- Opowiadanie: Sisoris - Za jeden kufel....

Za jeden kufel....

Jak Ci się spodoba to polej. Jak nie to chociaż nie wyrzuć za drzwi. Opowieścią uraczę przy ogniu i obiecam nie zająć nocy całej. 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Za jeden kufel....

Życie ciągnie się cyklami. Jest cykl wegetacji roślin, są cykle wojen i nikt nie wie co nimi steruje ale że są to wie każdy. Kiedyś był taki jeden, uczony co mówił że wie. Mówił i mówił i mówił i nawet książkę jedną czy dwie spłodził o tym co mówił. Aż umarł, tak jak umiera każdy według cyklu. Rodzisz się, żyjesz a jak pożyjesz to umierasz. Gadają po karczmach że im nudno, że jak się urodzisz w Brudnym Potoku czy na Podgrodziu to najciekawsze co Cię może spotkać to śmierć. Wiesz, ze śmiercią jest tak że jak umrzesz to za bardzo nie wiesz co czeka po drugiej stronie. A życie, to wszystko jest jasne od początku do końca. Rodzisz się kiedy trzeba, rodzi Cię matka, karmi aż umrze i Ty żyjesz aż umrzesz. Nie ma z czym dyskutować i tylko co głupszy po kielichu w Pchełce krzyczy że kiedyś będzie żył po swojemu. Wolne żarty, Pchełka co prawda to dobre miejsce do opowieści ale w Brudnym Potoku wyobraźnia i marzenia kończą się na pełnym brzuchu. Nie ma co marzyć że cykl się odmieni. Gadają że raz jak ktoś polazł do Wyższej Fortecy to tam inaczej. Że jakoś cieplej nawet w zimie i że ludzie żyją jak chcą a nie jak muszą. Próżne gadanie, mury są po to żeby ich nie przekraczać. Były wojny i wtedy się działo. Oj tak gadają dziady stare i żebraki przed wschodnią bramą że życie było wtedy cudowne. Ojcowie ich ongiś mieli zapewne inne zdanie kiedy wracali bez nóg i rąk albo i bez ducha. Kaleczeni mieczem, parzeni ogniem i bez dusz odebranych przez magie. Straszny był czas ale czas straszny czasem ciekawym bywa a tego teraz nie ma. Wielu do dziś nosiło czarne sukna na wyraz żałoby po tamtych czasach. Choć teraz to już bardziej wspomnienie niż żywy żal, bo częściej słyszę pieśni pochwalne na wojów niż lamenty na poległych i ich rozpaczające rodziny. Cykle przeminęły, ktoś z Wysokiej Fortecy podpisał coś z kimś z innej Fortecy i mury przestały mieć znaczenie. Czarne sukna zostały czarne od brudu a nie od smutku. Bo brud był tu zawsze i wszędzie. Brud naszych serc i naszych ulic, a wszystko to jak mawiał mój ojciec i Pan przez mur. Mur był wielki większy sześćkroć niż Gigant z speluny na Mrowim Tyłku, mistrz walk ulicznych, jedynej rozrywki ludzi rasy brudu. Gdyby nie ten mur Baron Drezner potrzebował by wojska, a wojsko oręża a oręż kowala a kowale czeladników. Ja byłem czeladnikiem, w sumie nie byłem, chciałem być ale wszystkim mówiłem że byłem. To u nas taka praktyka, mówisz kim nie jesteś a wszyscy myślą że jesteś i masz lepiej niż byś miał gdybyś mówił kim jesteś. Nie wiem czy dobrze to pojmuje, tak to wygląda w Pchełce. Jest jeden taki, ten co ma ciekawe życie. Bywa czasem w Wysokiej Fortecy, gadają o nim różne rzeczy, że rynsztoki czyści czy dzieci zabawia. Wiadomo że wraca brudny i pobity a nie miną dwa dzwony z kościoła już gorzelnią śmierdzi jak świńska rzyć. Mówi w ten czas że do panienek że u bogatych Panów mary z domów wypędza i tym życie jego jest zapełnione. One chichoczą i głaskają jak swojego a jemu na czerwonej od trunku, a może od trudu bitek z marami, mordzie wyrasta uśmiech tak paskudny że chyba wole zupę u Starego Goździka. Może by i te mary wypędzał gdyby nie to że kulaw jest na lewą nogą. Ci co wypędzają mary to są chłopy. Zdrowe są i postawy słusznej o szerokich barach i grubych nogach i twardych karkach. Jeden większy od drugiego. Nie tak wielkie jak Gigant czy Mur ale chodzą po ulicy tak dostojnie jak konie posłów przy Bramach. Mają w oczach taki gniew że jak idą to nikt im w drogę nie wejdzie. Żaden pijak nie rzuci obelgi na takiego a bóg go chroni żeby mu chociaż kropla trunku lub czego innego na jego but spadła. Nigdy nie widzieliśmy jakby taki walczył, ale z oczu patrzy im pożogą a oddech mają jakby wicher dżumy. Mówię Wam gdyby teraz była wojna, gdyby nie ten przeklęty mur. Po cóż oni go budowali? Pracuje u kowala i dobrze że chociaż koni podkuć można bo jak taki był u nas płatnerz to umarł bidak z głodu. Stał ten jego warsztat przy ulicy on przed nim siedział tak dzień w dzień. Przeminął cykl wiosny, przeminął cykl lata, przeminął cykl jesieni, rozpalił sobie biedaczysko piece na zimie. Aż przyszli ludzie od drwala po zapłatę, zabrali ostatniego grosza i nie dalej jak trzy dni później jego właśni synowie wyprawili pogrzeb ojca. Pogrzeb był monumentalną uroczystością, toć dziwiła się gawiedź jakże to tak skoro umiera żywiciel rodziny a synkowie jego taką ucztę wydają. Chodził słuch od czasu do czasu że podobno zamiast gęsi pieczonej udo ojca podali i pasowała by bo mateczka moja co jadła na następną niedziele już zimna była w ziemi. Ten cykl, przeklęty cykl. Toczy się jak koło u wozu i nijak nie da się zatrzymać. Tak samo jak nijak nie zburzysz muru i tak samo jak nijak nie pokonasz Giganta. Ten uczony co wam wspominałem, ten co o tym że wie jak ten cykl się toczy. Nie to budy większe były niż bujdy o przepędzaniu mar. On krzyczał że rozum że człowiek sam wybiera. Nie wierze i nigdy wiary nie dam. Szedł chłop do młyna bo mu Pan kazał pyta się go strażnik, gdzie iść zamierzę. Ten mu na to że nie wie. Strażnik na to rozsierdzony arogantem pod klucz go zamyka. Tak sobie szedł do młyna, trafił do celi i to za niewinność zamknięty. Rozum to nic więcej jak kłamstwo, tak mateczka mówiła i tak ja powtarzam. Bo kto by pomyślał że udo może jak gęś smakować. Jak mówiła że gęsią czuć było to ja jej wierze a że sztywna. Swoje lata miała i pogoda nie łaskawa wiary dać nie mogę żeby mateczka moja kłamała. Gęś u Wiryków zabita? Zabita. A Wirykowie blisko płatnerza żyli? Blisko. To na co Ci te dochodzenie. Co, gdzie, po co? Nie ma sensu w tym cyklu nie ma rozumu i nie ma wyobraźni. Wszystko idzie po swojemu czyli po żadnemu. Bo jak koło cyklu do rynsztoka wpadnie to wszystkich odchodami o chlapie i dalej pojedzie. Tak być musi i tak będzie. Uczony to się nawet na wsze bóstwa zapierał że odgadł. Tak jak mówiłem, umarł sobie wedle cyklu. A umarł śmiercią głodową na bruku, koło rynsztoka. Gadać możesz że kłamie bo uczony bogaty być musi. Gucio. Książkę spłodził, nawet dwie i nikt nie kupił bo cyklu nie można zrozumieć a o tym on pisał. Ot Ci wyjątek co reguły potwierdza. A juści zmarł przy rynsztoku i nie jedno koło go tam ściekami skropiło….

 

***

Polej barmanie łaskawy to jeszcze Ci coś opowiem póki deszcz ulice przemywa a koń mi jeszcze nie odsapnął

Koniec

Komentarze

 To u nas taka prak­ty­ka, mó­wisz kim nie je­steś a wszy­scy myślą że je­steś i masz le­piej niż byś miał gdy­byś mówił kim je­steś. 

Genialne!  ;-) 

 

A co do tekstu,  to jest to…  cykl lania wody.  O wszystkim,  czyli o niczym. 

Warsztatowo,  cóż,  ciężko było się przez tego szorta przebić,  oj,  ciężko. 

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Miałem trudności z dobrnieciem do końca. Chciałeś przekazać za dużo informacji na raz przez co nie da sie tego ogarnąć. Do tego brak przecinkow.

O czym to tak naprawdę jest?

Oj joj i to z każdej strony. 

Co mi najbardziej przeszkadzało – zwarty blok tekstu – to się czyta fatalnie. I do tego kiepska interpunkcja. Już nawet literówki, czy inne usterki nie rzucały mi się przy tym za bardzo w oczy.

A na koniec pytanie – o co tu chodzi? Co chcesz opowiedzieć? Bo tak naprawdę nie widzę w tym żadnej treści, żadnej opowieści. Tylko lanie wody. 

Sporo jeszcze nauki i pracy przed Tobą, Autorko. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przykro mi to pisać, ale żadną miarą nie jestem w stanie zorientować się, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć, prezentując powyższy słowotok. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dotarłam do 1/3 i prztłoczylo mnie jedno wielkie ŻE

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Hmmm. Oszczędzasz entery z jakiegoś powodu? Interpunkcja leży. Właściwie nie wiadomo, o czym jest tekst, ale fantastyki to w nim zbyt wiele nie ma.

Wiesz, ze śmiercią jest tak że jak umrzesz to za bardzo nie wiesz co czeka po drugiej stronie.

Wtedy to akurat już wiesz. ;-)

Babska logika rządzi!

Hmm… wprawka do czegoś większego? Bo nie wygląda mi to na zamkniętą całość.

 

Rozumiem, że to miała być narracja “gadana” i coś między strumieniem świadomości a pijackim słowotokiem. Podejrzewam, że brak przecinków jest zabiegiem celowym, aczkolwiek nieuzasadnionym. Nie ma powodu, żeby ignorować interpunkcję i lekceważyć akapity (ułatwiające czytelnikowi zadanie) tylko dlatego, że chcemy stworzyć wrażenie języka mówionego.

 

Są fajne momenty, widać, że masz ucho do potocznej mowy. Ale jednak powinna się za tym kryć jakaś historia. Jak u Masłowskiej, Dehnela. “Gadana” narracja a czyta się płynnie i człowiek nawet się nie zorientuje, a już jest w połowie książki. A tym przypadku, niestety, w połowie krótkiego opowiadania czytelnik myśli “ło matko, ile jeszcze…”.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Bardzo, bardzo trudno mi się to czytało. Jak wspomnieli przedmówcy – nie wiem, o czym to jest, brak przecinków przeszkadza, brak akapitów też. Jeśli to jest gawęda dziada w karczmie, to słaby ten gawędziarz, nie chciałabym go słuchać, bo nic ciekawego nie opowiada. 

Zgadzam się z Mirabell, że jest w tym jednak jakiś potencjał, faktycznie, dajesz sobie radę z taką narracją, stylizowaniem języka. Tym bardziej szkoda, że interpunkcja tak kuleje, bo to robi wrażenie nieudolności w naprawdę nieźle napisanym tekście.

Ale największy mój zarzut to brak sensownej treści. Cóż, może karczmarz był szczodry, a dziad na jednym kuflu nie poprzestał ;)

Plus za konsekwentną stylizację i spójność monologu… który w zasadzie był o niczym. Szkoda, bo potencjał jest :-)

Zacząłem lekturę od przewidzenia, tj. przeczytałem: “Życie ciągnie się cyckami”. Myślę sobie, cholera, ja chce wiedzieć, muszę wiedzieć, cóż to. Odłożyłem szybko widelec, wyłączyłem zawodzącą muzykę i… zorientowałem się, że to tylko przewidzenie. I narobiłem sobie ogromnej nadziei, także z tak wielce rozbudzonym apetytem musiało się zmierzyć Twoje opowiadanie.

Do rzeczy: zupełnie opowiadanie nie sprostało tym oczekiwaniom. Bo, niestety, leży interpunkcja, a mnie ciężko się skupić na literkach wyrzucanych jednym tchem. Z kolei fabuła, którą starałem się wyłowić przez tak dużo przeszkadzajek, to znaczy narracja, gadanina – która faktycznie gadaninę przypomina (i to niezbyt przecinkowo-trzeźwą) – nie podoba mi się, bo… bo jest taką właśnie gadaniną, kitem, stratą czasu i najważniejsze… nie jest “życiem ciągnącym się cyckami” (wpadłem w pułapkę własnych majaków). Choć również, jak i przedmówcy, widać kleistość słów, łatwość ich dobierania, odnajdywania się w stylizacji. Na plus.

Ale akapity, gdzież one? Popracuj nad używaniem “że”, nad jakimiś zamiennikami niektórych wyrażeń. I hm… może przeczytaj jeszcze raz albo i dwa swój tekst (poprawiając go), nim opublikujesz?

Zacząłem lekturę od przewidzenia, tj. przeczytałem: “Życie ciągnie się cyckami”.

Ha! To już wiem na przyszłość, czym Cię zainteresować :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Kurczę, ja też przeczytałam cyckami! 

 

Na miejscu barmana (to słowo zresztą tu nie pasuje) już bym bohaterowi nie polewała, bo niestety przynudza. Jest w tym jakaś fajna idea – taki stylizowany strumień świadomości. Jest tu pewien zarys świata, być może zaczątek jakiejś historii. Ale nawet nie da się z tego strzępu domyślić, czego ta historia miałaby dotyczyć. Za mało, by pisać o fabule, a warsztat niestety leży, z interpunkcją na czele.

I ja…

Sorry, taki mamy klimat.

A duch Freuda tylko zaciera ektoplazmatyczne łapki… ;-)

Babska logika rządzi!

Czytacie cyckami? Gratuluję ja też tak chcę. Druga para patrzałek by się przydała devil

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Czasem cię przeklinam, nieznośna zdolności do wizualizowania wszystkiego, co się przez myśli przewinie.

Dzisiaj jednak; chwalił cię będę pod niebiosa, w ten cudowny poranek, gdyż dzięki tobie, umysł mój trawi, widok podwójnie czytającej kobiety. ;)

https://www.youtube.com/watch?v=76SCx2PVzwE

Bezwzględnie należy stosować się do zasady jedna myśl-jeden akapit. Inaczej nie sposób przebić się wzrokiem przez blok tekstu. 

I po co to było?

Nowa Fantastyka