- Opowiadanie: PsychoFish - Apokryf

Apokryf

Linka do pliku epub

Linka do pliku mobi

Linka do pliku rtf

 

Historia “do zrobienia” jest dużo większa. Jak to mawiają, nie istnieje niemożliwe – dajcie mi tylko ludzi i maszyny… i większy limit ;-)

 

Dwa edytory twierdzą: 26 505. Edytor na stronie dolicza kilkaset znaków, prawdopodobnie specjalnych/formatujących. 

 

Dziękuję Emelkali, NeverEndowi, Osze, Skullowi, B.A., AlexFagus i AdamowiKB za pomoc przy becie i wszystkie opinie – a w szczególności te, których nie uwzględniłem. Ewentualne błędy pałętają się po tekście wyłącznie z mojej winy.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Apokryf

Młody akolita ostrożnie stąpał między twarzami wyrysowanymi w piasku. Na jego czole lśniły perełki potu. Słyszał wprawdzie historię o furii, jaka ogarnęła bezimiennego starca, gdy inkwizytor nadepnął na jedną z fizys, ale dopiero gdy ujrzał zwłoki, uwierzył.

Nieopodal, na kamieniu, siedział kaleka o spojrzeniu wypalonym szaleństwem. Rzadkie, siwe włosy i pomarszczona skóra zdradzały wiek. Na kikutach przedramion osadzono prymitywne chwytaki, które z trudem dzierżyły patyk. Eremita zdawał się być całkowicie skupiony na ostrożnym poruszaniu kijkiem. Rysowanie ust, ich kącika unoszącego się w lekkim półuśmiechu, wymaga precyzji – bez dłoni łatwo zniszczyć obraz nieostrożnym ruchem.

Akolita uniósł głowę i westchnął cicho. Tak blisko… I labirynt twarzy. Tysiące obliczy kobiety równie bezimiennej, co stary wariat. Czyżby droga do prawdy zawsze była najeżona tak skomplikowanymi pułapkami?

 

I ujrzał kobietę, w której Jedyny zawarł harmonię. Twarz jej idealnie regularna, niczym najlepszy odlew Mistrzów Wielkich Pieców Völklingen, w oczach cała mądrość Al-Iskandarii, w głosie słodycz spichrzów Mikołajowa.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

Kiedyś, posterunek kolejowy osiem trzy, punkt przeładunkowy, ostatnia placówka sił zakonnych oraz pielgrzmów na trasie do Eld-Hain.

 

– To jest „Grot”? – zapytała kobieta, przyglądając się parowozowi.

– Ta jest! – Młody mechanik na pomoście obsługowym, wiodącym nad kołami wzdłuż stalowego cielska, odwrócił głowę. – A kto pyta?

– No, jak na tak słynną maszynę, wygląda dość mizernie… – Kobieta otaksowała krytycznym spojrzeniem pojazd. Lokomotywa wyglądała na sfatygowaną: poznaczony bliznami wgnieceń korpus, obtłuczone lampy…

Nieznajoma zmarszczyła nosek. Uroczo zmarszczyła, jak skonstatował młodzian.

– Mocny cug, silny, najtwardszy w swojej klasie! Takie zadrapania to betka! – Mechanik dumnie wypiął pierś. – Poza tym, na pustkowiach różne rzeczy obłażą machiny, zawsze coś się wgniecie… – dodał, obserwując rozmówczynię. Ku jego zmartwieniu, nie wyglądała na kogoś, komu imponuje niebezpieczny żywot załoganta gigantycznego parowozu. A szkoda, śliczna buzia o regularnych rysach, bystre spojrzenie – nic, tylko wziąć do kabiny…

– O, a co to za przeróbki? ­– Kobieta wskazała palcem pokrywę parowego generatora i sieć powyginanych drutów, oplatających kadłub niczym pajęczyna. Młodzieniec momentalnie nabrał podejrzeń. Kradzież wynalazków, choć oficjalnie zakazana przez Zakon, poza ostojami była codziennością. Każde usprawnienie dawało załodze lokomotywy przewagę nad konkurencją, zwłaszcza przy zdobywaniu intratnych, acz trudnych zleceń.

– Nasz cug, nasza sprawa. Do kogo i z czym przyszła? – wypalił.

Kobieta uśmiechnęła się lekko, a chłopak przez chwilę czuł, że za taki uśmiech dałby się pokroić.

– Maszynista jest? – zapytała niezrażona.

– Może jest, może nie ma…

– To ja poczekam.

Chłopak wzruszył ramionami i wrócił do oględzin. Trójkryształowy „Grot” stał na bocznym torze, wraz z innymi parowozami czekającymi na umówiony ładunek. Te z podczepionymi wagonami szykowano do wyjazdu. Z ośmiu linii do Eld-Hain przejezdne były tylko trzy, a i tak kurs zazwyczaj wiązał się z koniecznością przerwania blokady. Załogi jadących tam lokomotyw, na odprawie z zawiadowcami i zakonnymi, właśnie spierały się o przyznanie zakonnej eskorty.

Dziewczyna przycupnęła. Mechanik rzucał jej ukradkowe spojrzenia, zachodząc w głowę, kimże może być. Kontynuował przegląd, mimo narastającej ciekawości, bo wiedział, że Stary za fuszerkę potrafi srogo ukarać.

W końcu narada dobiegła końca. Maszyniści i tormistrzowie ruszyli do swoich parowozów. Niektórzy czerwoni ze złości, inni uśmiechnięci, jeszcze inni zafrasowani. Tak jak Stary Ahab. Główny maszynista „Grotu”, głęboko zamyślony, nie szedł sam. Towarzyszył mu korpulentny kapłan Jedynego i dwóch ponurych drabów. Kiedy cała czwórka podeszła do lokomotywy, duchowny skinął kobiecie głową, jakby spodziewał się ją tu ujrzeć, a ona wstała, pozdrawiając go dłonią.

– Mody! – krzyknął Ahab – kaj söm moje kolejorze?! Te ślywy zaś łotwarli halba?!

– A gdzie tam… – odburknął mechanik z pomostu – Poszli do telegrafisty, wywiedzieć się, kiedy dociągną nasze wagony. Na razie tylko część składu zapowiedziała się z kolejpostu osiemdziesiątego.

– Poczekej, glajzy i szfele niy ucieknöm, tera mömy ważniejszo robota. Znojć ich i rychtujcie ciufa na nocka.

Młodzieniec obrzucił wzrokiem towarzystwo. Zmarszczył czoło.

– Jak to? Mieliśmy przebić się do uszkodzonego odcinka, zrzucić materiały do naprawy torowiska… Co jest ważniejsze niż sprawna linia do oblężonej ostoi? Tych dwóch zakapiorów to nasza obsada?

– Nie pyskuj, rób. Zakonna rzecz – odparł spokojnie jeden z drągali, choć w jego ochrypłym głosie czaiła się groźba.

– Möj cug, moje ludzie, mogöm godać, co sie im podobo. Tukej niy je klasztor, za prowda i pytanie się jo żodnymu sztuby niy döm. – Ahab spojrzał twardo na mężczyznę.

– Spokojnie … – Duchowny pojednawczo uniósł ręce. – Twój parowóz, twoje zasady, Ahabie, ale zlecenie pilne i ważne. Podczepimy jeden wagon, wsiadają obecni tu panowie i archiwistka – Mechanik aż jęknął w duchu. Taka ładna, a Jedynemu przyrzeczona. – Ruszycie po zmroku, w kierunku Eld-Hain, szczegóły przekaże pan Jaeger Brat Usama Ibn Munkiz – skinął ku ponuremu wielkoludowi z bliznami na twarzy – w imieniu Zakonu, dowodzi wyprawą. Jak już mówiłem, najdalej za dzień, może dwa, wrócicie. O wszystkim, co zobaczycie lub usłyszycie, trzeba wam milczeć. O wszystkim, Ahabie. Zobliguj do tego załogę. Nie każę wam na Jedynego przysięgać, bo swoją reputację macie, ale to rzecz życia i śmierci. Jasne?

Stary skinął głową niechętnie. Duchowny odwrócił się do Usamy:

– Spotykamy się jak umówione, bracie. Dotrzemy konno, zapewne pod wieczór. Dołączcie do nas. Kto pierwszy się zjawi, niech czeka na resztę. Gdyby po dwóch dniach…

Drab położył dłoń na ramieniu sługi Jedynego, przerywając mu wpół słowa:

– Nie trzeba. Wiemy, co robić. Dogadam się z tymi völklingeńczykami. Bywaj.

 

Ruszyli w ciemność, w martwą pustkę między ostojami, w przestrzeń zrytą kraterami pozostałymi po Apokalipsie. Chroniły ich jedynie burty stalowego potwora, „Grotem” zwanego, własny spryt i łaska Jedynego. Za przeciwnika mieli cały nocny świat, pełen niewypowiedzianego zła, plugastwa Pustkowi oraz własnych, zatajonych grzechów.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

Jechali przez noc. Tłoki biły miarowo, koła turkotały na szynach. „Grot” sunął powoli, więc i lampy migotały, dając jedynie słabe światło i z trudem rozpraszając ciemność.

Ahab tkwił pochylony nad zegarami, pomocnicy przy zaworach, mechanik przy dźwigniach generatora. A ona – na pomoście obsługowym, w goglach, by wiatr nie wysuszył oczu, z rozwianymi włosami, wpatrywała się w przestrzeń. Była przynętą. Polowali na Nienasyconego.

 

Mechanik spoglądał na archiwistkę co jakiś czas. Podobała mu się coraz bardziej. Nim wyruszyli, rozmawiali. Wprawnie rozpoznawała kolejne modyfikacje, doceniała rozwiązania, rozumiała działanie. Pytała również o metalową siatkę, oplatającą kadłub „Grota”. Młody opisał generator, wytwarzający moc błyskawic do lamp i nagich przewodów na korpusie.

– Kiedyś ptasidziób koszmarniak usiłował dojść do kabiny pomostem. Chwycił na zakręcie jeden drut, a nożem zahaczył o drugi, by nie odpaść; usmażył się cały. Cuchnął straszliwie, wnętrzności wypływały mu przez wszystkie otwory. Ale fakt, wtedy pruliśmy z wskazówkami na czerwonej skali, a lampy dawały światło jak w dzień… Musieliśmy odcinać go od siatki.

Skinęła głową, jakby zadowolona.

– Będę potrzebowała przełączyć tę moc do wagonu. Na zwarcie. Potrafisz? – No jasne, że potrafił. Za to uznanie w oczach, za ten pełen akceptacji pomruk, mógłby i świat przeprojektować.

 Pracowali razem całe popołudnie. Ibn Munkiz i milczący Jaeger zniknęli na dłużej w wagonie. Kiedy cichy, wiecznie czujny drab uchylił drzwi, dojrzeli, że jest w pancerzu parowym. Archiwistka uniosła w górę kciuk, Jaeger powiadomił załogę o celu wyprawy. Pomocnicy zaklęli cicho, Młody wymamrotał słowa modlitwy. Tylko Ahab uśmiechnął się drapieżnie.

– Najpierw unieruchamiacie przeklętnika. Jeśli ten plan nie wypali, wkraczamy ja i Usama. Potem zakonna robi swoje. Panowie, niech was nie zwiedzie, że to niewiasta. Umysł ma ostrzejszy niż niejeden miecz. Parokryształy macie ochrzczone?

– Cug łochrzściöł nojwiynkrzy kurwiorz z klosztoru – zakpił Stary. Rycerz pokręcił głową, ale nie drążył tematu.

 

Jechali już drugą mszę, czekając na atak. Plan był prosty: zwabić na druty, schronić się w kabinie, jednocześnie przyspieszyć i usmażyć potwora.

Archiwistka cofnęła się do kabiny. Weszła do środka i sapnęła wściekle.

– Tak nic nie złowimy… Za wielki ten wasz cug, odstrasza! Kto to widział, na sto dwadzieścia stóp parowóz?! Wy, kolejarze i wasze stalowe przedłużenia kusiek… „Pequod” był mniejszy.

Ahab podskoczył, jakby dźgnięty, oderwał się od zegarów i odwrócił do archiwistki. Oczy zalśniły w półmroku.

– Mały łön niy böł, całe sto stóp! A i to niy stykło – warknął.

Kobieta spuściła głowę. Milczenie przerywał jedynie stukot kół.

– Wybacz… – słowa niemal ginęły w hałasie. – Stańmy. Wyjdę, na wabia. Ile mamy do zwrotnicy, na której musimy wjechać na powrotny tor?

– Halbmila – rzucił Ahab przez zęby. – Haltuj!

Zazgrzytały hamulce.

 

Nienasycony, istota bez łaski Jedynego, sklejona z ciała, maszyny i kryształu więżącego rozumną jaźń. Doskoczył do cugu i wdrapał się po płytach. Sześć odnóży, z mięsa i stali, ścięgien przeplatanych linkami metalowymi, mięśni złączonych z kołami zębatymi, kości sztukowanych metalowymi sztabami, zadzwoniło o pancerz „Grota”. Ahab krzyczał, by zalewać ojca i dziada, pomocnicy odkręcali zawory pomp, trysnęły wodne strumienie na kryształy, zaraz zmieniając się w gorącą parę, piach szedł pod koła, szarpnęły tłoki, wyrywając cug niemalże z miejsca. Już abominacja sięgała ku kabinie, już Ibn Munkiz w paropancu miał stawać na dach, samemu wystawiając się na śmierć od przewodności, li tylko by opóźnić przekleństwo i czasu dać załodze, gdy rozbłysły oślepiającym blaskiem lampy i zatańczyły błyskawice na siatce. Ahab upolował Nienasyconego, w fontannie skier i jęku metalu, topniejącego od sztucznych piorunów.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

 

Zwolnili dopiero po jakimś czasie. Mechanik przerwał obwód, a Ibn Munkiz i Jaeger, obydwaj w paropancach, wyszli na pomosty.

– Musimy zdążyć, nim to ścierwo zacznie odtwarzać mechanizmy i szukać nowych ofiar. Gdyby choć jedno odnóże podniósł, nie oglądaj się na nas. Włączaj błyski. Nie chcę, by pożarł moją duszę, nie chcę stać się częścią tego… czegoś. – Polecenie Usamy nie zostawiało żadnej wątpliwości: liczyli się ze śmiercią. Mimo to, a może dlatego, Ahab przeżegnał ich znakiem zębatego koła. Młody pierwszy raz widział, by Stary komuś błogosławił zakazanym symbolem. Ibn Munkiz odwrócił głowę ku maszyniście, pogroził mu stalowym palcem, ale nic nie powiedział.

Patrzyli, jak Święci Rycerze mozolnie rozcinają nadtopiony pancerz Nienasyconego, jak narzucają elastyczną, drucianą siatkę na złowieszczo pulsujący w jego wnętrzu kryształ i jak wyrywają go z konstruktu. Pospiesznie przenieśli minerał do wagonu, a archiwistka spięła przewody.

– Włącz na mój znak. I nie tykaj dźwigni, póki nie staniemy. Tylko tak dotrwamy do naszej stacji – powiedziała.

Młody skinął głową i chwycił za przełącznik.

 

 

Meteoryty, prócz zagłady, przyniosły minerały, zdolne przeistoczyć każdą ciecz w parę lub, jak się później okazało, pochwycić umierającą duszę. Za nimi, niewiadomym sposobem, przybyły demony łaknące ludzkiej śmierci. Czy są więc kryształy rzeczywiście dziełem Jedynego?

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

 

Do opuszczonego posterunku kolejowego, niesławnej, nawiedzonej dziewięćdziesiątki, dotarli o świcie. Ibn Munkiz rozkazał jechać najwolniej jak się da, byleby błyskawice szły po drucie. Rycerze w mechanicznych pancerzach zeskoczyli ze składu i pobiegli przodem, już wkrótce wyprzedzając ledwo toczący się pociąg. Mechanik przyglądał się zbrojnym. Mimo zmęczenia, wrodzona ciekawość dała o sobie znać.

– Jak to jest zrobione… Takie małe? Nasz generator to jak kista piwa… – mruknął, ni to do siebie, ni to do stojącej obok archiwistki.

– Dobry projekt, ot cała tajemnica – odparła. – Muszę tam iść, wybacz. – Wskazała wagon. ­– Kiedy rozum śpi, budzą się demony.

Młody, zaskoczony znajomym hasłem, uniósł głowę.

– Jesteś z Mikołajowa? Byłaś w insurekcji? Sama się sprzedałaś czy cię przymusili?

– Dureń! Co ty możesz wiedzieć… Cholerni szczęściarze, łatwiej zastąpić mikołajowskich chłopów, niż völklingeńskich hutników. – Posmutniała wyraźnie. – Każdy chce żyć. Bywajcie.

– Zostow to – odezwał się cicho Ahab znad zegarów. – Klosztorno panna mo swoje tajymnice, lepi tego niy chytej.

– Siedni sie na żici, abo się lepi dżymni – zawtórował pomocnik maszynisty. – My som zwykłe robole a łona, to je wielko pani – dodał, kiedy archiwistka wyszła na pomost.

„Godoj zdrów”, pomyślał Młody, odprowadzając kobietę wzrokiem.

 

Minęli zniszczoną bramę i przysypaną piachem klapę szybu towarowego. Obok, przewrócony, rdzewiał parodźwig, niegdyś zapewne służący do przeładunku z wagonów wprost do podziemnego magazynu. Przy nim stał nowy, prowizoryczny żuraw. Przy na wpół zrujnowanym peronie przywitał ich kapłan w towarzystwie Jaegera. Pobłogosławił „Grotowi” i jego załodze.

– Paropompę przy studni trzeba przerobić, żeby wodę uzupełnić. Główna turbina kolejpostu jest tak zniszczona, że nawet nasz brat inżynier nie poradził. My tu, na odludziu, swoją sprawę mamy, na chwałę Jedynego. Nie kręćcie się przy maszynowni, zakonny zakaz – dodał. – W dyżurce rozłożyliśmy zapasy, korzystajcie do woli. Zapłata czeka w osiemdziesiątym trzecim.

– Narychtujymy co cza i ruszömy w rajza – odparł sucho Stary. – Mody uwijej się i gzuj gipko do werku. A ty mu Zigi pomogej! Wagon?

– Odczepiamy – potwierdził Jaeger. – Nie patrz tak, Ahabie. Tu nie straszy, a Zakon wybiera odludne miejsce, by nikomu nie zagrozić w razie… niepowodzenia… Rozumiesz?

– Dyć mie na łep nie pizło – odburknął maszynista. – Jo ło nic sie pytać niy byda, a moje ludzie tyż niy.

– Świetnie. – Rycerz skinął głową.

 

 

Kto widzi zbyt wiele, staje się wrogiem – gdyż zbyt jasno rozdziela dzieła Jedynego od dzieł ludzkich lub wręcz bezbożnych.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

 

Z paropompą męczyli się dwa dni, ale kiedy już uszczelnili mechanizm i zalali kryształ, silnik wreszcie ruszył. Bez niej, wiadrami, biedziliby się z tydzień albo i dłużej – cug miał niemałe pragnienie. Za pomocą starego beczkowozu przetransportowali do lokomotywy całą potrzebną im wodę. Stary Ahab zarządził odpoczynek i odjazd o świcie. Młody wzdychał po cichu, bojąc się, że nie zdąży pożegnać archiwistki – widział ją tylko dwa razy, w przelocie. Kiedy załoga cugu poszła spać, ruszył na poszukiwanie.

 

Znalazł ją na platformie, gdy patrzyła niewidzącym wzrokiem w przestrzeń za zniszczoną bramą.

– Skąd wiedziałaś o „Pequodzie”? – szepnął, stając przy kobiecie.

Zaśmiała się cicho.

– W archiwach mamy niezwykłe historie. W tym tę o „Pequodzie”, dowodzonym przez Ahaba i wykolejonym w starciu z demonem Mb’dico. O wraku lokomotywy, który to ściągnięto do Völklingen i przerobiono na „Grot”, ulepszając przy tym znacznie. Nie wybrałam was przypadkiem. O waszych podróżach ludzie gadają, a zakonni archiwiści spisują. Nie sądziłam, że Ahab tak dobrze opiera się starości… Widać, obsesja go chroni.

Mechanik milczał chwilę, nim odezwał się ponownie:

– Znam tę legendę, wszyscy ją znamy. To nie on. Stary był tam, przeżył jako jedyny. Był wtedy pomocnikiem. Przybrał imię po ojcu i dziadku, zginęli w trakcie starcia.

Milczeli chwilę. W końcu Młody odezwał się pierwszy:

– Wtedy, w kabinie… Przepraszam.

Machnęła ręką.

– Nie twoja wina. Wiele z nas, dzieci Domów Wiedzy, ujawniło się wtedy tylko po to, by Zakon zgasił stosy. Wy naprawdę macie szczęście, nawet pomocnik przy piecu lub w cugu to wykwalifikowany robotnik. No i wasi jakby rozsądniejsi, inaczej spierają się z Kapitułą.

Mechanik spuścił głowę, trawiąc gorzkie słowa archiwistki.

– Co ty… Co tak naprawdę tutaj robisz?

Uśmiechnęła się tajemniczo.

– Robię zbawienie. Zakon chce ocalić Eld-Hain wraz z jego kryształowymi kopalniami, więc potrzebny jest cud. Ja go sprawię. Niech to ci wystarczy. Muszę iść, bywaj. I… dbaj o siebie.

 

Niepomny na zakaz kapłana, ruszył za nią ukradkiem. Wszedł do maszynowni i ze zdziwieniem zauważył, że w środku panuje ciemność, rozpraszana tylko światłem księżyca wpadającym przez uchyloną furtę. Odczekał, przyzwyczajając oczy do mroku, aż wreszcie ruszył na poszukiwanie. Znalazł jedynie niszczejącą turbinę i – tuż obok – klapę. Kiedy ją uniósł, światło wylało się z otworu. W środku było cicho.

Nasłuchiwał dłuższą chwilę, nim zdecydował się zejść do tunelu. Blask pochodził z lamp łukowych, zawieszonych wzdłuż ścian. Odnalazł wzrokiem przewód – ha, jednak produkowali tu przewodność, mniszkowie! – i ruszył ostrożnie korytarzem, pchany ciekawością. Czymże ta śliczna archiwistka tak naprawdę się zajmuje?

Stąpał najciszej, jak potrafił. Wkrótce dotarł do czegoś, co kiedyś musiało być podziemnym magazynem, tym, którego klapę mijali przy wjeździe. Kilka dogasających lamp nie oświetlało pomieszczenia w pełni, ale to, co zobaczył, wprawiło go w osłupienie.

W półmroku majaczyły olbrzymie sylwetki, ogromne mechanizmy, łańcuchy przekładni, koła zębate, stalowe liny, bezgłowe korpusy z otwartymi piersiami, skrzydła…

Zobaczył mechaniczne anioły. A potem gwiazdy.

 

Jak przez mgłę, słyszał głosy. Ból przytłumiał wszystko.

– Po coś go tu przywlókł? Trzeba było cichcem uciukać i zakopać!

– O świątobliwy, nie godzi się. Toż to człowiek, nie demon czy Nienasycony. ­­– Głos pokorny, cichy, nawykły do proszenia.

– Złamał święty zakaz! Czy ty wchodzisz do laboratoriów Al-Iskandrii, jeśli ci tego zabroniono? – Lód. W tym głosie dźwięczał lód.

– Nie, ojcze, ale to młodzik, ciekawski…

– Karą za nieposłuszeństwo jest śmierć.

– Świątobliwy, miej litość! Weźmy go, wszak to mechanik. Tu się przyda…

– To völklingeńczyk. Fakt, po szkołach, z tego, co mówiła nasza siostra, zdolny, ale oni nigdy nie zginają karku. I jeszcze ta ich herezja czystego rozumu, zębate koła… Zastanawiałeś się kiedyś, bracie, dlaczego Zakon umieszcza tam tylko obcych, z innych ostoi?

– Daj spokój, Tomasie. Mnich dobrze gada. ­– Znał tę niby spokojną, lecz kryjącą niewypowiedzianą groźbę chrypę. Twarz pełna blizn, palec grożący Ahabowi…

– Usama, szanuję cię, ale to jest moja, inkwizytorska jurysdykcja. Której, przypomnę ci, bracie od miecza, podlegasz. Zabić, zakopać, załogę zbyć, nikomu nic nie mówić. A zwłaszcza jej!

– Nie. – Ochrypły głos był stanowczy.

– Sprzeciwiasz się woli Jedynego…?

– Bracie inżynierze, brat nas samych zostawi. A jeżeli brat komuś słówko piśnie, osobiście język wyrwę. Powtórzyć?

– N-nie, bracie Usamo…

Trzask drzwi. Oddalające się w korytarzu kroki.

– Tomas, nie wnosisz do tej misji nic, poza inkwizytorskim nadzorem. Zabij młodziaka, a będziesz miał wypadek. – Cichy, nieco chrapliwy spokój.

– Zdurniałeś na starość?! Grozisz namiestnikowi Inquisitum?

– To jest obietnica, Tomasie, nie groźba. Wystarczy już niepotrzebnych okrucieństw, które popełniasz w imię Jedynego.

– Oszalałeś.

– Są inne sposoby na zapewnienie milczenia. Zgoda, załogę „Grota” trzeba odesłać, chłopca ogłosić zaginionym… Poproszę Jaegera, przed świtem rozłoży odpowiednie ślady. Upiornik zęboszponny, zdaje się, dość powszechny horror w tej okolicy. Ale nie zgadzam się na mord dla dobra sprawy. Wystarczy mi to, co widziałem w Mikołajowie. Pamiętasz Mikołajów? Sypiasz dobrze? Cóż to, milczysz?

– Jedyny… On pozna swoich.

– Tak to sobie tłumacz. Jak będzie?

Milczenie.

– Jak będzie, Tomasie?

– Zgoda. Będzie żył. Wymyślę coś innego.

 

Jeśli wierzymy – to równie mocno, jeśli modlimy się – to tak samo. Ale nikogo do tego nie zmuszamy, nie zamykamy ust tym, którzy zadają pytania.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

Usama Ibn Munkiz patrzył na wyżętą z życia, zrytą kraterami przestrzeń, połykaną przez pociąg. Znów wracał do tej rozmowy, znów czuł w ustach gorycz i przeklinał własną ślepotę. Czuł, że Tomas coś szykuje, ale to…

Wyrwany język, obcięte dłonie. Nie powie, nie napisze. Pokuta, nadana inkwizytorskim prawem za grzech rzekomej herezji: pielgrzymka. Kara dla tych, którzy nie mieli już nic do stracenia; samobójcza peregrynacja li tylko z włócznią łańcuchową przeciw oblegającym Eld-Hain czartom. Jak okaleczony chłopak miał zabić siedem demonów, by uzyskać rozgrzeszenie i wolność?! Jak miał kiedykolwiek coś jeszcze naprawić lub zbudować?! Jaeger, towarzysz i przyjaciel, z niemałym trudem powstrzymał starego rycerza przed rozszarpaniem okrutnego kapłana. Zaopiekowali się młodzieńcem, odratowali. Nie potrafili tylko ożywić pustych oczu skazańca.

Mijały tygodnie. Zakonni pracowali ile sił. Mimo to, nie byli jeszcze gotowi; jeszcze nie nauczyli się, jak w pełni władać jaźniami zamkniętymi w oplecionych piorunowymi drutami kryształach. Inżynierowie zbudowali tron wedle projektu archiwistki, zatapiając w nim część zdobytego na Nienasyconym minerału. Resztę odprysków umieścili w piersiach konstruktów. Wciąż nie wszystko działało, duch w maszynie nie dawał się łatwo okiełznać. Tak, wiadomość o armii demonów maszerującej na Eld-Hain dotarła do nich zdecydowanie za wcześnie

W dzień, w który zjawił się pociąg z pątnikami jadącymi do Eld-Hain po śmierć lub krwawe odkupienie grzechów, archiwistka zobaczyła chłopaka. Nędznie wyklepane chwytaki zamiast dłoni, li tylko, by utrzymał mechawłócznię, przeorana cierpieniem twarz… Rozpoznała go. Wybiegła za nimi na peron, wściekła się, krzyczała, chciała przerwać pracę. Tomas natychmiast kazał przywiązać ją do tronu, wszak budowniczy pierwszy staje pod swoim mostem. Wtedy Usama podjął decyzję. Patrzył na blednące oblicze kapłana i głośno, powoli cedząc słowa, ślubował pomóc kalece zabić siedem demonów. Inkwizytor zrozumiał, że chłopak może wrócić.  

Ibn Munkiz wsiadł do pociągu straceńców razem z młodzieńcem. A Jaeger… Jaeger tylko udawał, że wsiada. Jaeger, jak uzgodnili między sobą, musiał zostać. Na wszelki wypadek.

 

Śmierć zazgrzytała częściami mechanizmów i zębami kos, zatrzeszczała skrami błyskawic uwięzionych w skrzydłach, zagwizdała powietrzem ciętym przez pikujące ni to golemy, ni to koszmary anielskie, rozbryzgnęła się tryskającą krwią, rozchlupotała bagniskiem odciętych członków, przez które parliśmy w tej straceńczej szarży do przodu. I stało się tak, że padł na mnie cień skrzydeł i terkocząca zębatkami zagłada świstała wokół mnie nożem.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

Ibn Munkiz przyjął uderzenie na tarczę i ciął na oślep, o mało nie tracąc równowagi na śliskich od krwi i deszczu deskach. Za plecami Usamy, na peronie zewnętrznej stacji Eld-Hain, kaleki pielgrzym wstawał z trudem z kolan. Nieopodal skrzydlaty, mechaniczny olbrzym niestrudzenie unosił i opuszczał kosę, żłobiąc krwawe wyrwy w szeregach nacierających na barykady demonów.

 

Wiele mil dalej, w podziemiach opuszczonego kolejpostu, Jaeger z satysfakcją zmiażdżył kark inkwizytora. Z niepokojem spojrzał na wyprężone w spazmie ciało archiwistki, pianę w kąciku ust i bielmo na oczach.

 

Łomot, gwizd, dźwięk miażdżonych wagonów, rozrzucanych na boki przez pancerny klin. To „Grot” i dwa inne parowozy szarżowały torowiskiem, wprost na olbrzymie biesy dziesiątkujące ostatnią linię pielgrzymów. Sypnęły iskrami pełzające po cugach pioruny. Powietrze zapachniało ozonem.

Czarci ogar chwycił i szarpnął za karwasz paropancu, obalając Usamę. Pielgrzym, ślizgając się, dopadł do nich, zajazgotała łańcuchem mechawłócznia. Krew i kości stwora rozbryzgnęły się na wszystkie strony.

Parowozy z łoskotem przetoczyły się wzdłuż peronu, taranując walczących przy barykadzie. Pątnicy, demony, te mniejsze i te ogromne, drewniane blokady, worki z piaskiem, pogięta stal – wszystko zmieszało się w makabryczne kłębowisko.

– Siódmy… – zachrypiał Ibn Munkiz, zrywając głowę potwora z przedramienia. Pielgrzym nie słuchał. Stał jak wryty, patrząc na pobliskiego anioła.

 

I gdym ubił siódmego, zerknęła na mnie twarz stalowa, nieruchoma – jej twarz, lico kobiety z peronu.

Świadectwo Bezimiennego Pielgrzyma

 

W odległych podziemiach Jaeger, mamrocząc modlitwę, naciągnął kuszę.

 

Parowozy przełamały natarcie hordy, miażdżąc wszystko na swej drodze, aż w końcu wypadły z torów. Ich załogi będą bronić się zaciekle jeszcze przez pacierz, może dwa. Zginą, ale pociągną za sobą mechanicznych rycerzy i zaślepionych krwawą gorączką pielgrzymów. Wraz z nimi szalały stalowe serafiny, bez wytchnienia kładąc pokotem setki bestii. Losy, zdawałoby się już przegranej, bitwy odwróciły się zupełnie.

Jeden z mechaniołów runął na uciekającego demona, cięciem kosy rozrywając potwora na pół. W metalicznej masce oczy zalśniły dziwnym blaskiem. Coś przepłynęło w powietrzu między umierającym biesem a maszyną.

 

Daleko stąd, kobieta przykuta do kryształowego tronu wycharczała plugawe bluźnierstwo. Jaeger przymknął oczy, po policzku popłynęła łza. Wciąż czekał w nadziei, że może to tylko chwilowa słabość, może jeszcze dusza wyzwoli się z opętania…

Piorunowy drut nagle ożył, popełzł po jej udzie niczym wąż. Archiwistka znieruchomiała i spojrzała na mężczyznę.

– Pożrę cię. Pożrę was wszystkich.

Cięciwa jęknęła.

 

Serafiny pod Eld-Hain znieruchomiały.

 

(…) Akolita twój, zacny Gallusie, szukając prawdy o pochodzeniu Aniołów Zagłady, spisał jeno legendę, nie próbując dotrzeć do innych źródeł. Nie dość tego, upstrzył ją literackimi wprawkami w złym guście. Porównaj świadectwo arcykapłana Theodeusa, który wziął czynny udział w bitwie i przysiągł, że gdy Anioły spłynęły z Niebios, usłyszał głos mówiący: „Łaskę moją oto wam daję, błogosławieństwo i zbawienie. A po zwycięstwie, we śnie, będą nad wami czuwać”.

 Przeto, Gallusie, bezwartościowym znajdujemy to świadectwo. Trąci herezją rodem z agitek völklingeńskich odszczepieńców, tych zadufańców ślepo zapatrzonych w metal i nieochrzczone, zegarowe mechanizmy. Uznajemy pismo za bluźnierczy apokryf. Należy tę niedorzeczność spalić i na zawsze o niej zapomnieć. Ucznia swego pokutą naprowadź na uwielbienie Jedynego. Inqusitium nawiedzi Cię wkrótce, by postępy w tej sprawie zbadać.

z listu Sekretarza Kapituły Zakonu Jedynego w Al-Iskandrii do Gallusa Widzącego

 

 

Przyjacielu,

Kapituła zmową milczenia otacza prawdę. Nie czas to, by w bratobójczą waśń się pchać. Ukryj dobrze ten zwój, być może twoje dzieci będą w stanie oddać sprawiedliwość bezimiennym i cenie, jaką zapłacili za nasze przetrwanie. A gdybyś chciał o coś zapytać, odwiedź mnie.

Usama Ibn Munkiz

Pierwszy Farys Świętych Rycerzy Zakonu

 

 

W strugach deszczu, wykolejony parowóz na przedpolu Eld-Hain błysnął reflektorem. Blachy i mechanizmy z jękiem poczęły się prostować. Trzy pokolenia Ahabów zalśniły w parokryształach.

Koniec

Komentarze

Brrrum! Miłej lektury ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O, jaka to radość móc dać ten pkt. Normalnie frajda nad frajdami ;)

A opek? No, jak zwykle u Psycho, klasa sama w sobie. Już przed betą było całkiem, całkiem, a jak się chłopak postarał, to jest tera prawie zajebiaszczo.

 

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

O kurczę, Emelkali zabawia się wichajstrami ;-) Dzięki, za punkcik, za pochlebną opinię. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Emelkali zachwyciła się: A opek? No, jak zwykle u Psycho, klasa sama w sobie.

:-) Też mi klasa, szósta “c”… :-)

Nie wiedziałem, że Psycho opowiadanek napisał…

<><>

Szanowny Autor zna moje zdanie o utworze, więc oszczędzę na klawiaturze.

Przeczytałem, ale niewiele zrozumiałem. Najprawdopodobniej nie jestem wtajemniczony w konwencję opowiadania. Podobny kłopot miałem z “Innymi pieśniami”, Dukaja. Spróbuję przeczytać jeszcze raz za parę dni. Pozdrawiam.

Adamie, szósta “a”, a siedziałem w ostatniej ławce, przy drzwiach, żeby w momencie, gdy zabrzmi dzwonek czmychnąć sprawnie ;-) Dzięki :-)

 

Ryszardzie, sam nie wiem, porównywać taki tekścik do prozy Dukaja to trochę jak mrowkę do słonia. Rzecz jasna z całym szacunkiem dla trąby pana Jacka ;-) Jestem świadom, że kondensacja utworu w wymaganym, konkursowym limicie sprawia, że trzeba uważnie czytać każde słowo, ale jeżeli nie zrozumiałeś, to wyłącznie z mojej winy. Dość ryzykowne upycham dużo w małej objętości. Jeśli drugie czytanie nie pomoże, to niechybny znak dla mnie, by szykować pełniejszego “czterdziestotysięcznika”. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Strasznie dużo współautorów tego tekstu…

Pozdrówka. 

Rogerze, dzięki, że wpadleś. A jak wrażenia?

 

Autor jest jeden, nie wszystkie bety wzięły udział, a chętnych było jeszcze więcej. Ja stosuję dwa stopnie testu tekstu, przynajmniej jeden, najlepiej dwoje testerów musi być spoza “targetu”. Negatywny warunek brzegowy daje, bywa, więcej niż test na grupie planowanych docelowych odbiorców.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A, to już wiem, kto był tą ważną betą! ;)

 

Tak jak Sajko już wie – tekst przeczytałam z zainteresowaniem, ale nic nie poradzę, że jak czytam o klejnotach wyciąganych z demonów to mi przed oczami staje ekran komputera i biegające po nim ludziki, zbierające błyszczące kółeczka. ;)

To tekst to uniwersum gry, więc wydaje mi się, że Sajko poradził sobie, jak na warunki, całkiem dobrze, bo opowiadanie jest wciągające. Moim zdecydowanie ulubionym fragmentem jest rozmowa między Usamą a Tomasem, bo figurki nabierają wtedy charakteru, jak również krwi i kości. 

 

To nie jest moja bajka, taki świat, ale – skoro przeczytałam z zaciekawieniem – to Autor chyba jednak odniósł sukces. :)

Jak wrażenia? Takie sobie… Wymyślne na siłę. 

Chyba też dlatego, że kapitan Ahab jet głównym bohaterem “Moby Dicka”. Świetna powieść. 

Jakoś wykorzystanie tego nazwiska niespecjalnie przypadło mi do gustu. Ale nie wszyscy pewnie czytali “Moby Dicka”…

Pozdrówka.  

Przeczytałam raz i nie zrozumiałam za wiele.:( Ale też obce mi były założenia konkursowe, gra – tym bardziej, przekonana byłam, że bez tego dam radę. I nie dałam, niestety. Tekst okazał się dla mnie totalną zagadką – o co chodzi?…

Przeczytałam więc opis gry (nuuudy i ile błędów!;)), który jednak sporo wyjaśnił. Podoba mi się to, co dodałeś od siebie: urocza romantyczna historia (skojarzyło mi się trochę z Heloizą i Abelardem:)), parowozy jak statki na burzliwym oceanie (ech, Odyseja:)), nazwy potworów niczym w “Jak wytresować smoka?” (koszmar ponocnik:)), choć już odniesienia do prześladowań np. w Mikołajowie – robi się za dużo grzybków, jak dla mnie, na tak krótki tekst. O, i fajne słowotwórstwo. I Mick Jagger tzn. Jaeger.:) Archiwistka to zakonnica, tak?

Pomysł z notatkami bezrękiego – hmn, serio…? Jak..? albo ja czegoś nie zrozumiałam znowu..

Drobiazgi:

Chroniły ich jedynie przez burty stalowego potwora, „Grotem” zwanego, swój spryt i łaskę Jedynego.

Chyba miało być: Chronieni jedynie przez burty…

– Świetnie. – Rycerz skinął głową[+.]

Wraz z nimi szalały w berserku stalowe serafiny, bez wytchnienia kładąc pokotem setki bestii.

Nie rozumiem (a raczej pewnie się nie znam:)), ale berserk to nazwa wojownika (berserkami byli nadludzie w kulturze nordyckiej czy jakoś tak), to gdzie te serafiny szalały? Nie chodzi tutaj Ci raczej o szał wojenny (w starożytnej Grecji to chyba była lyssa albo mania – ten o charakterze religijnym) – że one w tym szale tak szalały (wiem, masło maślane)? :-)

Limit Cię ugryzł jak nic.

EDIT: HA! Jednak. Nie czytałam “Moby Dicka”, ale topos znany, więc się zaczęłam zastanawiać… Uznałam to jednak za daleki strzał. :) I proszę, jak niewiedza wychodzi z człowieka chyłkiem ;)

Widać, że kisiłeś się w limicie jaki został narzucony, że miałeś pełnie pomysłów i świetny warsztat aby je opisać, ale nie dali Ci miejsca na rozwinięcie skrzydeł. W efekcie całość w moim odczuciu jest pociągnięta po łebkach, bardziej streszczenie niż cała opowieść. Szczególnie widać to w końcówce, wydaje się mocno pospieszana.

Niestety najgorzej odbiło się to na postaciach. Są one miałkie i niewyraziste, niczym postacie w horrorach. Za wyjątkiem Ahaba, którego paradoksalnie nie musiałeś wzmacniać nawiązaniami do Moby Dicka, jego postawa i zachowania są dość wyraźne.

Po fakcie to przez ¾ opowieści miałem wrażenie, że horror właśnie piszesz i że Beziemienny będzie ich potem pojedynczo mordował. Cieszę się, że tego nie zrobiłeś, ale wydaje mi się, że potrzeba tu jeszcze ze 20k znaków, aby taką ilość fabuły rozwinąć tak jak na to zasługuje.

 

Rogerze,

 

Myślę, że jeżeli ktos nie czytał “Moby Dicka”, to, a niech mnie – chyba zabrzmi arogancko, powinien szybko nadrobić :-) Ten intertekstualizm  jest rzeczywiście po to, żeby zbudowac otwartą ścieżkę do kontynuacji i li tylko by zabawić czytelnika przetworzeniem motywu, pokazać, by niezaleznie od tła, historia obsesji okraszonej nawiązaniami filozoficzno-światopoglądowymi może mieć różne zakończenia, a nawet kontynuację. Ale to już ja i moje ulubienie podsuwania dygresji na marginesie. Osoby nie wychwytujące nawiązania, w moim zamierzeniu, miały być tylko zachęcone do rozwiązania zagadki; dlaczego pojawia się Ahab, kimże on jest, skąd się wziął?

 

Co do oceny samej powieści Hermana Mellville’a – nie podyskutujemy, bo z Twoją opinią zgadzam się w całości.

 

Co do wymyślności – czyli jednak limit i brak uzasadnienia, rozwinięcia. Odnotowane skrzętnie w kajeciku.

 

Rooms

 

O w mordę. Na skojarzenie z Mickiem Jaggerem nie wpadłem :-D Jaeger to transkrypcja, techniczny zabieg, by znakiem specjalnym w kodowaniu wuj-wie-jakim nie spowodować skoku licznika (nie wiem dlaczego, ale Jäger dawał o jeden znak więcej – błąd w zliczaniu? Inne kodowanie?). Podobnie, skojarzenie z tresowniem smoka jest dla mnie zaskakujące, ale po zastanowieniu – rzeczywiście, może sie pojawić. Nawet, jeżeli użyłem tej metody nieświadomie, to animację znam – więc być może, z jakiegoś powodu…

 

Berserk – to słowo jest również używane w znaczeniu bitewnego szału, nie samego wojownika.  Wtórne znaczenie, przyznaję, świadomy ryzyka i limitu znaków, użyłem.

 

Notatki bezrękiego…? Jak bezręki mógł coś notować, rooms? :-) Odsyłam do tytułu i pierwszej sceny oraz ostatnich (fragmentów) listów.

 

Grzybki – ano próba zmieszczenia odautorksiego budowania tła.

 

archiwistka, zakonna… Czyli dla co najmniej jednej czytelniczki powiązanie pojęć w jednej uwadze na początku tekstu  nie zdało egzaminu.

 

Prawdziwy smutek płynie z faktu, że musiałaś poczytać założenia :/ Nie tak miało być w moim zamyśle . Ech.

 

Grombot

 

Widać, że kisiłeś się w limicie jaki został narzucony

 

Ot i całe podsumowanie. :-) Świadom możliwości porażki, usiłowałem pomieścić i historię, i szkic bohaterów (bo w tej objętości postać rozwinąć trudno, pozdrawiam Ochę ;-) ) i fragmenty worldbuildingu w określonym wycinku.

Tak, postaci są nieledwie naszkicowane.

Tak, osobiście uważam, że tu potrzebny byłby czterdziestotysięcznik, albo i nawet sześcdziesięciotysięcznik. Jednocześnie bardzo, ale to bardzo , nie chciałem sprowadzić tekstu do bezmózgiej jatki bez ładu i składu, o logice nie wspominając – od tej bezrefleksyjnej mielizny uciekałem najdalej, jak się da.

 

Ocho

 

Czytałaś ponownie, po zmianach przed publikacją? Nie ukrywam, że po m. in. twoich (i B.A.) uwagach pojawiło się rozbudowanie dialogu między mechanikiem a archiwistką w kabinie, dodatkowy dialog na peronie kolejpostu dziewięćdziesiątego. Czy to cokolwiek zmieniło w odbiorze, czy też opinia  – odnośnie powierzchowności – jest identyczna jak w wersji minus jeden?

 

Ergo:

Ćwiczenie warsztatowe(pomieścić się w limicie lub dobrze wybrać, co zmieściś w nakreślonej objętości) tylko częściowo udane. Suka kompozycja nadal nie rzuciła białego ręcznika, dalej będę się z piczą ścierał :-) 

 

EDIT:

 

Lub mityczny “target” jest starszy, niż założony – błędnie określona grupa docelowa. Też nauczka. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Berserk – spotkałem się z tym określeniem odnośnie szału bojowego, wg. mnie błędu nie ma.

 

Limit – nie odniosłem wrażenia, iż negatywnie wpłynął na jakość tekstu, jak już to na wyrazistość postaci, ale coś za coś.

 

Pomysł, wykonanie – moim zdaniem pierwsza klasa.

 

Wyjaśnienie zagadki pojawienia się Aniołów – też ten temat podjąłem i czuję się zdemotywowany. Nieładnie ;)

Dzięki, Eurytos, za wizytę i pochlebny komentarz. Tak, szkice postaci sa moim największym bólem serca, ale w tym limicie więcej sie nie da.

 

Berserk – po sprawdzeniu w sjp.pwn.pl – faktycznei, znaczenia szału bitewnego brak. Należy cmoknąć rooms w piździonek mutti di tutti mutti i kulturalnie, milczkiem, wycofać się na z góry upatrzone pozycje. ;-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A ja tam tekst ów czytałem jako ta tabula rasa niewinna będąc, ni realiów ni kontekstu nie znając. Ba, w niepojętych głębinach swej ignorancji nie zdawałem sobie nawet sprawy z istnienia gry będącej podstawą konkursu. I wcale nie przeszkadzało mi to w lekturze. Złożoność przedstawionego świata (choć nie Twojego autorstwa, Psychofishu) nie była nachalna, czy też przytłaczająca, nie zgubiłem się ani na moment. Historii kompletnie nie zaszkodziło to, że nie wiedziałem jakiż kataklizm apokalipsę zgotował, czym są kryształy, jaka jest struktura zakonu templariuszy, czy też innych inkwizytorów, skąd się brały podstawy tamtejszej teologii i jak powstawały demony… Bardzo umiejętnie zaserwowałeś skąpe informacje, dzięki czemu tekst nie sprawia wrażenia byle scenki dziejącej się w realiach czegoś tam, tylko dla fanów i znawców. To pełne opowiadanie o świetnej fabule, mogące być znakomitym otwarciem cyklu. Brawo. No i do tego ogromne parowozy. Nie, żeby miało chodzić o jakieś przedłużenie czegoś tam, ale… Aha, jeszcze dwa duże plusy. Pierwszy – relacja maszyna/ciało/dusza i ich współistnienie/zmieszanie. Drugi – za końcówkę. Parowóz – demon opętany przez trzy pokolenia Ahabów. No miodzio po prostu.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Sajko, powiedzmy – nieco uważniej przeskanowałam. :) Trudno mi obiektywnie ocenić tekst, który już wcześniej czytałam, po zastosowaniu niezbyt dużych jednak poprawek. Mogę tylko napisać, że wydaje mi się, że wyszły mu one na dobre.

 

I zgadzam się też z Thargonem, który napisał, że w zrozumieniu tekstu nie przeszkadzały mu elementy, których genezy czy przeznaczenia nie znał. Mnie też takie rzeczy często nie przeszkadzają. Owszem, może sugerują szerokie tło, którego czytelnik nie poznał, może zapowiadają kontynuację. Ale – jeśli są odpowiednio zastosowane – nie przeszkadzają. Mnie po prostu mierzi pewien rodzaj maniery w fantasy (to już tak trochę poza Twoim tekstem) polegający na nadmiernym światotwórstwie (jakkolwiek głupio nie zabrzmiałoby to na tym portalu, gdzie oryginalne światy bardzo się ceni). Bo ono przytłacza to, co dla mnie w opowieściach najważniejsze. 

 

A tekst przecież, jak już napisałam wcześniej i podczas betowania, uważam za udany. To, że zapomniałam wczoraj kliknąć w bibliotekę, to już taka moja przypadłość. :)

Thargone, z tymi przedłużeniami… No wiesz, niby nie musi być duży, masywny, twardy jak diabli – no po prostu nie musi, bo są też te mniejsze, zwinniejsze – ale czy to właśnie nie ten olbrzym pobudza wyobraźnię? ;-)

Tak to już z tymi parowozami… ;-)

Dzięki za przychylną recenzję. Tak, bardzo chciałem, by opowiadanie dla czytelnika funkcjonowało jako samodzielny tekst, bez konieczności czytania przez niego założeń konkursu – tym bardziej się cieszę.

 

Ocho, z tego właśnie założenia wzięło się, jak to ładnie okresliłaś, światotwórstwo w tekście. Ja wiem, że ty jesteś od fabuł i postaci, świat kreśląc jedynie jako rekwizyt na tej scenie – i dlatego ucieszyłem się, kiedy zdecydowałaś się zajrzeć do tekstu. Mój drugi negatywny warunek brzegowy :-D  Biblioteki, szczerze mówiąc, nie spodziewałem się (dzięki!), ale chciałem wiedzieć, czy te nieduże zmiany poprawiają równowagę postaci i fabuły – poprawiają, to ważne.

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. A ja się pogubiłam. I to nawet nie w założeniach konkursu (te piąte przez dziesiąte pamiętałam), ale w postaciach – kto gra po której stronie, kto chce zabić chłopaka, kto uratować… Jakoś nie zdążyłam się do nich wszystkich przyzwyczaić, przyswoić sobie imion, ksywek i funkcji. Odnoszę wrażenie, że wredny limit wyrządził tekstowi szkody i poczekam na ten czterdziesto– czy sześćdziesięciotysięcznik.

Dziękuję Emelkali, NeverEnd, Ocha, Skull, B.A., AlexFagus i AdamKB za pomoc przy becie

Ocha pewnie jeszcze jakoś wytrzyma, ale Adam za nieodmienianie nicku może się… uśmiechnąć. ;-)

Maszyniści i tormistrzowie ruszyli do swoich maszyn.

Dziwnie to wygląda.

Chroniły ich jedynie przez burty stalowego potwora, „Grotem” zwanego, swój spryt i łaskę Jedynego.

Coś się posypawszy.

– Siedni sie na żici,

Ja rozumiem, że to gwara, ale dlaczego rzyć przez ż? I “sie” czy “se”?

Babska logika rządzi!

A, rzeczywiście. :) Jakoś przy Adamie mi umknęło, a w moim przypadku… Przyzwyczaiłam się już do problemów z odmianą, więc stwierdziłam, że Sajko pewnie machnął ręką.

A niech was… Odmieniłem ;-)

 

Finkla – dzięki. Czyli obozowisko czterdziesto-/sześćdziesięciotysięcznika :-)

Gwara – tak zostaje, tak jest po ślunksu. Konsultowane z rodzonym hanysem, tak to zapisują, tak godo – przez miękkie “ż” i przez “sie” ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Aż się boję zapytać, co to ten piździonek ;D

Nic strasznego – pierścionek. Jeśli się nie mylę.

Babska logika rządzi!

Dokładnie tak ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam, nawet z pewnym zainteresowaniem, jednak skończywszy, nie bardzo wiem, o czym jest opowiadanie. :-(

 

ostat­nia pla­ców­ka sił za­kon­nych oraz piel­grz­mów na tra­sie do Eld-Ha­in – Literówka. Brak kropki na końcu zdania.

 

Ar­chi­wist­ka znie­ru­cho­mia­ła i spoj­rza­ła na męż­czy­nę. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Buuu.

 

O prawdzie, o jednostce zdemolowanej w imię większego dobra, o oliwie sprawiedliwej, co to nierychliwie wypływa, a może nigdy.

 

Dzięki za litrówki, już się z nimi rozprawiam.

 

Kolejna czytelniczka do większego tonażu… :-)

 

Mały tonaż – duży tonaż 5:5 –> znaczy, sukcesu nie ma :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałem, wydawało mi się, że główne wątki (lub też po prostu główny wątek) w miarę ogarnąłem i już miałem pytać, dlaczego to wszystko takie pełne niedopowiedzeń i świat dziwaczny, jak gdyby z jakiejś durnej gry… No proszę, przeczytałem część komentarzy, wróciłem na górę, spojrzałem na oznaczenie konkursowe i okazało się, że ten świat jest rzeczywiście z gry. 

Nie moja bajka, niestety. Za to manipulowanie ludźmi za pomocą religii – odwiecznie bez zmian – ukazane jak trzeba. W ogóle to w takim jednym czymś, co piszę, Bóg też nazywa się Jedyny, więc – ku memu jakże wielkiemu zaskoczeniu – nie stworzyłem jednak oryginalnego bóstwa. Oo  :D

Napisane fajnie, więc klepię bibliotekę.

Sorry, taki mamy klimat.

Dzięki, cny Sadysthraelu ;-) Twórcy gry zapewne są zbudowani treściwą recenzją świata, ale z drugiej strony to nie Warhammer, gdzie świat dark fantasy, dość bogaty, powstał zanim zbudowano system bitewny – czyli dopracowane tło najpierw, figurki potem.

 

Pobrykałbym bardziej z tłem, gdyby nie limit, ale uznaje gol dla krótkiego tekstu póki co. Dziękuję za bibliotekę!

 

W tym co piszesz mógłbyś użyć jeszcze Tego, Który Jest vel Milczącej Obecności vel Tego, Który Był, Ale Już Go Nie Ma…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Szczerze? Myślałem też po prostu o “imieniu” Ten, albo nawet Ów. 

Nie, imię Ten albo nawet Ów w grę nie wchodzi. ;) Takie rzeczy tylko w Polsce, fantasy nie wytrzymałoby ciężaru groteski. ;)

 

Sorry, taki mamy klimat.

Przeczytałem. Interesujący pomysł, choć momentami mnie nużyły pewne fragmenty (ale biorę pod uwagę, że to wina mojego ociągania się z robieniem kawy, bo senny jeszcze jestem po zarwanym kawałku nocy :D). No ale ogólnie na plus. O ile z samymi postaciami jest gorzej, to przemówił do mnie szczególnie nakreślony przez Ciebie zarys świata.

No i widzę, że ktoś miał wyraźnie ten sam kłopot, co i ja w trakcie pisania na ten konkurs – nieznośny limit znaków. Bo sam musiałem iść na parę kompromisów przy opku, które wkrótce powinno się znaleźć na stronie.

Tak czy inaczej – życzę powodzenia przy rozpatrywaniu Twojego opowiadania przez Awaken Realms ;)

O w mordę, w tak krótkim tekśce były dłużyzny? ;-)

 

Dzięki za wizytę, lekturę i komentarz! ;-) Powodzenia!

 

Edit: Seth, świetny link :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Waszmości! Chaos okrutny. Przekrój czasowy olbrzymi. Moim zdaniem napisałbyś z tego trzy świetne opowiadania i chętnie bym je przeczytał.

 

Wymowa niektórych postaci do mnie nie przemawia, osobiście nie lubię czytać trzy razy wypowiedzi jednego bohatera aby coś zrozumieć.

 

Przez ograniczenia i limity, które interesują Cie, powstał zlepek fajnych pomysłów niesamowicie jednak zamydlonych . Wszystkie przeskoki czasowe i brak możliwości zaznajomienia się z postaciami prowadzą, co najmniej do mglistego pojęcia o fabule. Właściwie ciężko mi jest powiedzieć o czym jest to opowiadanie.

 

Bardzo podoba mi się przedstawienie zakonu i jego metod. Pomysł wprowadzenia aniołów też jest świetny.

 

Moim zdaniem wprowadziłeś za dużo nazw, które nic nie mówią. Na tak krótki tekst jest tego zbyt wiele, zwłaszcza, że niemożna sprawdzić o co biega.

 

Przypomniałem sobie słowa Marcina Zwierzchowskiego z którejś prelekcji. “Nikogo nie interesuje wymyślona historia wymyślonego kraju w wymyślonym świecie. Trzeba wplatać to systematycznie i delikatnie podczas całej powieści”. Zrobiłeś to z elegancją, jak ten fragment o insurekcji, ale mam wrażenie, że tu jest na to zbyt mało miejsca.

 

Śmierć limitom! :)

SzalonyRybie, ja to powinienem terminować u Ciebie, żeby nauczyć się wprowadzania błyskawicznych zmian. Może wreszcie przestałbym grzebać w tekstach sprzed trzech lat (one mają już po 30 czy 40 wersji!).

 

Powodzenia w konkursie! :)

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Heh, dzięki B.A. :-) szybkie zmiany? Po prostu tak miałem czas. A pomysł jakoś tak w głowie ułożony, że po waszych uwagach starczyło mi kamerę inaczej ustawić, skorygować partie dialogowe i przemontować kilka scen… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Język wypolerowany jak völklingeński komplet kluczy nasadowych robi apetyt na więcej. Trzeba było wyjść poza przymały kartonik narzuconego limitu – pal licho konkurs. Szkoda tych wszystkich upchanych ciasno, a fajnych konceptów i przemyślnych zabawek, które nie miały miejsca, by się godnie zaprezentować. Ukłony panie Fiksorybski! 

Przyczajony użyszkodnik

Dziękuję, dziękuję za automacki głos, tak cennie brzęczący śrubami i nakrętkami. Rad jestem niezmiernie, iż parowym gustom pana, panie Mechaniczny, sprostała owa historia i z tym większym żalem zapisuje tę opinię po stronie masywnych sześćdziesięciotysięczników. Pozdrawiam i przesyłam uklony dla całej automackiej braci!

 

 

Fratusie, ogromne dzięki za lekturę i szerszy komentarz! Jak rozumiem, wolałbyś tę historię przeczytać w dłuższej formie? Duży tonaż prowadzi przeto 8:6.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Mnie się skojarzyło z Diuną – chyba głównie przez te komentarze Bezimiennego Pielgrzyma :) W samym opowiadaniu nieco się pogubiłam kto z kim i dlaczego – no, przyłączam się do głosów o wersję rozbudowaną.

Również dołączam do grona  z lekka zagubionych czytelników. Rozumiem główny zamysł, ale myliły mi się postacie i trochę nie ogarnąłem tego całego świata. Może dlatego, że nie czytałem informacji o grze. Też głosuję za wydłużeniem tekstu, bo przedstawiona historia jest tego warta. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bella, SzyDzia – dzięki ogromne za wizytę i komentarz ;-) 

 

10:6 dla dużego tonażu ;-) 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Właśnie się zastanawiam. Bardziej widzę to jako oddzielne opowiadania połączone w zbiór. Coś w stylu “Kroniki Bezimiennego Pielgrzyma”. A zakładając, że narrator wie wszystko i wszędzie był może na końcu ujawnić się jako Jedyny. I zrobić nam wszystkim zonka :)

Drogi Rybko, trzy życzenia…

- Nieco prostszy język. Tematyka nie była taka prosta, a kiedy doszedł do tego trudny język, z trudem przebrnąłem początek. Głównie dlatego że Rybką jesteś i mnie ciekawiło co tam wypluskałeś. 

– Mniej kobiet zapatrzonych w przestrzeń. Mam już dość tego wizerunku. Ile razy widzieliście kobiety enigmatycznie zapatrzone w przestrzeń? Kurde, czy coś mnie omija!? >< Gdzie one są!? ><

– Zmień inkwizycję. Wiem że limit znaków. Ale inna organizacja. Niech działa kropka w kropkę tak samo. Albo co lepsze, podobnie. Ale oszczędź nam inkwizycji.

 

No, a jak spełnisz te życzenia to cukru czy innej pożywki do akwarium dosypię.

Jechali już drugą mszę, czekając na atak.”

Rozwaliło mnie. Bardzo przypadło do gustu! :)

 

Bardzo Klimatyczne wstawki. Te między fragmentami opowiadania. Przechodzi dreszcz, a o to w nich przecież chodzi! 

 

Historia ładnie się zazębia. Był pomysł na zakończenie, na akcję, ładnie do tego dobrnąłeś. 

 

Kwiecisty język. Jak tylko przeszło się z dżungli na początku na ogrody dalej :).

 

/Jaaf

Dzięki dzięki, na komórczaku się nie pobawię w edycję, ale jeśli zdążę, to dziś coś tam pocuduję ;-)

 

Jaki język w początku tak cię zmęczył, Jaaf?

 

Patrzące kobiety – to te, przy których nie ma facetów ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fishu, gwara. Przebrnięcie przez nią, zaznajomienie się… dla testu czy to mnie tylko przeszkadza, zrobiłem test na żonie :P. Ja tu próbuję wczuć się w klimat, zobaczyć świat, już kurcze coś mi się układa a tu jak łomem przez łeb. W czymś dłuższym, może. Ale w tak krótkim opowiadaniu…. wybija.

/Jaaf

– Mody! – krzyknął Ahab – kaj söm moje kolejorze?! Te ślywy zaś łotwarli halba?! – (komentarz Jafieliego przeczytałem dopiero teraz, żeby nie było) Fakt, przeszkadza jak szlag :) To śląski? Mieszkam na śląsku, ale takiego zapisu z fonetyki na “polski” jeszcze nie widziałem ;)

 

Ciebie, Fishu, zostawiłem sobie na później :)

 

Nie licząc tego, to super! :) Trochę nie mój styl i klimat, ale to jeden z tych tekstów, w czasie czytania których, nie zerkam w prawo, na suwak :) Warsztatowo bez zarzutu, gwara… Już wspominałem :) Opowieść, hmm nigdy nie jarały mnie pociągi, aczkolwiek motyw tajnego warsztatu – super :)

 

PS: Jesteś z Mikołowa? ^^

 

 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

wg. śląski

"Według śląski”? Oj, Kwisatz… :-) Nic nie widziałem… :-D Tak, ślunski, od rodzonego Hanysa w hucie stali. Tak szybko, bo z trasy: zapis jest “oy”, “iy*, “ey” etc. lub przy użyciu niemieckich znaków diakrytycznych.

 

Dzięki za wizytę i miłą, pozytywną opinię!

Mikołów – nie. Z Grynberga pochodzę :-P  Mikołajów zabrałem z naddunajskiej, ukraińskiej miejscowości, gdzie i gleby i przemysł. ;-)

 

Jaafieli – dzięki. Gwara, hmmm… Przy tłumaczeniu to nie problem, zamieniasz na język industrialnego regionu w danym kraju. Nie sadziłem, że aż tak zatrzyma.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Piękne!

Fishu, wiem i rozumiem. Ale to jest tak: czytasz i po jakimś czasie, w zleżności od tekstu, nie widzisz juz słów tylko film. A gwara dla mnie spodowowała powrót do słów. Tak to chyba najlepiej można opisać.

 

/ Jaaf

Nic nie widziałeś! 

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

zollman – ogromnie dziękuję :-) 

Jaaf – rozumiem, dziękuję ;-)  Czyli czterdzisto-/sześćdziesięciotysięcznik ;-)

Kwisatz – ok, niech ci będzie ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie do końca wiem, co tu przeczytałem, ale czytało się świetnie :) Widać moc w niektórych fragmentach. To tak, jakby obejrzeć świetny film po chińsku, nic nie wiesz, ale wrażenie robi.

Cholera, kolejny sześćdziesięciotysięcznik :-D Instynkt mnie zawiódł. :-)

 

Zygfrydzie – dzięki za komplement i opinię, a przede wszystkim za czas poświęcony!

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Kwisatz, a powiedz – czytałeś na głos?

Pytam, bo mnie gwara nie przeszkadzała i mam taką teorię, że to właśnie dlatego, że czytałem na głos.

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Ja ogólnie nie lubię gwary. Mieszkam na Śląsku, i miałem przyjemność chodzić do szkoły na “wsi”, na której wciąż wszyscy godają. Przez pierwsze dni nic nie rozumiałem. Potem było lepiej, a i tacy co po Polsku mówią się znaleźli :)

Niemiecki – w chociażby muzyce – brzmi dobrze. Ogólnie lubię języki germańskie. Polski też wydaje mi się przyjemnie brzmiącym językiem – ale tutaj nie mogę – tak jak i Wy – być obiektywnym. Natomiast połączenie tych dwóch języków, składające się na śląski dialekt – nie. Nie potępiam godających, jakąś tam tradycje trzeba kultywować – może poza kobietami. Śląski obniża moje zainteresowanie potencjalnymi osobniczkami o… Nie, to już nawet nie można mówić o obniżaniu – ono po prostu znika :)

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Nie wniosę tu już nic więcej od moich poprzedników. Nie wiem dlaczego, ale czytając o mechaserafinach wyobraziłam sobie archanioły z H5, chociaż tamte nie miały w sobie niczego mechanicznego:)

W każdym razie opowiadanie fajnie napisane i nie dziwota, że znalazło się w bibliotece (też jestem za wydłużeniem;p).

Och, czyli Kwisatz ma osobisty uraz do gwary. Taka karma :-)

 

Dracoo – dzięki za wizytę, lekturę i komentarz ;-) Nic to, powoli szykuję stocznię na większy pancernik… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O, dołączę się do Kwisatza. Też jestem ze Śląska i nie lubię gwary.

Nie potępiam godających, jakąś tam tradycje trzeba kultywować – może poza kobietami. Śląski obniża moje zainteresowanie potencjalnymi osobniczkami o obniżaniu – ono po prostu znika :)

No, ale tu tak rygorystyczny bym nie był :) Wszystkiego da się oduczyć :)

To i ja przyznam, że owo “godanie” irytuje mnie od zawsze. I w tym tekście również drażniło, ale wolałem nie wspominać ze względu na świadomość bycia uprzedzonym.

Sorry, taki mamy klimat.

No, ale zygfrydzie i Sethraelu – dlaczego nie lubicie godonia? Bo Kwisatz ma uraz od małego, ze szkoły, kiedy nie rozumiał.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

To ja wezmę gwarę w obronę. Mamy piękny, bogaty język, z wieloma wariantami. Różne gwary to cudowne narzędzie. Jeden gościu mówiący jak u Psycho, drugi z charakteristicznim zaspieewem (łoj, tak!) i, nie wspominając ani słowem o geografii, wyjaśniliśmy czytelnikowi, że pochodzą z odległych regionów, ale w razie konieczności jakoś się dogadają.

Babska logika rządzi!

Czy Kwizatz ma uraz od małego, bo w szkole go nie rozumiał? Mam nadzieję że już wszystko pojął i teraz funkcjonują w pełnej symbiozie! ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

REgulatorzy – rozkładacz na łopatki :-D

 

Finklo – ale mi blisko do ciebie. I zawsze to lwowskie “l”, gdy jeden nobliwy pan powiada drugiemu, równie eleganckiemu i sędziwemu: “Podaj mi smjetanę, z laski swojej” :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Regulatorzy!

<leży, naturalnie w symbiozie…>

Sorry, taki mamy klimat.

Gwary – cenny element polszczyzny jako całości.

…mówie dla ciebie jak dla dziecka, o tak o pójdziesz prosto…

Rybosławie, do gwar nic nie mam, jedyne ta ślunska mnie irytuje. Nie wiem dlaczego. 

Sorry, taki mamy klimat.

Mnie ślunska irytuje, kiedy się za bardzo spiecze nad ogniskiem, a nie ma czym popić, bo się akurat halba opróżniła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ło, przy pustej halbie człowiek się bardzo denerwuje, zwłaszcza jak wuszt je fertig. ;-)

 

Sethraelu: no kurczę, jak to nie wiesz – czemu? Nie brzmi ci, godocze/Hanysy cię wkurzają…?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie wiem, Rybosławie, być może dlatego, że owa gwara pachnie niemieckim, a za brzmieniem tego języka nie przepadam, co może jest wynikiem propagandy PRL-owskiej, “wychowania” na nudnych i durnych Czerech pancernych itp., lecz niemiecki po dziś dzień wydaje mi się językiem “nieprzyjaznym”. Pozwól, że zacytuję jednego z anonimowych mistrzów Internetu: “Gdy ktoś mówi po niemiecku, brzmi to tak, jak gdyby rzygał drutem kolczastym.”

No, coś w tym chyba jest. ;) 

Sorry, taki mamy klimat.

No, ale zygfrydzie i Sethraelu – dlaczego nie lubicie godonia? Bo Kwisatz ma uraz od małego, ze szkoły, kiedy nie rozumiał.

Mieszkam na Śląsku, ale w moim otoczeniu niewiele osób używa gwary (ogólnie to miejsce to w dużej mierze zbieranina ludzi z całej Polski przybyłych za pracą), a gdy już się z nią spotykałem… powiedzmy, że nie mam  z kontaktów z tymi ludźmi zbyt wielu dobrych wspomnień :) A po drugie to te naleciałości z niemieckiego… Polski język jest naprawdę ładny, niemiecki naprawdę brzydki. Po co mieszać coś ładnego z brzydkim?

Oooo, stereotypy :-) i wspomnienia :-) Nie nazwę niemieckiego brzydkim, ale to moje osobiste przekonanie. Natomiast to ciekawe, jak uwarunkowania kulturowe wpływają na odbiór.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dobre, podoba mi się. Miejscami, zupełnym przypadkiem, można nawet przyjąć, że przeplata się z moim (choć trzebaby sporo ponaciągać momentami). Więc tym bardziej się zachwycamsmiley

Za język śląski dodatkowy plus. Miejscami zmieniłbym drobiazgi w poszczególnych słowach, ale język ten, jako nieskodyfikowany, różni się w zależności od miejscowości.

Tylko nie zaczynajmy dyskusji o tych, którzy przyjechali na Śląsk, a język im przeszkadza, bo

“Them’s fightin’ words, kid”.

Jak to mawia moja narzeczona “jak góral w telewizji zaciąga, to wszyscy zachwyceni, a jak ślązak godo to zaraz robią z niego ryla i tłuka”

Mi język przypadł do gustu, a komu się nie podoba, niech się bajsnie w rzyć wink

Cieszę się, że też zamieniłeś “houndsy” na ogary.

Ja się cieszę, mi się podobało.

 

 

A, i dzięki twojemu opowiadaniu przypomniało mi się, skąd twórcy wzieli pielgrzymów:

http://www.ebay.com/itm/GW-Specialist-Games-Inquisitor-54mm-Sergeant-Stone-shrinkwrapped-OOP-/151458431052

I że ich włócznie to raczej glewie.

Lordi, dzięki za wizytę, obszerny komentarz i pozytywną recenzję. :-) Dopisuje sobie glosik przy krótkiej wersji.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Losy, zdawałoby się już przegranej, bitwy odwróciły się zupełnie.

Przecinek postawiłbym po “się”. Ogólnie zdanie jakoś mi zgrzyta. Może tak: Zupełnie odwróciły się losy przegranej już, zdawałoby się, bitwy.

 

Psycho, powtórzę kolejny raz: odbieramy na podobnych falach. Może nie do końca pasuje mi Twoje Universum, bo wolę historie osadzone w naszym świecie, ale ogólnie znajduję u Cibie wszystko, co lubię: przygodę, przestrzeń, twardych bohaterów, walkę.

Bardzo fajna narracja i pomysł ze zróżnicowaniem technik narracyjnych. Dojrzała konstrukcja, świadcząca o wysokim poziomie i nietuzinkowości autora. Cała historia – ciekawa i wciągająca. Chociaż tekst dosyć trudny, nie powiem… Sporo postaci i egzotycznych imion, i jeszcze gwara śląska; całość wymaga skupienia i uwagi. Zapisuję to jednak na plus, zdecydowanie! Zbyt proste teksty rozczarowują.

 

Znakomicie, że opowiadanie trafiło do biblioteki. Z moim głosem się nie wyrobiłem… Zarobiony ostatnio jestem.

 

 

 

Gwara ci wyszła. Musiałam po dwa razy czytać wypowiedzi Starego, żeby je załapać ;) ale warto było.

Ogólnie wlepiłabym bibliotekę, ale jestem spóźniona o lata świetle. To tylko pogratuluję dobrego tekstu i życzę szczęścia w konkursie.

A i Świadectwa Bezimiennego Pielgrzyma bardzo mi się. Bardzo klimatyczne.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Ambroziaku – ano najwyraźniej, odpowiednia mieszanka awanturniczej przygody pasuje nam obydwu, niezależnie od sztafażu :-) Uniwersum narzucają zasady konkursu, ale założenie miałem takie, by tekst stanowił samodzielne, pełnoprawne opowiadanie.

Dzieki za wizytę i pozytywny komentarz ;-) Statystyka małego tonażu rośnie.

 

Tenszo: gwarowość gwary to zasługa Bravincjusza i jeszcze jednego Hanysa rodzonego :-) Dzięki za wizytę, pozytywny komentarz i zapiszę sobie punkcik po stronie małego tonażu – 12:11, 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Fishu, mieszanka awanturniczej przygody obu nam pasuje, więc mam napisany fajny western. Muszę go jeszcze tylko trochę podszlifować. Jak się obrobię, to poprawię i puszczę.

Puszczaj w czwartki, wtedy na pewno przeczytam ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja mam czas w niedziele. Eee, co tam… przeczytasz, jak znajdziesz chwilkę. Zresztą, i tak dopiero puszczę to po majówce, bo teraz to już jestem myślami nad jeziorem.

No przyznaję, że końcówkę musiałam czytać dwa razy. Ale ogólnie wrażenia mam bardzo dobre, chociaż ta wielka miłość do archiwistki nie do końca mnie przekonała. Jest w tym opowiadaniu dużo fajnych postaci, a najbardziej ujął mnie Ahab: zarówno jako odwołanie (trochę zbyt czytelne) do wiadomej książki jak i z powodu cudownego posługiwania się gwarą. Nie będę oryginalna pisząc, że opowiadaniu dobrze zrobiłoby wyjście poza limit znaków, ale czytałam z przyjemnością.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dzięki za lekturę, komentarz i głos :-) 13:11 dla większego formatu :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wcięło mi komentarz. Jestem zły. Teraz muszę skrótowo.

Zajrzałem w końcu, bo Dj.

 

Moby Dicka nie trawię. Mallevil’owskiego Ahaba jeszcze bardziej. Powinien być budzącym grozę psychopatą, a tymczasem okazał się pozbawionym charyzmy i znaczenia, wygłaszającym nudne i bzdurne monologi dziwakiem. Beznadzieja.

Dlatego zadrżałem, widząc, że duch jego wiecznie żywy. Niesłusznie jednak, bo Twój Ahab w niczym, prócz imienia i oczywistych nawiązań do oryginału, nie przypomina tego ostatniego. Choć może to kwestia tego, że niezbyt wiele jest w opowiadaniu tej postaci. Facet ma jaja i charyzmę, a przy tym jest zdecydowanie ogarnięty; nie przypomina Jacksonowskiego Radagasta. W każdym razie jest na plus ogólnie, a na duży plus w zestawieniu z pierwowzorem.

Z resztą ciut gorzej. Bardzo wyraźnie widać, że limit Ci nie posłużył. Końcówka, sam punkt kulminacyjny – bitwa z udziałem aniołów i ogólnie losy biednego mechanika – to zasadniczo tylko migawki. Ścinki upchane trochę na siłę, byle to jakoś wyglądało, trzymało się kupy, stanowiło w miarę sensowną całość i mieściło w opakowaniu. Odbiór opowiadania na tym traci, a i treść cierpi, bo, tak zupełnie prawdę mówiąc, nie do końca jestem pewien, cy wszystko rozumiem tak, jak należy.

Napisane bardzo dobrze, ale to przecież wiesz. Gdzieś tam jeszcze brakuje kropki i jakiegoś przecinka, ale to nic ważnego. Stylizacja Ahaba fajnie, fajnie, choć momentami musiałem się przy niej trochę powysilać.

Ogólnie, fajne, lekkie opowiadanie, ładnie komponujące się ze światem gry.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

I padł na mnie Cień i skropil me spierzchniete usta komentarzem, a potem zmył głowę za uleganie limitom… :-)

 

Dzięki, chłopie! 14:11 dla sześćdziesięciotysięcznika.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałem dopiero po ogłoszeniu wyników. Jak pisali przedmowcy, przez limit lekki galop w końcówce. Zasłużone pierwsze miejsce. Jeszcze raz gratulacje.

Przykro mi, że nie przyczyniłem się w żaden sposób do ulepszenia tekstu w trakcie jego tworzenia – a z drugiej strony, jestem przekonany, że nie byłem do tego potrzebny : ).

 

Nie dziwię się, że opowiadanie znalazło uznanie u autorów gry.

Świetne opisy scen akcji, ciekawe neologizmy (nie wiem czy jako pierwszy użyłes słów paropanc i mechanioł, ale pasują jak ulał)!

Dopiero co skończyłem czytać pierwszą część księżycowej trylogii Żuławskiego i moim pierwszym skojarzeniem do podróży Grotem była podróż księżycowym pojazdem u ww. autora – też jedna babeczka na pokładzie, a dookoła kratery ;). Oczywiście potem to skojarzenie się rozmywa – tekst prezentuje całkiem oryginalny pomysł.

Mam wrażenie, że zrozumiałem o co w nim chodziło :D Dłuższe opowiadanie na pewno rozjaśniłoby to i owo, ale limit to limit.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

blhaju, Nevazie – dziękuję. A więc nieco dłuższa wersja wygrywa 16:11

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Popatrz, Psycho, ale ta krótsza też przecież wygrała. Win-win. ;-)

Babska logika rządzi!

Za gwarę duży plus ode mnie. Poważnie! 

O wszystkim innym wspominali już przedmówcy. Piątka ode mnie. 

Nowa Fantastyka