- Opowiadanie: crowy - Coś wisi w powietrzu

Coś wisi w powietrzu

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Coś wisi w powietrzu

 

Janusz obudził się zlany potem i prawie natychmiast przewrócił na bok, by odkrztusić gęsty zryw flegmy. Wypluł go w chusteczkę i odetchnął kilka razy. Kaszląc, wstał i resztki wydzieliny z płuc wypluł do toalety. Przez chwilę wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze. Wory pod oczami i zmierzwione włosy wskazywały na syndrom dnia drugiego, chuderlawa klatka  na niedobór treningu, ale na litość boską – ten kaszel? Przecież miał dopiero dwadzieścia pięć lat. To zdecydowanie za młodo, by cherlać jak stary palacz. Podreptał do pokoju, zarzucił na siebie koszulkę i położył się z powrotem do łóżka. Z szuflady nocnej szafki wyjął zawiniątko ze sreberka i rozpakował je uważnie, po czym chwycił pomiędzy palce garść zielonych krzaczków i roztarł je w palcach. Poślinił bibułkę i zawinął w nią działkę z najwyższą starannością. Po chwili w sypialni uniósł się słodkawy zapach. Dziewczyna leżąca obok przeciągnęła się, ziewając. Na widok Janka zastygła.

– Palisz? Która jest godzina?

– Dziewiąta, Kasiu.

– Nie powinieneś być na uczelni?

Wzruszył ramionami i zaniósł się kaszlem. Po kilkudziesięciu sekundach atak nie ustawał. Janek zwiesił się z łóżka, panicznie próbując zaczerpnąć tchu. Dziewczyna poklepywała go po plecach. Po chwili biła z całych sił otwartą dłonią. Potem dwiema. Wszystko na nic, Janek stracił przytomność. Karetka odwiozła go na najbliższe pogotowie, a sanitariusze intubowali go w czasie jazdy. Gdy się obudził, Kasia była już przy nim.

– POChP.

– Co to znaczy? – Ręką dotknął szyi. Była obolała po intubacji, ale rurkę już mu wyjęli, więc mówił swobodnie. Lekki ból, aż prosił się o uśmierzenie odrobiną zielonej Mary, jego ukochanego leku.

– Przewlekła obturacyjna choroba płuc. – Dziewczyna ścisnęła jego dłoń.

– Diabli – mruknął. – To przez to miasto. Palą czym popadnie, unoszą się toksyczne mgły, padają kwaśne deszcze, a my tym oddychamy…

– Mgły! To nie mgły, to te twoje dwie paczki tygodniowo i jointy o dziewiątej rano.

Janusz milczał, więc kontynuowała z łzami w oczach:

– To się musi skończyć. Od dziś nie palisz. Wyrzuciłam wszystkie twoje zapasy. A od jutra zapisuję cię na basen. Nie chcę stracić faceta przez to świństwo!

Do sali weszła pielęgniarka. Januszowi ulżyło, bo Kasia musiała odetchnąć, przemyśleć sprawę. Przecież teraz, kiedy bolą go płuca, papierosy faktycznie będą mu szkodzić, ale marihuana? Nie ma lepszego środka przeciwbólowego. Jak mogła wyrzucić wszystkie jego zapasy? Pokręcił głową z niedowierzaniem. Oszalała, całkiem straciła rachubę. Podniósł się z łóżka i pocałował ją w czoło.

– Zaraz wracam.

W trakcie badania Jankowi zakręciło się w głowie. Musiał wciągnąć ogromną ilość powietrza. Metoda rozcieńczania gazu, czy jakoś tak. To miało pokazać objętość jego płuc, więc w rezultacie pokazało niewiele, bo oskrzela były skurczone, płuca czarne od dymu, a oddech płytki, jak u astmatyka. Postanowił, że jak wróci, zamiast zapalić, upiecze ciasteczka z haszem. Wyglądało bowiem na to, że to już nie kwestia dymu, czy to z papierosów, czy z zielska. Płuca były tak zniszczone, że najwyraźniej zaszkodziłoby mu nawet oddychanie czystym powietrzem. 

Kasia została do późnego wieczora, aż pielęgniarka uprzejmie zwróciła jej uwagę, że pora odwiedzin dobiegła końca. Janusz został sam na sali. Umył zęby, wyszedł do wspólnej łazienki, przebrał się w pidżamę – innymi słowy przygotował się do snu i rozparł się na łóżku pożyczając z pustego sąsiedniego drugą poduszkę. Przy zgaszonym świetle wpatrywał się w ścianę naprzeciw rozjaśnioną jedynie dalekim blaskiem latarni wpadającym przez zakratowane okna, kiedy poczuł zimny powiew wiatru. Sprawdził czy okno się nie rozszczelniło, a potem wrócił do łóżka. Otulił się kołdrą i próbował zasnąć, ale kiedy już jego umysł łagodnie przechodził w głęboką fazę snu rem, coś wyszarpnęło go gwałtownie z powrotem do rzeczywistości. Nie wiedział kiedy, a już siedział na łóżku, oddychając jak oszalały, a klatkę piersiową rozrywało mu bicie serca. Boże, boże, zaczął panikować. Zerwał się z łóżka i podbiegł do włącznika światła. Rozejrzał się po sali, ale była pusta i cicha. Czy to zły sen? Zaczął trzeć rękami twarz. Przepłukał ją w umywalce i znów przetarł, aż serce zaczęło bić wolniej. Odetchnął kilka razy i wrócił do łóżka. Bezdech!

– Bezdech senny, matole – powiedział sam do siebie. Skoro ma POChP, to możliwe, że towarzyszyć będą temu takie objawy. Mimo to nie mógł zasnąć jeszcze przez dłuższy czas. Ta diagnoza tłumaczyła prawie wszystko. Wszystko, oprócz jego dziwnego przeczucia tuż przed tym gwałtownym rozbudzeniem – że to jakaś obca siła, obecność, wywołała to paraliżujące zimno, i to właśnie ona go obudziła. 

Nazajutrz kurował się pod kołdrą już we własnym mieszkaniu. Lekarze zapisali mu leki i dali zwolnienie z pracy i uczelni na trzy miesiące. Kaśka była zachwycona, bo podejrzewała, że Janusz się przemęczał, studiując zaocznie i przepracowując pozostałe dni. 

Tydzień później wieczorem, zgodnie z obietnicą, spakował torbę i piechotą (ostatecznie to też jakiś trening) poszedł na osiedlowy basen przynależący do szkoły podstawowej, gdzie Kasia wykupiła mu miesięczny karnet. Na dobry początek! Po pierwszej godzinie myślał, że wypluje płuca. Po  kilkunastu dniach jego kondycja się poprawiła, a po miesiącu sam wykupił karnet na kolejne dwa.

Robił właśnie czwartą długość, kiedy wynurzając głowę podczas kraula, dostrzegł ciemne sylwetki wchodzące na basen. Dopłynął do krawędzi i nabrzmiałymi od chloru oczami rozejrzał się. Banda roześmianych chłopców przepychała się obok najgłębszego basenu, próbując się nawzajem wrzucić do wody. Wszyscy ubrani byli w obcisłe, czarne skafandry. Kłapali wielkimi płetwami na stopach, stawiając szeroko nogi i próbując zachować równowagę. Z przebieralni wyszedł ich trener i dmuchnął w gwizdek. Ustawili się w szeregu.

– Cisza! Będziemy ćwiczyć z rurkami na płytkim basenie. – Mówiąc to, zmierzył Janusza szorstkim spojrzeniem. Poza nim nikt nie bywał tu o siódmej, więc trener pewnie spodziewał się, że będą mieć pływalnię tylko dla siebie.

– A na później przygotowałem dla was kilka butli z tlenem. Każdy będzie mógł spróbować przez minutę z nią zanurkować. 

Dzieciaki wydały z siebie pisk ekscytacji. Trener znów gwizdnął i wszyscy się uciszyli.

Janek zaparł się rękoma o krawędź basenu i odbił się do góry. Nic tu po mnie, pomyślał i podreptał w stronę przebieralni po szorstkich płytkach antypoślizgowych. Dzieciaki wyminęły go, jak na złamanie karku rzucając się do basenu. Janek odpiął z przegubu dłoni opaskę i przyłożył do szafki z czujnikiem magnetycznym. Drzwiczki się otworzyły. Wyjął ręcznik i opuścił głowę, by trochę osuszyć włosy. Wtedy zobaczył, że zgodnie z obietnicą, pod ścianą stoją oparte trzy butle. Dla dzieci, sądząc po rozmiarach, ale poza tym zupełnie profesjonalne butle do nurkowania. Jak tak dalej pójdzie, kondycja i mi pozwoli na nurkowanie, pomyślał i zaczął się przebierać. Naciągnął bokserki i skrzywił się. Poczuł jak po nogach przechodzi go lodowaty chłód. Instynktownie spojrzał w stronę drzwi, ale nikt nie wchodził do przymierzalni. Zimno nie przemijało, ale jak wąż pełzło, aż do karku. Poczuł, że serce mu wali ze strachu. Może zemdleję? Albo zwymiotuję. W głowie kotłowało mu się z nerwów, więc przysiadł na ławce i nagle dostrzegł, że obok butli ktoś stoi. Kiedy jednak tam spojrzał, dostrzegł tylko ciemne mroczki tańczące mu przed oczami. Za dużo chloru… Zamrugał, ale mroczki nie zniknęły,  lecz wręcz przeciwnie, zdawały się zbliżać.

– Nie bój się… 

Ożeż ty! Odskoczył. Głos dochodził znikąd. A właściwie dochodził z… butli. Uniósł ręce jak do bójki. 

– Wysłuchaj mnie.

– Kto mówi? – Głupie pytanie. Doskonale wiedział, że mówi duch. W przymierzalni nikogo poza nim nie było.

– Potrzebuję twojej pomocy. My potrzebujemy twojej pomocy. – Czarny obłok obok leżących pod ścianą butli przybierał kształt ludzkiej sylwetki. Obła głowa, lekko rozmazany tułów i wyraźne, jaskrawo białe oczy bez tęczówek i źrenic. Janek miał ochotę wrzeszczeć, ale nie mógł wykrztusić ani słowa.

– Szpital, pamiętasz? Już mnie poznałeś.

Pamiętał. Ta noc, ten sam chłód i walenie serca. Wtedy pomyślał, że to bezdech nocny. Teraz zrobił ledwie cztery długości basenu. Za mało, znacznie za mało, żeby się nie dotlenić i mieć omamy. Może to skutki odstawienia trawki? 

– Tylko ty możesz nam pomóc.

– Dla – cze – go ja? – wyjąkał. 

– GNiG. Masz dostęp do wszystkiego, czego potrzebujemy. Spotkajmy się pod sprężarką w poniedziałek. Będziemy czekać. 

Drzwi otworzyły się i do przymierzalni wszedł trener. Chwycił butle pod boki i już odwrócił się, by wyjść, kiedy nagle dostrzegł Janusza, przyciśniętego do ściany, wykręconego w dziwnej pozycji i z przerażeniem w oczach. Trener zawahał się i stanął, wpatrując w niego.

– Wszystko w porządku?

Janek nie spuszczał wzroku z butli, nad którymi ciemne kształty rozmyły się z chwilą, kiedy otworzyły się drzwi.

– Ta – ak.

Trener wychodził, niezdarnie dźwigając butle. Postanowił, że jak tylko skończy z dzieciakami, zgłosi pani Krysi na kasie, żeby więcej nie wpuszczała tego mężczyzny na basen. Wydawał się, co najmniej podejrzany.

Janek wrócił do domu i nie mógł uspokoić myśli. GNiG – górnictwo naftowe i gazownictwo, nazwa jego pracodawcy. Ale skąd, do diabła, wiedział o tym duch? Drżącymi dłońmi sięgnął ostatniej półki w kredensie i wyciągnął słownik języka polskiego. Otworzył go i spomiędzy kartek wyciągnął jointa. Prawie płaskiego, całkiem zakurzonego. Trzymał go na czarną godzinę i niech go kule biją, jeśli ta właśnie nie nastała. Odpalił go, zagłębił się w fotel i zaciągnął mocno. Ulga. Z rozjaśnionym, otwartym umysłem, zadał sobie to pytanie znowu i tym razem odpowiedź nasunęła się natychmiast. Butle, nad którymi pojawiła się postać ducha, były przecież wypełnione mieszanką gazów, wśród których mógł znajdować się również hel. On, Janek, pracuje w GNiG. Owszem, tylko w księgowości, ale przecież w każdej chwili mógłby podjechać do oddziału produkcji, gdzie z gazu ziemnego pozyskują hel. Ten sam pierwiastek! Przypadek? Zerwał się z fotela i uruchomił laptopa. Otworzył przeglądarkę i wstukał w pasku szukania "metody diagnozowania POChP". Zaczął czytać i… Eureka! Metoda rozcieńczania gazu. "Podczas tej metody, pacjent wdycha do płuc dużą ilość trudno wchłanialnego gazu, najczęściej helu, co ma na celu sprawdzenie ich objętości". Hel. Zakręciło mu się w głowie. Czy to możliwe, że pojawienie się ducha i obecność helu w jego płucach mogły mieć jakiś związek? Usłyszał jak w drzwiach przekręca się klucz. 

– O kurde – syknął i przygasił skręta o biurko. Skoczył do okna i go wyrzucił, ale zapachu nie zdołał się pozbyć. Kaśka weszła do mieszkania uśmiechnięta, pomachała do niego. 

– Cześć, kochanie. – Skrzywiła się nagle. – Paliłeś?

Dalej stał przy oknie, oparty o parapet.

– Nie.

– Paliłeś przez okno! Ile to trwa? – Podeszła do niego wściekła. – Pewnie cały czas jarasz i mnie oszukujesz. 

– Przysięgam, że nie. Nawet teraz, ja tylko chciałem się pozbyć… 

– Jesteś wstrętny, przecież czuję. – Chwyciła go za koszulę. – Wszystko czuję.

– Ale Kaśka, przysięgam. Znalazłem odrobinę w domu, ostatnią działkę, o której zapomniałem. Nie chciałem, żeby mnie kusiło, więc ją spaliłem na parapecie.

– Jasne, tak jakbyś nie mógł wyrzucić. Nie ośmieszaj się. – Odwróciła się i wyszła z mieszkania, zostawiając na podłodze tylko zakupy. 

Janek westchnął i zamknął okno. Zobaczył jeszcze przez szybę, jak dziewczyna wsiada do auta i odjeżdża. Rozpakował zakupy, posprzątał i czekał na nią całe popołudnie. Wróciła wieczorem i nie wymieniła z nim ani słowa. Potem położyła się spać w sypialni, a on został przed laptopem. Wybiła godzina jedenasta. Jeszcze chwila i z niedzieli zrobi się poniedziałek. Janek uznał, że dobrze się złożyło, bo gdyby Kaśka się do niego odzywała, pewnie nalegałaby, żeby jutro poszedł po przedłużenie zwolnienia do lekarza. A tak, skoro się obraziła, miał zamiar wreszcie wrócić do pracy po trzech miesiącach. Jeśli nic się nie wydarzy, będzie to oznaczać, że podjął słuszną decyzję, bo przerwa ewidentnie mu nie służyła. Jeśli zaś jutro pod sprężarką ukaże mu się duch, z pewnością popędzi do lekarza, tym razem innej specjalizacji. 

Na drugi dzień, będąc w pracy, Janusz odpisał na maile, nadał kilka kurierów i ogarnął robotę papierkową. Następnie niezauważony wymknął się z biura. Pożyczył ze stróżówki elektroniczną kartę dostępu i po chwili błądził elektrycznym wózkiem po terenie kompleksu. Mijał rury, turbiny i zbiorniki, aż jego oczom ukazała się ogromna tłocznia gazu. Wysiadł z pojazdu, przyłożył do drzwi kartę i skierował się prosto w stronę sprężarki. Niepewnie, czując się trochę jak głupiec, wodził wzrokiem dokoła. Nagle atmosfera zgęstniała. Poczuł znajome zimno. 

– A jednak! – rozległ się głos. Dostrzegł tę samą postać zmierzającą w jego kierunku. – Czekaliśmy… Pozostali wątpili, że przyjdziesz, ale ja czułem, że się pojawisz. Choćby z ciekawości… – Istota mrugnęła białym okiem. 

– Hel.

– Brawo, dokładnie. Hel to jedyny gaz, który zapewnia nam środowisko do życia. Nie zastanawiałeś się nigdy, co się dzieje po śmierci?

– Nie do końca. Nie wierzę…

– Chyba teraz już wierzysz – przerwał Jankowi duch. – Ziemia utraciła w ciągu czterech miliardów lat tysiąc ton helu. Dlaczego? Hel to nasz sposób przemieszczenia się do Wszechświata, gdzie mamy go wystarczająco wiele, by istnieć. Ludzie zadają mało pytań. Nie wydaje się to dziwne, że hel jest drugim po wodorze, najliczniej występującym we Wszechświecie pierwiastkiem, a paradoksalnie zasoby ziemskie w żaden sposób nie odzwierciedlają tej proporcji? Helu na Ziemi jest bardzo mało i to wina nasza, zmarłych. A ludzie nie przestaną umierać, zatem jeśli nie wzmożycie produkcji, będzie go jeszcze mniej. Co będzie wtedy po śmierci? Nic, bo nie będziemy w stanie się stąd wydostać i razem z helem rozpłyniemy się w nicości. Ziemia dała warunki do rozwoju życia, ale dla martwych miejsce jest we Wszechświecie. Rozumiesz jak ważna to sprawa? To twoje zadanie.

– Ale jak mam je realizować?

-Szpitale – niech to będzie twoja pierwsza misja. Odwiedź każdy, bądź naszym Rzecznikiem Umarłych w Polsce. Z pomocą helu każdy umierający dowie się, że po śmierci jest życie, ktoś bliski na niego czeka i musi do niego podążać. 

– A co potem?

– Potem przejmowanie największych spółek w Polsce, tworzenie sieci powiązań, wtajemniczanie kolejnych zarządców.

– Sekta?

– Nazywaj to, jak chcesz. Mamy swoich Rzeczników wszędzie, gdzie można wydobywać hel. Stany, Algieria, Australia, Rosja, Katar. W Europie jest to jedynie Polska, zatem czuj się odpowiedzialny. 

– Dlaczego ja?

– Byłeś jedynym z tego przemysłu, z którym udało nam się skontaktować.

– Dzięki mojej chorobie…

– I kilku zbiegom okoliczności. – Duch posłał Jankowi porozumiewawczy uśmiech. Butle na basenie. 

– Jestem tylko księgowym. 

– Nie martw się, zostaniesz prezesem. Mamy wtajemniczonych i kiedy uda się zbudować potęgę, skontaktujemy was wszystkich ze sobą. Wówczas wtajemniczycie przywódców największych mocarstw. Póki co, masz dwa zadania – pracę u podstaw, czyli umierający i pracę organiczną. Helu musi wystarczyć, aż wszyscy umrą. A wtedy spotkamy się tam – Uniósł wzrok i palec w górę. 

 

Kaśka weszła do domu. Z jednej strony była wciąż zła na Janka, ale z drugiej jego nagły powrót do pracy przekonał ją, że miała niesłuszne obawy. Najwyraźniej radził sobie już bez palenia, a ten jeden joint? No cóż, nawet jeśli go wtedy zapalił, to przecież nic złego. Na pewno nie palił wcześniej, bo miałby za słabą kondycję na pływanie. Uznała, że może mu wybaczyć krótką chwilę słabości, tym bardziej, że na pewno mu to nie zaszkodziło. Poza tym, to co pokazali dziś popołudniu w telewizji tak ją zaintrygowało, że musiała się z nim tym podzielić. 

–  Janek! – Nie odpowiadał. Odwiesiła płaszcz i poszła w stronę salonu.

– Janek? Nie uwierzysz. Na cmentarzu obok nas ktoś rozwiesił balony, po jednym nad każdym grobem. W telewizji jakiś facet powiedział, że kiedy poszedł na grób swojego ojca, mógł z nim porozmawiać. Wyobrażasz to sobie? – Kasia przeszła przez korytarz i kiedy weszła do pokoju zdołała wykrztusić jedynie "o matko!". 

Pośrodku salonu stała ogromna maszyna. Obok niej na podłodze siedział Janek, lecz ledwie go dostrzegła spomiędzy ściany balonów, które zapełniały pokój prawie pod sufit. Kolorowa guma trzaskała, maszyna buchała jak lokomotywa parowa. Ślizg, puf. Ślizg, puf. Janek naciągał balony na zawór wyrzucający co chwilę porcję helu. Pracował jak na taśmie produkcyjnej. Ślizg, puf. Rytmicznie, mechanicznie i sprawnie. Po czole ściekała mu kropelka potu.

 

Koniec

Komentarze

Jakoś tak dla mnie zbyt moralizatorskie to opowiadanie. Mam wrażenie, że trafiłam na zdecydowana przeciwniczkę nałogu. Czegoś mi tu zabrakło, a już wrzucenie w tagach “horroru” jest zdecydowanie przesadą. 

Wiesz, piszesz dobrze, temat znalazłaś, ale jakoś to przedstawiłaś… płasko. Nie bałam się nawet przez chwilkę, nie poczułam więzi z bohaterem, w żaden sposób nie przejęłam się jego losem.

– innymi słowy przygotował się do snu

i rozparł się na łóżku pożyczając z pustego sąsiedniego drugą poduszkę. – tu Ci się coś rozjechało z formatowaniem. Może spróbuj usunąć zbędne spacje. 

Ale jeśli już zaczęłaś, to teraz pójdzie już z górki. Następne teksty będą z pewnością tylko lepsze.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Odniosłem wrażenie, że to miała być groteska… I nawet chyba trochę jest. Nie udało ci się jednak zbudować napięcia, niepewności – a z drugiej strony, za mało abstrakcji, surrealizmu. Opowiadanie takie jakby zawieszone pomiędzy, nie mogące zdecydować się, czym chce być. No i ta zanadto zaakcentowana, moralizatorska niechęć do palenia.

Postaci są nieledwie szkicem, nijakie. 

 

Tekst napisany całkiem poprawnie, ale nie ma iskry. Warto ćwiczyć!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przykro mi to pisać, ale opowiadanie “przeszło obok mnie”. Co gorsza, w takiej odległości, że nawet nie próbowałem zrozumieć, o co może chodzić w tym wszystkim. Jak napisał PsychoFish: brak iskry…

Dobrze napisane, ale tak jak wspomnieli przedpiścy – mnie także zabrakło czegoś więcej, nie wciągnęło. No i nie jest to raczej horror.

Ale pisz dalej, językowo jest dobrze i lekko się czyta. Powodzenia!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dziękuję za konstruktywną krytykę . Wobec tego nie rezygnuję, zabieram się do pracy.  Popracuję nad kreowaniem żywych postaci… 

Kurcze, niby niewiele się tu dzieje, a jednak czyta się miło. Widać, że masz jakiś pomysł i warsztat na tyle wyrobiony, by pomysłowi podołać. Ten tekst nie jest być może mistrzostwem świata, ale sądzę, że masz potencjał, by w przyszłości takowy stworzyć.

Wypluł go w chusteczkę i odetchnął kilka razy. Kaszląc, wstał i resztki wydzieliny z płuc wypluł do toalety.

powtórzenie

Przez chwilę wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze.

Niepotrzebne 'swoje"

klatka na

podwójna spacja

chwycił pomiędzy palce garść zielonych krzaczków i roztarł je w palcach.

powtórzenie

 

Krytyki palenia nigdy dość, pomysł z helem na swój sposób intrygujący, natomiast horror to raczej nie jest – ani się nie bałem, ani nawet zbytnio nie przejąłem losem bohaterów.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

No cóż, opowiadanie dość rozczarowujące, albowiem zapowiedziano horror, a tymczasem horroru tu jak na lekarstwo – duchy widziane przez Janka, w żaden sposób nie załatwiają sprawy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka