- Opowiadanie: Chrypka - Wojowniczki

Wojowniczki

Bazując na wojowniczkach rodem z ANIME, napisałam szorta, jak ja to widzę w rzeczywistości.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wojowniczki

Wojowniczki

By J.M.M.

 

 

Las lśnił. Ostatnie krople deszczu, prześwietlone przez promienie wiosennego słońca, przemykały po liściach by w ostatnim rozbłysku tęczy spaść na soczyście zieloną trawę. Po niedawnej ulewie, mimo że słońce w pełnej krasie świeciło na niebie, było dosyć rześko.

A tymczasem na ścieżce, pośród prastarych drzew, których gałęzie chyliły się nisko, jakby kłaniając się ludziom, stała ona. Wojowniczka. Wyraźnie tarasując mi drogę. Wyraz pogardy igrał na jej ustach. Patrzyła na mnie jak na nic nie znaczącego robaka, zanim zdepcze go stopą. W uszach słyszała już chrzęst trzaskającego pancerzyka. Przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, a gigantyczny miecz zarzuciła sobie na plecy. Ciągle zastanawiało mnie z czego jest on wykonany, skoro tak wątle zbudowana dziewczyna może go sobie praktycznie bez wysiłku zarzucić na plecy. Mój był o wiele mniejszy, ciężki i ostry. Nie zarzuciłabym go sobie na ramie, bo chyba by mi je odrąbał.

Czekałam na jakiś ruch z jej strony, bo szczerze mówiąc, bałam się tego, co może nastąpić. Nie wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Wojowniczka wyraźnie dążyła do otwartego starcia, ale ja ciągle nie mogłam sobie wyobrazić, przeczuć jaki poziom reprezentuje wroga dla mnie istota. Wiotka i smukła, w pancerzu mieniącym się odcieniami różu i zieleni, opinającym jej piersi i nic więcej. Płaski brzuch uzbrojony był tylko w gigantyczny kolczyk w pępku. Krótka spódniczka ledwo zasłaniała pośladki, a sięgające do ud buty nie pozwalały wykonywać pełnego zakresu ruchu w kolanach i zdaje się, że były na obcasach. Za to jej rękawiczki – cudo sięgające powyżej łokci, z najdelikatniejszej skóry, barwione na fioletowo i haftowane srebrną nicią. Pasowałyby do mojej wieczorowej sukni. Czułam się jak żółw w moim półpancerzu ze skóry, nabijanych ćwiekami rękawicach, męskich spodniach i krótkich butach, z miękką podeszwą, przez które czułam ziemię pod stopami.

Westchnęłam ciężko, opuściłam rękę w której trzymałam swój najzwyklejszy w świecie miecz, a jego koniuszek lekko oparłam o stopę i przyglądałam się dalej, bowiem moja przeciwniczka w dalszym ciągu puszyła się jak paw. Tym razem wstrząsnęła swoją zabójczo długą, włażącą w oczy grzywką, a sięgającym do pasa włosom pozwoliła miękko spłynąć na plecy. Mój warkocz w bezruchu spoczywał na plecach. Tam było jego miejsce. Ruszał się tylko wtedy, gdy chciałam wykorzystać znajdujące się na jego końcu ostrza, które lekkim ruchem głowy mogłam rozkręcić i dosięgnąć policzka wroga. Mała dezorientacja, która może uratować życie.

Cudowna, mieniąca się wojowniczka wydała z siebie jakiś okrzyk, coś pośredniego między „dawaćlalę” a „zarazcidowalę” – jakoś pod wiatr krzyczała, nie dosłyszałam, i wtedy, zza drzew, wyszły jeszcze dwie równie egzotycznie ubrane wojowniczki. Różniły się w zasadzie barwami swoich pancerzyków, włosów oraz klejnotów w pępkach. No i jeszcze uzbrojeniem, pierwsza miała na ramieniu ten gigantyczny miecz, druga topór wielkości parasola, a trzecia… przysięgam, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem, trzecia miała olbrzymią kosę! I jakby tego było mało, zarówno topór jak i kosa były AŻUROWE!

Przyznaję, ich fryzury były trochę dezorientujące. Gigantyczne grzywy zasłaniały oczy, trudno przewidzieć ruch przeciwnika, gdy się ich nie widzi. Ale z drugiej strony, one też niewiele widziały, o czym świadczyło ciągłe potrząsanie głowami, i to mnie pocieszało.

Nudziło mi się tak stać i czekać na ich ruch, ale też ciągle odczuwałam jakiś respekt pomieszany z ciekawością. Nie mieć w ogóle mięśni i mieć siłę dźwigać takie uzbrojenie – musiały być jakimiś mutantami. Na pewno, patrząc na obrazek, jaki widziałam przed sobą, nie były normalne.

Widać w trójkę poczuły się pewniej, bo nagle, wydając z siebie upiorne wycie, ruszyły na mnie. Wojowniczka z toporem wypieprzyła się po trzech krokach, zawadzając obcasem o korzeń drzewa, za którym chwilę temu się chowała. Przyznaję, osłupienie odmalowało się na mej twarzy. Ale nie na długo, bo dwie, które zostały, wrzeszcząc jak opętane, zbliżały się do mnie. Podniosłam ostrze miecza, ugięłam lekko nogi i kolejny raz wpadłam w osłupienie, kiedy wojowniczka z kosą dosłownie uniosła się w powietrze i okręciła się na swojej broni wokół gałęzi, o którą zawadziło ostrze. Siła odśrodkowa i moment pędu razem z grawitacją odebrały jej przytomność. Odgłos soczystego plaśnięcia długo odbijał się echem wśród drzew. Ale nie mogłam się rozpraszać, bo trzecia z wojowniczek, chyba nie zauważając, co się stało z pozostałymi, biegnąc, zaczęła wymachiwać swoim gigantycznym mieczem. Żadne siły natury mi tutaj nie pomogą, pomyślałam przez chwilę, kiedy jej miecz ze świstem przecinał powietrze tuż przede mną. Jeszcze jeden zamach z jej strony i będę musiała jakoś to odparować. Patrząc uważnie na jej ruchy pozwoliłam zbliżyć się na tyle, by jej ostrze ześlizgnęło się po moim i skierować je na pień drzewa, stojącego obok. Siła uderzenia była ogromna, impet wbił piękne ostrze głęboko w pień.

Westchnęłam jeszcze raz i rozejrzałam dookoła. Pierwsza, ta od topora, siedziała pod drzewem i trzymała się za rozbity nos, zdaje się, że jakiś ząb też bielił się wśród zieleni. Druga była dalej nieprzytomna, a trzecia – może by jeszcze zaatakowała, ale miecz był jej jedyną bronią, której chwilowo nie mogła wyrwać z pnia drzewa. Chociaż bardzo się starała.

Z miną świadczącą o przeżytym właśnie głębokim wstrząsie, odeszłam wolną ścieżką.

Koniec

Komentarze

Jak nie lubię fanfików, tak Twego szorta przeczytałem ze śmiechem. Kapitalnie odmalowane nonsensy, pakowane do ilustracji okładkowych (o anime ani słowa, bo przysiągłem, po obejrzeniu jednego, że będę chronił oczy i mózg) i nie tylko do nich. Wysokie obcasy, gołe brzuchy i tak dalej… Na rewię mody marsz, nie na wojaczkę! :-)

Huk, z jakim grzmotnęła o ziemię ---> bez przesady, jaki huk… Prędzej plaśnięcie. Też może być powtórzone przez echo…

Dzięki, sugestia z plaśnięciem jak najbardziej trafna!

No owszem, logika rzecz ważna, bo bez niej wychodzi głupio.

Wyraźnie sytuacja dążyła do otwartego starcia,

Sytuacja dążyła?

Trochę interpunkcja Ci szwankuje.

Babska logika rządzi!

Sytuacja już nigdzie nie dąży :-)

 

 

Widać w trójkę poczuły się pewniej, bo wydając z siebie upiorne wycie, całą trójką ruszyły na mnie. – Raz, że powtórzenie, dwa – trójka pasuje do mieszanego grona, a tu trzy kobity są.

 

Uśmiechnęłam się szeroko czytając opisy wojowniczek. Brawo!

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zabawny tekst i fajne obserwacje.

Zmieniłabym jednak ostatnie zdanie – cały tekst jest “na poważnie”, nie wypada, żeby się śmiała, odchodząc.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No ok, opis “wojowniczek” rzeczywiście zabawny, moim zdaniem to jednak za mało, nawet jak na szort-fanfic. Może gdyby został lepiej napisany, poczułabym się bardziej rozbawiona. Ale interpunkcja szwankuje i chwilę musiałam się zastanowić, dlaczego plecy pierwszej wojowniczki stały schowane za drzewami.

Wydaje mi się, że do takich prostych scenek warto się lepiej przyłożyć, bo inaczej sprawiają wrażenie spisanych pospiesznie na kolanie. I sporo przez to tracą.

Oj, Ocho, się czepiasz ;) Przegłosowanaś, ot co!

Bo mnie też, a owszem. No to sobie pochichotałam z rańca :) Dzięki, Chrypko. W pracy tak mało rzeczy do śmiechu ;(

 

Aaaa… zgadzam się z Bemik. Ostatnie zdanie do zmiany.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Mnie także nieszczególnie rozbawiło. Doceniam jednak fakt, że zauważyłaś nonsens, który nagminnie pojawia się w anime.

 

Ciągle zastanawiało mnie z czego jest on wykonany, skoro tak wątle zbudowana dziewczyna może go sobie praktycznie bez wysiłku zarzucić na plecy. Mój był o wiele mniejszy, ciężki i ostry. Nie zarzuciłabym go sobie na ramie, bo chyba by mi je odrąbał. – powtórzenie

Różniły się w zasadzie barwami swoich pancerzyków, włosów oraz klejnotów w pępkach. – To zdrobnienie średnio pasuje.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Przegłosowanaś, ot co!

 

Nie pierwszy i nie ostatni raz. :)

Czuję jakiś niedosyt. Bardziej opis i scenka, za to bez fabuły.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podzielam zdanie SzyszkowegoDziadka. Scena i nic poza tym. Trochę mało. 

Oczywiście, że to tylko scenka :-) Celem tej opowiastki było wywołanie w wyobraźni Czytelnika konkretnego obrazu oraz uśmiechu. Nic więcej. Żadnej głębi, żadnego katharsis. Tylko wywołany zabawną i absurdalną przygodą uśmiech :-)

Cieszę się, że chociaż trochę się udało ;-)

Zupełnie nie znam anime, więc niestety scenka nie wywołała u mnie szczególnej radości – było trochę absurdów, więc jednak lekko się uśmiechnąłem, Mam nadzieję, że o to chodziło ;  )

I po co to było?

Scenka tak skąpa, jak stroje trzech wojowniczek, ale przeczytałam bez przykrości.

 

Ostat­nie kro­ple desz­czu, prze­świe­tlo­ne przez pro­mie­nie wio­sen­ne­go słoń­ca, prze­my­ka­ły po li­ściach by w ostat­nim roz­bły­sku… – Powtórzenia.

 

Nie za­rzu­ci­ła­bym go sobie na ramie… – Literówka.

 

wło­som po­zwo­li­ła mięk­ko spły­nąć na plecy. Mój war­kocz w bez­ru­chu spo­czy­wał na ple­cach. – Powtórzenie.

 

pa­trząc na ob­ra­zek, jaki wi­dzia­łam przed sobą… – …pa­trząc na ob­ra­zek, który wi­dzia­łam przed sobą

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam bez przykrości, ale –ponieważ jako oddana fanka anime, spodziewałam się czegoś na miarę transformacji Ayumu z “Kora wa Zobie Desu Ka?” – z lekkim rozczarowaniem.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Nowa Fantastyka