- Opowiadanie: Azzurro - Pani Morza - Prolog i Rozdział 1

Pani Morza - Prolog i Rozdział 1

Oceny

Pani Morza - Prolog i Rozdział 1

Prolog

 

Trzask tłuczonego szkła sprawił, że Leila podskoczyła. Kilka chwil wcześniej usłyszała hałas przed domem; niewiele myśląc wysłała męża, aby to sprawdził. Minuty jednak mijały, a on nie wracał, teraz jeszcze ten dźwięk… To musiał być on. Nie rozumiała, dlaczego tak się denerwowała – była przecież wampirzycą, nic nie mogło jej grozić. Wyjrzała przez okno w sypialni, lecz nie dostrzegła żadnych oznak walki. Było cicho. Wręcz za cicho. Sięgnęła po ukryty za wezgłowiem łóżka sztylet i wyszła z pokoju. Ostrożnie zeszła po schodach – tak, że nawet nie zaskrzypiały.

– Frey… – szepnęła niemal bezgłośnie. Za cicho, żeby usłyszał to człowiek, ale wystarczająco głośno dla uszu wampira. Szła bezszelestnie, rozglądając się po szerokim, ciemnym korytarzu. Na jego końcu dostrzegła smugę światła; dwuskrzydłowe drzwi do willi były uchylone, a ozdobny witraż rozbity. Odłamki szkła leżały na posadzce odbijając na niej różnobarwne refleksy. Leila poczuła jak narasta w niej niepokój; gdyby jej serce nie było martwe, pewnie teraz zaczęłoby walić ze strachu. Nie pojmowała tego, co się działo, ale nie miała czasu zastanawiać się nad tym. Szerokim łukiem obeszła rozsypane szkło i zbliżyła się do drzwi. Zacisnęła mocniej dłoń na sztylecie i błyskawicznym ruchem pchnęła je przygotowując się na atak – ten jednak nie nastąpił.

Odczekała chwilę, po czym napięta jak struna, wyczulona na najmniejszy szelest czy powiew wiatru, wyszła przed dom. Księżyc był schowany za chmurami, jednak jej wzrok pozwalał na wyłapanie szczegółów nawet w takich, zdawałoby się niekorzystnych, warunkach. Nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku zaczęła posuwać się wzdłuż ścian budynku. Wyczuwała obecność wampira, Frey gdzieś tu był, więc dlaczego się nie odzywał?…

Skręciła za róg willi i stanęła jak wryta. Krzyknęła chwilę później, niemal natychmiast zasłaniając usta dłonią, bezskutecznie próbując powstrzymać pisk. Niska trawa lśniła czerwienią, w jej kręgu leżała postać w białej niegdyś koszuli, teraz niemal całkowicie przesiąkniętej krwią. Leila podbiegła bliżej, choć dobrze wiedziała, kogo ma przed sobą. Przekręciła martwego wampira i zrozumiała, dlaczego nie słyszała żadnych krzyków. Jego gardło było poderżnięte. Dopiero po chwili dostrzegła, że z piersi nieumarłego wystaje mały nożyk. Dotknęła go, lecz szybko cofnęła rękę. 

– Srebro – syknęła gniewnie. – „Łowcy”. – Przemknęło jej przez myśl.

Usłyszała szelest i błyskawicznie podniosła głowę. W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą była, pojawiła się jakaś postać. Chmury rozstąpiły się nieco, oświetlając przybysza. Wysoki i szczupły, ze wzrokiem utkwionym we wściekłej wampirzycy. Światło księżyca tańczyło na ostrzu wystającym zza jego pleców. Nieznajomy zatrzymał się w bezpiecznej odległości od wampirzycy i sięgnął dłonią za siebie dotykając broni. Leila warknęła i wysunęła kły. Już napięła mięśnie, żeby zerwać się do ataku, kiedy nagle zamarła. Zza rogu budynku wyłoniło się z wyglądu czteroletnie dziecko, prawdopodobnie zwabione krzykami. Choć nie mogło wiedzieć, co się dzieje, wydawało się być wystraszone.

– Kaisa uciekaj! – krzyknęła rozpaczliwie wampirzyca i z prędkością, której nie było w stanie uchwycić ludzkie oko, pomknęła w stronę dziecka. Łowca stał jednak bliżej – jedną ręką podniósł dziewczynkę, drugą przyłożył jej sztylet do gardła. Leila zatrzymała się w ułamku sekundy.

– Nie, proszę… – jęknęła wiedząc, że jeśli się ruszy, mała zginie. – Zabij mnie, ale ją oszczędź, nic ci nie zrobiła…

Łowca przeniósł zimne spojrzenie na szarpiące się dziecko. Przez moment przeszło mu przez myśl, aby wypuścić dziewczynkę. Ta jednak niespodziewanie przekręciła główkę w jego stronę i wyszczerzyła groźnie swoje malutkie kły.

Świst sztyletu, urywany pisk dziecka i wrzask wampirzycy rozległy się niemal jednocześnie. Oszalała z wściekłości Leila rzuciła się na napastnika zamachując się sztyletem. Łowca odrzucił nóż i dziecko, wyćwiczonym ruchem sięgając po ostrze na plecach; szarpnął nim i rozłożyło się ono w broń, wyglądem przypominającą podwójną kosę. W ostatniej chwili zamachnął się nią. Wampirzyca zatrzymała się w bezruchu tuż przed nim, przeszyta na wylot ostrzem broni. Patrzyła z nienawiścią na zimne, nieruchome oczy tego, który w jednej chwili pozbawił ją wszystkiego co miała – męża oraz dziecka. Chciała krzyczeć, rozszarpać go, ale było już za późno.

– Jesteście gorsi od nas… – wycharczała plując krwią. Wypuściła sztylet z dłoni i bezwładnie zsunęła się z ostrza, upadając na śliską od krwi trawę.

Zapadła cisza.

Łowca przez kilka chwil stał nad martwym ciałem wampirzycy upewniając się, że zadanie zostało wykonane. Podniósł sztylet i wytarł go razem z rozkładanym ostrzem o suknię Leili. Złożył broń i umieścił z powrotem na plecach, po czym odwrócił się i odszedł, zostawiając za sobą krwawą scenerię.

Martwa cisza nabrała dosłownego znaczenia.

 

 

1

 

Dwóch strażników otworzyło ciężkie drzwi, które jak na ich rozmiar rozsunęły się z zadziwiającą lekkością. W pomieszczeniu panował półmrok rozjaśniany jedynie blaskiem słabej lampki na masywnym, rzeźbionym biurku.

– Trafiłem na dywanik? – zapytał beztrosko młody, wysoki człowiek.

– Siadaj, Seth, nie mamy czasu na głupoty – padła odpowiedź. Victor Kent znudzonym wzrokiem przyglądał się stojącemu przed nim chłopakowi… Właściwie młodzieńcowi, poprawił sam siebie. W końcu miał on około trzydziestki, choć jego wygląd był pod tym względem bardzo mylący. Kent odezwał się dopiero, gdy usłyszał, że drzwi cicho się zamknęły. – Nie należysz do nas, ale nie możemy ignorować twojej obecności. Dlatego tu jesteś.

– Zdaje się, że to, że do was nie należę, to była twoja decyzja – odpowiedział twardym głosem Seth. Victor nie spuszczał z niego oka. Doświadczenie w przewodniczeniu jednemu z największych zgromadzeń łowców wampirów i wrodzony instynkt podpowiadały mu co robić.

– Tak, ale chcę to naprawić.

– Chcecie mnie przyjąć? – Seth uniósł brwi.

– Posłuchaj… – Zaczął Victor opierając ręce o biurko. – Łowcy Srebrnej Strzały to nie są amatorzy, mamy tu samych najlepszych; nierzadko są tu całe pokolenia łowców. Naszym zadaniem jest wspierać siebie nawzajem. Jest nas mniej niż wampirów, co oznacza, że musimy walczyć także o samych siebie… Większość nie dożywa trzydziestki, a wiesz, że z tego fachu nie można się wycofać – albo jest się łowcą, albo jest się martwym. Nie możemy utrzymać formy przez całe życie.

– Wy nie. – Chłopak posłał Kentowi kolejny drwiący uśmiech.

– Dlatego byłbyś dla nas cennym nabytkiem – mężczyzna kontynuował, nie zważając na sarkazm swojego rozmówcy. – Umrzesz tak samo jak my, ale fakt faktem możesz dłużej zwodzić śmierć. To przydatne wśród łowców.

– Ostatnim razem była to raczej wada niż zaleta. – Seth skrzyżował ręce na piersi. Nawet w tym bladym świetle jego tajemnicze, niebieskozielone oczy błyszczały przenikliwie. – Gdzie jest haczyk?

Victor westchnął ciężko.

– Ten… nazwijmy to zawód… objęty jest prawami i zasadami jak każdy inny. Wspieramy się, ale musimy być… zdyscyplinowani…

Seth przekrzywił lekko głowę. Zaczynało robić się ciekawie.

– Zabijamy wampiry… ale tylko te, na które mamy zlecenie. Żadne inne.

Chłopak wybuchnął śmiechem.

– A więc to o to chodzi, wkurzacie się, bo sprzątnąłem wam zlecenie – rzucił rozbawionym głosem, choć w jego oczach tańczyły gniewne iskierki.

– Fakt, byliśmy tam chwilę po tobie. Mieliśmy zlecenie na Freya. Tylko na niego. Wątpię, że w twoim przypadku było inaczej.

– Nikt nie broni ludziom próbować u konkurencji – odparł Seth odchylając się na ciężkim krześle.

– Na litość boską, Seth, to było dziecko…

– I było wampirem. Za parę lat mogło wymordować wam łowców, ba, nawet ciebie. Wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć.

Kent pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. Łowca wampirów siedzący przed nim zabił ubiegłej nocy o dwie osoby za dużo. Gdyby był częścią zgromadzenia, czekałaby go kara za nieprzestrzeganie zasad; ale on był rebeliantem, wolnym strzelcem, mógł więc robić co chciał.

I to musiało się skończyć.

– Wszyscy łowcy działają według tych samych schematów, likwidujemy wampiry, które są groźne i na które dostajemy zlecenia. Ty też. Wszystkich nie da się zabić, więc nie zgrywaj bohatera.

– To, że wam kiepsko idzie, nie znaczy, że innym też.

– Jesteś zbyt pewny siebie, kiedyś cię to zgubi.

– Jakoś nie narzekam.

Victor wpatrywał się w Setha, skutecznie ukrywając zdenerwowanie. Trudno mu było uwierzyć w to, że ma przed sobą człowieka. Nie był nim. Nie mógł być.

– Działanie łowców polega na tym, że choć nie jesteśmy wampirami, musimy im dorównać i zwiększyć swoje szanse w walce. Dlatego jesteśmy szkoleni na cichych zabójców, którzy atakują z dystansu. Broń palna może i jest głośna, ale przeważnie wystarczająca, żeby wampir nie zdążył zareagować…

– Czy mi się zdaje, czy właśnie czepiasz się mojej broni? – Seth ponownie przekrzywił głowę. Miał taki nawyk zawsze wtedy, gdy jego rozmówca zaczynał działać mu na nerwy.

– Zauważam tylko, że twój styl walki zmusza do bezpośredniego kontaktu, a wampiry zwykle mają w tym przewagę.

– Wampiry to arystokraci i lubią wszystko, co kojarzy im się z dworskimi czasami

– tłumaczył ciemnowłosy chłopak. – Prędzej podejmą wyzwanie łowcy, który przychodzi do nich z mieczem niż z bronią palną. Wtedy traktują to jako pojedynek, a nie jak polowanie. To ostatnie stworzenia na świecie, które chcą poczuć się jak ofiara.

Victor wstał i powolnym krokiem zbliżył się do okna. Odchylił nieznacznie ciężką, granatową kotarę; subtelne światło księżyca wydobywało z mroku jego zamyśloną twarz, kiedy obserwował nocne, opustoszałe ulice. Zastanawiał się, kiedy ten dzieciak zrozumie, że w byciu łowcą nie chodzi o szlachetne pojedynki, lecz o jak najszybsze i skuteczne wyeliminowanie wroga… Pewnie nigdy… Chociaż z tego co słyszał, Seth rzadko kiedy zabijał od razu. Wiązało się to jednak z czymś zupełnie innym niż honorowa walka.

– Pamiętamy o tym – mówił nie patrząc na młodego łowcę. – Jednak przede wszystkim mamy utrzymać siebie przy życiu, a nie zaprzeczysz, że atak z dystansu sprawdza się w tym wypadku najlepiej.

– Skończy się amunicja i broń jest bezużyteczna, chyba, że chcesz kogoś zdzielić nią w głowę, ale na wampiry to raczej nie działa.

– Co jeżeli wampir wytrąci ci nóż z ręki?

– Wyjmę kolejny?

Victor westchnął ciężko. Tylko wieloletnia praca nad sobą i niezwykła cierpliwość sprawiły, że powstrzymał się przed podniesieniem głosu.

– To już nawet Coryn ma oprócz miecza pistolet – zauważył Kent.

– Coryna wampiry po prostu nienawidzą i same pchają mu się na cel. – Wyszczerzył się Seth obserwując z zadowoleniem, jak Kent zaczyna się denerwować. No tak, Coryn, legenda wśród łowców wampirów. Stwierdził, że nikt mu nie będzie mówił, co ma robić i działa na własną rękę. Jest przy tym tak skuteczny, że jeśli wierzyć plotkom, wampirzyce straszą nim swoje dzieci. Za chwilę usłyszy pewnie, że nie może się z nim porównywać…

– Może i jesteś dobry, ale porównywanie się z Corynem to chyba trochę za dużo – powiedział Victor zirytowanym już głosem. Uśmiech Setha tylko tę irytację pogłębił.

– „Zachowuje się jak dzieciak i to wyjątkowo bezczelny… Jak on zdołał przeżyć?” – Zastanawiał się w duchu, próbując się uspokoić.

– Jak na razie mamy podobne wyniki i zdaje się, że to wam bardzo przeszkadza. – Seth bębnił palcami o stół, wbijając chłodny wzrok w stojącego przed nim mężczyznę. Nie potrafił zmieniać wyglądu tak jak wampiry, ale jego oczy miały różną barwę w zależności od nastroju; raz były zielone, innym razem – jak teraz – lodowato błękitne.

– Podsumowując. – Podniósł dłoń widząc, że Kent chce coś powiedzieć. – Ściągnąłeś mnie tu chcąc przyjąć mnie do Srebrnej Strzały, co w gruncie rzeczy miałoby być okazją do kontrolowania mnie. Przy okazji krytykujesz mój sposób walki. Więc, wybacz Kent, ale nie. – Młody łowca podniósł się z gracją i przerzucił płaszcz przez ramię. – Niektórzy działają w grupie, inni sami – ja właśnie do nich należę i nasze drogi się nie zejdą, chociaż kiedyś myślałem, że będzie inaczej… Zapomnij więc o narzuceniu mi jakichkolwiek swoich zasad.

– Przynajmniej nie wchodź nam w drogę, bo możemy uznać, że jesteś dla nas zagrożeniem.

– Prawie się przestraszyłem… Chyba zapomniałem, że się was nie boję.

– Nie złamiesz wszystkich zasad świata, Crossfire – rzucił oschle Victor obserwując, jak jego rozmówca podchodzi do drzwi.

– Ale przynajmniej mogę próbować – odparł łowca z rozbawieniem i wyszedł nie oglądając się za siebie.

Kent stał w milczeniu na środku pokoju, słuchając cichnących kroków na korytarzu. Jego rozmyślania przerwały leniwe oklaski z drugiego końca pokoju.

– Nie byłeś zbyt pomocny – zauważył nie spuszczając wzroku z drzwi.

– Naprawdę myślałeś, że ci się uda? – rozległ się głos z głębi pomieszczenia. Skrzypnięcie skórzanego fotela oznaczało, że ktoś z niego wstał. Postać podeszła do biurka, wchodząc w krąg światła. Victor odwrócił się; czerwonawe tęczówki zawsze napawały go jakimś niepokojem. Zwłaszcza jeśli chodziło o niego.

– Zdaje się, że miałeś mi w tym pomóc, po to cię tu ściągnąłem.

– Przyszedłem tu tylko po to, żeby popatrzeć, jak robi z ciebie idiotę.

– Coryn, do jasnej cholery! – Nie wytrzymał Victor. – Crossfire jest szaleńczo zdolny, ale musimy go kontrolować, inaczej skończy się tak jak ostatnio.

– Jeśli chcesz znać moje zdanie, zrobiłbym to samo. – Łowca z rozbawieniem obserwował, jak oczy Kenta rozszerzają się. – Tak, wiem, całe to gadanie o zasadach, że wampiry też je mają, bla bla… – Okrążał Mistrza Srebrnych Strzał jak drapieżnik ofiarę. – Zabilibyście Freya, jego żona szukałaby zemsty, na jednym zgonie by się nie skończyło.

– Bardziej prawdopodobne, że uciekłaby gdzieś ze strachu.

– Wampiry nie okazują strachu, duma im na to nie pozwala. A dziecko zawsze szuka zemsty za śmierć rodziców.

– Zlecenie było na Freya i to jego mieliśmy zlikwidować – natomiast resztę tylko i wyłącznie w wypadku wywiązania się walki…

– Która i tak by się wywiązała, przestań dorabiać ideologię.

– A ty przestań chodzić w kółko bo mnie drażnisz – warknął Victor. Coryn uniósł kąciki ust w bezczelnym uśmiechu. – Od wieków są łowcy i wampiry, działamy według tych samych zasad, jakoś tragedii z tego powodu nigdy nie było.

– Im więcej martwych wampirów tym lepiej. – Coryn wzruszył ramionami. Kent wpatrywał się w jego nieruchome, czerwone oczy. W żyłach łowcy musiało płynąć co najmniej kilka kropli demonicznej krwi. Te oczy zawsze go przerażały, były nieludzko opanowane.

– Już wiem dlaczego nie ułoży nam się współpraca z takimi jak wy…. Wy nie macie sumień – stwierdził cicho.

Coryn tylko uśmiechnął się dziko i wyszedł z pokoju równie bezszelestnie, jak do niego wszedł.

Koniec

Komentarze

No cóż, nie wciągnęło mnie, ale powieść raczej nie w moim stylu. Zanim porozsyłasz ją do wydawnictw, dopracuj szczegóły. Na przykład robisz błędy w zapisie dialogów, interpunkcja niekiedy kuleje.

wrota do willi były uchylone,

Wrota są duże i prowadzą do dużego budynku – stodoły, hangaru. Do willi nie pasują.

Szerokim łukiem obeszła rozsypane szkło i podeszła do drzwi.

Zbyt podobne słowa.

– Kaisa uciekaj! – krzyknęła rozpaczliwie wampirzyca i z prędkością, którego nie było w stanie uchwycić ludzkie oko, pomknęła w stronę dziecka.

Dlaczego “którego”?

zastanawiał się w duchu próbując się uspokoić.

Przecinek po “duchu”. Zawsze w zdaniach tego typu. Czy można zastanawiać się inaczej niż w duchu?

 

Aha, lepiej wstawiać zamknięte całości. Mało kto zagląda do fragmentów.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za uwagi :) Wskazane błędy poprawiłam. 

Dlaczego “którego”?

W tym miejscu znajdował się wcześniej inny wyraz, do którego owo “którego” pasowało – słowo ostatecznie zmieniłam, jednak umknęła mi dalsza część, mój błąd :)

Całość ma ok. 160 stron, więc nie chciałam wstawiać tego jako jedną całość. Uznałam, że może zaciekawię wstępem i będę kontynuować kolejne rozdziały publikując je w podobny sposób.

Jakie robię błędy w zapisie dialogów? Według mnie są w porządku, ale oczywiście mogę się mylić.

Nie podejrzewałabym, że istnieje różnica między tymi rodzajami dialogów, ale jak to się mówi, człowiek uczy się przez całe życie :) A wiedza z pewnością przyda się do poprawiania kolejnych rozdziałów.

Ha, debiutantka na pożarcie przez bywalców portalu – dziewczyno, nie daj się!

Debiutancka powieść, która jeszcze nie została wydana – brzmi tajemniczo.

 

Dj przeczytał i co my tu mamy (na początek będę nadmiernie krytyczny albowiem nie wypiłem jeszcze kawy :)

 

Ktoś wtargnął brutalnie do pracowni fotograficznej młodzieżowego domu kultury i wyniósł ukradkiem mnóstwo klisz, potem do sklepu papierniczego, gdzie zaopatrzył się w rolkę kalki.

 

Wampiry i łowcy – ultra klisza i kalka numer jeden, powielana już miliony razy.

Młody bohater z tajemniczą przeszłością (czuję, że jest powiązany z wampirami…), który ma na imię możliwie mrocznie – Seth nadaje się świetnie.

Odrzucenie udziału w stowarzyszeniu łowców i własna droga – tak, oglądałem kilka takich filmów.

Jednak jest jeszcze tajemniczy stary łowca, który też nie przestrzega zasad…

Zielone oczy, które błękitnieją i lodowacieją dopełniają obrazu wampirzej kalkomanii :)

 

A teraz kawa, która sprawia, że przestaję się wyzłośliwiać i mądrzyć :)

 

Droga Autorko – całkiem fajnie się to czyta, jest barwny opis, mimo kalek jakoś czuję tego bohatera i przestrzeń dookoła – ciężko wypowiedzieć się po takim fragmencie ale początek daje nadzieję, że kiedyś coś z Twojego pisania będzie :)

Widywano już powieści debiutantek z obserwatoriów astronomicznych, które sprzedawały się w nakładach dziesiątek tysięcy egzemplarzy a były toczka w toczkę identyczne.

 

Więc, powodzenia, nie zrażaj się głupotami, które dj wypisuje, skorzystaj z rad ludzi na portalu (bo w zdecydowanym przypadku mądrze radzą), z poradników co i jak pisać, nie obrażaj się za krytykę, która nastąpi i w większości będzie uzasadniona (jak się obrazisz na takim etapie za uzasadnioną krytykę to marnie wróżę na przyszłość).

 

I na koniec nie odmówię sobie mojej mantry w temacie wydawania książek: Selfpub to zułooooo!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

– Prawie się przestraszyłem… Chyba zapomniałem, że się was nie boję.

 

Słowo daję – jakbym nie wiedział to bym powiedział, że to w stylu J. Ćwieka:

– Powinienem wysłać na tą akcję jakiegoś boga… Nie, cholera, zapomniałem, że przecież wysłałem!

 

– Nie złamiesz wszystkich zasad świata, Crossfire – rzucił oschle Victor obserwując, jak jego rozmówca podchodzi do drzwi.

– Ale przynajmniej mogę próbować – odparł łowca z rozbawieniem i wyszedł nie oglądając się za siebie.

https://youtu.be/VQopO2jF6HU?t=1m59s

 

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dziękuję za opinię :) Zdaję sobie sprawę z tego, że motyw, jaki wybrałam, był już wałkowany setki razy – starałam się jednak kierować historię nieco inaczej, niż mogłoby się wydawać. Domyślam się, że nie widać tego zaledwie po fragmencie całości. Zastanawiałam się nad wstawieniem jeszcze kilku rozdziałów, które nieco bardziej przybliżą fabułę – oczywiście, jeżeli komukolwiek chciałoby się to czytać ;) Cieszę się, że moja twórczość nie jest aż taka zła; wiadomo, wymaga pewnych poprawek, ale bardziej obawiałam się opinii, że jest do niczego i żebym nie porywała się na coś wielkiego.

 

Słowo daję – jakbym nie wiedział to bym powiedział, że to w stylu J. Ćwieka

To dobrze czy źle? :)

Jak skopiowałaś to źle, jak sama wymyśliłaś to dobrze :)

 

Nie wstawiaj całości, bo musisz pamiętać, że strona www to też publikacja i wydawnictwo może podziękować.

 

Powodzenia!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Na szczęście wymyśliłam sama :D

Myślałam nie o całości, a o kilku rozdziałach – ale jeżeli faktycznie później może być problem z publikacją, to wstrzymam się :)

 

Dziękuję!

Dj nie wie, jak jest u wydawców, dj wie, że publikacja opowiadania na stronie pali je doszczętnie do ewentualnego druku w NF.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Wszystko jasne :)

O mnogości klisz pisał dj. O treści praktycznie nic nie napiszę – raz, że wampiry to nie moja bajka, dwa, że fragment o niczym w zdecydowany sposób nie świadczy. Za to interesuje mnie, czy Twój tekst przeszedł minimum jedną solidną korektę przed wstawieniem go na portal.

O ile za solidną korektę można uznać taką, którą robiłam sama, a nie osoba z zewnątrz – to tak. Tekst ukończony kilka miesięcy temu odczekał swoje, teraz przeglądam go na nowo i wprowadzam poprawki. Fragment umieszczony na portalu jest już po takich poprawkach – chociaż dzięki radom, jakie tu otrzymałam, został ponownie poprawiony i mając na uwadze te wskazówki będę poprawiać dalsze rozdziały.

No to nie jest źle, jeśli obywasz się bez zewnętrznej korekty. Fakt, ideałem jest całkowity brak błędów, ale pokażcie mi ideał… :-)

Powodzenia w poprawianiu i kontynuowaniu.

Wow, cieszę się, że jednak nie jest tak źle :) Poprawię resztę i mam nadzieję, że coś dobrego z tego wyjdzie :)

Zapowiada się historia z wampirami, co niespecjalnie mnie podnieca, a ponieważ niewiele dowiedziałam się z prologu i krótkiego rozdziału, powiem tylko, że choć to nie moja bajka, czytało się nieźle. ;-)

Kiedy już ukaże się Twoja książka, obiecuję, że na pewno ją kupię.

 

wy­szła z po­ko­ju. Ostroż­nie ze­szła po scho­dach… – Niemal powtórzenie.

 

Pod­niósł szty­let i wy­tarł go razem z roz­kła­da­nym ostrzem o suk­nię Leili. – Sztylet i ostrze, wycierane razem?

Może: Pod­niósł szty­let i, tak jak rozkładane ostrze, wy­tarł go o suk­nię Leili.

 

Dwóch straż­ni­ków otwo­rzy­ło cięż­kie drzwi, które jak na ich roz­miar roz­su­nę­ły się z za­dzi­wia­ją­cą lek­ko­ścią.Dwóch straż­ni­ków otwo­rzy­ło cięż­kie drzwi, które jak na swój roz­miar roz­su­nę­ły się z za­dzi­wia­ją­cą lek­ko­ścią.

Rozumiem, że piszesz o rozmiarze drzwi, nie strażników.

 

od­parł łowca z roz­ba­wie­niem i wy­szedł nie oglą­da­jąc się za sie­bie. – Masło maślane. Czy można oglądać się przed siebie?

Zdanie winno brzmieć: …od­parł łowca z roz­ba­wie­niem i wy­szedł nie oglą­da­jąc się. Lub: …od­parł łowca z roz­ba­wie­niem i wy­szedł nie patrząc za sie­bie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za kolejne wyłapane kwiatki :) “Oglądać się za siebie” – no tak, durnowaty błąd, aż dziwię się, że mi to umknęło.

“Sięgnęła po ukryty za wezgłowiem łóżka sztylet i powolnym krokiem opuściła pokój. Ostrożnie zeszła po schodach – tak, że nawet nie zaskrzypiały.“ – czy tak będzie lepiej?

Kiedy już ukaże się Twoja książka, obiecuję, że na pewno ją kupię.

Będzie mi bardzo miło :) Mam nadzieję, że nie zawiodę oczekiwań.

Patrząc po krótkości komentarza odregulatorskiego to tekst jest wręcz idealny :D

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Poprawiłam kilka rozdziałów, zastanawiam się, czy dwóch z nich nie wstawić tutaj. Cel mam tylko jeden – dowiedzieć się, czy zrozumiałam pewne rzeczy i czegoś się nauczyłam, czy też moje próby poprawiania tekstu idą w złym kierunku.

To dobry pomysł? Może uznacie, że jest jakieś lepsze rozwiązanie (betalista?) – nie wiem, nie znam się ;)

Sądzę, że betalista byłaby lepszym rozwiązaniem. Nie “palisz” tekstu upublicznieniem, bo przedstawienie do oceny nawet dziesięciu osobom to korekta i redakcja, a nie publikacja.

Ale poczekaj trochę, może beryl, zorientowany w tych sprawach, się wypowie i wyjaśni.

beryl się nie wypowie, bo nie wie czy w wydawnictwach publikacja tekstu na stronie NF jest spaleniem :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Czyli rozumiem, że betalista jest dosyć bezpieczną opcją w tym wypadku?

Chociaż wszystkie wydawnictwa mu mówiły, że nie chcą tekstów, które były publikowane gdzieś indziej :) Wrzucenie tekstu na portal jest publikacją. Trzymanie opowiadania w kopii roboczej i/lub na betaliście, z ograniczonym dostępem kilku wybranych osób publikacją nie jest.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Każda forma prezentacji tekstu do swobodnego użytku bez ograniczeń dostępu do utworu, jest równoznaczna z publikacją. Przynajmniej do niedawna tak interpretowano “publikację”. NB: a jak redakcja traktuje umieszczenie tekstu na portalu? No, jak? Ano właśnie…

Przekonaliście mnie :)

Czyli betalista zalecana

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Z prawnego punktu widzenia umieszczenie tekstu na tej stronie jest równoznaczne z jego rozpowszechnieniem i co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Nie mam też żadnych wątpliwości, że trzymanie tekstu jako kopii roboczej takim rozpowszechnieniem nie jest. Dlatego – jak Ci zależy na publikacji papierowej, to chowaj tekst do kopii roboczej, zaproś ludzi do betowania i nie będzie kłopotu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Ok, czyli wstawiam, zaznaczam jako kopia robocza i zapraszam do betowania, tak? Wybaczcie, że pytam, ale jestem tu nowa i nie chcę czegoś pomylić.

Tak jest :) Zapraszać do betowania możesz poprzez wejście w profil tego, kogo chcesz zaprosić (na dole będziesz miała listę swoich tekstów, klikasz na wybrany i zapraszasz). Możesz też udostępnić tekst na betaliście, wtedy może ktoś sam się zgłosi :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Mnie nie dodawaj – mam jeszcze ponad 60 tekstów z ostatniego konkursu :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

A poza tym na pewno wolałabyś kogoś, kto ma lepszy gust :D

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Cenię sobie uwagi dj’a, ale nie będę wpychać się w kolejkę :) Dziękuję za pomoc, czytam tekst po raz ostatni i niedługo wstawię :)

Gust jest nieistotny, ważne jest, że się jest reżyserem (to co, że filmów animowanych!)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Przeczytałem początek tego tekstu i obawiam się, że ciężko będzie go wydać. Pamiętaj, autorko, że zostaje wydana przeciętnie jedna na tysiąc debiutanckich powieści z dziedziny fantastyki. Tym niemniej zachęcam do udziału w konkursie pt. “Czwarta strona fantastyki”. Pozdrawiam.

Ponieważ nie znam się na wampirach, proszę o wyjaśnienie:

Jeżeli serce wampira jest martwe, to jakim cudem krew krąży w jego organizmie? Dlaczego wampir z poderżniętym gardłem krwawi jak normalny człowiek, skoro normalnego krążenia sercowo-naczyniowego u niego nie ma?. Jeżeli jego serce jest martwe już na początku, to co powoduje śmierć wampira? Może się czepiam, ale mnie taki elementarny brak logiki przeszkadza w lekturze. Pozdrawiam.

Literacka pozycja wampirzych romansów i romantycznych kochanków o bladej, zimnej skórze, mocno ucierpi przez takie dywagacje.

Mam na myśli to krążenie krwi, bo jeśli nie krąży, to nie krąży wszędzie.

Marny więc z wampira kochanekwink

 

Tak naprawdę, to w ten sposób można rozbić każdą niemal postać z mitologii, czy demonologii, a zombiaki, to aż się proszą. laugh

https://www.youtube.com/watch?v=76SCx2PVzwE

Przeczytałem początek tego tekstu i obawiam się, że ciężko będzie go wydać. Pamiętaj, autorko, że zostaje wydana przeciętnie jedna na tysiąc debiutanckich powieści z dziedziny fantastyki.

Kto nie próbuje, ten nie ma ;)

 

Nie wypowiem się na temat zasad przedstawiania tych istot u innych autorów (z kilkoma/kilkunastoma się spotkałam i nie są one wszędzie jednakowe – jak chociażby sama kwestia tego czy wampiry to odrażające kreatury czy ideały urody), ale mogę wypowiedzieć się na temat założeń, jakie przyjęłam w wykreowanym przeze mnie świecie.

Mianowicie, wampiry to teoretycznie istoty nieśmiertelne (jeżeli żywy człowiek zostaje zmieniony w wampira, umiera, jednak jego dusza zostaje zatrzymana w ciele – procesy życiowe ustają, ale mimo to ciało zachowuje się jak żywe – można by tu było wtrącić coś o magii nekromancji, a skoro mamy do czynienia z magią, to wszystko jest możliwe). Dlaczego teoretycznie? Ponieważ potrafią regenerować swoje ciało – z wyjątkiem obrażeń, których nie są w stanie uleczyć, jak np cios w serce/wyrwanie serca, ścięcie głowy, spalenie i jeszcze parę innych. W końcu łowcy wampirów muszą sobie jakoś z nimi radzić.

 

Poza tym – czy fantastyka musi być logiczna? ;)

Poza tym – czy fantastyka musi być logiczna? ;)

Musi. OK, co można wytłumaczyć magią albo niezwykłymi wynalazkami, to można. Ale logiki autor powinien się trzymać, bo inaczej czytelnik zacznie się rechotać.

Możesz zaczarować dwumetrowy miecz, żeby był lekki jak patyk. Nie ma sprawy. Ale nie zapominaj, że bohater będzie się musiał nielicho nagimnastykować, żeby go wyjąć z pochwy.

Możesz wysłać swoich bohaterów na inną planetę i niech tam sobie latają, czym chcą. Niechby nawet z prędkością nadświetlną. W porządku. Ale helikoptery nie będą działały na Księżycu ani czymkolwiek innym zbyt lekkim, żeby utrzymać atmosferę.

Babska logika rządzi!

Może źle to ujęłam – nie chodzi mi o świat zupełnie pozbawiony logiki , a bardziej o umiejętność takiego przedstawienia sytuacji, aby można ją było zrozumieć. Przykładowo, wielokrotnie pojawia mi się w tekście stwierdzenie “wampir westchnął” – ale wyjaśniam to jako ludzki nawyk, jaki pozostał wampirom w genach. Zawsze staram się zadawać sobie pytanie, co ktoś pomyślałby czytając dany fragment i nad czym by się zastanawiał. Próbuję przez to uniknąć pewnych niejasności. Pewnie nie zawsze mi się to uda, ale próbuję.

Nowa Fantastyka