- Opowiadanie: Xanthia - Złotooka

Złotooka

Fragment opowiadania, które zaczęłam właśnie pisać. Fabuła jest już przemyślana, wystarczy ją dokończyć. Ciągle uczę się pisać, więc proszę o uwagi i komentarze.

Oceny

Złotooka

Prolog

Wojna. Wojna się nie zmienia. Tylko w mediach i holo wygląda pięknie i schludnie. Paru żołnierzy biegnących za innym trzymającym flagę. Cięcie. Wstąp do armii, odmień swoje życie. Gdy leżysz w okopach, we własnych wymiocinach i krwi, patrząc w oczy trupowi, którego masz na wyciągacie ręki, tak blisko jak kochanka, wojna traci sens. Życie także.

Nikt już nie pamiętał o co rozpoczął się konflikt, który trwał od wielu lat. Może tylko politycy. Dlaczego planeta nazwana Eden zmieniła się w piekło. Dlaczego wojna wybuchnęła w świecie, który miał być idealny. Ale stało się. Wojna trwała od pół roku. A populacja Edenu nie była zbyt duża. Dlatego do wojska przyjmowano coraz młodszych. Moje życie, straciło sens gdy zmarła matka. Ojca nie znałam. Gdy kryzys zajrzał w oczy ludziom, gdy brakowało lekarstw i pracy, brakowało jedzenia, armia była szansą. Dostaniesz jedzenie i żołd. Jeśli przeżyjesz także rentę weterana. Cóż miałam zrobić? Wstąpiłam w wieku siedemnastu lat. Nie sądziłam, że od razu trafię na pole bitwy. Któż wysłałby rekrutów po dwutygodniowym szkoleniu na pierwszą linię frontu? Myliłam się. A może to zwiad się pomylił.

 

1.

Mieliśmy tylko zabezpieczyć jakieś lotnisko. A trafiliśmy prosto z transportowca pod ciężki ostrzał. Piechota przeciw artylerii. Pomyśleć, że zastanawiałam się, czy dam radę strzelić gdy zobaczę wroga. Pociągnąć spust, zabić. Nie miałam szans go zobaczyć. Pomarańczowo żółte chmury wybuchów dziesiątkowały dzieciaki nieprzygotowane nawet do walki. Biegłam, a ziemia drżała od eksplozji. Czarny, gęsty dym, wyrzucana w powietrze ziemia utrudniały widzenie. Zamieniały dzień niemal w noc. Patrzyłam na porozrywane ciała, dziesiątki ciał, rąk, nóg. Musiałam je omijać. Po kolejnym wybuchu, prawie tuż za mną, pod nogi wpadła mi część korpusu dziewczyny. Tylko kawałek, powyżej piersi, z jedną ręką. Znałam ją, to była Meg. Twarz miała nie nienaruszoną. Wydawało mi się, że przez chwilę patrzyła na mnie, a jej usta drgały. Nie bałam się już. Byłam przerażona. Kawałek dalej chłopak bez nóg błagał o pomoc. Rannych i zabitych przybywało z każdą chwilą, aż wydawało mi się, że biegnę sama, nie wiadomo po co. Po śmierć?

Aż bieg się skończył, znów bliska eksplozja, coś uderzyło we mnie bardzo mocno, wpadłam do prowizorycznych okopów. Wprost przed swojego dowódcę. Miał otwarte oczy i usta. Ale była go tylko połowa. W głowie mi huczało, słuch straciłam chyba już dawno temu, nogi i plecy bolały, prawdopodobnie oberwałam odłamkiem. Czułam tylko drżenie ziemi. A potem ciszę. Więc to mój grób?

Nie wiem jak długo leżałam po tym jak już ustały eksplozje. Godziny, dni? Bałam się ruszyć, przerażenie sparaliżowało mnie. Gdzie wsparcie? Gdzie transportowce ewakuacyjne? Była tylko cisza i śmierć. I kawałek nieba, który widziałam z okopu. A potem usłyszałam coś, co przeraziło mnie jeszcze bardziej, choć wydawało mi się to już niemożliwe. Strzały z broni ręcznej. Pojedyncze. Oni nie brali jeńców.

Udawać martwą? Przeżyć? A potem co? Instynkt wziął górę nad wszystkim innym. Mój mundur był przesiąknięty krwią, nie tylko moją. Plan mógł się udać. Przykryłam się częściowo jakimś ciałem, ułożyłam w nienaturalnej pozycji. Pod ręką ukryłam sztylet. Czy dam radę go użyć? Czekałam. Aż przyszedł czas próby. Ktoś wskoczył do okopu. Oczy miałam otwarte, wpatrzone w jeden punkt, oddychałam najciszej jak potrafiłam. Byle nie mrugnąć. Bałam się, tak jak jeszcze nigdy w życiu. Ktoś stanął nade mną, pochylił się, aż znalazł w moim polu widzenia. Dziewczyna. W moim wieku. Miała szeroko otwarte oczy. Musiała coś zauważyć. Może kropelkę potu spływającą z mojego czoła. Drgnęła. Spojrzałam jej prosto w oczy. No dalej, strzelaj! Nie chcę się już dłużej bać! Ale usta ułożyły się w inne słowa. „Proszę, nie”. Patrzyła na mnie chwilę prawie dotykając lufą karabinu, a potem wykonała jeden gest. Przyłożyła palec do warg. „Siedź cicho”. I odeszła. Oszczędziła mnie. Dlaczego? Może trafiła tu tak samo jak ja? A może w moich oczach zobaczyła swój strach?

Znów leżałam bardzo długo. Aż się ściemniło. Dopiero wtedy odważyłam się ruszyć. Czołgałam się powolutku, zatrzymując co chwilę i nasłuchując. Dopiero gdy wyczołgałam się z okopu, zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnej broni. W sumie co to zmieniało, skoro i tak nie użyłam sztyletu. A miałam okazję.

Dotarłam do zagajnika i dopiero wśród drzew i traw odważyłam się podnieść, w pół kucając ruszyć przed siebie. Gdzie? Byle dalej od tego miejsca. Może spotkam swoich. Rany nie okazały się tak groźne jak myślałam. Wędrowałam godzinami, najciszej jak potrafiłam. Aż dotarłam do pierwszych zabudowań. Widziałam je na tle jasnego nieba. Schronienie? Albo śmierć. Ten teren miał być już ewakuowany z cywilów. Tak słyszałam. Do pierwszego budynku dotarłam chyba po pół godzinie. Wydawał się opuszczony. W świetle gwiazd okna pozbawione szyb ziały czarnymi otworami. Długo nasłuchiwałam. W końcu zdecydowałam się wejść. Przez pierwsze okno. W środku pachniało stęchlizną. Raczej nikt już tu nie mieszkał. Omijając meble, ukryłam się w rogu pokoju. Przykryłam jakąś szmatą odcinając się od reszty świata.

Nie spałam, bardziej drzemałam przez chwilę dręczona piekłem, które zobaczyłam. Koszmary wyrywały mnie ze snu. Byłam zmęczona i głodna. O świcie spróbuję się rozejrzeć. Miasto, do którego chciałam dotrzeć było ponoć w naszych rękach. Może tam znajdę pomoc. To była moja jedyna szansa.

 

2.

Świt nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Rozświetlił okno najpierw czerwienią, potem pomarańczem. Wyczołgałam się z mojej śmiesznej kryjówki i wyskoczyłam na zewnątrz. Domy ciągnęły się wśród pól, przy wąskiej drodze. Daleko na horyzoncie dostrzegłam miasto. Dużo dalej niż się spodziewałam. Czy dam radę tam dotrzeć? Jeżeli będę wędrować w nocy i chować się w czasie dnia, być może. Wróciłam do swojej kryjówki. Przeszukałam cały dom, jedzenie było popsute, znalazłam trochę herbatników i jedną konserwę. Nawet nie wiem jak smakowała. A potem ukryłam się w szafie na piętrze. Zaraz po tym jak znalazłam jakieś znoszone dżinsy, które na mnie pasowały i prostą bluzę. Do tego trampki. Mundur ukryłam. Jeśli spotkam wroga będę udawać miejscową, choć pewnie kiepsko mi pójdzie.

W nocy ruszyłam w drogę. Chowałam się w cieniu, przeskakiwałam płoty, zatrzymywałam się często nasłuchując. Nikogo tu nie było. Byłam tu zupełnie sama. Zastanawiałam się, czy mój plan ma sens. Czy nie lepiej zostać tutaj? Ukrywać, tak długo jak się da? Tylko jak długo. Tygodnie, miesiące? Jedzenie szybo się skończy, to zdatne do spożycia. Była wczesna wiosna, owoców jeszcze nie było. Za to w mieście na pewno znajdę go więcej.

Trzeciego dnia omal nie wpadłam na konwój ciężarówek i ciężkiego sprzętu eskortowanego przez kilka jeepów. Nie widziałam oznaczeń. Poczułam się zbyt pewnie, pobiegłam i prawie wpadłam w ich światła. Jak mogłam ich nie usłyszeć? Schowałam się w rowie z drżącym sercem i siedziałam tam długo po tym jak pojazdy mnie minęły. Kto to był? Lepiej nie sprawdzać nie mając pewności na kogo się trafi.

Wędrowałam pięć dni, po drodze szukając jedzenia i wody. Czasem mogłam się najeść do syta, czasem burczało mi w brzuchu. Nie raz w oddali słyszałam eksplozje i strzały. Chowałam się wtedy czekając aż ucichną. Aż dotarłam do rogatek miasta. Posępnego i opuszczonego. Gdzieniegdzie unosiły się kłęby dymu z pożarów, których nikt nie usiłował gasić. Zrujnowanego miasta, które miało mnie ocalić, a wyglądało jak wielki grobowiec z papierami przewalającymi się po ulicach, śmieciami, wszechobecnym gruzem, wrakami porzuconych pojazdów cywilnych i wojskowych.

Przed świtem ukryłam się w jakimś biurowcu. Nie było tu jedzenia, ale w automacie na piętrze znalazłam napoje. Szyba była już wybita, mogłam się wreszcie chociaż napić do woli. W plecaku znalezionym po drodze do miasta miałam jeszcze trochę prowiantu. Głównie puszek. Bałam się brać inne rzeczy. Tego dnia nie głodowałam, ale następny nie zapowiadał się najlepiej.

Przespałam cały dzień, ale gdy nastał zmierzch zdałam sobie sprawę, że poruszanie się w kompletnych ciemnościach to samobójstwo. Tu światło gwiazd ani dwóch księżyców Edenu, które niedawno zaczęły się pojawiać nie docierało. Budynki były zbyt wysokie.

Przeleżałam więc ukryta pod biurkiem całą noc. Ruszę o świcie. Znów straciłam czujność. I spotkałam pierwszych ludzi. Pierwszych od wielu dni. Jedząc batonika ruszyłam korytarzem, nie mając pojęcia, że za zakrętem wpadnę na chudego mężczyznę o rozbieganych oczkach. Zatrzymałam się w pół kroku. Jego mina nie pozostawiała wiele wyobraźni.

– No kogo my tu mamy? – zamruczał i uśmiechnął się ohydnie.

Rzuciłam się do ucieczki, ale on był szybszy. Chwycił mnie za bluzę, pociągnął, tak, że odbiłam się od ściany korytarza. Nie zdążyłam się zasłonić. Potężne uderzenie otwartą dłonią rzuciło mnie na podłogę. Krzyknęłam odruchowo z bólu. Próbowałam usiąść. Twarz piekła, w lewym uchu mi piszczało, a w ustach poczułam słony smak krwi.

– To co, zabawimy się maleńka? Czy będziesz się stawiać?

Wiedziałam już, że nie mam z nim szans jeśli dojdzie do szarpaniny, jeszcze jeden cios i w ogóle nie będę mogła się ruszać. Wtedy usłyszałam szybkie kroki. Jeszcze jeden. Masz swoje wybawienie idiotko. Miasto. I czego się spodziewałaś?

– Co robisz? – odezwał się nowy głos. Nie widziałam go, włosy zasłoniły mi oczy. – Zostaw!

– Chyba żartujesz! Razem się z nią zabawimy! Wolisz pierwszy… – przerwało mu głośne plaśnięcie, potem jęk bólu. Odgarnęłam w końcu włosy. Nowo przybyły był wyższy i dużo lepiej zbudowany. A chudy właśnie trzymał się za twarz leżąc na podłodze w podobnej pozie jak ja.

– Wynosimy się stąd, już! Patrz debilu, to jeszcze dziecko! – wyższy chwycił kompana za kołnierz podniósł i popchnął w głąb korytarza. Ruszył za kolegą. Potem nagle zatrzymał się. Sięgnął za pasek i wyciągnął pistolet. Serce mi zamarło Chwilowa nadzieja i jednak nie chcą zostawić świadka? Wtedy zrobił coś dziwnego. Podrzucił pistolet, chwycił go za lufę i położył na podłodze kilka metrów ode mnie. – Uważaj na siebie, mała. – A potem odszedł szybkim krokiem. Słyszałam jeszcze ich ostrą wymianę zdań, ale cichła w oddali a kroki oddalały się.

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Niestety, nie jest zbyt dobrze.

Opisujesz wojnę, nic o niej nie mówiąc. Odnoszę wrażenie, że jest toczona bardzo tradycyjnymi metodami, ale nie wiem kto z kim walczy i dlaczego? Jak dla mnie, wojna, na którą składają się – bieganie, wybuchy i okopy, wygląda mało wiarygodnie.

Domyślam się, że Eden jest jakąś planetą, podobną do naszego świata (dżinsy, trampki, plecak, konserwy, biurowce, automaty z napojami), ale poza tym, że świecą tam dwa księżyce, nie wiem o Twoim Edenie nic. A przydałoby się parę zdań wyjaśnień, jakiś krótki opis życia przed wojna…

Mam wrażenie, że świat, który wymyśliłaś, dla Ciebie jest oczywisty i pewnie założyłaś, że czytelnik też będzie wszystko wiedział. Niestety, nie wie nic.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Niektóre usterki wypisałam, ale jest ich jeszcze sporo. Niestety, nie mogę zająć się każdym zdaniem. W lekturze bardzo przeszkadza zlekceważona interpunkcja, zdarzają się powtórzenia, nie zawsze poprawnie konstruowane zdania, niektóre z opisanych sytuacji wydają się mało logiczne.

 

Paru żoł­nie­rzy bie­gną­cych za innym trzy­ma­ją­cym flagę. Cień­cie.Cięcie.

 

Dla­cze­go wojna za­wi­ta­ła do świa­ta, który miał być ide­al­ny. – Nie wydaje mi się, by o wojnie można powiedzieć, że zawitała. Wojna może zacząć się, wybuchnąć, rozgorzeć, rozpętać się

 

Po­cią­gnąć za spust, zabić.Po­cią­gnąć spust, zabić.

 

Po­ma­rań­czo­wo żółte chmu­ry wy­bu­chów dzie­siąt­ko­wa­ły dzie­cia­ki nie przy­go­to­wa­ne nawet do walki.Po­ma­rań­czo­wożółte chmu­ry wy­bu­chów dzie­siąt­ko­wa­ły dzie­cia­ki nieprzy­go­to­wa­ne nawet do walki.

 

Bie­głam do przo­du zie­mią drżą­cą od eks­plo­zji, gdzie dym i wy­rzu­ca­ne w po­wie­trze odłam­ki za­mie­nia­ły dzień w noc. – Czy istniała możliwość, by bohaterka biegła do tyłu? Jak biegnie się ziemią, czy piłkarze na boisku biegają trawą? Czy odłamki miały szansę być wyrzucone nie w powietrze? Odłamki, nawet duża ich ilość, raczej nie spowodują mroku.

Może wystarczy: Bie­głam, a ziemia drżała od eks­plo­zji. Dym i odłam­ki uniemożliwiały/ utrudniały widzenie.

 

Pa­trzy­łam na po­roz­ry­wa­ne ciała, dzie­siąt­ki ciał, rąk, nóg. – Jak bohaterka mogła to widzieć, skoro w poprzednim zdaniu piszesz, że było ciemno?

 

Po ko­lej­nym wy­bu­chu pra­wie tuż za mną pod nogi wpadł mi część kor­pu­su mło­dej dziew­czy­ny. – Co to jest wybuch tuż za mną pod nogi? ;-)

Nie stawiasz przecinków, a to sprawia, że zdana są nieczytelne, często, zapewne wbrew Twojej woli, żartobliwe.

Piszesz o części korpusu; część jest rodzaju żeńskiego. Dziewczyna jest młoda z definicji.

Proponuję: Po ko­lej­nym wy­bu­chu, pra­wie tuż za mną, pod nogi wpadła mi część kor­pu­su dziew­czy­ny.

 

Ale było go tylko po­ło­wę.Ale była go tylko po­ło­wa.

 

I ka­wa­łek nieba, który wi­dzia­łam z oko­pów.I ka­wa­łek nieba, który wi­dzia­łam z oko­pu.

Nie ruszając się z miejsca, nie można być w wielu okopach.

 

Ale usta uło­ży­ły w inne słowa.Ale usta uło­ży­ły się w inne słowa.

 

Do­pie­ro wtedy od­wa­ży­łam się ru­szyć. Czoł­ga­łam się po­wo­lut­ku, za­trzy­mu­jąc co chwi­lę i na­słu­chu­jąc. Do­pie­ro gdy… – Powtórzenie.

 

w pół kucki ru­szyć przed sie­bie. Gdzie? – Wolałabym: …w pół kucając, ru­szyć przed sie­bie. Dokąd?

 

Wę­dro­wa­łam go­dzi­na­mi […] Ten teren miał być już ewa­ku­owa­ny z cy­wi­lów. Tak sły­sza­łam. – Skąd, po wielogodzinnej wędrówce, wiedziała dokąd dotarła? Gdzie i kiedy słyszała, co miało dziać się na tym terenie?

 

W środ­ku pach­nia­ło stę­chli­zną. – Skoro okna były powybijane, pomieszczenie wietrzyło się. Skąd zapach stęchlizny?

 

Wy­czoł­ga­łam się z mojej śmiesz­nej kry­jów­ki i wy­sko­czy­łam na ze­wnątrz. – Trudno mi wyobrazić sobie, jak czołgająca się bohaterka wyskakuje na zewnątrz. ;-)

Czy bohaterka nie powinna raczej opuszczać kryjówki ostrożnie i powoli?

 

Zaraz po tym jak zna­la­złam ja­kieś zno­szo­ne je­an­sy… – Zaraz po tym, jak zna­la­złam ja­kieś zno­szo­ne dżinsy

Stosujemy pisownię spolszczoną.

 

Bałam się brać in­nych rze­czy.Bałam się brać in­ne rze­czy.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszystkie uwagi :) Oczywiście zastosuję się do nich. Jednak kilka budzi moje wątpliwości.

Opisujesz wojnę, nic o niej nie mówiąc. Odnoszę wrażenie, że jest toczona bardzo tradycyjnymi metodami, ale nie wiem kto z kim walczy i dlaczego? Jak dla mnie, wojna, na którą składają się – bieganie, wybuchy i okopy, wygląda mało wiarygodnie.

Odnośnie Edenu i wojny. Nie chciałam zanudzać czytelnika zbędnymi opisami na samym początku. Nie jest ważne kto z kim walczy (w dalszej części tekstu, której jeszcze nie napisałam jest to wplecione w akcję, dialogi). Ważna jest sama wojna.

Wiesz jak wygląda ostrzał gęsty altyleryjski? Ja znam go tylko z filmów wojennych, a tam właśnie tak to wygląda. Wyrzucona w powietrze ziemia, czarny dym spowijający pole bitwy, szczególnie jeśli nie wieje wiatr. Wspomniałam o tym na początku, to był niespodziewany atak, ale całkiem możliwy. Bohaterka nie wie co robić, w końcu jest w wojsku od paru tygodni. Sama zadaje sobie pytanie.

 

Domyślam się, że Eden jest jakąś planetą, podobną do naszego świata (dżinsy, trampki, plecak, konserwy, biurowce, automaty z napojami), ale poza tym, że świecą tam dwa księżyce, nie wiem o Twoim Edenie nic. A przydałoby się parę zdań wyjaśnień, jakiś krótki opis życia przed wojna…

Mam wrażenie, że świat, który wymyśliłaś, dla Ciebie jest oczywisty i pewnie założyłaś, że czytelnik też będzie wszystko wiedział. Niestety, nie wie nic.

To także jest opisane później. Wydaje mi się, że jeśli podałam informację, że Eden miał być rajem, a populacja jest niewielka – jest to raczej nie tak dawno skolonizowana planeta gdzieś daleko od Ziemi. Taka Ziemia Obiecana. Mająca być nadzieją na lepsze życie.

 

Jak bohaterka mogła to widzieć, skoro w poprzednim zdaniu piszesz, że było ciemno?

A pomarańczowe eksplozje pocisków? Zresztą widziała je pod nogami.

Skąd, po wielogodzinnej wędrówce, wiedziała dokąd dotarła? Gdzie i kiedy słyszała, co miało dziać się na tym terenie?

Zapewne była jakaś odprawa wprowadzająca rekrutów w sytuację. Mieli zająć tylko lotnisko, teren miał być ewakułowany. Myślałam, że to logiczne. Może to powinnam opisać jaśniej?

Skoro okna były powybijane, pomieszczenie wietrzyło się. Skąd zapach stęchlizny?

Zapach stęchlizny powstaje od wilgoci, deszczu wpadającego przez powybijane okna. To, że są wybite wcale nie oznaczaja, że zapach zniknie całkowicie. Nie chodziłaś nigdy po opuszczonych domach? :) Ludzie, gdyby tam byli, pewnie nie dopuścili by do tego stanu, jakoś je zabezpieczyli.

 

Trudno mi wyobrazić sobie, jak czołgającą się bohaterka wyskakuje na zewnątrz. ;-)

Czy bohaterka nie powinna raczej opuszczać kryjówki ostrożnie i powoli?

W sumie przez okno mogłaby też wypełznąć, ale wyskoczenie przez nie wydaje mi się bardziej naturalne :)

Poza tym w innych tekstach ktoś mi zarzucał zbytni precyzionizm. Tym razem chciałam go uniknąć. Jak się okazuje i tak źle i tak nie dobrze :)

Tekst poprawiłam, niedługo dopiszę kolejny rozdział.

Xanthio, przeczytałam i skomentowałam tyle, ile pozwoliłaś – tylko przedstawiony fragment, nie całe opowiadanie. Nie mogę zakładać, że coś będzie wyjaśnione w przyszłości. Opieram się wyłącznie na tym, co przeczytałam.

Może, zamiast udostępniać tekst po kawałku, porządnie i bezbłędnie napisz całe opowiadanie i kiedy będzie gotowe, zamieść. Prezentowanie fragmentów nie jest dobrym pomysłem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Masz rację. Nie mogłaś wiedzieć co dalej planuję. Dokończe je zatem, a tekst opublikuję potem. Dziękuję za uwagi :)

Jeśli w czymkolwiek pomogłam, bardzo się cieszę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam! No, mamy tu kawałek militarnej fantastyki, rozwałka na początku, potem survival na terenie wroga. Fajnie. Choć oczywiście fabuły po tak krótkim fragmencie ocenić nie można. Mam, co prawda, pytania ale o tym później. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to zwraca uwagę fakt używania przy narracji krótkich, urywanych zdań, czasem nawet rownoważników. Taki zabieg nadaje tekstowi dynamiczności i dramatyzmu ale, jeśli nadużywany, zabija płynność. Na przykład:____"Ktoś stanął nade mną, pochylił się, aż znalazł w moim polu widzenia. Dziewczyna. W moim wieku. Miała szeroko otwarte oczy. Musiała coś zauważyć. Może kropelkę potu, spływającą z mego czoła. Drgnęła. Spojrzałam jej prosto w oczy."_______ Może być lepiej, gdyby po prostu wywalić kilka niepotrzebnych kropek. Na przykład: "Ktoś stanął nade mną, pochylił się, więc miałam go w polu widzenia. Dziewczyna, chyba w moim wieku.Musiała coś zauważyć. Może kropelkę potu, spływającą z mego czoła. Drgnęła, kiedy spojrzałam jej prosto w oczy." Uważaj też na powtórzenia. Oprócz tego, za wszelką cenę starasz się unikać nadmiaru zaimków "się", co czasem powoduje zamieszanie. Na przykład:____"Przykryłam jakąś szmatą, odcinając się od reszty świata." ____ Wstaw "się" po "przykryłam", wytnij po "odcinając". Będzie dużo lepiej. Przykładów jest całkiem sporo, niestety nie pokażę Ci ich, bo na moim telefonie wyjątkowo ciężko się pracuje. Nawet akapitu nie mogę zasadzić. Sorki. Co do fabuły… Zwracaj uwagę na nielogiczności. Piszesz, że konflikt sroży się od lat, by zaraz potem napomknąć, iż walki na Edenie trwają pół roku. Zakładam, że chodzi o jakąś międzyplanetarną, wieloletnią wojnę, podczas gdy starcia na konkretnej planecie trwają stosunkowo krótko. Tyle, że z tekstu to nie wynika, trzeba się domyślać. Później piszesz o urwanej części korpusu i jednej ręce, a zaraz potem o nienaruszonej twarzy. Rozumiem, że głowa też do owego korpusu była przytwierdzona, ale ze zdania wynika, iż to korpus miał twarz. Coś takiego wydaje się być zwykła pierdołą, ale wierz mi, rzuca się w oczy i uważny czytelnik ( a takich tu większość) zaraz wychwyci. Co jeszcze… Acha. Fantastyka. No bo Eden, poza faktem posiadania dwóch księżyców, właściwie niczym się od Ziemi nie różni. Dlaczego więc nie umieścić akcji na Ziemi? I to nawet nie w przyszlosci? Najnowsza historia, niestety, obfituje w pasujące sytuacje i momenty… Mam nadzieję, że dalsza część wyjaśni konieczność użycia obcej planety… Ale ja się, kurde, czepiam. To nie dlatego, że tekst mi się nie podoba, bo podoba. Masz tam tylko sporo łatwych do wyeliminowania błędów. Każdy następny będzie lepszy, a ja chętnie przeczytam. A, masz i tak plusa na wejście, bo zajęłaś się karabinami i działami, a nie mieczami, łukami, czy innymi magicznymi fojerkuglami. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cóż… Większość rzeczy, o których pisałem, została lepiej i przystępniej wyjaśniona przez Regulatorów. Ha, tak to jest, jak się komentarz na raty pisze, bez odświeżania strony…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję za uwagi :) Co do krótkich zdań pewnie masz rację, ale użyłam ich celowo, choć widać przesadziłam. Poprawię to :)

Konflikt między dwoma nacjami nie oznacza od razu konfliktu zbrojnego. Mogą to być jakieś sankcje, napięta sytuacja polityczna, dyplomatyczna i wzajemne odgrażanie się. Jak między Koreą Północną i Południową.

Kiedyś czytałam relacje żołnierzy. Widzieli właśnie takie przypadki okaleczeń, co było jeszcze bardziej koszmarne i szokujące. Bardziej kontrastowe. Przerażające.

Obca planeta pozwala mi wprowadzić do akcji młodszą bohaterkę (mała populacja planety), która jeszcze mało wie o życiu, naiwną i głupiutką. Mogła by być co prawda cywilem, ale nie pasowało by mi wtedy zakończenie.

Użycie konwencjonalnej broni, rzeczy, które wszyscy znamy było zamysłem celowym. Fantastyka jest tylko tłem by ukazać wojnę taką jaka ona jest. Straszna i bezsensowna. Przygotowywałam się do tego opowiadania jakiś czas. Zresztą to fantastyka.pl prawda? :)

Wolę opisywać karabiny niż miecze, lubię też fantazy, ale drugim Sapkowskim nie będę, on jak nikt potrafił opisywać walki na miecze :)

I dziękuję za plusa :)

Pozdrawiam!

Minus za te krótkie, szarpane zdania, mi coś takiego bardzo przeszkadza w lekturze. Ale IMHO nie jest tak źle, jak regulatorzy twierdzi ;) Chociaż ja też wolałabym przeczytać od razu całość. Po tak krótkim fragmencie ciężko cokolwiek powiedzieć o fabule/wykreowanym świecie/bohaterach.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, nie twierdzę, że jest źle; powiedziałam tylko, że nie jest zbyt dobrze, a to nie to samo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po cienkiej linii stąpamy… 

Ale oczywiście zwracam honor, wybacz niedoczytanie!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bo grube linie już były… ;-)

Gravel, nie mam Ci czego wybaczać, mój honor nie czuje się nawet muśnięty. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dopisałam już dwa kolejne rozdziały. Myślę, że jeszcze trzy będą i epilog. Potem poprawię co się da i wrzucę. Parę dni mi to zajmie :)

Xanthio, nie spiesz się, my tu wszyscy grzecznie poczekamy :) A pośpiech w pisaniu jest bardzo blee. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Xanthio, jeśli mogę coś doradzić, to, zanim opublikujesz skończone opowiadanie, zerknij może do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zastosuję się, dziękuję :)

Nowa Fantastyka