- Opowiadanie: Cień Burzy - Służba Ochrony Kolei

Służba Ochrony Kolei

Odautorskich słów kilka.

Ostatecznie zdecydowałem się napisać to opowiadanie w miniony czwartek. W piątek trochę zacząłem przy nim grzebać. Potem przyszła sobota, co nie wymaga dalszych komentarzy, a w niedzielę dopiero pod wieczór  na poważnie przysiadłem do pracy. W poniedziałek bladym świtem – dzisiaj w sensie – wywaliłem większość tekstu (przegrany pojedynek konceptu z limitami) i zacząłem pisać praktycznie od nowa. W południe skończyłem i przesłałem tekst do przejrzenia Pani Regulatorzy – osobie, której zajebistość uchwycić w słowach – co przyznaję bez... ekhem... cienia żalu – nie potrafię.

Odzyskałem swoje opko już pod wieczór, naturalnie w nieco zmienionej wersji.

A mówię Wam o tym, Kochane Czytelniki, żebyście wiedzieli jedno:

Wszystkie błędy, nielogiczności, zagubione i zbędne przecinki, koślawe zdania, absurdy natury technicznej i technologicznej, oraz ogólnie wyzierająca z tej opowieści głupota, są wyłączną zasługą Reg.

Autor jest całkowicie niewinny.^^

 

A teraz serio.

Chciałbym zawrzeć z Wami umowę. Wszystkie gromy za to opowiadanko ślijcie śmiało pod mój adres – kto Wiatr sieje, ten Burzę zbiera, wiadomo – natomiast jeśli najdzie Was ochota i/ub potrzeba zapisania kilku miłych słów, to kierujcie je bezpośrednio do Regulatorki. Bo jeśli ten tekst cokolwiek sobą reprezentuje, to jest to wyłącznie Jej zasługa. I to nie tylko dlatego, że nieustępliwie przez całe popołudnie mieliła moje opowiadanie niczym Mały Dzielny Młynek, ale – a może raczej: przede wszystkim –  dlatego, że bez jej zachęty, wsparcia i niczym nieuzasadnionej wiary w moją osobę, oraz pewności, że zwyczajnie mogę liczyć na Jej pomoc, nawet nie brałbym się za pisanie.

Reg, dziękuję.

 

Peace!

 

/A.D.20.04.15/

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Służba Ochrony Kolei

– Murrah, gamoniu, rusz dupę! To nie jest spacer, tylko Pielgrzymka!

„To nie jest spacer, tylko Pielgrzymka!”. Ile już razy przysięgałem Esmie, że wbiję mu te słowa pięścią z powrotem do pyska?

Nie, żebym nie próbował, ale z Rycerzami nie ma żartów.

 

Esma to totalny psychol. Trafił do naszej elitarnej i sławetnej brygady Pielgrzymów – straceńców wszelkiego autoramentu – po tym jak, najprawdopodobniej pod wpływem magii Kultystów, przestał rozróżniać Świętych od demonów. To, ilu swoich zabił, nim go wreszcie obezwładnili, jest tematem sporów, zakładów i legend.

Mądrale z Zakonu postanowili jednak i jemu dać drugą szansę. O dalszej karierze w Świętych, Esma mógł oczywiście zapomnieć, ale nadal wykazywał się fanatyczną wiarą w Jedynego i równie fanatyczną lojalnością wobec Zakonu, a jego zabójcze umiejętności nie zniknęły wraz ze zdjęciem pancerza, więc likwidacja go byłaby niedopuszczalnym marnotrawstwem.

W końcu, czy to nie właśnie z myślą o takich jak Esma, Jedyny wskazał nam drogę Pielgrzymki?

I tak szajbus trafił do nas, do Służb Ochrony Kolei. A biorąc pod uwagę panujące tutaj warunki, dla niego nie była to żadna kara, tylko wygodna emeryturka.

Mnie, prawdę mówiąc, też zesłano do tunelu w nagrodę; w nagrodę za to, że byłem dostatecznie głupi, by dać się wrobić.

Moje “zbrodnie” wcale nie były poważne: bumelantka, narkotyki, bójki, drobne kradzieże. Ogólnie – chroniczny brak ogłady. A do tego pobicie ze skutkiem śmiertelnym, którego nawet nie pamiętam; tamtej nocy byłem na totalnym haju.

Jak każdy normalny człowiek, chciałem iść do kopalni, odrobić swoje i zacząć wszystko od nowa. Naprawdę zamierzałem się poprawić. Traf jednak chciał, że kolej cierpiała akurat na poważne braki w kadrach, więc jeszcze przed procesem – wyrok był z góry wszystkim znany – wysłannik Zakonu wziął mnie na stronę i nalegał, bym zgłosił się do Pielgrzymów, a już on załatwi mi miejsce w cieplutkim tunelu. Robota tam lekka, mówił, niebezpieczeństwo znikome, bo kolej jest jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic w Eld-Hain, więc demony być może nawet nie wiedzą o jej istnieniu, a i żarcie o niebo lepsze niż w kopalni. Dla mordercy to i tak „łagodny wymiar kary”.

Twierdząc, że demony nie wiedzą o istnieniu tunelu, Zakonny oczywiście kłamał. Powinienem był się tego domyślić jak tylko wspomniał, że w tunelu pilnie potrzeba ludzi. Bo niby co, jeśli nie armia krwiożerczych potworów z innego wymiaru, mogło spowodować nagłe powstanie tylu wakatów?

Powinienem był się też domyślić, że to właśnie pilna potrzeba, a nie ja, pobiła tego nieznanego, prawdopodobnie w ogóle nieistniejącego, pechowca.

Nie miałem jednak zbyt wiele do gadania i jeszcze mniej czasu do namysłu, toteż nie marnowałem go na dogłębne analizy. Wybrałem tunel. I, jak się okazało, dobrze zrobiłem – w kopalni, do której chcieli mnie zesłać, pewnego dnia ujrzeli o wiele więcej demonów niż ja widziałem w tunelu przez całe długie sześć lat Pielgrzymki.

I był to ostatni widok w życiu wszystkich tych nieszczęśników.

 

Najeźdźcy nie tylko wiedzą o istnieniu naszego systemu łączności z innymi Ostojami, ale też doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że ciągnące się dziesiątki metrów pod ziemią linie kolejowe są krwiobiegiem zarówno Eld-Hain jak i całego cywilizowanego świata. Tak więc skurwysyny nie ustają w staraniach, by podciąć nam żyły.

Na szczęście Zakon również rozumie, jak wiele zależy od utrzymania kolei, więc nie żałują nam broni i sprzętu. Mamy tu nawet lekkie egzoszkielety. Co prawda, w porównaniu z pancerzami regularnych wojsk – o zbrojach Świętych Rycerzy nawet nie wspominając – są to tylko żałosne zabawki, ale i tak stokrotnie zwiększają nasze szanse na przeżycie w starciu z wrogiem.

No i żarcie. Przynajmniej w tym jednym punkcie Świętoszek mówił prawdę; karmią nas tutaj naprawdę przyzwoicie.

Słowem, choć ciemny, duszny tunel sam w sobie przypomina ścieżkę wprost do piekła, a czasem zdarzają się takie dni, że łatwo uwierzyć, iż jest tak w rzeczywistości, to jednak zazwyczaj mamy się tu jak u Jedynego w warsztacie.

A w każdym razie tak właśnie było, nim na naszą stację przysłali Esmę i zrobili go dowódcą mojego patrolu. Potępiony Rycerz od razu narzucił nam dyscyplinę, do której sam był przyzwyczajony, tym samym zamieniając względnie spokojne obchody w istną gehennę. Ponadto, przez wzgląd na swój fanatyzm i ewidentny brak wszystkich nieparzystych klepek, okazał się skrajnie niebezpieczny. Już na pierwszym patrolu skatował na śmierć jednego z naszych – do dziś nikt nie wie, za co. Pobiliśmy wtedy gnoja do nieprzytomności, choć potrzeba było aż sześciu zaprawionych w walce chłopa, by mu podołać.

Dowódca nie dowódca, w końcu taki sam śmieć jak my.

Ponadto uparcie zaczęliśmy nazywać go Szurniętym Świętym, choć wielu z nas mocno oberwało, nim były Rycerz wreszcie pogodził się ze swoim przydomkiem.

 

Zignorowałem zaczepkę i szedłem dalej. Tym samym, równym krokiem, nie przyśpieszając nawet odrobinę. Podobnie jak pozostałych ośmiu ludzi z naszego patrolu, którzy także nauczyli się już puszczać mimo uszu bezsensowne komentarze Esmy.

Na szczęście codzienny, dwudziestokilometrowy spacer powoli i szczęśliwie dobiegał końca. Światła Stacji Pośredniej Dwa były widoczne w prostym jak strzała korytarzu już z daleka i teraz ich jasny prostokąt, wyraźnie odcinający się od wrogiej nam ciemności, z każdym krokiem rósł w oczach.

Jednak tym razem jakoś nikt nie umiał się z tego cieszyć.

Gdzieś po drodze minęliśmy chłopców z następnego patrolu – tunel nigdy nie zostawał bez opieki – i od razu dostrzegliśmy, że są mocno przygaszeni. Inna rzecz, że odkąd zaczęło się oblężenie, wszyscy weselą się jak kochająca rodzina przy łożu konającego.

– Są wieści z miasta – zaczął bez ogródek Kozioł, dowódca drugiej grupy. – Nienasyceni zostali rozbici przez Brute.

– Co!? Jakim cudem!? – zapytał któryś z naszych.

Kozioł wymownie wzruszył ramionami. Każdy, kto choć raz widział demony w boju, bez problemu potrafił uwierzyć, że są w stanie poradzić sobie nawet z tymi przeklętymi bękartami Jedynego i naszych niewydarzonych inżynierków.

– To jeszcze nie wszystko – Kozioł dodał po chwili. W świetle żółtych lamp jego okolona sławetną bródką twarz wyglądała upiornie. – Podobno wróg już się przegrupował i wznowił szturm. Nie tracą czasu, skurwiele. W dodatku atakują zaciekle, jak nigdy dotąd. Wygląda na to, że tym razem miastu już naprawdę grozi upadek. Prawdopodobnie niedługo zaczną ściągać nas na górę…

 

Po dusznym mroku tunelu, światło jak zawsze obiecywało spokój, bezpieczeństwo i odpoczynek . Tym razem jego kojący blask okazał się jednak zwodniczy.

Na posterunku czekały na nas bowiem wyłącznie trupy. W większości ludzkie, ale nie tylko. Tu i ówdzie leżały ogromne, naszpikowane bełtami i poharatane mechanicznymi włóczniami ciała demonów. Groteskowe, odrażające, straszne. Nawet pozbawione życia, potwory wzbudzają we mnie przesądny lęk.

Uderzenie musiało być nagłe, potężne i doskonale zaplanowane, skoro obrońcy nie zdążyli nawet wezwać pomocy. Pobieżne oględziny stacji wyjaśniły tę zagadkę – system komunikacyjny został doszczętnie zniszczony i to prawdopodobnie jeszcze przed atakiem. Nasz nadajnik też okazał się bezużyteczny.

Ojczulek – komendant Dwójki – i reszta załogi, byli bez szans. Tylko nam i ludziom Kozła się pofarciło.

Przynajmniej na razie.

 

– Musimy zakładać, że Jedynka też padła i nikt nie wie, co tu się dzieje, a tory są zniszczone. Reg, zostaw cały sprzęt i zapierdalaj z powrotem, wezwać pomoc. Goń tutaj Kozła, niech nas ściga w tunelu, a potem wal na Trójkę – komenderował Esma. Był blady jak trup, ale spokojny. Spojrzał na kieszonkowy zegarek. – Według rozkładu wkrótce przyjedzie pociąg z Kald-Tad. Wiozą nam zapasy i całą kupę wojska. Masz niecałe półtorej godziny, żeby ich zatrzymać. I nawet nie chcę myśleć, co się stanie, jeśli nie zdążysz…

Ja jednak pomyślałem; wyobraziłem sobie, jak kolosalny, superszybki pociąg napędzany kryształem wielkości ludzkiej głowy, w pełnym pędzie wypada z torów i zadrżałem. Jeden raz demonom udało się wykoleić nasz skład. Straty i zniszczenia były nie do opisania. Lokomotywa zamieniła się w wielką, płonącą kulę – eksplodował silnik – cała załoga zginęła, obrócona w popiół albo masę bezkształtnego mięsa, dziesiątki ton bezcennego jedzenia bezpowrotnie przepadły, a tunel praktycznie się zawalił. A teraz… Pociąg pełen ludzi i sprzętu wojskowego… Oby tym razem Jedyny czuwał nad swoimi dziećmi… i ukochaną zabawką.

Między Stacjami Pośrednimi jest równo dziesięć kilometrów prostego tunelu, więc Reg musiał się śpieszyć. Nie czekając na dalsze zachęty, chłopak zrzucił ekwipunek i pognał z powrotem w ciemność.

– Dobra, panowie, a my idziemy dalej – rozkazał Esma. – Musimy spróbować przebić się do miasta…

– Zaczekajmy na Kozła – zaoponowałem. – Tego plugastwa musi tam być od groma, skoro zdołali roznieść całą stację… Taką garstką nie mamy najmniejszych szans.

– A ludzie Kozła coś tu niby zmienią? Nie ma co się czarować, jesteśmy w totalnej dupie. Ale próbować musimy. I nie możemy sobie pozwolić na jakąkolwiek zwłokę. Jeśli się spóźnimy, być może całe Eld szlag trafi. Wszystko wskazuje na to, że tym razem głównym celem nie jest kolej, tylko miasto. Chcą nas zaskoczyć i wybić od środka. Pozbierajcie kusze i jak najwięcej bełtów. Może tym razem to jednak my zaskoczymy ich…

Esma może i był szalony, ale znał się na swojej robocie, to trzeba było mu przyznać. Chyba pierwszy raz w życiu cieszyłem się, że mam go obok siebie.

Kilka minut później maszerowaliśmy już w ciszy i absolutnych ciemnościach – nikt nie wie czy demony widzą w mroku, ale światło latarek z pewnością zobaczyłyby z daleka.

Świadomość, że każdy krok przybliża nas do nieuchronnej walki z wrogiem, którego praktycznie nie da się pokonać, przytłaczała coraz bardziej. A do tego, jak na złość, niesforne myśli uparcie krążyły wokół mojego pierwszego starcia z demonami.

Skąd te bestie biorą się w tunelu, nikt nam nigdy nie wyjaśniał. W końcu jesteśmy tylko z góry spisanym na straty mięsem armatnim. Mamy walczyć i ginąć, a nie zadawać pytania, na które odpowiedzi – dla dobra wszystkich – znać nie powinniśmy. Podejrzewam jednak, że czasem potworkom po prostu udaje się odnaleźć jeden z nielicznych szybów wentylacyjnych i, zwyczajnie, wpełzają przez niego jak szczury.

Tamtego dnia, gdzieś podczas drugiego roku mojej Pielgrzymki, natknęliśmy się na nich podczas patrolu. Jak gdyby nigdy nic, plątali się w tunelu i rozbijali torowisko. Nawet niespecjalnie zwrócili na nas uwagę. Pomyślałem wtedy, że to tacy sami straceńcy jak my – bez względu na koszty muszą zrobić swoje; skoro i tak już zostali odkryci, próbują zniszczyć jak najwięcej, nim padną pod naszymi ciosami.

Pomyliłem się jednak. Zignorowali nas, bo nie uważali, że jesteśmy prawdziwym zagrożeniem. I zasadniczo mieli rację…

Wezwaliśmy pomoc przez nadajnik, natychmiast stawiając na nogi cały tunel i blokując ruch pociągów, a potem utworzyliśmy „płotek” z naszych włóczni i czekaliśmy na wsparcie, wszystko według procedury. Weterani szeptali modlitwy, by demony nie zdecydowały się jednak przedwcześnie poświęcić nam uwagę.

Pamiętałem, czego uczono nas na szkoleniu – „PIERWSZA ZASADA, ŚWIĘTSZA NIŻ NAUKI JEDYNEGO: JEŚLI WŁASNA SKÓRA WAM MIŁA, TO MACIE UNIKAĆ KONTAKTU Z WROGIEM PÓKI NIE ZJAWI SIĘ WSPARCIE!” – a mimo to jakoś nie chciało mi się wierzyć, że niebezpieczeństwo jest aż tak ogromne. W końcu nas było dziesięciu chłopa w mecha-pancerzach, każdy biegle władający włócznią, którą bez problemu można rąbać granit, a tam ledwie kilka niewiele większych od człowieka pokrak, uzbrojonych w prymitywne, kościane maczugi. Demony wyglądały odrażająco, ale nie budziły przerażenia.

Przynajmniej z początku…

Kiedy dotarły posiłki, wszyscy byliśmy już dosłownie chorzy ze strachu. Choć demony nadal uparcie nas ignorowały, niektórym ręce trzęsły się tak, że nie potrafili utrzymać broni, a inni płakali jak dzieci, czekające na surową karę. W pewnym momencie, sam nie wiem kiedy, puściły mi zwieracze. Jeszcze kilka minut takich męczarni, a zwyczajnie porzuciłbym broń i kolegów, i uciekł w cholerę albo popełnił samobójstwo.

W samej walce zasadniczo nie wziąłem udziału. Mimo ciężkiego ostrzału z kusz, demony bez problemu przebiły się przez nasz „płotek” – zaporę z wbitych na sztorc włóczni – i zabiły kilkunastu naszych, nim wreszcie same padły. Ja przeżyłem prawdopodobnie tylko dlatego, że w porę zemdlałem.

Dopiero później okazało się, że wśród demonów był szaman, który zwyczajnie naćpał nas jakimiś trującymi ziołami. Nawet ci, którzy przybyli później, nie zdołali oprzeć się tej przeklętej magii.

Wystarczyło kilka demonów, żeby niemal doszczętnie zmasakrować cały nasz oddział. A teraz pchaliśmy się prosto w łapy dziesiątek, może nawet setek tych potworów…

 

Minęliśmy Jedynkę, również wymarłą, a kilka kilometrów dalej wreszcie natrafiliśmy na wroga. Usłyszeliśmy go na długo przedtem, nim ujrzeliśmy. Tunel zachłannie pożerał światła pochodni, jednak w zamian szczodrze dzielił się echem, zwłaszcza, że bestie zupełnie nie zachowywały ostrożności. Bo i nie musiały się nikogo bać. Nie w takiej liczbie. Naprawdę były ich tam dziesiątki, a po grubych linach zwisających z ogromnej dziury w sklepieniu – jak zdołali ją wykopać, w dodatku bez zwracania niczyjej uwagi, nie mogę sobie nawet wyobrazić – wciąż zsuwały się nowe.

Tory, oczywiście, zostały zniszczone.

 

Podkradliśmy się tak blisko jak tylko zdołaliśmy, nie ryzykując wykrycia i ze zgrozą obserwowaliśmy przygotowania do inwazji. Wyglądało na to, że do tunelu schodziła cała wielka armia.

Po chwili, na znak dany przez Esmę, wycofaliśmy się na bezpieczną odległość.

– No, to po nas – zawyrokował Nicpoń, nasz etatowy wiejski głupek, tym razem jednak jakoś nieskory do żartów. – W życiu się nie przedrzemy. Nawet posiłki z Trójki i innych stacji nam nie pomogą. Zresztą Zakon, choćby w porę ostrzeżony i przygotowany na nadejście wroga, i tak nie miałby szans obronić stacji…

– Chyba, że zdążą na czas zawalić tunel – zauważył niechętnie Esma. On również poddał się rozpaczy. – Ale na to nie ma szans… Nikt ich w porę nie ostrzeże…

– Więc sami wysadźmy ten jebany tunel! – nieomal krzyknąłem, ogarnięty nagłym podnieceniem.

Wszyscy spojrzeli na mnie zdumieni.

– Na Jedynce mamy przecież „Krety”! – Gorączkowałem się. – Wróćmy tam, odpalmy jednego potwora i wysadźmy go w cholerę zaraz za wyłomem!

 

„Krety” to ogromne, ale bardzo powolne buldożery, zaprojektowane jeszcze w czasach, gdy ludzkość próbowała się pozbierać po katastrofie, którą zesłał na nas Jedyny. Już wtedy, choć nikt nawet nie przypuszczał, że pęknie piekło i zaleją nas armie demonów, oczywiste stało się, że świat zewnętrzny jest zbyt niebezpieczny, by wystawiać kolej – naszą jedyną szansę przetrwania – na jego nieustanne zakusy. Stworzono więc te mechaniczne bestie, poruszane pierwszymi, bardzo jeszcze prymitywnymi, choć niezwykle potężnymi, napędzanymi kryształami silnikami. Ich zadanie było proste – drążyć tunele pod nową, bezpieczniejszą kolej.

Rezultaty przekroczyły najśmielsze oczekiwania Zakonu. Okazało się, że „Krety” są w stanie kruszyć i przetapiać ziemię i skały w jednolitą, niezwykle wytrzymałą konstrukcję, niezależnie od ich rodzaju, gęstości czy masy, i to na niemal dowolnej głębokości.

Po dziś dzień dziesiątki „Kretów” – większych, szybszych i znacznie bardziej efektywnych niż pierwsze wersje – drążą ogromne podziemne schrony i nowe tunele wokół wszystkich Ostoi, osobliwie wokół Eld-Hain. Część z nich służy jako „linie zapasowe” w razie takich niespodzianek jak dzisiejsza – nie stać nas na lekkomyślność prób utrzymania całego ciężaru miasta na kilku tylko nitkach – a część jako „ślepe kiszki”, będące niczym innym, jak tylko pułapkami na wroga. Tunelowe legendy głoszą, że bardzo skutecznymi.

„Pancerniki”, bojowe wersje „Kretów”, o wiele mniejsze, znacznie szybsze i doskonale przystosowane do eksterminacji demonów, stały się filarem naszej armii. Odkąd tylko pojawiły się na polu walki, nieustannie sieją w szeregach wroga popłoch i ogromne zniszczenie. Niedostateczne jednak, by zatrzymać inwazję, czy choćby wygrywać pojedyncze bitwy.

W Jedynce stały dwa „Krety” wyjątkowo starej daty. Oficjalnie trzymano je tam „na wszelki wypadek”. Tak naprawdę każdy jednak wiedział, że Zakon potraktował stację jako złomowisko dla przestarzałego sprzętu, którego nie opłacało się już modernizować.

 

– Jak tylko odpalimy ten złom, wróg usłyszy nas od razu – burknął Soel, dzieciak wiecznie obrażony na cały świat.

– I dobrze! Musimy skupić na sobie całą uwagę hordy – zauważył Esma.

– A przy odrobinie szczęścia może w mieście też nas usłyszą… – dodał Nicpoń. Humor wrócił mu razem z nadzieją.

W tym momencie na stacji pojawił się Kozioł ze swoimi ludźmi. Widać było, że pędzili ile sił w nogach. Z ulgą przyjęliśmy informację, że Reg zdążył zatrzymać pociąg.

– I tak za cholerę się nie przedrzemy – zauważył jeden z ludzi brodacza, gdy przedstawiliśmy im nasz plan. – Kreciki są zwyczajnie zbyt wolne na takie rajdy. Obskoczą nas jak muchy gówno…

– Nie chcemy się przedrzeć tylko zawalić tunel – odparłem. – Wszystko, co musimy zrobić, to dotrzeć chociaż kilka, kilkanaście metrów za wyłom i wysadzić Krety w powietrze. A jeśli nas obskoczą, to tylko lepiej; im więcej ich zabierzemy z tego świata, tym raźniej będzie stawać przed Jedynym.

– Murrah ma rację – poparł mnie Esma. – Nie ma sensu zakładać, że jeszcze wrócimy do domu… Czy wszyscy to rozumieją? – Jedyną odpowiedzią było ponure milczenie, więc Rycerz ciągnął dalej: – Dobra, to teraz słuchajcie. Plan jest taki: wszyscy wsiadacie do pierwszego Kreta i torujecie drogę, ostrzeliwując się i ściągając na siebie jak najwięcej uwagi wroga. Na platformie powinniście łatwo się utrzymać. Kiedy miniecie wyłom, musicie rozwalić system odprowadzania pary i wiać ile sił w nogach. Mamy małe szanse powodzenia, ale mimo wszystko musimy próbować dostać się do miasta i ostrzec Zakon.

– A co z tobą, Stuknięty Święty? – zapytał Kozioł.

– Ktoś musi prowadzić drugiego “Kreta”…

– A po cholerę!? Pakujmy się wszyscy do jednego, to zwiększy nasze szanse…

Esma pokręcił jednak głową.

– Może okazać się, że jeden „Krecik” to za mało, by zawalić tunel. Nie zamierzam ryzykować, że damy dupy. Ale spokojnie, będę tuż za wami. Rozwalę silnik jak tylko dotrę za wyłom i już do was lecę.

– Ale tak sam, bez wsparcia…? – zapytał Nicpoń.

– W pieprzonej zbroi czy z worem pokutnym na plecach, wciąż, do kurwy nędzy, jestem Świętym Rycerzem! – zniecierpliwił się Esma. – Poradzę sobie, jasne!? Odpalać to gówno i jedziemy!

 

„Krety” faktycznie okazały się prawdziwymi potworami: były potwornie głośne i potwornie wolne – człowiek idąc tyłem w ciemnościach byłby w stanie dotrzymać im kroku. Ale były też ogromne i niezwykle solidne. Mając dość ludzi, kusze i spory zapas bełtów, ukryci na platformie, mogliśmy z powodzeniem walczyć z całą armią. Przynajmniej przez jakiś czas. Wiertła miały nieco większą średnicę niż same, osadzone na gąsienicach pojazdy, a wprawione w ruch stawały się bronią, z którą nikt ani nic nie było w stanie się mierzyć.

Tyle tylko, że tunel był wielokrotnie powiększany przez nowsze modele, więc demony z łatwością mogły po prostu uniknąć bezpośredniego spotkania z naszymi zabawkami.

Większość Pielgrzymów siedziała na platformie, ale kilku, w tym ja i Kozioł, kroczyliśmy obok machiny, by mieć jakiekolwiek rozeznanie w tym, co się dzieje. Kierowca miał zupełnie zasłonięty widok. Był ślepy.

Zupełnie jak kret.

 

Tak jak mieliśmy nadzieję, ryk martwych bestii sprowokował te żywe do ataku. Na długo przed tym, nim „Krety” zbliżyły się do wyłomu, ujrzeliśmy pędzącą w naszą stronę hordę. Demony nacierały całą chmarą. Zawczasu wskoczyliśmy na platformę, a Kozioł krzyknął do kierowcy:

– Manewruj!

Stalowa bestia, posłuszna rozkazom drążka, zaczęła odbijać się od boków tunelu, nadgryzając jego ściany i zbierając krwawe żniwo. Jadący kilka metrów z tyłu Esma, skopiował pomysł, choć niewielu wrogów dla niego zostawialiśmy. Te demony, które mimo wszystko zdołały przedrzeć się obok naszego żądła – a było ich zdecydowanie zbyt wiele – natychmiast zaczynały wdrapywać się na platformę. Na szczęście lekkie automatyczne kusze, będące podstawowym wyposażeniem pilnujących nas strażników (jakby ktoś był na tyle głupi, by myśleć o buncie lub ucieczce z tunelu) i nasze stare, dobre mechaniczne włócznie, świetnie sobie radziły z problemem. Wystarczyło strącić wroga, a „Kret” Esmy dokańczał sprawę.

Sam Esma też radził sobie nieźle. Bez większego trudu odparł tych kilka demonów, które wskoczyły na jego pojazd.

Jazda była niezwykle powolna, w tunelu wciąż roiło się od bestii, a my ponosiliśmy coraz większe straty. Najbardziej zabolało, kiedy odkryłem, że gdzieś zniknął Nicpoń. Kozła też dopadli. Jeden z Brute wdarł się na platformę i roztrzaskał mu głowę. Chwilę później przeklęty demon został zmielony przez wiertło Esmy, lecz brodaczowi w niczym to już nie mogło pomóc.

Bełty skończyły się na długo przed tym, nim dojechaliśmy do wyłomu, ale mimo wszystko – choć z wielkim trudem – zdołaliśmy utrzymać się w siodle. Najbardziej krytyczny moment nastąpił, gdy oddział okultystów obsypał nas jakimiś granatami gazowymi. Wszyscy zaczęliśmy doznawać halucynacji i nie do końca wiedzieliśmy czy nadal walczymy z demonami, czy też z własnymi urojeniami i sobą nawzajem.

Po kilku ciężkich minutach omamy minęły, lecz wtedy okazało się, że zginęła już ponad połowa załogi, a demony skaczą po „Krecie” jak pchły po bezpańskim kundlu.

Miałem rozorane lewe ramię i rozbitą głowę, a moja włócznia została zniszczona. Złapałem więc tę, która należała do Kozła, plecak z napędzającym ją silnikiem parowym zostawiając jednak na ramionach martwego przyjaciela, i dalej broniłem platformy.

Na szczęście chwilę później zobaczyłem, że dokładnie nad nami jest wyłom. Po linach i sznurowych drabinkach wciąż schodzili nowi wrogowie.

– Teraz! Rozpieprz „Kreta”! – krzyknąłem do kierowcy, a ten bez namysłu zgniótł trzonkiem włóczni grube rury, którymi ulatniała się wytworzona ze specjalnej mieszanki ropy – znacznie wydajniejszej niż zwykła woda – cuchnąca para. Ciśnienie w kotłach natychmiast wzrosło, podobnie temperatura na platformie. Silnik zawył o wiele głośniej niż do tej pory.

– UCIEKAĆ! – wrzasnąłem, rzuciłem włócznię Kozła i zacząłem zeskakiwać z pojazdu.

W pewnej chwili stanąłem jednak jak sparaliżowany.

„Kret” Esmy zatrzymał się dokładnie pod wyłomem. Jego silnik ryczał i kopcił coraz bardziej. Sam Święty walczył natomiast z kilkoma demonami, ale już na ziemi; najwidoczniej bestie zrzuciły go z platformy.

– Esma, uciekaj! „Kret” zaraz wybuchnie! – próbowałem przekrzyczeć przedśmiertne ryki dwóch konających monstrów. I chyba mi się udało, bo Rycerz odwrócił się w moją stronę.

– Jestem szalony, pamiętasz!? – zaśmiał się dziko i czule poklepał metalowego potwora. Ta krótka chwila dekoncentracji wystarczyła jednak, by Brute dopadli go i rozerwali na strzępy.

I wtedy zrozumiałem – Szurnięty Święty od początku planował wysadzić nie tylko tunel, ale i całą zgromadzoną nad nim armię, choć dobrze wiedział, że to samobójstwo, a powodzenie misji, w najlepszym wypadku, jest wątpliwe.

 

Nie oglądając się już za siebie, zeskoczyłem na ziemię i zacząłem biec ze wszystkich sił. Zastanawiałem się, ile czasu zostało do chwili, gdy ciśnienie łatwopalnej pary rozsadzi “Krety”, a ognisty podmuch zmiecie wszystko na swojej drodze.

Zdążę, czy nie…?

Nie zdążyłem.

Siła wybuchu odrzuciła mnie daleko do przodu. Przytomność, na całe szczęście, straciłem jeszcze zanim uderzyłem o ziemię.

 

Kiedy się ocknąłem, było cicho. Wokół żywej duszy. Czyżbym tylko ja przetrwał to piekło?

Byłem cały poobijany, a poparzona skóra piekła niemiłosiernie.

Wstałem i powlokłem się z powrotem w głąb tunelu. Nim dotarłem do zawaliska na dobre zamykającego korytarz, napotkałem tylko jedno ciało.

Demon.

Martwy lub nieprzytomny.

Nie zamierzałem ryzykować. Wziąłem duży odłamek skalny i waliłem w twardy czerep tak długo, aż została z niego miazga.

Potem powoli powlekłem się w stronę Eld-Hain.

 

– Kod czerwony! – krzyknąłem, gdy tylko napotkałem pierwsze patrole.

Podziałało. Wojskowi, nie zadając żadnych pytań, zaprowadzili mnie wprost do dowództwa, gdzie zostałem przyjęty natychmiast. Słaniając się na nogach, zdałem relację z wydarzeń w tunelu starcowi z dystynkcjami generała oraz kilku jego oficerom. Gdy skończyłem, ci natychmiast wyszli, by przygotować akcję rozpoznawczo-ratunkową. Jak się okazało, silny oddział wojska czekał na rozkaz wyruszenia właściwie już od chwili, gdy padły słowa „kod czerwony”. Żołnierze wsiedli do drezyn z silnikami i ruszyli w ciemność.

– Wiesz, co cię czeka, jeśli to wszystko okaże się kłamstwem? – zapytał dość napastliwie generał.

– Niech zgadnę… zamkniecie mnie z powrotem w tunelu? – odpyskowałem. Miałem już dosyć tego wszystkiego. Chciałem po prostu spać. Albo umrzeć.

Stary patrzył na mnie przez chwilę, a potem wyraźnie złagodniał.

– Powiedz mi, żołnierzu, masz już jakieś demony na swojej liście?

– Jak do tej pory przypisano mi jednego…

– Więc, jeśli mówisz prawdę, to teraz możesz dopisać sobie cały legion. A to oznacza, że jesteś nie tylko wolny, ale zostaniesz bohaterem… Teraz jednak idź do koszar, niech medycy cię opatrzą. Potem umyj się i zjedz coś, a jak starczy ci sił, możesz przyłączyć się do świętowania.

Świętować? A niby, kurwa, co? Tylu dobrych ludzi zginęło na moich oczach, miasto stoi na skraju zagłady, a ten każe mi pląsać z radości?

Nie, w takich warunkach nawet wolność nie ma smaku…

Przyzwany żołnierz poprowadził mnie do wielkiej windy. Kiedy znaleźliśmy się w kabinie, serce mocniej zabiło mi ze zdenerwowania. Nieprzyjemnie zatrzęsło i już po chwili byliśmy na powierzchni.

Tu spotkało mnie kolejne wielkie rozczarowanie.

Po tylu latach spędzonych pod ziemią, oddychanie powietrzem z zewnątrz; chłodnym, czystym, o wiele mniej gęstym i wolnym od przenikających cały tunel, trujących wyziewów kolei, sprawiło mi zwyczajną przykrość. Było obce i nieprzyjemne.

Nie myślałem o tym jednak zbyt długo, gdyż moją uwagę przyciągnęło radosne ożywienie panujące dookoła.

– Co tu się dzieje? – zapytałem eskortującego mnie wojaka.

– To ty nic nie wiesz? – Żołnierz zdumiał się wyraźnie, a potem uśmiechnął tajemniczo i wskazał na liczne okna stacji: – Spójrz w niebo.

Widok niczym nieograniczonej przestrzeni poraził mnie tak bardzo, że dopiero po chwili wypatrzyłem pewną… anomalię.

W powietrzu, w trzyosobowych oddziałach, w tę i z powrotem śmigały jakieś postacie, patrolując niebo nad miastem. Latały tak wysoko, że wydawały się nie większe niż ptaki, lecz i tak nie można było się pomylić – to byli ludzie ze skrzydłami! Każdy dzierżył coś na kształt kosy.

– Kto… co to jest!? – wykrztusiłem, zdumiony.

– Najprawdziwszy cud! – odparł żołnierz, a ja nagle zrozumiałem, co miał na myśli generał, mówiąc o świętowaniu. – Jedyny wreszcie wysłuchał naszych modłów i zesłał swoje anioły…

Koniec

Komentarze

Mi wystarczy przedmowa. Padłem :)

Hehehe… Jeden z głowy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dwóch. 5/5

Za przedmowę rzecz jasna, przeczytam zaraz :D

(Ale za mały dzielny młynek, to i tak insta 5)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Przeczytałem z zainteresowaniem, chociaż trudno mi czasem było ogarnąć tę konwencję. Spodobał mi się przydomek – “szurnięty święty”. Nie wiem co to “mechaniczny pancerz”, albo “mechaniczna włócznia”. Nie wiem, co to za “kryształy”, napędzają parowozy – ropa zastępuje wodę jako przekaźnik energii. Nie rozumiem, czemu demony mają ciało. Kto to jest “Jedyny”? Ale opowiadanie jest niezwykle dynamiczne, wypełnione bez reszty akcją. Oczywiście może się bardzo podobać młodemu czytelnikowi lubiącemu ostrą akcję bez oglądania się na prawa fizyki i mechaniki, gdzie wszystko jest możliwe. Natomiast ja jestem chyba za stary na taką konwencję. Pozdrawiam utalentowanego autora.

Szybciorem, z podróży – byłem, czytałem, zawadiacka rozpierduszka, akcesorium jest takie, że niech się warszawskie metro wstydzi, sympatyczny łotrzyk bohater, muchos akcjos, aż szkoda twojego talentu :-)

 

No i te legendarne przedmowy… :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No, nawet nieźle – nie sama walka dla epickich opisów, tylko widać, że o coś tu chodzi, ludzie mają swoje cele. Ale można poznać pośpiech przy tworzeniu.

Wiertła miały nieco większą średnicę niż same, osadzone na gąsienicach, pojazdy, a wprawione w ruch stawały się bronią, przed którą nikt ani nic nie było w stanie się obronić.

Powtórzenie. Hmmm. Nie pasuje mi większa średnica wiertła niż pojazdu. Raz, że chyba cholernie trudno manewrować wiertłem nie objętym przez jakiś chwytak, tylko nadzianym na szpikulec (uch, moment siły działający na to połączenie musi być potworny). Dwa, że według mojej kobiecej intuicji powstający tunel będzie jeszcze szerszy niż wiertło (także w pionie), więc tunel będzie zakręcał w dół aż do pionu.

Tak jak mięliśmy nadzieję,

A jak wygląda pognieciona nadzieja? ;-p

Jadący kilka metrów z tyłu Esma, skopiował pomysł, choć niewielu wrogów dla niego zostawialiśmy.

A jakim cudem mógł cokolwiek skopiować, skoro przed chwilą napisałeś, że operator kreta nic nie widział?

którymi ulatniała się wytworzona ze specjalnej mieszanki ropy – znacznie wydajniejszej niż zwykła woda – cuchnąca para.

Mieszanka ropy z czym?

Babska logika rządzi!

A ja się wyłamałam i najpierw przeczytałam opowiadanie…

EDGE2015 jakoś do mnie nie przemawia, ale oba opowiadania z konkursu, jakie dotychczas przeczytałam i owszem.

Dobre. Ciekawe i niewymagające poznania zasad gry. Przynajmniej niezbyt dogłębnie. Bardzo mi się podobało.

Stworzono więc te mechaniczne bestie, poruszane pierwszymi, bardzo jeszcze prymitywnymi, choć niezwykle potężnymi silnikami, napędzanymi kryształami

Zmieniłabym, bo zastopowało mnie w tempie czytania. za dużo informacji w jednym zdaniu, czy cóś :)

 

No, to teraz czas na przedmowę :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Fajne to. Proste w odbiorze, emocjonujące i z dużą dozą akcji. Myślę, że właśnie takiego opowiadania szukają organizatorzy tego konkursu. Wiadomo, że znajomość realiów świata gry ułatwia odbiór tekstu, ale myślę, że i bez tego można by było go ogarnąć. Duży plus za wprowadzenie do świata kilku technologicznych patentów i wprowadzenie kolei podziemnej – to przecież wydaje się takie logiczne i likwiduje tyle problemów fabularnych świata gry, że dziwię się, że nikt inny na to nie wpadł (no chyba że wpadli, a ja po prostu jeszcze nie doczytałem)

Cieniu, oby opko było jak przedmowa :D. Wymużdżyłem się na paru tekstach, więc postaram się nad nim przysiąść wieczorkiem.

 

/ Jaaf

Dopiero później okazało się, że wśród demonów był szaman, który zwyczajnie naćpał nas jakimiś trującymi ziołami. Nawet ci, którzy przybyli później, nie zdołali oprzeć się tej przeklętej magii. – tego fragmentu nie rozumiem. Stali, czekali, a szaman częstował ich czymś do picia albo palenia?

Chociaż nigdy w życiu nie grałam w żadną grę komputerową (poza Pakmanem) doceniam napisane opowiadanie. Jak dla mnie jednak trochę taka rozpierducha dla rozpierduchy. A te anioły na końcu jakoś tak jak królik z kapelusza.

Niemniej czytało się lekko, łatwo i przyjemnie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzień dobry od brzucha do ucha!

 

Jeśli pozwolicie, za odwiedziny i komentarze tym razem podziękuję zbiorczo. Bardzo miło mi Was tutaj gościć.

 

Ryszardzie, Bemik

wszystkie te “niepojęte” kwestie wynikają z odgórnie narzuconej specyfiki świata, w którym opowiadanie ma miejsce. Tak więc ani ja, ani – zapewne – Autorzy pozostałych dwudziestu czterech opowiadań, nie podejmowaliśmy się opisywania już istniejącego uniwersum. Musielibyście przeczytać ten załącznik, opisujący świat the Edge (i nie jest to gra komputerowa), w którego realiach przyszło nam tworzyć. Tu znajdziecie odpowiedzi na pytania o Jedynego, włócznie, pancerze, trujące zioła, Anioły i inne osobliwości.

 

Fifi,

dobra, złapałaś mnie! Przyznaję, że motywu manewrowania drugiego “Kreta” nie przemyślałem. Myślę jednak, że można to jakoś wybronić. Ot, choćby tym, że pierwszy kret, “obijając się” o tunel robił sporo hałasu, więc, koniec końców, pewnie szło się domyślić, co i jak.

Wiertło… No cóż, z technicznego punktu widzenia zapewne masz rację (chodź z tym pionem nie koniecznie. Na logikę wiertło nie mogło opadać poniżej toru jazdy gąsienic. W końcu nie zawsze podczas jazdy “kreta”, było w ruchu). Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że akcja dzieje się w steampunkowo-magicznym świecie, opartym na jednak innej mechanice niż nasz, i w którym nie takie wynalazki można spotkać – Kryształ ruzlez! – a tekst ma charakter zdecydowanie bardziej przygodowy niż naukowy.

 

Jak wygląda zmięta nadzieja?

Służę krótką scenką poglądową:

– I jak, kochanie? Wygraliśmy czterdzieści milionów? – zapytała żona.

– A gdzie tam! – mąż zmiął w ręce kupon i wyrzucił go do kosza. – Nawet cholernej trójki…

 

Mieszanka ropy z czym?

A bo to mało rodzajów ropy na świecie? Ropa naftowa, ropa z chorego zęba albo oka… A tak w ogóle, to się czepiasz, o! :P

 

Swoją drogą, czy zasady przyzwoitości blokują poprawkę znalezionych w tekście baboli już po upłynięciu terminu konkursu, czy nie? Szczerze mówiąc, osobiście bardziej skłaniałbym się ku okazaniu szacunku Czytelnikowi – zarówno temu przyszłemu, którego świadomie musiałbym skazać na czytanie opowiadania pełnego błędów, jak i temu, który opowiadanie już przeczytał i poświęcił swój bezcenny czas na ich wytłuszczenie – i eliminował usterki jak leci.

 

Emi, Psycho

jestem wzruszony. Mocne, piękne słowa. Pani dziękuję również za Bibliotekę i obiecuję, że poprawię to zdanie, kiedy już będę mógł.

 

Vyzarcie,

mam podobne odczucia. Ta cholerna kolej, jako chyba najbardziej nielogiczny aspekt świata przedstawionego, nie dawała mi spokoju, toteż postanowiłem, że spróbuję jakoś to poratować.

Dziękuję za Bibliotekę.

 

Jaaf,

obawiam się, że jednak przedmowa lepsza. Ale to już nie mnie oceniać.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

ewidentny brak wszystkich nieparzystych klepek – :D

 

„Krety” faktycznie okazały się prawdziwymi potworami: były potwornie głośne i potwornie wolne – człowiek idąc tyłem w ciemnościach byłby w stanie dotrzymać im kroku. – no potworne… :P

 

Opowiadanie bardzo mi przypadło do gustu. Widziałem te tunele, byłem tam i zrozumiałem bohatera. Coś z tej przedmowy przeniosłeś jednak na opowiadanie . Jeśli to jest ogólny styl w którym piszesz, to chyba poszukam przycisku obserwuj :P

 

/ Jaaf

Choć nie znam założeń i wymagań konkursu, nie miałam problemu ze zrozumieniem opowiadania, napisanego bardzo porządnie i szalenie przystępnie. Co prawda odniosłam wrażenie, że przeczytałam zaledwie fragment czy rozdział powieści, ale nie ukrywam, że skończywszy, nabrałam ochoty na poznanie dalszego ciągu.

Cieniu, bardzo Ci dziękuję za tak dobrą o mnie opinię, ale mam wrażenie, że chyba przesadzasz. Życzyłabym sobie, aby wszystkie czytane przeze mnie opowiadania były napisane tak porządnie jak Służba Ochrony Kolei. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tylu dobrych ludzi zginęło na moich oczach, miasto stoi na skraju zagłady, a ten każe mi pląsać z radości? – Nie przekonuje mnie te zdanie. Miałem wywód, ale powstrzymam się, bo wbiegał na zbyt wiele płaszczyzn – nie o to chodzi :)

Fajny tekścik, Młyneczku :)

Przyjemny, szybki i chyba o to organizatorom chodziło. Jednak… wizja steampunku w podziemiach może zbyt odbiegać od ich wyobrażenia.

Niemniej – bardzo dobrze :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Jaaf,

o stylu bądź stylach ciężko mi mówić, ale, generalnie, oskarża się mnie o lekkie, raczej przystępne pióro. Ale to tylko plotki, a plotki, jak wiadomo, wymagają weryfikacji. Tak więc jeśli tylko masz ochotę, to weryfikuj, nie obrażę się.

Kontent jestem, że opowiadanie przypadło Ci do gustu. Usatysfakcjonowany czytelnik to, w gruncie rzeczy, największa nagroda dla pisarza.

 

Reg,

Com napisał, napisałem szczerze. Nie masz w tym kłamstwa czy przesady.

 

Natomiast jeśli chodzi o samo opowiadanie, to jeno radość, że jego poprawianie sprawiło Ci przyjemność. Ciągu dalszego nie przewiduję, ale kto mnie tam w sumie wie…

 

Kwisatzu, szkoda, że zrezygnowałeś ze swojego wywodu. Mogłaby z tego wyniknąć kolejna, fajna dyskusja. Przemyśl to jeszcze. Niemniej zwracam uwagę, że to zdanie to tylko myśli niedoinformowanego cynika.

Ocenę spójności opowiadania z wizją uniwersum Edge pozostawiam jego twórcom, niemniej każdy świat ma swoje podziemia.

 

Cieszę się, że opowiadanie Ci się podobało.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dobra. Wszystko zaczęło się od myśli. Wiesz, jak to jest z myślą? Przychodzi – czasem sensowna, chciana, czasem nie. Tutaj sam nie wiem jak z nią było. No więc przyszła myśl – te zdanie jest do dupy. No i czytam je jeszcze raz. I drugi. I myślę sobie – poprawne. Powiem więcej: Gdyby wyciąć je z kontekstu, też nie specjalnie by raziło. Więc co jest nie tak? – Wciąga przyprawę. Prawa dziurka zatyka się, więc biegnie po chusteczki.

Kwisatz wraca. Akt drugi.

No i myślę i myślę i skoro to nie kwestia złej budowy zdania – coś innego musi wadzić! I doszedłem do wniosku, że to przez bohatera. Wyobraź sobie dziewczynkę, na oko pięciolatkę. Podchodzi do Ciebie, gdy palisz na przystanku – wiadomo, wszyscy artyści palną, nie? – i pyta:

-Dasz bucha?

Co w tej scenie jest nie tak? Bohaterka. I nie chodzi o to, że trzeba wyciąć dziewczynkę, tudzież ją zmieniać. Raczej o te zdanie. Mogłaby zapytać:

– Ktula godzina plosze pana? – I wszystko gra.

Analogicznie dochodzimy do Twojej sceny. Piszesz, że Twój bohater jest cynikiem. I trochę jest. Ale ja bardziej odbieram go jako zmęczonego życiem, wystraszonego, zdesperowanego żołnierza. A ktoś jest albo kimś, albo cynikiem z krwi i kości. A te zdanie, o którym mowa, jest jak najbardziej cyniczne. Więc nie pasuje mi do zmęczonego życiem żołnierza. On mógłby wypalić:

“Miasto stoi na skraju zagłady, moich towarzyszy trafił szlag. Nie mam siły nawet na lekki, wypełzający z kącików ust, uśmiech.”

Oczywiście to tylko moja opinia :)

 

Jeśli jest to chaotyczne – przepraszam. Późno już i przed chwilą zastanawiałem się, czemu podkreśla mi “husteczki”.

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Jeśli jest to chaotyczne – przepraszam. Późno już i przed chwilą zastanawiałem się, czemu podkreśla mi “husteczki”.

Wybacz spontaniczny wybuch śmiechu, ale rozbawiłeś mnie w tym momencie serdecznie. Może dlatego, że jest mi to tak bliskie?

Tak czy inaczej to stwierdzenie usprawiedliwiało by chaos zupełnie. Nie usprawiedliwia jednak, bo chaosu niet. Rozumiem doskonale, co miałeś na myśli. Pozostaje więc kwestia odbioru samego bohatera. A w tę za nic w świecie nie odważyłbym się ingerować. Masz święte prawo postrzegać go po swojemu, a ja to prawo respektuję. Tak więc debatować nie ma o czym. Ale dziękuję Ci, że jednak zdecydowałeś się wyjaśnić mi swój punkt widzenia. Fajne to i pouczające, tak sobie patrzeć na własne dzieła z innej perspektywy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

<Kłania się, wyciera nos>

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Z jednej strony krwiożercze bestie z drugiej potworki :)

 

Jak dla mnie to delikatny chaos. Raz piszesz, że demony są przerażające, potem że  nie są, a jeszcze dalej, że jednak są. 

 

Podziemne konstrukcje, a co za tym idzie podziemne miasto, pozwala ludzkości powrócić do herezji. Bo co może zrobić Jedyny, jeżeli siedzą pod ziemią – to chyba wystarczająca kara? 

To oczywiście tylko moje rozumowanie, które niewiele ma wspólnego z treścią opowiadania. 

 

Połączenie demonów z maczugami i ludzi z włóczniami, a buldożerów, nadajników, na haju i emerytury jakoś do mnie nie przemawia.

 

Opowiadanie do bólu przypomina metro.

 

Jest akcja, dynamika i parę nieprzekonujących mnie pomysłów. 

Sądzę, że zabrakło Ci znaków.

Dla mnie nie jest to tak emocjonujące jak dla innych czytelników. 

 

Solidne cztery.

 

To tyle. 

Pozdrawiam.

Never Endzie, czytałem Metro, a nawet Futu.re Dimitrija i zaczynając od stylu i kończąc na powiązaniach z “M33” – nie.

Jedyna analogia do M33 to podziemia. Metro bazowało na klimacie, niewiadomych, zjawiskach paranormalnych i rosyjskiej mentalności. Tutaj jest po prostu tunel i dwie strony konfliktu.

Oczywiście to Moja opinia, na te dziwne porównanie :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Moje wrażenie, ja się spierać nie zamierzam. 

Ja tym bardziej spierać się nie zamierzam, choć zdecydowanie nie inspirowałem się “Metrem”. Kolej podziemna jest dla mnie po prostu logicznym rozwiązaniem całej kwestii. A pomysł, jak to rozwiązanie wykorzystać, przyszedł sam.

Skąd wniosek, że całe miasto/miasta są pod ziemią? Mowa tutaj tylko o kolei łączącej Ostoje. Eld-Hain po dawnemu stoi na powierzchni.

Połączenie demonów z maczugami i ludzi z włóczniami, a buldożerów, nadajników, na haju i emerytury jakoś do mnie nie przemawia.

A pociągi w świecie Edge Cię nie rażą? Buldożery, nadajniki, tego typu rzeczy wydają mi się raczej oczywiste w wysoce zaawansowanym technicznie i cywilizacyjnie uniwersum.

Emerytury już może mniej tu pasują, ale, w sumie, dlaczego nie? W końcu Pielgrzymom, którym udało się zabić siedem demonów zwracają wolność i dają pieniądze. Więc cóż to jest, jak nie emerytura?

A narkotyki… Ludzkość odurza się na tysiące sposobów od samego zarania swojego istnienia, więc naprawdę nie wiem, czemu tu się dziwić.

 

Demony z maczugami…

Z załącznika:

Brute to przerażający, ale i honorowi żołnierze z Kasty Brute, którzy wraz z główną siłą

demonicznej inwazji wyszli z Portali. (…) Ich maczugi, stworzone z tego

samego materiału co zbroje, z łatwością kruszą pancerze i kości tych, którzy staną na ich drodze.

Ludzie z włóczniami…

I znów, za załącznikiem:

Pielgrzym:

(…) Los taki wydaje się jednak o wiele lżejszy niż los pielgrzyma – udział w krucjatach przeciwko

Demonom, za wyposażenie mając jedynie ciężką, mechaniczną włócznię i własną,

odkrytą pierś.

Słowem; wziąłem co dali.

 

Demony z początku nie przerażały bohatera, ale potem, kiedy zobaczył je w akcji, to się zmieniło.

 

Dzięki za odwiedziny, bogaty komentarz i solidną czwórkę.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Tak jak się obawiałem, Twoje opowiadanie sprawia mi same kłopoty. Nie dość, że wniosłeś “racjonalizację” w postaci podziemnej kolei do świata, ograniczonego wytycznymi i informacjami twórców “The Edge”, to na dobitkę napisałeś, co napisałeś, tak, że praktycznie nie mam się do czego przyczepić, co skutkuje niemiłym poczuciem zbędności i bezradności w roli krytyka.

Ja się tak nie bawię…

<><><>

A teraz przenicuj powyższe narzekania i wymówki.

W końcu ktoś oddał zaslużony hołd niezrównanej Regulatorzy.

Infundybuła chronosynklastyczna

Adamie, prawdę mówiąc, mam z Twoim komentarzem pewien problem interpretacyjny, bo teraz nie wiem, czy przenicować winienem jedynie “pretensje” jako formę, czy też całą ich treść, uznając tym samym, że napisałem trącącego absurdem gniota. Podobny dylemat miałem z PsychoFisha stwierdzeniem, że “aż szkoda twojego talentu :-)“. Z jego wypowiedzią poradziłem sobie jednak dość łatwo, bo nawet jeśli była uprzejmą sugestią, że zmarnowałem czas na pisanie tej historii, to jest znalazła się w niej również wzmianka o jakimś talencie, więc – tak czy owak – znalazłem coś dla siebie. Z Twoim komentarzem natomiast… Chyba muszę zdać się na czuja i jednak podziękować za coś więcej niż tylko intrygującą wypowiedź.

 

Dziękuję również trzem Dobrym Duszkom Anonimkom, które przepchały powyższego cudaka do Biblioteki. Chciałbym jednakowoż mieć możliwość podziękować Wam personalnie, więc proszę o ujawnienie Waszych ślicznych avatarków.

 

Stefanie, dzięki za wizytę.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, podkusiło mnie, by plusom wytrzeć pionową kreseczkę oraz zawrzeć wszystko, a przynajmniej jak najwięcej, w jak najkrótszym komentarzu. Dla pierwszego kaprysu nie mam usprawiedliwienia, drugi wynikł z przekory wobec Ciebie – jak walisz komentarz, to nic, tylko szortem go nazwać…

Spośród czytanych przeze mnie tekstów na “Edge” Twój plasuję na równi z “Apokryfem” i – nie przypomnę sobie w tej chwili tytułu, rzecz o wielkim oszustwie ze strony Ish, zamordowaniu przyjaciela w celu zamknięcia portalu, zapewne już kojarzysz – stawiam trzy XXX zamiast tytułu. Trudniej W “S. O. K.” dogrzebać się obrazu świata, powodów, dla których wygląda i funkcjonuje tak jak wygląda i działa. Ale są w niej ludzie “prawdziwi”, moim przynajmniej zdaniem tacy. Więc czasu swojego ani czytelników nie zmarnowałeś.

Wprowadzona przez Ciebie zmiana w postaci “chowania” decydujących o być albo nie być Ostoi linii kolejowych pod ziemią zgadza się z moim zdaniem, poglądem na luki logiczne, “implementowane” do gier i gropodobnych produkcji. Przyznaję, że miewają owe luki zakotwiczenie na przykład w założeniach generalnych i w charakterze danej gry, ale mnie i tak diabli biorą albo niepowstrzymanym śmiechem parskam… Mniejsza o to.

<><>

Nie wiem, czy zdążyłeś zauważyć – jeden z “klików” na B. był mój.

PS. Regulatorom od dawana należy się złoty medal ze szmaragdową gwiazdą…

Cieniu, przyznaję się. Maczałam w tym palce. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Adamie, Twoje kaprysy usprawiedliwienia nie potrzebują. Rozgrzeszenia tym bardziej. Cieszę się jednak, że jednak trafnie wyczułem Twoje intencje i rozsądziłem rzecz na korzyść właściwej interpretacji.

 Reszta już została powiedziana, bądź łatwo możesz dopowiedzieć sobie sam. Poprzestanę zatem na niskim ukłonie.

I nie, niestety przegapiłem trzy ostatnie głosy do biblioteki – stąd Duszki Anonimki. Skoro jednak dwa już mi się ukazały, to nie zawaham się spełnić mojej obietnicy:

Adamie, Reg, dziękuję. Wasze głosy są dla mnie tym cenniejsze, że to… WASZE głosy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ja też coś przycsnąłem po powrocie do domu… Na komórce to jednak trudno ;-) Jeszcze w trasie, jak trzęsie… :-D 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No, i mam komplet. Dziękuję, Psycho, dziękuję wszystkim raz jeszcze.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Twój plasuję na równi z “Apokryfem” i – nie przypomnę sobie w tej chwili tytułu, rzecz o wielkim oszustwie ze strony Ish, zamordowaniu przyjaciela w celu zamknięcia portalu, zapewne już kojarzysz – stawiam trzy XXX zamiast tytułu.

Adamie,

 

“Dar Niebios”, Vyzarta.

 

I dziękuję za komplement ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

I dziękuję za komplement ;-)

No, skoro stawianie tekstu na równi z moim to komplement, to… to i ja dziękuję za komplement.

Obawiam się, prócz “Wieży Wilków” autorstwa pewnego przesympatycznego małżeństwa, nie czytałem jeszcze żadnego innego tekstu na Edge (tak, o swoim też nie bardzo mogę to powiedzieć). Niemniej nadrobię, i to w całości. Wtedy włączę się do dyskusji (choć pewnie już dawno wszyscy zapomną, że takowa miała miejsce).

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Najlepsze teksty – tzn. zwycięskie – trzeba będzie wyciąć, tak mi się wydaje. Skoro mają trafić do podręcznika z zasadami… Więc lepiej się śpiesz, bo jest tego 20+ – taki tak, “wieczór” :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kurna, faktycznie, o tym nie pomyślałem.

No nic, czas brać się za czytanie.

 

Dzięki za uświadomienie.

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bardzo fajny tekścik, mega wciąga. Ogólnie, póki co przeczytałam z konkursowych tekstów twój, vyzarta i Ryby i muszę przyznać, że wysoki poziom konkurencji masz, ale sam wcale nie jesteś z tyłu :P Choć przyznaję perfidnie, że zaczynam czytanie od moich ulubionych autorów.

Co do tekstu jeszcze – klimat super, tylko końcówka mi podpadła. Jest taka… urwana? Pewnie do zbioru opowiadań jak znalazł, więc nie ma się co czepiać, ale jako byt samodzielny pozostawiałoby ogromny niedosyt ;]

Babole:

po tym,[-] jak, najprawdopodobniej pod wpływem magii Kultystów, przestał rozróżniać Świętych od demonów

bronić się przed całą armią. Przynajmniej przez jakiś czas. Wiertła miały nieco większą średnicę niż same, osadzone na gąsienicach, pojazdy, a wprawione w ruch stawały się bronią, przed którą nikt ani nic nie było w stanie się obronić.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Babole poprawiać bieżym rychło a chyżo, ukryć próbując przy tem, że lico me rumieni się ze wstydu bezwstydnie.

A może to z radości kraśnieję, czytając Twoje słowa miłe nadzwyczaj?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nadrabiam zaległości w komentarzach :) Tylko napisać nie za bardzo mam co, bo chyba wszystko już zostało napisane. 

Ja z rozmysłem nie czytałam założeń, by móc (dla siebie samej) ocenić, czy opowiadanie jest na tyle “uniwersalne” by istnieć samodzielnie (i dlatego też, że konkurs nie zainteresował mnie na tyle, by wnikać w szczegóły). 

Od siebie powiem, że podobało mi się. Nie miałam żadnego problemu z ogarnięciem świata i realiów. Nie wiem jednak tylko, czy to ze względu na to, jak zostały przedstawione, czy dlatego, że kilka opowiadań z The Edge mam już za sobą i co nieco tego świata poznałam. Z każdym kolejnym opkiem świat gry robi się coraz bardziej znajomy :)  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Opowiadanie napisane bardzo plastycznym językiem, sceny stawały przed oczami. Jednak świat The edge do mnie nie przemawia. Podróbka Warhammera.

Przyznam, że załączników żadnych nie czytałam i nic o The Edge nie wiem, ale nie miałam problemów ze zrozumieniem. Może kilka kwestii wymagałoby dopowiedzenia ale to pewnie wynika se specyfiki tego – zapewne rozbudowanego – świata. Zakończenie też było dziwne ale przyjmuję, że powód jest ten sam.

 

Zgrabnie napisane. Trochę takie modrobicie i niewiele więcej ale w sumie… nie zawsze musi być coś więcej. 

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Śpioszko, Mira-Bella, belhaju, na wstępie przepraszam za zwłoki komentatorskie – trochę już wonieją, więc spieszę je usunąć.

 

Z drugiej strony jednak, nie bardzo wiem, co mógłbym Wam odpisać ponad klasykę gatunku, tj: Dziękuję. Niezwykłą sprawia mi radość, że opowiadanie Wam się podobało. Pochwały z Waszych ust są dla mnie tym bardziej cenne , że świat gry jako taki do Was nie przemówił.

Merci beaucoup, thank You, danke, spasiba, xie xie, arigato, dyakuyu, tak, grazie.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Transkrypcja z ruskiego Ci szwankuje, Cieniu, powinno być spasibo, mimo że czyta się spasiba :D

 

Stuknięty czy szurnięty święty? Zdecyduj się.

Całkiem wciągająca, pełna akcji lektura! Byłem ciekaw, czy misja sokowców się uda. Spodobała mi się narracja ze strony szeregowego strażnika kolei, jej język był bardzo współczesny i przez moment nie byłem z niego zadowolony, ale dość szybko się przyzwyczaiłem – domyślam się, że przede wszystkim miał być "niegrzeczny”. Święty rycerz klący na czym świat stoi też już nie taki święty, ale domyślam się, że miał inne walory ;).

Tytuł oceniam negatywnie – przywodzi u mnie oczywiste skojarzenia ze współczesną polską Strażą Ochrony Kolei, co skłania do podejrzeń, czy aby na pewno poważnie podszedłeś do tematu : >, osobiście spodziewałem się tekstu z przymrużeniem oka, ale może to tylko moje czepialstwo. Już choćby "Strażnicy Kolei" mieliby dla mnie całkiem inny wydźwięk.  

Od strony koncepcji bardzo mi się spodobało – pomysł na postapokaliptyczny steampunk aż się prosi o podziemne tunele, fajnie zestawiłeś magię demonów z techniką ludzi i znalazłeś rozsądne uzasadnienie dlaczego demony od razu nie unieszkodliwiły kolei niszcząc infrastrukturę.

+ Kilka niezłych porównań:

linie kolejowe są krwiobiegiem zarówno Eld-Hain jak i całego cywilizowanego świata. Tak więc skurwysyny nie ustają w staraniach, by podciąć nam żyły.

Mamy się tu jak u Jedynego w warsztacie.

Widać, że umiesz wczuć się w temat!

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Nevazie, póki nie miną dwa lata i Fifi już zupełnie mnie nie wyśmieje^^: Dziękuję za komentarz, szczególnie, że tak obszerny, sensowny i miły w odbiorze. Tytuł, o ile pamiętam, pałętał mi się po głowie znacznie wcześniej niż sam tekst – ba! Niż sam konkurs chyba. I nie zmieniłbym go, nawet, jeśli psuje efekt. Zresztą opowiadanie już dawno w druku (przynajmniej po angielsku), więc nie ma co płakać nad mlekiem w talerzu.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka