- Opowiadanie: Rowlf the Dog - Dwa kilo szczęścia i trzy gramy depresji

Dwa kilo szczęścia i trzy gramy depresji

Zachęcam do czytania i komentowania. Każdy komentarz będzie na wagę złota.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Dwa kilo szczęścia i trzy gramy depresji

Trudno dziś wyobrazić sobie życie bez emocjonerów. To jeden z tych nielicznych wynalazków, które wstrząsnęły całym światem i zrewolucjonizowały nasz styl życia. Zażywamy je prawie wszyscy pod różnymi postaciami – w formie tabletek, czy też jako dodatek do dań i napojów. Możliwość decydowania o aktualnym stanie emocjonalnym stała się w ciągu ostatnich dwudziestu lat oczywistością. Trudno nam uwierzyć, że nie tak dawno ludzie zdani byli na bezwarunkowe odruchy swoich organizmów i nie mogli wpływać na emocje, jakich doświadczają.

Na jakiej zasadzie działają emocjonery? Czy na pewno są bezpieczne? Czy w przyszłości można oczekiwać nowych, jeszcze lepszych rozwiązań? Na wszystkie wasze pytania odpowiada sam Eric Jones, twórca emocjonerów i główny naukowiec kompanii Emotional Labs Inc. 

 

Niemal każdy z nas zażywa emocjonery, ale tylko nieliczni zdają sobie sprawę, jak te działają. Mógłby pan wytłumaczyć nam, laikom niezaznajomionym z tajnikami neurobiologii, tę kwestię?

 

Wszystko dzięki synapsom, znajdującym się między naszymi komórkami nerwowymi. Kiedy impuls nerwowy dochodzi do synapsy, uderza w pęcherzyki wypełnione cząstkami substancji zwanej neuroprzekaźnikiem, powodując ich pęknięcie i uwolnienie neuroprzekaźników. Te wędrują przez szczelinę synaptyczną do kolejnej komórki, gdzie wywołują dalszą propagację impulsu elektrycznego. Jednak aby do tego doszło, neuroprzekaźnik musi paść na odpowiedni receptor. To trochę jak dziecięca zabawa w dopasowywanie klocków o różnych kształtach do otworów. Tyle tylko, że klocki neuroprzekaźników mogą pasować do wielu różnych otworów i w zależności od tego, na który padną, powodować różne reakcje. Na przykład czerwony klocek może wywołać stan zadowolenia, gdy wleci do okrągłego otworu, lub smutek, gdy trafi do otworu kwadratowego.

Kiedy neuroprzekaźniki spełnią swoje zadanie, wracają do wygodnych pęcherzyków w synapsie. I tu właśnie do akcji wkraczają emocjonery. Wykorzystują znaną od dawna metodę blokowania wychwytu zwrotnego, stosowaną niegdyś w lekach antydepresyjnych. Jednym słowem uniemożliwiają neuroprzekaźnikom powrót do synapsy, wskutek czego te cały czas powodują powstawanie kolejnych impulsów. By wyprodukować nowy rodzaj emocjonera, wystarczy znaleźć nieodkrytą do tej pory parę neuroprzekaźnik – receptor o danym kształcie, odpowiedzialną za określoną emocję. Dzięki blokadzie wychwytu zwrotnego organizm reaguje na otoczenie znacznie silniej tą konkretną emocją. Dlatego w zależności od rodzaju zażytego emocjonera czujemy radość, smutek albo podekscytowanie.

 

Czyli zasada działania emocjonera nie jest pana pomysłem?

 

Nie. Ja tylko odkryłem, jak przyspieszyć proces blokowania wychwytu zwrotnego, by rezultaty nie były odczuwalne po miesiącu, jak w dawnych antydepresantach, a po pół godzinie.

 

Niektórzy obawiają się, że emocjonery mogą wywoływać nieprzewidziane skutki uboczne. Czy to prawda?

 

Każdy emocjoner wprowadzany na rynek musi przejść serię testów. Nie dopuszcza się do sprzedaży takich, które powodują najmniejsze nawet niewskazane efekty. Niebezpieczne są jedynie środki z czarnego rynku, które potrafią wywoływać uczucie na tyle silne, by prowadzić do zaburzeń, a w krańcowych przypadkach i śmierci. Także nie polecam ich zażywania – jeśli nie śmiercią, może się to zakończyć dożywociem.

 

***

 

Chociaż Ethan to dziwak jakich mało, jest moim dobrym kolegą. Znamy się ze studiów i od niepamiętnych czasów spotykamy się co drugi dzień na szklankę piwa. Kiedy tamtego dnia przekroczyłem próg baru, Ethan siedział już przy ladzie. Miał spuszczoną głowę, wyraźnie coś go gnębiło. Każdy normalny człowiek zażyłby w takiej sytuacji emocjoner rozweselający, ale Ethan nie zaliczał się do zbioru ludzi normalnych. Nigdy w życiu nie zażył żadnego emocjonera, gdyż uważał, że to Niewłaściwe.

– Czemu jesteś taki nie w sosie? – spytałem go, usiadłszy obok i zamówiwszy piwo z dodatkiem emocjonera szczęścia.

– To przez mojego szefa sukinsyna – odpowiedział Ethan. – Wiesz, co mi oznajmił? Że jeśli nie zacznę brać emocjonerów na skupienie uwagi, wywali mnie z roboty. Zrozumiałbym, gdybym był jakimś prawnikiem albo lekarzem, ale ja jestem cholernym kasjerem w sklepie. Po co kasjerowi skupiona uwaga?

– Żeby szybciej sczytywać ceny z towarów.

– Nic się ludziom nie stanie, jeśli poczekają te pół minuty dłużej. Jak tak dalej pójdzie, wprowadzą obowiązek zażywania tego świństwa po skończeniu drugiego roku życia.

– Przykro mi, stary, ale będziesz musiał w końcu się przełamać. Chyba że jesteś takim idealistą, by rzucić pracę w imię zasad.

– Nie jestem. Będę łykał to paskudztwo przed robotą, póki nie znajdę sobie nowej.

– Wiesz, jak trudno było ci dostać tę. Nie biorąc emocjonerów, ograniczasz swoje możliwości, a to się pracodawcom nie podoba.

– Wszystko przez tego cholernego Erica Jonesa. Mógłby nigdy nie wymyślić tego całego wychwytu zwrotnego i świat byłby lepszym miejscem.

– Po tylu latach znajomości wciąż nie rozumiem twojej awersji do emocjonerów.

– Człowiek sam powinien panować nad swoimi uczuciami, a nie łykać prochy wprawiające go w dowolny nastrój. Bo wtedy to nie są jego uczucia.

– A właśnie że są. Mój nastrój jest moim świadomym wyborem, a nie kaprysem ciała.

– Nauka kontrolowania własnego ciała zwiększa naszą samoświadomość. Dzięki niej wiemy, czego naprawdę potrzebujemy.

– To brzmi strasznie moralizatorsko.

– A co byś zrobił, gdyby zaatakował cię niedźwiedź, a ty byłbyś świeżo po zażyciu emocjonera relaksującego? Miś pożarłby cię, a ty byś się tylko uśmiechnął od ucha do ucha.

– A skąd by się miał wziąć w mieście niedźwiedź?

– Mógłby uciec z zoo. A zresztą nie słuchaj mnie. Jestem wściekły i gadam od rzeczy. Lepiej zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy.

Odbyliśmy typową, przyjacielską pogawędkę. Ja narzekałem na żonę, Ethan na jej brak, gadaliśmy o filmach, muzyce i kobietach. W końcu przyszedł wieczór i Ethan oznajmił:

– Pójdę już. Chcę jeszcze dziś zdążyć trochę poczytać.

– Co tym razem czytasz? – spytałem. – Pewnie znowu coś tak ambitnego, że nie zrozumiałbym nawet pierwszego zdania.

– To samo, co poprzednio.

– Myślałem, że już to przeczytałeś.

– Bo przeczytałem. Ale nadal nie wiem, co autor chciał przekazać. Strasznie mnie to drażni. Siedzę nad tą książką, a jej znaczenie gdzieś mi umyka. Nie pojmuję sensu niektórych wątków. I zawsze, gdy już wydaje mi się, że zrozumiałem, to zrozumienie ucieka jak spłoszone zwierzę.

– Bo czytasz za mądre książki. Wziąłbyś sobie porządną sensację, to byś nie musiał szukać żadnych ukrytych znaczeń. A zresztą, skoro i tak masz zacząć brać emocjonery, spróbuj poczytać po zażyciu. Będzie ci się łatwiej skupić.

– Jakoś nie chce mi się wierzyć, że tabletka pomoże mi w rozumieniu literatury.

– Rób, jak chcesz. Do zobaczenia pojutrze.

 

***

 

Co pan myśli, widząc, jak pana wynalazek zmienił świat?

 

Przede wszystkim radość, że emocjonery dają ludziom szczęście. Depresje i zaburzenia lękowe, które kiedyś stanowiły tak poważny problem, dziś należą do rzadkości.

Cieszę się również, że umożliwiłem ludziom głębsze zrozumienie świata. Dzięki emocjonerom fascynacji ludzie mogą poświęcić całą swoją uwagę aktualnie wykonywanemu zajęciu. To, co robią, wzbudza w nich taką fascynację, że zupełnie nie zważają na pozostałe sprawy. Nie zaprzątają im głowy myśli o tym, co dzisiaj zjeść na obiad, nie przeszkadza dudniący za oknem młot pneumatyczny, przez znacznie dłuższy czas nie odczuwają zmęczenia pracą. Dzięki temu rozumieją więcej i szybciej przyswajają nową wiedzę. Pracownicy są bardziej efektywni, naukowcom łatwiej jest formułować nowe teorie, a artystom nadać kształt swoim dziełom.

 

Czy uważa pan, że można uzależnić się od emocjonerów?

 

Ależ oczywiście! Tyle tylko, że nie wiem, co miałoby w tym być niewłaściwego. Ludzie są już zależni od mnóstwa innych rzeczy – elektryczności, komputerów, czy choćby wody i pożywienia – i nikt jakoś nie robi z tego faktu problemu. Oczywiście, tak samo jak alkohol czy kawę, emocjonery można przedawkować. Dość głośno było o przypadkach przedawkowania emocjonerów szczęścia. Ludzie zażywali ich coraz więcej, sięgali po coraz mocniejsze środki, aż w końcu tak przyzwyczajali się do odczuwania szczęścia, że nic nie było w stanie zapewnić im go w dostatecznej ilości. Jednak znaczna większość zachowuje umiar i bierze co jakiś czas emocjoner smutku, by móc odczuwać później większą radość.

 

***

 

Przy naszym kolejnym spotkaniu Ethan wyglądał jak przeciwieństwo samego siebie sprzed dwóch dni. Promieniał wręcz radością. Gdy wkroczyłem, znowu spóźniony, do baru, opowiadał jakiś dowcip barmanowi. Po chwili obaj ryknęli rubasznym śmiechem. Zamówiłem piwo, które barman ledwo doniósł, nie mogąc opamiętać się od ciągłego chichotania.

– Widzę, że humor ci się poprawił – powitałem kolegę.

– I to żebyś wiedział jak! – odpowiedział Ethan. – Przez całe życie byłem idiotą. Te emocjonery to czysty skarb.

– Nie potrzebowałeś dużo czasu, by zmienić zdanie.

– Potrzebowałem czterdziestu lat i wrednego szefa, żeby pójść po rozum głowy. Kiedy pierwszy raz wziąłem emocjoner do roboty, nie mogłem wyjść z podziwu dla samego siebie. Durne stanie przy kasie fascynowało mnie! Rozumiesz to? Cały się oddałem obsługiwaniu klientów. Z radością ważyłem ich głupie marchewki i sczytywałem ceny z ich durnych jogurtów. I szło mi znacznie szybciej niż do tej pory.

– Widzę, że miałeś pasjonujący dzień – rzekłem z przekąsem. – Nie każdy może sobie pozwolić na rozrywki pokroju ważenia marchewek.

– Ale to dopiero początek! Najlepsze było, kiedy wróciłem do domu. Najpierw zabrałem się za czytanie. Zrozumiałem wszystko! Już wiem, co reprezentują bohaterowie i co znaczą poszczególne wątki. A potem odsłuchałem najnowszą suitę Paczewskiego.

– Jakiego znowu Paczewskiego?

– To światowej sławy polski kompozytor, ignorancie. Jego dzieła są strasznie złożone. Ta nowa suita na przykład. Każdy instrument dopełnia wszystkie pozostałe, motywy zachodzą na siebie, potem zaczyna się galopada smyczków… i tak dalej. Bez emocjonera za nic nie mogłem wyłapać wszystkich linii melodycznych, ani docenić niesamowitej konstrukcji utworu. Zawsze myślałem, że emocjonery uniemożliwiają świadome odczuwanie piękna. Sądziłem, że trzeba wykonać ciężką pracę, poświęcić wiele lat, by zrozumieć i docenić dzieła wielkich artystów. Ale jeśli to samo można osiągnąć, łykając jedną tabletkę, która nieznacznie zmienia działanie mózgu, to po co się męczyć?

– Niestety emocjonery wywołują u ciebie skutek uboczny – nadmierne, pompatyczne gadulstwo – skomentowałem.

 

***

 

Niektórzy uważają emocjonery za niezgodne z naturą. Twierdzą, że sztuczne wywoływanie uczuć jest niewłaściwe, a człowiek powinien odczuwać to, co pochodzi bezpośrednio z jego ciała. Jakie jest pana zdanie na temat tych poglądów?

 

Szczerze powiedziawszy, po prostu ich nie rozumiem. Skoro człowiek może decydować o ubraniu, jakie nosi, długości i kolorze włosów, czy tatuażach na ciele, dlaczego nie miałby decydować o emocjach, jakie chce przeżywać. Nie uważam też, by wrażenia dostarczane przez emocjonery były sztuczne. Otoczenie zawsze wywołuje w nas reakcje emocjonalne, będące mieszanką zadowolenia, smutku, złości i tak dalej. Po zażyciu emocjonera reakcje wciąż są te same i wynikłe z otoczenia, w jakim się znajdujemy. Tyle tylko, że reakcje związane z konkretnym uczuciem zostają wzmocnione.

 

Czy samodzielne decydowanie o stanie emocjonalnym jest zdrowe? Część uczonych twierdzi, że organizm sam siebie reguluje i trzyma w równowadze poprzez wywoływanie określonych uczuć w określonych ilościach.

 

Nie jest to do końca prawda. Nasze organizmy świetnie sobie radziły, kiedy ganialiśmy z dzidą za mamutami. Niestety ewolucja nie nadąża za rozwojem cywilizacji, przez co straciliśmy przystosowanie do świata, w którym żyjemy. Wynikał stąd, na przykład, ciągły stres odczuwany przez wielu ludzi przed wynalezieniem emocjonerów. Świadoma regulacja własnych emocji jest więc nawet zdrowsza niż pozostawienie tego zadania organizmowi.

Zresztą od zawsze próbowaliśmy wzbudzić w sobie określone emocje. Przecież po to właśnie powstały literatura, teatr, muzyka i film. Różnica tkwi jedynie w natężeniu. Kiedyś miłośnicy horrorów wychodzili z kina zawiedzeni, że film nie wzbudził w nich przerażenia. Dzisiaj rozpylane są emocjonery strachu i nikt nie narzeka. No chyba, że pomylił sale i liczył na komedię romantyczną.  

 

***

 

Gadulstwo nie opuściło Ethana podczas naszego następnego spotkania. Kolega wciąż zachwycał się emocjonerami. Nic dziwnego zresztą, skoro zażywał je po raz pierwszy w życiu. Ja przyzwyczaiłem się do nich na tyle, że nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak Ethan przetrwał bez nich aż czterdzieści lat. On z kolei nie wyobrażał sobie przez cały ten czas, ile możliwości mogą dawać.

– Wczoraj obserwowałem pomidor – oznajmił.

– Zapowiada się jeszcze ciekawiej niż marchewki – skomentowałem.

– Obserwowałem go po zażyciu czterech różnych emocjonerów – szczęścia, smutku, strachu i fascynacji. I wiesz co? Wydawało mi się, że za każdym razem widzę inny pomidor, chociaż to wciąż był ten sam. Pierwszy był dojrzały, wyglądał bardzo smacznie. Patrząc na niego, cieszyłem się, że o tej porze roku sprzedają tak piękne pomidory. Drugi stracił cały swój urok. Był przeciętnym, nic nie znaczącym pomidorem, przypominającym mi, że moje życie jest równie pozbawione sensu jak jego. Przy trzecim musiałem się upewniać, że jego czerwony kolor nie bierze się z rozlanej na nim krwi. Bałem się, że jedząc go, udławię się i umrę. I wreszcie czwarty, będący wspaniałym dziełem natury. Zachwycałem się jego złożonością, wynikłą z lat ewolucji, i starałem się zrozumieć, czemu wygląda, smakuje i pachnie w ten, a nie inny, sposób.

– I do jakich wniosków doszedłeś po tej wnikliwej analizie?

– Że to rzeczywiście były cztery różne pomidory. Przy obserwacji każdego z nich do mojego mózgu docierały inne dane wejściowe – raz jedne impulsy były wzmocnione, a raz inne. A to dawało w rezultacie różne wyniki. Obraz pomidora w mojej głowie wynikał z wrażeń zmysłowych i uczuć im towarzyszącym. To oznacza, że biorąc konkretny emocjoner, mogłem zdecydować, jaki pomidor dostrzegam.

– Może trzeba było go zjeść? Problem sam by się rozwiązał.

 

***

 

I ostatnie pytanie. Jaka jest przyszłość emocjonerów? Jak rozwinie się technologia produkcji?

 

Trudno mi w tej chwili powiedzieć cokolwiek pewnego. Dąży się do skrócenia czasu reakcji na emocjoner. Dziś jest to około pół godziny, lecz za kilka lat ten czas może spaść do pojedynczych minut. Chcemy też, by emocjonery wywoływały wrażenia o dokładnie określonym natężeniu. Oczywiście już dziś można kupić emocjoner lekkiego zadowolenia, wielkiej radości, czy uniesienia seksualnego. W przyszłości zamierzamy jednak to sprecyzować i wprowadzić skalę uczuć, tak by można było nabyć emocjoner szczęścia o natężeniu od jedynki do pięćdziesiątki.

Mam nadzieję, że inne metody kontrolowania naszego ciała będą rozwijać się równie skutecznie. Może już niedługo będziemy mieli możliwość szybkiego i prostego zwiększenia zawartości naszej pamięci lub ilorazu inteligencji.

 

Będziemy czekać na ten dzień z zapartym tchem. Dziękujemy za wywiad i życzymy dalszego powodzenia.

 

***

 

Minęły kolejne dwa dni i Ethan powrócił do swojego standardowego trybu spokoju i powściągliwości. Gdy spytałem go o przyczynę, odpowiedział:

– Rzuciłem emocjonery. Znalazłem nową pracę, gdzie wyraźnie mi powiedziano, że nie będą ode mnie wymagać ich zażywania. Płacą mniej, ale przynajmniej nie wtrącają się w moje życie.

– Ale dlaczego? – zdziwiłem się. – Przecież tak się nimi zachwycałeś.

– Tak, ale doszedłem do wniosku, że żaden z tych czterech pomidorów, o których ci opowiadałem, nie był moim własnym pomidorem. Bez emocjonerów każdy obiekt wywołuje u mnie określone reakcje, które wynikają z moich doświadczeń i mojej osobowości. Patrząc na pomidor, każdy widzi go w inny sposób, bo każdy ma własny charakter i własną historię. I wtedy to jest ich pomidor, którym nie musi się dzielić z nikim innym. A kiedy bierzesz emocjonery, wygląd pomidora nie zależy od ciebie, tylko od tabletki, jaką łyknąłeś. I to już nie jest twój własny pomidor, tylko pomidor wszystkich tych, którzy wzięli taką samą tabletkę.

– Tyle lat znajomości, a ja nadal kompletnie cię nie rozumiem. A zmienny jesteś bardziej od mojej żony.

– Taki już mam charakter. Ale wiesz co? Cieszę się z tych kilku dni z emocjonerami. I wcale nie uważam, że ich zażywanie jest niewłaściwe. Pewnie gdybym nie kręcił na nie nosem od dziecka i przyzwyczaił się do nich jak ty, dziś miałbym znacznie przyjemniejsze życie. Ale dokonałem wyboru, a teraz nie potrafię go już zmienić.

– Może to i lepiej. Nie pojmuję twoich filozoficznych wybryków, ale lubię cię za to, że jesteś inny niż wszyscy.

– Ech… chyba wolałbym taki nie być. Pogadajmy lepiej o czymś innym.

Po raz tysięczny rozmawialiśmy o filmach, muzyce i kobietach. Niekoniecznie w tej kolejności i w takich samych proporcjach. Tak jak mówiłem – Ethan to dziwak, ale naprawdę równy z niego gość.

Koniec

Komentarze

Ha, chyba trochę za sucho to wyszło. To znaczy, forma wykładu, czy też wywiadu, jest jak najbardziej okej pod warunkiem, iż wywiad poprowadzony fascynująco i nietuzinkowo, a wykład poparty fabułą. Choćby skromną i leniwie rozwijającą się, ale na przykład, sugerującą możliwość ciekawej kontynuacji. Jak w opowiadaniu "Techno", zerknij sobie. Przerywniki w postaci rozmowy dwóch kumpli w knajpie, fabułą niestety nie są. Sprawa, o której piszesz – mam wrażenie, że analizowana, reanalizowana, sekcjowana, wiwisekcjowana i rozpieprzana w Wielkim Zderzaczu Hadronów miliony razy już, ale… Ale to nic. Nie od każdego tekstu fantastycznego musi koniecznie wiać świeżością, jak od porannej kupy niedźwiedzia polarnego. Ważne jest jasne i konkretne spojrzenie na problem. A u Ciebie to działa. Mój ulubiony moment z pomidorem – w przystępny, obrazowy sposób ukazałeś istotę tematu. I brawo. Warstwy językowej czepiał się będę – według mnie tekst napisany jest ładnie i sprawnie. Choć ja potrafię namierzyć tylko błędy o kalibrze 75 mm wzwyż – lepiej poczekaj na komentarze tych, co potrafią odnaleźć nawet najdrobniejszą przestrzelinę po dwudziestce dwójce. Jedna sprawa – ci goście w barze rozmawiają zdecydowanie zbyt sztywno i konkretnie. Więcej luzu, wpleć w ich dialogi to, co jeno zasugerowaleś – rozmowę o filmach, piwie i babach. Wyjdzie dużo naturalniej. A tak na marginesie – znam inne, zupełnie niefantastyczne środki, po użyciu których przeciętne filmy stają się znakomite, literatura pełna wcześniej ukrytych znaczeń i wątków, utwory muzyczne eksplodują harmonią niedostrzeganych do tej pory motywów, zwykłe jedzenie wznosi się na smakowe wyżyny kulinarnej sztuki, a pomidor… Pomidor może jawić się fascynującym, przeskomplikowanym dziełem wspaniałego procesu ewolucji. Tyle, że nikt jeszcze nikogo nie nakłania do owych środków stosowania… Pozdrawiam!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Wysoko oceniam temat i założenia wyjściowe, tak zwany morał także, lecz wypadkowa ocena wychodzi poniżej średniej. Wywiad niechaj będzie, Bardzo Mądry Twórca Metody wyjaśnia maluczkim, więc łopatologicznie (co i tak niektórym nie pomoże), ale bohaterowie tacy jacyś bez wyrazu, bez ikry, dwubiegunowi, czarny i biały…

Pomysł na świat ciekawy, gorzej z fabułą. Niechby któryś z bohaterów spotkał jakiegoś niedźwiedzia, a nie tylko sobie o nim pogadali… Językowo całkiem przyzwoicie.

Może rozważ częstsze dodawanie didaskaliów w dialogach – w jednym miejscu pogubiłam się, kto co mówi.

Ech, szkoda, że komentarze w internecie nic nie ważą. Autor taką ciekawą cenę zaproponował. ;-)

 

Edit: Aha, mam wrażenie, że odrobinę za bardzo uprościłeś te uczucia, ale jakoś strasznie nie przeszkadzało. Za to zgrzytnęła mi ewolucja pomidora. Wydaje mi się, że to w znacznie większym stopniu był sztuczny dobór. Ale już uprawiam czepianie się szczegółów.

Babska logika rządzi!

Dziękuję za wszystkie komentarze! Rzeczywiście skupiłem się na przedstawieniu świata i problemów, ignorując zupełnie fabułę, co nie było dobrym pomysłem. Czytałem opowiadanie ‘Techno’ i zgadzam się, że jest się na czym wzorować. 

Nie chciałem jednak, by jeden z bohaterów był czarny, a drugi biały, lecz raczej na pokazaniu dwóch poglądów na sprawę. Zmieniłem odrobinę zakończenie, by to uwypuklić – może tak będzie lepiej.

I faktycznie postąpiłem niecnie, twierdząc, że każdy komentarz będzie na wagę złota i wiedząc jednocześnie, iż te nie posiadają masy :)

Musiałbym powtarzać po Adamie i thargone, więc się streszczę:

 – pomysł i konkluzja – bardzo ciekawe

 – wykonanie – psuje je. Postaci, jak dla mnie, mają mało zycia w sobie, są takie papierowe – ustawiasz dwie ustrojone kukiełki, które deklamują, niczym pacynki, zadane kwestie. W ten sposób masz bardziej moralitet niż opowiadanie. Gdyby nie didaskalia, ich sposoby wypowiedzi nie różniłyby się zupełnie… No i wywiad, przydałoby się wywiad bardziej z jajem, przecież dziennikarzowi zalezy na oglądalności, więc powinien atakować, prowokować konflikt z interlokutorem – no chyba, że pisze płatną laurkę.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przedpiścy poinformowali już o wszystkim; pomysł rzeczywiście fajny, postacie za to bez życia, ale czytało się całkiem przyjemnie.

Sorry, taki mamy klimat.

Przeczytałam bez przykrości, ale i bez szczególnego entuzjazmu. Wywiad odebrałam jak dostarczenie informacji, a rozmowy w barze stanowiły jego uzupełnienie, niejako ilustrację podanych informacji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka