- Opowiadanie: kiślatesla - Balon

Balon

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Balon

To było duże wydarzenie. Portale, które choćby w najmniejszym stopniu miały coś wspólnego z technologią, trąbiły o nim już od kilku miesięcy, a bilety rozchodziły się w ciągu kilku godzin od wypuszczenia na rynek kolejnej ich serii.

Miało tam być wszystko i wszyscy. Każda osoba, która cokolwiek znaczyła w internecie, telewizji a nawet szkolnym radio, zapowiedziała swoją obecność. Lista koncernów i produktów, które można będzie testować, ciągnęła się bez końca zahaczając momentami o abstrakcję. Słowem– raj dla informatyków, elektryków, marzycieli, gamerów a nawet pospolitych kanapowych pasożytów z padem przyklejonym do dłoni. Ich zainteresowanie można zrozumieć. Studentów, nauczycieli, gapiów w średnim wieku będących przejazdem– również.

A jednak kiedy usiadłam na czarnym krzesełku, firmy „Tanio, taniej, najtaniej!”, najwięcej widziałam dziewczyn. Dziewcząt? A może dziewczątek? Ciężko określić, bo poziom makijażu nakładanego na twarz wzrasta wprost proporcjonalnie do roku urodzenia. Przewijały się jedna po drugiej, identycznie wystylizowane– grzywka na bok, dżinsy, bluza, AirMaxy, czasem Conversy. Mając to przed oczyma zaczęłam zadawać sobie pytanie: co one tu robią? Jak bardzo dwunastolatka może być zainteresowana laserową obsługą konsoli do gier? No dobra, jedna może tak. Nawet dwie. Ale te tysiące?

Odpowiedź przyszła szybko wywołując na mojej twarzy uśmiech. Wstałam, poprawiłam grzywkę, zawiązałam AirMaxa i przejrzałam się w telefonie jak w lusterku, żeby sprawdzić czy makijaż jest taki jak powinien. Po kilku drobnych poprawkach, mrugnęłam do siebie, włożyłam smartfona do kieszeni spodni i rozejrzałam po tym dziwnym miejscu.

Hala główna była naprawdę ogromna. Sufit podtrzymywały długie metalowe rury, przecinające się w różnych miejscach i przyczepione do ścian, tak, że czułam się jak w trzewiach robotycznego pająka. Nigdzie nie widziałam drewnianych elementów– wszystko skonstruowano z metalu albo plastiku, co w połączeniu z ogromem technologii jaki spotykałam na każdym kroku, sprawiało, że sceneria malowała się w futurystycznych barwach.

Co chwile słyszałam westchnienia zachwytu, a raz wszyscy wokół zaczęli wskazywać na sufit pokazując sobie robota, który wspinał się po rurach aż na sam szczyt hali. Niesamowite. Przez moment chciałam dołączyć do tych wszystkich ludzi pulsujących technologicznym opętaniem, ale na szczęście zderzyłam się z jakąś dziewczyną: ładniejszą, szczuplejszą i zdecydowanie „w odpowiednim wieku”. Uśmiechnęła się i przeprosiła zanim porwał ją tłum. Cholerka, jeszcze miła.

Spojrzałam tęsknie w stronę „Tarzanobota” i westchnęłam– plan był inny i musiałam się go trzymać.

Zauważyłam, że pocą mi się ręce i w duchu przeklękłam, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że kreski odbiły mi się u nasady powieki. Znowu wyjęłam telefon i przymrużyłam oczy, żeby to sprawdzić. W miarę.

Odetchnęłam z ulgą. Życie fanki jest takie trudne. Trzeba dobrze wyglądać, komplementować i spędzać większość swojego czasu pisząc pytania na Asku, komentarze na YouTubie i posty różnego rodzaju na Facebooku. Tyle pracy, a miałam dopiero czternaście lat. Dacie wiarę? Żeby tak ciężko pracować w tym wieku…

No, ale nic, mówi się trudno, żyje się dalej. Póki była nadzieja, że ciężka praca popłaca, mogłam przetrwać wszystko a zrobić nawet więcej. Ruszyłam więc na polowanie.

Rozejrzałam się uważnie w pozornie przypadkowo złożonym tłumie. Średnia wieku była dość wysoka, oscylująca w granicy dwudziestu pięciu lat, co oznaczało, że muszę się przemieścić na bardziej młodzieżowe tereny.

Bez większych przemyśleń, bo pewnie na nic by się zdały, niczym liść latający na magicznym dywanie z wiatru, ja popychana przez masę ciepłych, różnokształtnych ciał błąkałam się od jednej wystawy do drugiej. Kiedy w końcu ucisk dzikiego tłumu zelżał i zaczął zmieniać się w delikatne otarcia, wiedziałam, że jestem na miejscu. Nie chodzi o to, że grupa się przerzedziła, wręcz przeciwnie było nawet ciaśniej, ale dziewczęta nie chciały ryzykować, że się ubrudzą albo rozmażą makijaż, więc stały jak najbardziej nieruchomo a przesuwały się między sobą niczym duchy, prawie bezdotykowo. Wszystkie też wciągały brzuch, wmawiając sobie, że ze względów praktycznych, które przed chwilą wymieniłam, ale tak na prawdę „bo on tu zaraz będzie”. Wiem to, bo też tak robiłam i nie wstydzę się do tego przyznać.

Stanęłam za jakimiś dziewczynami w identycznych bluzach i spojrzałam w prawo. Odwróciłam głowę i spojrzałam jeszcze raz. CHŁOPAK! Co?

Jeśli myślicie, że powód mojego szoku, jest nieuzasadniony, to jesteście w wielkim błędzie.

Chłopacy oglądający swoje ukochane gwiazdy netu wraz z setkami napalonych fanek, są rzadsi niż białe nosorożce w centrum Radomia. Wiecie ile ich tam jest? No właśnie.

Wpatrywałam się w niego, aż zaczęły boleć mnie mięśnie czaszki. Dziwiło mnie, że nie zwrócił na to uwagi, przecież zachowywałam się ewidentnie bezczelnie. Może przez to, że miał na głowie kaptur nie widział laski wpatrującej się w niego jak grubaski na żarcie w Maku.

Wróć!

Myślenie o tym ewenemencie na skalę światową postanowiłam zostawić sobie na później i żeby się nie rozpraszać spojrzałam na „bezpieczne trojaczki” przede mną jednocześnie wsłuchując się w ich rozmowę.

-Xiemano już był. Mam fotę i autograf– powiedziała jedna przeczesując palcami blond grzywkę.

-Zazdro. Też chciałam, ale poszłam do GeRziego. Jezu, on jest taki przystojny. O patrz– ruda pokazała coś pozostałym na telefonie– to wrzucam na Insta.

-Jejujeju! W ogóle oglądałyście jego serię z Minecrafta?– wtrąciła trzecia

-Nie, no co ty. Tam jest sama gra, a jego widać tylko w takim prostokącie. Nie opyla się.

Może i bym się zaśmiała z tego, że dziewczyna nie ogląda jego twórczości tylko gębę, ale w gruncie rzeczy mnie to nie bawiło. Sama przecież tak robiłam. Koleś był przystojny, a ja wybitnie inteligentna więc pozostawało tylko się poznać.

Słuchałam jeszcze chwilę ich gadania, przejrzałam społecznościówki i Snapa, i po jakichś piętnastu minutach, usłyszałam spikera czytającego plan występów dotyczący tego sektora.

– … Fixeen, littledrama82, saMencjusz, XERczewia i to tyle na dziś.

Nie było go na liście, a miałam bilet tylko na jeden dzień.

Wyobraźcie sobie moją rozpacz w slow-motion.

Upadek na kolana.

Rozdarcie bluzy.

Płacz.

Powoli otwierające się usta i basowe, długie: NIEEEEEEE.

Tylko wyobraźcie, bo nie zrobiłam tego przecież w tłumie dzikich fanek. Podeszłam do tego spokojnie i logicznie wytłumaczyłam, kolejny raz uświadamiając sobie jak wysoki poziom pustogłowia, a jednocześnie niski strategii i planowania, reprezentuje moja osoba.

Odwróciłam się z zamiarem poobijania wszystkich po drodze do „Tarzanobota” (bo co innego miałam tam jeszcze robić?), ale niestety tłum wokół mnie jakimś magicznym sposobem musiał się przemieścić i chłopak, który wcześniej stał obok teraz zagradzał mi drogę do wyjścia.

Nagle uświadomiłam sobie:

TO

BYŁ

ON!

Double-szok. Prawie krzyknęłam. No wiecie– emocje! EMOCJE! TYLE EMOCJI!

Czekałam na to spotkanie jak siedzący na środku pustyni, beduin na kroplę wody, a tu znienacka podpłynęła do mnie duża, soczysta chmura i zlała wodą od góry do dołu.

Widząc szok na mojej twarzy (prawdopodobnie wyglądałam jak Sid z Epoki Lodowcowej, w większości ujęć) uśmiechnął się i wyciągnął rękę, tak jakby prosił mnie do tańca. Logika tej sytuacji była co najmniej kulawa i ze złamaną ręką, ale pozwólcie, że usprawiedliwię się tym, że walnął we mnie piorun miłości.

Tak, z tej chmury co przed chwilą oblała mnie deszczem.

Wracając jednak do historii, zabrał mnie do jakiejś salki zamykanej na klucz i dał karton. Aby się tam dostać musieliśmy pokonać ogromne legiony zdeterminowanych, żeby poznać jakiegoś jutubera, panien, ale na szczęście, żadna nie rozpoznała go pod tym kapturem. Na początku wydawało mi się to dziwne, ale kiedy przypomniałam sobie, że stał w odległości kilku centymetrów i uznałam go za randomowego chłopaka, przestałam tak sądzić.

 

 

– Ubierz się w to– powiedział podając mi zwyczajne, kartonowe pudło.

– TO SIĘ NIE DZIEJE! Uszczypnij mnie, proszę!- W końcu zdołałam się odezwać. Bogu dzięki, powiedziałam coś mądrego…

Uśmiechnął się znowu.

– Dzieje się jak dzieje. He he, suchy żarcik.

Ten tekst zdecydowanie mnie otrzeźwił. W śnie nie powiedziałby czegoś takiego. Myślę, że raczej byłoby to „To wszystko prawda co widzisz dookoła, moja księżniczko!”, potem upadłby na kolana no i wiadomo co dalej. A tu– NIESPODZIANKA! Suchy żarcik.

-Łazienka jest tam– wskazał drzwi tej samej marki co krzesło sprzed godziny.

Okej, muszę przyznać, że sytuacja była co najmniej dziwna, szalenie podejrzana i zachowywałam się wielce nieostrożnie, ale hormony ci wszystko wybaczą… Albo, za sprawą hormonów? Mniejsza o to.

Poszłam tam gdzie mówił i stwierdziłam, że łazienka to zdecydowanie zbyt dużo powiedziane. Ze standardowego wyposażenia dostrzegłam tylko jeden, zakamieniały kran wystający ze ściany. Serio, nie było nawet kafelek i pachniało świeżo kładzionym tynkiem. No ale czego się nie robi dla miłości?

Zakluczyłam drzwi i natychmiast otworzyłam karton, który wcześniej postawiłam na podłodze. Była w nim barokowa, zielona suknia wyszywana w kwiaty. Dokładnie taka o jakiej marzą dziewczynki w przedszkolu, ewentualnie infantylne kobiety przez całe swoje życie.

Sytuacja była już naprawdę abstrakcyjna, ale poziom mojej desperacji dawno przekroczył jakiekolwiek granice.

W sukienkę weszłam bez najmniejszych problemów– bycia deską się nie wybiera– a nawet miałam mały kompleks co do wiszących fragmentów, a że coś przecież z siebie zdjęłam to miałam czym wypychać.

Po całej skomplikowanej operacji dodania sobie objętości tu i ówdzie, doszłam do wniosku, że czasami moja głupota wypełnia wszystkie puste miejsca i zdecydowanie muszę wyjąć tę bluzę.

Po chwili, byłam już gotowa. Wzięłam telefon, przejrzałam się ze wszystkich stron, poprawiłam grzyweczkę.

-Alleluja i do przodu!- powiedziałam na głos.

-Nie– odparła Rzeczywistość.

Po otwarciu drzwi i pierwszym dynamicznym kroku, okazało się, że utknęłam w ramie. Czemu? Bo jak to barokowa sukienka, była na planie koła. Kurczę, pomyślałam, przecież się nie poddam. Złapałam za brzegi, lewą stronę podniosłam do góry, a prawą pchałam w dół i jakoś dałam radę przecisnąć się przez tę framugę.

Ufff!

Kiedy stanęłam już w miarę prosto zdałam sobie sprawę, że przecież nie byłam tam sama i pewnie on to wszystko widział.

Spojrzałam w stronę gdzie spodziewałam się go zobaczyć i z zażenowaniem odkryłam, że powstrzymuje śmiech. Zrobiłam się czerwona jak burak i czułam się bardzo niezręcznie, w tej komicznej sukni, po wpadce z drzwiami… WSTYD! Wszystko jednak się unormowało. Po chwili przełykania śmiechu i kilku głębokich wdechach, w końcu podszedł do mnie, wyciągnął rękę i zapytał:

– Mogę prosić do walca?

– Na normalny samochód Cię nie stać?

Ups. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Wygrałam konkurs na najlepszy suchar w sytuacji tak abstrakcyjnej, że kubizm jest oczywisty. On jednak znowu tylko się uśmiechnął i powiedział:

– Stać, ale jest zbyt mainstreamowy.

No i zaczęliśmy tańczyć tego nieszczęsnego walca.

Zdeptałam mu stopy tak, że każdy lekarz dostałby oczopląsu widząc na nich pięćdziesiąt twarzy moich butów, ale ogólnie, taka niezręczność była w pewien sposób ciekawa.

Kiedy w końcu nauczyłam się kroków, zaczęliśmy rozmawiać. Znaczy się, ja mówiłam mało, bo byłam dość nieśmiała, ale miło było go słuchać. Miał niski, przyjemny głos– dokładnie taki jak na filmikach z YouTube, a historie, które opowiadał miały taki naturalny wydźwięk. Nienachalnie budziły śmiech, zaskoczenie, czasem poruszenie, a jedna płynnie przechodziła w drugą tak jak dopływy zasilają rzekę, która wlewa się do morza. Opowiadał właśnie o nielegalnych wyścigach ślimaków, na których obstawiał, ryzykując, że pójdzie do więzienia (bohater), kiedy usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi…

Koniec

Komentarze

Hmmm. Nie przemówiło do mnie, może nawet nie zrozumiałam. Narratorka zbyt różna ode mnie, żebym miała szanse na wczucie się w jej doznania.

Myślniki izolujemy spacjami od reszty zdania. Obustronnie. Interpunkcja Ci kuleje.

Co chwile słyszałam westchnienia zachwytu,

Literówka.

a raz wszyscy wokół zaczęli wskazywać na sufit pokazując sobie robota

Powtórzenie i zgubiony przecinek – zawsze w zdaniach złożonych z imiesłowem.

aż zaczęły boleć mnie mięśnie czaszki.

Eeee… Ale czaszka nie ma mięśni. Z definicji.

Serio, nie było nawet kafelek

Kafelków.

 

Edit: Jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała; dlaczego bohaterka ma problem z wyjściem z łazienki w sukience, skoro do środka bez problemów wniosła kieckę w pudełku?

Babska logika rządzi!

Pomieszanie z poplątaniem. Bohaterka najpierw pokpiwa z uzależnionych od Internetu, potem okazuje się, że ona “też tak ma”. Jaka to impreza? Nie wiadomo… Poza tym, że jeśli tytuł miał sugerować “balon marzeń i wyobrażeń”, to spełnił tę rolę.

Przeczytałam, ale nie wiem, co Autorka miała nadzieję opowiedzieć. Tekst urywa się nagle, w połowie zdania i dlatego  mam wrażenie, że to nie jest opowiadanie, a zaledwie fragment. Jeśli jednak to wszystko, to niczego nie zrozumiałam.

Nie zauważyłam fantastyki.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. :-(

 

Każda osoba, która co­kol­wiek zna­czy­ła w in­ter­ne­cie, te­le­wi­zji a nawet szkol­nym radio… – Każda osoba, która co­kol­wiek zna­czy­ła w In­ter­ne­cie, te­le­wi­zji a nawet szkol­nym radiu

 

co w po­łą­cze­niu z ogro­mem tech­no­lo­gii jaki spo­ty­ka­łam na każ­dym kroku… – Gdzie można spotkać ogromną technologię?

 

który wspi­nał się po ru­rach aż na sam szczyt hali. – Hala nie ma szczytu, hala ma strop.

 

Za­uwa­ży­łam, że pocą mi się ręce i w duchu prze­klę­kłam… – Literówka.

 

ist­nia­ło duże praw­do­po­do­bień­stwo, że kre­ski od­bi­ły mi się u na­sa­dy po­wie­ki. – W którym miejscu powieka ma nasadę?

 

Ro­zej­rza­łam się uważ­nie w po­zor­nie przy­pad­ko­wo zło­żo­nym tłu­mie. – Czy można złożyć tłum?

 

więc stały jak naj­bar­dziej nie­ru­cho­mo… – Na czym polega stanie nieruchomo bardziej lub mniej?

 

prze­su­wa­ły się mię­dzy sobą ni­czym duchy, pra­wie bez­do­ty­ko­wo. – Jak poduszkowce?

 

Wszyst­kie też wcią­ga­ły brzuch… – Wszystkie wciągały jeden brzuch?

 

spoj­rza­łam w prawo. Od­wró­ci­łam głowę i spoj­rza­łam jesz­cze raz. – Powtórzenie.

 

nie wi­dział laski wpa­tru­ją­cej się w niego jak gru­ba­ski na żar­cie w Maku. – W prozie, przypadkowe rymy nie są pożądane.

 

Cze­ka­łam na to spo­tka­nie jak sie­dzą­cy na środ­ku pu­sty­ni, be­du­in na kro­plę wody… – Cze­ka­łam na to spo­tka­nie, jak sie­dzą­cy na środ­ku pu­sty­ni Be­du­in na kro­plę wody

 

wska­zał drzwi tej samej marki co krze­sło sprzed go­dzi­ny. – Co to jest krzesło sprzed godziny i o jakiej marce mowa?

 

Po­szłam tam gdzie mówił i stwier­dzi­łam… – Gdzie chłopak mówił i dlaczego ona tam poszła?

Po­szłam tam, dokąd powiedział i stwier­dzi­łam

 

Na nor­mal­ny sa­mo­chód Cię nie stać?Na nor­mal­ny sa­mo­chód cię nie stać?

Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listowanie.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zastanawiam się, na ile (pomijając warsztat i wytknięte już błędy) ten tekst oddaje obraz dzisiejszych dwunasto– i czternastolatek. Czy ma pokazać ich zakręcenie na punkcie Internetu, blogosfery, social media? Szukam tu czegoś głębszego. Jednak nie znajduję. A może to miała być satyra? Jeśli o mnie chodzi, to też mnie to nie rozbawiło w żaden sposób. 

Nie rozumiem tego opowiadania.

Dodatkowo (też już wspomniane) dochodzi brak fantastyki, brak zarysowania świata (choćby wskazany przez Adama brak nawet zdawkowej informacji co to za impreza). Mamy tylko egzaltowaną małolatę, której się wydaje, że ciężko pracuje lajkując (paskudne słowo, ale najlepiej oddaje sytuację) i komentując. 

I to urwanie w połowie zdania. Dodaje potężną cegłę do  braku zrozumienia tekstu. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Chłopacy (…), są rzadsi niż białe nosorożce w centrum Radomia. Wiecie ile ich tam jest?

Zależy, gdzie szukać. Parę by się nosorożców-albinosów znalazło, szczególnie po lepszej imprezie ; )

A już tak bardziej na poważnie: mam nadzieję, że „podmiot liryczny” tekstu to głos całkowicie wyabstrahowany z rzeczywistości i niemający zbyt wiele wspólnego z przemyśleniami samej autorki. Chaos w tym opku „miażdy klatę” – ale na pocieszenie dodam: są też miejsca, które wzbudziły na mym z reguły marsowym obliczu lekkie, niezobowiązujące „śmiechanko”. Przykład podałem powyżej. Może następnym razem napiszesz coś bardziej dopracowanego? Byłoby fajnie… – bo, wydaje mi się, potencjał masz. Pzdr.

...always look on the bright side of life ; )

Błędy poprawię jak będę miała dostęp do komputera. Bardzo dziękuję za ich wytknięcie. :)

@Finkla pomyślę o tej sukience :D

 @AdamKB taka logika hipokryzji jest charakterystyczna dla wielu osób ze środowiska jakie opisuję i dokładnie to chciałam uchwycić. Uważam, że konkretne umiejscowienie tego nie ma sensu bo i tak fabuła jest chaotyczna i miejsce powinno do niej przystawać. A co do tytułu to miał to sugerować, bo to opowiadanie ma drugie do kompletu, które nosi tytuł Igła :D

@śniąca @regulatorzy Generalnie celem było, żeby tekst był nielogiczny i niejasny; co do klasyfikacji to nie zaliczam go nigdzie, bo staram się pisać na co mam ochotę i tyle. Ostatnio wniknęłam bardziej do takiego środowiska i uchwyciłam to, że każdemu się wydaje się jak bardzo jest wyjątkowym fanem, zauważanym przez swojego idola, a tak niestety nie jest. To są abstrakcyjne marzenia, nie do spełnienia i cały bezsens ma o tym świadczyć, a zakończenia nie ma, bo jak wspominałam, jest drugie opowiadanie do kompletu.

@jacek001 Chaos był zamierzony, a co do moich doświadczeń w tej kwestii, to mam niejakie, ale raczej je rozumiem niż przeżywam. Dzięki za miłe słowa :)

I oczywiście wszystkim dziękuję za słowa krytyki :)

Nie jestem czternastolatką i nie pamiętam już, jak to jest (zresztą jak ja byłam czternastolatką to opisywane zjawiska nie miały jeszcze miejsca…), więc podobnie jak przedmówcy muszę z żalem przyznać, że wielu rzeczy prawdopodobnie po prostu nie zrozumiałam. Sposób myślenia i postępowania narratorki, opisywane emocje – to wszystko dla mnie czarna magia.

 

Nawet jeżeli tekst miał być chaotyczny, to z mojego punktu widzenia jako czytelnika jest to wada. Nie wiem, co opowiadanie miało przekazywać, bo tutaj nawet trudno mi wyłowić jakąś konkretną historię. Bohaterka idzie na jakąś imprezę (nie wiemy jaką), żeby spotkać popularnego jutjubera, po czym przypadkiem znajduje go w tłumie, ten nie wiedzieć po co ciągnie ją do jakiejś komórki, gdzie ma właśnie na taką okazję zachomikowane pudełko z damską odzieżą (co chyba nie za dobrze o nim świadczy…) a potem w tejże komórce prosi obcą dziewczyną do walca.

Czy to był sen głównej bohaterki? Dopiero w swoim komentarzu piszesz o “abstrakcyjnych marzeniach”, a z tekstu nie wynika, o co chodzi. Brak zakończenia potęguje zagubienie czytelnika.

 

Językowo nie jest źle, zwłaszcza jeśli wziąć poprawkę na to, że próbowałaś pisać z typową dla nastolatki-bohaterki egzaltacją. Niemniej irytowały mnie niektóre porównania i metafory, nie zawsze trafione i nie zawsze na miejscu.

 

Zdarzają Ci się ponadto drobne potknięcia, np. interpunkcyjne:

“Czekałam na to spotkanie jak siedzący na środku pustyni, beduin“ – czemu przecinek przed beduinem?

 

…albo innego rodzaju:

“Serio, nie było nawet kafelek” – to akurat najbardziej mi się rzuciło w oczy, jakkolwiek już wcześniej zostało wspomniane.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Mam kontakt z młodzieżą w tym wieku – ich dialogi są tu nawet dość łagodnie ujęte. Jakieś tam przecinki wychwyciłem, ale przez ten tekst przebija się bardzo duża sprawność ubierania myśli w słowa i snucia historii. Jakby jeszcze temat był fajny – wróżę bardzo dobre opowiadanie.

A to – jest po prostu takie sobie, przyjemne, lecz o niczym. Ściągnął mnie tytuł – bo sam mam na koncie opowiadanie z balonem jako głównym atrybutem – jednak tutaj hm… nie znalazłem potwierdzenia swoich wyobrażeń. Może brakuje dwóch-trzech zdań przed opowiadaniem, w których powiesz o tekście, czego można się spodziewać?

Czytałem i czytałem, i choć miejscami odnosiłem wrażenie, że Autorka byłaby w stanie napisać coś porządnego, to tego określenia w stosunku do powyższego tekstu nie śmiałbym użyć. :(

Sorry, taki mamy klimat.

To wygląda bardziej jak fragment niż samodzielne opowiadanie. Ale jako obraz psychiki czternastolatki jest to całkiem interesujące. Ciekawie jest podejrzeć cudzą – szczególnie tak egzotyczną – psychikę od środka.

Nowa Fantastyka