- Opowiadanie: Emtri - O Mojmirze

O Mojmirze

Po raz kolejny dziękuję betom. Werweno, Tobie w szczególności ;).

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

O Mojmirze

Targ był tego dnia wyjątkowo zatłoczony. Żeby to wszyscy diabli wzięli i wsadzili sobie w rzyć, pomyślał Mojmir rozsierdzony. Z trudem przeciskał się przez falujący, woniejący potem i rybami tłum. Ktoś wepchnął mu łokieć między żebra, ktoś inny nadepnął na stopę.

Mojmir warczał pod nosem przekleństwa pod adresem wszystkich straganiarzy, ich klientów i Sławy, która posłała go po sprawunki. Sama od kilku dni bez przerwy pracowała nad suknią ślubną dla swojej siostry, uroczej dziewczyny o słusznych kształtach i krągłościach we właściwych miejscach, a i w kilku dodatkowych także. Sława w ostatnim momencie postanowiła, że suknia będzie wyglądać zupełnie inaczej niż zakładała. Tego ranka, z promiennym uśmiechem przekroczyła próg kuźni, gdzie Mojmir pracował nad kolczugą, dla królowej wiecznie białej krainy – Eternix . Kolczuga ta składać miała się ze stalowych kółek, wymodelowanych tak, by przypominały płatki śniegu. Pomysł był karkołomny, ale jeżeli na kontynencie istniał kowal mogący podołać temu wyzwaniu, to był nim właśnie Mojmir. Sława skorzystała z tego, że przyjaźniła się z nim od wielu lat, znała jego talenty, skłonność do próżności, a także dobre serce, uległe na błagania i czułe na poczucie winy. Sprawnie manewrowała między tymi właściwościami Mojmirowego charakteru – miała w tej materii spore doświadczenie. Do swojej pracowni wróciła odprowadzona przez kowala, gnającego na targ po złocone koronki i inne drobnostki, których jej zabrakło.

– Nigdy więcej – wymamrotał Mojmir, próbując dopchnąć się do handlarza, mającego największy wybór jedwabnych nici, z którego w zastraszającym tempie znikały akurat te złocone. – A mówią, że bieda w królestwie.  

Zajęty próbą wepchnięcia się między mężczyznę o gabarytach niedźwiedzia i wcale nie skromniejszym owłosieniu, a obściskującą się parę, która z niewiadomych powodów postanowiła okazywać sobie uczucia w tym nietypowym miejscu, nie zwrócił uwagi na dreszcz biegnący mu po plecach. Poczuł przyjemną woń przebijającą się przez naturalny fetor nadmorskich targów. O dziwo, nie był to zapach świeżych bułek, ziół, czy egzotycznych owoców, które z reguły dodawały otuchy nozdrzom interesantów targu. Był to zapach kwiatów. Kwiatów nie sprzedawanych już o tej porze roku. Konwalii.

– Weźże ją, smarkaczu, pod pachę i zaprowadź do stodoły ojca, skoro się nie wzbrania i zleźże z drogi – mruknął kowal, popychając młokosa tak, że jeszcze bardziej naparł na rozchichotaną dziewczynę. Sam wypatrywał źródła zapachu.

– Mój ojciec nie ma stodoły – odpowiedział młodzian, szczerząc bezczelnie niezbyt równe zęby i wrócił do przerwanych czynności, nie przesuwając się nawet o milimetr.

 Wśród ogorzałych słońcem twarzy mignęła istota o licu tak bladym, że niemal białym. Mojmir zatrzymał się, zapominając o niciach. Wzrok utkwiony miał w nieznajomej, niemal lśniącej wśród pokrzykującej gawiedzi. Jej jasne włosy poruszały się lekko, unoszone przez wiatr znad wody. Rozglądała się jak gdyby szukała czegoś. Przez bardzo krótką chwilę zatrzymała wzrok na Mojmirze. Duże, okrągłe oczy o dziwnym, ni to niebieskim, ni szarym kolorze, przypominającym nieco barwę nieba przed burzą, zabłysnęły cieniem uśmiechu. Poprawiła wisior, znikający pod lekko przeźroczystą sukienką i posłała kowalowi spojrzenie spod długich rzęs. Wyraz twarzy miała niewinny, ale było w tym geście coś nieprzyzwoitego. A potem zniknęła. Tak szybko jak się pojawiła. Ulotnił się też zapach kwiatów, co Mojmir odczuł równie boleśnie.

Słońce paliło niemiłosiernie, gdy kowal, zlany potem, wlókł się wokół placu w kierunku domu Sławy, znajdującego się niemal po drugiej stronie miasteczka. Gwar targowiska cichł stopniowo, uliczki były niemal puste. Pokaźne domy kupców powoli ustępowały miejsca mniejszym domkom rzemieślników. Ciało Mojmira poruszało się ulicą w dół, jego umysł dryfował wśród domysłów. Wiedział, że nieznajoma nie jest z jego miasta. Nie śmiał nawet wątpić, że była z bogatego domu, wskazywała na to jej jasna skóra. Mojmir znał wszystkie miejscowe panny pochodzące z dobrych rodzin, gdyż często bywał na dworze. Zazwyczaj ze względu na liczne zlecenia wykonywane dla króla, ale także królewską pychę pochwalenia się przed gośćmi, że oto ten słynny Mojmir, kowal, artysta to jego poddany, niemal przyjaciel. To on, król, poznał się na talencie chłopaka i miał udział w powstawaniu geniuszu. Co nijak miało się do prawdy, ale Ninogniew nie był królem, któremu należało się sprzeciwiać z tak błahych powodów.

Szybko minął dom Tomiry, córki najbogatszego kupca w mieście, a może i w całym królestwie. Za każdym razem gdy to robił, myślał o prawie narzeczonej, o jej pełnych, zawsze zwilżonych czubkiem języka wargach. O krągłych pośladkach nieśmiało wyłaniających się spod modowej nowinki – przywleczonej z dalekiego zachodu – majtek, koronkowego strzępka materiału mającego ponoć zastąpić wszechobecne, bawełniane pantalony. Mojmir z reguły całym sobą był za upowszechnieniem się tego dobrodziejstwa. Z reguły myślał też o tym, że Tomira zanim siądzie mu na kolanach i wyrysuje czubkiem języka wilgotną ścieżkę od wrażliwego miejsca tuż za uchem po szyi, aż do obojczyka, a potem niżej przez klatkę piersiową, brzuch i znów w dół… będzie narzekała zrzędliwie, że wciąż nie zapisał się do Gildii Oczyszczania Puszczy Dorsuum. I tym razem myślałby o tym, gdyby jego umysłu nie zaprzątała drobna, trójkątna twarzyczka z małym, zadartym noskiem i burzowymi oczami. O spojrzeniu, które sprawiło, że dreszcz ogarnął jego ciało, mimo upału.  

***

Niewielkie kółka z drutu, mające stać się imitacjami śnieżynek, rozpłaszczały się i dezelowały w drżących dłoniach Mojmira. Czeladnicy patrzyli z ukosa na swojego mistrza. Pierwszy raz widzieli, by w bezsilnej złości rzucał narzędziami i klął, jak przystało przedstawicielom zgoła innej profesji. W końcu, po ponad dwóch godzinach nadaremnych starań, zerwał się raptownie z pieńka i wyszedł, złorzecząc na upał, uniemożliwiający pracę.

***

Nie mogąc uwolnić się od zapachu konwalii i mocy spojrzenia nieznajomej, Mojmir skierował się do Puszczy Dorsuum. Wiekowego lasu, którego drzewa w wietrzne dni dotykały gałęziami ostatnich domów miasta. Lasu, którego bano się karczować i dlatego rozbudowywano miasto w wąską kreskę wciśniętą między brzeg morza, a tenże las, a w głąb lądu dopiero tam, gdzie kończyła się wschodnia ściana drzew. Puszczy, gdzie wiosną kwitły konwalie. I choć Mojmir wiedział, że nie znajdzie nawet jednego kwiatu, którego zapach tak bardzo chciałby poczuć, nogi same zaprowadziły go wąziutką ścieżką na polanę, która wiosną gęsto otoczona była nabrzmiałymi, białymi dzwoneczkami, ciężko zwisającymi z wiotkich łodyżek. Niewielu mieszczan wiedziało o jej istnieniu. Mało kto miał na tyle odwagi, by zbytnio zapuszczać się w ponoć magiczną knieję Dorsuum.

Wiedział też, że o tej porze dnia polana skąpana będzie w cieniu okalających ją dębów. Łudził się, iż przyjemny chłód orzeźwiający ciało, pomoże też ostudzić umysł. Mojmir kochał kobiety. Czasem bardziej niż dosłownie, ale nie zwykł rozmyślać o nich godzinami. Nawet Tomira, jedyna jak dotąd, o której pomyślał w kategoriach bardziej zaawansowanych niż tylko obopólne zaspokojenie, nie zaprzątała jego myśli tak natarczywie.

Padł na trawę pośrodku leśnej łączki, zaciskając oczy i próbując wyobrazić sobie plątaninę ukwieconych pnączy, mających złożyć się na napierśnik dla Radosta, królewskiego siostrzeńca. Musiał zasnąć, bo obudziło go łaskotanie w okolicach nosa. Usiadł gwałtownie pocierając twarz wierzchem dłoni. Perlisty chichot sprawił, że osłupiał. Tuż nad nim stała kobieta. Nie widział jej twarzy, bo skrywały ją włosy, wciąż dotykające jego twarzy. Śmiejąc się, odrzuciła puszyste pukle do tyłu. Mojmir zamarł. Miał właśnie zrugać dowcipnisię, gdy spojrzał w jej oczy. Oczy ni to niebieskie, ni szare. Zachłysnął się. Chciał się poderwać. Odezwać. Zapytać o coś, lecz sprawny na co dzień język i wcale nie gorsza erudycja, nie mogły przebić się przez mur oszołomienia.

 – Ciii – mruknęła rozbawiona. 

Znów spojrzała na niego tak, jak na targu, lecz tym razem już bez udawania niewiniątka. Tym razem bezczelnie, pewna swojego. Odwróciła się tyłem i sprawnym ruchem ściągnęła sukieneczkę. Stała przed nim zupełnie naga, złote, gęste włosy spadały kaskadą, opierając się aż na niezwykle kształtnych wypukłościach kończących plecy. Zerknęła na niego znad ramienia i zachichotała ponownie. Zamiatając złocistą kurtyną, odwróciła się i ruszyła w jego kierunku bardzo powoli, krokiem tak lekkim i płynnym, iż wydawało się, że unosi się nad turkusową trawą. Jej wdzięki kołysały się hipnotyzująco. Mojmir westchnął oczarowany. Przez moment pożałował, że za namową ojca, zrezygnował z młodzieńczych marzeń o naukach u poety Nadara na rzecz kowalstwa. Miast tego, zaklął dla rozładowania emocji. Bardzo szpetnie, ale jako człowiek kulturalny, bardzo cicho, by nie urazić niewieścich uszu. Ogarnął wzrokiem jeszcze raz pełne, idealnie jędrne i kształtne piersi z delikatnie różowymi sutkami, smukłą talię gładko przechodzącą w krągłe biodra, a dalej w doskonale wyrzeźbione uda. Jasna skóra zdawała się świecić własnym blaskiem, rozganiając cień panujący na polanie. Westchnął raz jeszcze, a zaraz potem jej ciepłe, miękkie usta przykleiły się do jego spierzchniętych warg.

Poczuł ciepło piersi przyciskających się do jego torsu, uda oplatające go w pasie i filigranowe dłonie wplecione we włosy. Poruszyła się początkowo wolno, jakby nieśmiało, lecz każdy kolejny ruch stawał się pewniejszy, bardziej zdecydowany. Mojmir, pierwszy raz w życiu onieśmielony, dopiero po chwili zareagował pieszczotą na jej gorliwość. Wbiła paznokcie w jego plecy, każdy zostawił ślad, pulsujący gorącem, rozsyłający dreszcz rozkoszy do reszty ciała. Jej szybki oddech powoli przeradzał się w jęk, zajęczał też wiatr między drzewami, choć powietrze na polanie wciąż stało, duszne, gorące. Kochanka poruszyła się jeszcze raz, gwałtownie. Oczy miała zamknięte. Wygięła się w łuk, a drzewa pochyliły nad nimi. Zapach konwalii z mocą uderzył w nozdrza Mojmira – słodki, intensywny, oszałamiający. Mięśnie napięły się w oczekiwaniu. Białe światło eksplodowało pod powiekami. Przenikliwy jazgot ptaków ucichł, zagłuszony szumem krwi w uszach.

Chłodna trawa przyjemnie łaskotała rozgrzane plecy kowala. Ptaki znów śpiewały beztrosko, a kilka nieśmiałych, pomarańczowych promyków zdołało przedrzeć się na polanę. Gładził ramię kochanki, aksamitne w dotyku, jeszcze nienaturalnie rozgrzane. Słyszał jak wzdycha, a jej oddech powoli się uspokaja.

– Nawet nie wiem jak masz na imię – szepnął, dotykając jej karku. Nie odpowiedziała, ale poczuł, że się uśmiecha.

– Diana

– Diana – powtórzył, bawiąc się lśniącym puklem.

– Muszę iść – powiedziała nagle, zwinnie wstając.

– Jak to? Kiedy znów się spotkamy?

Pokiwała przecząco głową.

– Nigdy Mojmirze.

Mojmir nie przypomniał sobie, by zdążył się przedstawić. Otworzył usta, lecz Diana przyłożyła do nich swój smukły palec.

– Nie możesz być smutny – oznajmiła, przekonana o słuszności swoich słów. – Bądź dumny Mojmirze, będziesz ojcem królowej.

Pierwszy raz uśmiechnęła się na tyle szeroko, że mógł zobaczyć jej zęby – białe, drobne i spiczaste .

***

– Dziwożona – stwierdził bajarz bez cienia zaskoczenia.

– Ano – mruknął Mojmir – Ale to nie wszystko. Żeby to było wszystko, to może i bym był rad. Osięborze, chwilę później z krzaków wylazło jeszcze pięć, pięć takich jak ona. I one przyjacielu… – zająknął się.

– Wiem co zrobiły – Osiębor uśmiechnął się ze zrozumieniem w swoich zbyt młodych, niepasujących do długiej siwej brody oczach. – Ciesz się, że nie zrobiła tego jak zawsze, rytualnie. Na środku placu. Pod czujnym spojrzeniem wszystkich dziwożon tej części kontynentu.

Kowal spurpurowiał na policzkach, z rezygnacją w ciemnych oczach złapał za kufel i opróżnił go do dna. Po raz kolejny już tego wieczora. Osiębor klepnął go w ramię i zaśmiał się dobrodusznie.

– Tak po prawdzie, nie wiem w czym problem. Sam mówiłeś, dziewka ładna, w dodatku królowa, a to zaszczyt królową… – przerwał na moment, szukając odpowiedniego słowa. – No, ten… W każdym razie, pochędóżka przednia…

– Słuchaj no, Osiębor – zaperzył się Mojmir. – Miałem dziewek więcej, niż ty bajań znasz, a i rozmaitsze niż twoje bajki były – Osiębor chciał zaprzeczyć, ale nie miał w zwyczaju szerzyć nieprawdy, więc skinął tylko. – I ja ci mówię, to pochędóżka nie była, to… było coś więcej.

– To może ta leśnica wcale nie przypadkiem cię wybrała. Sam nie wiem, czy bardziej jesteś sławny jako kowal, czy jako kurwiarz. Chwalą cię panienki, przyznam niechętnie – przyznał Osiębor, faktycznie niechętnie – Może królowa chciała mieć pewność, że…  

Jednak nim bajarz skończył na głos roztrząsać motywy leśnej królowej, drzwi karczmy otworzyły się szeroko, wpuszczając do dusznego wnętrza nocne, rześkie powietrze pachnące maciejką. W drzwiach ukazała się kobieta o płomiennych włosach, ubrana w czarne spodnie do jazdy i cienką, purpurową koszulę.

– Niech to diabli – zaklął Mojmir, gwałtownie cofając się w cień.

Osiębor chciał pomachać w kierunku kobiety, lecz kowal stanowczym gestem przytrzymał jego rękę. Dla utrwalenia przekazu kopnął bajarza w kostkę.

– Au – jęknął tamten z wyrzutem. – To przecież Tomira. Co? Już nie planujesz się z nią żenić?

Tymczasem Tomira rozejrzała się czujnie. Nie znajdując widocznie tego, czego szukała odwróciła się na pięcie i opuściła karczmę odprowadzana tęsknymi spojrzeniami zasiadłych przy ławach biesiadników.

– Planuję… chyba. Ta dziewczyna znów kazała mi się zapisać do którejś z tych głupich gildii, a ja zupełnie zapomniałem to zrobić.

– Zapomniałeś, hę? A możeś zaniechał, bo gdybyś się zapisał, panienka zgodziłaby się w końcu przyjąć oświadczyny, a ty, zobowiązany, nie mógłbyś już pochędożyć bezkarnie na festynach, co?

Mojmir zmilczał. Wpatrywał się z zainteresowaniem w ścianę po drugiej stronie sali.

– Do licha! Osiębor! Ta gildia… To przecież klika zdesperowanych wariatek – ryknął Mojmir klepiąc się w czoło z gorliwością wartą innej sprawy.

– To te od puszczy? Te, co chcą ją wykarczować, by  znieść ograniczenia budowlane, żeby co zamożniejsi wielmoże mogli budować się bliżej pałacu, a nie, jak teraz, za łukiem? Oficjalnie, bo słyszałem, że o dziwożony bałamucące mężów chodzi…

– No te! Dokładnie. Już ja im pokażę. Już ja… poruszę wszystkie znajomości. Nie tkną puszczy tymi swoimi poobgryzanymi pazurami…

– Teraz już jestem pewien, że ta leśna panna nie wybrała cię przypadkowo, przyjacielu.

Mojmir uniósł brew, ale nie odpowiedział. W głowie snuł już plan, by unieszkodliwić zdesperowane wariatki.

– Znasz bajkę o głowie i szyi? – zapytał Osiębor nagle.

– Nie – odpowiedział Mojmir szybko. Przeprosił przyjaciela i pośpiesznie opuścił karczmę. Musiał teraz zająć się poważniejszymi sprawami, niż słuchaniem, bądź co bądź doskonałych, opowieści Osiębora.

– Może to i lepiej – stwierdził cicho bajarz.

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytałam.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Chyba już zaczynam odczuwać przesyt scenami oszałamiającego seksu. Ale cała reszta, motywy prawie-narzeczonej i kowala – całkiem, całkiem. :-)

wyrysuje czubkiem języka wilgotną ścieżkę od wrażliwego miejsca tuż za uchem po ramieniu, aż do obojczyka,

Odnoszę wrażenie, że kowal był jakiś nietypowy pod względem anatomii.

Zapach konwalii intensywnie uderzył w nozdrza Mojmira – słodki, intensywny, oszałamiający.

Powtórzenie.

Babska logika rządzi!

Cholercia, masz rację Finklo! Jak tak myślę, to dziewczyna musiałaby się natrudzić, żeby tak to zrobić, ale dobrze mi brzmiało jak pisałam :D.

Co do przesytu, nie dziwię się, jeśli czytasz wszystkie opowiadania konkursowe, wszystko ma prawo się przejeść ;).

Dziękuję za punkt!

 

Edit

Poprawiłam to, co wskazałaś ;)

Chyba już zaczynam odczuwać przesyt scenami oszałamiającego seksu.

(…)Co do przesytu, nie dziwię się, jeśli czytasz wszystkie opowiadania konkursowe, wszystko ma prawo się przejeść ;).

 

Nie, no Finklo, to jak Ty Dragonezę zdzierżyłaś? :D Zesmoczenie kompletne, o!

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Emi, w Dragonezie przez większość konkursu nie wpadało po kilka tekstów dziennie (owszem, w szalonej końcówce miałam alergię). I, może się zdziwisz, ale smoki są bardziej zróżnicowane niż te wszystkie miłosne uniesienia z nadnaturalnymi istotami. ;-)

Babska logika rządzi!

A mnie jakoś nie podeszła zmiana nastroju – oszołomienie, uwodzenie, magia, a potem plany rozbudowy miasta. Ale nieźle napisane i nie nudziłam się.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Małe, białe delikatnie zwężające się ku górze kiełki. – rozumiem, że o zęby dolnej szczęki chodzi, że zwężały się ku górze. A jednak brzmi dziwnie, bo normalnie jak się ktoś uśmiecha, to chyba na pierwszy rzut widzi się zęby z górnej szczęki.

 

Ładnie opisana intryga :) Ale muszę przyznać, że i mnie już się  chyba erotyka (literacka) przejadła, bo już nie wzbudza żadnych emocji.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję za komentarze.

Bemik, szkoda, że Ci nie podeszła ta zmiana, ale dobrze, że się przynajmniej nie wynudziłaś. To zawsze jakiś plus ;). 

Śniąca, cieszę się, że intryga się spodobała. Chodziło mi w zasadzie o górne zęby. Potraktowałam ząb jako coś, co ma dół przy dziąśle i górę tam, gdzie się kończy. Ale masz rację, gdy się to czyta, można poczuć się skołowanym. Pomyślę, jak to zmienić, żeby było bardziej czytelne.

 

Małe, białe nienaturalnie spiczaste kiełki?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Taka sobie opowiastka o miłosnych perypetiach kowala, ale cieszę się, że scena erotyczna nie zdominowała całości. ;-)

Wykonanie, niestety, pozostawia trochę do życzenia. :-(

 

Do swo­jej pra­cow­ni wró­ci­ła od­pro­wa­dzo­na przez ko­wa­la, gna­ją­ce­go na targ po zło­co­ne ko­ron­ki i inne szpar­ga­ły, któ­rych jej za­bra­kło. – Szpargały bardziej kojarzą mi się z bezużytecznymi papierami, nie dodatkami krawieckimi.

Może: …po zło­co­ne ko­ron­ki i inne głupstwa/ ozdoby, któ­rych jej za­bra­kło.

 

Jej jasne włosy pod­ska­ki­wa­ły lekko, uno­szo­ne przez wiatr znad wody. – Czy włosy na pewno podskakiwały?

Może: Jej jasne włosy unosiły się lekko, poruszane przez wiatr znad wody.

 

Po­kaź­ne domy kup­ców po­wo­li prze­cho­dzi­ły w mniej­sze domki rze­mieśl­ni­ków. – Czy większe domy zmieniały się w mniejsze?

Może: Po­kaź­ne/ okazałe domy kup­ców po­wo­li ustępowały miejsca mniej­szym/ skromniejszym domkom rze­mieśl­ni­ków.

 

O krą­głych po­ślad­kach nie­śmia­ło wy­ła­nia­ją­cych się spod mo­do­wej no­win­ki – przy­wle­czo­nej z da­le­kie­go za­cho­du – maj­tek, ko­ron­ko­we­go strzęp­ka ma­te­ria­łu ma­ją­ce­go ponoć za­stą­pić wszech­obec­ne, ba­weł­nia­ne pan­ta­lo­ny. – Za sprawą wspomnianych mieczów i kolczug, należy się domyślać, że Twoja opowieść dzieje się raczej w umownym średniowieczu. Wtedy nie znano ani pantalonów (pojawiły się w połowie XIX wieku i były szyte z płótna lnianego), ani tym bardziej koronkowych majtek.

 

I tym razem my­ślał­by o tym, gdyby jego umy­słu nie za­przą­ta­ła drob­na, trój­kąt­na twa­rzycz­ka z małym, za­dar­tym no­skiem i bu­rzo­wy­mi ocza­mi. I spoj­rze­niu, które spra­wi­ło… – …za­dar­tym no­skiem i bu­rzo­wy­mi ocza­mi o spojrzeniu, które sprawiło

 

i klął, jak przy­sta­ło przed­sta­wi­cie­lom z goła innej pro­fe­sji. – …i klął, jak przy­sta­ło przed­sta­wi­cie­lom zgoła innej pro­fe­sji.

Chyba że byli profesjonaliści, klnący na golasa. ;-)

 

Od­wró­ci­ła się tyłem i spraw­nym ru­chem ścią­gnę­ła su­kie­necz­kę. – Sukieneczkę? Sukieneczki noszą małe dziewczynki.

 

Małe, białe de­li­kat­nie zwę­ża­ją­ce się ku górze kieł­ki. – Wybacz, Emtri, ale w tym miejscu ujrzałam jamę ustną dziewczyny, pełną kiełków rzodkiewek. ;-)

 

z re­zy­gna­cją w ciem­nych oczach zła­pał za kufel i opróż­nił go do dna. – …z re­zy­gna­cją w ciem­nych oczach zła­pał kufel i opróż­nił go do dna.

 

wpusz­cza­jąc do dusz­ne­go wnę­trza nocne, rześ­kie po­wie­trze pach­ną­ce ma­ciej­ka­mi. – Iloma maciejkami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale widzisz Emtri, jednak dobrze, że nie posłuchałaś moich zaleceń, żeby jeszcze podkręcić erotykę ;) 

Ja z braku czasu ostatnio tutaj czytam mało, pewnie mam w związku z tym inną perspektywę. Ale wyobrażam sobie, że można się tym przejeść.

Dziękuję za komentarz Regulatorzy. W wielu miejscach faktycznie masz rację, coś z tym zrobię. W kilku innych zostanę przy swoim ;) (”sukieneczki” użyłam celowo, by podkreślić, że była to sukienka lekka, dziewczęca właśnie. Świat przeze mnie przedstawiony nosi znamiona średniowiecza, ale jest to świat stworzony w zupełności i majtki zawitały tam wcześniej ;), co ma swoje uzasadnienie w jego genezie). A usta pełne kiełków rzodkiewek i profesjonaliści klnący na golasa… powiedzmy, że to niezamierzony element humorystyczny się wkradł. Z resztą nie dyskutuję, poprawiam jak najszybciej i podziwiam Twoją czujność.

 

Werweno, Twoja pomoc była bezcenna i na tym pozostańmy ;).

 

Bemik, dziękuję za podpowiedź ;).

Emtri, to Twoje opowiadanie i Twój świat. Jednak świat noszący znamiona średniowiecza, powinien mieć średniowieczne ręce i nogi. I nie nosić majtek. A skoro uważasz, że Twoja bohaterka może mieć rzyć obleczoną w strzępki koronkowego materiału, to może od razu ubierz ja w stringi. To dopiero będzie powiew dalekiego, zachodniego świata. ;-)

Sukieneczka na dorosłej kobiecie nie podkreśla ani swojej, ani jej lekkości i dziewczęcości; wygląda i brzmi infantylnie.

Ale, jak wspomniałam na początku, to Twoje opowiadanie, Ty tu rządzisz, To odpowiadasz za całokształt tego, co napiszesz. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jasne, rozumiem i jeszcze raz dziękuję za uwagi. Przemyślę to, łącznie ze stringami :D.

Fajnie, że scena łóżkowa (znaczy – trawnikowa tudzież polankowa) jest elementem intrygi, a nie odwrotnie. To jest, nie dominuje. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to po co Mojmir w ogóle sam polazł na targ, zamiast posłać na zakupy, na przykład, jednego ze swoich czeladników. Ale to drobiazg. … Ha, właściwie to naszła mnie teraz pewna refleksja (nie chodzi o żadną wadę tekstu, świat fantasy ma swoje prawa a dziwożona, postać magiczna, uroki z pewnością rzuca) … Ale tak ogólnie… Jeśli facet łazi po lesie i nagle spotyka gołą babę, to czy spokojnie czeka na rozwój wypadków (w domyśle – pochędóżkę), czy też zaczyna podejrzewać jakąś grubszą chryję… Zależnie od przyjętej konwencji, od głupiego dowcipu, poprzez cele rabunkowe, ba, może nawet i konsumpcyjne… Ale to tak na marginesie. Bo opowiadanko podobało się. Lekkie, przyjemne, zabawne. Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Cieszę się, że Ci się podobało Thargone ;).

 

A tak na marginesie, nie jestem facetem, ale śmiem mniemać, że znaleźliby się tacy, co to najpierw by na pochędóżkę się załapali, a dopiero po fakcie zastanowili, co też taka goła (tudzież w mig rozbierająca się) baba robiła w lesie ;).

Co racja, to racja. Ech, to chyba tylko moja paranoja przemawia…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wręcz przeciwnie. To dobrze świadczy o Tobie ;). Są jak widać mężczyźni, co najpierw pomyśleliby właściwą głową, a dopiero potem… przemytnikiem (jak to pięknie ujął Empatia) :D.

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie cierpię tego konkursu. Kolejne opowiadanie ze sceną wypełnioną pieprzeniem; dobrze, że tym razem niezbyt wzniosłym, a reszta tekstu nosi znamiona humoru, dzięki czemu całość dało się przeczytać w miarę bezboleśnie.

Sorry, taki mamy klimat.

Przeczytałam.

Nie cierpię tego konkursu.

To dobrze, że nie jesteś w jury (NMSP) :D

Nawet bardzo dobrze. I dla mnie, i dla konkursu. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Ale napisz coś! Znaczy się, weź udział w konkursie.

To też byłoby raczej niewskazane. Choć z drugiej strony pierwsze bizarro o stosunku ogórka z kromką chleba mogłoby być… hmmm. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Dajesz! :D

Sethraelu, taki konkurs więc scena też musiała być, cieszę się, że udało Ci się przeczytać bez większych obrażeń.

Morgiano, Rooms, dziękuję za wizytę ;).

Zabawne i lekkie, tak na kiełek. :-)

 

Sethrael – a ten ogórek ty smalczył? Bo wiesz, kromki… No, Napisz! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wydaje mi się, Rybosławie, że nie, więc przewidywałbym takie tarcie, aż by się okruszki sypały…

W życiu tego nie napiszę! ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Pfff, pękasz przed kromką… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFish bardzo dziękuję za komentarz i za punkt :). Cieszę się, że się podobało.

 

Ogórek z kromką chleba… to by dopiero było oryginalne podejście do tematu ;).

Mam kropeczkę, dam kropeczkę,

Może Emtri

się uśmiechnie, choć troszeczkę?

 

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cóż za kropeczka! Teraz nie wypada odmówić, zatem: ;)

Jak do tej pory – bodaj jedno z najfajniejszych opowiadań w konkursie. Są pewne błędy techniczne (tu zaginiona kropeczka, tam przecinek, o którym mówili wczoraj w “Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie), ale – koniec końców – jak dla mnie rewelacja. Napisane świetnie, lekko, zabawnie, interesująco. Zasadniczo czytało się samo. A historia, nie dość, że bardzo interesująca, to jeszcze umieszczona w klimatach, które naprawdę lubię. Dobre, klasyczne fantasy z bardzo fajnym, mocnym zakończeniem. Smakowe.

Erotyka też, generalnie, na plus. Bardzo (nawet ciut za bardzo) delikatna, ale sugestywna i ładnie wkomponywująca (takiego słowa chyba nie ma ;) się w cały tekst.

 

Szukam czegoś, do czego jeszcze mógłbym się przyczepić, ale… nie. Niezwykle mi się podobało i na tym koniec.

Zdradzę Ci, że znalazłaś się na liście nominowanych przeze mnie na podium. I to dość wysoko.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Emtri, bardzo sympatyczny tekst Ci wyszedł. Historię samą się czyta i połyka jednym tchem. Troszkę długawo mi było na początku, ale ładnie nakreśliłaś postacie. Erotyki nie ma zbyt wiele, mimo że wszystko kręci się wokół niej. Jedynie do czego mogę się przyczepić, to że poszłaś w nieco znane schematy nimfy i lasu i w sumie już nie wiem o co powinnam się czepić. Ogólnie przyjemna lektura. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatyczny – to najlepsze określenie tego tekstu. Widzę, że starałaś się zindywidualizować głównych bohaterów, to na plus. Sam pomysł wydał mi się ograny (te dziwożony gwałcące chłopów w lesie), ale lektura przyjemna.

Tak, Rooms ma rację. Bardzo sympatyczny ten tekst. Czyta się płynnie, historia się toczy, fajnie jest. No i co z tego, że ograne. Konia z rzędem temu, kto wymyśli coś nowego. Przecież wszystko już było :)

A za przyjemność z czytania – masz u mnie punkt :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Cieniu, cieszę się, że Ci się podobało! A co do “wkomponywującej” się erotyki – tak, chyba nie ma takiego słowa, ale jakże intrygująco brzmi ;). Dziękuję za punkcik i zdradzoną w tajemnicy nominację (edit: i nominację w majowym wątku) ;).

Morgiano, rooms, no wiem, że te dziwożony trochę schematyczne, ale starałam się dobudować oryginalną “resztę”. Morgiano, dziękuję za ocenę :).

Emelkali, dziękuję za komentarz i punkt :)!

Dziękuję za komentarze wszystkim Żurkom! Jej, jak przyjemnie wrócić z weekendu i zobaczyć takie miłe komentarze. Cieszę się, że ogólnie lekko się czytało i było sympatycznie, cała przyjemność po mojej stronie ;). Polecam się na przyszłość.

 

Dotąd omijałem ten konkurs szerokim łukiem i po zastanowieniu stwierdzam, że słusznie robiłem ;) Taka literatura to zupełnie nie moja bajka.

…co nie znaczy, że opowiadanie mi się nie podobało. Jak to już ktoś określił, było bardzo sympatyczne, napisane zgrabnie, czytało się samo. Pozytywnie, in plus.

 

A majtki do średniowiecza siłą wprowadził Sapkowski i teraz już się z tym nic nie zrobi… ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Diriad, dziękuję za odwiedziny i cieszę się, że mimo nie do końca odpowiadające Ci tematyki, się podobało ;).

Nie wiem kto ostatni klepnął, ale dziękuję :). Moja pierwsza biblioteka :D jakby ktoś był właśnie w buwie i usłyszał dziki chichot to ja ;)

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka