- Opowiadanie: Morgiana89 - Miasto miłości

Miasto miłości

Praca Jurorska

 

 

Dziękuję jurorom i sekretarzowi za pomoc przy poprawianiu błędów. Jurorować w takim zespole, to był czysta przyjemność! :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Miasto miłości

– Ty, hultaju! Ty! – Przez plac pędziła korpulentna kobieta w średnim wieku, wymachując wielkim wałkiem do ciasta. Dyszała przy tym okropnie i nie była w stanie wyrzucić z siebie nic więcej. Wyglądała, jakby chciała wykorzystać wszystkie siły jakie jej zostały, by dogonić młodzieńca w podartej koszuli, pędzącego zaledwie parę metrów przed nią.

Ludzie przystawali, aby zobaczyć powód całego zamieszania. Jedni się podśmiewali, a inni z rozdziawionymi ustami czekali na to, co może się jeszcze wydarzyć. Sam Benedykt Wilczek, strażnik miejski,  nie wiedział jak powinien zareagować. W pewnym momencie, ku ogólnemu zdumieniu, pulchna kobieta zmniejszyła dystans dzielący ją od chłopaka i zamachnęła się narzędziem trzymanym w ręce. Wysiłek, jaki włożyła w uderzenie, był ogromny, jakby od tego miało zależeć jej życie. Pod wpływem wymierzonego ciosu, młodzieniec padł na bruk.

– Helenki ci się… zachciało… cholerniku… jeden! – krzyczała kobieta, ledwo łapiąc oddech. Gdy w końcu dorwała chłystka, nie zamierzała go puścić. – Moją córeczkę zbałamuciłeś! Ja ci dam nauczkę, jeszcze mnie popamiętasz! – Okładała go raz za razem.

Pierwszy ze zdumienia otrząsnął się Benedykt. Podbiegł czym prędzej do rozwścieczonej kobiety w obawie, że ta, w przypływie złości, naprawdę wyrządzi krzywdę dzieciakowi. Gdy próbował ją odciągnąć, sam oberwał wałkiem parę razy. Zarobił przy tym wielkiego, bolesnego guza, więc nie czuł wyrzutów sumienia, szarpiąc babiną. Nie mógł jej jednak przywołać do porządku.. W końcu z pomocą przyszło strażnikowi kilku rosłych mężczyzn. Po chwili odciągnęli kobietę na bezpieczną odległość od chłopaka. Cały czas jednak nie przestawała się wyrywać.

– Ja ci nie daruję! Popamiętasz mnie jeszcze! – darła się, a pot spływał jej po czole.

– Droga pani, niech się pani w końcu uspokoi – powiedział Benedykt Wilczek tak spokojnie, jak było to tylko możliwe, trzymając ją w stalowym uścisku.

– Jak mam się uspokoić? On skrzywdził moją Helenkę!

– Nieprawda, ja ją kocham! Z całego serca! – odezwał się po raz pierwszy młodzieniec, nadal leżąc na ziemi i pocierający guzy i siniaki. – Jest miłością mojego życia!

Mówił to z taką pasją, że Benedykt, pomimo młodego wieku chłopaka, był w stanie mu uwierzyć na słowo.

– Ale moja Helusia to jeszcze dziecko. Sam pan wie, jak stanowi prawo. To jeszcze dziewczątko, co do matczynego cyca lgnie. On zbałamucił mojego aniołka! – wykrzyczała kobiecina i wskazała oskarżycielsko grubym paluchem na winowajcę.

– Nieprawda! To miłość! Do grobowej deski – tłumaczył się chłystek. – To nie jednorazowa przygoda na sianie. – Rozmarzył się na chwilę, po czym dodał: – Ja muszę zobaczyć, co u niej! Muszę tam wracać!

Nie zważając na ból, poderwał się na równe nogi. Zaskoczeni ludzie zrobili mu miejsce. Chłopak, nie zwracając uwagi na nawoływania gapiów, popędził, jak gdyby nigdy nic, w stronę gospodarstwa Ciapciaków. Nikt za nim nie pobiegł.

Nie było zbyt wielkim odstępstwem od normy, że dziewka podokazywała z pierwszym lepszym młodzieńcem. Wiek dziewczyny nie miał tu żadnego znaczenia. To już była dorosła panienka i jeśli matka tego nie widziała, to już nie problem Benedykta. Żal było kobiety, gdy ta zawyła i chciała rzucić się po raz kolejny w pogoń za chłopakiem, byle by tylko odciągnąć go od latorośli.

– Droga pani, bardzo mi przykro, ale musi pani pójść ze mną – powiedział Benedykt. – Zaatakowała pani tego młodzieńca i musimy panią odprowadzić do aresztu. Wszystko wyjaśnimy na miejscu.

– Ale… – próbowała jeszcze coś powiedzieć, jednak nie pozwolił jej dokończyć.

Strażnik Pogorzeliska nie miał wpływu na sytuację kobiety. Musiał dopełnić obowiązków związanych z przekroczeniem prawa przez obywatela, mimo że wypadło to akurat w dzień wolny od pracy. W końcu nie tylko miał obowiązek pilnować bezpieczeństwa, ale był też naocznym świadkiem.

 

***

 

Zwykle idealnie ułożone włosy Benedykta Wilczka, od  kilku dni znajdowały się w nieładzie, a koszula, którą nosił, przestała być świeża już dawno temu. Nie to zaprzątało głowę głównego strażnika, ale wydarzenia odbywające się w Pogorzelisku. Problem Bożeny Ciapciakowej był niczym jeden mały pryszcz, na całej pokrytej nimi twarzy.

Benedykt musiał przyznać, że młodziutka Helenka Ciapciakówna i Wacuś Kopytek byli pierwszymi, których dopadła miłosna gorączka. Zaraza szalała już po całym mieście. Najgorzej było pierwszego dnia, gdy ulicami, ganiała się żona burmistrza ze stolarzem. Biegli tak szybko, że nawet najsprawniejszy mundurowy Wilczka nie mógł ich dogonić, jakby miłosne szaleństwo dodało im skrzydeł. A mimo to wydawało się, że zamiast uciekać, tańczą i radują się swoim towarzystwem. Nawet przez chwilę na twarzach dewiantów nie zagościł cień strachu. Uniesienie, które im towarzyszyło, najwyraźniej porwało ich bez reszty.

Sięgając ku sobie byli najszczęśliwsi. Burmistrzowej nie przeszkadzała okrągła łysina na czubku głowy stolarza i jego brudne palce, odkrywające najczulsze zakamarki pulchnej kobiety.

Mundurowy Łasica wszystko opisał kapitanowi. Był pod wielkim wrażeniem ich umiejętności. Nie mógł wyjść z podziwu, że dwoje ludzi, jedno już w prawie emerytalnym wieku, a drugie z niemałą nadwagą, wykazało tak wielkie zespolenie i popis sprawności fizycznej, a żeby ich od siebie oderwać, potrzeba było trójki ludzi z każdej strony.

Najgorsze nadeszło gdy na posterunek, blady jak ściana, wpadł sam burmistrz. Wieści szybko się rozeszły po okolicy, a co gorsza, straż musiała posłać po rządcę miasta.

– Gdzie on jest! Ja go zabiję! – wydzierał się już od samego progu mer Pogorzeliska, Antoni Paluszek.

– Panie burmistrzu, proszę się uspokoić, sytuacja już jest opanowana – powiedział mundurowy Łasica.

– Milcz, gnojku! Chcę natychmiast zobaczyć to ścierwo! Już on mnie popamięta! Tak go załatwię, że pracy nigdzie nie znajdzie! Mam szerokie kontakty! – krzyczał, aż w końcu rozpłakał się na środku izby.

Gdy zaczął łkać tak bardzo, że prawie nie mógł ustać na nogach, Benedykt kazał Frankowi zobaczyć co z więźniami. Kapitan uspakajał burmistrza dobre piętnaście minut, lecz wreszcie odwiódł go od pomysłu sprawdzenia, co słychać u małżonki. Wilczek obiecał, że gdy minie to szaleństwo, a straż zakończy dochodzenie, władyka będzie mógł zabrać ślubną do domu. Zrezygnowany Paluszek opuścił posterunek.

Strażnik udał się do pomieszczeń z celami. Na krzesełku siedział młody Łasica i obserwował więźniów, świetnie się przy tym bawiąc. Humor wyraźnie mu dopisywał. Żona burmistrza, Adela Paluszkowa, i stolarz, Kazimierz Piekiełko, znów stali bez ubrań. Wyciągali do siebie ręce, mimo że  byli oddzieleni kratami.

Adela wyginała się w – wedle jej własnego mniemania – kuszących pozach, posyłając raz po raz całusy w kierunku swojego kochanka. Co kilka chwil delikatnie przesuwała rękami po newralgicznych miejscach, jakby chciała w ten sposób zastąpić dotyk, którego nie mogła otrzymać. Jej ręka delikatnie zsunęła się z piersi i prześlizgnęła po pulchnym brzuchu. Omijając większe fałdki, powędrowała do, osłoniętych drobnymi włoskami, dolnych partii ciała. Natomiast stolarz, z miną zbitego psa, przysunął się jak najbliżej do prętów celi, tak że spoza nich wystawały tylko wyciągnięte ręce, nos, kawałek brzucha i męskość napięta do granic możliwości.

– Łasica, gdybym cię nie potrzebował, byłbyś zwolniony! – krzyknął Wilczek na tyle głośno, że śmiejący się mundurowy,  z wrażenia runął z krzesełka na plecy.

 

***

 

Po tygodniu od tamtych zdarzeń, cele mieli przepełnione, a Benedykt Wilczek nie bardzo wiedział, jak poradzić sobie z problemem. Miasteczko zazwyczaj miało dosyć niski poziom przestępczości. Poważne wykroczenia prawie nigdy nie miały tu miejsca. Jednak to, co działo się teraz, było niczym choroba, plaga czy Bóg raczy wiedzieć jaka zaraza, której nie sposób było powstrzymać. Najgorsze, że przez tę sytuację rozpadały się małżeństwa i miasto stawało się coraz bardziej sparaliżowane. Zdrady były na porządku dziennym i nikt nie krył się ze swoimi uczuciami. Ludzie wprost oszaleli i wszystko odbywało się na ulicach. Staruszkowie ganiali za młódkami, młodzi za staruszkami, a stogi siana w stodołach i na polach były tak uklepane, że przestały być wygodne. Miejsca dawniej ustronne i ciche, teraz wprost jęczały od  nadmiaru zainteresowania. Każda wolna przestrzeń służyła dewiacji.

Dochodzenie tymczasem utknęło w martwym punkcie. Benedykt nie wiedział, czy to wszystko jest dziełem jakiejś szczególnej choroby, czy ktoś za tym stoi. Strażnik Pogorzeliska zaczął podglądać pary, które nagle i nieoczekiwanie zrzucały z siebie ubranie, oddając się miłosnym uniesieniom. Wstydził się tego okropnie. Jego duma cierpiała, ale czuł, że tylko w ten sposób zdoła wyjaśnć tę anomalię. Dlatego uważnie śledził osoby, u których zaczynała się dopiero objawiać erotyczna zaraza – gdyż tak właśnie nazwali szaleństwo ogarniające miasto. W opinii kapitana to już nie mogła być miłość, tylko czysty obłęd.

Czuł, że rozwiązanie sprawy wciąż wymyka się mu z rąk. Wierzył, że jest blisko, ale coś nie pozwala mu dostrzec istoty całego zamieszania. Gdyby wiedział, z czym walczy, mógłby przeciwdziałać. W końcu od tego zależała przyszłość całego miasteczka.

W swoim śledztwie zawędrował na skraj lasu. Tam spostrzegł młodą kobietę, całkiem ładną. O dziwo, była sama. Nikt jej nie towarzyszył, a to mogło oznaczać tylko jedno. Jest wolna od tej przeklętej epidemii. Przez moment nawet zamierzał z nią porozmawiać, ale w ostatniej chwili się rozmyślił, delektując się nienachlną urodą i normalnością nieznajomej. Benedykt Wilczek tak bardzo wpatrzony był w panienkę, że nie zauważył młodzieńca, który wynurzył się spomiędzy drzew i padł na kolana u stóp dziewczyny:

– O moja miłości, najdroższa, najpiękniejsza! – deklamował niczym poeta.

Ona spłoszyła się i odskoczyła, patrząc niepewnie na mężczyznę.

– Kim jesteś? To wcale nie jest śmieszne!

– Jestem twój, ukochana! Jam jest Aleksy i będę walczył o twą miłość!

Dziewczyna wyraźnie się skrzywiła i chciała uciekać, byle jak najdalej od tego miejsca i od chłopaka, który z obłędem w oczach czekał na jej reakcję.

„To musi być ten moment” – powiedział sobie w myślach Benedykt Wilczek. Rozejrzał się niepewnie. – „Coś musi się wydarzyć”.

Nim zdążył zrozumieć, co się właściwie stało, było już po wszystkim.

– Och, kochany! Tak, jestem Twoja! – Dziewczyna rzuciła się w ramiona mężczyzny.

Strażnik miejski obserwował jak młodzieniec delikatnie ją obejmował. Jak czule obdarowywał pocałunkami, lekko muskając kruczoczarne włosy. To było jak przyspieszona lekcja uwodzenia. Chłopak nie musiał się zbytnio wysilać, bo dziewczyna zupełnie się nie opierała, wręcz przeciwnie: kiedy rozpinał jej suknię, ona ściągała mu koszulę. Wilczek nie mógł odwrócić wzroku, chociaż przyzwoitość tak nakazywała. Wszystkie ruchy i gesty były pełne uczucia. Wydawały się takie prawdziwe.

Po chwili para kochanków leżała na listowiu, patrząc sobie głęboko w oczy. Aleksy poruszał się po ciele czarnulki, delikatnie ściskając tu i tam. Ona nie była mu dłużna i również oddawała pieszczoty. Ich oddechy przyspieszyły, a ruchy stały się bardziej intensywne. Wilczkowi również zrobiło się gorąco i rumieniec wyszedł na jego blade policzki. Po wszystkich tych wydarzeniach, nigdy by nie pomyślał, że zbliżenie dwojga ludzi może wywołać u niego jeszcze jakieś emocje.

Młodzieniec położył się na dziewczynie, poruszając wolno biodrami, by po chwili przyspieszyć. Uniósł się, tak aby móc spoglądać na jej jędrne, niezbyt duże piersi. Gdy jedną ścisnął, dziewczyna jęknęła cichutko. Po chwili zrobił to mocniej i nieco intensywniej, nie przestając się poruszać. Kapitan, cichutko i z wyraźnym żalem, wycofał się. W końcu był stróżem prawa i nie mógł ulegać temu, co zadziało się w jego, na całe szczęście, dosyć luźnych spodniach.

Przechodząc uliczkami, Wilczek prawie przeoczył kolejną parę. Przed sobą zobaczył burmistrza z jakąś kobietą, opierających się o budynek. Dociskali się do siebie namiętnie, a zwierzchnik tego, pożal się Boże, miasteczka, spodnie miał spuszczone do kolan. Kobieta natomiast stała ze spódnicą podniesioną pod samą szyję.  

Benedykt miał ich zignorować, ale Antoni Paluszek, o dziwo, się do niego odezwał. Do tej pory  ludzie pogrążeni w amoku nie zauważali innych.

– Jak nie możesz nic z tym z robić, to musisz się do nich przyłączyć. Pomyśl o tym, drogi Benedykcie. Ohhh, taaaaaak…

„Świat zwariował. Muszę się stąd wynieść” – pomyślał Wilczek.

– Nic z tego kochanieńki. Dla ciebie też coś przygotowałem. Miłość jest wieczna, a to miasto jest miastem miłości – odezwał się ktoś za jego plecami.

Nim się odwrócił, poczuł, jak jego ciało przeszywa strzała. Zabolało. Dotknął miejsca, w którym  powinien tkwić grot. Poczuł coś na prawo od serca. Lekko się trzęsąc, skierował wzrok na małego mężczyznę wiszącego w powietrzu. Karzeł unosił się nad ziemią, a strażnik miał wrażenie, że śni.

– Tak jak widzisz, słoneczko, jestem kupidynem. Z wielkimi ambicjami… – powiedziało stworzenie, po czym z radosnym śmiechem na ustach, odleciało.

Kapitan poczuł ciepło rozchodzące się po ciele. Gdy dotarło do mózgu, zobaczył nieprzerwany ciąg obrazów, a w nich cudowną istotę. Już wiedział, że nie będzie mógł bez niej żyć. Oczami wyobraźni ujrzał ostry podbródek z drobną brodawką, usta wykrzywione w pogardzie oraz oczy w kolorze zachmurzonego nieba. Skóra kobiety nie była już sprężysta, ale miała swój urok. Kreski i przebarwienia pokrywające ciało oraz białe jak śnieg włosy były jego marzeniem. Sprawa erotycznej zarazy odpłynęła w niebyt. Benedykt z błogim uśmiechem na ustach ruszył w stronę skraju miasteczka, gdzie mieszkała jego wybranka, miejscowa stara wiedźma.

 

***

 

Śmiech niósł się po niebie, gdy kupidyn leciał nad miastem.

– Tak! Zostanę zapamiętany! Pfff! Kto by się przejmował zasadami. Nikt nie zwolni z funkcji wielkiego Maritona! Cholerny bóg miłości – mówił sam do siebie, a zadowolenie na chwilę zniknęło z jego twarzy. – Cięcia etatów zachciało się wprowadzać. Nazatrudniał słodkie, dziecięce amorki… Jeszcze mnie popamięta! Nikt mnie nie powstrzyma! Najpierw jedno miasto, później cały świat!

Kołysząc się lekko w powietrzu, odleciał w siną dal.

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł na pretekst do opowiadania. :-) Puenta chyba fajna, ale tak do końca nie zrozumiałam. Kim jest Mariton?

– Nie prawda, ja ją kocham!

Nieprawda.

Babska logika rządzi!

Fajne. Kupidyn skojarzył mi się z tym zbójem, który fruwał z łukiem w Zaplątanych. 

Zabawny pomysł.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zabawne. Ja miałam nieco straszniejsze skojarzenia niż bemik, bo z jednym z odcinków South Parku. Mignęło mi kilka zgrzytów interpunkcyjnych.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

No cóż, Miasto miłości nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, niczego zabawnego nie dostrzegłam w gwałtownym, pozbawionym hamulców, łączeniu się par.

W tekście jest sporo usterek. Niektóre zabawne.

 

Jak czule ob­da­ro­wy­wał po­ca­łun­ka­mi, mu­ska­jąc lekko kru­czo­czar­ne włosy. – Włosy lekko kruczoczarne? Jakie to? ;-)

Może: Jak czule ob­da­ro­wy­wał po­ca­łun­ka­mi, lekko mu­ska­jąc kru­czo­czar­ne włosy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dla mnie zabawne. Czego to kupidyn nie zrobi, żeby nie stracić roboty…

Zabawna literówka: … nienachlaną urodę…

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Trochę niedopracowany jest ten tekst. Myślę jednak, że ma potencjał, chociażby ze względu na dość fajnie skonstruowanych małomiasteczkowych bohaterów.

Sympatyczni bohaterowie i miasteczko. Samo wyjaśnienie zagadki trochę rozczarowało, bo spodziewałem się czegoś bardziej… świrniętego.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bardzo zabawna opowiastka. Jak zobaczyłam tytuł, to przypomniało mi się miasto miłości (nie pamiętam nazwy) z filmu “10 królestwo”. Na szczęście Pogorzelisko ma zupełnie inny urok, na który składają się jego sympatyczni mieszkańcy :) 

Zastanawiałam się cały czas co to za zaraza i muszę przyznać, że zakończenie mnie zaskoczyło i wywołało szczery uśmiech. 

Tak mi się dobrze czytało, że nawet nie zauważyłam wspomnianych przez innych komentujących usterek. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Karpowicz też uważał, że z tego Kupidyna to niezłe ziółko ;)

 

Taka podręcznikowa komedia: śmiejemy się, jak to się mówi, z gminu i jego pospolitości :P Miła opowiastka, ale mnie jakoś ta rubaszność nie porwała. Trochę się nie klei to śledztwo, tu sobie kolega obserwuje, a tu nagle wędruje na jakiś skraj lasu nie wiadomo, dlaczego… może gdyby to rozbudować i dopracować?

 

 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Przeczytałem:0)

empatia

Opowiadanko podszyte subtelnym humorem. 

 

Ciekawy i sympatyczny tekst.

Pozostaje się ujawnić. :) Bardzo dziękuje, za wszystkie komentarze. Te przychylne i te troszkę mniej. Przede wszystkim dziękuje za udział w zabawie. Okropnie ciężko było się powstrzymać przed komentowaniem własnego tekstu.

Dziękuje, też tym, co przeczytali tylko i nic po sobie nie pozostawili (zapamiętam to sobie :P).

 

Finklo – Mariton, to kupidyn. On mówił o sobie. Myślałam, że to dosyć oczywiste. A i dzięki za pierwsze miejsce w podobaniu się jurorskich tekstów.

 

Bemik, Alex – dzięki. :) Ani jednego, ani drugiego nie oglądałam, także ciężko mi się odnieść do Waszych porównań. Także pozostaje nadrobić zaległości.

 

Regulatorko – już poprawiłam, w trakcie trwania zabawy. Może następnym razem napiszę coś bardziej podchodzącego pod Twój gust i tym samym lepszego. Dzięki za przeczytanie! :)

 

Karamala – on to zrobił, bo stracił robotę właśnie. ;) Na złość, z kupidyna czasem widocznie potrafi wyjść złośliwe bydle! :)

 

Ocho – masz rację. Może nieco niedopracowany, ale jedynie mogę powiedzieć na swoją obronę, że dopiero się uczę. :P

 

Szyszkowy – dzięki za pierwsze miejsce w naszej zabawie. Myślałam, że świrnięty kupidyn będzie zaskoczeniem. :)

 

Śniąca – niestety nie oglądałam filmu. Cieszę się, że się spodobało. Ufff, usterki nie są jednak tak widoczne. ;)

 

Mirabell – może innym razem. Mam dość specyficzny humor. Ale co by było gdyby wszystkim się podobało? :P

 

Empatio – o! A ja zrobię w takim razie tylko tak. Jak Cień: “.”

 

Domku, Zygfrydzie – cieszię się, że Wam się podobało.

 

 

 

 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgianko, że mi się ten tekst, to wiesz. Żeby Ci o tym przypomnieć, z satysfakcją i szczerze bibliotekę Ci klepię, amen.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

A, skoro już wiem, kto to ten Mariton (hej, wydaje mi się, że próbowałam to wyguglać i nici), to i ja sobie klepnę.

Babska logika rządzi!

Dzięki, Cieniu! Bardzo się cieszę, że uznałeś tekst za godny biblioteki i że Ci się spodobał. :)

 

Finklo, również wielkie dzięki. Uśmiałam się, jak przeczytałam, że próbowałaś go wygooglować. :D

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Klepu klepu.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dzięki, Dziadku! :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Bardzo przyjemna lektura, Morgiano, pisz więcej!

Dzięki, Rooms! Chciałabym móc mieć na to więcej czasu. Gdyby nie wy Pogorzelisko by nie powstało. :)

Nawet mam pomysły na kolejne części, ale chyba na razie tylko do szuflady. Spróbuję napisać coś w zupełnie innym stylu. A może i nie? ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgianko, usiądź i zacznij pisać. A co wyjdzie – niech wyjdzie. Wolność dla literek!

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Rooms i Cieniu, jesteście winni popełnienia przeze mnie kolejnego tekstu, który zapewne pojawi się po odpowiednim odleżeniu. ;)

 

Przy okazji dziękuje Em za klepnięcie biblioteki i komuś, kto posłał ten tekst na główną. Dziękuję zwłaszcza dlatego, że to mój drugi tekst w bibliotece. Tym samym jest mi niezmiernie miło. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ubawiłem się przy tekście, ale nei tak slapstickowow, ale tak ciepło, z pełnym półuśmiechem. Nadal niektóre zdania budzą moje zaniepokojenie mym własnym ich niezrozumieniem do końca (mimo poprawek), choć już po chwili ten napad umysłowej indolencji przechodzi i rozumiem wszystko. Poza finalowym monologiem, ale to się nie zmieniło od betowania ;-)

 

Moim zdaniem jeszcze kilka tekstów, potem wyjmiesz ten z szuflady i za rok, za dwa, podszlifujesz i zobaczymy go w kategorii “humor z podtekstami na poziomie czyli Morgiany89 przypadki z klawiaturą – tylko dziś 99,99 za cały tomik!”

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Rozumiem, że to rada na przyszłość – lepsze zakończenie. Już sobie zapisałam. Dzięki raz jeszcze za betę, Rybko.

 

“humor z podtekstami na poziomie czyli Morgiany89 przypadki z klawiaturą – tylko dziś 99,99 za cały tomik!”

Ej, za tę cenę nikt tego nie kupi! Później będzie promocja na 9,99… ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A tam! Mnie się zakończenie podobało. Jak i cały tekst. Taka jedna wielka komedia slapstikowa. Bardzo przyjemny kawałek rozrywki :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Morgiano, zachęcona dyskretną reklamą ;-) zaglądam jeszcze raz (bo czytać czytałam, tylko z napisaniem komentarza gorzej…) i mam to, co przy pierwszym czytaniu: uśmiech na twarzy.

Było po drodze kilka drobnych usterek – przecinki, dwie kropki zamiast jednej – ale wcale się na nich nie skupiałam, więc ich nie wymienię. Tylko może to:

Ale Moja Helusia to jeszcze dziecko.

Wrzucaj więcej tekstów, z kupidynem albo bez!

Em, cieszę się, że masz po tekście dobre wrażenia. :)

 

Lolu, cóż mogę rzec. Błąd poprawiony, dzięki. Widać, że reklama dźwignią handlu czytelnictwa. Cieszę się, że jednak zajrzałaś i zostawiłaś po sobie ślad, przynajmniej wiem, że ktoś czyta te moje wypociny. Pozdrawiam, zachęcona do kolejnego publikowania. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hi hi  :o)

Podobało mi się wszystko, co wymienili poprzednicy – sympatyczni bohaterowie, klimat miasteczka, rubaszność, humor. I zakończenie też  :o)

Na początku tekstu przeszkadzała mi taka wywijastość w narracji – jakbyś proste rzeczy opisywała nieco na około, za bardzo zagęszczając słowa. Nie pasowało mi to do dynamicznej akcji, jaka tam się rozgrywa. Przykład:

 

Ludzie przystawali, aby zobaczyć, powód całego zamieszania. Jedni się podśmiewali, a inni z rozdziawionymi ustami czekali na to, co może się jeszcze wydarzyć. Sam Benedykt Wilczek, strażnik miejski,  nie wiedział jak powinien zareagować. W tym momencie, ku ogólnemu zdumieniu, pulchna kobieta zmniejszyła dystans dzielący ją od chłopaka i zamachnęła się narzędziem trzymanym w ręce. Wysiłek, jaki włożyła w uderzenie, był ogromny, jakby od tego miało zależeć jej życie. Pod wpływem wymierzonego ciosu, młodzieniec padł na bruk.

 

W zasadzie trzy ostatnie zdania odnoszą się do jednej, krótkiej czynności – walnięcia młodzieńca w łeb. W takiej dynamicznej scenie wyświetlam ją sobie w głowie jak film i ten film nagle mi się zacina i kobita trzy razy bierze zamach ;)

Zgrzyta mi tutaj też zwrot “w tym momencie”, bo wcześniej opisujesz raczej jakąś ciągłość – ludzie stali, patrzyli, a strażnik nie wiedział co robić – brzmi to, jakby trwało conajmniej kilka chwil. Bardziej by mi pasowało “w pewnym momencie”.

 

Im dalej tym czytało się lepiej – albo usterki zniknęły, albo akcja tak mnie wciągnęła, że przestałam je dostrzegać :o)

 

Ah, no i interpunkcja tu i ówdzie zaszalała, np:

 

Ludzie przystawali, aby zobaczyć, powód całego zamieszania. – zbędny drugi przecinek

 

Jeszcze z radosnych reakcji – urzekła mnie scena z burmistrzową i stolarzem w areszcie, a to zdanie:

 

W końcu był stróżem prawa i nie mógł ulegać temu, co zadziało się w jego, na całe szczęście, dosyć luźnych spodniach.

 

to dla mnie subiektywna perełeczka, jako że mam alergię na słowo “zadziało” , a tu mi pięknie wydźwięczało :)

Dzięki, Werweno za tak pozytywny komentarz! Co do zamachu na życie Wacusia nic nie poradzę. Specjalnie troszkę wyolbrzymiłam sprawę i to sobie zostawię. Co do “momentu” i szalonych przecinków – już zmieniłam.

Fajnie, że zajrzałaś i że się coś spodobało nawet to nieszczęsne słowo “zadziało”. Zgadzam się, że nie jest zazwyczaj zbyt korzystne, ale tu wydaje mi się, że pasowało. :)

Im dalej tym czytało się lepiej – albo usterki zniknęły

To zdanie, to dla mnie miód na moje serce. Na pewno dalej nie było idealnie, ale przynajmniej usterki nie były widoczne. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

przekroczeniem uprawnień przez obywatela

jako magister prawa (nielubiący czytać, a w zasadzie w ogóle mieć cokolwiek do czynienia z przepisami), zwracam Ci uwagę, że to dziwnie brzmi ;-) Uprawnienia to raczej jakieś prawo/kompetencje które ktoś ci nadaje (np. prawo do wykonywania zawodu), albo które nabywasz (uprawnienia emerytalne). Przekroczenie uprawnień będzie się odnosić raczej do tej pierwszej kategorii. Nie wiem jakimi prawami rządzi się świat przedstawiony, ale jeśli nie przyznaje on matkom dorastających panien uprawnień do bicia pięścią, ale już nie wałkiem, to chyba nie ma mowy o żadnym przekroczeniu uprawnień : )? Może napisałaś to z przymrużeniem oka, a moje poczucie humoru podczas lektury o porannej porze jeszcze się nie odjałowiło po nocy, ale w tej treści zdanie zgrzyta i nie bawi.  

 

Antonii

Miało być Antonii czy Antoni?

 

stogi siana w stodołach i na polach były tak uklepane, że przestały być wygodne.

rewelacyjne zdanie (a co, raz mogę się też przyczepić na plus ;))

 

Plus za nienachalne i całkiem naturalne opisy czynności płciowych, i za zaintrygowanie mnie historią

Minus tym razem niestety za zakończenie – jakieś takie urwane (nie wiem czy winny był limit znaków w konkursie?) Nie bardzo do mnie trafiło, może gdyby ten kupid pojawiał się jeszcze w innym miejscu opowiadania… Zdecydowanie czegoś zabrakło.

Jeśli chodzi o warsztat pisarski, to chyba jest lepiej niż rok temu (w sumie nie łatwo to ocenić na podstawie kilku tekstów), choć wciąż zdarzają się momenty gdy odnoszę wrażenie, że mniej więcej wiesz, co chcesz napisać, a niekoniecznie wiesz jak : >. Pisz :D

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Poprawiłam, dzięki, Nevazie. :) 

 

No cóż, daleka droga jeszcze przede mną. Może kiedyś zacznie bawić albo to nie ten target. Jedni wolą coś poważniejszego inni coś śmiesznego. O dziwo do niedawna sama wolałam bardziej poważny styl. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Czyli to o przekroczeniu uprawnień miało być żartobliwie :D ?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Ale nie rozbawiło, więc się nie liczy.;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Czasem alergicznie reaguję na takie prawne wstawki, trauma po studiach. Co w sumie świadczy trochę o mojej hipokryzji, bo sam wrzuciłem tu jeden tekst bazujący na biurokratyczno-administracyjnym humorze i pewnie jeszcze nie jeden wrzucę, ergo – nie bierz tego do siebie : ). Tekst z sianem był cudny.

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nie ma to jak docenić jedno zdanie na prawie 15 tys. znaków. :D

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

A, to Kupidyn juś stracił robotę… Pomroczność mnie ogarnęła przy czytaniu ze zrozumieniem.

Ja myślałam, że to była desperacka obrona przed takim ostatecznym posunięciem, jak wyrzucenie z pracy – próba pokazania pełni swoich możliwości. Na zasadzie: patrzcie, co stracicie jeśli mnie nie będzie.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Kupidyn był podłym, małym gadem i namieszał po złości. Spoko. Może następnym razem wyjdzie bardziej zrozumiale. Dzięki, za przeczytanie. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

To było świetne, Mor! ;D

Wcześniej nie miałem zbyt wielu okazji czytać takiej “prozy erotycznej”, jednak baśniowa fabuła, humor i subtelne, uczuciowe opisy sprawiły, że lektura była przyjemnością :)

A to zdanie mnie urzekło:

Problem Bożeny Ciapciakowej był niczym jeden mały pryszcz, na całej pokrytej nimi twarzy.

W poważniejszym tekście wyglądałoby głupio, jednak w humorystycznym – porównanie jak znalazł!

Również scena w areszcie – bardzo dobra.

 

Szkoda tylko biednego Benedykta – tak pragnął ocalić miasto od miłosnej gorączki, a w nagrodę został sparowany z wiedźmą ;(

 

Niedoróbek i błędów nie wypisuję, bo tekst nienowy ;)

 

Tyle ode mnie, miła Morrr. Wrażenia bardzo pozytywne, przyjemniej będzie pójść spać.

No i musiałem przygotować się przed Prawdziwie wisielczym humorem, którego niestety nie dałem rady przeczytać na bieżąco. W sumie, nie wiem dlaczego. Kajam się! ;/

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Oj, tam, według ogółu nie masz czego żałować. Niezmiernie jednak raduje mnie fakt, że zajrzałeś do tego tekstu i jeszcze Ci się podobał! Bardzo Ci dziękuję, mam nadzieję, że nie miałeś koszmarów. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Niezmiernie radują mnie Twoje odwiedziny. Jestem zaszczycona. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dobre. Czego to nie wymyślą spodziewający się zwolnienia z etatu :)

Cieszę się, że kogoś jeszcze uśmiechnęło. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka