- Opowiadanie: brzenczymy - Ballada o Stefanie, który wyszedł po mleko

Ballada o Stefanie, który wyszedł po mleko

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ballada o Stefanie, który wyszedł po mleko

Żona Stefana, Bożena, obudziła się o piątej rano. Była strasznie wkurwiona – tak naprawdę nie wiadomo czemu. Jednak jedno było wiadome – Stefan musi iść po mleko. Nie ma żadnego "Ale", albo "Może pojutrze". Nie, masz iść po mleko i chuj.

 

Stefan, wybudzony przez Bożenę, nie był zadowolony z tego, jak wygląda jego życie. Nie był też zadowolony z Bożeny, ponieważ już od chwili ślubu uważał, że mu spierdoliła po całości życie. Ale rodzice Stefana uważali, że pieczarkarnia ojca Bożeny i Mercedes, który za pieczarki został kupiony oznaczają, że Stefan dobrze zainwestuje w swoją przyszłość. Zatem Bożena, odziana w sukienkę "na bezę", cała czerwona w dniu ślubu, bo poprzedniego dnia spiekła się na solarium, zyskała kogoś, kto dwadzieścia lat później po tym zdarzeniu może zostać wysłany po mleko.

 

Stefan wziął siatkę i dwadzieścia złotych (cztery były na Łomżę, żeby osłodzić sobie jakoś ten zjebany poranek) i trzasnął drzwiami. "Jebane mleko" – myślał, schodząc schodami klatki w bloku z lat siedemdziesiątych. "Chujowe życie" – myślał nie pamiętając, że za pieczarki ojca Bożeny miał załatwione spółdzielcze mieszkanie i nie musiał w latach młodości uprawiać seksu po cichutku, bo w pokoju obok śpi babcia. I może dlatego nie żałujmy Stefana za to, co go dalej spotkało podczas wyprawy po mleko.

 

Boże, jak tu wali – pomyślał Stefan mijając ścieżkę ociekającej kociej uryny. Klatka schodowa była najgorszym początkiem wyprawy, tak miało się wydawać Stefanowi.

 

Sztefi, bo tak mówili na niego koledzy z pabu "Pod Miejscowym Kapciem", miał serdecznie dość tej całej sralni, ale przecież nie przetłumaczył sąsiadowi, że nie wolno wystawiać worka ze śmieciami za drzwi.

 

Gdy noga Szefiego postawiła wypastowanego mokasyna na chodniku, poczuł ulgę. Świeże miejskie powietrze gryzło się z zapachem wczorajszego oddechu. Dziarskim krokiem ruszył do sklepu osiedlowego. "U Romana" był tuż za rogiem, więc Stefan postanowił zostawić sobie ostatniego 'mocnego' szluga na drogę powrotną, coby za szybko nie oglądać Bożeny.

Z siatką pełną Łomży i oczywiście mleka w woreczku foliowym, Sztefi po krótkiej rozmowie z właścicielem Romanem ruszył z kwaśną miną do domu.

 

Leniwym ruchem, opierając się na trzepaku, wyciągnął wymiętego papierosa i otworzył pudełko zapałek. Były dwie. Zwinnym ruchem, łepek zapałki rozjaśnił się i Sztefi przystawiając ogień do papierosa, zaciągnął się, zamykając oczy z przyjemności.

 

Nagle przez powieki błysnęło światło. Znasz ten kolor, czerwony, gdy kierujesz twarz w słońce, bo naczynia krwionośne w powiekach zakłócają barwę. Stefan stał przez chwilę, zdezorientowany i przestraszony. W końcu powoli uchylił powieki. Przez szparki w oczach próbował zrozumieć sytuację. Jako prawdziwy mężczyzna zachował zimną krew i nie upuścił ani mleka – a co ważniejsze, też i Łomży.

 

Ku niemu zbliżały się dwie istoty. Wyglądali jak ludzie, ale nie do końca. Stefan pomyślał "ludziopająki". Krępy tułów, chude ręce i nogi. Byli szarzy – i te wielkie oczy na pół twarzy! Stefan stał, zmartwiały, nie wiedząc, co zrobić. Zmiękłe nogi odmówiły posłuszeństwa. Nie było szansy na ucieczkę. Jedna z istot odebrała mu siatkę z zakupami i powiedziała: "Zapraszamy z nami". "To pewnie policja" – pomyślał Stefan. Kto inny mówi coś takiego.

 

Nieźle się wczoraj upierdoliłem, żeby takie rzeczy! – martwił się Stefan. Wprawdzie pił wczoraj bimber, ale żeby psa widzieć w postaci pająka o ludzkiej aparycji, to już przesada.

 

Szli dość krótko, jakimś obleśnym, obślizgłym korytarzem. Ludziopająk z lewej nie spuszczał ani jednego z 384 oczu ze Sztefiego.

 

Z parszywym dźwiękiem odklejanego silikonu, otworzyła się grodź i weszli do środka.

Komora, a raczej pokój – był ogromny. Z sufitu zwisały pajęczyny, podłoga tętniła i Sztefiemu wydawało się, że połknął go jakiś wielki wieloryb lub co najmniej jest żołądku jakiegoś paskudnego koszmaru.

 

Strażnicy, którzy odprowadzili otumanionego człowieka, odeszli pilnując grodzi. W dziwnym transie, Sztefi nie widział czy śni, czy jest pijany. Co do cholery mogło by spowodować takie haluny!

 

Podłoga pod Stefanem uwypukliła się i teraz Stefan siedział.

 

W chwili gdy sobie to uświadomił, na ociekającej śluzem pajęczynie, prosto z sufitu zjechała obrzydliwa postać. Oczom Sztefiego ukazał się nagi człekokształtny pająk, który wypuszczając pajęczynę spomiędzy pośladków, dyndając sobie oglądał człowieka.

Ludziopająk był inny od strażników, miał większą i bardziej ludzką głowę, ale miał też szczękoczułki i ludzkie oczy. Wszystkie, całe 384 sztuki.

 

Paskud zbliżył się do Stefana na odległość wylanego piwa i nagle powiedział "Lucjan jestem".

 

Stefan nie wiedział, co ma sądzić. W końcu wpadł na pomysł – dwaj ludziopająki przynieśli zakupy. Częstować mlekiem to obciach, ale tam była też Łomża. "Lucek" – powiedział Stefan jowialnie, by trochę oswoić sytuację – "Chluśniem, bo uśniem"?

 

Lucjan ochoczo przyjął butelkę. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, popijając. Stefan miał nadzieję, że tak to się skończy. Zupełnie jak wyprawa do garażu z kolegami. Raz możesz mieć pecha i trafić na parę żubrówek, a czasem dwa piwa i do domu. Ale nie, Lucjan nawet nie dopił do połowy. Wstał i powiedział "No to do roboty".

 

Stefan wstał, zmartwiały. Lucjan, w ogóle nie spodziewając się oporu, tylko zamachał pajęczą ręką, wzywającym gestem. Stefan nawet nie myślał, że mógłby powiedzieć "Nie, ja nie chcę", albo "Ja się nie zgadzam". Poszedł jak cielę, zostawiwszy mleko i dwie napoczęte Łomże za sobą.

 

Przekraczali grodzie, oświetlone jarzeniówkami. Wszystko wyglądało jak z serialu Star Trek. "Co za absurd"! – myślał Stefan, wspominając filmy oglądane, kiedy był nastolatkiem. Mijali mnóstwo ludziopająków, każdego zaaferowanego, z różnymi probówkami w dłoniach. Mówili w dziwnym języku i zainteresowaniem patrzyli się na Stefana. Zrozumiał, że jest tu po coś.

 

Gdy już było po wszystkim, Sztefi wiedział. Był ponad Bożeną, był ponad Romanem i każdym innym obszczańcem, który ocierał się o mierne życie Sztefiego. Sztefi czuł, że był, jest i będzie kimś.

 

"Jaki jest twój ulubiony kolor?"

"Czy wolisz brandy od whiskey?"

 

Wiele pytań dla Stefana pozostawało w strefie niezrozumienia, bo przecież łiski? Kiedyś, z Dziubym łiski pociągali z butelki, z okazji narodzin dziecka Dziubasa. Ale to smakowało! Jak wóda z beczki, pali i śmierdzi, a klepie jak bimberek. I ten paskud, to coś, pyta się mnie, co wolę? Co jest, do chuja?

 

Pierwszy raz widziałem ludzia. Człeka. Mój pajęczy mistrzu, jacy oni podobni do nas. Tylko dziwnie, zamiast pajęczyny tylko mówią i ślinią się, nikt nie potrafi strzelić z pośladów pajęczyną. Są okropni, ohydni, zero włosków, jakby wygoleni, a najgorsze mój Miłościwy Pajęczaku, nie mają włosków i jedną parę oczu! Jedną! Czy oni widzą? Jak czują, bez dodatkowych impulsów ze strony owłosienia? Znając wstęp do kultury dwunożnych, przedstawiłem się, po ludzkiemu, imieniem wyczytanym z translacji naszych specjalistów. Ów podmiot, poczęstował mnie płynem, który sprawił dziwną sposobność w mojej pajęczej głowie. Bo i utrzymać się nie sposób, ale i pomachać w tą i z powrotem, wylądowałem w dziwnym stanie prowadząc podmiot ludzki do naszej maszyny szczerości.

 

Byłem ciekawy, czy spodoba się dwunogiemu pojęcie prawdy i fałszu.

 

Pozostało mi tylko czekać, bo ten napój ziemski, ciska pajęczą percepcją tak, że ciężko utrzymać pajęczynę na wodzy.

 

“Ja jebię. Przestaję pić. Nigdy w życiu, znajdę pracę, nie będę na zasiłku, zadowolę Bożenę”! – myślał Stefan. Na litość Boską, daruj mi, ja muszę się obudzić!

 

Próba przejścia do rzeczywistości, wyjątkowo Sztefiemu nie wyszła.

 

Siedział on w ciasnym, mlaskającym pomieszczeniu, przykuty do pajęczej sieci, rozdarty jak okaz muzealny i mógł tylko domyślać się, jak wielkim królikiem doświadczalnym zostanie.

 

Ludziopająki nie byli subtelni. Najpierw zaczęli od brzucha. Logiczne w końcu, tam są wszystkie wrażliwe organy . Skóra pękała niczym parówka, pod wpływem działania mikrofalówki.

 

Stefan nic nie czuł, patrząc się bezwiednie na swoje organy, nie rozumiał gdzie jest.

Dawka pajęczej trucizny, skutecznie okręcała nieświadomość wokół jego myśli.

Ależ jestem najebany! – myślał.

 

Kilka metrów jelit dalej, jakaś wątroba, żołądek i płuca, ludziopająki nie mogli wyjść z podziwu.

 

Sztefi nadal żył, zastępująca jego ograny technologia pozwalała na długie przetrwanie, jednak ludziopająki nadal nie pozwoliły mu wrócić do świadomości.

 

Ludzkie organy okazały się być ponad świadomość nadwornego Pajęczaka.

Nigdy wcześniej nie spotkali tak złożonego organizmu, co stanowiło przełom w dziedzinie biopajękologii.

 

Stefan obudził się, owiany całunem pajęczyn, jak mucha w kokonie.

Było mu dobrze i ciepło, nie czuł głodu, bólu ani nie było mu źle.

Nie wiedział co się stało i gdzie jest.

 

Czy to nadal jest sen? Czy ten cholerny bimber? Dlaczego? Po co?

Zadając sobie powyższe pytania, Stefan zobaczył Lucjana. Wstrętnego pajęczaka, ludziopająka, siedzącego, a raczej wiszącego na pajęczym tronie.

 

Lucjan nie mówił nic, pił jedynie z naczynia które przypominało ludzką czaszkę.

Po długiej chwili ciszy i kilku szarpnięciach Stefana, Lucjan odparł ludzkim głosem : "Uratowałeś nas, człowieku".

 

Stefan poczuł bardzo silne ukłucie i w ostatniej chwili, zanim powieki nie opadły, widział, jak Lucjan sięga po Łomżę.

 

Ocknął się na murku pod sklepem. W siatce nadal było mleko, ale ani śladu Łomży. Zaczął się obmacywać, szukając śladów eksperymentów, ale poza paroma bladymi zadrapaniami, które równie dobrze mógłby zdobyć, przedzierając się przez krzaki, na ciele nic nie znalazł. Obszukał kieszenie – z dwudziestu złotych jeszcze było na Łomżę. Z westchnieniem dźwignął się z murku i poszedł do sklepu. Zerknął na zegar nad ladą – była jedenasta. "O kurwa, Bożena mnie zabije" – pomyślał, ale po krótkim wahaniu kupił butelkę. Sprzedawczyni uśmiechała się porozumiewawczo.

 

Wlókł się krok za krokiem. Bożena już się wywiesiła przez okno i wrzeszczała na całe osiedle "Ty pijaku, ty łajzo, ty skurwysynu, życie mi zmarnowałeś" i inne standardowe powitalne slogany, którymi obdarzała go przy okazji powrotów do domu. Stefan wdrapał się na czwarte piętro, bo znów nie działała winda i w milczeniu przekazał mleko. Starał się nie słyszeć wrzasków Bożeny i przypominał sobie, jak wyglądają jego trzewia. Kiedy już zwątpił w to, co się wydarzyło, poczuł swędzenie pośladków. Minął Bożenę, która już zaczęła dźgać go palcem wskazującym, by podkreślić, jak bardzo ma zmarnowane przez niego życie i wszedł do toalety. Gwałtowny świąd sprawił, że opuścił spodnie chyba najszybciej w swoim życiu.

 

Pod majtkami znalazł resztki lepkiego pajęczego kokonu.

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Pozdr.

To dla takich tekstów odwiedzam jeszcze ten portal!

Przecinki, powtórzenia, ciągłe podkreślanie, że daną czynność wykonał Stefan, choć wynika to jasno z kontekstu.

 

Potencjał w tekście jest na komentarz typu: “przyjemnie się czytało” jednakże warsztat pozostawia sporo do życzenia.

 

Przykład co by gołosłownym nie być:

Zwinnym ruchem, łepek zapałki rozjaśnił się i Sztefi przystawiając ogień do papierosa, zaciągnął się, zamykając oczy z przyjemności.

Łepek zapałki zwinnie nie rozjaśnia się.

Ludzkie organy okazały się być ponad świadomość nadwornego Pajęczaka.

Jak już to ich funkcjonowanie lub budowa. Nie tyle też świadomość, co zdolność/możliwości pojmowania/zrozumienia, tudzież nie ponad, a raczej ‘przekraczało’, ‘nie mieściło się w’.

 

Stefan – mąż, mężczyzna, stały bywalec ’U Romana’, amator/miłośnik Łomży, porwany, uprowadzony, obiekt zainteresowania pajęczaków; Ty natomiast tylko Stefan albo Sztefi…

 

Generalnie – bez obrazy, ale słabo… przynajmniej dla mnie.

Nie przekonało mnie.

Wulgarnie, prostacko i absurdalnie. Nie tego szukam w literaturze. 

Warsztatowo raczej słabo, choć jest jakaś lekkoś w tym tekście – czyta się szybko i sprawnie.

 

Początkowo myślałem, że będzie to tekst obyczajowy, taka proza życia w krzywym zwierciadle. Później jest… Niejasno i absurdalnie. Mogło być nieźle, ale fabularny chaos położył tekst.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Jest jakiś pomysł, ale wykonanie mogło być lepsze. Zgodzę się z Nazgulem, że lekko się czyta, ale i z Eurytosem, że nad warsztatem jeszcze powinnaś popracować.

Kolejne przykłady zgrzytów:

Jako prawdziwy mężczyzna zachował zimną krew i nie upuścił ani mleka – a co ważniejsze, też i Łomży.

Nie pasuje mi zwrot: ani mleka, też Łomży.

ani jednego z 384 oczu ze Sztefiego.

Liczby raczej słownie.

dyndając sobie oglądał człowieka.

W zdaniach tego typu (z imiesłowem) konieczny jest przecinek. Bo sobie dyndał czy sobie oglądał? W ogóle przecinkologia do poprawki.

Po co Ci odstępy między akapitami?

Babska logika rządzi!

Mimo iż Ci, Którzy Komentowali Przede Mną mają rację, spieszę donieść, że czytając zrywałem boki.

I nie obchodzi mnie zbytnio, czy humor był  zamierzony, czy też zupełnie przypadkowy.

Zdanie:

Przez szparki w oczach próbował zrozumieć sytuację.

zrzuciło mnie z krzesła. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

thargone

To nic! Po przeczytaniu: Kiedy już zwątpił w to, co się wydarzyło, poczuł swędzenie pośladków. Moja zła, nieokrzesana, lekko skrzywiona wyobraźnia, wyczyniała takie harce, iż spowodowała, że miast delektować się imbirowo-miodową herbatą, świeżo nabytą,( pierwsza degustacja(!)), krztusząc się, pięknie wyeksponowałem ją na wyświetlaczu:)

A mnie ujęło to:

 

Pa­skud zbli­żył się do Ste­fa­na na od­le­głość wy­la­ne­go piwa i nagle po­wie­dział "Lu­cjan je­stem".

Odległość wylanego piwa – to ci rewolucyjny system metryczny ;)

 

Nie ma co, tekst ma swoje “mocne” strony.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Straszne.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardzo dziękuję wszystkim za uwagi. Będę pracować nad estetyką. Proszę również pamiętać, że dział “opowiadania własne” to zupełna amatorszczyzna i nie ma co oczekiwać, że jakość będzie taka jak w przypadku wydawanych publikacji. Za tym kryje się sztab ludzi, którzy wyłapują i korygują niezręczności, braki i pomyłki. Tutaj jesteśmy sami. I owszem, możemy się dużo nauczyć, by być skrupulatnymi i drobiazgowymi, ale też – czy przypadkiem wtedy nie popadniemy w obsesję, by przecinek był w odpowiednim miejscu, co skradnie czas poświęcany na zabawianie innych swoimi pomysłami? W końcu o to chodzi – by ktoś ucieszył się chwilą czytania, tym, co ulęgło się w naszych umysłach :) (chyba, że komuś się marzy zrobienie tu kariery pisarskiej, to ja bardzo pardąsik za rozwiewanie złudzeń).

Brzen-czy-My

Czytało się OK, chociaż historia trochę sztampowa. Nad warsztatem wypadałoby trochę popracować, ale nie było tak źle. Tym razem o dziwo nadmiar przekleństw mi nie zgrzyta.

 

Gdy noga Szefiego

Zgubiłeś “t”

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ben Akiba, czyli wszystko to już było. Mniej więcej osiemnaście tysiący siedemset dwa razy.

No, ale co kto lubi…

Co do natomiast » Proszę również pamiętać, że dział “opowiadania własne” to zupełna amatorszczyzna i nie ma co oczekiwać, że jakość będzie taka jak w przypadku wydawanych publikacji. Za tym kryje się sztab ludzi, którzy wyłapują i korygują niezręczności, braki i pomyłki. « to spieszę powiadomić Autorkę, że:

– amatorzy też potrafią pisać na poziomie nie odbiegającym od tego, co proponują “zawodowcy”;

– sztaby ludzi, którzy i tak dalej, są w połowie iluzją, na co mogę podać przykłady.

Nie napisałem tego, co napisałem, kierowany zamiarem zniechęcenia Ciebie – przeciwnie, kierowałem się chęcią naprowadzenia Ciebie na myśl, że równanie w górę jest ambitniejsze od zaprezentowanego w pierwszym zdaniu cytatu stanowiska.

Co do sztabu ludzi, ta strona oferuje możliwość betowania tekstu. 

O tym temacie możesz poczytać w wątku PsychoFisha, klikając tu:

http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Pozdrawiam!

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Autorka, Kolego, wyraźnie miała na uwadze “sztaby” w wydawnictwach. Równie wyraźnie dała do zrozumienia, że nikt tutaj nie powinien przejmować się poprawnościami, poziomami, bo to dla amatorów portal. Naiwnych amatorów.

Adamie, chyba zbyt… demonizujesz ;)

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Tylko powtarzam za Autorką, powtarzam tak, jak odebrałem Jej komentarz.

(chyba, że komuś się marzy zro­bie­nie tu ka­rie­ry pi­sar­skiej, to ja bar­dzo par­dą­sik za roz­wie­wa­nie złu­dzeń).

Autorka zapewne nie wie, że sporo osób z tego portalu zostało zuważonych i trafiło na łamy papierowej Nowej Fantastyki, gdzie swą karierę zaczynał choćby Sapkowski.

A komentarz może i jest trochę… arogancki, ale Autorzy muszą mieć charyzmę;)

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Przeczytałam z przykrością, ale pocieszam się, że zaraz o wszystkim zapomnę.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka