, miał posiwiałe włosy ścięte na jeża i bliznę przecinającą policzek. – Kto uczył cię jeździć, kurwa mać! – dodał, stukając w przednią szybę złotym sygnetem. Mimo, że mężczyzna reagował agresywnie i zapluwał się, chyba nie chciał przejść do rękoczynów.
Dziwaczna sytuacja pozwoliła Laurze odciągnąć uwagę od tego, co wydarzyło się podczas wizyty w klinice. Mimo wszelkich starań – kolejne poronienie. Nie chorowała, dbała o siebie, a jej ciało i tak odrzucało zapłodnioną na szalce Petriego komórkę jajową. Tyle czasu i pieniędzy. Jednak to nie czas ani pieniądze ją martwiły.
Przed pierwszym zabiegiem, jeszcze pełna nadziei zmieszanej z płonnością naturalnych prób, wspomniała Markowi o nawracających koszmarach. Nie zmartwiła się nimi od razu. Zdenerwowanie nawarstwiało się, więc umysł zaczął produkować groteskowe obrazy. Nic poza tym jej nie doskwierało, ale koszmary wracały regularnie i za każdym razem przeraźliwie spójne w przekazie. Nie mogła tego dłużej wytrzymać. Musiała się podzielić swoimi wrażeniami, a Marek zamiast znaleźć słowa pocieszenia, roześmiał się.
– To tylko głupie sny – tłumaczył i całował Laurę w czoło, niczym małą dziewczynkę. – Tylko głupie sny.
Pierwsze poronienie po zabiegu było bardzo bolesne. Kłujący ból w brzuchu spowodował, że zbiło ją z nóg. Upadła na kolana. Niosła bombonierkę ze szkła ołowiowego wypełnioną cukierkami. Zwykłe spotkanie rodzinne, a ona opiera czoło o framugę drzwi, nie wytrzymując obecności obrzydliwie ciepłego płynu spływającego po udach. Krew? Nie wiedziała co ma czuć. Zawstydzenie? Omal nie potłukła ulubionej miski nieżyjącej matki. W końcu trudno rozbić gruby kryształ. Cukierki rozsypały się po podłodze. Błyszczące i kolorowe papierki były tak irytujące. Wyglądały radośnie, przypominały przyjęcia urodzinowe dla małych dzieci.
Pod ramionami poczuła mocny chwyt Marka, który podźwignął ją do góry. Uważaj, pomyślała. Rozlejesz mnie i zostawisz mokrą plamę na podłodze. Siostra nigdy nie doczyści.
Jeszcze jedna próba, potwierdzenie ciąży. Miało być lepiej. Skończyło się jak poprzednio, ale już mniej efektownie. Koszmary towarzyszyły jej cały czas, niczym starzy przyjaciele, których już nie chcemy znać. Utwierdzały Laurę w przekonaniu, że coś jest bardzo nie tak.
Marek nie uwierzył. Pragnął dziecka, ale to nie mogło zamaskować twardej skorupy pragmatyzmu. Zyski i straty. Emocjonalne czy materialne mierzone tą samą miarą.
Wreszcie Laura nie była już w centrum uwagi i mogła czekać na rozwój wydarzeń jako bierny obserwator, niczym widz w kinie. Żadnego zaangażowania.
Marek opuścił szybę, a drugi kierowca łapał oddech przed wypuszczeniem kolejnej wiązanki.
– Czy ma pan żonę? – spytał nieoczekiwanie Marek.
Zaskoczony mężczyzna przez kilka sekund nie wiedział, co odpowiedzieć. – Tak – wykrztusił wreszcie.
– A czy jest wariatką?
Laura wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Dlaczego człowiek, którego tak kochała i pragnęła akceptacji, postanowił opisać ją tak okrutnym i niesłusznym słowem?
2.
Wspólne życie było pełne napięć i niedopowiedzeń. Rodzina podczas spotkań z Laurą i Markiem, pokazywała nastrój niczym na stypie. Wizyty przyjaciół, silących się na serdeczność i wsparcie, tylko pogarszały atmosferę.
Marek był nieznośny w czasie swoich okresów milczenia.
Laura zamknęła się w łazience. Stojąc przed lustrem, przyglądała się nowym ranom po nakłuciach, które zauważyła rankiem, tuż po przebudzeniu. Były na lewym udzie, trzy krwawe punkty ułożone w idealny, równoboczny trójkąt. Takie drobne i czerwone. Koszmar, którego nawet nie wyśniła. Po prostu się stało.
Za każdym razem, nowe rany czy zadrapania, zaprzątały jej myśli całymi dniami. Nawet najprostsze czynności były trudne do wykonania, gdy starała sobie przypomnieć, jakim cudem się pojawiły. Czuła, że odpowiedź kryje się w snach.
Bardzo długo oswajała się z faktem, że koszmary zaczęły opuszczać świat umysłu. Póki tam były, póki istniały tylko jako obrazy, radziła sobie. Leżała bezpiecznie w łóżku, a Marek spał tuż obok. Wystarczyło. Jednak skąd miała pewność, że mąż w tym nie uczestniczy? Był na wyciągnięcie ręki, a nigdy nie obudził się zaniepokojony. Nawet nie wspominał, że ma jakiekolwiek problemy ze snem. Każdego ranka wydawał się zupełnie normalny.
O ranach też musiała powiedzieć Markowi, chociaż wydawało się to prawie niemożliwe. Zauważał strupy, ale nie niepokoiły go. Czasem tylko pytał czym się znowu skaleczyła. Przez jakiś czas wymyślała historyjki o nauczeniu się haftowania. W domu nawet nie było najprostszego zestawu do szycia. Na szczęście Marek nie był zbyt spostrzegawczy, ale dla niepoznaki, kupiła nici, zestaw igieł, muliny i tamborek. Położyła wszystko w widocznym miejscu, w przedpokoju. Marek ani razu nie spojrzał, ani nie spytał, czy cokolwiek z tym robi. Nigdy nie poprosił o zacerowanie dziurawej skarpety. Przynajmniej Laura była pewna, że mała gierka okazała się skutecznym oszustwem.
Jednak trudniej było wytłumaczyć trójkątną rankę, która pojawiła się za lewym uchem. Zakrwawiła poszewkę. Marek przestraszył się trochę i zaczął uskarżać na wyłażące pierze. Laura poczuła, że powinna być szczera i zakończyć szkodliwą maskaradę.
– Nie wiem, skąd to się bierze, ale to chyba widzę w swoich snach. Te wszystkie skaleczenia. Ktoś mi je robi podczas jakichś badań.
Marka zamurowało na kilka minut. Zajęło mu nieco czasu przetrawienie informacji. Nie miała zbyt wielkich oczekiwań, tylko odrobina empatii wystarczyła.
Nie wierzył. Czuła, że w nim coś zaczyna pękać. A najgorsze dla Laury, miało dopiero nadejść.
Marek zapukał do drzwi. – Ile będziesz jeszcze tam siedzieć?
Szybko włożyła koszulę nocną, która zakrywała strupy. Nie musiał ich oglądać, bo przyjdzie mu do głowy kolejna wizyta lekarska, niepotrzebne badanie krwi i najgorsze – kolejna płonna dyskusja nad wyborem innego specjalisty.
– Przestań się tak grzebać! – krzyknął poirytowany.
3.
– Cieszę się, że postanowiłeś ze mną porozmawiać na temat Laury – powiedziała Agata, gdy kelner postawił przed nimi filiżanki z parującą kawą. – A mój deser? – przypomniała, obdarzając kelnera nieznacznym spojrzeniem.
Agata była urocza ze swoją okrągłą twarzą i dołeczkami w policzkach. W niebieskich oczach iskrzyła radość. Jasne włosy sięgające ramion kręciły się w loki, przypominające złote pierścionki. Taka słodka i radosna. Lubiła się śmiać i zachęcała do wspólnej zabawy. Wyglądała nieco jak lalka, o czym Laura często Markowi wspominała. Blada i pusta lalka. Błyszczące oczy Agaty były tylko szklanymi kulkami. Włosy zostały zrobione ze sztucznych włókien. Mimo to, siedząc przed przyjaciółką żony z lat studenckich, nie mógł pozbyć się wrażenia, że to właśnie ona jest miękka i pełna życia.
Laura była zimna i ostra. Gdy dotykał najmniejszego skrawka jej skóry, bał się natknąć na rozcięcia. Czasem przerażały go obrazowe wizje. Widział jak z ramion żony wychodzą drobne ostrza przypominające potłuczone szkło. Idiotyczne. Jak scena z tandetnego horroru. Może udziela mu się nastrój, a może w głębi ducha czuje, że zbyt mało daje od siebie. Oddalali się. Wcale go nie odpychała. Wprost przeciwnie, chciała rozmawiać i dzielić się swoimi lękami. On nie miał cierpliwości ani chęci. Wydumane problemy i pokręcone przemyślenia. Tak to właśnie widział Marek. Takie rzeczy mijają. Przeczeka. Przypomni od czasu do czasu, że nic się nie dzieje i wszystko sobie wymyśliła.
Kelner doniósł deser brzoskwiniowy. Kobieta oblizała koniuszkiem języka wargi umalowane czerwoną szminką. Czy ta szminka nie była zbyt czerwona? – pomyślał Marek.
– Wiesz, że to nie pierwszy raz? – powiedziała, gdy szykowała się do ugryzienia kawałka soczystego owocu.
– Nie rozumiem.
– Masz bardzo dużo szczęścia, że właśnie ze mną się skontaktowałeś. – Wytarła odrobinę bitej śmietany z kącika ust. – Znam jej tajemnice.
Marek upił łyk kawy, która była przyjemnie gorzka.
– Kiedy ostatnio rozmawiałyście?
Agata wzruszyła ramionami.
– Przestała do mnie dzwonić, gdy pojawiły się problemy z ciążą. – Otworzyła szeroko usta, aby zjeść kolejny kawałek brzoskwini. Lubiła robić długie pauzy pomiędzy kolejnymi zdaniami. Takie przeciąganie było w jej stylu i miało cel. Marek trochę za późno się w tym zorientował.
– Pewnie była też zazdrosna o ciebie.
– Trzy lata – dopowiedział sobie cicho nie słysząc ostatniego zdania Agaty. – Jakie tajemnice? – zapytał. Chciał poznać prawdę o własnej żonie. Tylko jaką prawdę? Miał ją w zasięgu ręki, wystarczyło wysłuchać Laury. Czasem nawet wystarczyło wysłuchać siebie. Kiedy o poranku zaczynała opowiadać swoje sny, bał się przyznać, że tej samej nocy, leżał w łóżku jak sparaliżowany. Czuł jak coś lub ktoś go dusi.
Uśmiech Agaty spowodował, że zrobiło się mu gorąco.
Czy jej bluzka nie ma za dużego dekoltu na taką okazję?
4.
Strach był rzeczywisty i namacalny.
Naciągając kołdrę pod brodę, nie łudziła się, że będzie miała jakiekolwiek poczucie bezpieczeństwa. Po prostu nie chciała czuć każdym centymetrem skóry coraz gęstszego powietrza, chłodnych powiewów i pierwszych wrażeń niechcianego dotyku. Bardzo chciała się odseparować od wszelkich odczuć.
Kołdra zostanie ściągnięta, a całe ciało obleje intensywne białe światło. Laura będzie się czuła lepka. Uniesie się do góry. Straci świadomość.
Jednak zanim nadciągnie brutalny finał, będzie miała wrażenie, że ktoś spogląda na nią przez szparę uchylonych drzwi. Małe dłonie zostawią mokre odbicia na szybach okien. Światełka wielkości ziarenek piasku, zaczną przelatywać po pokoju tam i z powrotem.
Im bardziej będzie zaciskać powieki, tym bardziej będzie czuła, jak wszystko wokół rozpuszcza się, rozlewa niczym syrop. Pokój zmieni stan skupienia. Równocześnie będzie przesuwał się do punktu w obcej przestrzeni. Przestrzeni, której nie rozumie, a do której od tak dawna jest zabierana.
Dotyk zimnego metalu, ciepło obcych ciał, a umysł leży na półce w słoju.
Łzy napłynęły pod powieki.
Odkąd pamiętała, czuła się nijaka. Miała wrażenie, że jest tylko kukłą, którą przestawia się z kąta w kąt. Nic nie czuła, tylko odbijała oczekiwania innych niczym lustro. Daje się manipulować wszystkiemu, aby po prostu istnieć w codziennym życiu. Jedyne przeżycie, które powodowało przepływ krwi w żyłach, bicie serca, pobudzenie oddechu, ciepło skóry, jest tak intensywne, że powoduje szaleństwo.
W chwilach największego przerażenia i wyobcowania, wiedziała, że jest kimś więcej.
Naga leżała na stole.
Podsłuchała dyskusję Marka z lekarzem. Miało to wyglądać jak przypadkowe spotkanie w klinice, o ile to możliwe w klinice bezpłodności. Poszła do toalety, ale szybko się zreflektowała. Stanęła w drugim korytarzu, a lekarz z mężem rozmawiali o wiele za głośno jak na poufną wymianę zdań.
– Bardzo przykro mi o tym mówić, panie Lechowski – zaczął lekarz swoim monotonnym tonem, którym musiał usypiać studentów na wykładach. – Ale mam pewne podejrzenia w stosunku do pana żony.
Marek głośno przełknął ślinę. Nie wiedział czego się spodziewać.
– Pana żona trzeci raz straciła ciążę. Biorąc pod uwagę okoliczności…
– O czym pan mówi? – Marek przerwał gwałtownie.
Lekarz westchnął głośno przed przekazaniem swoich przypuszczeń.
Cienkie, przeźroczyste rurki przyczepione do ciała Laury. Uniesione nogi, wzierniki.
Dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Kochali ją. Dbali i pieścili. Przytulali i całowali. Zmysłowe przeżycia.
Tajemnice, które przestawały nimi być, gdy poddawała się wszystkiemu. Cała maszyneria w ciele i poza nim nie była już taka obca i wroga.
Otulała miłością.
– Pana żona powoduje poronienia.
– To niemożliwe. Ona tak bardzo pragnie mieć dzieci.
– Faktem jest, że na jej ciele bardzo często pojawiają się liczne zadrapania i nakłucia. Kaleczy samą siebie.
– Nawet jeżeli tak jest, to nie powód, aby stwierdzić, że zabija swoje dzieci.
– Niestety, prawdopodobieństwo jest wysokie. Laura nie ma żadnych przeciwskazań, aby nie donosić ciąży, a mimo tego straciła kolejne dziecko.
Kobieta stojąca obok łóżka miała mahoniową skórę, żółte, gadzie oczy oraz białe niczym śnieg włosy. Roztaczała wokół siebie aurę matczynej opieki. Głaskała Laurę po głowie dużą i wąską dłonią z sześcioma palcami.
– Dlaczego je zabieracie? – spytała Laura. Miała tak sucho w gardle.
Zrozumiała, że nierozwinięte strzępy komórek, które brała za początek krwawienia miesięcznego, a potem okazywały się poronieniem, były tylko atrapą. Oszustwo pozwalające na racjonalne funkcjonowanie wśród ludzi. Problem, który można było nazwać i wyglądał na możliwy do rozwiązania językiem medycyny. Mimo to, wciąż opierała się leczeniu, a lekarze nie znali żadnych odpowiedzi.
One należą do nas.
Laura nie widziała, żeby kobieta poruszała ustami. Usłyszała głos w myślach. Był łagodny i koił zdenerwowanie.
Nie martw się o dzieci. Są bezpieczne i szczęśliwe. Kiedyś nawet je zobaczysz.
Laura uśmiechnęła się błogo. Trójka jej dzieci była bezpieczna. Istniały w nieznanym człowiekowi miejscu, rozwijały się i uczyły kształtować swoją rzeczywistość. Nie były bierne jak ich matka, która zdecydowała się na poświęcenie.
Światło powoli ciemniało. Istoty i ich maszyny odchodziły. Został tylko narastający chłód i strach przed nieznanym.
5.
Marek nie zadzwonił do Laury, że nie wróci na wieczór. I tak by się nie przejęła. Żyła w swoim dziwacznym światku, gdzie miała zmyślonych przyjaciół i wrogów. On z kolei, wreszcie zasmakował rzeczywistości. Tak bardzo mu brakowało bliskości i prostoty. Miał dość skomplikowanych konceptów żony. Opowiadała o nich zbyt często. Były tak bardzo oderwane od ziemi.
Dlaczego jej na to pozwalał? Była chora, szalona. Spotkanie z Agatą tylko go w tym utwierdziło. Tabuny lekarzy traktowały problem zbyt delikatnie i ogólnie. Dopiero była przyjaciółka żony postawiła na dosadność.
Laura miewała pierwsze dziwne wizje, będąc w szkole podstawowej. Kilkukrotnie wspominała nauczycielom, że mężczyzna w czarnym płaszczu przychodzi do sypialni późnym wieczorem. Zaczęto nawet podejrzewać ojczyma o molestowanie seksualne. Z czasem doszły historie o latających spodkach oraz eksperymentach, których była ofiarą. Nikt nie brał tego na poważnie. Zniechęcona zaprzestała opisywać dziwne przypadki. Tylko podczas studiów wspomniała o tym Agacie, którą uznawała za swoją najlepszą przyjaciółkę. Laura tak bardzo potrzebowała zwierzyć się po latach milczenia.
Żona Marka zachorowała i potrzebowała pomocy. Czy miał jakieś inne wytłumaczenie?
Jeden z lekarzy tłumaczył Markowi, że stres spowodowany problemami z donoszeniem ciąży może prowadzić do dramatycznych reakcji. Jednak jeszcze nigdy nie spotkał się z przypadkiem, który przechodził w tak pogłębioną psychozę. Najwyraźniej epizody z wczesnego okresu dojrzewania objawiły się ponownie, w czasie psychicznego kryzysu.
Marek przeraził się słowem psychoza. Zabrzmiało ostatecznie, groźnie. Żałował, że powtórzył tak intymne rozmowy, gdy zaczęła mu opowiadać o swoich największych obawach i podejrzeniach. Nadużył zaufania?
Agata powiedziała, żeby się tak nie martwił. Niech przyjdzie do niej, jak tylko pojawią się problemy. Jej usta przegonią każdy smutek.
Miał nadzieję, że Laura nie zrobiła niczego głupiego. Gdy włączył telefon, okazało się, że nie dzwoniła ani razu. Idiota. Przecież ją zna. Wydzwaniałaby, a gdyby się zorientowała, że jego komórka jest wyłączona, szalałaby z wściekłości. Zaczęłaby rzucać mniejszymi przedmiotami, płakała, a nawet potłukła kilka talerzy.
Musiał dopuścić do siebie myśl, że kobieta, którą wybrał na towarzyszkę życia, nie była do końca zrównoważona. Czy może się do tego przyznać przed samym sobą? A może coś pominął? Przeżycia, których nie mógł zrozumieć, wolał zapomnieć.
Szaleństwo. Dlaczego wszystko się układa, ale nie tak jak powinno?
Wpadł do mieszkania. Miał poczucie, że coś zepsuł i teraz musi się szykować na najgorszy scenariusz. Oczyma wyobraźni widział Laurę z podciętymi żyłami, kulącą się w kącie sypialni, albo leżącą w wannie pełnej krwi. Makabryczne obrazki zmieniały się w ułamkach sekund, ale wolał ich nie roztrząsać.
– Marek, to ty? – usłyszał głos Laury z kuchni.
Ulżyło mu. Pytanie zostało zadane naturalnym tonem, którego dawno nie słyszał. Coś się zmieniło. W progu nie poczuł chłodu ani strachu. Laura przestanie opowiadać swoje historyjki. Był tego pewien. Wrócą do normalności. Wczoraj wieczorem poddał się chwili, ale kto wie, czy to nie był czas potrzebny żonie. Jakieś wydarzenie zmieniło Laurę, przyszło zrozumienie, a on nie musi być tak bezsilny i robić głupot.
Odkręciła wodę w zmywaku.
Poszedł do niej, kiedy zaczynała płukać talerze przed włożeniem do zmywarki.
– Jak mogłam pozwolić, aby tak długo leżały na wierzchu? Okropieństwo – powiedziała do siebie, a po chwili odwróciła się do męża. – Nie chodź w butach po domu.
W Laurze pojawiła się pewność, że każde wydarzenie i strach były konieczne. Tak po prostu miało być. Koniec użalania się i wyobrażania, jakie byłyby jej dzieci, gdyby się narodziły. Narodziły się, ale nie w sposób jakiego można by było oczekiwać. Wiele rzeczy istniało poza nią i przyszedł czas się pogodzić.
Czekały ją kolejne wieczorne wizyty.
– Przepraszam – odpowiedział Marek.
Laura spojrzała na niego zdziwiona. – O czym ty mówisz? Od kiedy to przepraszasz za wchodzenie w butach?
– Od teraz.
Na twarzy Laury pojawił się uśmiech, którego od dawna nie widział.
Będzie żył swoimi złudzeniami – pomyślała Laura.
Niech tak pozostanie.
Obawiam się, Deirdriu, że nie pojęłam, co miałaś nadzieję opowiedzieć. Rozumiem, że Laura po raz trzeci roni, ale nie dotarło do mnie, dlaczego tak się dzieje. Jaki ma to związek z jej sennymi przeżyciami, przyjaciółką i tytułem opowiadania. :(
Marek mocniej ścisnął kierownicę, przygotowany na kolejną falę kobiecej rozpaczy. Minimalnie przycisnął pedał gazu. – Nie brzmi to najlepiej.
Wyskoczył ze swojego Mercedesa… – Wyskoczył ze swojego mercedesa…
Marki pojazdów zapisujemy małymi literami.
Niosła miskę ze szkła ołowiowego wypełnioną cukierkami. – Kryształowa miska? Jakoś mi po nie brzmi.
Może: Niosła bombonierkę ze szkła ołowiowego wypełnioną cukierkami.
Marek otworzył szybę… – Czy szybę można otworzyć?
Może raczej: Marek opuścił szybę… Lub: Marek otworzył okno…
Gdy dotykał najmniejszego skrawka jej skóry, bał się natknąć rozcięcia. – Czy nie powinno być: …bał się natknąć na rozcięcia.
…w głębi ducha czuje, że zbyt małe daje od siebie. – Literówka.
Tabuny lekarzy traktowali problem zbyt delikatnie i ogólnie. – Tabuny lekarzy traktowały problem zbyt delikatnie i ogólnie.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Neptun – nieodgadniona głębia ludzkiej psychiki? Mi się podobało, chociaż nie wszystko zrozumiałam, ale może przez to, że sama bohaterka siebie nie rozumiała. Czułam jej tragedię i lubię motywy snów w opowiadaniach.
Skrót z opinii podczas betowania:
Napisane ciekawie, czytało się przyjemnie. Tylko tekst skończył się, kiedy zaczęło być naprawdę interesująco. Jak dla mnie – za mało wyjaśniasz, zakończenie zbyt otwarte. Jak oni to robią? Dlaczego nikt oprócz Laury ich nie zauważa? To jest, do licha, ingerencja w naszą rzeczywistość i powinni jakoś się objawić. A tu poronienie na imprezie rodzinnej i nikt nic nie widział?
Bohaterowie. Marek wzbudza żywą antypatię. Niezłe, cholera, wsparcie zapewnia żonie. A przyjaciółka też suka. Wydawali mi się tak podli, że aż mało wiarygodni, ale może jestem naiwna i wyjątkowo dobrze dobieram znajomych. Właściwie lubi się tylko Laurę, ale nie wiadomo, jak kończy się ten epizod w jej życiu. Stara się o następne dzieci? Spotyka z dotychczasowymi? Rozwodzi?
Babska logika rządzi!
@ Regs, poprawki nałożone. Uwielbiam słowo bombonierka i cieszę, że dałaś okazję, aby zagościło w tekście.
Tytuł – odniesienie astrologiczne, Neptun jest planetą wiązaną z duchowością, ale też szaleństwem.
Sny – mogą być prawdziwe. Na warsztat wzięłam fenomen porwań przez Obcych, który w ostatnich latach zyskał głęboko duchowy wymiar.
Przyjaciółka – po prostu osoba, która przekazała Markowi, że Laura już miała takie epizody w przeszłości.
@Katia72 – podoba mi się “nieodgadniona głębia ludzkiej psychiki”, pasuje do astrologicznego odniesienia w tytule.
@Finkla – niestety, ludzka niegodziwość nie zna granic. A już po głowie jakiś czas temu chodziło rozwinięcie tego motywu. Może powinnam poważnie się zastanowić nad spisaniem :)
Deirdriu, bardzo się cieszę, że uznałaś poprawki za przydatne i że spodobała Ci się bombonierka. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Za mało. Postawiłaś, Autorko za dużo pytań bez odpowiedzi przez co opowiadanie nie spodobało mi się szczególnie. Możliwe, że to ma potencjał, ale trzeba go rozwinąć. Kilka ciekawych pomysłów, a żaden w pełni nie wykorzystany. Jednak opowiadanie (bardziej fragment) jest smutne i robi wrażenie. Tą właśnie ciężką tematyką tekst się broni. Dla mnie Marek i Agata byli bardzo realistyczni, wielu ludzi zachowałoby sie tak samo. Dzięki nim ten tekst pokazuje, że życie to nie bajka i to też plus. Nie mniej jednak, z powodu ograniczenia fabularnego, które stanowi piętę Achillesową opowiadania, jest to tylko mocny średniak.
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
Mocny średniak może być, Pietrek ;) Cieszę się, że tematyka sama w sobie broni tekstu. Dziękuję serdecznie za opinię.
@Regs, w sumie myślałam, że poprawek powinno być o wiele więcej ;)
Deirdriu, całkiem możliwe, że coś tam zostało, ale przy pierwszym i jedynym czytaniu nie jestem w stanie zauważyć wszystkich usterek. :)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ty to umiesz człowieka pocieszyć ;)
Jak dla mnie za bardzo enigmatyczne, za dużo niewyjaśnionych elementów. Do pytań Finkli mogę dorzucić jeszcze swoje. Czy Laura jest jedną z obcych, zakamuflowanych na Ziemi w jakiś sposób? Czy tylko ich “inkubatorem”? I co dalej? Ucięłaś historię w ciekawym momencie.
Wyżej wspomniane braki nadrobione zostały za to dobrym wykonaniem i czytało mi się gładko i przyjemnie.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
@Śniąca, nawet nie wiesz jak mnie cieszą komentarze, że tekst się czyta gładko. Ciągle żyję w przekonaniu, że ledwo klecę zdania.
Twój głos jest kolejnym zachęcającym do stworzenia kontynuacji Neptuna, albo w ogóle przerobieniu. Wyjdzie w praniu :)
Ty to umiesz człowieka pocieszyć ;)
Nie umiem, Deirdriu, niestety, nie umiem. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie zgadzam się, mnie wiele razy pocieszyłaś :)
O! Naprawdę?
W takim razie, Katiu, cieszę się, że zrobiłam coś, o czym myślałam, że tego nie potrafię. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Naprawdę :) :) :)
:D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@Regs, co my zrobimy bez Twojego redaktorskiego zacięcia :)
@Regs, co my zrobimy bez Twojego redaktorskiego zacięcia :)
Deirdriu! Na bogów! Czy wiesz coś, o czym ja jeszcze nie wiem???!!!
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
regulatorzy – cały czas się zastanawiam jak wyłapujesz wszystkie możliwe błędy :)
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
regulatorzy – cały czas się zastanawiam jak wyłapujesz wszystkie możliwe błędy :)
Pietrku, nie wiem, jak to się dzieje, ale kiedy czytam, po prostu je widzę. Byczki i ustereczki same wypełzają.
Magia…? ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli, co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
“It’s a kind of magic”?:)
https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/
To na pewno są jakieś czary :) Ja patrzę i patrzę i nic nie widzę, a nawet jak za długo to robię to raczej widzę błędy tam, gdzie ich nie ma… :)
Deirdriu! Na bogów! Czy wiesz coś, o czym ja jeszcze nie wiem???!!!
Widzisz, pod opowiadaniem o tytule Neptun, odkrywasz coraz więcej tajemnic o sobie. I jak tu w astrologię nie wierzyć ;)
To na pewno są jakieś czary :) Ja patrzę i patrzę i nic nie widzę, a nawet jak za długo to robię to raczej widzę błędy tam, gdzie ich nie ma… :)
Mam dokładnie tak samo.
Bo nie trzeba cały czas siedzieć i patrzeć w tekst. Niekiedy wypada zerknąć do słownika. ;-)
Babska logika rządzi!
Ach, żeby to takie proste było :)
Hmmm, historia mocno obyczajowa, a to nie moje buty. Gdzieś tam jest trochę fantastyki. Jednak koniec końców niestety nie przemówiło. Mimo to gładko mi się czytało, nic jakiejś negatywnej uwagi nie przykuło.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
Dziękuję NWM za przeczytanie i komentarz :) Rzeczywiście, historia przyjmuje bardziej formę obyczajówki.
Strona obyczajowa mocno przytłacza tą fantastyczną, na tyle, że widziałbym utwór tylko jako obyczajowy, bez tych maszyn. Ciężko więc go oceniać na portalu NF. Dobry warsztat, płynna historia, dla mnie nie zawsze musi być fantastycznie :) Wnioski są takie, że pisać umiesz :)
Kontakty z innymi osobami, jeśli pozbawione są znaczenia emocjonalnego, przestają się liczyć. D.G.
Dziękuję za przeczytanie i opinię :) Lubię dobre obyczajówki i cieszę się, że ten aspekt mi wychodzi. Fantastyka, czy nie, dla mnie przeżycia postaci zawsze muszą być autentyczne. A lubię też taką delikatniejszą fantastykę :) Pisać dalej będę i publikować, więc mam nadzieję, że jeszcze zaprezentuję dobry tekst :)
Deirdriu – zacznę od deseru brzoskwiniowego – czy chodziło Ci o Melbę?
Tekst przypadł mi do gustu. Jest mroczny i pozostawia otwarte drzwi interpretacyjne, może być zarówno fantastyką, jak i zapisem przebiegu psychozy. Od strony technicznej opowiadanie prezentuje się zacnie. Te wychodzące z ciała bohaterki kolce bardzo mi się podobały i skojarzyły trochę z filmem “Hellraiser”.
Bardzo podoba mi się zakończenie pokazujące mroczną zemstę jej na nim. Nieźle, bravo, klik.
Dziękuję Ci Piotrze za bibliotecznego klika :)
Cieszę się, że spodobał Ci się klimat oraz otwartość interpretacji. Lubię tego typu teksty, a do tego mam słabość.
I tak, deser to Melba. Nie wiem czemu wtedy nie zapisałam nazwy.
Zawsze możesz tę nazwę zmienić :) Powiadają, że diabeł tkwi w szczegółach :3 pozdro!