- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Szmer - 1

Szmer - 1

Oceny

Szmer - 1

Nowe uczucia

 

Ciało młodo wyglądającej kobiety opadło na marmurową posadzkę poplamioną świeżą krwią. Prócz dwóch martwych osób, jednego blondyna oraz blondynki i jakiegoś niczego nieświadomego bezdomnego śpiącego pod ścianą, nikt więcej nie pozostał na stacji metra.

Blondyn warknął pod nosem widocznie czymś poirytowany i oblizał umazane krwią wargi. Druga osoba była zarażona jakimś tam wirusem, a to oznaczało zmianę smaku krwi z typowo metalicznego i jak dla niego słodkiego, na kwaśny. Smak, który zawsze odrażał "młodzieńca".

 

Już wcześniej zauważył leżącego mężczyznę o długiej brodzie i brudnych ubraniach, lecz zawsze wolał takich nie dotykać. Co prawda, był to łatwiejszy sposób na pożywienie się, ale właśnie takiego nie lubił. Ekscytowała go pogoń za ofiarą, pomimo tego, że ich krew stawała się gorzka, gdy odczuwali strach. Uczucia wtedy mu towarzyszące dodawały słodyczy do oryginalnego smaku szkarłatnej cieczy.

 

Na jego wykrzywionej twarzy nagle pojawił się uśmiech, który można by uznać za delikatny bądź nawet i przyjemny, gdyby nie czyn jakiego tak niedawno dokonał. Zmiana wyrazu twarzy wynikła z tego, iż dopiero teraz zauważył klęczącą na ziemi blondynkę o długich włosach, obserwującą szeroko otwartymi oczami zakrwawione ciała.

 

Ciszę wypełniającą stację, przerwały kroki odbijające się echem od ścian oznaczające, że i tej dziewczynie wampir nie zamierzał odpuścić. Złapał garść jej włosów i szarpnął do góry, tym samym zmuszając jej ciało do wyprostowania się a jej oczy do spojrzenia na jego twarz. Przysunął się powoli do niej i zaczął węszyć, by sprawdzić czy chociaż ona nadaje się na kolację.

 

– Hę. A tobie co? – zapytał z szerszym uśmiechem na twarzy, po tym jak zauważył przerażenie w brązowych oczach. Wiedział, że dziewczyna chce krzyknąć, lecz strach zaciskał jej gardło, niemalże dusząc przy jakiejkolwiek próbie wyplucia słów.

 

Chłopak nie spodziewał się odpowiedzi jaką otrzymał. Dziewczyna szarpnęła za swą luźno powiewającą sukienkę w kolorze bezchmurnego nieba i niewiadomo skąd wyciągnęła niewielki pistolet. Przyłożyła lufę do piersi wampira i spokojnym głosem oznajmiła – Rusz się, a zginiesz.

 

Oblizała suche usta i podniosła prawą brew, oczekując uwolnienia i pozwolenia na odejście. A jednak się tego nie doczekała. Wampir jedynie pochylił głowę i pochwalił białymi kłami.

 

– Hmm… I co chcesz mi tym zrobić? – zapytał i zaśmiał się cicho – Serio myślisz, że mnie tym zabijesz? Nawet mnie tym nie zranisz. Ale brawo. Udało ci się sprawić, że ta sytuacja jest zabawniejsza niż wcześniej. Teraz przynajmniej nie jesteś jak galareta.

 

Blondynka nie przestała zadziwiać wampira, gdy uśmiechnęła się teraz już w pełni opanowana. – Nie ja cię zabije. Kamera za tobą wszystko rejestruje. Za pół minuty przyjdzie tu cały sztab policji. Jestem zbyt ważna – oznajmiła, zaciskając dłoń na swej broni.

 

Wampir powoli poluźnił dłoń na włosach dziewczyny i ostrożnie przeczesał złote kosmyki. Następnie pogłaskał jej policzek wierzchem swojej dłoni. Jego uśmiech zaniknął, dając wrażenie, że te słowa na niego podziałały. – I co oni mi niby zrobią? – zapytał, wciąż się od niej nie odsuwając.

 

– Zabiją cię! – krzyknęła blondynka i pociągnęła za spust swego pistoletu. Huk, który nastąpił obudził ze snu nawet mężczyznę śpiącego nieopodal. Dym zaś chwilowo uniemożliwił wampirowi zauważenie czegokolwiek przed nim. W tym i ucieczkę blondynki. Nie martwił się tym jednak, gdyż było coś ważniejszego.

 

Przyłożył dłoń do swojej piersi i odkrył, że w cale nie ma w niej dziury. Nie sączy się z niej krew. Ani nie odczuwa irytującego bólu, czy nie musi wyjmować z siebie kuli. Broń była tylko atrapą.

 

Rozdrażniony tą sytuacją wampir spojrzał przed siebie i obserwował przez chwilę oddalającą się od niego zdobycz. Zbliżała się już do schodów, a zarazem i wyjścia z metra. Coś, na co nie mógł jej pozwolić. Rzucił się w pogoń za nią i bez problemu dogonił. Ponownie złapał za włosy i pchnął w stronę ściany. Oczywiście, nie było to delikatne pchnięcie i dziewczyna w czasie kilku sekund znalazła się na podłodze, z krwawiącym rozcięciem na skroni.  

 

Wampir powoli kucnął przy oszołomionym ciele i uważnie wsłuchiwał się w ciche szepty wydobywające się z ust blondynki. Wyraźnie słyszał jak ta w kółko powtarza to samo. – Oni mnie znajdą. Oni mnie znajdą i mnie ocalą… – te słowa jedynie rozśmieszyły blondyna, który przysunął swą twarz do twarzy dziewczyny.

– Co tam mówisz? – zapytał – Wiesz, słuch mam dobry, a i tak nie mogę zrozumieć. Dalej twierdzisz, że jesteś kimś ważnym? Bo jakoś nie widzę żadnej odsieczy. – mówiąc to, teatralnie rozejrzał się dookoła. – Nawet nie masz niczego, czym mogłabyś się bronić. Poza tym. Ważne osobowości nie używają metra – uśmiechnął się ponownie, wdychając słodki zapach krwi.

 

Przez jakiś czas obserwował bezsilną dziewczynę, wciąż mamroczącą w kółko to samo i po chwili westchnął oraz pokręcił głową tracąc przy tym uśmiech. – Coraz bardziej mnie nudzisz, a twoja krew słodko pachnie – powiedział i przyłożył palec do jej rany. Zignorował syknięcie bólu dziewczyny i zlizał zebraną ciecz. – A pachniało jak zero minus – powiedział cicho, brzmiąc na zawiedzionego.

 

Blondynka nagle zaczęła płakać z bezsilności. Całkowicie zamilkła i bezwładnie opadła na posadzkę, opierając na niej swą ciężką głowę. W takim stanie, najchętniej by zasnęła, lecz ból skutecznie jej to uniemożliwiał. Łzy powoli mieszały się z krwią i razem spływały na podłogę.

 

– Czemu płaczesz? – zapytał skołowany, gdyż po raz pierwszy spotkał się z taką reakcją. Usiadł przed nią na posadzce i obserwował jak ta łapie łapczywe wdechy i nie jest w stanie nic powiedzieć. Jej oczy powoli się zamykały i ponownie otwierały, w próbie nie stracenia przytomności.

 

Wampir przewrócił oczami na ten widok i podniósł blondynkę z ziemi. Przerzucił jej ciało przez swoje ramię i zaczął mruczeć coś pod nosem. Zmierzał w stronę torów i westchnął. Starał się zrozumieć, co dokładnie robi, oraz czemu to robi. W końcu zwykle nie zabierał nikogo ze sobą, ani nie starał się im pomóc. Może to przez sposób, w jaki dziewczyna zareagowała? Nie był pewien. W każdym razie było z nią coś nie tak, a on chciał się dowiedzieć co takiego.

 

– Co robisz? – załkała dziewczyna. Nie starała się wyrwać z ramion wampira, lecz to było z dwóch powodów: Pierwszy był takim, iż nie miała siły. Zaś drugi, prosty, nie chciało jej się z tej wysokości uderzyć w kamienną podłogę. Tym bardziej, że raz już to zrobiła i nie chciała tego powtórzyć.

 

– Zobaczysz – odpowiedział tajemniczo wampir. Zeskoczył na tory i już po chwili rozglądał się po średniego rozmiaru pomieszczeniu zwanego przez niego domem. W przeciwieństwie do dziewczyny, która miała odruchy wymiotne, uwielbiał swą umiejętność teleportacji. Nie raz mu się przydała, szczególnie tu, gdzie gdyby szedł torami, mógłby spotkać się ze sporego rozmiaru maszyną.

 

Podszedł powoli do sterty poduszek leżącej w centrum pokoju. Poruszał się po nim bezproblemowo, pomimo panującej w nim ciemności. Kolejny plus bycia wampirem. Oczy jak u kota. Nie ważne jak mało światła dochodziło do pomieszczenia, widział jak w dzień. W przeciwieństwie do miejsc przepełnionych światłem, gdzie sporo rzeczy było dla niego rozmazane.

 

Ułożył dziewczynę ostrożnie na swym łożu, choć w sumie lepiej by tu pasowało określenie "legowisko". Wiedział, że ta niewiele widzi, więc postarał się trzymać w jej pobliżu. Nie tak blisko, by pomyślała, że chce ją zgwałcić, ale wystarczająco blisko, by mogła wyciągnąć w jego kierunku swe ramię, jakby czegoś potrzebowała.

 

Blondynka starała się rozpoznać miejsce, w którym się znalazła. Widziała rozmazane kształty, lecz poznała tylko jeden. Kształt wampira, który ją tu przyniósł. – Jesteś jakimś kanibalem? – zapytała. – Psycholem, który mieszka w metrze? Czemu mnie ratujesz? – następne pytania wypluwała z prędkością wystrzeliwanych pocisków.

 

Zamiast się obrazić, czy zdenerwować tymi zarzutami, wampir postanowił spokojnie wszystko wytłumaczyć, a przynajmniej większość. – Kanibal je przedstawicieli swej rasy i głownie ich mięso – zaczął, nie odrywając wzroku od jej rany – a psychol… Nie wiem. Może – zaśmiał się – pomagam ci, bo się nudzę i nie mam z kim gadać ostatnimi czasy.

 

Jakby ignorując wypowiedź wampira, blondynka otworzyła szerzej oczy i się zająknęła. – A ja– jak przebiegłeś przez tory tak szybko? I-i rzuciłeś mną tak o ścianę? Nie wyglądasz na jakiegoś super silnego mięśniaka, który podnosi dwustukilogramowe ciężary bez problemu i potrafi rzucać ludźmi o ścianę jak gumową piłeczką…

 

Wampir przesunął językiem po swych zmniejszonych już kłach. – Co cię tak nagle wzięło na zadawanie tylu pytań na mój temat? – zapytał i odsunął się od dziewczyny. Podszedł do niewielkiego zbiornika zwanego lodówką. – Powinnaś znać odpowiedź, a mi się nie chce mówić czegoś tak oczywistego. – odrzekł wprost i pociągnął za plastikową rączkę otwierając niewielkie drzwiczki. Jego blade ciało chwilowo oświetliło słabe światło i ukazało jego krótkie blond włosy, opadające na twarz o delikatnych zarysach i braku zarostu.

 

– Co robisz? – usłyszał kolejne pytanie ze strony nieznajomej.

 

– A na co to wygląda? – odpowiedział krótko i wyjął z lodówki butelkę czystej wody. Wrócił z nią do dziewczyny, tym samym pozbywając jej jedynego źródła światła. Powoli zaczął obmywać okolice rany.

 

 -Dziękuję… Chociaż nie wiem czy można podziękować komuś kto rzucił tobą o ścianę. Poza tym. Nie lepiej byłoby pojechać do szpitala? Nigdy nie wiadomo czy coś się nie stało – powiedziała i starała się podnieść, lecz ból głowy jej to uniemożliwił. 

 

– Nie moja wina, że uciekałaś. Instynktu nie zmienisz. Trochę jak lis i królik, gdzie ty jesteś królikiem. I nie jęcz – powiedział z uśmiechem i nadgryzł własny nadgarstek. Ścisnął skórę wokół rany, by wypłynęło z niej jak najwięcej krwi, póki ta sama z siebie się nie zasklepi. – Pij – rozkazał, podstawiając nadgarstek pod usta dziewczyny. – Lepsze od szpitala.

 

-Fuuuuuuuj! – krzyknęła blondynka, nie wierząc własnym uszom. Stwierdziła, że doprawdy jest to jakiś psychol, bądź osoba, która chce ją czymś zarazić. Na przykład HIV'em! Na pewno ma jakiś instynkt zabójcy. – Jesteś nienormalny! Nienormalny, rozumiesz?!

 

– Pij, człowieku. Nie zamierzam marnować dla ciebie własnej krwi. Albo teraz wypijesz, albo będę obserwować jak twój mózg powoli spływa po twej twarzy. Oczywiście, o ile go posiadasz – odpowiedział już poirytowany i zniecierpliwiony. Na prawdę chciał jej pomóc, a ta mu to utrudniała. Nawet nie rozumiał, czemu nie chciała przyjąć jego krwi. Inni w końcu by tyle oddali za taką okazję.

 

– Zostaw mnie psycholu! Nie dam się wciągnąć w te twoje zboczone gierki! Zostaw mnie albo wezwę policję! – krzyczała coraz głośniej i starała się odsunąć jak najdalej od wampira, jak to tylko było możliwe. Nawet jeśli miało to oznaczać pełzanie po podłodze.

 

Obrażony blondyn zlizał własną krew mrużąc przy tym oczy. – I co im powiesz? – zapytał z jednostronnym uśmiechem. – Że widziałaś, jak ktoś pije krew innej osoby, a następnie ten rzucił tobą jak szmacianą lalką? I teraz nie wiesz gdzie jesteś. Bo dana osoba umie się przemieszczać za pomocą teleportacji. Sama wyjdziesz na psychicznie chorą.

 

Blondynka nagle zamilkła. -Teleportacji? Pije czyjąś krew? – zapytała po chwili, dopiero zauważając te rzeczy. Wcześniej była zbyt ogarnięta przez strach, by zwrócić na to uwagę i wszystko dopiero teraz, powoli zaczęło do niej docierać – jesteś psycholem, który oglądał za dużo filmów o wampirach i mocach nadprzyrodzonych! Zostaw mnie! Pójdę na policję i powiem, że zabójca czai się gdzieś w metrze!

 

Pokój nagle wypełniło światło pochodzące z okien przejeżdżającego obok pociągu. Podmuch wiatru chwilowo targał ich włosami i ubraniami, lecz w nie więcej niż minutę ustał – Jeśli spróbujesz stąd wyjść, jeden z tamtych cię przejedzie – odpowiedział spokojnie.

 

Zdawało się, że dziewczyna nie dosłyszała słów wampira bowiem w kółko powtarzała to samo. Że chłopak jest psycholem. Ostrożnie macała dłońmi ziemię w poszukiwaniu jakiegoś kamienia dla obrony. Coś ciężkiego, czym mogłaby uderzyć nieznajomego i tym samym się od niego uwolnić. Była pewna, że gdzieś niedaleko musi być wyjście. W końcu skoro blondyn tu "dobiegł", to i ona dałaby radę.

 

Obserwował dziewczynę przez pewien czas, póki mu się to nie znudziło, oraz dopóki nie wymyślił sposobu na zatrzymanie jej tu. Nie bał się policji czy innych. Po prostu nie chciał, by całe metro śmierdziało jej krwią, bo ktoś w nią wjedzie i posmaruje sufit flakami.

 

Ponownie przygryzł palec i rozsmarował swą krew na opuszkach dwóch palców. Kciuka i wskazującego. Złapał dziewczynę za jej ramię i począł rysować na jej szyi runę własną krwią.

 

Dziewczyna się tego nie spodziewała, tak więc i nie zdążyła nawet zareagować. Jak zaczęła się szarpać, było już po wszystkim. Ciecz jakby wsiąknęła w jej skórę i nie pozostawiła po sobie nawet śladu.

 

– Mam nadzieję, że parę metrów ci wystarczy. Bo od teraz dalej nie będziesz w stanie odejść ode mnie. No chyba, że chcesz mieć odruchy wymiotne, bóle głowy i okazjonalne tracenie przytomności – wytłumaczył i się przeciągnął, po puszczeniu dziewczyny.

 

Blondynka znów zaczęła krzyczeć i nerwowo starała się zmazać coś, czego już nie posiadała na swej skórze. – Co ty robisz? Nie rozumiesz, że policja cię znajdzie?! Jesteś psycholem! – powtórzyła swe chyba ulubione słowa.

 

– Nie uda ci się tego zmyć – powiedział, kręcąc głową – i skończ już z tym "psycholem". Irytujące poczyna to być. A teraz– tak stąd, do torów – pokazał przy tym na jedyne wyjście z swojego domku – jest ileś tam metrów. Więc nie wejdziesz na nie. Nawet nie będziesz w stanie ich dotknąć stopą. Ja idę spać – oznajmił krótko.

 

-Nie wierzę ci! – krzyknęła i szybko wstała. Kulawo zaczęła biec w stronę torów, kilka razy prawie całując przy tym ziemię. Widziała już ich zarys i tym samym się uśmiechnęła. W tym samym czasie, jej ciało przeszył niewyobrażalny ból, który rzucił nią o ziemię. Miała ochotę wymiotować, a obraz przed oczami począł się rozmazywać.

 

– To jakaś sztuczka! Jakaś porypana sztuczka! – krzyczała, czołgając się w stronę wampira.

 

 Ten zaś jedynie wzruszył ramionami i odpowiedział: – Jak tam chcesz. Ale o ile nie chcesz stracić przytomności, krwi a potem życia, to chodź tu i mnie przytul. Zimno mi kiedy śpię, a ty wyglądasz na idealny grzejnik – powiedział i rzucił się na swe "łóżko", a gdy zobaczył, że ta już stoi o własnych siłach, wyciągnął w jej stronę ramię, zapraszając do siebie.

 

Dziewczyna popatrzyła na niego z odrazą. Przecież on ją porwał i zrobił coś na szyi, a teraz ma z nim spać? Czemu niby miałaby to robić?

 

– A jak powiem, że nie chcę to co mi zrobisz? – zapytała ostrożnie. – Mam takie prawo.

 

– Nic ci nie zrobię – odparł i wzruszył ramionami – póki co masz własną wolę. Lecz i to się wkrótce zmieni. Więc ciesz się póki możesz. – Ziewnął i przeciągnął się, a następnie ułożył wygodnie na poduszkach, wtulając się w największą z nich. – Lodówka jest tam – pokazał w głąb ciemności na oryginalnie biały mebel pokryty warstwą starego brudu – łazienki nie ma. Ubrania w szafie… Co jeszcze? A! Nie znajdziesz tu nic ostrego. Nie ma kamieni, ani niczego innego. W lodówce są jedynie butelki wody i krwi. Tych drugich masz nie tykać. Jak coś, to mnie budź – powiedział, jakby oprowadzając starą znajomą po nowym mieszkaniu i zamknął oczy.

 

Po krótkiej chwili zasnął, nawet nie zauważając, że dziewczyna schowała się za wiszącą po drugiej stronie pokoju zasłoną, w strachu przed tym, że ten coś jej zrobi.

Koniec
Nowa Fantastyka