- Opowiadanie: empatia - Truskawkowy amok

Truskawkowy amok

Zakwitło spontanicznie, zaowocowało wymaganą liczbą znaków, dojrzało szybko i wydaje się być zdatne do spożycia. Zapraszam do degustacji.

Bemik pięknie dziękuję za wsparcie przy odchwaszczaniu grządki. Z perzem samemu ciężko by było sobie poradzić. Ukłony.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Truskawkowy amok

Prolog

Ciszę na sali przerwało głośne uderzenie dokumentów o stół.

– Toż to są jakieś dyrdymały!

– Panie ministrze, proszę się zachowywać. Nie jesteśmy u pana w resorcie – zareagował natychmiast premier.

– Dziękuję – wtrąciła szybko minister zdrowia, uśmiechając się do szefa – nie można po minucie oceniać dokumentu. Jemu się nawet nie chce czytać.

– Za pozwoleniem – uniósł się minister rolnictwa. – Jak widzę analizę przedłożoną przez panią perfekcjonistkę, w której od pierwszych zdań imputuje się, że nie poznaliśmy do końca zasad działania naszego układu nerwowego i hormonalnego, to mi się nie chce dalej męczyć wzroku. W końcu mamy dwudziesty pierwszy wiek. Nie można ludziom wciskać ciemnoty, że nie wiemy, jak funkcjonuje nasz organizm.

– I tu się pan myli … – przerwała mu natychmiast kobieta. Pomruki dobiegające z różnych stron: „oczywiście, że się myli; jaka z niej perfekcjonistka”, „ciemny naród kupi wszystko” i tłumione śmiechy trochę ją wybiły z natarcia. Kontynuowała jednak:

– Wiadomo nie od dziś, że pestycydy mają wpływ na system odpornościowy, hormonalny i nerwowy. Mogą też powodować raka. Są też jedną z przyczyn zaburzeń rozwojowych. Bakterie i wirusy nieustannie mutują, ciągle nas zaskakując. Nie możemy dłużej tego ignorować. Dotychczas Polska była jednym z nielicznych europejskich krajów, wolnych od skażenia herbicydami. Roundup niestety staje się powoli i naszą zmorą. Minister środowiska może potwierdzić.

– Uhmy – potwierdził wywołany, przełykając truskawkę. Gdy minister zdrowia zaczęła przewiercać go wzrokiem, dodał:

– Jednakowoż, więcej pestycydów wwozimy na owocach i warzywach z importu…

Minister rolnictwa uśmiechnął się i wyprostował. Z satysfakcją sięgnął po owoc i patrzył wyzywająco. Kobieta nie wytrzymała i przerwała:

– Już się koledzy dogadali. Bardzo dziękuję. Widzę, że resort ochrony środowiska to już tylko z nazwy…

– Nie zaczynajcie się znowu kłócić – przerwał tym razem premier. – Pani minister, nic nie poradzimy, że ludzie lubią kupować ładne, kształtne produkty. Rolnicy na całym świecie konkurują o uwagę konsumentów. Wiem, że resort wnioskuje o kontrolę nad importowaną żywnością, ale mamy wspólny rynek, a ludzie chcą mieć wybór. Nie możemy ograniczać konkurencji.

 

Adam i Ewa

Odkąd Ewa pojawiła się w dziale kreatywnym nie mógł skupić uwagi na żadnej naradzie. Siedziała naprzeciwko i obserwowała go nieustannie. Szukała kontaktu wzrokowego. Uśmiechała się, gdy ich spojrzenia się spotykały. A on? Mimo wrodzonej pewności siebie, zachowywał się jak gówniarz. Spuszczał wzrok. Bał się odwzajemnić uśmiech.

Skąd ten cholerny wstyd? Dotąd nie przeszkadzały mi biurowe podchody – kto pod kim i takie tam…

Fakt, że zawsze kontrolował sytuację i własne emocje, sprawiał, że gierki z podtekstem erotycznym traktował wyłącznie jako narzędzie, a nie cel. Ona jednak była inna. Zmysłowa kobieta o niemal idealnym ciele. Bezwstydne spojrzenie, które wyrażało niezbicie, że dziewczyna wie, czego chce i jest niemal pewna tego, że dostanie wszystko, czego zapragnie.

Podczas spotkań czuł delikatne dotknięcia stopą. Z pozoru przypadkowe, jednak dziwnie skorelowane z kącikiem ust Ewy. Miał pewność, że robiła to celowo, ale nie reagował.

Tego dnia dziewczyna niemal nie zwracała na niego uwagi. W gruncie rzeczy Adam cieszył się z tego faktu. Sam koncentrował się bardziej na wielkim półmisku truskawek, który stanął między nimi. Zerkał jednak na jej smukłe dłonie i skupiony wzrok.

Nie były to pierwsze truskawki tego roku, jednak te leżące przed nimi zdawały się wyjątkowo słodkie i soczyste. Nie potrafił się opanować. Miały w sobie to coś, co powodowało, że myślał tylko o oderwaniu następnego owocu od szypułki i zaspokojeniu podniebienia kolejną falą rozkoszy.

Ich spojrzenia skrzyżowały się dopiero wówczas, gdy między nimi została ostatnia truskawka. Długo mierzyli się wzrokiem. Sądząc po delikatnym ruchu powiek, podobnie jak on, gotowała się do bitwy o ostatnią dawkę słodkiego narkotyku. Czuł, że i ona wahała się przez chwilę. Duch dziecięcej rywalizacji? Przyzwoitość? Ambicja?

A niech to! Kto zjada ostatki, ten ma jędrne pośladki.

Musiała pomyśleć podobnie, gdyż pozbywszy się wątpliwości, szybko wyciągnęła rękę po czerwony rarytas. Ich dłonie zderzyły się nad półmiskiem. Adam był o ułamek sekundy szybszy, jednak nie zdołał sięgnąć owocu. Poczuł paznokcie niemal przebijające skórę na wierzchu dłoni. Spojrzał na zadbane zwykle pazurki koleżanki. Opuszki palców miała zabarwione sokiem. Ciemne plamy pod paznokciami wyraźnie kontrastowały z bielą wyrysowaną przez manikiurzystkę. Wszystko to wyglądało bardzo nieestetycznie. Mimo tego zapragnął chwycić jej dłoń i wyssać z każdego palca resztki truskawek.

Ale to właśnie ta dłoń bezpardonowo skarciła jego. Głośne plaśniecie było słyszalne na tyle, że niemal wszyscy na sali spojrzeli w ich stronę. Dostrzegł to szybciej, przegrawszy bitwę. Ewa zreflektowała się kilka sekund później, trzymając w jednej ręce szypułkę, a w drugiej nadgryzioną truskawkę.

Przez chwilę obserwował jeszcze, jak kropla soku, zbierająca się tuż pod owocem, za chwilę spłynie po kciuku Ewy. Z bólem stwierdził, że nie da rady skorzystać z resztki rozkoszy, która niechybnie miała się zmarnować. Nie miał zresztą szansy na dalsze kalkulowanie.

– Czy ja wam nie przeszkadzam? – Głos prezesa był stanowczy.

Widać, że nie dał się opanować truskawkowemu szaleństwu. Nie rozumie nas. Fatalnie.

– To już wiemy, kto zajmie się promocją krajowej żywności na rynku wewnętrznym – stwierdził z szyderczym uśmieszkiem Stary. – Zarządowi bardzo zależy na tym projekcie. Resorty zdrowia i rolnictwa wyłożyły olbrzymie pieniądze na kampanię i oczekują wyraźnych efektów. Chyba nie muszę uprzedzać, że takie projekty to być albo nie być dla agencji. Kto zawali, kończy karierę. Nie ma przebacz. Ale widzę, że nasi najlepsi kreatywni są w formie i podejmą rękawicę. Nie mylę się, prawda?

Otrzeźwienie przyszło błyskawicznie. Adam za długo pracował w tej firmie, aby nie wiedzieć, w co się właśnie wpakował. Stary rzadko kiedy zmieniał decyzje. Ewa nadal musiała być w truskawkowym transie albo miała bardzo duże parcie na sukces. Fakt, ryzykowne projekty otwierały często drogę do kariery. Częściej jednak ją kończyły.

– Oczywiście, panie prezesie. Jakie mamy ograniczenia? – zapytała trzeźwo, uśmiechając się szczerze. Na białych zębach wciąż widać było ślady truskawkowej orgii.

Gdy zerknęła na Adama, ten szybko przejechał językiem po siekaczach, by pokazać, że powinna uprzątnąć miejsce zbrodni. Puściła do niego oko i wykonała podobny, jednak bardziej pociągający zabieg, delikatnie rozchylając usta.

– Nie macie żadnych – odpowiedział bez wahania prezes.

*

Siedzieli w biurze do późna, analizując możliwości zaplanowania każdej fazy kampanii. Oboje czuli już zmęczenie i napięcie związane z brakiem wyraźnej koncepcji. Każdy wiedział, że produkty rolne na krajowym rynku są obiektami bez potencjału. A zdrowa żywność, czy moda na zgrabną sylwetkę, to były już tak ograne tematy, że wymyślenie czegoś wymagało niebywałej finezji.

Gdy Ewa oparła głowę na jego ramieniu w geście zrezygnowania, poczuł zapach truskawek. Jakim cudem wciąż się utrzymywał?

Zadrżał, a ona spojrzała na niego zdziwiona. Szybko jednak uśmiechnęła się. Wówczas dostrzegł w kąciku jej ust czerwień, różniącą się od koloru szminki, a także ziarenko truskawki wciąż tkwiące między zębami. Potem zobaczył plamkę z soku na białej bluzce, znajdującą się blisko dekoltu. Wiedział już, czego pragnie. Truskawkowy amok wracał. Dobijał się nachalnie do jego podświadomości. Uległ bez walki. Ona również. Biuro na godzinę zmieniło się w miejsce, w którym materializowały się seksualne fantazje. Dzikie, soczyste, gęste i słodkie.

Adam zgniatał ustami truskawkowe wargi Ewy, kąsał łapczywie truskawkowe sutki, oblizywał brodawki. Truskawkowe łono i róg obfitości dopełniły koncepcję truskawkowego szaleństwa. Tak przynajmniej się wydawało.

– Masz ochotę na jeszcze? – spytała, gdy przed dziesiątą wyszli na ulicę i zobaczyli starowinkę, która tuż przed siedzibą ich firmy wciąż handlowała truskawkami.

– Trochę to straszne, ale tak. Mam wielką ochotę na jeszcze. Poza tym boję się, że jak ich nie kupimy, pożremy siebie nawzajem.

 

Jaś i Małgosia

Ciotka Jagoda była niesamowitą kobietą. Witalność ponad lata i fantazja w kuchni. Smakowitymi konfiturami, które pozwalała wybierać palcem prosto ze słoika i owocowymi ciastami przekonała do siebie dzieci. Pociechy mówiły do niej babciu, choć nie byli spokrewnieni. Anna z sympatii nazywała staruszkę ciocią.

Zawsze, gdy Anna wracała z pracy, już od wejścia do kamienicy próbowała zgadnąć, co babcia Jagoda upichciła dla dzieciaków. W tym tygodniu mieli zacząć robić dżem z truskawek. Dzieci były podekscytowane. Opiekunka wyznaczyła im ważne zadanie umycia owoców.

Sezon był w pełni. Truskawki uśmiechały się na każdym rogu, na byle straganiku. Kupowało się je tonami i jadło bez opamiętania. Sezonowy nałóg przedłużany pasją przetwórstwa domowego i przemysłowego, stał się jednak w tym roku dla wielu ludzi przedmiotem bacznej uwagi, wręcz podejrzany. Sanepid nad wyraz często informował o konieczności dokładnego mycia owoców i kupowaniu ich z zaufanego źródła. Publikowano wyniki kontroli, jawnie piętnując fabryki naruszające normy czystości i brak certyfikatów od dostawców.

Sieć zapełniła się dziwnymi filmami. Anna nie miała czasu, by serfować i zajmować się nową manią na kręcenie amatorskich horrorów. Słyszała jednak o nich coraz częściej. Znajomi z pracy opowiadali niestworzone historie. Z dnia na dzień Anna obserwowała narastającą psychozę i lęk przed jedzeniem owoców.

Społeczne organizacje alarmowały informacjami o mutacjach grzybów i bakterii, które przez lata traktowane były coraz mocniejszą chemią. Jednak sugerowanie, iż pierwotne organizmy mogą wpływać na ludzką psychikę wkładała między bajki.

Jednak, gdy minister rolnictwa razem z minister zdrowia zaapelowali o ostrożność i zwracanie uwagi na nietypowe zachowania, zaczęła odczuwać emocjonalny dyskomfort. Na nic się zdawały uspokajające komunikaty rodzimych producentów, iż unijne regulacje bardzo restrykcyjnie traktują wymogi bezpieczeństwa żywności, a krajowa produkcja jest jedną z bezpieczniejszych w Europie. Wprowadzony zakaz importu chińskich truskawek był jednak czytelnym sygnałem, że owoce dostępne w sprzedaży nie były dotąd bezpieczne. Wreszcie dostrzeżono, że liberalizacja handlu międzynarodowego stała się pułapką demokratycznego świata. Anna nie wierzyła, że służby sanitarne kontrolują choćby część produktów, które znalazły się w sprzedaży.

Idąc schodami, próbowała zidentyfikować zapach. Był słodki. Wyczuwała truskawki, ale i coś jeszcze. Nie potrafiła tego zdefiniować, ale im bliżej mieszkania, tym bardziej stawał się mdlący.

Gdy otworzyła drzwi, uderzyła ją nie tylko duszna fala, ale i cisza. Nigdy tu taka nie panowała. Nie słyszała nawet telewizji, która usprawiedliwiała czasem bezgłośne zachowanie dzieci.

– Halo?

Ciszę zakłócił dziwny dźwięk dochodzący z kuchni.

No jasne. Dzieciaki przepadły w kuchni. Truskawkowe szaleństwo.

Pomyślała, że musieli jej nie usłyszeć. Brak odpowiedzi wyraźnie na to wskazywał. Anna postanowiła ich zaskoczyć. Cicho przeszła korytarzem prowadzącym do kuchni. Za rogiem znajdowało się wejście bez drzwi. Ciotka Jagoda nigdy ich nie wstawiła, twierdząc, że kuchnia jest kluczowym miejscem w mieszkaniu i nie należy go izolować. Anna uważała, że zapachy w domu każdej gospodyni, świadczą o niej najlepiej. To dlatego czuła się tu zawsze bezpiecznie i dobrze.

Próbowała przywoływać w myślach pozytywne uczucia, by zagłuszyć narastający lęk, wykreowany przez ostatnie doniesienia prasowe i sceny z horrorów podsyłanych przez znajomych. Nigdy ich nie oglądała w całości. Klatkowała, by wiedzieć z czym ma do czynienia. Dziś wszystkie obrazy wracały jak koszmar tego lata.

Zobaczyła ciotkę Jagodę stojącą tyłem do wejścia, która płynnym ruchem kręciła rączką maszynki do mielenia.

Nie wiedziałam, że ciotka idzie na łatwiznę. Zawsze mówiła, że rozgniata owoce tłuczkiem w garnku, chlapiąc przy tym niemiłosiernie.

Mimo nowej techniki kuchenny stół i ściana i tak były ubrudzone sokiem. Na lewo stał na palniku sporej wielkości saganek. To z niego wydobywał się ten dziwny aromat. Po prawej stronie w równym rzędzie ustawiono wiadra, w których ciotka zwykle myła owoce. Teraz pełne były gęstego czerwonego musu. W momencie, gdy Anna kątem oka dostrzegła na blacie tasak i dwa spore noże, staruszka odwróciła się z miską pełną czerwonej mazi, którą przelała z głośnym pluskiem do wiadra.

Anna dostrzegła błędne spojrzenie. Babcia Jagoda wydawała się być w dziwnym transie. Patrzyła niewidzącymi oczyma. Anna wybiegła z kuchni i zaczęła przeszukiwać pokój po pokoju, wołając:

– Jasiu?

– Małgosiu?!

– Dzieci?!?!

Biegiem wróciła do kuchni. Z lękiem znów spojrzała na wiadra, noże i maszynkę do mielenia mięsa. Złapała ciotkę za ramiona i, potrząsając nią coraz mocniej, krzyczała:

– Gdzie one są? Gdzie są moje dzieci?!

Ciotka spojrzała wreszcie jej w oczy, ale Anna nie odniosła wrażenia, by staruszka ją poznała. Była jak zahipnotyzowana.

– Dzieci? – odpowiedziała babcia Jagoda pytaniem na pytanie. – To nie były dzieci. Te potwory zjadły mi połowę truskawek. Musiałam je odzyskać.

 

Bolek i Lolek

Karol siedział w kucki, oparty o drzwi łazienki. Krótkie, urywane oddechy świadczyły o niedawnym wysiłku. W drżącej prawicy ściskał kurczowo kamerę. Lewą ręką trzymał latarkę. Konsekwentnie realizował zapisy umowy, pomimo tego, że nic już nie wydawało się sensowne. Świat zwariował.

Chłopak nie wytrzymał. Pociekły mu łzy, skraplając się na czubku nosa. Długie, gęste włosy tworzyły szpaler odgradzający go od świata, którego nie akceptował. Był tam tylko on, kamera i latarka. Wiedział, że powinien wytrzymać jeszcze trzy minuty. Kontrakt opiewał na trzydziestominutową transmisję on-line.

– Jeśli ktokolwiek mnie jeszcze ogląda… – siąknął nosem, zaciągając przy okazji czerwony skrzep, który do złudzenia przypominał rozgniecioną truskawkę. Zachłysnął się, a kiedy opanował kolejną falę spazmatycznego płaczu, dodał:

– Myjcie owoce! A najlepiej nie kupujcie tych z importu.

 Przerażający huk zza drzwi spowodował odruchową ucieczkę w odległy kąt łazienki. Kamera wypuszczona z dłoni, wróciła na miejsce. Karol otarł rękawem policzki, odgarnął włosy. Obraz był niewyraźny. Niedoświetlone pomieszczenie i ciągle poruszająca się dłoń z latarką czyniła nagranie chaotycznym.

– Przepraszam – powiedział, zwracając się wprost do kamery. – Mój brat oszalał. Chce mnie zabić, bo zjadłem ostatnie truskawki. Aaaaaa…!

Przerażający krzyk Karola rozległ się chwilę po tym, jak od strony wejścia dobiegł dźwięk kolejnego uderzenia. Chłopak zwrócił latarkę i kamerę w kierunku zagrożenia. Z postrzępionego drewna wystawało ostrze siekiery, wbitej w drzwi. Zza nich dobiegało rzężenie i niezrozumiałe dźwięki.

*

Jeszcze pół godziny temu Karol, był znanym w sieci Lolkiem. Wesołym luzakiem, lubiącym wszelakie wariactwa. Nie wierzył jednak w to całe szaleństwo, które rozpętało się w Internecie i narastało od kilku tygodni.

Komunikaty o przepełnieniu szpitali psychiatrycznych, informacje o przerażających morderstwach pojawiały się na portalach społecznościowych niemal co godzina. Wiadomości telewizyjne, wypowiedzi polityków i coraz częściej pokazywane wywiady z salami sądowymi w tle wydawały się z dnia na dzień bardziej oderwane od rzeczywistości.

Sądy nie dawały wiary, by winę za brutalne morderstwa, czy gwałty przypisywać owocom z importu. W Internecie szerzyły się jednak teorie spiskowe, zgodnie z którymi sądy przestały być niezawisłe, gdy przestały zajmować się prawem, a wespół z rządem i służbami porządkowymi próbowały opanować narastającą panikę.

Lolek się tym nie przejmował. W gruncie rzeczy uważał, że przejmowanie się czymkolwiek jest obciachowe. Żył spokojnie, ciesząc plonami z upraw i sławą domorosłego filmowca.

Ludzie lubili słuchać odjechanych, filozoficznych wywodów, które nagrywali z Bolesławem w trakcie testowania kolejnych partii marihuany. Zawsze na takie okazje kupowali sobie coś dobrego. Delicje, ptasie mleczko, czasem ogórki konserwowe, czy papryczki chili. Wszystkie doznania prezentowali w sieci on-line, a potem umieszczali na youtube. Zarabiali na tym tyle, że dało się nieźle żyć, a z płaceniem łapówek policjantom nie mieli najmniejszego problemu.

Wiele ich spontanicznych zwrotów z niesamowitych konsumpcji przeszło już do kulinarnych annałów, jako wizjonerskie i bardzo kwieciste, słowne odwzorowanie doznań zmysłowych. Tak było i tym razem.

Truskawki były nieziemsko słodkie i soczyste. Ekstaza uderzała do głowy z siłą potęgowaną przez narkotyczne zamroczenie. Czuł, jak rozpływa się razem z owocem, który miażdżył w ustach. Raz za razem. Nie potrafił się oprzeć, nawet gdy brat powiedział, by nie jadł tak szybko. Chciał więcej. Tylko to się liczyło. Wszystkie naraz. Zapragnął stać się z truskawkami jednolitą masą. W końcu zanurzył całą twarz w ostatniej salaterce i pożerał je wraz z szypułkami.

Integrując się z truskawkowym musem, Lolek usłyszał przeraźliwy skowyt. Przez wylizaną szklaną powierzchnię naczynia, zobaczył brata z siekiera w jednym ręku i nożem w drugim.

*

Karol nie pamiętał już, kiedy pierwszy raz poproszono ich o komercyjnie testowanie produktów. Lolek i Bolek w ogóle mało pamiętali. Niewiele również wiedzieli o kwestiach rozpoznawalności w sieci, oglądalności, grupach docelowych i potencjale marketingowym. Liczyła się kolejna partia zielonego odlotu i nagrania. Byli artystami, których doceniano i dopieszczano bonusami za ciekawy performance.

Obecne zlecenie było dziwaczne. Za niemałe pieniądze poproszono ich o cykl audycji o żywności z importu. Bez mrugnięcia okiem podpisali klauzulę o świadomości ryzyka związanego z chemią spożywczą, która jest stosowana przy konserwacji owoców i pestycydach wykorzystywanych do zwalczania grzybów i szkodników. Wszystko to, co przeczytali tylko ich wówczas rozbawiło.

– Palanty nie mają pojęcia, czym pryskamy nasze zielsko.

– Pestycydy? Grzyby? Buhahaha.

– Też mi coś. Nie taki szajs braliśmy.

Karol odtworzył oczy. Zniknął obraz rozbawionego brata. Znów znajdował się w ciemnej łazience, a na zewnątrz panowała cisza. Ta cisza wydała mu się bardziej przerażająca niż ucieczka przed Bolkiem z pianą na ustach.

Nie zamierzał wychodzić z łazienki. Nigdy. Spojrzał na zegarek. Mógł spokojnie zakończyć transmisję.

– Jeśli ktokolwiek mnie słyszy. Wezwijcie pomoc. Mieszkamy na Mokotowie w bloku o numerze… – zawahał się, spuścił głowę. Dopiero po kilku minutach dodał:

– Nawet nie pamiętam numeru. Kochani, nie jedzcie owoców z importu. Nie palcie też chemii. Wyżera mózg. To moja ostatnia transmisja. Żegnajcie.

Wyłączył kamerę.

Siedział kilkanaście sekund ze zwieszoną głową, po czym ją podniósł, otarł łzy i uruchomił odtwarzanie. Na niewielkim wyświetlaczu zobaczył, jak Bolek ustawia sprzęt i siada obok niego, stawiając dwie pełne salaterki truskawek. Potem obaj skręcają jointy.

– Tia… – zaczął swoją zwyczajową przedmowę. Zaciągnął się i z błogim uśmiechem wypuścił po kilkunastu sekundach chmurę dymu w stronę kamery. – Witamy w świcie Bolka i Lolka.

– Sie wie… – dodał Bolesław.

– Dziś dowiedzieliśmy się, co to są pestycydy i cały ten szajs, który leją na owoce i warzywa, przywożone do naszego pięknego kraju – powiedział na jednym wydechu. By kontynuować zaciągnął się ponownie i dodał:

– Nasz rząd boi się, że to może źle wpływać na naszą psychikę. My dziś pokażemy, że Polak jest twardy i owoców z zagramanicy się nie boi. A do chemii przystosowaliśmy się doskonale.

 

Epilog

Ryszard zatrzymał nagranie w momencie, gdy chłopak z bitą śmietaną na twarzy brał zamach, trzymając w ręku siekierę.

Prezes był wściekły. Gdy wyjeżdżał z kraju nic nie wskazywało, że po powrocie zastanie taki pasztet. Zaufał człowiekowi, którego znał od lat.

– Ile musieliście zapłacić temu idiocie, żeby ganiał brata z tasakiem do mięsa? A tej staruszce, która gotowała truskawki z wołowiną? Jak dużo poszło takich filmów w eter?!

Dwoje podwładnych siedziało przed nim ze spuszczonymi głowami.

– Dwadzieścia siedem. – Usłyszał od mężczyzny.

– Kurwa! – Stary nie wytrzymał. – Czy wy w ogóle wiecie, w co nas wpakowaliście? Dziś rano byli u mnie ludzie z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

– Prezes mówił, że nie mamy ograniczeń – odezwała się Ewa, podnosząc głowę. Spojrzała Ryszardowi w oczy, uśmiechając się. – Poza tym wszystko uzgodniłam z minister zdrowia.

– Ale jak podpisywałem zgodę na kampanię viralową i cały ten pieprzony ambient, nie miałem pojęcia, że pojedziecie po bandzie!

Koniec

Komentarze

Ostanie zdanie zamknąłbym wykrzyknikiem. Chyba że szefowi tak szybko przeszedł wkurw totalny… :-)

Eskalacja taka, że przestałem widzieć w tym horror, zobaczyłem połowiczną jego parodię. Co nie zmienia faktu, że łyknąłem jednym ciągiem i z zaciekawiona przyjemnością.

Dla mnie jak najbardziej opowiadanie utrzymane w konwencji horroru, trochę bezsensownego, bo w tle truskawki, ale jednak wzbudzającego dreszczyk. Kolejne scenki uświadamiają czytelnikowi, że to wcale nie takie niewinne owoce. Do tego groza rozprzestrzeniana przez Internet. No i końcowy twist, który całkowicie zmienia perspektywę opowiadania i wyłamuje się z fantastyki, wzbudzając jeszcze większy strach, bo manipulowanie tym, co jest prawdziwe albo wyssane z palca, dla mnie jest okropne i niestety jak najbardziej rzeczywiste..

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Ciekawy pomysł, ładnie wpisuje się w konkurs. Kto by pomyślał, że z truskawek można tyle wycisnąć. Twist na końcu zaskakuje. Podobało mi się. :-)

Jednak, gdy minister rolnictwa razem z ministrem zdrowia zaapelowali o ostrożność

Na początku minister zdrowia była kobietą! ;-)

Ani Lolek, ani Bolek w ogóle mało pamiętali.

Zgrzyta mi to zdanie. Albo “ani, ani nie pamiętali”, albo “i, i mało pamiętali”.

Babska logika rządzi!

Adamie,

Wykrzyknik jak najbardziej dodaję:)

Zgadzam się również z oceną. Epizody w zasadzie miały wzbudzić dreszczyk; naruszyć bezpieczne i miłe skojarzenia. Na prawdziwy horror może kiedyś się porwę;) Fajnie, że opko weszło bez bólu :D

 

Bemik, 

Stokrotne dzięki. Własnie na taką interpretację tekstu liczyłem.

 

Finklo,

Z myślą o Tobie truskawek nie dosładzałem :p

A tak poważnie. Także cieszę się z opinii. Kilka dni myślałem nad tym, co można wycisnąć z tych truskawek i nic. Dopiero weekend i rozprężenie przyniosło nawał skojarzeń i wenę.

Błędy poprawiłem. Dziękuję za czujność.

 

Drogie Panie, dziękuję również za punkciki.

 

Serdeczności dla Was troje.

empatia

Straszne! No, po prostu straszne! W dodatku dreszczyki emocji przesmykiwały się tędy i owędy.

Niniejszym oświadczam, że powzięłam zamiar, iż jutro nie kupię truskawek. Jednakowoż nie gwarantuję, że wytrwam w tym postanowieniu. ;-)

 

Sam kon­cen­tro­wał się bar­dziej na wiel­kim pół­mi­sku tru­ska­wek, które sta­nę­ły mię­dzy nimi.Sam kon­cen­tro­wał się bar­dziej na wiel­kim pół­mi­sku tru­ska­wek, który sta­nął mię­dzy nimi.

Między nimi stanął półmisek, truskawki na nim leżały.

 

Potem zo­ba­czył plam­kę z soku na bia­łej bluz­ce, tuż nad de­kol­tem. – Dekolt, to wycięcie w sukni lub bluzce, odsłaniające np.: szyję, ale także ramiona, piersi czy plecy. W jaki sposób plamka soku mogła być jednocześnie na bluzce i nad dekoltem? ;-)

 

Anna nie wie­rzy­ła, że służ­by sa­ni­tar­ne kon­tro­lu­ją choć­by część pro­duk­tów, jakie zna­la­zły się w sprze­da­ży. – …które zna­la­zły się w sprze­da­ży.

 

Był słod­ki. Wy­czu­wa­ła tru­skaw­ki, ale było w nim coś jesz­cze. Nie po­tra­fi­ła tego zde­fi­nio­wać, ale im bli­żej była miesz­ka­nia, tym bar­dziej sta­wał się mdlą­cy. – Powtórzenia.

Może: Był słodki. Wy­czu­wa­ła tru­skaw­ki, ale i coś jesz­cze. Nie po­tra­fi­ła tego zde­fi­nio­wać, jednak im bliżej miesz­ka­nia, tym bar­dziej sta­wał się mdlą­cy.

 

Chło­pak skie­ro­wał la­tar­kę i ka­me­rę w kie­run­ku za­gro­że­nia. – Dwa grzybki w barszczyku.

Może: Chło­pak zwrócił/ ustawił la­tar­kę i ka­me­rę w kie­run­ku za­gro­że­nia.

 

Zza nich do­bie­ga­ło rzę­że­nie i nie­zro­zu­mia­łe, char­czą­ce dźwię­ki. – Dźwięki charczały? ;-)

Może: Zza nich do­bie­ga­ło rzę­że­nie i nie­zro­zu­mia­łe, char­kotliwe dźwię­ki.

 

Nie wie­rzył jed­nak w to całe sza­leń­stwo, jakie roz­pę­ta­ło się w In­ter­ne­cie i na­ra­sta­ło od kilku ty­go­dni. – …które roz­pę­ta­ło się w In­ter­ne­cie

 

Żył na swo­ich eko­lo­gicz­nych upra­wach i pasją two­rze­nia ama­tor­skich fil­mów. – Nie rozumiem tego zdania. :-(

 

Dziś do­wie­dzie­li­śmy się, co do są pe­sty­cy­dy i cały ten szajs… – Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nieczęsto zdarza mi się nie wiedzieć co napisać. A teraz nie wiem. No bo z jednej strony duże "łeeee", że nie horror, a z drugiej – bardzo dobry pomysł i wykonanie. Z trzeciej strony nieco zbyt dużo politykowania i marketingowania a za mało soczystych kawałków, lecz z czwartej – świetna puenta. Z piątej strony zbyt sugestywne na pastisz, a z szóstej – za mało prawdopodobne, by traktować zupełnie serio. Ech, mogę te strony mnożyć tak długo, że zrobi się niemal kuliście, ale nie przybliży mnie to do jakiejś konkretnej, jednoznacznej opinii… Cóż, to dobry, ciekawy tekst. Czy bardzo dobry, tego nie wiem. Jeszcze. Może potrzebuję trochę czasu, by seę z Twoim opowiadaniem oswoić. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Regulatorzy,

Pięknie dziękuję za czujność. Błędy wyeliminowane, za wtopy wstyd. Jak ja ten dekolt wydumałem?;) 

Jeśli chodzi o apetyt na truskawki, to przykro mi, ale przywołując klasyka – taki mamy konkurs;)

Już po pierwszej informacji o nowej konkurencji czułem, że efektem portalowej twórczości będzie mniejsza skłonność do konsumpcji. Wówczas jednak nie przypuszczałem, że się do tego przyczynię.

 

Thargone,

Nie uwierzysz, ale kulistość Twojego sześcianu, bardzo mi się podoba. Znaczy, że opko wyszło mi nieszablonowe i nie pozwoliło przejść czytelnikowi obojętnie. To miłe.

Jeśli chodzi o politykowanie, to był to jedynie środek, a nie cel. Prolog w takim kształcie wydawał się dobrym sposobem na przekazanie podstawowych informacji o źródle problemów.

 

Dziękuję Wam oboju za przeczytanie i obszerne opinie.

empatia

Jak zwykle cieszę się, jeśli pomogłam.

A dekolt… No cóż, może to prawda, że niektórzy, myśląc o dekolcie, tracą głowę… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Regulatorzy nieodmiennie mnie zachwyca swoją spostrzegawczością. Dwa razy grzebałam w tekście, nie zliczę, ile razy robił to empatia, a i tak tyle baboli. Maleńka, jesteś wielka!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo sprawnie, ciekawie napisane. Poszczególne historyjki dobrze wpisują sie w klimat. A zakończenie wywołało mój szeroki uśmiech.

Reg, Bemik,

Ja to już mam wrażenie, że na moich grządkach, to perz sam się wysiewa;) Wyrywam, wykopuję, wzywam pomocy, a po chwili chwaściska wyłażą z miejsc, gdzie ich już nie powinno być. Właśnie znalazłem jeszcze jeden ogonek i stosunkowo bliskie powtórzenie. Nawet po zastosowaniu tak skutecznego środka, jak interwencja Reg, babole potrafią się uchować. Może jednak ten Roundup, nie jest takim złym pomysłem;)

 

Śpioszko,

Mam nadzieję, że znów udało mi się trochę zaskoczyć:)

 

Belhaj, 

Cieszę się, że się podobało. 

 

Dziękuję za przeczytanie i pozostawienie dla autora znaku, że udało się doczytać do końca:)

empatia

Witam w konkursie. Komentarz pojawi się pod koniec zabawy ; )

I po co to było?

Bemiku, ja też do niedawna nie miałam pojęcia, co we mnie drzemie i dlaczego czasem się budzi i każe mi spostrzegać, ale parę dni temu uświadomiono mi, że to upierdliwa pani Korektor! Cokolwiek to znaczy. ;-)

 

Empatio, w przyszłości przyjdę do Twojego ogródka za dnia. Wczoraj było już ciemno. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Syf.ie,

Poprzednie konkursy nauczyły już cierpliwości;)

Z drugiej strony, tak patrzę na lekko zmarszczone brwi pomysłodawcy i zastanawiam się, czy właśnie coś takiego inicjodawca miał na myśli, gdy koncypował założenia konkursu:)

 

Reg,

Empatio, w przyszłości przyjdę do Twojego ogródka za dnia. Wczoraj było już ciemno. ;-)

Zapraszam o każdej porze:) Twoje działanie jest jednak trochę delikatniejsze od Roundup’u;)

empatia

Regulatorzy na szczęście osobnika od pani korektor juz nie ma. Chyba zrejterowal z portalu.

Tak, to chyba był jakiś kościół, ale pewnie zawalił się pod ciężarem własnej potęgi. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hehe dokładnie :)

Z góry przepraszam Empatię za offtop, ale nie mogę się powstrzymać. 

 

Wszędzie zdarzają się takie jednostki, które nie potrafią docenić tego, co im zsyła dobry los. Ja tam jestem zadowolona, jak ta “upierdliwa pani korektor” (obiecuję, że to ostatni raz i i z pewnością nie w pejoratywnym znaczeniu) wytknie mi błędy, bo dzięki temu uczę się i dążę do tego, by przy kolejnych tekstach miała coraz to mniej do wytykania. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Udoskonalajac niedoskonałość. Do tego trzeba dążyć :)

Swoją drogą, trochę szkoda. Jego GMO naprawdę mnie rozbawiło. Ale nic to, zawsze może spróbować sił w polityce. Ma całkiem spore szanse.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

A jaki ruch na portalu generował… ;-)

Thargone, GMO ciągle możesz się zachwycać – Psycho znalazł na Filmwebie. ;-)

Babska logika rządzi!

Na Filmwebie? Kurde, zaraz sprawdze…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czemu prezes dostaje imię dopiero w epilogu?

Pomysł rewelacyjny. Podzielam pewne wątpliwości Thargone’a (“klasycznie” horrorowe sceny by nie zaszkodziły), chociaż fragmenty marketingowo-polityczne czytało mi się akurat bardzo przyjemnie.

Opowiadanie na plus.

Bardzo przyjemna lektura. Co prawda tytuły historyjek trochę zdradzały przebieg akcji, ale co tam i tak dobrze się bawiłam. Nastrój grozy w moim odczuciu udało Ci się osiągnąć bezbłędnie, straszyło niewiadome na potęgę. Warsztat bez zarzutu jak na mój gust.

Właściwie to komentarz Thargone’a dał mi do myślenia, więc jeszcze podumam. :)

Mr_D, Rooms,

Dziękuję za przeczytanie, wpis i miłe słowa.

Jak wiedzę nieszablonowość trochę miesza, więc jeszcze trochę wyjaśnię. Nie celowałem w typowy horror, bo … szczerze mówiąc nie wiem jak się pisze typowy horror;) To była moja pierwsza przygoda z czymś, co ma trochę straszyć. Poza tym uznałem, że w truskawkowym konkursie znajdzie się miejsce na coś lżejszego, a nawet na puszczenie oka do czytelnika.

Z mieszanymi odczuciami z Waszej strony godzę się więc bez zastrzeżeń. Przyjmy, że wyszedł mi taki pseudo-horrorowy koktajl z kawałkami owoców i podskórnymi lękami. Dla mnie najważniejsze, że strawny :D

Jeśli chodzi o Ryszarda, nie chciałem wprowadzać wcześniej imiennia, żeby nie pokazywać, że marketing jest tu ważny i prezes firmy PR’owskiej może mieć jakieś znaczenie. Adam i Ewa na tym etapie mieli wyglądać jak epizod, jeden z wielu. W epilogu wyłożyłem karty, więc ukrywanie prezesa za tytułem nie było już konieczne, a jego rola była większa niż zwykłego statysty, stąd otrzymał imię. Poza tym w pierwotnej wersji epilog był dłuższy (jeszcze więcej marketingu politycznego;) i trochę tam było za dużo „prezesów”, „szefów” i „starych”. Ale fakt, zastanawiałem się, czy to imię po skróceniu końcówki nie wygląda dziwnie. Zostawiłem jednak, że względu na sentyment, i skojarzenie z walecznym nastawieniem do sprawy.

Jeśli chodzi o tytułu epizodów, ale i wszystkie imiona, to miałem świadomość, że mogą zdradzać co nieco, ale właśnie liczyłem na siłę skojarzeń i odpowiednie nastawienie czytelnika. W Jasiu i Małgosi widać to najlepiej. Nastawienie od samego początku, że baba Jagoda zrobi coś z dziećmi, zadziałało mam nadzieję podświadomie. Przedmioty i zapach z kuchni same, wraz ze skojarzeniami, zasugerują dramatyczny scenariusz.

 

Offtopowcy,

Spox;) Widzę, że ominęło mnie jakieś duże zjawisko trolowania serwisu, przez jakąś „potężną” osobowość:)

 

Pozdrowienia dla Wszystkich

em

empatia

No wiesz, tak odstraszać ludzi od truskawek… a nie, to tylko tych z importu ;)

 

Mam wrażenie, że trochę zabrakło kompozycji. Rozumiem, że to miała być taka seria epizodów, a epilog miał pełnić rolę klamry, ale wydaje mi się, że nie wyszło tak, jak powinno. Trudno określić, dlaczego: może tych epizodów jest za mało (a są za bardzo rozbudowane), może ten politykujący wstęp jest nie do końca potrzebny? Ja się trochę pogubiłam i to mi zepsuło wrażenie całości.

 

Nie zmienia to faktu, że podobał mi się pomysł, zakończenie (niby zabawne, ale jak człowiek pomyśli o sile reklamy i o tym, jak dzisiaj wszystko jest happeningiem i wszystko może służyć reklamie i promocji to śmiech trochę zamiera w gardle…) i cała konwencja pastiszu (który niekoniecznie jest parodią). Sportretowałeś “nekrofilną wyobraźnię” mediów w taki sposób, że niełatwo od początku domyślić się, o co chodzi. No i plus za odwołania do znanych postaci. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Unfall’u,

Dziękuję za przeczytanie i punkcik.

 

Mirabellko,

Dzięki za lekturę i obszerny komentarz.

Co do kompozycji, przyznam szczerze, nie kalkulowałem. W ogóle udział w konkursie to był sponton, więc nie będę dyskutował z oceną całości. Cieszę się, że podziałało „truskawkowo”:) i dostrzegasz plusy.

 

 

Pozdrowienia dla Was obojga.

empatia

Od komentowania się powstrzymałem, bo… będziemy konkurować w straszeniu truskawkami ;)

No to się wymienimy komentarzami:), kiedy opublikujesz. Ja mogę jedynie pisać komcie, gdy tekst przypadnie mi do gustu.

empatia

Bardzo ciekawy pomysł konkursowy. Podobało mi się, zwłaszcza od “Jasia i Małgosi”, gdzie sceny dawały popalić. Zaskakujące zakończenie też na duży plus. Powodzenia w konkursie.

Wyraźnie wyczuwalna groza, czająca się gdzieś tam między słodyczą owoców. Przypadła mi do gustu kompozycja i nawiązanie do powszechnie znanych postaci. I dobrze oddane elementy, zdarzenia, skojarzenia kojarzące się z nimi. Oczywiście w Jasiu i Małgosi było w zasadzie z góry wiadomo, że będzie krwawo – można się było domyślić. Jednak niedopowiedzenie Adama i Ewy i odejście od skojarzeń z dwoma sympatycznymi i zawsze wychodzącymi cało z opresji braciszkami Bolkiem  i Lolkiem, już wprowadzają dodatkowy element, dzięki któremu ciarki potrafiły po plecach przejść. Końcowy twist jak najbardziej na plus.

I teraz zastanawiam się, co jest większym horrorem – zmielenie dzieci, bieganie z siekierą, czy groza manipulacji. I chyba jednak to ostatnie. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Brawo, brawo pomysł super zakończenie jeszcze lepsze, bo zaczynałam się bać, że autor zapoda truskozombi.

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Zygfrydzie, Śpioszko, KK,

Wielkie dzięki za wizytę i pozytywne komentarze. Bardzo miło przeczytać takie opinie i przekonać się, że zostało się dobrze odebranym.

Dziękuję również za bibliotekę. Już się bałem, że trochę przekombinowałem i awans będzie trudny.

Pozdrawiam serdecznie.

em

empatia

Dobra historia. Najlepsza groza wyszła w scence z babcią i dziećmi, z kolei scenka z tymi koleżkami od trawy powinna być trochę bardziej zakręcona, bo motyw z siekierą i drzwiami na tle tej maszynki do mięsa i wyciskania truskawek z dzieci jest za słaby, wskutek czego opada nieco napięcie eskalacji szaleństwa. 

No i bardzo fajny twist na koniec. Ładny jest również opis truskawek. 

I po co to było?

Syf.ie,

Bardzo dziękuję za opinię. W epizodzie z braćmi mierzyłem już bardziej w atmosferę zrezygnowania i rozpaczy. Nie myślałem o dalszej eskalacji. Ale pewnie masz rację. Może wówczas efekt końcowy byłby silniejszy. Muszę to przemyśleć.

Tymczasem bardzo dziękuję i pozdrawiam.

empatia

Nowa Fantastyka