- Opowiadanie: feron - Huśtawka

Huśtawka

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Huśtawka

Z wnętrza klatki patrzyły na Roberta czarne jak węgiel, małe oczka. Mordka szczura nieustannie coś przeżuwała. Chłopiec leżał na podłodze, przed klatką i obserwował gryzonia. Z pokoju na dole, dobiegały go stłumione odgłosy jakiegoś głupiego show, emitowanego w telewizji. Po poziomie głośności, chłopak rozpoznawał jak bardzo matka jest pijana. Im głośniej ustawiony był odbiornik, tym więcej piw w siebie wlała.

– Robert! Chodź tu ty mały zasrańcu – dobiegło go wołanie z dołu. – Pomóż matce wstać. – Chłopak poderwał się z podłogi, a gryzoń uciekł do swojego drewnianego domku, przykrytego sianem w rogu klatki.

– Już idę mamo. – Chłopiec zbiegł po schodach, i wszedł do salonu, gdzie na sofie leżało spocone cielsko matki. Kobieta spojrzała na niego i beknęła. Dookoła sofy leżały puste puszki po piwie, i kilka butelek po winie.

– Co się gapisz smarkaczu? Pomóż starej, schorowanej matce. – Robert podszedł do kobiety i pomógł jej wstać. Kobieta śmierdziała moczem i wypitym alkoholem. Posklejane od potu włosy, opadały jej na ramiona niczym powrozy. Podkrążone, przekrwione ślepia łypały na chłopca.

– Zaprowadź matkę do łazienki – rozkazała. Chłopak powoli zaczął iść w stronę przedpokoju, uważając aby nie potknąć się o puste puszki. Kobieta opierała się na jego ramieniu i pełzała za nim.

– Uważaj na próg mamo – ostrzegł ją Robert.

– Widzę! Już nie bądź taki mądry. – Kobieta skarciła syna i szarpnęła go za ucho. Robert syknął cicho z bólu i przygryzł wargę.

Zaprowadził matkę pod drzwi łazienki. Kobieta weszła do środka i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.

– Zawołam cię jak skończę. Idź do salonu i czekaj.

– Dobrze mamusiu. – Chłopak wrócił do pokoju jak rozkazała matka i usiadł na fotelu. Rozmasował bolące ucho, które paliło go jakby ktoś położył na nim rozpalony do czerwoności kawałek metalu. W telewizorze jakiś ubrany w garnitur facet, biegał wśród widowni z mikrofonem i pytał ludzi co sądzą o zdradzie. Robert nie wiedział o co dokładnie chodzi temu facetowi, ale pamiętał, że zdrada była powodem rozstania jego matki z ojcem. Kiedyś chłopak słyszał, jak matka dzwoniła do ojca i krzyczała do słuchawki coś o młodej ździrze, z którą, jak to określiła – pieprzył się po kątach. Robert nie wiedział kim była ta pani, ani co dokładnie zrobił tata ale uznał, że nie powinien o to pytać matki. Wiedział, że rany na starych bliznach, bolą szczególnie mocno.

Od rozwodu minęły już prawie dwa lata. Na początku, wszystko było prawie tak samo. Tylko tata się wyprowadził. Matka starała się jak mogła, zapewnić synowi wszystko, czego mu było trzeba. Brała każdą nadgodzinę w pralni, aby zarobić jak najwięcej pieniędzy. Po kilku miesiącach jednak sprawy zaczęły wymykać jej się z rąk. Picie wtedy pomogło. Na początku tylko w weekendy. Potem weekendy przedłużyły się do poniedziałku, potem do wtorku, a teraz weekend trwał już siedem dni. Zdarzały się wyjątki, kiedy do domu przychodziły dwie panie z urzędu miasta, sprawdzić warunki mieszkalne, i czy samotnie wychowującej syna matce niczego nie brakuje. Mama zapraszała zawsze wizytatorki do salonu, gdzie we trójkę zasiadały przy stoliku i popijając kawę, wypełniały jakieś dokumenty. Czasami wołały chłopca i przyglądały mu się uważnie. Pytały, czy wszystko w domu w porządku, i jak mu się żyje bez ojca. Chłopak zawsze odpowiadał, że mama się stara jak może zastąpić mu brak rodzica. Zawsze potem dyskusja schodziła na temat tego, jakimi to bydlakami są mężczyźni i jakie złe rzeczy robią kobietom. Robert zawsze wtedy odsyłany był do pokoju, gdzie przysłuchiwał się rozmowie, przez uchylone drzwi.

Na swoje szóste urodziny, dostał od mamy szczura. Od tego dnia nie był już nigdy sam. Ale dzień jego urodzin, był też pierwszym dniem w którym matka zaczęła pić. Pierwsze kilka dni, chłopak spędził na obserwowaniu swojego nowego przyjaciela. Wychodził z pokoju tylko kiedy matka czegoś potrzebowała. Gryzoń na początku nieufny, po kilku dniach oswoił się i stał się śmielszy w stosunku do swojego właściciela. Podchodził do krat klatki i wąchał palec, który Robert wyciągał aby pogłaskać gryzonia po mordce.

Pierwszy raz Robert otwarł klatkę po miesiącu. Kiedy matka zamroczona alkoholem zasnęła na sofie, chłopak przykrył ją kocem, zgasił telewizor i wrócił do pokoju. Zamknął drzwi i otwarł klapkę klatki. Wziął trochę karmy, którą uwielbiał gryzoń i usiadł na skraju łóżka. Szczur podszedł do otworu w klatce, i wystawił ostrożnie łepek na zewnątrz. Jego nos nie przestawał się poruszać, badając otoczenie i obwąchując wszystko dookoła. Co chwilę odwracał się w stronę Roberta, jakby zaskoczony perspektywą wolności. Gryzoń wyskoczył z klatki i przebiegł pod łóżko. Robert zeskoczył na podłogę i odchylił koc zwisający z rogu łóżka. Szczur siedział przyczajony pod ścianą. Wpatrywał się bacznie w chłopca. Robert wsunął rękę pod łóżko i położył na podłodze, przed gryzoniem, kilka kawałków karmy.

– Nie bój się kolego, nic ci nie zrobię. Zjedz sobie troszkę i posiedź tam jeśli wolisz. Jak by co, to będę nad tobą. Jak ci się znudzi tutaj samemu, to śmiało wpadaj. – Chłopak uśmiechnął się do gryzonia, opuścił koc i wskoczył na łóżko. Rozsypał pozostałe kawałki karmy na kocu i położył się. Po chwili usłyszał stukanie pazurków o drewnianą podłogę, a zaraz potem odgłos chrupania. Uśmiechnął się i leżał dalej bez ruchu, wpatrując się w sufit. Po kilku minutach zasnął.

Obudził go odgłos spłukiwanej w łazience wody. Za oknem słońce, rozświetlało swym blaskiem nowy dzień. Robert spojrzał na klatkę. Jego przyjaciel siedział na dachu drewnianego domku i wpatrywał się w niego. Chłopakowi przez chwilę zdawało się, że gryzoń się do niego uśmiecha.

Robert zszedł do kuchni, gdzie matka krzątała się przy stole szykując śniadanie. W popielniczce na stole, tlił się niedopałek L&Ma Lighta. Matka spojrzała na chłopca zmęczonymi, podpuchniętymi oczami.

– Cześć mamo.

– Siadaj i zjedz śniadanie. Mam dzisiaj parę spraw do załatwienia, więc będziesz musiał zostać sam w domu. Mam nadzieję, że nic nie nabroisz. Powinnam wrócić około południa. Nigdzie nie chodź. Masz pilnować domu. Rozumiesz smarkaczu?

– Tak mamo. A mogę wyjść na dwór, na huśtawkę?

– Niech ci będzie. Ale nigdzie dalej masz się nie włóczyć. Jak się dowiem, że ktoś cię widział we wsi to inaczej porozmawiamy.

– Dobrze mamusiu. Obiecuję, że pójdę się tylko pohuśtać jak zniknie rosa i zrobi się cieplej. – Robert zaczął jeść kanapkę z serem i szynką, która wylądowała przed nim na talerzu. Smakowała jak trociny. Chleb był suchy, sprzed kilku dni, ser i szynka też bez smaku, jak papier. Kakao w kubku było zawsze smaczne. Słodkie i mocno czekoladowe. Chłopak żuł kanapkę i obserwował matkę. Kobieta stała przy kuchennym blacie, plecami do niego. Widział jak trzęsą się jej ręce. Wiedział, że to od picia.

– Mamo, a mogła byś mi kupić jakiś nowy komiks? Ten stary już się zużył i zaczytałem go na maxa. – Kobieta odwróciła się, podeszła do syna i wymierzyła mu siarczysty policzek. Chłopak wypluł resztki kanapki, a z jego zdziwionych oczu popłynęły łzy. Na policzku pojawił się odcisk ręki.

– Jak śmiesz gówniarzu. Dobrze wiesz, że ledwo starcza nam na jedzenie i rachunki, a ty pytasz o jakiś głupi komiks! – Matka stała nad synem i krzyczała. – I jeszcze ten twój gryzoń. Darmozjad.

– Ale sama mi go kupiłaś mamo. – Ręka po raz kolejny klasnęła w policzek Roberta.

– Zamknij się! Widzisz do czego mnie doprowadziłeś! To wszystko twoja wina, wyprowadziłeś mnie z równowagi.

– Przepraszam mamo, nie chciałem. – Robert popatrzył na matkę zapłakanymi oczami. Już nie chcę komiksu. Pójdę już do siebie mamo. Przepraszam. – Chłopak dojadł kanapkę, wziął kubek z kakao i poszedł do swojego pokoju. Matka drżącymi rękami, zapaliła kolejnego papierosa i wciągnęła łapczywie dym do płuc.

Robert wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Policzki miał mokre od łez, a cała lewa strona twarzy pulsowała i piekła. Odstawił kubek na nocną szafkę i położył się na łóżku. Zamknął oczy. Leżał w milczeniu i przywoływał w pamięci obrazy, kiedy wszystko było po staremu. Czasy kiedy nie miał blizn znaczących jego plecy, pośladki i ręce. Dni w których dom był pełen uśmiechu, a każdy piątek pachniał nowym komiksem. To były czasy, kiedy matka potrafiła jeszcze unieść ciężar samotnego wychowywania syna. Czasy, kiedy salon nie pachniał piwem, a świeżym obiadem. Robert wiedział, że te dni już minęły. Pozostało wspomnienie, które z czasem wyblaknie. Stanie się jak stary, zaczytany komiks. Obrazki są już mniej kolorowe, a teksty w chmurkach nieczytelne.

Nagle chłopak poczuł jak coś po nim chodzi. Przebiega po nodze i zatrzymuje się na klatce piersiowej. Otwarł powoli oczy i zobaczył czarne ślepka, wpatrujące się w niego uważnie. Szczur siedział na tylnych łapach wyprostowany i węszył. Jego nos i wąsy nieustannie się poruszały. Robert uśmiechnął się do gryzonia i pogłaskał go po grzbiecie. Szczur popatrzył na niego, zeskoczył na łóżko i położył się obok swojego właściciela.

– Mama ma kiepski poranek, przyjacielu. – Powiedział chłopak i przekręcił się na bok tak, aby widzieć gryzonia. – Ale nie martw się, przejdzie jej. – Szczur patrzył na niego, jakby rozumiał co Robert do niego mówi.

– Jak się troszkę ociepli, to zabiorę cię na huśtawkę. Jeśli oczywiście masz ochotę? – Szczur ponownie usiadł na tylnych łapach, demonstrując swoje zainteresowanie. – Pohuśtamy się razem i zapomnimy o wszystkim, mój mały koleżko. To nie jest taka zwykłą huśtawka. Tata ją dla mnie zawiesił, kiedy jeszcze mieszkał z nami. Czasami jak się mocno rozbujam i zamknę oczy to widzę inny świat. Jest tam zawsze ciepło i kolorowo i pachnie jak w sklepie ze słodyczami, albo komiksami.

– Wychodzę Robert. – Dobiegło wołanie z dołu. – Pamiętaj, nigdzie się nie ruszaj!

– Dobrze mamusiu. – Odpowiedział mu trzask zamykanych drzwi frontowych. Został sam ze swoim przyjacielem. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. Słońce było już wysoko na niebie, a trawa nie połyskiwała już poranną rosa.

Podszedł do łóżka i wziął szczura na ręce. Wsadził go do klatki i zamknął klapkę. Wziął klatkę i ostrożnie zszedł po schodach, do kuchni. Położył ją na stole i założył tenisówki. Otwarł drzwi kuchenne, prowadzące do ogródka za domem. Do klamki doczepiony był sznurek z małym haczykiem na końcu, który zaczepiało się do specjalnie zamontowanego w ścianie małego kółeczka. Zapobiegało to zamknięciu się drzwi. Patent taty. Kiedy Robert uporał się z drzwiami i upewnił się, że haczyk jest porządnie zaczepiony, wrócił po klatkę i wyniósł ją do ogródka za domem. Postawił ja na drewnianym stoliku, który stał w cieniu rozłożystego dębu. Stolik również zbudował tata. Często siadał przy nim z mamą i Robertem i jedli niedzielny obiad, śmiejąc się przy tym głośno.

Gryzoń cały czas obserwował bacznie otoczenie. Biegał od kraty do kraty w klatce i zadzierał łepek ku górze, jakby chciał zapamiętać wszystkie nowe zapachy, które go otaczały.

– To twój pierwszy wypad po za dom koleżko. Mam nadzieję, że ci się podoba. Jak będziesz grzeczny to wezmę cię na ręce i się razem pohuśtamy. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz chciał uciec. Obiecujesz? – Chłopak popatrzył na gryzonia, a ten jakby potrząsnął łepkiem przytakując. Robert podszedł do klatki i otwarł klapkę. Włożył rękę do środka i złapał gryzonia. Wyciągnął go i przytulił do siebie.

– Nie bój się, ze mną ci nic nie grozi. – Chłopak usiadł na huśtawce, która zrobiona była z grubego sznura i deski. Robert pamiętał jakby to było wczoraj, kiedy obserwował przez okno ojca zawieszającego dla niego huśtawkę. Tata najpierw sam usiadł na siedzisku, upewniając się, że lina wytrzyma ciężar. Kiedy skończył, pomachał do syna i dał mu znak, składając palec wskazujący i kciuk, tak że tworzyły kółko. Robert zbiegł po schodach i wyszedł do ogródka.

– Tylko ostrożnie synku – dobiegło go wołanie mamy z kuchni.

– Nie martw się kochanie, będę go pilnował, a poza tym to już duży chłop, na pewno da sobie radę. – Uspokoił matkę tata. Robert usiadł na huśtawce, a ojciec stanął za nim i zaczął go delikatnie odpychać.

– Mocniej tatusiu, mocniej! Chcę dotknąć nieba! – Ojciec odpychał go coraz mocniej, a chłopak szybował wysoko, prawie dotykając rozłożystej korony dębu nogami. Czuł powiew ciepłego, letniego powietrza na twarzy, kiedy wznosił się ku niebu. Huśtawka była jego jedyną odskocznią od tego, co się potem stało. Była jak wehikuł czasu, pozwalała mu się wznieść ponad szarość dnia i chropowatość blizn. Na niej był kimś – dotykał nieba, a niebo dotykało jego. Za każdym razem, kiedy matka była na niego zła, groziła, że przetnie linę i zniszczy huśtawkę. Wiedział, że jest do tego zdolna.

Usiadł ostrożnie na desce i zaczął się powoli odpychać do tyłu. Gryzoń siedział wtulony w niego na rękach i obserwował otoczenie. Robert odpychał się coraz mocniej i mocniej, szybując wyżej, wraz ze swoim przyjacielem. Szczur nie przestawał ruszać wąsami i spoglądał co chwile na swojego właściciela, jakby chciał powiedzieć, że bardzo mu się podoba. Kiedy chłopiec rozhuśtał się już wystarczająco mocno, przytulił jeszcze bardziej gryzonia i zamknął oczy. Zapomniał o wszystkim co go otaczało i dotknął nieba. Tym razem był tam ze swoim gryzoniem. Szczur biegał koło jego nogi, jak wierny pies. Chodzili po ogromnej polanie, nad nimi świeciło słońce i śpiewały ptaki. Wszystko było idealne. Ten świat powstawał co dnia, powoli kawałek po kawałeczku. Robert sam go stworzył. Świat bez bólu, blizn i łez. Miejsce gdzie nie będzie mu towarzyszył jego cień. Nie było w nim rodziców – nie potrzebował ich tutaj. Wiedział, że popsuli by wszystko swoimi dorosłymi problemami. W tym świecie był szczęśliwy, a huśtawka była jego drzwiami do szczęścia.

Otwarł oczy i popatrzył na wtulonego w niego gryzonia. Szczur spał. Robert uśmiechnął się i pogłaskał zwierzaka po nosie. Wstał z huśtawki i przeniósł śpiącego szczura do klatki. Obaj wrócili do domu.

Matka wróciła później niż zapowiadała. Był pijana. Rozebrała się w przedpokoju i zwaliła swoje grube cielsko na sofę. Po drodze do salonu, zgarnęła z lodówki czteropak piwa. Otwarła pierwszą puszkę. Piana opryskała jej twarz i dekolt.

– Kurwa – syknęła i wytarła piwo ręka. – Choć tutaj gówniarzu. Widzę, że grzebałeś w lodówce i wstrząsnąłeś moje piwo. Przez ciebie się oblałam. – Chłopak zbiegł po schodach i stanął w drzwiach salonu, ze smutną miną.

– Nie robiłem nic w lodówce mamusiu. Byłem na dworze, tak jak mi pozwoliłaś, a potem wróciłem do domu.

– Nie kłam! Chyba samo się piwo nie wstrząsnęło, prawda? – popatrzyła na syna z nienawiścią w oczach. – Chodź no tutaj, bliżej. – Chłopak podszedł do sofy i stanął przed matką. Z tej odległości czuł mdlący zapach jej perfum i alkoholu. Spuścił głowę i patrzył na swoje kolorowe skarpetki. Matka poderwała się z sofy i rzuciła w niego otwartą puszką piwa. Napój spienił się i spłynął po twarzy chłopca. Puszka upadła obok jego stóp, a z otworu sączyła się resztka  piwa.

– Przez ciebie zmarnowałam piwo, smarkaczu. I zobacz jaki bałagan się przez ciebie zrobił! – Kobieta chwyciła syna za włosy i zmusiła go aby uklęknął. – Zliżesz to teraz własnym językiem, ty mały śmierdzielu. – Kopnęła go w żebra. – No dalej! Zlizuj gówniarzu! – Stała nad nim i krzyczała. – Nie chcę tu widzieć ani kropelki piwa! – Kolejny kopniak, tym razem w brzuch, odebrał Robertowi oddech na kilka sekund. Poczuł, jak zbiera mu się na wymioty. Rozlane piwo smakowało okropnie i mieszało się z brudem, od roku nie mytej podłogi. Robert wiedział, że nie wytrzyma już długo. Uczucie pulsowania w żołądku stawało się nie do zniesienia.

Zwymiotował.

Matka stała nad nim z otwartymi ustami. Jej twarz zmieniła kolor na krwistoczerwony. Na czole pojawiły się kropelki potu. Schyliła się nad synkiem i złapała go za włosy. Uderzyła jego głową o podłogę, w miejscu gdzie zebrała się kałuża wymiocin.

– Zeżresz to teraz ty mały pokurwieńcu! Co do ostatniego kawałka! – Trzymała głowę syna w kałuży jego własnych rzygowin. Chłopak nie mógł oddychać. Zamknął oczy i modlił się aby matka przestała. Tym razem chyba dobry Bóg wysłuchał jego modlitwy. Kobieta puściła syna i wybiegła z salonu do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Robert słyszał jej płacz. Wstał z podłogi i wrócił do swojego pokoju. Jego twarz oblepiały wymiociny i krew z rozbitego nosa i pękniętej wargi. Podszedł do klatki stojącej na stoliku i usiadł przed nią. Gryzoń podszedł do krat i powąchał go. Chłopak uśmiechnął się do niego i otworzył klapkę. Szczur wyskoczył na zewnątrz i usiadł Robertowi na kolanach. Wpatrywał się w jego twarz, jakby chciał zapytać co się stało.

– Mama ma dzisiaj zły dzień koleżko. Chyba nie udało się jej załatwić wszystkiego, tak jakby chciała. Cóż, nic na to nie poradzimy. Jedyne co możemy zrobić, to jak najszybciej zapomnieć o tym co się stało. – Robert patrzył na gryzonia i głaskał go po łepku. – Wiesz, nie możemy zapamiętywać takich chwil jak ta, bo potem zabieramy je w naszej głowie do huśtawkowego świata. A tam takie chwile nie mają wstępu. Dlatego, pokażę ci teraz jak szybko wymazać złe chwile. – Robert wziął szczura w dłonie i postawił na rogu łóżka. Gryzoń usiadł na tylnych łapkach i ruszając niestrudzenie nosem i wąsami, wpatrywał się w chłopca.

– Musisz zamknąć oczy i…– Drzwi pokoju otwarły się z trzaskiem i do środka weszła matka.

– Z kim ty do cholery rozmawiasz! – Spojrzała na syna siedzącego na podłodze i mówiącego do szczura. – Ty mały pojebańcu, rozmawiasz ze szczurem. Już ja ci pokaże. Przez ciebie, wyląduję w wariatkowie. – Kobieta podbiegła do chłopaka i szarpnięciem podniosła go z podłogi. Szczur w tym czasie czmychnął pod łóżko. Kobieta wymierzyła synowi siarczysty policzek. Z nosa polała się krew, zmieszana ze smarkami.

– Mamo, proszę nie bij już. Zostaw mnie, proszę. – Chłopiec starał się nie płakać, ale fala bólu i smutku były silniejsze. Robert wybuchnął płaczem. Kobieta dalej trzymała go za ramię i biła po twarzy. Kiedy się zmęczyła, pchnęła syna na łóżko i wybiegła z pokoju. Robert leżał i cicho łkał. Usłyszał trzask drzwi do ogrodu. Nie chciał już dziś wchodzić matce w drogę. Postanowił, że umyje się rano. Nakrył się kocem i zasnął.

Obudziło go łaskotanie w nos. Otwarł oczy i zobaczył, że to jego szczur liże go po policzku. Uśmiechnął się do gryzonia i przytulił go do twarzy. Wstał z łóżka i uchylił drzwi pokoju.

Cisza.

Pewnie matka jeszcze spała. Szczur bacznie obserwował go z łóżka. Kiedy chłopak odwrócił się i spojrzał na niego, gryzoń wskoczył na szafkę nocną, a z niej na parapet i oparł się przednimi łapkami o szybę. Wpatrywał się w coś na zewnątrz. Robert podszedł do okna i zobaczył, na co patrzył gryzoń.

Pod dębem nie było huśtawki.

 Lina została przecięta, a na ziemi leżała tylko deska która służyła za siedzisko. Robert wpatrywał się ze smutkiem w deskę. Drzwi do jego świata zostały zniszczone. Do jego oczu napłynęły łzy. Skorupa wymiocin i zaschniętej krwi na jego twarzy piekła skórę. Szczur usiadł obok na parapecie, i patrzył na zerwaną huśtawkę, ruszając wąsami i nosem jakby też płakał.

– Szkoda, kurde, że nawet to nam zniszczyła – powiedział, pochlipując Robert. – Lubiłem tę huśtawkę i ty zdaje się też, mój mały koleżko. – Robert pogłaskał szczura po grzbiecie, wziął w dłonie i włożył do klatki.

– Poczekaj tu na mnie, ja idę umyć sobie buzię, bo nie pachnę za fajnie. Zostawiam otwartą klapkę, ale nie wychodź z pokoju przyjacielu. – Gryzoń wskoczył na swój mały drewniany domek i patrzył na Roberta. Chłopiec wstał i podszedł do drzwi. Otwarł je ponownie i wyszedł na korytarz. Zszedł powoli po schodach i przeszedł pomiędzy salonem, a kuchnią, do łazienki. Matki nie było ani w jednym, ani w drugim pokoju. Nacisnął powoli klamkę drzwi łazienkowych i wszedł do środka. Podszedł do umywalki i odkręcił kurek z ciepłą wodą. Namydlił dokładnie ręce i umył twarz. Spłukał mydło i wytarł buzię ręcznikiem. Podszedł do sedesu. Poranne siku i zmyka na górę, do pokoju, zanim obudzi matkę – pomyślał. Katem oka zobaczył cień za kurtyną prysznica. Coś jakby stało po drugiej stronie. Podszedł powoli do wanny i odsunął kotarę. Jego matka wisiała na linie zawieszonej na uchwycie słuchawki prysznicowej. Język zwisał jej z ust. Patrzyły na niego jej martwe oczy. Powiesiła się na linie jego huśtawki.

Chłopak stał przez chwilę i wpatrywał się w wisielca. Nie było mu smutno, wręcz czuł ulgę. Poczuł, jak coś przebiega po jego bosej stopie. Szczur wskoczył na brzeg wanny, przysiadł na tylnych łapach i patrzył na trupa wiszącego pod prysznicem.

Chłopiec patrzył na zwłoki matki. Otaczała go cisza. Lubił ciszę, kojarzyła mu się z radością i spokojem. Te z kolei, to fundamenty jego idealnego świata.

Zaśmiał się i popatrzył na gryzonia.

– Idealny świat koleżko. – Wziął szczura w dłonie i wyszedł z łazienki.

 

Koniec

Komentarze

Zawsze jak czytam takie teksty, zastanawiam się, czy to aby na pewno fikcja. Przeczytałam wszystkie trzy Twoje teksty, dlatego właśnie taka refleksja. Mam nadzieję, że to sobie tylko wymyśliłeś. Pierwszy tekst (Światłość) tylko przeskanowałam, bo znużył mnie. Drugi i trzeci przeczytałam. Szkoda, że zamieściłeś je obok siebie, bo trochę za dużo podobnej problematyki na raz. 

Piszesz ciekawie, prosto i z sercem.

Trochę brakuje Ci ogonków przy ę i ą, jeszcze jakieś drobiazgi, ale niespecjalnie zawracałam na nie uwagę (chyba w Wigilii miałeś czasowniki z “by” oddzielnie pisane, a powinno być np. “zrobiłby”).

Zarzut do ostatniego opowiadania: brak fantastyki.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przecinki do poprawy, np. tu jeden niepotrzebny: “Wiedział, że rany na starych bliznach, bolą szczególnie mocno.“

Język prosty na plus, tylko trochę stylizację by się miejscami przydało dopracować, np. tu

krzyczała do słuchawki coś o młodej ździrze, z którą ją zdradził

Skoro stylizujesz na wypowiedź matki (”zdzira”), to warto byłoby wystylizować do końca, a “zdradził” jest wyjątkowo neutralne, matka pewnie użyłaby bardziej dosadnego określenia. Przez to też miejscami lekko drętwe te dialogi (ten o komiksie).

Jak dla mnie to dramat, nie horror.

Kolejny dramat dziecka, a jednocześnie powielenie schematu. Tym razem mamy złą, pijącą matkę.

Huśtawka podoba mi się bardziej, niż Opowieść wigilijna…, ale jednoczesne zaprezentowanie obu opowiadań chyba nie było najlepszym pomysłem, wydaje mi się, że to obniżyło ich wydźwięk. Kolejny tekst poruszający ten sam temat, może znieczulić czytelnika.

Brakło mi elementu fantastycznego. Świat wymyślany w czasie bujania się na huśtawce, to dla mnie trochę za mało.

 

Pomóż sta­rej, scho­ro­wa­nej matce. – Ro­bert pod­szedł do matki… – Powtórzenie.

 

Ko­bie­ta śmier­dzia­ła wy­pi­tym al­ko­ho­lem i mo­czem. – Czy kobieta piła mocz?

Może: Ko­bie­ta śmier­dzia­ła moczem i wy­pi­tym al­ko­ho­lem.

 

sy­no­wi wszyst­ko, czego mu było trze­ba. Brała wszyst­kie nad­go­dzi­ny… – Powtórzenie.

 

spra­wy za­czę­ły wy­my­kać jej się z rąk. Za­czę­ła pić. – Powtórzenie.

 

gdzie przy­słu­chi­wał się roz­mo­wie, pod­słu­chu­jąc przez uchy­lo­ne drzwi. – Powtórzenie.

 

Gry­zoń na po­cząt­ku nie ufny… – Gry­zoń, na po­cząt­ku nieufny

 

Wziął tro­chę karmy, którą kar­mił gry­zo­nia… – Powtórzenie.

 

Pod­szedł do łózka i wziął szczu­ra na ręce. – Literówka.

 

Po­ło­żył ją na stole i ubrał te­ni­sów­ki. – W co ubrał tenisówki???

Tenisówki można włożyć lub założyć, ale tenisówek, tak jak innych butów, a także odzieży, nie ubiera się!!!

 

za­dzie­rał łepek ku górze, jak by chciał za­pa­mię­tać… – …za­dzie­rał łepek ku górze, jakby chciał za­pa­mię­tać

 

Ro­bert pa­mię­tał jak by to było wczo­raj… – Ro­bert pa­mię­tał jakby to było wczo­raj

 

za­wie­sza­ją­ce­go dla niego huś­taw­kę. Tata naj­pierw sam się chwi­le po­huś­tał, upew­nia­jąc się, że huś­taw­ka wy­trzy­ma cię­żar. – Powtórzenia.

 

Ro­bert zbiegł po scho­dach i wy­biegł do ogród­ka. – Powtórzenie.

 

po za tym to już duży chłop… –…poza tym, to już duży chłop

 

kiedy wzno­sił się do góry. – Masło maślane. Czy mógł wznosić się do dołu?

 

Oboje wró­ci­li do domu.Obaj wró­ci­li do domu.

Robert i szczur, to dwóch chłopców. Gdyby Robert miał szczurzycę, wróciliby oboje.

 

Jej twarz zmie­ni­ła kolor na krwi­sto – czer­wo­ny. – Jej twarz zmie­ni­ła kolor na krwi­stoczer­wo­ny.

 

Dla­te­go, po­ka­że ci teraz jak szyb­ko wszyst­ko za­po­mnieć. – Literówka.

 

Przez cie­bie, wy­lą­du­je w wa­riat­ko­wie. – Literówka.

 

Ko­bie­ta wy­mie­rzy­ła sy­no­wi so­czy­sty po­li­czek. – Pewnie miało być: Ko­bie­ta wy­mie­rzy­ła sy­no­wi siar­czy­sty po­li­czek.

 

Lu­bi­łem huś­taw­kę i ty zdaje się też… – Lu­bi­łem huś­taw­kę i ty zdaje się też

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję regulatorzy za kolejną świetną redakcję, i za czas poświęcony na wypisanie wszystkich błędów. 

Jeśli chodzi o temat krzywdzonych dzieci, to oba teksty powstały po krótkim, acz burzliwym romansie z literaturą Jacka Ketchuma…

Dziękuję wszystkim za czas poświęcony na przeczytanie.

Pozdrawiam.

Feronie, jeśli pomogłam, to bardzo się cieszę, ale obawiam się, że to nie wszystkie błędy. Coś mogłam przeoczyć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

ZAWSZE pomagasz, jeśli chodzi o moje teksty.

Pozdrawiam.

;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgadzam się, że trochę powieliłeś schemat z “Opowieści…”. Główny bohater, pijący rodzić, zakończenie, nawet motyw komiksu. Może następnym razem warto odczekać jakiś czas między publikacjami?

Nie żałuję lektury, bo historia niezła, choć spodobała mi się nieco mniej niż “Opowieść…” Jest to tekst dużo mocniejszy, ale poprzednio użyłeś bardziej subtelnych środków i efekt wydał mi się mocniejszy. Motyw szczura jednak trochę nie do końca wykorzystany, miałem nadzieję, że odegra jakąś konkretną rolę w fabule. Podobał mi się pomysł z huśtawką i wymyślonym światem.  Mimo to brak fantastyki :)

 

Mam wrażenie, że to opowiadanie powstało przed “Opowieścią…” Mam rację? Brakuje wielu przecinków, sporo jest źle postawionych. O, choćby już w pierwszym zdaniu:

 

Z wnętrza klatki, patrzyły na Roberta –> bez przecinka

Jak by co, to ja będę nad tobą. → Jakby co, to będę nad tobą.

tlił się niedopałek L&Ma Lighta. Matka spojrzała na niego → Zgubiony podmiot. Spojrzała na niedopałek czy syna?

zszedł z nią na dół → zejść na dół to pleonazm

– Nie martw się kochanie, będę go pilnował, a poza tym to już duży chłop, na pewno da sobie radę. – Uspokoił matkę tata. → Ostatnie zdanie do wykreślenia. Z poprzedniego zdania wiemy, że wypowiedział je ojciec, skierował do matki i że próbował ją uspokoić. Więc te trzy słowa zbędne.

 

 

Dziękuję zygfryd89 za czas poświęcony na przeczytanie i wyłapanie błędów. Jeśli chodzi o kolejność powstawania tekstów, to ,,Opowieść,, powstała wcześniej :)

Dziękuję i Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka