- Opowiadanie: Bernierdh - AMERICAN SLASHER

AMERICAN SLASHER

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

AMERICAN SLASHER

Garażowy rock wystrzeliwuje z radia potężnym strumieniem, szyby samochodu pulsują, a my uparcie udajemy, że wciąż jesteśmy w latach osiemdziesiątych. Jedziemy zapomnianą przez świat drogą, do zapomnianego przez świat miejsca, by upić się tam do nieprzytomności i dokonać kilku prób zajścia w ciążę.

Kocham być amerykańską nastolatką.

Jest nas siedmioro, jak samurajów albo wspaniałych. W ciągu następnych dwóch dni pozostanie tylko jedno i żywię ogromną nadzieję, że będę to ja.

Odwracam się od szarego plebsu i spoglądam przez okno. Widzę jakiegoś menela. Stoi przy drodze, wali rekreacyjnie z gwinta. Jest brudny, brzydki i zezowaty.

– Spytajmy go o drogę – proponuję.

– Przecież ją znamy – odpowiada Jerk. Straszny z niego palant, ale i tak z nim sypiam.

– Blondie ma rację – mówi Junior, ta nudna i zwyczajna. – Zapytajmy.

Podjeżdżamy więc bliżej, a mój kochanek opuszcza szybę. Pijaczek szczerzy kilka samotnych ząbków, zawieszonych wśród czarnej pustki.

– Którędy do Creepy Castle? – odzywa się Nigger. Jest Murzynem i słucha funku.

Menel zastanawia się przez dłuższą chwilę, marszczy brwi, a na jego czole pojawiają się bruzdy o głębokości rowu mariańskiego. W końcu otwiera szeroko oczy, gębę, wydobywa z siebie głośne westchnięcie i mówi drżącym z przerażenia głosem:

– Nie jedźcie tam! To samobójstwo!

– Wiemy – odpowiada Virgin, pieprzona świętoszka.

– Mówię zupełnie poważnie! – Pijaczek tak się napina przy odgrywaniu tego strachu, że zaraz gały wyjdą mu na wierzch. – Grasuje tam seryjny morderca!

– To także wiemy – wtrąca Junior. – Ale byłoby bardzo miło, gdyby powiedział nam pan o nim coś więcej, panie…?

– Stranger.

– Co to ma niby być za imię? – pyta cicho Nerd, który jest nerdem i w dodatku Żydem.

Boyfriend, chłopak Junior, każe mu zamknąć ryj. A menel opowiada:

– Zabójca nadchodzi znikąd i nie sposób jest go ubić. Zjawia się i znika jak wiatr, a pozostawia jedynie martwe ciała, skąpane we krwi. Wygląda niegroźnie, wszak głowę ma różowego królika, ale morduje bez mrugnięcia okiem. Nie zdołacie mu uciec.

– Czym zabija? – pytam.

– Wszystkim, co wpadnie mu w ręce. Jedną ofiarę zarąbał kilofem, kolejną gitarą akustyczną. Nieważne co ma w dłoni, ważne, że niesie śmierć!

– I co na to policja?

– Nie wierzy. – Spuszcza smutno wzrok. – Oni nigdy nikomu nie wierzą.

Stoimy tam jeszcze przez chwilę. Silnik buczy, samochód trzęsie, a radio wrzeszczy, bo nie dodano jeszcze spokojnej, budującej napięcie muzyki. Virgin odzywa się cicho:

– Powinniśmy nazwać go wariatem i odjechać.

Tak więc robimy.

Później spotykamy jeszcze młodego frajera na motorze. Któraś z dziewczyn powinna pokazać mu cycki, ale żadna tego nie robi. Wszystkie chcemy przeżyć.

 

***

 

Zamek jest wielki i upiorny, przywodzący na myśl gotyk, co nie ma przecież żadnego sensu, skoro postawiono go w Ameryce. Zresztą żadne zamczysko nie ma prawa tu stać. Kto je niby zbudował? Czirokezi?

Nieważne. Rozłożyliśmy się w resztkach sali balowej. Ognisko trzeszczało, wyśmiewając zasady BHP, a my piekliśmy pianki i popijaliśmy winko. Przynajmniej niektórzy.

Teraz odpoczywamy, po tańcach, śmiechach i marnych próbach odegrania radości. Z radia samochodowego dochodzi muzyka, nie tryskająca już jak z zepsutej rury, ale wylewająca się powoli, niczym z cieknącego sufitu. Pełen chillout.

Jerk podchodzi. Kładzie mi dłoń na kolanie.

– Zgłupiałeś? – pytam.

Nie zgłupiał. Jego usta układają się w żałosny uśmieszek palanta, ale oczy ma przepełnione smutkiem, głuchym i bardzo odległym.

– Nie każ mi się z tym pogodzić – proszę.

– Chcę się z tobą kochać – odbębnia żałosną kwestię.

Więc to tak. Nigdy nie byłam nawet w pobliżu zwycięstwa, blond na głowie odebrał mi wszelkie szanse. Pozostaje tylko przyjąć to z godnością.

– Musimy? – pytam dla pewności.

– Musimy – odpowiada. – Taką dostaliśmy rolę.

Spoglądam na Virgin. Na jej nieśmiały uśmiech, gdy rozkłada spokojnie śpiwór, na otwartą dłoń, gdy odmawia alkoholu. A potem patrzę na Junior, która trzyma głowę na kolanach Boyfrienda, patrzy mu głęboko w oczy i mówi, że jest w nich więcej gwiazd, niż na niebie. Wiem już za kogo trzymać kciuki.

– Powodzenia, final girl – odzywam się tak cicho, że niemal bezgłośnie.

 

***

 

Jerk pieprzy mnie gwałtownie, wlewając w tę czynność całą przepełniającą go frustrację. Ja wbijam mu paznokcie w plecy i staram się odlecieć. Nie jest łatwo. Zaciskam zęby, zamykam oczy, wtulam się w niego i chłonę zapach potu.

Nagle mój kochanek kończy, spuszcza się w prezerwatywę.

I niemal dokładnie w tym samym momencie, czuję obezwładniający, tępy ból, jakby ktoś zasadził mi kopa w żebra. Otwieram oczy i spluwam krwią. Ten skurwiel przebił nas obydwoje długim, żelaznym prętem.

– Blondie – charczy Jerk. – Muszę ci coś powiedzieć…

– Nie kocham cię, idioto.

– No wiesz?

Traci głowę. Zabójca odcina mu ją maczetą. Krew ścieka mi po twarzy.

Widzę różowego królika, a raczej jego pluszową głowę. Widzę ostrze, odbijające światło księżyca. A potem widzę już tylko ciemność.

 

SLASH!!!

 

Witajcie. Nazywam się Nigger, jestem czarny.

 

SLASH!!!

 

Można powiedzieć, że ciało Murzyna uratowało mi życie.

Było romantycznie, delikatnie, jakby w zupełnie innym, znacznie prostszym świecie. Patrzyliśmy sobie w oczy, szeptaliśmy czułe słówka, a moja dłoń powędrowała niebezpiecznie blisko jego krocza. Gdybym rozpięła rozporek, śmierć machnęłaby kosą. Ale nie zrobiłam tego, bo w tym właśnie momencie przywaliło mnie pół trupa.

– Boże święty! – wrzasnął Boyfriend i zrzucił ze mnie truchło.

Należało do Niggera. Chwilę później przyleciały jeszcze nogi, każda oddzielnie.

Nie bałam się, choć może powinnam. Byłam gotowa, już od bardzo dawna, i czułam w głębi serca, że rola final girl musi należeć do mnie. Rzuciłam nawet palenie, by zbliżyć się do stereotypu, by pokonać Virgin. Blondie nie uważałam za rywalkę. Była zbyt rozwiązła.

Trzymam tylko kciuki za Boyfrienda. Czasami przeżywają pary, prawda?

Niedługo po Murzynie znaleźliśmy pozbawione głów gołąbeczki, przebite metalowym prętem. Ich łebki przepadły. Zabójca musiał zabrać je ze sobą.

– Zaczęło się – szepnęła wtedy Virgin.

I miała cholerną rację.

Odegraliśmy więc scenę paniki, popłakaliśmy trochę po kątach, a teraz siedzimy spokojnie przy ognisku i zastanawiamy się co dalej.

– Zrobiliśmy już wszystko – mówię. – Był dojazd, tajemniczy nieznajomy, impreza, seks i pojawienie się mordercy. Zaliczyliśmy nawet Murzyna. Czas spadać.

– Nie było nagiej kąpieli w jeziorze – wtrąca Nerd, prawdziwy znawca.

– Za późno – stwierdza Boyfriend. – Powinna mieć miejsce przed pierwszym trupem.

– Albo w trakcie – dodaję.

– Poza tym żadna z nas nie jest chętna do pokazywania piersi – zauważa Virgin. – Nie mamy zamiaru umierać.

Więc spadamy. Ogarniamy ognisko, mój ukochany chwyta jakąś ciężką pałę i idziemy wspólnie do samochodu. Droga ucieczki została jednak odcięta, ktoś praktycznie zatrzasnął nam drzwi przed nosem, a mówiąc dosłownie, wyrwał silnik i porąbał go siekierą. Niezbyt finezyjnie, ale skutecznie.

– Pieszo przez mroczny las? – pytam.

– Klasyka gatunku – stwierdza Nerd.

 

***

 

Zaczyna świtać, więc na mroczny las spłynęła złowroga mgła, tak gęsta, że możnaby ciąć ją nożem. Niemal nic nie widzimy. Otoczenie zlało się w szarą plamę, przez którą z rzadka przebija się blady, ponury błękit. Doskonała pogoda na spacerek.

– Powinniśmy się rozdzielić – mówi nagle Nerd.

– Sam się rozdziel – odpowiadam.

Przyznaję, że słyszałam w życiu błyskotliwsze riposty.

– On ma chyba rację – wtrąca Virgin. – Wtedy pójdzie szybciej. Kolejna ofiara, potem jeszcze jedna, moment kulminacyjny i zostaje final girl.

– Mam to gdzieś – plotę sobie sznur. – Nie rzucę nikogo na pożarcie.

– Psujesz scenariusz – szepcze mój chłopak.

I ma rację. Blondie kiwnęłaby główką i wysłała kogoś na śmierć, ale ja nie potrafię. Nie jestem wystarczająco twarda, czy może wystarczająco zrozpaczona. Nie umiem grać według cudzych nut. Nawet z nożem przy gardle.

– Idź sam, jeśli chcesz – mówię do Nerda. – Ale ja się na to nie zgadzam.

Virgin uśmiecha się pod nosem. Sznur zaciska mi się na szyi. Rzadko przeżywa ktoś, kto nie trzyma się skryptu. Cnotka Niewydymka może cieszyć się zwycięstwem.

Idziemy dalej. W ciszy, ale Boyfriend okazuje nieme poparcie trzymając mnie mocno za rękę. Kocham tego faceta. Nie pozwolę mu umrzeć.

W końcu, po wielu minutach marszu, z mgły wyłania się jakiś kształt. Jakby ludzki, ale z ogromną głową i wielkimi, króliczymi uszami.

– To Killer! – krzyczę.

Idzie w naszą stronę. Ma piłę łańcuchową. Rozlega się warkot silnika.

– Moja kolej – odzywa się Nerd. – Daj mi ten kij.

– Zwariowałeś? – pyta Boyfriend.

– Nie. Mówię ci człowieku, że teraz czas na mnie. Taką mam rolę. Dawaj tę pałę, spróbuję zatrzymać go jak najdłużej. – Spluwa na ziemię. – Bierz Junior i uciekaj. Spróbujcie przeżyć. Virgin jest final girl, więc morderca skupi się na was.

Świat jest do dupy i pełen patosu.

Mój chłopak daje Nerdowi kij, kładzie mu dłoń na ramieniu, po czym mówi, pełnym wzruszenia głosem:

– Jesteś najodważniejszym Żydem, jakiego spotkałem.

– Dziękuję – odpowiada nasz bohater i biegnie na spotkanie ze śmiercią.

Widzę jeszcze, jak broń rozbija się w drzazgi na skroni Killera, a ostrze piły wbija w brzuch czwartej ofiary, wzbudzając fontannę krwi. A potem uciekamy.

Nie mamy nawet czasu, by zapłakać.

 

***

 

Nagle słyszę głośny trzask, Boyfriend podrywa się, niemal podskakuje, ale coś zatrzymuje go przy ziemi i musi się mnie przytrzymać, żeby nie upaść. Ściska moją dłoń tak mocno, że słyszę niemal chrzęst łamanych kości. Spoglądam w dół i widzę metalowe szczęki, zatrzaśnięte na jego nodze. To już zbyt wiele. Przełykam głośno ślinę.

Boyfriend zaciska zęby i świszczy przez nie z bólu, patrząc na mnie bezradnie.

– Chcą nas spowolnić – szepcze Virgin. – Widok mety wpływa na ich ambicje, zachęca do zabawy. Klasyczne zagranie. Trochę potrwa, nim dobiją twojego kochasia. Zamierzają dać nam teraz odrobinę nadziei.

Wyłączam słuch. Jej słowa nie mają dla mnie znaczenia, daleko im zresztą do odkrycia Ameryki. Tonę w bezsilności, muszę więc wychylić na moment głowę, wziąć łyk świeżego powietrza i zabrać się za ratowanie chłopaka. Problem w tym, że nie wiem jak to zrobić.

– Umiesz zdjąć to cholerstwo? – pytam zupełnie spokojnie.

– Jasne, że nie – odpowiada Cnotka. – Myślisz, że często poluję na niedźwiedzie?

– Junior… – syczy Boyfriend. – To cholernie boli.

Daję mu buziaka, przekazując tym samym resztki pewności siebie, a potem zamykam oczy i rzucam rękawicę całemu światu. Coś we mnie pękło, chyba ostatecznie, bez szans na naprawę. Wypowiadam im wojnę. Nie zniszczą mnie tak łatwo jak Blondie.

Przeżyję. Za wszelką cenę i tylko po to, by zrobić im na złość.

– Znajdziemy gościa, który rozstawił pułapki – postanawiam.

– Tego właśnie chcą – mówi Virgin i ma absolutną rację. Ale ja jestem zdeterminowana.

– Ktoś musi uwolnić nogę Boyfrienda. Wtedy założymy mu opatrunek i odzyskamy część mobilności. Jeśli myśliwy… Jeśli jest tak, jak myślę, zabijemy sukinsyna.

Final girl uśmiecha się pod nosem. Nie wiem, co o tym myśleć.

 

***

 

W głębi lasu stoi drewniana chatka. W innej opowieści, bardziej paranormalnej, mogłyby mieszkać w niej duchy, albo demony, które wyszłyby z piekielnego portalu w piwnicy. My jednak doskonale wiemy, czego się spodziewać.

Pukam do drzwi. Uchylają się, przeraźliwie przy tym skrzypiąc.

Stoi za nimi stary, łysiejący facet z siwą brodą i strzelbą u boku. Koszula w czerwoną kratę. Brak kilku zębów. Chodzący stereotyp.

– Dobry wieczór. – Uśmiecham się grzecznie. – Jeśli mógłby pan… Mamy pewien problem. Otóż mój chłopak wszedł w pułapkę na niedźwiedzie…

– Być może to pańska pułapka? – wtrąca Virgin, cholera wie po co.

– Jezus Maria, oczywiście, że moja – Staruch spluwa. Jego ślina jest czarna i gęsta, zupełnie jak smoła. – Wejdźcie, dzieciaki. Naprawdę mi przykro.

– Nic się nie stało – jęczy Boyfriend. – Sam w to wlazłem, moja wina.

Każda z obecnych tu osób wie, że to nieprawda.

Wchodzimy do środka. Facet pomaga nam z rannym, wnosimy go wspólnie na górę i kładziemy na łóżku. Staruch przedstawia się jako Old Freak. Zdejmuje pułapkę, ukazując naszym oczom nogę Boyfrienda, zgniecioną i zakrwawioną. Virgin odwraca wzrok, gdy myśliwy podwija delikatnie  jeansy, by dostać się do rany. Ja patrzę. Chłonę ten widok, karmiąc determinację i chęć przeżycia za każdą możliwą cenę.

– Zostawmy go, niech odpocznie – mówi Freak, gdy kończy zakładać opatrunek. – Chodźcie na dół, panienki. Dam wam coś do jedzenia, bo mizernie wyglądacie. Potem pójdę sprawdzić resztę pułapek, bo to już czas, a wy możecie zadzwonić w tym czasie do miasta, żeby ktoś po was przyjechał. Może szeryf? Pokażę wam, gdzie jest telefon.

I pokazuje. A potem sadza nas przy stole i częstuje jakimiś pasztecikami, których w żadnym wypadku nie zamierzamy jeść. W końcu wychodzi.

– Która zagląda do lodówki? – pytam.

– Ty – mówi Virgin. – Ja sprawdzę telefon.

– Nie ma mowy. Telefon tylko nie działa, a lodówka… Ugh.

Obydwie wiemy, co może się w niej znajdować.

– Kamień-papier-nożyce?

– Niech będzie.

Mam kamień. Ona papier. Wstaję niechętnie od stołu.

Lodówka jest stara, brudna i nieco zardzewiała. Uchylam lekko drzwiczki, bardzo powoli i natychmiast dociera do mnie obrzydliwy zapach, który wychwyciłam już wczesniej, gdy staruch podawał nam dowód zbrodni. Wstrzymuję oddech i zaglądam.

– Miałaś rację! – woła Virgin. – Telefon nie działa. A co ty znalazłaś?

– Strangera. Ma bardzo niezadowoloną minę.

– Postarali się z tym scenariuszem.

Chowam paszteciki do lodówki, tuż obok odciętej głowy pijaczka, a potem zamykam drzwiczki z głośnym trzaskiem.

– Czyli co? – pyta final girl. – Zabijamy sukinsyna?

Wydaje się dziwnie zadowolona.

 

***

 

Mucha wpada idealnie w naszą pajęczynę.

– Nic nie złapałem – mówi. – A jak u was, panienki?  Dzwoniłyście do szeryfa?

Zachodzę starucha od tyłu i przykładam mu do gardła piekielnie ostre narzędzie zbrodni, znalezione w klimatyzowanej trumnie Strangera. Chyba służy do krojenia mięsa.

– Strzelba na ziemię – rozkazuję.

– To nie jest strzelba, tylko karabin myśliwski.

– I tak na ziemię.

Wypełnia polecenie. Virgin bierze broń, celuje, a to oznacza, że mogę przestać bawić się w bohaterkę. Przechodzę na stronę koleżanki, nie spuszczając Freaka z oczu.

– Posłuchajcie, panienki – mamrocze facet. – Jeśli chcecie, mogę to wszystko wyjaśnić…

– Nie chcemy – mówi Cnotka i wypala mu w pierś.

Myśliwy odlatuje na pół metra, jakby oberwał co najmniej z armaty, a moja partnerka w zbrodni dobija go strzałem w głowę. Czuję się dziwnie. Jakby nie na miejscu.

– Gładko poszło – stwierdza morderczyni.

I w tym momencie drzwi wejściowe rozpadają się w drzazgi, a w tym, co z nich pozostaje, zjawia się Killer. Ma siekierę, a jego zajęczy łepek wydaje się bardzo wkurwiony.

– Strzelaj! – krzyczę, ale Virgin traci nagle pewność siebie i stoi niczym posąg. Wyrywam jej więc karabin i próbuję celować, ale muszę akurat ratować głowę, czyli uniknąć dekapitacji. Gdy mi się to udaje, a zabójca oddala się trochę od wyjścia, wypycham Virgin za drzwi i każę jej się wynosić. A potem staję w nich, celuję i strzelam. Raz za razem, ciągle w pierś lub w głowę, póki starczy naboi w magazynku.

– Zdychaj! – rozkazuję, ale sukinsyn okazuje się wyjątkowo nieposłuszny.

Kończy mi się amunicja, słyszę głuchy szczęk. Przełykam głośno ślinę i patrzę w czarne oczka Killera, czekając na jego ruch. Wmawiam mózgowi, że wcale się nie boję.

A morderca odwraca się nagle i biegnie na górę.

Najpierw oddycham z ulgą, a potem logika wali mnie prawym prostym między oczy. Biegnę za nim, choć nie mam pojęcia, co mogłabym zrobić. Słyszę krzyk.

I naturalnie, zgodnie z wszystkimi prawami wszechświata, zjawiam się zbyt późno. Killer złożył łóżko w pół, niczym kanapkę, a spomiędzy obydwu warstw wycieka krew. Sukinsyn. Pieprzony sukinsyn. Zabił mojego chłopaka w tak niezwykle głupi sposób.

Obiecałam sobie przeżyć. Więc uciekam.

– Chyba już czas na komisariat – stwierdza Virgin, gdy znów się spotykamy.

 

***

 

Dalsza droga do miasta, nie sprawiła nam wielu problemów. Nie byłam tym zaskoczona. Zostałyśmy we dwie, więc Reżyser przedłuża zabawę w nieskończoność.

Na komisariacie, jak to bywa w małych miasteczkach, był tylko szeryf i jego dwóch zastępców. Zapoznano się z naszą sprawą, pokiwano mądrze głowami, po czym zaproszono nas do pokoju przesłuchań. Co ciekawe, razem.

Siedzimy więc teraz grzecznie i wpatrujemy w pana z gwiazdką na kapeluszu, czekając na jego ruch. Facet wydaje się twardszy od skały, więc tymczasowo, przynajmniej przez krótką chwilę, czuję się całkiem bezpiecznie.

– Pani nazywa się Junior, a pani Virgin, tak? – pyta szeryf.

– Tak, panie władzo – mówi Cnotka.

– Ja nazywam się Doubting Cop i muszą panie wiedzieć, że wiem o wszystkim, co dzieje się w okolicy i dlatego troszkę zaskoczył mnie wasz problem.

– Nie wierzy nam pan? – pytam, bo wychwyciłam ironię w jego głosie.

– Tylko wariat wierzy w cokolwiek bez mrugnięcia okiem. Ja, drogie panie, wątpię we wszystko. Nawet w Boga, ba! Nawet we własne istnienie. Dlatego jestem tak dobrym gliną, bo nie daję się sentymentom. Proszę powtórzyć waszą historię.

Więc powtarzamy, tym razem z lekkim znudzeniem.

Szeryf zaś siedzi ze zmartwioną miną i gładzi się po bujnych wąsiskach, dowodzie męskości równemu broni w kaburze. A gdy kończymy, odzywa się:

– Czy mam rozumieć, że przyznają się panie do morderstwa?

Jego słowa walą mnie przez łeb całą siłą taniego chwytu fabularnego.

– Słucham? – wyduszam z siebie.

– Z waszej opowieści wynika, że zastrzeliłyście Old Freaka. O, rym mi wyszedł. Tak czy siak, powinienem zatrzymać was do wyjaśnienia sprawy. I to będzie raczej szybkie wyjaśnienie, bo zaglądałem do lodówki starego kumpla wiele razy i jakoś nigdy nie zauważyłem tam ani jednej ludzkiej głowy.

– No jasne – mówi Virgin. – Powinniśmy się tego domyśleć.

I nagle rozlega się krzyk. Doskonałe wyczucie chwili, jak zwykle.

Doubting Cop sięga po broń, my wycofujemy się pod ścianę. Słychać strzały, a potem głośny huk, po którym nastaje kompletna cisza. Przed burzą.

– To pewnie Killer – informuję szeryfa.

Kolejny huk i drzwi do pokoju przesłuchań wypadają z zawiasów. Glina otwiera ogień, a gdy kończą mu się naboje, zaczyna się cofać. A Killer wchodzi. Jego różowa główka zyskała parę dziur, ale prócz tego jest cały. I ma maczetę. Unosi ją.

Szeryf piszczy jak mała dziewczynka, a potem traci głowę. To szansa dla nas.

Podnoszę krzesło i walę mordercę przez plecy, aż mebel roztrzaskuje się na kawałki. Potem wybiegamy obie, natychmiast. Zatrzymuję się jeszcze tylko na sekundę, w nagłym przypływie rozsądku, i podnoszę spluwę jednego z zastępców. Potem jesteśmy już na zewnątrz, w opuszczonym miasteczku, którego mieszkańcy przenieśli się do krainy statystów, których nikt nie chciał wynająć.

Biegniemy, wkładając w ten wysiłek cały instynkt przetrwania. Zmierzamy do lasu, bo każdy obcy człowiek ma kontrakt i scenariusz, obydwa w tej samej teczce.

I nagle Virgin się potyka. Mimo że jest final girl.

Chcę po nią wracać, ale Killer jest już obok, z tą swoją maczetą i słodkim różowym pyszczkiem. Nie zabija jej. Stoi jak idiota, gdy ona wstaje i ucieka.

A niech to jasna cholera.

Biegnę do lasu. Muszę być tam przed nią.

 

***

 

Gdy Cnotka dociera na mniejsce, mam ją już na muszce.

– Zwariowałaś? – pyta, ale żaróweczka dość szybko zapala się nad jej głową i mina z zaskoczonej zamienia się w smutną. – Widziałaś – stwierdza.

– Tak – mówię. – Nie jesteś final girl.

– Nie. Nie tak naprawdę.

Unoszę brew, nie zdejmując palca ze spustu. Dziewczyna spuszcza wzrok.

– Oszukałam wszystkich – tłumaczy. – To był fałsz, rozumiesz? Nie jestem dziewicą, nie nazywam się nawet Virgin. Nie tylko piję, ale też wciągam koks i imprezuję. Jestem zupełnie normalnym człowiekiem, z tyloma skazami, ile trzeba.

– Więc jakim cudem wciąż żyjesz?

– Przespałam się z reżyserem, żeby dał mi tę rolę.

Kręcę powoli głową. Cały mój świat legł właśnie w gruzach, przygnieciony kłamstwem i zużytymi prezerwatywami. Świat jest jednak tak prosty.

– Jak mogłaś? – pytam. – Wszystko zepsułaś. Odebrałaś komuś szansę.

Pewnie Blondie. Albo… kto wie? Może nawet mi?

– Chciałam żyć – mówi oszustka. – Tylko i wyłącznie tyle.

Dopiero teraz zauważam, że pojawił się Killer. W dłoni trzyma hak, zmienił broń pomiędzy scenami. Idzie w moją stronę. Powoli, ale pewnie.

– Zastrzelisz mnie? – odzywa się Virgin.

– Nie ma mowy – odpowiadam. – Jestem pozytywną bohaterką.

Dziewczyna uśmiecha się paskudnie.

– Więc chyba jednak wygrałam, Junior. To już chyba koniec.

Gdy Killer ją wyprzedza, jest po jej lewej stronie, tak jak oczekiwałam. Ładuję mu cały magazynek w kolano. Traci równowagę, wymachuje łapami. Zupełnie niechcący wbija hak idealnie między cycki Virgin. A potem upada.

Tak łatwo było to przewidzieć.

Oddycham głęboko i siadam na ziemi. Powinno być już po wszystkim. Czekam na napisy końcowe, ale te się nie pojawiają. Killer zaczyna się podnosić.

No jasne. Nie jestem final girl, więc nie będzie happy endu.

Jeśli chcę przeżyć, pozostaje mi tylko jedno. Muszę zabić Reżysera.

 

***

 

Gdy mrugam, oślepia mnie światło reflektorów. Ktoś podchodzi i zaczyna poprawiać mi makijaż. Odpycham go, po czym idę przed siebie, przez tłum gratulujących mi roli.

Więc taka jestem naprawdę. Potrafię to zaakceptować.

Biorę colę ze stolika i gaszę pragnienie. Patrzę na Niego, w czapce z daszkiem, na składanym fotelu z nazwiskiem. I wtedy coś się sypie.

Iluzja lub rzeczywistość. Jakie to ma znaczenie?

Ucieka do przyczepy. Ludzie się dziwią, rzucają jakieś dziwne komentarze. Ktoś klepie mnie po ramieniu i mówi, żebym się nie przejmowała. Podobno byłam świetna.

Wciąż mam w dłoni colę. Jest w szklanej butelce.

– Muszę zamienić słówko z reżyserem.

Idę do jego przyczepy. Zauważam kątem oka, że Killer wstaje.

Znów mrugam. Musimy nakręcić epilog.

 

***

 

Stoję przed kolejną samotną chatką. Wyrzuciłam pistolet, ale w mojej dłoni znajduje się butelka, chyba po piwie. Nie pamiętam, gdzie ją znalazłam.

Nie boję się. Jestem gotowa.

Muszę się spieszyć, bo morderca znów mnie zaraz dogoni.

Rozbijam butelkę o ścianę, tworząc śmiercionośny kwiat tulipana. Potem otwieram stare, skrzypiące drzwi i jestem już w środku. Patrzę Reżyserowi w oczy.

– Co ty wyrabiasz, dziewczyno? – pyta.

Zbliżam się do niego. Unoszę improwizowaną broń.

– Zwariowałaś. Ochrona! Niech ktoś tu przyjdzie, do jasnej cholery!

– Nie licz na to, skurwysynu – wyrzucam z siebie.

I wtedy zjawia się oczywiście Killer. Wbija mnie w ścianę, aż cała chata się trzęsie. Nie ma broni, ale jest cholernie silny i zamierza mnie chyba udusić.

O nie, mój drogi. Ja zamierzam przeżyć.

– Junior! – słyszę głos. – Spójrz na jego głowę! On nie jest już Killerem!

– Bo… Boyfriend? – harczę.

– Spójrz w górę, idiotko!

Więc patrzę. I nie widzę różowej, króliczej główki, tylko zupełnie normalną twarz, zupełnie normalnego człowieka. Maska musiała mu spaść, gdy go przewróciłam; wtedy, gdy przypadkiem zabił Virgin. Teraz jestem już bezpieczna.

Siła i wytrzymałość Killera znikły bezpowrotnie. Kopię go w krocze, a gdy mnie puszcza, wbijam szklany tulipan najpierw w jego brzuch, a potem w szyję. Cofa się z głupią miną, krew cieknie z niego jak z pękającej tamy, a ja odwracam się do Reżysera.

Błaga o litość, ale ja pamiętam o Blondie, o Nerdzie i o każdej osobie, która zginęła z jego winy. Nie masz szans, człowieku. Najwyższy czas zdechnąć.

Gdy jest już po wszystkim, szukam wzrokiem Boyfrienda. Nie myliłam się. Naprawdę tu jest. Stoi pod ścianą, ze szczęściem wypisanym na twarzy.

– Jak to możliwe? – pytam. – Przecież zginąłeś! Widziałam jak ten skurwiel cię zabija!

– Poszedłem akurat się odlać, skarbie. W łóżku leżał mój dubler.

– To… To niesamowite! – krzyczę i całuję go mocno, przytulam ze wszystkich sił.

Nie mogę tylko mrugnąć, bo wtedy na pewno znów zniknie.

Muszę pamiętać, żeby już nigdy, przenigdy nie mrugać.

 

19.06.2015

Koniec

Komentarze

To byłaby dobra parodia, gdyby to było dobrze napisane. A jest chaotycznie i przez większość czasu bez sensu (nawet jak na parodię kiepskich horrorów). Nie wiemy co, po co, gdzie, jak i kiedy, szczególnie, że czasem nie wiadomo kim jest narrator. Nie wspomnę o zmieniających się ksywkach (jak już się jakąś wymyśla, to się jej trzyma). No i to zakończenie, które niczego nie wyjaśnia.

Inna kwestia to sam styl w jakim jest to napisane. Narracja pierwszoosobowa ma swoje prawa, ale o ile nie jesteś Burgessem, to nie polecam pisania ledwo zrozumiałym, nieskładnym i pełnym slangu językiem. To się dokłada do ogólnego chaosu i dzieją się takie rzeczy jak w scenie zabójstwa w trakcie seksu, z której wynika, że zginęła główna bohaterka i jej chłopak, a nie czarny.

Lubię podobne klimaty, ale trzeba znać umiar. Zgrywa nie usprawiedliwia braku historii i choćby tylko wewnętrznej logiki wydarzeń.

Mam wrażenie, że horror klasy B chyba wymknął się spod kontroli, skutkiem czego otrzymaliśmy horror klasy D.

Chyba, bo prawdę powiedziawszy, nie bardzo wiem, co przeczytałam. :-(

 

mgła, tak gęsta, że moż­na­by ciąć ją nożem. – …mgła, tak gęsta, że moż­na­ by ciąć ją nożem.

 

wziąć łyk świe­że­go po­wie­trza i za­brać się za ra­to­wa­nie chło­pa­ka. – …zaczerpnąć łyk świe­że­go po­wie­trza i za­brać się do ra­to­wa­nia chło­pa­ka.

 

Vir­gin od­wra­ca wzrok, gdy my­śli­wy pod­wi­ja de­li­kat­nie  je­an­sy, by do­stać się do rany. – …pod­wi­ja de­li­kat­nie dżinsy

Stosujemy pisownie spolszczoną.

 

obrzy­dli­wy za­pach, który wy­chwy­ci­łam już wcze­sniej… – Literówka.

 

Gdy Cnot­ka do­cie­ra na mniej­sce, mam ją już na musz­ce. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Madej90

To nie do końca parodia (chyba) bo choć nabijam się z horroru, to w zamierzeniu opowiadanie nie miało wzbudzać wyłącznie śmiechu (o ile w ogóle).

Narrator zmienia się dwukrotnie. Jestem zaskoczony, że nie wiadomo kto nim jest, przecież w dwóch pierwszych przypadkach jest wyraźnie przedstawiony, a trzeciego chyba łatwo się domyśleć z narracji, dialogów, lub wcześniejszej zapowiedzi.

Przecież… Trzymam się ksywek. Przez cały czas są takie same. W pewnym momencie Junior zaczyna nazywać Virgin RÓWNIEŻ Cnotką, fakt, ale czemu uznajesz to za błąd?

Byłbym bardzo wdzięczny za rozwinięcie zarzutu wobec zakończenia. Jeśli uznałeś je za niezrozumiałe, zwróć uwagę na fragment o mruganiu, być może to coś pomoże.

Napisałem tym stylem większość tekstów opublikowanych na tej stronie (i nie tylko) i raczej z niego nie zrezygnuje, mimo że nie jestem Burgessem. Niemniej dzięki za radę.

Hm? Ależ oczywiście, że z fragmentu wynika, że zginęła uprawiająca seks para, bo tak się właśnie stało! Nie zdziwiło cię, że nie pojawiają się później lub że bohaterowie znaleźli ich bezgłowe ciała? Chyba że uznałeś "gołąbeczki" za prawdziwe gołębie, które zginęły w taki sam sposób jak para i wzięły się tam cholera wie skąd. Czarny zginął również, nie jest to bezpośrednio opisane, ale nie jest przecież trudne do wywnioskowania, wierzę w inteligencję czytelnika! Więc albo ty czytasz wyjątkowo nieuważnie, albo ja coś cholernie, cholernie schrzaniłem. Poczekam jeszcze na kolejne komentarze, ale naprawdę się boję, że prawdą jest druga z opcji.

Byłbym wdzięczny za wytknięcie mi błędu logicznego, bo nie mogę go znaleźć. Nie traktuj tego jako złośliwość, rodzicowi ciężko dostrzec wady własnego dziecka :)

Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

 

@regulatorzy

Wszelki kicz w tekście jest jak najbardziej zamierzony :)

Hm, rozumiem. Wiesz, na twojej opinii zależy mi szczególnie, więc jeśli miałabyś kiedyś ochotę wrócić do tego tekstu, byłbym ogromnie wdzięczny. Zwróć wtedy szczególnie uwagę na przejście bohaterki między światami i wątek mrugania, a może (kto wie? :)) dostrzeżesz w nim choć jedną, maleńką zaletę.

Dziękuję ogromnie za wskazanie błędów (poprawię, gdy tylko internet przestanie mi wariować) i szczerze za nie przepraszam. Dzięki też naturalnie za przeczytanie :)

Pozdrawiam.

Ja próbowałam przeczytać to opowiadanie na innym portalu. Niestety, z mizernym skutkiem.  Nie moje klimaty, różnica pokoleń. Drażnią mnie wstawki w języku angielskim, konwencja tekstu, a nawet to, że horror właściwie nie jest horrorem. Napisałeś dużo (w sensie długi tekst), ale jak dla mnie nic z tego nie wynika.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Napisałem wcześniej bardzo długi komentarz, ale się usunął. No trudno, spróbuję być oszczędny w słowach.

Rzeczywiście, po ponownym przeczytaniu tekstu widzę zmianę narracji, ale scena, w której narratorem zostaje Junior tak kojarzy się ze sceną śmierci Blondie (Junior leży pod trupem i myśli o rozporku), że pomyślałem, że się pogubiłeś w bohaterach.

Zakończenie. Hmm, nie mam nic do fragmentu o mruganiu, to zdecydowanie najlepsza część opowiadania. Mam problem z wyciągniętym ni z gruchy ni z pietruchy reżyserem i planem filmowym. Ponieważ wcześniej nic nie wyjaśniona, ta scena tylko potęguje chaos. Skoro to film, to czemu oni ginęli naprawdę? A może nie ginęli? Czemu zabójca (tutaj te problemy z ksywkami – to jest Stranger czy Killer?) traci siłę razem z maską? Ani ty ani bohaterowie nie robicie nic, żeby to wyjaśnić.

Ba, to wszystko jest tak pogmatwane, że zacząłem sądzić, że Junior nie żyje. Dwukrotnie o tym pomyślałem przy różnych scenach.

Moim zdaniem dobre, absurd i konwencja slashhorroru, interesujący miks, nie mogłam się oderwać … Więcej napiszę później, bo z komórki to męka ;-)

 

Pomieszało mi się wszystko w trakcie czytania, dopiero komentarze (zwłaszcza o zmianie narratora) nieco wytłumaczyły, bo też nie wyjaśniły. Nadal nie wiem ilu narratorów tu jest i gdzie następują wspomniane zmiany.

Nie przemówił do mnie ten tekst na żadnej płaszczyźnie. Ciarki (nie strachu) wywoływały u mnie anglojęzyczne wyrażenia – coś czego nie lubię, chyba, że jest absolutnie niezbędne. Nie dostrzegam w tym klimatu, żadnego – ani horroru, ani groteski, czy parodii. I kompletnie nie rozumiem założeń fabuły. 

Najwyraźniej nie jestem Twoim czytelniczym targetem… 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przyznam się, że przeczytałam tylko początek, resztę przeleciałam po łebkach, bo mnie zmęczyło. Potem przejrzałam komentarze – wszyscy narzekają mniej więcej na to samo, na co ja chciałam ponarzekać.

Rozumiem, że miał być pastisz, ale nawet jako parodia tekst jest jakiś taki… wyprany z oryginalności i troszkę nijaki.

I uparcie nasuwa mi skojarzenie z Cabin in the Woods. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Były filmy o kręceniu filmu, były książki o pisaniu książek, może być opowiadanie o kręceniu filmu. Przeznaczonego dla masowego, amerykańskiego odbiorcy, więc ani śmiesznego, ani strasznego, takiego pół na pół, a nawet pół litra na trzech.

Tak odebrałem.

A mnie się podobało. Parodia w stylu “The Cabin in the Woods” z “Czerwonymi Koszulami” powiwającymi w tle, napisana sprawnie, efektownym językiem, z konsekwetnie realizowanym pomysłem. Opowiadanie jest w pełni zrozumiałe, a jeżeli ktoś czegoś nie rozumie, to wyłącznie jego, nie twoja, Bernierdh, wina.

na emeryturze

Taki pastisz był w kinie juz dziesiątki razy. Zaczynając od "Krzyku" a na wspomnianym "Domu w głębi lasu kończąc". Spodziewałem sie oryginalności, jakiegoś twista na zakończenie. Otrzymałem zwykla, sztampowa historię. A porównanie do "Czerwonych koszul" Scalziego jest mocno na wyrost.

@Bemik

Rozumiem. Chyba naprawdę mi nie wyszło.

Raz na wozie, raz pod wozem. Mimo wszystko dziękuję :)

 

@Madej90

Chciałem, żeby opowiadanie było dość otwarte do interpretacji, ale wygląda na to, że rzeczywiście wyszło troche chaotycznie. No cóż, przykro mi :(

Stranger to nieznajomy spotkany na początku. Później Junior znajduje jego głowę w lodówce Old Freaka. Killer to morderca.

Dzięki, że poświęciłeś mojemu tekstowi tyle czasu :)

 

@rooms

Dzięki :)

Fakt, na urządzeniach mobilnych ta strona działa, jakby chciała, a nie mogła :p

 

@śniąca

Narratorów jest trzech. Zmiany występują po slash!, czyli ciach!, co oznacza śmierć narratora. Horrory do których nawiązuję to w końcu SLASHery :)

Strachu opowiadanie wzbudzać nie miało :) Oznaczyłem je jako horror, bo teoretycznie nim jest, w takim samym stopniu jakim jest nim np. Krzyk.

Angielskie wstawki są moim zdaniem absolutnie niezbędne, bo moim zamiarem była zabawa z gatunkiem filmowym dość ważnym elementem  amerykańskiej popkultury.

A może po prostu to konkretne ci nie podeszło? Może jakieś inne moje opowiadanie ci się spodoba? ;)

 

@gravel

Hm, rozumiem. No cóż, trudno :) Dzięki, że zajrzałaś.

Nie oglądałem "Cabin in the woods" ale filmweb twierdzi, że jest w moim guście.

 

@AdamKB

Dokładnie! To właśnie opowiadanie o kręceniu takiego filmu,powiedzmy że z bonusem.

Dzięki, że wpadłeś :)

 

@gary_joiner

Ogromnie dziękuję :) Pod uniosłeś mnie na duchu :)

 

@belhaj

Tak? No cóż, trudno.

Dzięki za przeczytanie :)

Że to jest rzecz o robieniu filmu rozumiałam przy pierwszym czytaniu, ale pogubiłam się, kiedy Junior, zszedłszy z planu, zabija reżysera i aktora.

Przeczytałam ponownie i okazuje się, że przeczytałam to samo, ale to wcale nie oznacza, że opowiadanie jest pozbawione zalet. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak czy siak dziękuję za próbę i poświęcony czas :)

Ale o co chodzi?? To to jest w końcu film czy igrzyska śmierci, że faktycznie giną? O matko i ten króliczek duracell. Trzeba była nie wkładać baterii.

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

To już zależy od cb ;)

Dokładnie! Duracell to zło!

dokonać kilku prób – prób się nie dokonuje

Kiedy, po pierwszej połowie, nabrałem przekonania, że to będzie tekst w rodzaju tych wszystkich horrorów dla amerykańskich nastolatków to odpuściłem. Dragi, seks, strachy i mordowanie po kolei. Zresztą to już zapowiada wprowadzenie, konstrukcja bohaterów. Może i jest w tym konsekwencja, a napisane sprawnie, nawet nie tak wulgarnie, jak się bałem, lecz… To już wszystko było na wielu nośnikach informacji, od papieru po taśmę filmową.

Jeśli to miała być szykana tego gatunku to trzeba uciekać w zupełnie absurdalne rozwiązania, jak filmach oznaczonych znakiem beznadziejności troma (jeśli dobrze zapisuję i pamiętam; tytuły typu Kiler condom, Potwór z szafy). W takim szaleństwie może być metoda, a tak wyszło zbyt nijako, blado. Połowa mi starczy i szybki skan komentarzy, że na końcu nic wartego uwagi się nie dzieje.

Mhm. Cóż, dzięki, że zajrzałeś.

Jak coś napiszesz jeszcze, tylko tak poważniej, to też z pewnością zajrzę :)

 

Masz niezły warsztat, a jeśli planujesz eksperymenty z narracją, to zawsze będzie ciekawostka.

Miło twojej strony :)

Na fantastykę rzadko coś wrzucam, bo i rzadko ją piszę (wrzuciłem co prawda jakieś przyziemne teksty, ale niezbyt tu pasują – nazwa strony zobowiązuje). Bywam za to często na innych portalach :)

O, to koniecznie powiedz gdzie. Ja preferuje nawet te teksty realne, fantastyka to nie jest mój przewodni klimat. Dlatego chętnie poczytam coś, co nie jest oderwane od rzeczywistości.

Przepraszam za tydzień opóźnienia, miałem małą awarię :(

http://www.portal-pisarski.pl/profil/bernierdh

Nowa Fantastyka