- Opowiadanie: Chrypka - Jego Anielskość

Jego Anielskość

Opowiadanie napisane pod wpływem emocji, co zapewne będzie momentami widoczne. Lubię tematykę aniołów, ale moja indiwydualność zawsze doda coś od siebie. Miłej lektury.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

bemik, Finkla

Oceny

Jego Anielskość

Jego Anielskość

By J.M.M.

 

Ostatnio nie wiodło mu się najlepiej. W ogóle mu się nie wiodło. Klient, którego miał strzec, właśnie dołączył do grona najmłodszych Stróżów.

No cóż. Do głowy by mu nie przyszło, że pilnowanie chłopaka na wózku inwalidzkim może być aż tak pracochłonne. Przecież on opuścił go na kilka sekund, tylko tyle, ile potrzebne jest, żeby nagiąć rzeczywistość i sprawić, by gaz ulatniający się ze wszystkich odkręconych palników nie zabił chłopaka. Dopiero nagłe szarpnięcie osobowości uświadomiło mu, co się stało. Siedem pięter i beton. On, Anioł Stróż, nie zdążył.

Sam, zupełnie niedawno, stracił życie i ciągle jeszcze pamiętał jak jego Anioł, z twarzą pełna strachu i pokory, wprowadzał go w długi, świetlisty tunel. Teraz on rozejrzał się niepewnie. Zauważył w końcu swojego Klienta. Stał i już faktem stania był ogromnie zdumiony.

Chłopak uśmiechnął się, kiedy Anioł wyciągnął do niego rękę.

 

**********

Został wezwany do małej sali. Łagodne światło słońca rozpraszało zimno bijące od błękitno – fioletowych ścian.

Czekał.

Chwilami zastanawiał się, co teraz z nim zrobią. Był Aniołem Stróżem, któremu nie udało się upilnować Klienta. Powinien więc zostać ukarany. Nie miał pojęcia, co tutaj robią z kiepskimi Stróżami, chociaż on wcale się za takiego nie uważał. Ten chłopak powinien mieć co najmniej dwóch, albo i nawet trzech Aniołów.

To było jego pierwsze zadanie.

Wciąż jeszcze pamiętał dzień śmierci, wypadek samochodowy, przejście na drugą stronę i zlecenie. Dziwiło go niepomiernie, że nie zapomniał. Pozostawiono mu w pamięci całe ziemskie życie, wszystkie wspomnienia zachowały całą ostrość. To wszystko w nim tkwiło, tak jakby wciąż żył.

Projekcja na jednej ze ścian zaczęła się całkiem niespodziewanie. Kilka migających obrazów, układających się w logiczny ciąg. Dzień z życia jakiejś kobiety.

„Zupełnie nijaka” pomyślał, gapiąc się, jak wstaje z łóżka, przeciąga się, robi sobie kawę. Błysk zainteresowania pojawił się w jego oczach dopiero, gdy skierowała się do łazienki i napełniła wannę.

– Hmm… – wyrwało mu się, kiedy zrzuciła piżamę i weszła do wody.

Dalsze obrazy przedstawiały zwykłą, codzienna rutynę. Praca w biurze, później małe zakupy, po południu siłownia i jeszcze praca w domu. Kobieta, chociaż młoda, najwyraźniej wiodła nudne i spokojne życie. W chwili, gdy pokój znów zalało tylko słoneczne światło, w jego rękach materializowała się czarna, elegancka teczka. I zlecenie.

– Zostałem Aniołem baby! Zaiste to kara! – Uśmiechnął się ponuro.

 

**********

 

Dołączył do niej w biurze. Siedząc na parapecie okna, naprzeciwko niej, przyglądał się swojej nowej Klientce. Miała na imię Dobrochna i musiał przyznać, że nawet pasowało do niej; skromny, szary kostium, łagodny uśmiech, życzliwa przychylność dla kolegów z pracy. Biurowa atmosfera szybko go znudziła, więc zaczął się rozglądać po innych pokojach. Spotkał też i innych Aniołów, ale zgodnie z zasadami nie wolno było im rozmawiać ze sobą. Wymienili tylko grzecznościowe ukłony. Przyjrzał im się uważnie. Byli nudni i szarzy jak ich Klienci.

Dobrochna stała właśnie w korytarzu i rozmawiała z jakimś natrętnym facetem. Mężczyzna miał wyjątkowo niesympatyczną gębę i był niegrzeczny. Anioł uśmiechnął się tylko samymi kącikami ust. Przecież był jej Stróżem…

Przechodząca obok kobieta z kubkiem kawy do dziś dzień nie potrafi wyjaśnić, jak to się stało, że całą zawartość wylała na obcego mężczyznę.

Jego podopieczna z trudem powstrzymała wybuch śmiechu. Facet natychmiast przerzucił swój gniew na bogu ducha winna kobietę, a Dobrochna wróciła do swojego gabinetu. Uśmiech wciąż błąkał się po jej ustach.

– Chwała niebiosom! – powiedział do niej, mimo iż nie mogła go usłyszeć. – Już myślałem, że jesteś taka, jak wszyscy tutaj. Ponury, żywy truposz.

Zdążył obejrzeć już cały budynek. W tym biurowcu większość pracowników miała wspólne pokoje. Same, w zaciszu swoich gabinetów, siedziały tylko ważne osobistości. Postanowił sprawdzić, na czym polega ważność tej młodej kobiety. Tabliczka na drzwiach poinformowała go tylko o imieniu i nazwisku. Nic więcej. Zaczął więc myszkować po gabinecie. Podobało mu się jego gustowne urządzenie. Widać było, że rezydowała w nim kobieta obdarzona dużym poczuciem estetyki. Wszystko tchnęło prostotą, a jednocześnie subtelną elegancją. Kilka teczek leżących na biurku, jakieś rozłożone papiery i wielka księga. Kodeks?

Podszedł do biblioteczki zajmującej prawie całą ścianę. Wszystkie książki były identycznie oprawione, dotyczyły prawa i podobnych zagadnień.

– Prawniczka! No, no nie spodziewałem się – mruczał sobie pod nosem, oglądając uważnie zawartość półek. Powoli obchodził cały pokój dookoła, zaglądając w każdy zakamarek. Trafił też na dyplom. Wisiał na ścianie zakryty liśćmi wielkiej paproci.

– Doktor nauk prawnych! Robi wrażenie… – Zaczął z większą uwagą przyglądać się kobiecie siedzącej za biurkiem. Wciąż jednak nie mógł oprzeć się wrażeniu, jakie wywarła na nim na początku. Nijaka, przeciętna, bezbarwna. Ten szary kostium, te jasne włosy zebrane w ciasny węzeł tuż nad karkiem, okulary. Jedyne, co było w niej warte chwili uwagi to dłonie. Zgrabne, wypielęgnowanie, z długimi palcami. I oczy – patrzące ponad szkłami okularów, były niezwykłe. Duże, złocisto – orzechowe i przenikliwe.

Dzień jednak minął bez żadnych szczególnych wydarzeń. Anioł z ulgą stwierdził, że Dobrochna nie zamierza siedzieć w pracy po godzinach.

Na dole, na parkingu, czekała go kolejna niespodzianka. Pierwsze auto, które zauważył, to czarne BMW M5. Znał się na samochodach i wiedział, co takie autko oferuje właścicielowi. Dobrochna rozmawiała ze strażnikiem, a on podszedł przyjrzeć się z bliska czarnemu Rekinowi, jak nazwano go pieszczotliwie. Ten samochód, mimo grzecznego i statecznego wyglądu limuzyny, miał w sobie niezwykłą moc. Wiedział o tym. Za życia był współwłaścicielem jednej z największych sieci sklepów samochodowych i miał przyjemność prowadzić tego potwora. Jego podopieczna skończyła rozmawiać i skierowała swoje kroki właśnie w kierunku czarnej limuzyny.

– Niemożliwe… – wyrwało mu się kiedy Rekin zamrugał światłami na powitanie. – Kim ty dziewczyno jesteś, że stać cię na takie autko?! Co?

Rozsiadł się wygodnie obok niej. Wewnątrz również prostota i elegancja, czarna skóra, chromowane wykończenia. Deska przypominająca mały komputer.

Coś przykuło jego uwagę. Prędkościomierz. Na liczniku było 350 km, bez standardowego ogranicznika do 250.

Kilka kropelek potu pojawiło się na jego czole.

Dobrochna prowadziła jednak spokojnie. Włączyła płytę z celtycką, łagodną muzyką i, nie łamiąc żadnych przepisów, dojechała do domu. Mieszkała w ładnym, małym domku na przedmieściach, gdzieś w okolicach Morawska. Ogród otoczony był gęstym żywopłotem, wjazd i wejście zamknięte elektroniczną bramką. Mała, sprytnie ukryta kamera pilnowała całej bramy. Na spotkanie, gdzieś z ogrodu, wybiegł pies i chociaż jego powitanie wyglądało jak atak, Anioł uśmiechnął się na jego widok. No bo kto się boi bokserów?

– Chianti! No już ! Uspokój się! – Dobrochna miała miły głos. Ciepły i miękki.

Dom bardzo spodobał się Stróżowi. Wygodnie urządzone wnętrza były po prostu domowe – ciepłe i przytulne.

Dziewczyna, odsłuchując sekretarkę, przygotowywała sobie obiad, a Anioł w tym czasie wyciągnął się na kanapie w salonie. Zaczynało mu się coraz bardziej podobać to nowe zlecenie. Zapowiadało się wygodnie i miło. Zdążył już nawet polubić swoją Klientkę.

 

**************

 

Pierwszy tydzień minął mu na poznawaniu życia Dobrochny. Wciąż uczył się kobiety, której miał strzec, a ona wciąż potrafiła go czymś zaskoczyć. Najbardziej cieszyło go to, że jak na swój tryb życia i typowo siedzącą pracę, była bardzo wysportowana. W piwnicy, obok garażu, miała całkiem nieźle urządzoną siłownię. Trochę zdziwił go widok worków treningowych. Myślał, że może są pozostałością po jakimś mężczyźnie, dopóki nie zobaczył jak ćwiczy, a jako że sam w swoim ziemskim bycie był bardzo zafascynowany sztukami walki, miło spędzał czas ćwicząc razem z nią.

Kolejne jego odkrycie dostarczyło mu wiele radości. Jego podopieczna bowiem, dwa razy w tygodniu, prosto z pracy jechała na basen. A ponieważ był jej Aniołem Stróżem musiał być z nią wszędzie.

I w przebieralni.

I pod prysznicami…

Jedyna rzecz, która go intrygowała to jej samotność. Po bliższym poznaniu przestawała się wydawać taka beznadziejna i nudna. Jeździła świetnym samochodem, miała dom, dobrą pracę i ciekawe zainteresowania. A jednak wydawała mu się przeraźliwie samotna. Jedyne osoby, z którymi utrzymywała bliższy kontakt to Matka i brat. W jej życiu nie było żadnego mężczyzny, żadnych przyjaciół. Wydawało mu się to dosyć dziwne.

 

**********

 

Lato było w pełnym rozkwicie. Siedzenie w klimatyzowanym gabinecie, mimo iż nudziło go okrutnie, było jednak o wiele przyjemniejsze od włóczenia się po mieście, gdzie rozżarzone wręcz powietrze nie pozwalało oddychać. Dobrochna pracowała właśnie nad jakąś ugodą dla firmy, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i w tej chwili Anioł poczuł tępe uderzenie w tył głowy. Natychmiast odwrócił się i zanim zdążył przyjrzeć się niespodziewanemu oprawcy, jak grad posypały się następne ciosy. Dopiero po chwili otrząsnął się i zaczął bronić. Zdołał jakoś utrzymać gardę i uniknąć kilku kolejnych uderzeń, dzięki czemu mógł się przyjrzeć przeciwnikowi. Nie zdziwił go widok małych rogów wyrastających z czoła. Tak zaatakować mógł tylko Diabeł. A skoro miał rogi to znaczy, że miał już niemałe doświadczenie i stał wysoko w hierarchii Złych, Szatanów i Kusicieli. On, Anioł, nie miał jeszcze nawet skrzydeł…

Szybko przyjrzał się Szatanowi. Chciał ocenić swoje szanse w tym pojedynku o dusze.

Wstępnie były nikłe…

Zły bezceremonialnie poniewierał nim po całym gabinecie, a jego próby oporu, czy nawet nieliczne udane ataki przyjmowane były z uśmiechem. Podczas tej dzikiej walki, ze strzępów rozmowy Dobrochny, która nawet nie zdawała sobie sprawy z dramatu, jaki właśnie rozgrywa się w jej gabinecie, dotarło do Anioła tylko to, że z kimś się umówiła. Podała swój adres e-mailowy i tak kazała się kontaktować, zabraniając wszelkich telefonów do siebie.

Przecież w takiej rozmowie nie było jeszcze nic złego, więc skąd ten atak?

Wtedy prawy prosty chyba złamał mu nos. To go zdenerwowało na tyle, że bez wahania, szybko i dosyć podstępnie zaatakował diabła.

– Ciekawe czy masz jaja, bydlaku!

Silne kopnięcie między nogi i stłumione stęknięcie zwijającego się z bólu Złego, potwierdziło, że ma. Anioł wykorzystał chwilę przewagi i wymierzył kolejnego kopniaka prosto w skroń klęczącego Diabła. Normalnie taki cios mógłby spowodować szybką śmierć. Jego wielkiego przeciwnika ledwo ogłuszył. Anioł szybko przyklęknął i z całej siły uderzył łokciem w twarz. Zły upadł na plecy i nagle zaczął się rozpływać, aż w końcu zniknął. Wciąż jednak w gabinecie brzmiał szyderczy śmiech.

 

**********

 

Przez dwa dni Anioł nie mógł się otrząsnąć z tego nagłego ataku. Słyszał o przypadkach, kiedy Zły bezpośrednio atakował Anioła. Robił to tylko wtedy, gdy w grę wchodził duży grzech. Duży i popełniony w pełni świadomie.

Wciąż przyglądał się swojej Klientce i wciąż nie mógł tego zrozumieć. Nie miał wglądu do jej świadomości, nie mógł czytać w jej myślach. Był na to za młodym i zbyt niedoświadczonym Aniołem. Wciąż coś mu nie pasowało.

Dobrochna? Wykształcona, młoda kobieta, spokojna i miła miałaby świadomie popełnić jakąś zbrodnie?

Bo tak agresywny atak Szatana mógł nieść za sobą tylko jakąś ciężką zbrodnie.

Niemożliwe…

 

**********

 

Przypomniała mu się czarna teczka. Odszukał ją i korzystając z tego, że jego podopieczna śpi, zaczął przeglądać zgromadzone tam dokumenty. Nie powiedziały mu jednak nic więcej ponad to, co sam wiedział. To była tylko charakterystyka jej osoby. Wciąż myślał o dzisiejszym ataku Diabła na swą osobę.

 To, że jeszcze nie został zlikwidowany, zawdzięczał tylko swojej pasji i zamiłowaniu do walk, które z zapałem trenował w swoim ziemskim życiu. Może dlatego pozostawiono mu pamięć….

Aniołowie mieli strzec duszy i ciała i to właśnie w walce o dusze oddawali swoje życie najczęściej. Nie ginęli w dosłownym sensie, bo przecież nikt nie umiera dwa razy.

Zły wysyłał ich w potężna i przerażającą pustkę.

W Niebyt.

 

*********

 

Z napiętą do granic możliwości czujnością, przyglądał się porannej krzątaninie Dobrochny. Postanowił, że nie da się zaskoczyć Złemu tak, jak ostatnio. Również w samochodzie i w pracy ani przez chwilę nie przestawał być czujny. Jednak nic się nie wydarzyło. Na razie był spokój. Anioł jednak był tak przygnębiony całą tą sytuacją, że nawet wizyta na basenie nie poprawiła mu humoru. Siedział naburmuszony obok swojej Klientki, kiedy wracali do domu. To nie był jego dobry dzień. Jego beztroska szybko się skończyła. Teraz rozumiał, że to faktycznie mogła być kara. Jak ma pilnować jej duszy? Dlaczego nikt go o tym nie uprzedził? Z drugiej jednak strony zastanawiał się, czy to nie było tak właśnie zaplanowane. Być może od początku miał zostać jej Stróżem, a jedynym argumentem za tym przemawiającym, była jego pamięć. Zostawiono mu nie tylko wspomnienia, ale przede wszystkim umiejętności. To one pozwalały mu stawić czoło Diabłu i nawet czasami, przez krótkie sekundy, uzyskiwać przewagę. Postanowił trochę więcej potrenować.

 

**********

 

Wieczorem leżał wyciągnięty na kanapie w salonie. Dobrochna obok pracowała przy komputerze. Zdążył zauważyć, że odbiera pocztę, kiedy nagle poczuł gęstniejące powietrze i delikatne igiełki wbijające mu się w kark.

Zły!

Nagle cały świat zawirował mu przed oczami i otoczyła go ciemność. Ten drań wywrócił go razem z kanapą!

 Postanowił się nie ruszać i poczekać, aż Diabeł zainteresuje się jego osobą.

Chwile później kanapa z trzaskiem odskoczyła na swoje miejsce, a Anioł wykorzystał ten moment, by zaatakować. Po pierwszych kilku skutecznych uderzeniach zrozumiał, że nie ma zbyt wielu szans, by z tej potyczki wyjść cało. Diabeł szybko pokazał mu swoją siłę i precyzję w zdawaniu ciosów. Twarz Stróża powoli zaczynała przypominać czerwoną plamę. Krew kapała z rozciętego łuku brwiowego i wargi. Jednak był zbyt uparty, by tak po prostu dać mu wygrać.

Dobrochna, dla której cała ta krwawa walka po prostu nie istniała, przeszła spokojnie między nimi i poszła do kuchni. Anioł przelotnie spojrzał na monitor komputera, na otwarty właśnie list. Zlecenie zabójstwa. Dane personalnie i zdjęcie jakiegoś mężczyzny. To nie może być prawda!

Niespodziewane, potężne kopniecie pod kolana ścięło Anioła z nóg, zmuszając do klęknięcia. Kątem oka dostrzegł błysk miecza, który nagle zmaterializował się w dłoni Diabła.

– Ostateczne starcie? Chciałbyś uciąć mi głowę? Nic z tego!

Zebrał się w sobie i szybko przeturlał pod ścianę i rzucił w Złego stojącym tam krzesłem. Zyskał tylko chwilę i nie zdążył się jeszcze całkiem podnieść. Przyklękał, kiedy Diabeł z triumfalnym uśmiechem podchodził do niego trzymając prosty miecz w opuszczonej ręce.

– Nie tym razem, mój Diable! – wysyczał przez zęby.

Wyczekał cierpliwie, aż Diabeł stanie na niewielkim dywanie, leżącym obok kanapy. Silne szarpnięcie sprawiło, że Zły stracił równowagę i runął na podłogę. Stróż podbiegł i przygniótł Diabła kanapą tak, jak on jego wcześniej. Oparcie uwięziło rękę Złego, w której był miecz. Palce odruchowo go puściły, co natychmiast wykorzystał Anioł i zabrał leżącą na podłodze broń. Równocześnie zelżało uczucie napięcia. Zły zniknął równie nagle jak się pojawił. Anioł został sam. Wciąż trzymał w dłoni miecz Diabła. Znowu mu się udało. Zaczynał się zastanawiać, dlaczego mu tak łatwo idzie. Diabeł mógł go załatwić już za pierwszym razem, tymczasem miał wrażenie, że on po prostu się z nim bawi.

 

***********

 

Noc minęła spokojnie. Anioł spędził ją, nie wypuszczając miecza z ręki. Była to dosyć niezwykła broń. Wyglądała jak katana. Anioł miał do czynienia z takimi mieczami. Lubił je i nawet całkiem dobrze sobie z nimi radził. Zastanawiał się przez chwilę z jakiego stopu jest wykuta. Klinga była doskonale czarna i sprawiała wrażenie, jakby pochłaniała otaczające ją światło. Do tego była świetnie wyważona. Idealnie leżała w dłoni.

Siedział na łóżku Dobrochny i wpatrywał się w jej twarz. Pogodną, lekko uśmiechniętą twarz kobiety, której strzegł. Boże! Przed czym? Miał strzec jej ciała, gdy planowała morderstwo? Gdzie sens? Miał chronić ją przed wypadkiem, gdy ona odbierze życie innemu człowiekowi? A jak ma chronić jej duszę? Czy ona w ogóle ją posiadała?

Poruszyła się niespokojnie przez sen, zmarszczyła czoło. Anioł łagodnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i położył się obok niej.

– Nie wiem, co robić. Nie wiem, jak postępować. Pomóż mi Panie! – prosta modlitwa Anioła popłynęła gdzieś w ciszę.

 

*************

 

Ostatni dzień w pracy. Piątek. Anioł Stróż z ponurą miną siedział na parapecie i tępo wpatrywał się w Klientkę. W poprzek kolan leżał zdobyczny miecz. Postanowił się z nim nie rozstawać. Około południa poczuł znajome kłucie w kark. Spokojnie położył dłoń na rękojeści katany, ale Zły nie zaatakował. Zmaterializował się tylko na skórzanej kanapie i z bezczelnym uśmiechem gapił się na Anioła.

Dobrochna wyjęła swój telefon komórkowy.

– 3008 – powiedziała bez żadnych wstępów, kiedy połączyło ją z wybranym numerem – Nie, standardowo, wypożyczenie – dodała po wysłuchaniu drugiej strony – Nie znam terenu. Potrzebuję dobrą snajperkę, niech będzie Beretta M82, ma duży zasięg i coś małego, najlepiej też Berettę. Niech będzie Cougar. Odbiór tak, jak zawsze.

Diabeł siedział dalej na kanapie, nic sobie z nie robiąc z konsternacji Anioła. Ten zastanawiał się poważnie, czy zaatakować teraz, czy poczekać jeszcze. Miecz dawał mu ogromna przewagę. Szermierzem też był nie najgorszym. Zły zniknął jednak równie nagle, jak się pojawił.

 

************

 

W sobotę rano Dobrochna spakowała mała torbę podróżną, z szafy zabrała jakieś ubranie zawinięte w wielki worek i zaniosła do samochodu. Zadzwoniła do brata, by zaopiekował się psem i domem podczas jej nieobecności.

Kiedy ruszyli, drogi były jeszcze zupełnie puste. Dobrochna pozwoliła więc sobie na odrobinkę szybszą jazdę. Anioł musiał przyznać, że świetnie prowadzi. Jechała spokojnie i opanowanie. Zresztą samochód był idealny i w zasadzie sam się prowadził. Stróż przez chwile siedział z przodu i przyglądał się pracy komputera pokładowego, lub strzałce licznika, czasami zbliżającej się do 180km/h. I tak uważał to za ogromne ryzyko, biorąc pod uwagę nawierzchnie dróg.

W końcu przeniósł się na tylne siedzenie. Płynący z głośników łagodny śpiew Enyi powoli go uspokajał, jednak ani przez chwile nie tracił czujności. Wciąż nie rozstawał się z mieczem Złego. Miał dziwnie przeczucie, że ta broń jest ważna. I dobrze, że to on ją ma.

Dojeżdżali do przejścia granicznego w Słubicach. Celnik zatrzymał samochód i w tym momencie obok Anioła pojawił się Diabeł. Zdążył tylko wyszczerzyć zęby, kiedy Stróż chwycił jego głowę i uderzył kilkakrotnie o szybę.

W tym czasie Dobrochna, wciąż nieświadoma dramatycznej walki, jaka miała miejsce za jej plecami, podała paszport celnikowi.

– Tak, sukinsynu! – powiedział Anioł, nie przestając tłuc zaskoczonego Diabła – Wiem, że ma fałszywy paszport! A teraz zabieraj się stąd! – mówiąc to uderzył go łokciem w miejsce, gdzie u ludzi jest splot słoneczny. Widać u Diabłów też, bo Zły nagle zaczął się dusić i próbował łapczywie złapać oddech. Chwilowa niemoc przeciwnika wystarczyła Aniołowi na to, by otworzyć drzwi i wykopać diabła ze środka samochodu dokładnie w chwili, gdy ten ruszał.

– Spadaj, Diabełku! – powiedział jeszcze, zatrzaskując drzwi.

 

*************

 

Zatrzymali się w Berlinie. Duży hotel w ruchliwym centrum miasta pozwalał pozostać całkowicie anonimowym, a na tym Dobrochnie zależało najbardziej. Apartament na najwyższym piętrze, do którego ją zaprowadzono, był dosyć szykowny. Anioł nawet nie myślał, ile może tu kosztować doba.

Drzwi do sypialni były szeroko otwarte. Na olbrzymim łóżku leżała czarna podłużna torba, a za nią, z cygarem w dłoni Diabeł. Bezczelny i pewny siebie, tak jakby już wygrał całą tę walkę.

– Nie oddam ci jej tak łatwo! – krzyknął Anioł i z cichym szelestem wyciągnął miecz.

Jednak tym razem Diabeł po prostu rozpłynął się. Anioł stał przez chwilę z wyciągniętym przed siebie mieczem, ale w końcu opuścił go zrezygnowany.

Dziewczyna zamknęła się w łazience. Stróż przysiadł na parapecie i wpatrywał się w miasto. Trochę zaczął się niepokoić przedłużająca się wieczorną toaletą swojej Klientki. W końcu Dobrochna wyszła, a jej widok trochę go oszołomił. Wyglądała inaczej. Zupełnie inaczej.

Rozpuszczone włosy w miękkich falach spływały na plecy, otulając jej nagie ramiona. Twarz, bez okularów, za to z wyraźnym makijażem nabrała zupełnie nowego blasku. Anioł po prostu gapił się na nią, wcale nie ukrywając ani zaskoczenia, ani zachwytu.

To nie była jego Klientka, szara biurowa myszka, tylko pewna siebie, piękna kobieta. Całości dopełniała jej suknia. Ciemnozielona, prosta, a jednocześnie szalenie wytworna, a do tego szeroka peleryna z identycznego materiału ze złotą podszewką. Blasku dodawała jej szmaragdowa biżuteria. Zapowiadało się widać wielkie wyjście.

Zanim jednak wyszli, Dobrochna wyjęła mały pistolet i schowała do torebki, wielką torbę zaś dokładnie zamknęła. Spojrzała ostatni raz na zdjęcie mężczyzny, zabrała torbę i zeszła do samochodu.

 

***************

 

Sala bankietowa wypełniona była już gośćmi. W Anioła natychmiast uderzyła atmosfera ciężkiego i dusznego… Zła? Okrucieństwa?

Nie musiał nawet za bardzo się rozglądać za jej źródłem. Ogólny widok sali po prostu go poraził.

Tak jak on, Anioł Stróż, był tu ze swoją Klientką, tak za większością ludzi zebranych tutaj stały Diabły. Diabły Stróże?

Na coś takiego był po prostu nieprzygotowany. Ze zdumieniem przyglądał się ludziom i krążącymi wokół nich Złymi. Wielu z nich przepychem strojów przyćmiewało swoich podopiecznych.

– Ale cyrk! – pomyślał Anioł, kiedy przepychali się między tłumami.

Samotna, piękna kobieta od razu zwróciła na siebie uwagę gości.

Samotny Anioł również…

Teraz dopiero zaczął się zastanawiać, o co tutaj chodzi? Jak na dłoni miał widok na wielkich przestępców tego świata, bo co do ich profesji nie miał wątpliwości. Oni przybyli tutaj wraz ze swoimi Szatanami. Tymczasem Dobrochna, płatny morderca, ma Anioła?

Gdzie tu sens?

 

**********

 

Podeszli do sporego, okrągłego stołu. Wśród siedzących mężczyzn był i ten ze zdjęcia. Nie tyle jego widok zaskoczył Stróża, co widok jego Diabła. A w zasadzie Diabłów. Wśród nich był również jego znajomy. Zdecydowanie czuł się nieswojo w tym towarzystwie. Spoconą ręką ściskał katanę. Jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że z tą zgrają Diabłów nie ma najmniejszych szans. Dobrochna myślała chyba podobnie, bo rzuciła tylko przelotne spojrzenie swojej przyszłej ofierze i poszła dalej. Zatrzymała się przy barze, skąd miała dobry widok na całą salę. Stróż przysiadł obok na stołku i równie zainteresowany przypatrywał się tej zbieraninie.

Wypatrzył raptem trzech Aniołów. Wszyscy byli szarzy i bardzo wystraszeni.

Jego Klientka spokojnie sączyła drinka. Anioł tymczasem przyglądał się Diabłom. Najmniejszy z nich i tak był większy od niego. Powoli zaczął się już oswajać z myślą o wieczności spędzonej w Niebycie, gdy nagle Dobrochna odstawiła szklankę. Obok Anioła natychmiast pojawił się znajomy Diabeł, ale nie zaatakował. Jego podopieczna postanowiła nagle opuścić to przyjęcie. Zły z nonszalanckim uśmiechem odprowadził ich aż do samego wyjścia. Anioł z trudem powstrzymał się od trzaśnięcia go w tą zarozumiałą gębę.

 

**********

 

Dobrochna siedziała w samochodzie, bębniąc palcami w kierownicę.

Anioł również myślał. Głównie o tym, dlaczego jest Stróżem zabójcy.

 

**********

 

Doszedł do wniosku, że więcej atrakcji tego wieczoru już nie będzie, a jedyne co ich czeka, to powrót do hotelu.

Stało się jednak zupełnie inaczej. Dobrochna gwałtownie ruszyła, ale daleko nie pojechali. Dziewczyna wjechała na parking, znajdujący się jakieś dwieście metrów od Hotelu, gdzie odbywało się przyjęcie.

Ciemnie szyby samochodu pozwoliły jej bez przeszkód zmienić ubranie. Wieczorowa suknia został szybko zastąpiona czarnymi spodniami, wąskim podkoszulkiem i również czarną koszulą. Dobrochnie zaczęło się bardzo spieszyć z wykonaniem tego zlecenia. Anioł domyślał się już, co chce zrobić. Salę bankietową można było opuścić tylko przez główne wejście, przed którym stała również cześć samochodów. Reszta była odprowadzana na pobliski parking.

Wyszli z samochodu.

Jego Klientka zabrała z bagażnika torbę. On wciąż nerwowo ściskał rękojeść diabelskiego miecza.

 

***********

 

Szybko znaleźli się na dachu budynku stojącego naprzeciwko głównego wyjścia z Hotelu.

Dobrochna zajęła się składaniem swojej snajperki. Anioł z podziwem patrzył na jej wprawne i pewne ruchy. Nie robiła tego pierwszy raz. Beretta miała przyczepioną plastikową etykietkę, której dziewczyna starała się nie uszkodzić. Było to coś w rodzaju metki informującej, że broń należy do jednostki GROM.

Anioła już nic nie dziwiło.

Kobieta skończyła przygotowania. Położyła się przy broni z palcem na spuście, nie odrywając oczu od celownika.

Na znajome uczucie napięcia Anioł nie musiał długo czekać.

Tym razem przybyło ich dwóch. Obok znajomego już Diabła pojawił się również olbrzym, który stał tuż za plecami ich ofiary.

Ich ofiary! Jak mógł być tak ślepy! Nagłe olśnienie spłynęło na Anioła równocześnie z atakiem dwóch Diabłów.  

Mimo, iż siły obu Złych zdecydowanie przewyższały możliwości Anioła, nie cofnął się przed nimi.

Z Hotelu powoli zaczęli wychodzić ludzie. Dobrochna nieruchomo leżała przy broni. Prawie nie oddychała.

Anioł walczył, wywijając wprawnie kataną. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. W końcu wszystko zrozumiał.

Przecież on walczy ze Złem!

Dobrochna walczy ze Złem.

Oboje są po tej samej stronie!

„Cel uświęca środki” teraz do niego dotarła trafność tego powiedzenia.

Walka trwała nieprzerwanie. Szybka wymiana ciosów i pchnięć do niczego nie prowadziła. Jednak Anioł wiedział już, że nie musi być w porządku, że może wyrzucić całą swoją szlachetność i wyrozumiałość. Liczył się wynik tej walki, a on nie zamierzał przegrać.

Choćby i po trupach….

Ludzie przez chwilę przestali wypływać z wyjścia.

Dobrochna przestała oddychać.

Anioł przyspieszył walkę stawiając wszystko na jedna kartę.

Mniejszy z Diabłów zginął przez przypadek, potknął się w chwili ataku i w zasadzie sam nadział się na miecz. Jęk znikającego Złego na chwilę rozproszył Anioła. Cichy świst czarnej klingi miecza i palący ból w lewym ramieniu szybko sprowadził go na ziemię. Zły też nie zamierzał walczyć uczciwie. Przewyższał Anioła i masą i siłą, więc przez dłuższą chwilę Stróż po prostu obrywał.

Diabeł bawił się zadając mu małe rany końcem swojej katany. Anioł tracił siły i coraz wolniej się bronił. Kiedy kolejny cios, tym razem pięścią, powalił go na dach, w ręce wpadł mu kawałek leżącego tam sznura. Anioł złapał go i jedyne co mu przyszło do głowy, to zabawy biczem w dzieciństwie. Nie wiedział, czy jeszcze pamięta stare sztuczki, ale co mu pozostało? Zaryzykował.

Sznur ze świstem owinął się wokół ręki Diabła. Silne szarpniecie spowodowało, że nie spodziewający się takiego ataku Zły, zrobił kilka kroków do przodu. Znalazł się na tyle blisko, by Anioł szybkim pchnięciem mógł zatopić mu ostrze miecza w brzuch.

 Dokładnie w tym samym czasie padł strzał.

 

**********

 

Anioł pozbierał się i podszedł do Dobrochny, szybko pakującej broń. Uśmiechnął się do niej.

– Dobra robota, maleńka!

 

**********

 

Siedział w jej samochodzie na tylnym siedzeniu. Teraz już wiedział dlaczego tu trafił i czego od niego wymagano. Na świecie wciąż Zło walczyło z Dobrem.

Obie strony już dawno przestały przebierać w środkach.

Przecież cel je uświęca.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Na razie przeczytałam gdzieś do połowy i muszę przerwać. Ale zapowiada się ciekawie.

Babska logika rządzi!

Ja za jednym zamachem doleciałam do końca. Ciekawe opowiadanie, fajnie skonstruowane. Tu pogubiłaś ogonki: Potrzebuje dobra snajperkę,

Daję bibliotekę, choć według mnie nie wycisnęłaś wszystkiego z tematu. Walka dobra ze złem odbyła się tutaj jakby tylko na płaszczyźnie”fizycznej”. Brakuje mi tutaj “metafizyki”, bo nawet anioły z diabłami naparzają się “realnie”.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No, dalej też było ciekawie. Tylko końcówka wydaje mi się odrobinę rozwodniona i łopatologiczna.

Anioł spędził ją nie wypuszczając miecza z ręki.

Przecinek po “ją”. Chyba powinnaś dopracować interpunkcję.

nienajgorszym => nie najgorszym

Dobrochna spakowała mała torbę podróżną, z szafy zabrała jakieś ubranie zapakowane w wielki worek

Powtórzenie. Literówka.

Babska logika rządzi!

Och, ta interpunkcja. O koszmary nocne mnie przyprawia, aż skóra cierpnie. Popracuję nad nią, obiecuję. I dziękuję za komentarze. 

O, ja lubię angel fantasy. Podobało mi się, choć rzeczywiście, brakowało mi anioł vs. demon na płaszczyźnie innej, niż fizycznej. Jakieś przepychanki słowne choćby się przydały. Ale i tak, tekst czyta się szybko, bohaterka fajna, imię śliczne, miałbym córkę, pomyślałbym nad takim nawet ;) No i idea Diabłów Stróży – nice!

A ja mam mieszane uczucia. Nie pasuje mi ten ludzki anioł, ani jego z diabłem zapasy. Strasznie przyziemne, mimo iż ponoć nieziemskie. Panna, co pracuje w biurze, jeździ wypaśną bryką, a w wolnym czasie odwala “dobrą acz mokrą” robotę tez jakaś taka szemrana. Bo po co w tym biurze, ha? Bo jeśli konspiracyjka, to raczej nie powinna takim samochodem się rozbijać, a skoro już się rozbija, to udawanie zwykłego prawnika po co?

I kiedy aniołek z diabłem się biją, kiedy przewracają meble, kiedy otwierają drzwi samochodu, kiedy aniołkowi z nosa krew kapie… to laseczka/spec od spec służb jak mniemam, nie zauważa nic? Krew anielską jeszcze mogę zrozumieć, ale drzwi w samochodzie?

Tiaaa… mieszane mam uczucia, ale pewnie dlatego, że w moich wizjach anioły nie naparzają się z wysłannikami piekła.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Oj, Emi, czepiasz się. Panna może oficjalnie dorabiać jako doradca GROM-u. Albo MON-u. Albo… A jeśli zlecenia stanowią fuchę całkiem na czarno, każdy pracodawca myśli, że to u tego drugiego kasę trzepie…

Babska logika rządzi!

Nawet nie wiecie, jak ogromną przyjemność sprawiają mi Wasze komentarza :-) Jestem już na tyle dużą dziewczynką, żeby wiedzieć, że nie da się zadowolić swoją twórczością wszystkich, że świat postrzegamy inaczej, że inaczej działa nasza wyobraźnia etc, etc… ALE to, że w komentarzach pojawia się nuta sporu, to znaczy, że są emocje! Dla mnie – najlepszy komplement :-)

Dziękuję!

Rozpuszczone włosy w miękkich falach spływały na plecy, otulając jej nagie ramiona.

<> jeśli na plecy, to nie otulały ramion. Jeśli otulały, to nie tylko na plecy – ale ciekawe, co mogło je utrzymywać na linii ramion, ale już [poza nimi.

Twarz, bez okularów, za to z wyraźnym makijażem [.+] nabrała zupełnie nowego blasku.

Anioł po prostu gapił się na nią, wcale nie ukrywając ani zaskoczenia, ani zachwytu.

<> Nie ukrywał? No to przekreślone słowo zbędne.

Całości dopełniała jej suknia. Ciemnozielona, prosta, a jednocześnie szalenie wytworna, a do tego szeroka peleryna z identycznego materiału ze złotą podszewką. Blasku dodawała jej szmaragdowa biżuteria.

<> najpierw definicje:

peleryna ż IV, CMs. ~nie; lm D. ~yn

1. szerokie okrycie wierzchnie zapięte pod szyją, nie mające rękawów

Długa, obszerna peleryna.

Futrzana, nieprzemakalna peleryna z kapturem.

Nosić, zarzucić pelerynę.

pelerynka ż III, CMs. ~nce; lm D. ~nek

1. zdr. od peleryna

[…]

2. krótka narzutka bez rękawów okrywająca plecy, ramiona i piersi

Pelerynka z norek.

Teraz zapytanie: jakim cudem włosy otulały – o ile otulały, o czym było wcześniej… – nagie ramiona, skoro Dobrochna miała na sobie pelerynę?

Drugie pytanie: komu dodawała blasku szmaragdowa biżuteria? Czy na pewno pelerynie, do której odsyła zaimek?

~~~~~~

To tak dla dopingu, Autorko.

~~~~~~~~~~

A opowiadanie czytałem, w sumie, ze sporą przyjemnością.

Początkowo spodziewałem się historii, w której anioł stróż zakochuje się w pilnowanej przez siebie panience, więc to klawo, że tak nie było.

Kilka uwag:

Katana jako broń anioła/diabła? Pomijam osobiste moje preferencje, to zupełnie inny krąg kulturowy, dodatkowo nie jest to najlepsza broń do walki bez pancerzy i w zamkniętych przestrzeniach. Tyle pragmatycznie, jeśli metafizycznie, to miecz będący symbolem chrześcijaństwa przez ile wieków też pasowałby lepiej. Dodatkowo, napisanie “miecz” daje ci wytrych – każdy wyobrazi sobie taki, jaki mu pasuje i po sprawie.

Barrett M82, nie Beretta, to są dwie różne firmy.

Barrett to broń przeciwsprzętowa, nie stosuje się przeciwko żywym celom. Tutaj proponowałbym zastosowanie podobnego wytrychu, jak przy broni, czyli “karabin/karabinek snajperski”, to dużo lepsze rozwiązanie.

Beretta Cuguar nie jest na tyle mała, by się mogła zmieścić w kopertówce raczej, podobny wytrych “damski pistolet”, lub “mały pistolet” coś takiego.

 

Scena walki ostatnia trochę kuleje, jak się w końcu zgubiłem, kto ma miecz, czemu walą się po pyskach pięściami i tak dalej.

 

Ogólnie – podobało mi się, ciekawy pomysł, fajnie się czyta :)

//generic funny punchline

Dziękuję za ostatni wnikliwy komentarz, pozwolę sobie jednak na malutką polemikę ;-).

Po pierwsze to moje anioły/diabły, które wykreowałam w swojej wyobraźni więc będą walczyły tym, co włożę im w ręce :-). Dziś walczą katanami. Jutro dziubać się marchewkami po oczach. Wybór katany był celowy, między innymi dlatego, żeby przełamać ten schemat miecz-anioł-chrześcijaństwo. Bo oblatany jest i trochę trąci myszką :-).

Co do Baretty i Beretty to się zgadzam. Natomiast co do Beretty i kopertówki… Ja wiem, że mężczyznom przed oczami staje coś niewiele większe od portmonetki, spieszę z wyjaśnieniami: kopertówka może mieć i takie wymiary, że i dwie Beretty wsadzisz do środka, a poza tym, dzięki temu, że te większe kopertówki są miękkie, możesz sobie nawet strzelać nie wyciągając broni  z takiej torebki. No ale wtedy nie byłoby efektu ;-)

Ostatnia scena walki… za szybko działa się w mojej wyobraźni i nie nadążałam z przelewaniem jej na papier ;-) 

Wszystko zrozumiem, ale katanę? On ponoć umiał walczyć, to broń jakąś by wziął, a nie ozdobę kominkową :(  

//generic funny punchline

A katana to nie broń? Nie znam się, ale Japończycy mieli świra na punkcie tych mieczy. Podobno ostre były. Naprawdę to takie barachło?

Babska logika rządzi!

Nie tyle barachło – to jest dobra broń generalnie,  ale – nie aż tak niesamowicie magiczna, jak amerykanie ją w popkulturze obrazują. Ot, broń, po prostu, ma swoje zalety, ma swoje wady. Ostre generalnie były, ostrzejsze przeciętnie od europejskich mieczy, bo były ze stopu z większą ilością węgla, toteż stal była twardsza, dało się ją bardziej naostrzyć. Ale miała też swoje wady – mniej odporna na kruszenie, łamanie i tak dalej. 

Mit niesamowitości katany bierze się między innymi stąd, że w Japonii stal była niesamowicie rzadka, spływa tam z jednej świętej góry, w formie papki, z którą potem się trzeba koszmarnie pieścić, by zrobić z niej kiepskiej czystości żelazo. Stąd te metody kucia stali, które zajmowały np. rok i tysiące przekuć. 

Ale to chyba temat na inną rozmowę i nie powinniśmy Chrypce zaśmiecać tematu :) Jeśli zrobi się jakiś osobny temat, to chętnie o broni poopowiadam, jakby ktoś miał jakieś pytania. 

//generic funny punchline

Jak dla mnie, zaledwie takie sobie.

Czytelnika pewnie mała zaskoczyć przemiana prowadzącej podwójne życie bohaterki, a atrakcję zapewnić rękoczyny Anioła i Diabła. Przykro mi, bohaterka mało ciekawa, bójki jeszcze mniej.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka