- Opowiadanie: Harkonnen2 - Ciemność

Ciemność

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ciemność

Opowiadanie udostępnione na warunkach licencji Creative Commons Attribution Share-Alike 3.0 Polska

 

W całkowitej ciemności wszystko słychać lepiej. Szum krwi w uszach, szelest śmieci walających się po podłodze. Odgłos spadających z sufitu kropel brzmi jak wystrzał. Z każdym trzaskiem tynku odpadłego pod przyciśniętą do zmurszałej ściany ręką, serce zaczyna bić szybciej, adrenalina wali żyłami, mięśnie tężeją w oczekiwaniu na atak. Ale znowu nic się nie dzieje, a ty nadal po omacku przesuwasz się do przodu. Byle tylko się wydostać, byle uciec. Nie możesz biec. Krew ściekająca na twarz, spuchnięta warga i poobcierane dłonie wyraźnie ci mówią, że nie da się biec po ciemku. Szczególnie w obcym rozpadającym się budynku, pełnym śmieci, gruzu, szkieł i wystających prętów. Zostało tylko pełznąć wzdłuż ściany i liczyć, że znajdzie się wyjście, że budynek nie jest piętrowy i korytarz nie skończy się nagle nie zabezpieczonym szybem lub dziurą, przez którą polecisz wiele pięter w dół, by spotkać śmierć na samym dnie. Wreszcie resztki, nadziei, że nie dopadnie cię wcześniej i nie skończysz jako rozszarpany kawał gnijącego ścierwa jak to, o które potknąłeś się dwa zakręty temu.

 

W tej chwili nie ma znaczenia, jak się tu znalazłeś. Dlaczego tu jesteś, kto cię tu umieścił i gdzie właściwie jesteś. Nie ma znaczenia, dlaczego nie ma nawet krztyny światła, ani jednego okna, lampy, żarówki, czegokolwiek. Najważniejsze, to dotrzeć do wyjścia. O ile w ogóle stąd jest jakieś wyjście, ale tej myśli nie możesz dopuścić do umysłu, bo inaczej zostanie ci tylko położyć się na popękanej posadzce i czekać, aż przyjdzie. Jest wyjście! Musi być! Wiesz to, więc przesz naprzód, starając się za wszelką cenę uspokoić oddech i powstrzymać dygot całego ciała.

 

Trzask! Za tobą. Oglądasz się w stronę, z której doszedł dźwięk, usiłując przeniknąć absolutną czerń i instynktownie kulisz.

 

Zaraz się pojawi.

 

To koniec, już po tobie.

 

Serce przyspiesza, oddech staje się płytki, szum w uszach narasta, po plecach cieknie pot.

 

Nie.

 

Jeszcze nie teraz, jeszcze możesz się wydostać. Wstajesz i znów przyciskasz dłoń do ściany i suniesz naprzód nasłuchując.

 

Pod palcami czujesz obtłuczony kant. Zakręt. Trzymać się lewej ściany, lewej ściany. Cały czas trzymać się lewej ściany. Jeśli będziesz się trzymał lewej ściany wreszcie się wydostaniesz, bo z każdego labiryntu tak się da wyjść. Ręka sunie po osypującym się tynku i natrafia na coś mokrego i zimnego. To coś się wije. Cofasz się z krzykiem. Potykasz się o rozrzucone na podłodze śmieci, głowa uderza o ścianę, przez chwilę wydaje się być jasno. Potem nic nie czujesz.

 

Nie potrafisz stwierdzić, czy nadal śpisz, czy już się ocknąłeś. Czerń jest taka sama. Wydaje ci się, że oczy masz otwarte i że czujesz zapyloną, twardą posadzkę pod sobą. W głowie ci dzwoni od uderzenia. Próbujesz ruszyć ręką, ale ból wyrywa ci z płuc zduszony krzyk. Zaciskasz zęby i próbujesz wstać. Ból jest nie do wytrzymania, w przedramieniu czujesz coś dziwnego. Musiałeś nadziać się na coś upadając. Grunt, że żyjesz. Jeszcze cię nie dopadło. To znak, że ciągle masz szansę się wydostać. Obmacujesz przebitą rękę zdrową dłonią. Pręt, żebrowany. Cud, że nie rozerwał tętnicy i poszedł daleko od kości. Cały twój pobyt tutaj, składa się z cudów. Może sam Bóg nad tobą czuwa.

 

Zaciskasz zęby i powoli zdejmujesz przebitą rękę z pręta jednocześnie powstrzymując krzyk. Gdy schodzi, siadasz na posadzce ciężko dysząc. Mimo bólu zmuszasz się, żeby wstać i uspokoić oddech. Wsłuchujesz się w odgłosy dochodzące z atramentowej czerni. Cisza, odgłos spadającej kropli, cisza.

 

Wyciągasz rękę w bok i próbujesz namacać ścianę. Z prawej strony słyszysz chrzęst. Jakby ktoś nadepnął na pokruszony beton. Cichy syk-świst-syk-bulgot. Chłodny powiew śmierdzącego powietrza. Syk-świst-syk. Chrzęst kamieni.

 

Znowu czujesz adrenalinę napływającą do żył. Mięśnie spinają się do ucieczki, zapominasz o bólu i ranie w przedramieniu. Cofasz się i dotykasz chłodnego muru. Cofasz się o krok. Znowu podmuch, nieco silniejszy. Syk-świst-bulgot-syk. Cichy pomruk. Znowu chrzęst. Jakby ostrożne kroki po nieznanym gruncie.

 

Uciekać. Instynkt wrzeszczy, żęby czym prędzej uciekać, jak najdalej od śmierdzącego oddechu, od dźwięków zwiastujących niebezpieczeństwo.

 

Mlask. Świst-pomruk-syk.

 

Mimo wszystko stoisz nadal w miejscu. Zastanawiasz się, czy widzi w ciemnościach? Chyba nie, skoro porusza się tak powoli i ostrożnie. Może cię nie zauważy, jeśli będziesz cicho. Bardzo cicho. Jeśli skulisz się w jakimś kącie, zminimalizujesz, to przejdzie obok, odejdzie, pójdzie dalej.

 

Jednocześnie ciało wrzeszczy na ciebie każdym nerwem. Uciekaj głupcze! Odwróć się i biegnij! To twoja jedyna szansa.

 

Cofasz się o krok i przytulasz do ściany. Gruz pod twoją stopą chrzęści przeraźliwie głośno, po czym zalega cisza. Syczące dźwięki milkną tak jak odgłosy ostrożnego stąpania. Słyszysz już tylko łomot swojego serca, a jednocześnie zdajesz sobie sprawę, że to koniec. Nie masz już czasu zastanowić się, jakim cudem porusza się w ciemności tak szybko.

Koniec

Komentarze

,,Dlaczego tu jesteś, kto cię tu umieścił i gdzie właściwie jesteś''. Może w powtórzone ''jesteś'' zamienić na ''znajdować się''.
Próba utrzymania w tekście narastającego napięcia i myślę, że w znacznym stopniu Ci się to udało.

Wiesz co, niby nic odkrywczego, zamknęli kolesia w ciemnym miejscu z "czymś", ale bardzo dobrze się czyta. Niezły styl i wyczucie klimatu.

Dzięki za opinie.

W sumie nie miało to być odkrywcze. Uważam, że horror nie musi być specjalnie oryginalny, byle miał klimat. Jakoś tak się złożyło, że wpadła mi w łapki ostatnio antologia opowiadań horrorystycznych i niestety okazało się, że teksty te w ogóle nie przerażały. Były potwory, była krew i duchy, ale zero strachu. Pomyślałem więc, że sam spróbuję i oto jest efekt.

Całkiem klimatyczne, całkiem niezłe. Jest napięcie. Wyobraźnia pracuje. Trochę za dużo razy pojawia się 'nie' ale nie będę się wtrącać w zamysł autora. Zamysł to zamysł:) Serdeczności, Nowa

Dobrze napisane. Zręcznie zastosowane powtórzenia - nie za dużo nie zamało. Szkoda, że krótkie. Nie zdążyłem się wczuć i mnie akurat nie ruszyło:(

Nie smuć się pyrku:)

Mi się podobało. Klimatyczne i sprawnie napisane, choć w kilku miejscach były zdania które wybiły mnie z rytmu czytania.

spuchnięta warga i poobcierane dłonie wyraźnie ci mówią - np tu. Gdyby "ci" było po mówia, płynniej by to brzmiało, przynajmniej dla mnie. Ale i tak 5 ode mnie, naprawde czułem się jakbym był bohaterem tego tekstu. Pozdrawiam.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nie utrafiłeś w mój gust, fabuła przeleciała gdzieś obok, jednak atmosfera opowiadania rekompensuje wiele. Nie dam więcej, bo de gustibus nie pozwala, ale doceniam umiejętność zbudowania klimatu - 4

 

Może nie powinienem, ale zadam niedyskretne pytanie: Jaki wpływ na niniejsze opowiadanie miała ostatnia edycja Warsztatów tematycznych Forum Fahrenheita?

Absolutnie żaden. :) Od jakiegoś czasu na forum Fahr wchodzę z rzadka, a w warsztatach nie uczestniczyłem ani razu. Jestem kompletnie niezorientowany co tam się dzieje :P

Dzięki wszystkim za opinie i oceny :)

Nowa Fantastyka