- Opowiadanie: Mr_D - Zjazd do zajezdni

Zjazd do zajezdni

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Cień Burzy, Finkla

Oceny

Zjazd do zajezdni

Była dwudziesta trzecia trzydzieści. Szymon wsiadł do ostatniego tramwaju, który zjeżdżał do zajezdni. Do tylnego wagonu, bo był prawie pusty. Tylko z przodu, przy wejściu, siedziała jakaś dziewczyna. Szymon zajął miejsce przy środkowych drzwiach, by móc patrzeć na nią tak, żeby nie zauważyła.

 Mógł się założyć, że była niezłą laską, chociaż siedziała odwrócona tyłem do niego i nie widział jej twarzy. Nawet mimo tego, że miała na sobie normalne ciuchy, a nie „outfit”. Botki na niewysokim obcasie, jasne dżinsy, zielony sweter, który kobieta określiłaby pewnie jako szmaragdowy. Rozpuszczone kasztanowe włosy. Perfum brak, albo na tyle delikatne, że nie czuł ich przez pół wagonu.

 Każdy facet wie, że ładną dziewczynę można rozpoznać nawet z daleka, i to kątem oka, bez angażowania świadomości. Setki tysięcy lat ewolucji nie poszły na marne. Wystarczy zauważyć jak trzyma sylwetkę, a już wiadomo, czy jest zadowolona ze swojego ciała. A jeśli ona jest zadowolona, to czemu on miałby nie być?

 Podejrzewał mocne dziewięć na dziesięć. Plecy wyprostowane, łopatki na jednej linii, smukłe nogi założone jedna na drugą. Patrzyła przez okno, choć pewnie była skupiona na swoich myślach, bo nie odwróciła się, kiedy wchodził. Intensywnie się w nią wpatrywał, w nadziei, że odwróci wzrok i będzie mógł zweryfikować swoje spostrzeżenia.

 Przejechali jednak dwa przystanki, na których nikt nie wsiadł, a ona cały czas się nie odwróciła. Ciut za długo, żeby wypadło to naturalnie, pomyślał Szymon, czyli udaje niedostępną. A skoro udaje niedostępną, to znaczy, że zależy jej na czymś, więc może jeszcze da się uratować ten wieczór.

 Jedyny problem polegał na tym, żeby zacząć rozmowę tak, żeby jej nie przestraszyć. W końcu jest w wagonie sama z obcym facetem.

 – Przepraszam bardzo, czy to już Krucza?

 Mało oryginalne, zwyczajne do bólu, ale inaczej mógłby ją spłoszyć.

 Dziewczyna zupełnie go zlała.

 – Halo, przepraszam! – spróbował głośniej.

 Totalny brak reakcji.

 Coś jest nie tak. Może trzeba jej pomóc? Szymon wstał, podszedł do dziewczyny.

 – Wszystko w po… – Szymon zaczął, ale przerwał, gdy spojrzał dziewczynie w twarz.

 A dokładnie w pustą, pozbawioną nawet oczodołów, twarz manekina.

 Tramwaj zatrzymał się na światłach, przepuszczając kilka samochodów, by po chwili ruszyć znowu.

 Szymon stał oniemiały. Ktoś naprawdę zadał sobie dużo trudu, żeby z tyłu wyglądała jak żywa, bo poza twarzą żaden fragment ciała nie był odkryty, a peruka była naprawdę realistyczna. Rozejrzał się, czy nie ma tu jakiejś kamery, może to jakiś durny program, gdzie wkręcają ludzi, a potem podchodzą, tłumaczą, i wszyscy, łącznie z nabranym, śmieją się do kamery. Ale jeśli tu jakaś była, to naprawdę dobrze ukryta.

 Nic nie wymyślił, więc wrócił na miejsce. Jeśli to żart, to nie da nikomu przyjemności zrobienia z siebie głupka.

 Spojrzał za okno, bo pomyślał, że kamera może być za szybą, ale też nic nie zauważył. Cóż, to jeszcze o niczym nie świadczy, dzisiaj urządzenia tego typu mogą być tak małe…

 A może by zrobić zdjęcie tej "lasce"? Szymon sięgnął do kieszeni po telefon i wrócił wzrokiem do manekina.

 – Co do… – zerwał się na nogi.

Manekin siedział jedno miejsce bliżej niego.

Nie spuszczając z niego wzroku, zaczął się niezgrabnie cofać, aż stanął przy drzwiach na tyłach wagonu. Drżały mu nogi, zaczął dyszeć.

 – O co tu chodzi?! Pierdolcie się wszyscy!

 "Dziewczyna” siedziała nieporuszona. Szymon uspokoił oddech.

 – Dobra, wyłaźcie z tą swoją jebaną kamerą, to nie jest kurwa śmieszne! – rzucił.

 Nic się nie działo. Manekin nie zmienił pozycji o milimetr, ale Szymon bał się oderwać od niego wzrok. W końcu tramwaj stanął na przystanku. Szymon wyskoczył na zewnątrz, zanim drzwi się do końca otworzyły i puścił się sprintem do przejścia dla pieszych. Nikt go nie zatrzymywał. Drzwi tramwaju zamknęły się, po czym pojazd powoli ruszył dalej.

Koniec

Komentarze

Pomysł niezły, sytuacja dość absurdalna, ale zrobiła na mnie wrażenie.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenie, mam jednak nadzieje, że z każdym opowiadaniem będzie coraz lepiej. ;-)

 

Była 23:30.Była dwudziesta trzecia trzydzieści.

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Do tyl­ne­go wa­go­nu, bo był pra­wie pusty. – Wagon ma przód i tył, ale chcąc jechać tramwajem, wsiadamy do wagonu pierwszego lub drugiego.

 

Tylko z przo­du, przy drzwiach, sie­dzia­ła jakaś dziew­czy­na. Szy­mon usiadł przy środ­ko­wych drzwiach… – Powtórzenia.

 

Był prze­ko­na­ny o tym, że była nie­złą laską, cho­ciaż była od­wró­co­na tyłem… – Powtórzenia.

 

Pa­trzy­ła za okno, choć pew­nie była sku­pio­na na swo­ich my­ślach… – Pa­trzy­ła przez okno

Za okno można spojrzeć jeśli będzie ono otworzone, a patrzący wychyli się.

 

 Dziew­czy­na to­tal­nie go zlała. – Halo, prze­pra­szam! – Spró­bo­wał gło­śniej. To­tal­ny brak re­ak­cji. – Powtórzenie.

 

wró­cił wzro­kiem do ma­ne­ki­na. – Co do… – ze­rwał się na nogi. Ma­ne­kin sie­dział jedno miej­sce bli­żej niego. Nie spusz­cza­jąc wzro­ku z ma­ne­ki­na, za­czął się nie­zgrab­nie cofać, aż sta­nął przy drzwiach na ty­łach wa­go­nu. Drża­ły mu nogi, za­czął dy­szeć. – O co tu cho­dzi?! Pier­dol­cie się wszy­scy! Ma­ne­kin sie­dział nie­po­ru­szo­ny. Szy­mon uspo­ko­ił od­dech. – Dobra, wy­łaź­cie z tą swoją je­ba­ną ka­me­rą, to nie jest kurwa śmiesz­ne! – rzu­cił. Nic się nie dzia­ło. Ma­ne­kin nie zmie­nił po­zy­cji… – Strasznie dużo manekinów.

 

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Zajrzyj tu: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jakoś za mało dla mnie. Jak zaczęłam się bać, to Ty zrobiłeś sobie koniec. I to taki koniec, że ręce opadają: no bo po co to wszystko? 

Klimacik udało Ci się wykreować niezły, ale końcówkę totalnie skopałeś.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

bemik: dzięki za opinię, nie mam nic na swoja obronę.

 

regulatorzy: dzięki po raz kolejny za błędy i opinię, wychodzi na to, że nie wyłapuję za bardzo powtórzeń. Z tylnym wagonem mam wątpliwości, bo jakby był “drugi wagon”, to nie wiadomo, ile tych wagonów jest (moga być trzy, wtedy drugi będzie środkowy), a nie widzę powodu, dla którego tramwaj nie może mieć przodu i tyłu:)

Ha, właściwie to mnie masz. Ze względu na klasyczne podejście do elementu grozy, zupełnie jak w starych historiach o duchach. Tam bohater nie musiał zostać pożarty, poćwiartowany, wypatroszony, rozdarty na strzępy, czy też skończyć z mózgiem wypitym przez słomkę. Wystarczyło, by solidnie się przestraszył. I nawet nie trzeba było jakoś tłumaczyć elementu niesamowitego, skąd się wziął, po co, dlaczego i jaki ma cel. Dokładnie, jak w Twoim tekście – manekin po prostu tam był, potem w jakiś sposób się przesunął – i nie ważne, co za tym stało. Rozumiem jednak niedosyt Bemik, mnie też czegoś brakowało. Może istotnie, za szybko się skończyło. A może chodzi o trudność z umieszczeniem klasycznego podejścia do straszenia w realiach nowoczesnego społeczeństwa. I pewnej – nie bardzo wiem jak to nazwać – różnicy w odbiorze, we wrażliwości na niesamowitość. Trudno mi uwierzyć, że przeciętny, młody pasażer nocnego tramwaju wiałby tak w podskokach. Najprawdopodobniej rozwaliłby kukłę z buta.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mr_D – ten tylny wagon nie brzmi dobrze, zrób z niego ostatni wagon.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mr_D, nie wiem jak w innych miastach, ale w Łodzi jeżdżą tramwaje w składach po dwa wagony. Dawno temu, na liniach podmiejskich, np. z Łodzi do Zgierza i Ozorkowa, bywały trzy wagony.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hm, pomysł fajny, jednak i u mnie pojawił się niedosyt. Podobnie jak thargone doceniam grozę, która nie polega na krwi, flakach i trupach, a na niesamowitości i niewytłumaczalności. Sądzę jednak, że bohater za łatwo mógł się wydostać. Gdyby tak tramwaj nie zatrzymał się na kolejnym przystanku? Pewnie nie wiele więcej musiałoby się wydarzyć, żeby bohater zmoczył spodnie ;)

Ooo, dobre, Werwena, podoba mi się Twój pomysł, aż żałuję, że sam na to nie wpadłem.

 

regulatorzy, bemik: po Warszawie jeżdżą po trzy, dwa, czasem jeden. W tym opowiadaniu może to być ostatni, nie ma problemu ani znaczenia. Ale mówiąc “tylny wagon” od razu wiadomo, że jest też przedni, co oznacza, że są dwa. Pragmatycznie ma to sens. Stylistycznie nie wadzi mi to, no ale skoro dwie osoby twierdzą, że coś tu nie tak…

 

thargone: dzięki za kolejną wyczerpującą opinię. Właśnie jak dla mnie poćwiartowanie bohatera nie sprawia, że historia jest straszniejsza, a wręcz przeciwnie – wtedy przestajesz się bać, czyli za straszenie odpowiedzialne jest co innego. Próbuję tak sobie wyizolować ten element grozy, i też zastanawiam się nad tym, jak może zadziałać w realiach miasta. Wiejski dworek czy cmentarz oczywiście będzie miał zaletę Lovecraftowej atmosfery, ale za to miasto ma zaletę, że czytelnik może się łatwo odnieść do sytuacji bohatera. Widzę tu potencjał, tylko muszę jeszcze nauczyć się go w pełni wykorzystywać.

Zaczęło się fajnie, dobrze stworzyłeś nastrój grozy – dodatkowy plus masz ode mnie za manekin, zawsze wydawały mi się upiorne. Szkoda tylko, że zakończenie pozostawia straszny niedosyt, za bardzo się pospieszyłeś. Rozwiązanie zaproponowane przez Werwenę chyba lepiej by się sprawdziło.

Pozdrawiam!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Wystarczy zauważyć jak trzyma sylwetkę, {…]. ---> jak się to robi? Pytam, ponieważ widziałem i nadal widuję bardzo, bardzo wiele pań, dziewczyn, podfruwajek i sędziwych dam, ale nigdy nie spotkałem takiej, która trzyma sylwetkę. Torbę z zakupami, smycz, dziecko za rączkę, patelnię w charakterze argumentu w dyskusji, ale nie sylwetkę…

<>

Końcówka zepsuła cały efekt.

Trzymanie sylwetki też mnie zaintrygowało. ;)

 

Manekin siedział jedno miejsce bliżej niego.

Nie spuszczając z niego wzroku, zaczął się niezgrabnie cofać,

Przez moment miałem tu problem z określeniem podmiotu.

 

Nastrój fajny, niepokój mi się udzielił, więc narzekać nie zamierzam.

Sorry, taki mamy klimat.

Phi… Amator z tego bohatera. Przecież wszyscy wiedzą, że najlepszy tekst na podryw w takiej sytuacji to “Hej,  maleńka, też jedziesz tym tramwajem?”. ;)

Uczucia mam raczej mieszane. Jest jakiś pomysł, tajemnica, ale trochę za szybko się skończyło.

 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajny pomysł i ładnie zbudowany klimat, ale za szybko się skończyło.

Szyszkowy Dziadek :D kudos za tekst na bajer ;).

 

Autorze, bardzo mi się spodobało, za styl, niby proste, a jednak skuteczne zbudowanie napięcia. Łatwo było mi się wczuć w rolę bohatera, choć nie podrywam w tramwajach i nie przyznaję nowo poznanym osobom punktów w dziesięciostopniowej skali. Same trawmaje natomiast lubię i myślę, że mają potencjał jako miejsce akcji :D. 

Jak już niektórzy zauważyli, mogłoby być lepiej, bo końcówkę potraktowałeś trochę po macoszemu. Zabrakło jeszcze jednego, mocniejszego ataku grozy.

Ja widziałbym to tak: tramwaj się nie zatrzymuje, Szymcio biegnie do motorniczego, a tam manekin ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Mr_D, śmiało możesz zrobić z niego użytek, stwórz alternatywne zakończenie ;)

 

Nevaz, nie da rady do motorniczego, bo to tylny wagon ;)

Rzeczywiście, ależ ze mnie nieuważny czytelnik ;P

W takim razie proponuję tramwaj jednowagonowy. W Częstochowie nocne jeżdżą z jednym wagonem i zwykle i tak są pustawe ;).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Podoba mi się to, że jest tu klimat, taki spokojny i nienachalny, właśnie taki, jaki powinna mieć podobna opowieść. Zakończenie może rzeczywiście pozostawia niedosyt… ale z drugiej strony czego się spodziewać? Że manekin za chłopakiem wybiegnie? A jakby go znalazł w swoim domu po powrocie, to wyszłaby straszna sztampa.

Dla mnie ogólnie na plus.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Bardzo rzadko się zdarza, żebym się wystraszyła jakiegoś opowiadania/historii. Tym razem również nic mnie nie przeraziło. Ale historia na plus. Klimat jest zachowany, fabuła niesiłowa. Tak jak napisał joseheim, manekin nie powinien wybiec z tramwaju, ani pojawić się później w domu bohatera. Byłoby to głupie i całkiem popsułoby efekt. A w takiej formie, w jakiej to przedstawiłeś, bardzo mi się podoba. Oby tak dalej.

 

PS. Zdecydowanie wolę takie zakończenia. Zazwyczaj w strasznych historiach ludzie zwyczajnie przesadzają.

joseheim, Winter: (pasywno-agresywne westchnienie) no wreszcie! Dzięki

:)

Winter, a pamiętasz jakiekolwiek teksty, które Cię wystraszyły?

 

gravel, Szyszkowy Dziadek: jak mówiłem, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie jeśli chodzi o końcówkę

 

AdamKB, Sethrael: sylwetkę trzyma się tak samo jak plecy prosto, tylko bardziej.

 

Nevaz, Werwena: Wasze sugestie warte rozważenia, ale moja wersja o tyle lepsza, że prawdziwa.

 

 

 

 

;)

 

 

Dzięki wszystkim za komentarze, tutaj naprawdę za każdym razem dostaję masę przydatnego i motywującego feedbacku.

Na ten moment niestety nie jestem w stanie odpowiedzieć… Ale jak znajdę taki horror, to dam znać. 

 

EDIT: Najczęściej jest po prostu tak, że przeczytam dwadzieścia takich opowiadań w nocy i potem boję się zgasić światło :p Ale opowiadanie naprawdę mi się podobało.

Początek to straszne “lanie wody”. Rozumiem cel – czytelnik, jak i bohater musieli uwieżyć w istnienie kobiety, żywej kobiety, ale fragment rozwleczony przesadnie.

 

Później, to przemieszczenie manekina, znakomite. Klimat czuć – brawo!

 

Za to finał… :(

Od razu widać, że Autor nie miał pomysłu na zakończenie. A można choćby:

Gdy bohater wybiegł z tramwaju, mógł spojrzeć za siebie. A w zamykających się za nim drzwiach dostrzec nieruchomo stojącego manekina, zwróconego do niego pustym licem… ;)

I mówiącego do bohatera:

– Piotrek, I’m your father!

A Piotrek spogląda wtedy na swoje ręce i widzi jak żywe tkanki jego ciała zamieniają się w plastik, jak próbuje krzyczej, ale już nie może, bo jego twarz stała się pustą, pozbawioną ust maską…

 

Dobra, trochę mnie poniosło ;)

 

Potencjał był, taki potencjał…

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dobra, trochę mnie poniosło ;)

Trochę? :D:D:D

Sorry, taki mamy klimat.

“Od razu widać, że Autor nie miał pomysłu na zakończenie.“

 

Hmm. Ja wolę myśleć, że nie w zakończeniu był pomysł.

Dzięki za opinię.

Kurna, lubię takie rzeczy. To jest prawdziwy horror, a nie, że mi tu jakiś pajac, kurna, z piłą między grządkami lata i zawyża średnią IQ wśród hamerykhańskiej młodzieży. Horror nie tyle ma straszyć (to się jeszcze nie udało żadnemu), co ma mieć KLIMAT.

A Ty stworzyłeś klimat, że palce lizać. Wykorzystanie polski tramwaj nocą to duże ułatwienie, bo mało co jest równie upiorne z samej swej natury. Nie wiem tylko, czy policzyć Ci to na minus za chodzenie na skróty, czy jako plus za umiejętne wykorzystanie dostępnych materiałów. A niech, będzie, że na plus, bo, koniec, końców, pomysł się sprawdza.

Na plus, i to spory, masz też opisy. Niby większość tekstu w nich tonie, a nie nużące ani trochę. Wręcz przeciwnie – są bardzo interesujące i trafne, a do tego – mimo że lekkie i momentami zabawne – świetnie wkomponowują się w klimacik; ładnie go podkreślają.

Tym bardziej powinieneś dostać po uszach za skopane zakończenie. I nie chodzi o to, że złe, że bez fajerwerków, że nic się tak naprawdę nie stało. Jest po prostu za szybkie, za proste, zbyt nagłe.

Generalnie jednak widziałbym Twój tramwaj w Bibliotece – zajezdni DOBRYCH opowieści.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przypomina mi się, jak za dzieciaka na obozach/koloniach opowiadało się przy ognisku czy w półmroku pokoju takie straszne historie. Nie makabryczne i krwawe, ale po prostu budzące niepokój. Także dla mnie zdecydowanym plusem jest, że nie ma tu krwi na ścianach i jelit na widelcu – wtedy byłoby kiczowato, a tak jest ciekawie niepokojąco. 

Brawo za klimat. Vyzart, też jeździłam na takie kolonie, mam sentyment do strasznych opowieści. Końcówka za szybko, ale sama koncepcja końcówki (że nic się nie wyjaśnia) jest w porządku. Nakręciłeś klimat, to daj się mu wybrzmieć. :)

rooms: dobra metafora z tym nakręceniem.

 

vyzart: dzięki, cieszę się, że wyszło.

 

Cieniu: Twoje komentarze są tak życzliwe i miłe, że czuję się przy Tobie jak ostatni cham. I mam wrażenie, że jeśli miałbyś przestać być taki uprzejmy, to tylko po to, żebym nie czuł się źle:)

Mr_D Popieram Twoje zdanie odnośnie komentarzy Cienia. Nawet kiedy krytykuje, można odczytać jego komentarz jako komplement :D

No, i teraz mi głupio.

 

Jedno co wiem o swoich komentarzach, to to, że są szczere. Mam jednak na tyle rozumu, by pojmować – przecież nie tak znowu subtelną – różnicę między szczerością a chamstwem.

Ot, i właściwie cała filozofia. A jeśli wychodzi Wam to na pożytek i ku radości, to nie zostaje mi nic innego, jak tylko się cieszyć.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Świetnie zbudowany nastrój grozy i finał jak przedwczesny wytrysk: koncepcja dobra, wykonanie zbyt pospieszne… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

PsychoFish: ale wiesz jak to jest z przedwczesnym: nie nadąża, to jej problem.

Dzięki za opinię.

Rotfl ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

A mnie się podobało. Nie przestraszyło, ale czytało się przyjemnie. Zaskoczyło. I nie chciałabym przeżyć takiej przygody. Chociaż… Jak znam życie, to wsadziłabym nos między literki i nie zauważyła stada tańczących manekinów…

Właśnie jak dla mnie poćwiartowanie bohatera nie sprawia, że historia jest straszniejsza, a wręcz przeciwnie – wtedy przestajesz się bać, czyli za straszenie odpowiedzialne jest co innego.

Za straszenie jest odpowiedzialna niepewność. Jak już bohater przemienił się w porcję świeżego/ nadtrawionego mięska, to najwyższa pora wychodzić z kina.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka