- Opowiadanie: thargone - Krok w nieznane (16+)

Krok w nieznane (16+)

Taaak... Chciałem tagnąć ten tekst na konkurs pięćdziesięciu buziek, atoli wszakże jednakowoż... To w końcu chyba nie byłoby najuczciwsze. Popełniłem (znowu!) opowiadanie pasożytniczo żerujące na cudzym pomyśle. Nawet jeśli za pozwoleństwem, ba, delikatną zachetą ze strony autorki oryginału. Gdy zatem tekst niebezbiecznie puknął o pułap limitu, a ja byłem jeszcze na etapie gry wstępnej, powiedziałem sobie: A prącie z tym. Kroić nie będę, przeszczepy bowiem wychodzą mi lepiej, niż amputacje.

Enjoy.

Mam nadzieję, że pałki nie przegłem.

 

Edycja:

Idąc za sugestią Cienia (krocząc za głosem Cienia – ale mhrokh!), postanowiłem zatagować tekst jako 50 Twarzy. Opek w konkursie pod uwagę nie będzie brany, ale istotnie, może dzięki temu kilku czytelników więcej do niego zajrzy.

Dzięki i pozdrawiam!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Krok w nieznane (16+)

Drzwi do pokoju 308 w niespecjalnie renomowanym hotelu Asstoria nie wyróżniały się niczym szczególnym. Obiektywnie rzecz biorąc. Bo inni widzieli tu tylko kawał metalowo – plastikowego laminatu, mającego wzorem i kolorem udawać mahoniowe drewno. Dla mnie natomiast…

Wierzcie lub nie, ale czułem się jak MacGyver, stojący przed gwiezdnymi wrotami. Albo jak jakiś astronauta–pionier, gotów by wśliznąć się w ciasny otwór włazu swej ogromnej, potężnej rakiety, zatonąć w miękkim fotelu pośród rozmaitych ekranów, wskaźników, guzików i joysticków, a potem czekać w napięciu aż zakończy się odliczanie, a strzelista maszyna plunie ogniem i poniesie mnie w górę, hen, ku przygodzie… Jak Gagarina jakiegoś. Albo tego, jak mu tam, Louisa Armstronga…

Okej, może troszkę przesadzam. Ale każdy, będąc na moim miejscu, dałby się ponieść dramatyzmowi chwili. Albowiem tam, za tymi oto drzwiami, wewnątrz najzwyklejszego na świecie hotelowego pokoju, czekał na mnie kosmita. To znaczy, kosmitka. I to jaka…

Nie, nie robię sobie jaj. Jestem poważny jak Grób Nieznanego Żołnierza. Fakty są takie, że to ja i tylko ja, spośród wszystkich ludzi na świecie… No, właściwie to moja małżonka też… Zostaliśmy wybrani, by godnie reprezentować cały nasz wspaniały gatunek. W teście miłości, o ile dobrze zrozumiałem naszych pozaziemskich wizytatorów. Chodzi o jakiś akces do Niezwykle Ważnej Międzyplanetarnej Organizacji O Charakterze Polityczno–Seksualnym, czy co tam… Nie wiem, zapytajcie żony. Wstyd się przyznać, ale przestałem słuchać w momencie, gdy dotarło do mnie, że oto będę musiał przelecieć ufoludka. Ba, jeszcze należy jak najlepiej, w czasie owego przelatywania, wypaść. Pokazać, że my, Homo Sapiens, nie wypadliśmy Darwinowi spod ogona i w kwestiach intymnych igraszek byle E.T. nam nie podskoczy. Bo to od mojego, to znaczy naszego (wciąż zapominam, że ślubna też bierze udział w seksteście)… Występu… Zależeć może przyszłość Ludzkości! Nie mówiąc o honorze.

I co, szczęki opadły? Dziwicie się teraz emocjom, co targały mną tak szaleńczo? Ha, jakaż to odpowiedzialność! Jakie brzemię spoczywało na mych… No niezupełnie barkach. A potem? Wywiady, autografy, wizyty w zakładach pracy… Co tam odcisk buta w księżycowym pyle, w porównaniu ze śladem, który ja po sobie zostawię! Co prawda, gipsowy odlew będzie wyglądał mniej dostojnie…

Uff, zaczynam pieprzyć farmazony. Z pewnością nie możecie doczekać się, hmmmm… Zasadniczej części historii. Zatem do rzeczy.

Małżonka zniknęła za drzwiami numer 305 dosłownie chwilę temu. Gdzieś pośród kwiatów słonecznej łąki mego uniesienia, złowrogo zabrzęczał szerszeń zazdrości. Miałem cichą nadzieję, że ślubna nie będzie bawić się jakoś… Szczególnie nieziemsko i cudownie. Wszak nie o folgowanie chuciom tu idzie. Nie tylko.

Do dzieła więc, Conanie mocarny, gotuj swój miecz stalowy. Wziąłem głęboki wdech i zdecydowanie przekroczyłem próg kosmicznego gniazdka rozkoszy.

Wnętrze wyglądało raczej typowo. Beżowe ściany, brązowy dywan, jakaś ława, dwa proste fotele. No i oczywiście łóżko, rozmiarów lotniskowca. Była tam też ona. Moja ekstraterrestrialna kochanka. Wysoka blondynka, oczy jak bławatki, usta jak czerwony tulipan, pełne arbuzy piersi i krągłe biodra, oraz długaśne nogi o mocnych udach. Niczym ucieleśnienie mokrych snów chłopców z Hitlerjugend. Zamiast praktycznego, acz wcale seksownego kombinezonu, który zapamiętałem z naszego poprzedniego spotkania, miała na sobie klasyczną bieliznę, składającą się z całej masy koronek, cieniutkich paseczków, siateczek, tasiemek, pończoszek oraz innych, zwiewnych i przewiewnych elementów, które mają za zadanie raczej uwupuklić i wyeksponować, niż osłonić. Obrazu dopełniały oczywiście szpilki. Wysokie jak windy orbitalne.

Tutaj pragnę przeprosić bieliźnianych purystów za czerstwość opisu – fachowe nazwy części intymnej garderoby jakoś nigdy nie potrafiły zbyt długo zagrzać miejsca w mym światłym umyśle. Mimo dość regularnego przypominania mi ich przez kochaną małżonkę.

Ale o czym to ja… Aha. Moja kosmitka. Stała przede mną uśmiechając się, przybrawszy jednoznacznie zachęcającą pozę. Niby wszystko cacy, seksownie i pociągająco, ale… Nie chodzi o to, że duże blondyny niekoniecznie mieściły się w płynnych i szerokich granicach tak zwanego “mojego typu”. Po prostu gwiezdna laska wyglądała, jakby ktoś tam, w odległej galaktyce, namalował obraz “Kobieta ziemska, piękna i rozwiązła”. Mając za wzór głównie stare, amerykańskie pornole. Te wysokobudżetowe.

Przełknąłem głośno ślinę.

 – Może się czegoś napijemy? – zasugerowałem w ramach powitania.

 – A czy nie lepiej od razu przejść do rzeczy, mój cieplutki wojowniku?

Rozstawiła szerzej nogi, wyprostowała plecy, eksponując swoje atrybuty. Słodkie wypukłości sutków napięły ażurowy materiał stanika, zza skąpych majteczek wyjrzały pojedyncze, jasne włoski. Dłoń o długich, czerwonych paznokciach leniwie błądziła wokół zagłębienia pępka.

Coś drgnęło. Delikatne mrowienie głęboko w podbrzuszu. Niestety, to za mało.

No co się dziwicie? Miałem stresa. Niecodziennie człowiek staje przed sposobnością puknięcia ufoludki. Nawet, jeśli wygląda jak Jenna Jameson. Poza tym mogę się założyć, że Han Solo też miał pietra, gdy jego Sokół pierwszy raz wchodził w nadświetlną.

 – Usiądź sobie wygodnie. Należy ci się solidna rozgrzewka.

Głos miała głęboki, lekko zachrypnięty. Na pewno świetnie śpiewa – przemknęła mi przez głowę bezsensowna myśl. Staniczek opadł, uwolnione krągłości zafalowały niepokojąco. O dziwo, mej uwadze nie umknął fakt, iż seksowny bibelocik wyparował w kontakcie z podłogą.

Jeeeezuuu! A jeśli NIE PODOŁAM?! Taki wstyd! I to przed całą galaktyką! Przecież kosmitka może się obrazić, jej kumple Ziemię najechać w odwecie, palić, rabować i gwałcić… Na co ja się, kurwa, porywam?

Uff… Klapnąłem ciężko na ogromne łóżko. Zapach i dotyk miękkiej pościeli spowodował jednak, że atak paniki minął. Zacząłem powoli odzyskiwać równowagę. I rezon. Dosyć rozklejania się! Człowiek – mężczyzna – to brzmi dumnie. Ja tu jestem Thorem i ja władam… Miaumirem! Przerżnę tę pozaziemiankę tak, że zobaczy Wielki Wybuch!

Miałem tylko nadzieję, iż kosmitka nie zna jeszcze ludzi na tyle, by móc poprawnie zinterpretować głupkowaty wyraz mojej twarzy.

 – Czy… Czy naprawdę tak wyglądasz? To niesamowite ciało, włosy, ubranie…

Starałem sie nadać memu głosowi męskie, twarde i zdecydowane brzmienie, jak uderzenia drzewców włóczni o spiżowe tarcze.

 – Niezupełnie. To coś w rodzaju hologramu. Obraz przygotowany przez naszych specjalistów od wizerunku medialnego, na podstawie uśrednionych statystycznie danych, dotyczących archetypowego obiektu erotycznych fantazji ludzkich samców.

Aha. Tak właśnie myślałem. Dobrze, że nie wjechała tu jako Wenus z Willendorf.

 – Wiesz – kontynuowała, bawiąc się kosmykiem długich włosów koloru słomy – gdy dojdzie do pełnego aktu, hologram przestanie… Spełniać swe zadanie. Byłoby dobrze, gdybyś do tego momentu został przeze mnie odpowiednio przygotowany.

Jej dłoń powędrowała między uda, dwa palce zniknęły za jedwabną zasłoną majteczek.

 – To znaczy, że możesz zmienić wyświetlaną postać? – Postanowiłem puścić mimo uszu uwagę o nieskuteczności hologramu.

 – O? – zainteresowała się – A kogo chciałbyś zobaczyć?

 – Panią od polskiego! – wypaliłem bez namysłu.

Znieruchomiała na chwilę, wyraźnie zakłopotana.

 – Niestety, brak danych. Proponuję poruszać się wśród bliżej mi znanych postaci. Ewentualnie powszechnie rozpoznawalnych przedstawicieli waszej popkultury.

Jak mi Bóg świadkiem, pomyślałem wtedy o żonie. Nie śmiejcie się, naprawdę. I wcale nie próbuję cukrować, bo ona kiedyś przeczyta te słowa. Ale, było nie było, okazja do zabawy z ulubionymi aktorkami nie trafia się zbyt często. No to jedziemy.

 – Dobra. Chcę, żebyś miała oczy Anne Hathaway, usta Jessicki Alby, cycki Salmy Hayek, talię Keiry Knightley, tyłek… Zaraz… Jessicki Biel, nogi Nicole Kidman i jeszcze taki pieprzyk, jaki ma Natalie Portman.

Coś zaszumiało cicho, sam niemal odczułem wysiłek, z jakim tajemnicze urządzenie mieliło natłok informacji. Po chwili, z założenia idealny, kobiecy konstrukt uniósł wysoko ręce, zakręcił się w piruecie, zakolebał wyzywająco biodrami.

 – I jak ci się teraz podobam?

No właśnie. Kosmiczny hologramokreatyficośtam odwalił kawał solidnej roboty. Do niczego nie można się było przyczepić. Tylko to niejasne wrażenie, że mam do czynienia z narzeczoną Frankensteina…

 – Coś nie tak?

Jasne, że kurwa nie tak! Zaczynałem się poważnie martwić o swą męskość. Do tej pory nie miałem z nią niemal żadnych problemów. Zawsze, gdy sytuacja tego wymagała, celowała dumnie w niebo jak lufa zenitówki. A tu – masz babo placek. Skup się człowieku, przyszłość ludzkości spoczywa… Panie pułkowniku Wołodyjowski! Larum grają! A ty się nie zrywasz! Szabli nie chwytasz?!

Hmmm… W ruchach kosmitki było coś niepokojącego. To znaczy, niespokojnie fascynującego. Jakaś niesamowita gracja i zwinność, drażniąca zmysły pewną nienaturalnością, a jednocześnie pieszcząca miękką precyzją, nieograniczoną niedoskonałościami ludzkiego ciała. Groźba wężowego ostrzeżenia i obietnica potulnej, króliczej puszystości w jednym. Wnętrze mego brzucha mile połechtały włoski podniecenia.

A gdyby tak zobaczyć ją nago? Bez tego uczłowieczającego ubrania z prefabrykatów? Jak słodko łaskocze ta myśl…

Kiedyś, w ramach dolania świeżej wody do wazonu z więdnącym pożyciem małżeńskim, namówiłem żonę do uczestnictwa w swingerskiej imprezce. Okazało się jednak, że rzecz wygląda zupełnie inaczej, niż w pornosach. Oprócz nas były tam jeszcze trzy pary – sympatyczni i otwarci ludzie, a jakże. Z tym, że ich wiek wywoływał dziwne skojarzenia z szumem paprociowych ostępów. A wspólna masa, gdyby tak ścisnąć ją do rozmiarów łebka szpilki, zaginałaby czasoprzestrzeń. Głupio już było się wycofać, głupio przed nimi, samym sobą, wstyd przed małżonką. Pomogło wtedy mnóstwo ginu z tonikiem. I bujna wyobraźnia. Tym razem nie zadbałem o gin. A wyobraźnia zawodzi.

 – Wyłącz to ustrojstwo. Pokaż, jaka jesteś naprawdę.

Miałem nadzieję, że brzmię jak młody Mickey Rourke.

 – Tak od razu? – Nieco się zdziwiła – Jesteś pewien?

 – Stuprocentowo. Raz kozie śmierć.

 – O ile wiem, koza to…

 – Żadnych kóz! – Czułem, że czerwienią mi się uszy. – To tylko takie powiedzenie.

 – Dobrze. Zrelaksuj się.

Właściwie nie wiem, czego sie spodziewałem. Może królowej z Aliena. Albo, co gorsza, Chewbacci. Nic z tych rzeczy jednak. Po krótkiej chwili pełnej iskrzącego napięcia, w miejscu hologramu stanęła… Jaszczurka?

Pisarzem nie jestem, biologiem od ufoludków też nie. Nie wiem jak nazwać tę istotę. No, bo jeśli jaszczurka, to bardziej zwinka, nie waran, czy agama brodata. Postać niewątpliwie gadzia, ale zupełnie pozbawiona toporności budowy swych ziemskich pobratymców. Wysoka i smukła, jakby pochodząca z planety o mniejszym ciążeniu. Wąskie ramiona, dłonie o długich, zakończonych pazurami palcach, obły tors i krótkie, ale całkiem zgrabne nogi harmonijnie zgrywały się w niezwykle miłą dla oka całość. Drobna, trójkątna głowa zdominowana była przez szeroką krechę… Ust. Lub paszczy. Jednak największe wrażenie robiły oczy kosmitki. Ogromne, zajmowały niemal pół twarzy. I miały kolor ognia.

Nie, nie żółty, czerwony, czy pomarańczowy. Mieniły się pełnym, wysokotemperaturowym spektrum, jak płomień spawarki acetylenowej.

Niesamowite. Można tak było, kurde, od razu.

Ufoczka gwałtownie zamrugała wewnętrznymi powiekami, co nieco zepsuło efekt. Po czym zbliżyła się rozkołysanym, nieludzko płynnym krokiem, jak łyżwiarka figurowa tańcząca na linie. Była, gadzina, całkiem seksowna, mimo braku oczywistych atrybutów.

 – Twoje ubranie też już nie będzie potrzebne.

Głos był wciąż ten sam, niczym papier ścierny z czekoladowych wiórków. Poczułem delikatne ukłucie jej pazurów na wewnętrznych partiach ud.

Jak Mamona kocham, zadziałało! Podniecenie wlewało się we mnie piekącym ciepłem dobrej brandy. Ciuchy rychło wylądowały na podłodze, szponiaste paluszki mojej kochanki sprawnie poradziły sobie z tymi co bardziej upartymi częściami garderoby. Para buch, koła w ruch.

Wtem usłyszałem pewien charakterystyczny dźwięk. Hotelowe pokoje były, ze zrozumiałych względów, diablo dobrze wyciszone. Cała ta izolacja poniosła jednak sromotną klęskę w starciu z wrzaskami mojej szczytującej małżonki.

To było jak ogień dopalaczy. Mój MiG poszedł ostrą świecą prosto w słońce.

 – Wiedziałam, że samce waszego gatunku brylują rozmiarami narządów płciowych wśród innych humanoidów – skomentowała zachwycona kosmitka – ale tego się nie spodziewałam.

Proszę, jakie pojętne te ufoludy. Kilka dni na Ziemi i już wie jak rozmawiać z mężczyznami. Nieśmiało dotknąłem jej ramion, przesunąłem dłonie po smukłej szyi. Skóra jaszczurki była zaskakująco ciepła i delikatna, choć faktura drobnych łusek sugerowała wytrzymałość kolczugi. Wydawało się, że na ciemnozielonym ciele mojej gwiezdnej kochanki tańczą złote i fioletowe iskierki. Przyciągnąłem ją gwałtownie, chcąc całym sobą doświadczyć  wężowej sprężystości i siły. I doświadczałem, bardzo zachłannie. Jaszczurka ochoczo poddawała się pieszczotom i aktywnie je oddawała. Wszędzie czułem jej pazurki, była gibka, zupełnie jakby nie posiadała kości. Gdy twarz kosmitki znalazła się tuż nad moją, rozciągnęła usta (tak, usta, nie znam lepszego określenia) w kopii ludzkiego uśmiechu. Miała setki drobniutkich, ostrych ząbków. Wtedy wydało mi się to cudownie urocze, choć teraz wiem, że najlepiej pasującym porównaniem byłby uśmiech zepsutego zamka błyskawicznego.

 – Fantastyczne masz ciało – zamruczała. – Takie miękkie i delikatne. I te włoski w różnych miejscach. Chcę go spróbować. Posmakować.

Okazało się, że moja kosmitka ma język. I to jaki! Chyba z pół metra gorącej, wilgotnej, robaczej ruchliwości. Badała mnie dokładnie i metodycznie, bezbłędnie trafiając we wszystkie erogenne miejsca. W życiu nie pomyślałbym, że faceci mają ich aż tyle. Powoli rozgrzewałem się do białości. Gdy wreszcie ciasno owinęła język wokół mego Małego Rycerza, a klasyczna zabawa w “Misio w golfie, Misio bez golfa” osiągnęła kompletnie nowy wymiar, musiałem się wycofać. Wszak erupcja wulkanu powinna nastąpić w kulminacyjnym momencie filmu.

 – Teraz moja kolej – oznajmiłem głosem wojownika, rzucającego się w najgęstszą ciżbę nieprzyjaciół.

Jej ciało pachniało i smakowało czymś nieokreślonym, czymś, co potrafiłem skojarzyć tylko z poziomkami rosnącymi na zroszonym deszczem asfalcie. Dziwnie, lecz pociągająco. Czułem, że kochanka docenia mój zapał.

W końcu dotarłem do miejsca o taktycznym znaczeniu, zająłem przyczółek i zaprezentowałem uzbrojenie.

I lekko zbaraniałem.

 – To się chyba nie…

Kielich jej storczyka nijak nie pasował do dzioba mego kolibra.

 – Tak klasycznie, to nie. Ale masz jeszcze swoje małe, zgrabne rączki. I gruby, mięsisty język. I nos. Odwdzięczę się, zobaczysz.

Cóż, na takie dictum pozostało mi tylko chwycić krzepko ogon ufoczki (nie wspominałem o tym wcześniej? Otóż posiadała ogon. Długi, giętki i umięśniony, jak wąż dusiciel), wziąć głęboki wdech, a następnie zanurkować w orchideowo błyszczącą wilgoć, zapach kolendry i mokrych liści, smak szampana, musujący ozonowo – elektrycznym finiszem, w lepkość klonowego syropu. Żaden tam ze mnie free diver, ale małżonka zawsze chwaliła sobie wydolność moich płuc. A koledzy w szkole niebezpodstawnie nazywali – Pinokio.

Gwiezdnej jaszczurce musiało się nielicho podobać. Niekontrolowany dreszcz trząsł jej ciałem niemal w nieskończoność, a okrzyk rozkoszy sięgnął ultradźwięków. Wiem, bo w okolicy rozwyły się psy.

 – Auuuć! Co, do cholery!? Tam też masz zęby!?

Gwałtowny spazm jaszczurczego organu omal nie pozbawił mnie części twarzy.

 – Przepraszam, powinnam była cię ostrzec. Tak się dzieje, gdy jest… Wyjątkowo cudownie.

 – No, mam nadzieję, że samce twego gatunku wiedzą, kiedy zwiewać. Modliszko jedna.

Znów wyszczerzyła się uśmiechem metalowego suwaka.

 – Dobrze. Czas na rewanż.

 – Jestem cały twój, żmijko.

Podejmuję się opisania tego, co nastąpiło później, tylko dlatego, że jeśli powiedziało się A, to należy powiedzeć też B,C i tak dalej. A mężczyznę poznajemy po tym jak kończy i takie tam. Niestety literat jest ze mnie jak z koziej dupy… No co ja, kurde, z tymi kozami… W zasadzie żaden. Będziecie musieli wykazać się więc nielichą wyobraźnią, bo ja słów właściwych nie znajduję.

Przekonałem się wnet, iż usta jaszczurki mogą otwierać się niezwykle szeroko. Gdy całe moje podbrzusze zniknęło w ich wnętrzu, niemal wygryzłem sobie dziury w policzkach. To, co potrafiła zrobić swym ruchliwym językiem, umięśnionym gardłem, setką ząbków… Klękajcie narody. Gdyby teraz do pokoju wszedł sam siwobrody Bóg i oznajmił tubalnym głosem, że oto jestem Jego zaginionym, podmienionym w stajence dzieckiem, kazałbym mu się wynosić do diabła.

Ale wcale nie to było najlepsze.

Nagle, na karku mej niebiańskiej kochanki rozwinęła się skórzasta kryza, coś pomiędzy kapturem kobry, a kołnierzem agamy. Kolory jej wewnętrznej części wręcz eksplodowały obłędną intensywnością.

 – Mam dla ciebie coś specjalnego – powiedziała jaszczurka, o dziwo nie przerywając pieszczoty. – Synestezja. Patrz uważnie.

Barwy, okalające jej głowę, rozlały się akwarelowo, zatańczyły, zawirowały. Poczułem się, jakbym trafił do wnętrza tornada pawich piór. Zatraciłem się w tym szalonym pląsie i wtedy usłyszałem, nie, POCZUŁEM dźwięki.

Nie znam się na muzyce. Fuga to dla mnie brudna szpara między kafelkami, a staccata nie rozpoznałbym, nawet gdyby wyskoczyło zza krzaka i zastepowało mi na tyłku. Ale teraz, powiedzenie “Cały zamieniam się w słuch” nabrało zupełnie, totalnie innej wymowy. Gdzieś głęboko we mnie zawibrowały smyczki, delikatne, skrzypcowe nuty, najpierw powolne, potem coraz szybsze, układające się w słodką, lecz niepokojącą melodię. Potem zadrżałem strunami fortepianu, głębią wiolonczeli, metalicznym łaskotaniem waltorni, rogów, trąb i puzonów, opadałem na dno bębnienia kotłów i wznosiłem się na zimne wysokości fletów i klarnetów. A gdy cała orkiestra, wszystkie trzysta instrumentów, grzmiała w niekończącej się, obezwładniającej symfonii momentu kulminacyjnego, chciałem krzyczeć, że przeleję swą duszę, kropla po kropli, w te nieziemskie oczy pełne ognia, niech czarne otchłanie ich źrenic rozerwą mnie na atomy i na zawsze pochłoną resztki.

Taka mi się, kurde, poeta włączyła.

 – Ziemscy mężczyźni są tacy słodcy – jaszczurka była wyraźnie zadowolona. – A ja jestem wrażliwa na bodźce chemiczne.

 – To znaczy, że zdałem test? – zapytałem, gdy już wróciło mi panowanie nad krtanią.

 – Jaki test… Aha! Zdałeś. Śpiewająco.

 – No bo myślałem, że członkostwo w międzyplanetarnej organizacji wymaga rozwiązania problemu wojen, głodu, zanieczyszczenia, przejścia na ogólnoświatowy weganizm…

 – Olać wojny. Wojny zawsze będą – kosmitka przeciągnęła się z rozkoszą. Mięśnie zagrały pod jej błyszczącą skórą. – A mięsko jest pyszne. Sztuka kochania, oto prawdziwe kryterium dojrzałości rozwoju cywilizacyjnego. Tak się lata do gwiazd. To jak, kontynuujemy?

 – Hee… Najpierw muszę przeładować. Wywaliłem cały magazynek. Wiesz, to nie najnowszy model, skomplikowany w obsłudze…

 – Chętnie zapoznam się z instrukcją. Cokolwiek zechcesz.

Cokolwiek… Ależ podobały mi się jej oczy… Cokolwiek. A niech tam. W końcu kosmiczny akt z pozaziemską istotą jest niewiele bardziej realny od sennych marzeń. Powinien zatem charakteryzować się pewnym… Immunitetem moralnym świadomego snu. I poczuciem braku konsekwencji.

Zostawiłem więc otwarte zamki, a strażników świadomości posłałem na zasłużony urlop. Z ciemnych, wilgotnych, spowitych pajęczynami zapomnienia piwnic mego Id, czy też innego Oz, zaczęły wypełzać mroczne fantazje. Miały lśniące wąsy nad mięsistymi wargami, pot nabłyszczał ich brzuchy, pulsowały sękatą, żylastą gotowością.

 – Ten twój ogonek… Możemy wymyślić dla niego całkiem ciekawe zastosowanie.

Czas na prawdziwy krok w nieznane.

 

KRÓTKIE INTERLUDIUM PRZY UŻYCIU NARRACJI TRZECIOOSOBOWEJ

 

 

Wielkie, srebrne cygaro gwiazdolotu mknęło poprzez czarną pustkę, spowite w kokon efektów kwantowych. Za orbitą Saturna Słońce było już tylko odrobinę jaśniejszą gwiazdą, pośród miliardów innych.

 – Właściwie fajni ci Ziemianie – gadziokształtna postać, jedna z dwóch na pokładzie, w zamyśleniu spoglądała na hologram ziemskiego globu. – Chyba chciałabym ich jeszcze raz odwiedzić. Tacy słodcy, naiwni… i gorący. Aż głupio było sprzedawać im ten kit o MFŻC. Nie sądzisz, Aster?

 – Mhm – drugi członek załogi skoncentrowany był na dłubaniu pazurzastymi łapskami w jakimś skomplikowanym, holograficznym schemacie. – Może. Ale sodomia jest karalna na większości światów. Nawet na tej zacofanej Ziemii niemile widziana. Tabu jakieś, czy co. My, miłośnicy słodkich zwierzątek, musimy sobie z tym radzić.

 – No tak… Tylko, że wiesz, muszę ci się do czegoś przyznać. Ja chyba zrobiłam coś wyjątkowo głupiego.

 – A cóż niby? – Aster w końcu odwrócił się w stronę partnerki.

 – Bo ta biochemiczna kompatybilność, nasza i Ziemian… Wiesz co się dzieje, gdy mam szczególnie intensywne orgazmy…

 – O żeż, kurwa jebana mać!!! Gdzie tu jest wsteczny!?

 

 

Była pora wieczornego relaksu, siedziałem na sofie przed telewizorem i konsumowałem zapamiętale drugą już dzisiaj kolację. Czułem się jakoś… Niespecjalnie.

 – Hej, wszystko w porządku? – Moja ukochana małżonka stanęła w drzwiach kuchni. Po naszej seksoastralnej przygodzie, częstotliwość i intensywność naszego pożycia mocno zwyżkowała. Ślubna była wyraźnie zadowolona z kilku nowych, kosmicznych trików, które opanowałem. Choć wciąż mówiła o jakiejś pętli.

 – Ty… Ty płaczesz?

 Z zaskoczeniem zorientowałem się, że po moich policzkach płyną łzy jak grochy.

 – No bo sama popatrz – machnąłem ręką w stronę telewizora – czy to nie strasznie smutne, że te miłe zarazki nie maja żadnych szans w starciu z paskudnym domestosem i giną tak okrutnie?

Chlipnąłem i odgryzłem solidny kęs pieczarkowo–serowej zapiekanki, szczodrze polanej malinowym sokiem.

 – Mariusz… Dobrze się czujesz?

Westchnąłem ciężko.

 – Prawdę mówiąc, to nie. Czuję się… Jakoś dziwnie. Jakbym miał… Mieć młode.

 

Koniec

Komentarze

wciąż zapominam, żę ślubna

gipsowy odlew będzie wyglądał mnie dostojnie – coś to się posypało

Poza tym mogę się założyć, żę Han Solo też miał pietra,

 

No proszę, proszę! :) A twiścik w zakończeniu jeszcze podkręciłeś. 

Świetne. 

Szkoda, że jednak nie w konkursie :) 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dzięki, poprawione. Choć nie wiem ile razy bym nie sprawdzał, całe hordy litrówek się przedostają. Nie mówiąc już o chaosie interpunkcyjnym. Ale to drugie zwalam na karb niewiedzy i braku doświadczenia.

Fajnie, że się podobało!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ja pierdykam, Thargone, w życiu się tak nie ubawiłam przy erotycznym tekście.  Twoje powiedzonka wejdą na stałe do mojego repertuaru: misio w golfie – miso bez golfa sprawił, że zalałam się łzami. Z drugiego pokoju przydreptało moje dziecko (na szczęście dorosłe i zamężne), bo mogłam zacytować niektóre fragmentu.

Kocham Twoje opisy, plącząca się od czasu do czasu koza pozbawiła mnie na jakiś czas możliwości czytania.  Mały Rycerz stający do boju sprawił, że waliłam czołem w biurko.

TO JEST PO PROSTU ZAJEFAJNE, FANTASTYCZNE, CUDOWNE, PIĘKNE, ZABAWNE, INTELIGENTNE  i co tam jeszcze chcesz. I nominuję to do piórka. Taki tekst powinien dostać nagrodę roku,!

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Hmmm… Thargone, jaka szkoda, że nie startujesz w konkursie. Z drugiej strony przynajmniej bez bólu mogę Ci rzec, że…

No, obiema ręcami pod bemikowym komentarzem. Obiema.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Jej… Nie wiem cóż rzec, Drogie Panie. Dech mi zaparło. Wielkie dzięki. Mam tylko nadzieję, że Ukochana Małżonka, gdy tekst przeczyta, z pełnym rezerwy zrozumieniem podejdzie do fragmentu o wąsatych fantazjach…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Koleżanki się zachwycają, a ja nie. :-) A co, muszę? :-)

Na Bibliotekę kliknąłem przez pomyłkę. :-)

Wiesz, Thargone, na Twoim miejscu jednak żonie bym nie pokazywała. Może i jest tolerancyjna, może i zna się na literaturze, może nawet ma poczucie humoru, ale zawsze pozostaje ryzyko, że podejdzie do sprawy zbyt… osobiście.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Adamie – jakoś zniosę fakt, iż zbłądziłeś ;-) Bemik – chyba masz rację. Nie zawsze można zasłaniać się fikcją literacką…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No, Thargone, ładnie pociągnąłeś wizję (tak, jam dała początek temu tekstowi).

Podoba mi się Twoja kontynuacja. :-)

Babska logika rządzi!

Finkla, ale napisz "Hmmmm…" Nikt tak fajnie nie pisze "Hmmmm…"

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Panie pułkowniku Wołodyjowski! Larum grają! A ty się nie zrywasz! Szabli nie chwytasz?!

– Żadnych kóz! – Czułem, że czerwienią mi się uszy.

Gdy wreszcie ciasno owinęła język wokół mego Małego Rycerza, a klasyczna zabawa w “Misio w golfie, Misio bez golfa” osiągnęła kompletnie nowy wymiar, musiałem się wycofać

 

Ja po prostu wymiękam: czytam sobie wyrywkowo i znowu chichram się nieprzytomnie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Thargone, ale ja to piszę, kiedy nie bardzo wiem, co innego napisać. Jesteś pewien, że tego chcesz?

Hmmmm…

Babska logika rządzi!

Misio w golfie mnie rozwalił (ślubnego – nie wiedzieć czemu – mniej). Bardzo mi się ( kurde, Ty kozy ja misie). Przejrzyj tekst pod względem “sie” bo brakuje im ogonków (o rany…)

No i może dodaj jakieś ograniczenie wiekowe w tytule skoro już jesteś w tej Bibliotece:D

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Bemik, nawet nie wiesz jaką dziką mam uciechę z tego powodu!------– Dzięki Finkla, warto było :D ------– Alex – tekst oczywiście zostanie jeszcze nie raz sprawdzony, niestety musiałem oddać komputer, zanim zdążyłem dokonać poprawek. Co do ograniczeń wiekowych, to nie bardzo wiem co tam zasadzić. 16+ jest okej? Czy może 15? No i ogromne dzięki za bibliotekę!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

:-) Dwadzieścia cztery plus. :-)

Super tekścik. Ubawiłem się. 

W erze internetu nie więcej niż 14+ ;) 

Nie biegam, bo nie lubię

Tak się lata do gwiazd

Thargone, latasz coraz lepiej! Twoje humoreski to klasa sama w sobie. Jesteś mistrzem rubasznych porównań ;)

Nie rozbawiło mnie tak jak bemik, ale lektura była czystą przyjemnością.

 

Pozdrawiam!

 

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Bo trzeba być kobietą, żeby docenić kpinę z męskiego ego.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Corcoran, Nazgul – dzięki panowie. W ogóle serce roście, gdy człek czyta, iż jest coraz lepszy. Zwłaszcza, że jeśli chodzi o jakiekolwiek doświadczenie w literackiej tfu…rczości, to ślepe ze mnie kocię. No ale jeśli kobieta docenia…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Znakomite dopełnienie opowiadania Finkli. Cieszę się, że zlekceważyłeś wszelkie limity i rozpasałeś rozpisałeś się należycie obszernie, sprawiając przy okazji przyjemność czytającym. ;D

 

Albo jak jakiś astro­nau­ta – pio­nier gotów, by wśli­znąć się… – Albo jak jakiś astro­nau­ta-pio­nier, gotów by wśli­znąć się

 

Fakty są takie, że to ja i tylko ja, z po­śród wszyst­kich ludzi na świe­cie… – …spo­śród wszyst­kich ludzi na świe­cie

 

Nie­zwy­kle Waż­nej Mię­dzy­pla­ne­tar­nej Or­ga­ni­za­cji O Cha­rak­te­rze Po­li­tycz­no – Sek­su­al­nym… – …O Cha­rak­te­rze Po­li­tycz­no-Sek­su­al­nym

 

Tak od razu? – Nieco sie zdzi­wi­ła – Je­steś pe­wien?Tak od razu? – Nieco się zdzi­wi­ła. – Je­steś pe­wien?

 

Wiesz, to nie­naj­now­szy model… – Wiesz, to nie­ naj­now­szy model

 

A coż niby? – Aster w końcu od­wró­cił sięw stro­nę part­ner­ki. A cóż niby? – Aster w końcu od­wró­cił się w stro­nę part­ner­ki.

 

O żesz, kurwa je­ba­na mać!!!O żeż, kurwa, je­ba­na mać!!!

 

Ślub­na była wy­raź­nie za­do­wo­lo­na z kilku no­wych, ko­smicz­nych tri­ków, jakie opa­no­wa­łem. – …..które opa­no­wa­łem.

 

Chlip­ną­łem i od­gry­złem so­lid­ny kęs pie­czar­ko­wo – se­ro­wej za­pie­kan­ki… – Chlip­ną­łem i od­gry­złem so­lid­ny kęs pie­czar­ko­wo-se­ro­wej za­pie­kan­ki

 

 

Literówki:

a potem cze­kać w na­pię­ciu aż za­koń­czy sie od­li­cza­nie

dałby sie po­nieść dra­ma­ty­zmo­wi chwi­li.

Prze­cież ko­smit­ka może sie ob­ra­zić

Sta­ra­łem sie nadać memu gło­so­wi mę­skie…  

Wła­ści­wie nie wiem, czego sie spo­dzie­wa­łem.

W końcu do­tar­łem do miej­ca o tak­tycz­nym zna­cze­niu

Gwiezd­nej jasz­czur­ce mu­sia­ło sie nie­li­cho po­do­bać.

Gdy całe moje pdbrzu­sze znik­nę­ło w ich wnę­trzu

Mam dla cie­bie coś spe­cjal­ne­go – po­wie­dza­ła jasz­czur­ka

Barwy, oka­la­ja­ce jej głowę

wzno­si­łem sie na zimne wy­so­ko­ści fle­tów

Ja chyba zro­bi­łam coś wy­jat­ko­wo głu­pie­go.

Wiesz co się dzie­je, gdy mam wy­jat­ko­wo in­ten­syw­ne or­ga­zmy…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zanim skomentuję… Moja sugestia jest taka, żebyś jednak podpiął to opowiadanie pod konkurs. Za porozumieniem stron tekst nie będzie brany pod uwagę do liczby Pięćdziesięciu i zera twarzy pozera, ani, oczywiście, oceniany w konkursie – regulamin jest regulamin – ale myślę, że dzięki temu może jeszcze dodatkowo zyskać czytelników, na których zasługuje.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki Regulatorzy!

I jeszcze raz wielkie sorki za to, że zmuszam Cię do trudu wyłapywania mych baboli. Zwłaszcza mój sztandarowy: Jaki – który… Ech, wstyd jeno i sromota. Sztuka prawidłowego klepania w klawisze to nie banan z masłem. Ale pracuję nad sobą, pracuję…

 

Cieniu – masz rację. A nuż trafi się jakiś ekscentryczny milioner, który oznajmi zachwycony: “Machnij mi pan trylogię w takim stylu, ja ją, proszę ja ciebie, wydam, a potem to już obaj tylko kasiurę trzepać będziemy!“.

No właśnie tak…

 

Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nie zmusiłeś mnie, Thargone, sama chciałam. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A zatem:

 

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Korektorom i autorom pod rozwagę:

 

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jaki-ktory;10624.html

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/jaki-i-ktory;15684.html

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/ktory-i-jaki;2034.html

 

Plus dwa cytaty z “Bajek robotów”:

Wziął tedy Proton ostatnie trzy ordery, jakie obciążały drobną pierś wielkiego programisty […]

Automateusz nie słyszał ani jednego słowa ze wszystkich pocieszeń, jakie bez wątpienia podczas owych ciężkich chwil wszeptywał mu Wuch.

 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

To, żeby się zbytnio nie wyróżniać w komentarzu, mimo że tekst nie bierze udziału w konkursie, napiszę tylko: przeczytałam. ;) Reszta później. 

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Thargone, z przykrością zawiadamiam, że – aby nie straszyć potencjalnych uczestników brakiem miejsc na ich prace  – należy zrobić miejsce w konkursie.

 

Termin: piątek, 08/maj/2015, g. 23:00

 

Zdejmiesz taga w tym terminie?

 

Pozdrawiam

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Się robi! Jak tylko komputer w łapki swe dostanę. Przykrość zbędna – to ja, miś o małym rozumku, nie pomyślałem, że cenne miejsce będę w ten sposób zawalał.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Świetna wyobraźnia, Panie Wołodyjowski… Ja tak nie umiem.

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

My też nie, ale widzisz, taka sytuacja…

 

Edit: ach, nie napisałem – ubawiłem się po pachy, godna kontynuacja ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetna wyobraźnia, Panie Wołodyjowski…

Thargone, czy mi się wydaje, czy Karamala właśnie Ci paskudnie naubliżała? ;-)

Babska logika rządzi!

Dzięki Karamala! No i odrzućmy tę samokrytykę! Wyobraźnia nie ma ograniczeń. Poza tym kobiety nie raz i nie dwa udowadniały, że wykpiwanie męskiego ego wychodzi im znakomicie ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

O kurde, Finkla… A ja jej właśnie posłodziłem…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No nie, nie miałam zamiaru obrażać nikogo. Wręcz przeciwnie. :) Oficjalnie przepraszam, zostało to źle zrozumiane. Zresztą, chyba dokończę w weekend pisać moje wypociny. Jeśli zdążę, to opublikuję. I przyjmę każda krytykę. 

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Mój język jest kanciasty, a porównania … chyba ich nie ma za wiele. To chciałam powiedzieć, nawiązując do… hmm … Pułkownika Wołodyjowskiego…

 

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Oj, jasne, że nie. Tak się tylko nabijam z dwuznaczności i wykręcam kota ogonem. :-)

No, weekend już niedługo, czekamy.

Babska logika rządzi!

Ja to w ogóle, po namyśle, potraktowałem jako komplement, tylko zapomniałem o tym napisać. Bo bycie nazwanym hmm… Małym Rycerzem z wyobraźnią, to niemal jak porównanie do Przemytnika. A Przemytnik, to dopiero jest gość…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Kończ Waść, wstydu oszczędź…

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

Ech… Bardzo mi przypadło do gustu samo określenie: Pułkownik Wołodyjowski. Niesie ze sobą dużo implikacji…

Może by tak wpisać je do Słownika Synonimów Języka Polskiego.

Albo w ogóle można by zrobić podsumowanie konkursu na najlepsze określenia…

Niech Wszechświat Wam błogosławi...

O! Dobry pomysł! Proponuję, żebyś zgłosiła to w wątku konkursowym. :-)

Babska logika rządzi!

Swoją drogą, to niesamowite, co ów konkurs powyczyniał z wyobraźnią. Teraz już większość z klasycznych, trylogiowych cytatów zaczyna się kojarzyć. Z przytoczonym "Kończ Waść, wstydu oszczędź" na czele. Albo, nawiązując do tejssamej sceny: "Waść machasz jak cepem!"…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Jędruś! Ran twoich nie godnam całować! ;-)

Babska logika rządzi!

Hłe, hłe, hłe… "Naści, piesku, kiełbaski…" (Kmicic, wkładający ładunek wybuchowy w lufę kolubryny).

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wuj… to wuj! (Roch Kowalski do Zagłoby). W ogóle cały ich dialog jest piękny, z panią Kowalską włącznie.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam. I choć już nie ma taga “50 twarzy” skomentuję później.

Dzięki Rooms. I sorki za zamieszanie z tagiem.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Nadrabiam komentarz.

Przeczytałem i łapię się na tym, że mam ochotę jeszcze raz :D Najdowcipniejsze opowiadanie z wszystkich tych tekstów konkursowych, które do tej pory przeczytałem. Duet z opko Finkli nieziemski! Jak już zauważyło koleżeństwo kilka haseł przejdzie do historii:) Gratuluję tekstu i dystansu do życia.

 

Edit

Hej, dlaczego wyskoczyłeś z konkursu? Wiem, że opowiadanie szkoda było ciąć. Naprawdę świetnie Ci wyszło, ale tak obiektywnie, znalazłoby się kilka fragmentów, które można by ciachnąć, a pacjent by przeżył :D Nie mówię, że gdzieś są dłużyzny, bo rzeczywiście wycięcie siedmiu tysięcy znaków oznaczałoby zagładę kilku zabawnych kawałków, ale uważam, że dla wyższego celu warto byłoby coś poświęcić. Kto miał przeczytać i uśmiechnąć się, zrobił to, teraz można ciachnąć i w ten sposób zanegować tezę, że „nie da się mieć ciastko i zjeść ciastko”;)

empatia

Dzięki Empati, nnaprawdę, niewiele rzeczy sprawia taką radochę, jak wywoływanie uśmiechu u innych. Co do konkursu, to tekst właściwie nie powstał z myślą o nim. To raczej taki spontan, powstały z hmmm… Podpuszczenia przez drogie panie, po moim komentarzu do opwiadania Finkli. Dlatego nie celowałem w limity i takie tam. Tag zawisł później – gdy organizotorzy zauważyli, że dzięki niemu więcej osób do opka zajrzy. A pod uwagę i tak brane Nie będzie. Tag później zniknął – ktoś przytomnie zauważył, że to niepotrzebne zajmowanie kolejki. Tak czy owak, ciachanie na siłę i ponowni tagowanie… To nie byłoby uczciwe. Zwłaszcza, że pomysł na tekst należy do Finklii. A na konkurs miałem posłać zupełnie inny tekst, ale plan dobowy sypnął mi się kompletnie… Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każda uwaga niewłaściwie stosowana zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu.

 

ale czułem się jak MacGyver, stojący przed gwiezdnymi wrotami

Pomieszanie tropów. I wiem, że chodziło o aktora i w ogóle, ale nie zagrało mi.

 

I co, szczęki opadły? Dziwicie się teraz emocjom, co targały mną tak szaleńczo?

Nie lubię taki wstawek. Jak mi szczęki opadną, to ja sam o tym będę wiedział, a nie trzeba mi tego wmawiać.

 

No i oczywiście łóżko, rozmiarów lotniskowca. Była tam też ona. Moja ekstraterrestrialna kochanka.

Nie to żebym się czepiał, ale lotniskowce są dość duże. Nawet jak na to porównanie i na ten tekst.

 

Starałem sie nadać memu głosowi męskie

Ogonka brakuje i to nie tylko tutaj, a w takim tekście nie przystoi ;)

 

 

 

Fajnie, że jest sporo odwołań i część trafia (np. free diver), ale niektóre były za bardzo pomieszane (jak z MacGyverem) albo w ogóle nie pasowały do tekstu (jak z Grobem Nieznanego Żołnierza czy Hitlerjugend). Czasami miałem wrażenie, że narrator w tym względzie za bardzo się starał, przez co wychodziło sztucznie.

Jednak ogólnie zdecydowanie poprawił mi się humor :)

 

Jak na mój gust bohater jest zbyt otwarty w opisywaniu swoich przeżyć. Zbyt kobiecy nawet bym powiedział.

 

Tekst rozbawił, ale jednak nie jest w moim typie. Doceniam stylizację na Greya, choć czytałem tylko kilka fragmentów z netu (i teraz na szybko wklejam), to widać podobieństwa w porównaniach:

Idę do kuchni zdenerwowana, a chmary motyli przypuszczają atak na mój brzuch. Zupełnie jakbym miała w salonie całkowicie nieprzewidywalną drapieżną panterę albo lwa górskiego

 

czy opisach przeżyć bohaterów –  ze wstawkami i nawet wielokropki są:

Czuję, że znów coś we mnie wzbiera. O Boże nie… nie znowu. Moje ciało nie wytrzyma kolejnego trzęsienia ziemi. Ale nie mam wyboru i z nieuchronnością oddaję się rozkoszy.

 

Jeszcze ze mną nie skończył. O Święty Barnabo. Nie ma mowy, żebym mogła zrobić coś jeszcze

 

Pulling off his boxer briefs, his erection springs free. Holy cow…

 

 

Generalnie na plus. Bardziej ze względu na klimat i starania niż wykonanie. Ale nie przejmuj się, bo ja wymagający jestem, jeśli chodzi o seks z ufoludkami ;)

 

 

Pozdrawiam,

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Matko, nie zdzierżyłabym całego prawdziwego Greya, zadusiłby mnie śmiech.  To jest naprawdę w taki sposób napisane?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Nie wiem (chociaż nawet gdybym wiedział, to bym się nie przyznał :P ), ale kiedyś natrafiłem na listę top 10 cytatów z Greya. Jak wpisać w wyszukiwarkę, to jest tego znacznie więcej… niestety.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

B.A., dzięki za solidny komentarz. Piszesz, że poprawił Ci się humor? Ha, mnie to dopiero humor poprawiłeś, o ho ho! Ale o tym zaraz. Najpierw uwagi – MacGuyver stąd, że narratorem starałem się uczynić przeciętnego, prostego kolesia, który zdaje sobie sprawę z tego, iż aktor nazywa się Richard Dean Anderson, ale i tak zawsze kojarzy go z MacGuyverem. Zwłaszcza, że opowiadajac, czy też opisując swoją przygodę naokrągło wpada w przesadną egzaltację i zaprząta sobie głowy przypominaniem właściwych nazwisk. Louis Armstrong też raczej do żadnej rakiety nigdy nie wsiadał. Podobnie z opadaniem szczęki – narrator przekonany jest o takiej, a nie innej reakcji czytelników. Ja – niekoniecznie ;-) Teraz lotniskowiec – kurczę, myślisz, że na przykład krążownik rakietowy byłby lepszy? A na poważnie, to wymienione – oraz cała masa innych, wyolbrzymionych porównań bierze się z emocjonalnego stosunku narratora do swej opowieści. Co do Hitlerjugend i Grobu Nieznanego Żołnierza, to być może istotnie przesadziłem. Wszak są to rzeczy mocno umiejscowione historycznie i silnie kojarzące się – niekoniecznie zabawnie. A ogonek to mój odwieczny problem. Staram się, walczę, a on i tak lubi zanikać w najmniej odpowiednim momencie… A dlaczego humor mi poprawiłeś? Dwie rzeczy. Po pierwsze – zbyt kobiecy bohater. Otóż, kurde, to! Narrator uważa się za prawdziwego mężczyznę ba, twardziela nawet, co to ma zawsze sucho w pieluchach. A tu konfrontacja z rzeczywistością. Co więcej gdzieś tam, w głębi, na jakimś poziomie, znalazł w sobie wystarczająco dużo kobiety, by móc pokusić się o opisanie nieznanych mu do tej pory wrażeń w nieco zbyt dokładny, nie do końca męski sposób… Trochę celowałem w ten efekt. No i chyba się udało :-) No i druga sprawa – stylizowanie na Greya. Ha, Greya to ja widziałem co najwyżej na półce w księgarni. Jeśli mimo to zauważasz jakieś podobieństwa, no to, na Trygława i Swaroga, może powinienem zastanowić się nad międzynarodową karierą? Tylko angielski podszkolę ;-) Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

thargone, to za dostrzeżenie Twojego talentu, ja poproszę 15% (nie jestem zachłanny), jak już będziesz tym sławnym na cały świat pisarzem powieści erotycznych ;)

 

A na serio, ta narracja ładnie łączy się ze stylizacją na Greya, ale jest właśnie zbyt kobieca jak dla mnie (to ważne, bo widać, że płci pięknej dużo bardziej się spodobało). Rozumiem, co chciałeś osiągnąć, ale w wykonaniu kobiety (jak w Greyu), to brzmi troszeczkę naturalniej. Natomiast Ty przekroczyłeś tę granicę, której nawet Grey nie przekroczył. No ale z drugiej strony może to cena obecnych zmian kulturowych, bo te metrożędery cały czas kontratakują ;)

 

Co do pozostałych rzeczy, to wg mnie sprowadza się to do pomieszania typów humoru. Dla mnie najlepiej sprawdził się ten z rodzaju Małego Rycerza. Inne wydały mi się wstawione na siłę, na siłę pomieszane. Stąd lotniskowiec, który jest ni przypiął, ni wypiął w tym tekście. Podobnie z odwołaniami kulturowymi. Już nie wspominam o czarnym humorze, który jest z mojej strony mile widziany – ale nie w tym tekście!

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

B.A., z pewnością się dogadamy ;-) Mogę też nazwać głównego bohatera Twoim nickiem, jeśli zechcesz:) Co do humoru to istotnie, chyba za bardzo starałem się wpakować jakiś żart niemal do każdego zdania. Co zaowocowało przesadą i zamieszaniem. A bohater… Mimo pewnych moich starań w kierunku lekkiego "rozmiękczenia" go i uemocjonalnienia, fala metrożęderowskiego kontrataku poniosła mnie aczej przypadkowo. Ale to celne spostrzeżenie o tych zmianach kulturowych. Dzięki i pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Moim nickiem? Pewnie, że chcę! :)

A jak będziesz opisywał wymiary, to możesz wspomnieć o tym lotniskowcu ;)

 

Powodzenia w pisaniu! Będę zaglądał, jak coś nowego się pojawi, bo fajnie piszesz.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Rozbawiło mnie Twoje opowiadanie :) Dzięki!

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Dawno się tak nie ubawiłam przy żadnym tekście. Dziękuję! ;)

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Mela, Mirabell – wielkie dzięki. Cóż, czas najwyższy, by Thargone pokazał, że potrafi również napisać coś na poważnie. Staram się ubrać w słowa pomysł na truskawkowy horror (choć lokalny wszechświat wciąż kłody pod nogi rzuca) i jeśli zdążę przed terminem, to okaże się, czy wzruszyć i przestraszyć też umiem. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mnie w pewnym momencie znużyło – to znaczy opowiadanie jest fajnie napisane, lekko się czyta i tak dalej, ale po prostu, jak dla mnie, temat nie dźwiga dłuższej formy ; ) 

I po co to było?

W sumie spoko tekst, jak na taki żart. Ale też jak na żart trochę przegadany, w pewnym momencie podczas opisu anatomii kosmitki i związanych z nią komplikacji zaczęłam przewijać w dół. Chyba zgadzam się z Syf.em, że temat nie dźwiga dłuższej formy. Żarcik – ok, ale ubranie go w 22 tysiące znaków? Troszkę przesada, według mnie.

Ale przyjemny tekst.

No i nadszedł dzień sądu… Autorze, Biblioteka należała się Tobie jak najbardziej, ale pięterko wyżej to już, zrozum powody i spróbuj wybaczyć, Twojej humoreski windować nie będę. Wtórności nie zarzucam, bo inspiracji i dopisania niejako dalszego ciągu za wtórność nie uważam, lecz z proporcją treści podyktowanej tematem do długości tekstu już nieco gorzej – jak gdybyś trochę na siłę ciągnął, wpychał szczegóły. Zakończenie to już niemal katastrofa – wiem, na prawach humoreski lekko absurdalnej, ale jednak ta nasza biologia… i pięć minut po lekturze przestaje to śmieszyć. Cóż, ten cholerny racjonalizm przeszkodził…

Syfie, Ocho – istotnie, może gdybym spróbował zmieścić się w konkursowym limicie, wyszłoby to tekstowi na dobre. Wszak fabularnie to tam się niewiele dzieje. Dzięki! Adamie – ani chybi pozostaje mi tylko obrazić się śmiertelnie, nawymyślać grubymi słowy ogółowi użytkowników, a lożowników to nawet potraktować personalnie, z nicka, następnie pogryźć komórkę i zastrzelić komputer. Oraz stoczyć się na dno otchłani jaboloalkoholizmu, zamęczając kolegów-meneli opowieściami otym, jak forum fantastyki złamało mi życie… A na serio, to nie mam czego wybaczać. Tekst nie aspirował do bycia windowanym gdziekolwiek. Po pierwsze – wtorność, po drugie -jednowymiarowe opieranie się o (lepsze lub gorsze) żarty z tej samej kategorii, to nie jest recepta na piórko (tym bardziej dziękuję wszystkim, którym opowiadanie niezmiernie się podobało!). A piórko dostanę następnym razem, he, he.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

:-) Nie gryź komórki, nie strzelaj do komputera! Pracują, jak umieją! :-)

Następnym razem? Z przyjemnością uruchomię windę dla takiego Twojego tekstu, jakiemu niczego nie będę mógł zarzucić. :-)

UWAGA! KOMENTARZ ZAWIERA ŚLADOWE ILOŚCI SPOILERA

 

Czekałem z komentarzem do końca konkursu, bo jednak zawiera on zbyt wiele odniesień do tekstu-matki, by go tak sobie publikować bezmyślnie przed czasem.

 

Generalnie, bardzo fajne, lekkie, warte narobienia trochę szumu opowiadanie, jednak, koniec końców, mam mieszane uczucia.

Po pierwsze dlatego, że totalnie, ale to tolalnie zdupiłeś zakończenie. Gdybyś zamknął opowiadania zdaniem “Czas na prawdziwy krok w nieznane.“, byłaby o niebo nad Saturnem lepiej. Wręcz idealnie. I kto wie, może byś się nawet i w limicie konkursu zmieścił?

A tak, mamy epilog przekombinowany i pozbawiony grama sensu; kosmici kosmitami, ale jak samiczka może zapładniać, jeszcze w dodatku ziemskiego samca? Fantasy, Sci-Fi, groteska, absurd – dla mnie nic z tych rzeczy nie usprawiedliwia braku logiki w tym punkcie. Kolejna rzecz, to fakt, że jednak nie podzielam zamiłowania Astera i jego lubej do krzyżowania gatunków, więc generalnie, nadmiar szczegółów mi nie posłużył. Trzy, że wciąż zdarza Ci się za bardzo upłynniać granicę tego, co śmieszne, od tego “co ma być śmieszne”. Słowem, między wiele bardzo fajnych, naprawdę zabawnych opisów, błyskotliwych zdań i rzeczywiście śmiesznych scen, wkradają Ci się fragmenty-sucharki – jak ten o Amstrongu dla przykładu – w mojej opinii trochę “śmieszne na siłę”, a w rezultacie budzące raczej niesmak niż uśmiech. Wybacz szczerość.

Technicznie też lekko zgrzyta; jakiś tam zagubione przecinki, błąd w zapisie dialogów – takie tam duperele. Nie jestem jednak osobą kompetentną do rozliczania kogokolwiek z tego typu niedociągnięć, a one same nie przeszkadzają w odbiorze tekstu w ogóle – po prostu je zauważam – więc się nie czepiam.

No, i już, po Burzy. Teraz będę Cienił… Kadził. Zdaję sobie sprawę, że w świetle powyższego mojego wywodu cały komentarz zostanie odebrany jako negatywny, niemniej zdecydowanie taki nie jest i chociaż spróbuję jakoś go zrównoważyć.

Po pierwsze, bardzo fajnie wykorzystałeś i rozwinąłeś pomysł Fifi – wielce zgrabnie Ci to wyszło (pomijając zakończenie). Po drugie, masz lekkie, przyjemne w odbiorze piórko (tylko bez skojarzeń, bo poszczuję sąsiadem; zanudzi na śmierć), ogromne, choć dosyć nietuzinkowe poczucie humoru; nie zawsze trafiasz w mój gust, ale ogólnie mocno na plus, talent do opowiadania historii i bardzo plastyczną wyobraźnię. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś opowiadanie zamknął słowami “A ja tam byłem, chędożyłem, jajo zniosłem i wciąż żyję.”

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nader przypadł mi do gustu Twój swobodny styl, lekkość z jaką prowadzisz narrację. Sama historia jest kompatybilna z owym stylem, więc wszystko ładnie współgra i lektura sprawia frajdę. 

Pomysł interesujący, chociaż muszę przyznać, że ten międzyplanetarny akt nie podziałał na moje zmysły, ale to chyba dobrze ;-). Zakończenie też zabawne. 

Drogi Cienu,

Zdaję sobie sprawę, że w świetle powyższego mojego wywodu cały komentarz zostanie odebrany jako negatywny

W żadnym wypadku. Nawet bez późniejszego cienienia. Kadzenia. Słowa konstruktywnej krytyki nigdy nie mogą być odbierane negatywnie. Szczególnie przez kogoś, kto pisarsko jest jeszcze na etapie nietoksycznych kredek świecowych (coś zdecydowanie zbyt często podkreślam ten fakt. Niechybnie to jakaś forma samodowartościowywania – patrzcie wszyscy! Ledwiem cztery teksty popełnił w życiu, a dwa z nich już w bibliotece… Taaa… Gdzie ja posiałem numer do mojego psychoanalityka…)

 

 Słowem, między wiele bardzo fajnych, naprawdę zabawnych opisów, błyskotliwych zdań i rzeczywiście śmiesznych scen, wkradają Ci się fragmenty-sucharki

Dokładnie tak. Pisał o tym również B.A. Poczucie humoru to naczynie o limitowanej pojemności i jeśli próbuje się posadzić żart w każdym zdaniu (zwłaszcza nie będąc drugim Pratchetem) to w końcu robi się sucho. Lekcja przyjęta i zapamiętana!

A zakończenie… Do chwili, w której przeczytałem komentarze Adama i Twój, nie zdawałem sobie sprawy z tego, iż przegiąłem. To znaczy, logika padła ofiarą śmieszności (lub tego, co miało być śmieszne) w zasadzie celowo, nie sadziłem jednak, iż w efekcie popsuje to efekt i zaszkodzi tekstowi. Nie mówiąc już o tym, że bez owego zakończenia istotnie mógłbym zmieścić się w konkursowym limicie…

Ale nie ma co rozpaczać nad rozlanymi cieczami, warto natomiast zaprzyjaźnić się z instytucją betowania. Następnym razem.

A to, co napisałeś w ramach kadzenia, napawa mnie autentyczną dumą. Czuję się jak wypełniony helem paw…

 

P.S.

Mam jeszcze jeden powód do puszenia się – należę do elitrnego grona tych, którzy poprawnie typnęli Twój postkonkursowy tekst (pięść wznosi się ku niebu w nieuzasadnionym geście triumfu). Choć z Rooms i Morgianą to już mi nie poszło…

 

 

Domek – wielkie dzięki. Opowiadanie miało sprawiać frajdę i niezmiernie się cieszę, że takim właśnie je znalazłeś. Że akt nie podziałał na zmysły? To istotnie, chyba dobrze. Ja też, w przeciwieństwie do bohatera, nie uważam gadów za seksowne. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Ulżyło mi, że tak właśnie odbierasz mój komentarz. I mam nadzieję, że coś on tam wniesie do przyszłości polskiej literatury.

I cieszę się z tego, że mnie trafiłeś w typach chyba bardziej jeszcze, niż Ty sam.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Uśmiałam się! Thargone’ie, masz fantastyczne lekkie piórko i mega zdolność do miksowania symboli popkultury. To się po prostu fajnie czyta. DAWAJ WIĘCEJ! Ekhem…

Jednak zgodzę się z wcześniejszymi komentarzami: po co Ci ta końcówka była?

Ale ogólnie to niewiele dorzucę do konstruktywnej krytyki, bo tu już pozamiatane.:)

A mnie znów ta końcówka się podobała. Lekkie i z humorem. Fajnie wyszło.

Moim zdaniem Twój fanfic jest dużo ciekawszy i sceny erotyczne bardziej do mnie przemówiły niż w oryginale. Może nie jestem zbyt wielkim fanem takich opowieści (nawet jeśli to zoofilia na wesoło), ale humor i dialogi głównego bohatera całkiem Ci wyszły. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Rooms, Morgiano – ogromne dzięki. I cieszę się niezmiernie, że sprawiłem nieco radochy. A końcówka – jaka jest, każdy widzi. Sam uznałem tę scenkę za wystarczająco śmieszną, by olać kompletnie logikę i ślady racjonalizmu. No i byli tacy, którym się podobało, oraz tacy, którym jakby trochę mniej ;-)

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Zaczęłam od tekstu Finkli o kosmicie i ziemiance w rolach głównych, który bardzo mi się spodobał. Jak pomyślałam, że mogłaby ta sytuacja być opisana w odwrotnej konfiguracji, z kosmitka i ziemianinem, wydało mi się to nie do przejścia. Jednak Ty napisałeś to w taki sposób, że było bardzo ciekawie i prawie tak samo dobre jak Finkli:-)

Nowa Fantastyka