- Opowiadanie: kinoshita - Sami wybieramy nasze groby

Sami wybieramy nasze groby

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Sami wybieramy nasze groby

Pas wy­bie­ga zza skały i nie­mal zde­rza się z de­mo­nem. Wrzesz­czy z prze­ra­że­nia, usi­łu­jąc się cof­nąć, upada… Strach go pa­ra­li­żu­je. A Brute oczy­wi­ście już sięga po broń. Pa­so­wi in­stynk­tow­nie udaje się uchy­lić przed ude­rze­niem ma­czu­gą. Pod­no­si się z błota na chwiej­nych no­gach i za­ta­cza­jąc rzuca do uciecz­ki. Je­dy­ny! Jeśli ist­nie­jesz, wła­śnie ra­tu­jesz życie pasa – ma­czu­ga de­mo­na za­cze­pia o coś w tej brud­nej ka­łu­ży i Brute traci tyle czasu na jej wy­cią­gnię­cie, że prze­ra­żo­ny czło­wiek od­da­la się na bez­piecz­ną od­le­głość. Ale kiedy demon  wresz­cie rzuca się w po­ścig, jest szyb­szy niż pielgrzym tego ocze­ki­wa­ł!

“Nie tak miało być!  – Pa­so­wi prze­la­tu­ją przez głowę roz­pacz­li­we myśli – Nie zdążę!..”

Sły­szy, po raz pierw­szy z tak bli­ska, dziw­ny bul­got wy­da­wa­ny przez wroga. Lekko odzia­ny piel­grzym, bez swej włócz­ni, nie po­wi­nien być tak łatwo do­ga­nia­ny przez okry­te­go prze­ra­ża­ją­cym pan­ce­rzem wo­jow­ni­ka Kasty Brute! Pas nie ma czasu na roz­trzą­sa­nie tej kwe­stii. Na­ra­sta­ją­cy strach na szczę­ście już go nie pa­ra­li­żu­je, udaje mu się reszt­ka­mi sił przy­śpie­szyć. Kiedy do­pa­da do naj­więk­szej ka­łu­ży pod pa­gór­kiem nie czuje zmę­cze­nia i skok nad bło­tem wy­cho­dzi mu ide­al­nie. Demon nie ska­cze tylko bie­gnie dalej i dzie­je się do­kład­nie tak, jak to za­pla­no­wa­li. Wo­jow­nik za­pa­da się w swej cięż­kiej zbroi pra­wie po pas, a wtedy z ukry­cia wy­bie­ga­ją  z wrza­skiem ma­ją­cym dodać im ani­mu­szu Topór i Brzy­twa, chyba to­wa­rzy­szy im jesz­cze Ostrze; Pas nie ma czasu się temu przy­glą­dać, bie­gnie dalej do wozu, po swoją broń. Sły­szy krzy­ki to­wa­rzy­szy, od­gło­sy włócz­ni od­bi­ja­ją­cych się od kości pan­cerza prze­ciw­ni­ka. Nie ma mowy, aby go prze­bi­ły, ale nie o to cho­dzi. Pas ma już swoją włócz­nię i za­wra­ca do swej grupy. Brute wije się jak wąż, aby wy­do­stać się z dziu­ry, jed­no­cze­śnie wy­wi­ja­jąc ma­czu­gą.  Roz­le­ga się gwał­tow­ny, krót­ki jęk: Ostrze za­le­wa się krwią i bez­wład­nie osuwa na ko­la­na. Przez uła­mek se­kun­dy Piel­grzy­mi za­sty­ga­ją a demon, omal nie sięga ma­czu­gą i To­po­ra. Pas opa­no­wu­je się naj­szyb­ciej i z całym im­pe­tem ude­rza wy­cią­gnię­tą włócz­nią we wroga. Do­łą­cza do niego Brzy­twa i na­resz­cie osią­ga­ją za­mie­rzo­ny cel: udaje się wy­wró­cić przeciwnika.

– Te­eera­az!!!! – wrzesz­czy Topór.

Zza wzgó­rza tupta już w po­śpie­chu Ma­sa­kra. 

– Krysz­ta­ło­we mlecz­ko! Krysz­ta­ło­we Mlecz­ko! – pisz­czy. 

Butelkę przytrzymuje obiema rękami mię­dzy pier­siami i wy­glą­da­ła­by ko­micz­nie, ale w tej sy­tu­acji ni­ko­mu nie chce się śmiać. Trój­ka męż­czyzn cią­gle robi wszyst­ko, aby Brute nie pod­niósł się  z ka­łu­ży. Ma­sakra jest już przy nich. Topór wy­cią­ga ręce po gar­nek, ale sły­szy tylko wul­gar­ne prze­kleń­stwo. Ma­sa­kra sama staje nad de­mo­nem i za­czy­na po­le­wać go wywarem. Brute za­czy­na wściekle wrzesz­czeć, a potem sy­czeć. Wciąż usi­łu­je wal­czyć, jed­nak wy­raź­nie słab­nie.

– Pij, mój ślicz­ny, pij… – śmie­je się obłąkańczo Ma­sa­kra. A ta­jem­ni­czy płyn, który dali im spe­cja­li­ści za­ko­nu, prze­cie­ka mię­dzy szpa­ra­mi prze­ra­ża­ją­cej zbroi.

– Taki on ślicz­ny jak i ty! – wy­krzy­ku­je Brzy­twa i wszy­scy wy­bu­cha­ją śmie­chem. Na chwi­lę ogar­nia ich ra­dość z wi­do­ku cier­pią­ce­go wroga, ale zaraz przy­po­mi­na­ją sobie o Ostrzu. Ich kom­pan leży na ple­cach, pierś i szyja roz­dar­ta, wokół pełno krwi… nie żyje…

…wi­ją­ce­mu się z bólu de­mo­no­wi udaje się jesz­cze kop­nąć Ma­sa­krę, która upada z wiel­kim krzy­kiem. Ale nic jej nie jest, zaraz pod­no­si się i wrzesz­czy do kom­pa­nów z włócz­nia­mi “za­tłucz­cie go, do­bij­cie!”

– Dość! – roz­le­ga się do­no­śny głos ze szczy­tu pa­gór­ka. Piel­grzy­mi prze­sta­ją dźgać wi­ją­ce­go się w bło­cie wroga, ale nie od­stę­pu­ją go. Topór klnie pod nosem.

– Ja­śnie pan teraz ła­skaw się włą­czyć do boju? – krzy­czy w stro­nę Świętego Rycerza, który wolno scho­dzi z pa­gór­ka. – Chcesz nam ode­brać zdo­bycz?! 

Przy­bysz wy­su­wa lekko do przo­du mieć, jakby za­mie­rzał roz­go­nić nim piel­grzy­mów ni­czym nie­sfor­ne dzie­cia­ki.

– Może przy­da się żywy – mówi sta­jąc nad de­mo­nem i uważ­nie mu się przy­glą­da­jąc. Potem prze­no­si wzrok na Pasa. – Coś za szyb­ko bie­gał praw­da? Omal cię nie do­padł.

– Słu­chaj Yeal­nick, to ścier­wo jest nasze! – Topór za­ci­ska pię­ści. – Nam nie da­ru­ją kary za do­star­cza­nie jeń­ców, tylko ich łbów! Nasz ko­le­ga przy­pła­cił ży­ciem tę za­sadz­kę, mo­głeś się zja­wić wcze­śniej! Bę­dzie­my żądać nad­zwy­czaj­ne­go zła­go­dze­nia kary! To nie jest jakiś pospolity demon, jego trzeba liczyć razy pięć! Albo dziesięć!

Anioł Śmier­ci do­pie­ro teraz raczy za­uwa­żyć To­po­ra. Opie­ra lekko ostrze miecza o jego pierś. 

– Takie nie­wier­ne psy jak wy nie mają prawa ni­cze­go żądać – cedzi. Długo milczy wiodąc wzrokiem po pielgrzymach, po czym dodaje już łagodniej – Ale ja za­dbam, aby Zakon do­wie­dział się o roli, jaką ode­gra­li­ście. Obiecałem wam to, kiedy wyruszaliśmy z Eld Hain, kiedy dostaliśmy krysz­ta­ło­wy wywar. W mie­ście muszą teraz zo­ba­czyć efekt, jaki dał ten płyn w walce. Rozumiecie?

– To ja go po­le­wa­łam mleczkiem, ja, choć ten łotr chciał mi je wy­rwać! – nad­bie­ga Ma­sa­kra wska­zu­jąc oskar­ży­ciel­sko na To­po­ra, sto­ją­ce­go nadal nie­ru­cho­mo wpatrującego się w ostrze rycerza. – Potem by mnie oszu­kał w mieście przy podawaniu zabitych, jak wtedy z tym be­de­ke­rem!…

– Ber­ser­ke­rem, prze­cho­dzo­na kurwo! IA w ogóle to był zwykły demon, tylko byłaś za bardzo pijana, aby to zauważyć– śmie­je się Brzy­twa. De­li­kat­nie po­kle­pu­je Yeal­nic­ka sta­ra­jąc się roz­ła­do­wać sy­tu­ację. – Tak wspa­nia­łe­mu ry­ce­rzo­wi mo­że­my prze­cież wie­rzyć, na pewno nie da nas skrzyw­dzić w Eld Hain. Pew­nie może nam nawet to przy­siąc na Je­dy­ne­go! – i do­da­je pusz­cza­jąc oko do to­wa­rzy­szy: – Je­dy­ne­go, który nie prze­le­ciał Ma­sa­kry w jej dłu­giej ka­rie­rze za­wo­do­wej!

Wszy­scy Piel­grzy­mi wy­bu­cha­ją śmie­chem, nawet Ma­sa­kra. Tylko Yeal­nick za­ci­ska usta.

– Pil­nuj się, bo o ta­kich sło­wach Zakon też może się do­wie­dzieć i za­czniesz służ­bę karną od nowa – ostrze­ga Brzy­twę. Potem chowa nareszcie miecz. – A teraz zwiąż­cie de­mo­na i za­bie­ra­my go na wóz. Misja jest zakończona, zbieramy się z tego pustkowia i wracamy do ostoi.

– Za­bie­rze­my też na­sze­go to­wa­rzy­sza – Pas po­ka­zu­je na ciało Ostrza. Rycerz kręci głową znie­cier­pli­wiony, ale wszy­scy Piel­grzy­mi już biją w zie­mię włócz­nia­mi.

– Tak jest! – krzy­czy Topór. – Je­ste­śmy Piel­grzy­ma­mi Serca! Nasze ciała nie zo­sta­ją na polu bitwy! Sami wy­bie­ra­my nasze groby!

– Sami wy­bie­ra­my nasze groby! – wrzesz­czą pa­trząc bez po­ko­ry na Yeali­dic­ka, nie­ska­zi­tel­ne­go i niepokonanego Świętego Rycerza, eli­tar­ną broń Za­ko­nu, najlepszego z najlepszych, najwierniejszego z najwierniejszych.

 

Yeal­dick ginie na­za­jutrz jako pierw­szy. Wóz pa­ro­wy do­cie­ra wła­śnie do ruin daw­ne­go punk­tu prze­ła­dun­ko­we­go. Poj­ma­ny demon nie rusza się prawie, cza­sa­mi tylko char­czy. 

Teren zna­ko­mi­cie na­da­je się na pu­łap­kę. Coś przy­ku­wa świętego rycerza, oddala się o jakieś pięć­dzie­siąt me­trów od po­jaz­du. Przygląda si czemuś w kępach wysokiej trawy. Topór za­bie­ra z wozu broń i idzie w jego stro­nę. Nagle wokół Yealnicka za­pa­da się zie­mia. Ciszę prze­ry­wa ogłu­sza­ją­cy ryk. Piel­grzy­mi za­sty­ga­ją z prze­ra­że­nia. Zie­mia try­ska aż do nich, tu­ma­ny kurzu wszyst­ko prze­sła­nia­ją, grunt osuwa im się spod nóg… Ma­sa­kra krzy­czy z prze­ra­że­nia, gdy wóz pa­ro­wy prze­wra­ca się. Pas wy­ska­ku­je z niego w ostat­niej chwi­li i unika przy­gnie­ce­nia. Turla się po ziemi, a potem do­strze­ga syl­wet­kę Yeal­dic­ka. To coś, co było bu­dzą­cym re­spekt Świętym Rycerzem, jest teraz czerwoną masą w resztkach po­szar­pa­nej na strzę­py zbroi, usi­łu­ją­cym jesz­cze utrzymać tarczę przy zakrwawionej twarzy i jed­no­cze­śnie tra­fić mieczem swo­ich dwóch prze­ra­ża­ją­cych katów. Pas pod­czas wczo­raj­szej pu­łap­ki na de­mo­na nie był nawet w po­ło­wie tak prze­ra­żo­ny. Boi się spo­glą­dać na te szpo­nia­ste łapy i zwie­rzę­ce pyski roz­szar­pu­ją­ce Anio­ła Śmier­ci. Do­my­śla się, że to są te pół­le­gen­dar­ne Ber­ser­ke­ry Alfa. Za­krwa­wio­ny Yeal­dick ledwo się już rusza, ale udaje mu się jakimś cudem – widać Jedyny jest łaskawy dla swych najwierniejszych sług – wbić miecz w gardło jed­ne­go z po­two­rów. Przy­le­ga do niego reszt­ką sił, osuwa ostrze i do­słow­nie wy­pru­wa bestii wnętrz­no­ści. Krew i flaki opry­sku­ją nawet Pasa, który teraz jakby się obu­dził. Wrzesz­czy z ca­łych sił i bie­gnie w stro­nę dru­gie­go ber­ser­ke­ra. Kątem oka widzi, że to samo robią po­zo­sta­li Piel­grzy­mi.

Kiedy Świę­ty Ry­cerz roz­szar­pu­je jed­ne­go prze­ciw­ni­ka, dru­gie mon­strum wgry­za mu się w kark i to już jest ko­niec chluby Za­ko­nu.  Po chwi­li do be­stii do­pa­da Topór i ginie jako drugi. Szpo­ny dziu­ra­wią mu twarz, jego zwło­ki zo­sta­ją od­rzu­co­ne o kil­ka­na­ście me­trów, a ber­ser­ker spo­koj­nie od­wra­ca się teraz w stro­nę Brzy­twy. Ten wi­dząc co się stało z kom­pa­nem traci animusz i re­zy­gnu­je z bez­po­śred­nie­go ata­ko­wa­nia be­stii. Za­trzy­mu­je się, ciężko dy­sząc. Potem z bez­sil­ną roz­pa­czą i prze­kleń­stwem na ustach po pro­stu włą­cza me­cha­nicz­ną włócz­nię i rzuca ją w ber­ser­ke­ra. Pas widzi, jak be­stia od­ska­ku­je bły­ska­wicz­nie i nie zo­sta­je nawet dra­śnię­ta… i widzi zaraz także dziel­ną ko­bie­tę, wy­śmie­wa­ną starą dziw­kę, któ­rej nikt nigdy w od­dzia­le nie po­wie­dział do­bre­go słowa, która nie boi się ani Je­dy­ne­go ani jego ka­pła­nów, ani de­mo­nów.., widzi jak Ma­sa­kra bez swej broni tylko z butelką przy pier­siach, z reszt­ką tego, co zo­sta­ło po wczo­raj­szym ataku na de­mo­na, do­pa­da do ber­ser­ke­ra, przy­ci­ska się do jego boku ze szlo­chem wy­le­wa­jąc płyn. To wszyst­ko trwa może se­kun­dę, be­stia od­wra­ca się, szpo­ny opa­da­ją na plecy ko­bie­ty i roz­ry­wa­ją ją na pół. 

Ko­lej­na se­kun­da i krysz­ta­ło­wy kwas za­czy­na pa­ro­wać z uda ber­ser­ke­ra. Niezwykły wrzask rozdziera znowu powietrze. Nie wia­do­mo, czy ten potwór jest bar­dziej zdzi­wio­ny czy prze­ra­żo­ny, kręci się jed­nak w kółko i syczy, wy­raź­nie nie mogąc ru­szyć nogą.

– Sami wy­bie­rze­my nasze groby – szep­cze Pas  i nie my­śląc o głu­po­cie tego za­wo­ła­nia, o śmier­ci, o woj­nie, o wol­no­ści, bie­gnie po pro­stu z włą­czo­ną włócz­nią i za­ta­pia ją w dru­giej nodze be­stii. Czuje jak wście­kła siła od­rzu­ca go o kilka me­trów,upada w błoto. Opusz­cza­ją go wszel­kie siły, za­pa­da ciem­ność…

Potem czuje, jak ktoś cią­gnie go za ręce. Otwie­ra oczy.

–  Wsta­waj, wsta­waj stary! – to głos Brzy­twy.

– G-ziee? – wy­stę­ku­je  z tru­dem Pas.

– Tam w ziemi jest dziu­ra. Grota jakaś czy tunel, stam­tąd wy­la­zły! A ten teraz wczołgał się tam z po­wro­tem! Do­sta­łeś, go, na Je­dy­ne­go, czy jak mu tam!.. Ty i Ma­sa­kra – po­pra­wia się Brzy­twa i głos mu się za­ła­mu­je.

Pas z tru­dem pod­no­si się, na chwie­ją­cych no­gach roz­glą­da się. Czer­wo­ne błoto, kępki traw zbry­zga­ne krwią, po­szar­pa­ne ciała to­wa­rzy­szy… Pod­cho­dzi do Ma­sa­kry i klęka przy niej. Szczypią go oczy. Opanowuje się, trzeba stąd uciekać, nie wiadomo, co jeszcze się zdarzy…

– Mu­si­my.. mu­si­my ich tu zo­sta­wić…

– Sami wy­bie­ra­my nasze groby – po­wta­rza tępo Brzy­twa. – Nikogo nie zostawiamy…

– Dość tych bred­ni! – Pas prze­ry­wa kom­pa­no­wi nie­mal krzy­kiem. – Nie ro­zu­miesz, że mu­si­my zo­sta­wić też wóz?! To wcale nie jest bez­lud­na oko­li­ca, może de­mo­ny szy­ku­ją się tu do na­stęp­ne­go ude­rze­nia! Bę­dzie­my musieli się skra­dać i wę­dro­wać nocą, jeśli chce­my wró­cić żywi do mia­sta.

– A nasza wol­ność?

Ta, Brzytwa ma rację… Czy to wszystko, co przezli, miałoby pójść na marne?..

– Do­bi­je­my tego gada na wozie i utnie­my mu łeb, to samo zro­bi­my z tym ścier­wem – Pas po­ka­zu­je na szcze­pio­ne­go w śmier­tel­nym uści­sku  z ry­ce­rzem ber­ser­ke­ra. Jego głos jest teraz sta­now­czy.  Od­naj­du­je swoją włócz­nię. Przez chwi­lę za­sta­na­wia się, czy nie wy­mie­nić jej na miecz  Yeal­dic­ka, ale uzmy­sła­wia sobie, że nie ma wpra­wy w po­słu­gi­wa­niu się taką bro­nią. Wolno pod­cho­dzi do dziu­ry w ziemi. To na­tu­ral­na jama o śred­ni­cy nie­speł­na dwóch me­trów. Widzi ślady krwi be­stii nik­ną­ce w ciem­no­ściach. 

– Mam na­dzie­ję, że tam zdech­niesz.. -szep­cze i już ma się wy­co­fać, gdy jego uwagę przy­cią­ga re­gular­ny kształt. Wy­cią­ga z tor­ni­stra lamp­kę i za­pa­la ją. Przed­miot znaj­due się trzy metry od wej­ścia, wy­glą­da jak skrzy­nia, jak… wy­so­ka trum­na. Nie, jak zamknięta lektyka.

Pas za­wra­ca, widzi jak Brzy­twa klę­czy nad zwło­ka­mi Ma­sa­kry. Na widok kom­pa­na Piel­grzym pod­no­si się.

– Gdy­bym mógł cof­nąć czas po­wie­dział­bym jej, że nie jest wcale ani taka stara, ani taka brzyd­ka i ani taka prze­cho­dzo­na – mówi. Pas po­ta­ku­je głową. A potem pro­wa­dzi to­wa­rzy­sza do jamy i po­ka­zu­je zna­le­zi­sko. Ostroż­nie zbli­ża­ją się do skrzy­ni z wy­cią­gnię­ty­mi włócz­nia­mi. Pas włą­cza swoją i ostroż­nie na­ci­na prze­dmiot. Ostrze wcho­dzi gład­ko…

Gwał­tow­ny okrzyk od­bi­ja się echem po ścia­nach jamy.  Piel­grzy­mi co­fa­ją się ostrożnie. Skrzy­nia otwie­ra się i wy­ska­ku­je z niej nie­wiel­ka po­stać. To ko­bie­ta! Nie… Tak, ko­bie­ta, ale nie jest czło­wie­kiem. Tyle widać nawet w pół­mro­ku. Brzy­twa też włą­cza ostrze.

– Nie je­stem wa­szym wro­giem – sły­szą. Jej głos jest ner­wo­wy, ale da­le­ki od pa­ni­ki. Bar­dzo miły dla ucha.

– Wy­chodź! – roz­ka­zu­je Brzy­twa. Co­fa­ją się, aby zro­bić miej­sce ko­bie­cie. W świe­tle dnia widzą, że istot­nie wy­glą­da nie­ziem­sko. Jest też nie­ziem­sko pięk­na. Dłu­gie czar­ne włosy opa­da­ją na nagie ra­mio­na, ubra­na jest w bar­dzo skąpą szatę od­sła­nia­ją­cą brzuch i uda… Nie­szczę­sna Ma­sa­kra, le­żą­ca kil­ka­na­ście me­trów dalej, w la­tach świet­no­ści nie mo­gła­by się nawet zbli­żyć do tej pięk­no­ści. 

– Nie je­stem wro­giem – po­wta­rza nieznajoma spo­koj­niej, po­ru­sza­jąc de­li­kat­nie rę­ka­mi, po­ka­zu­jąc aby opu­ści­li broń. Pas nie może ode­rwać wzro­ku od jej twa­rzy, ale zbyt wiele od wczo­raj prze­szedł, aby po­rzu­cić środ­ki ostroż­no­ści.

– Coś ty za jedna? – pyta mie­rząc włócz­nią w jej twarz. 

Ona spo­koj­nie siada i splą­tu­je ręce na swych ra­mio­nach, wi­docz­nie chce po­ka­zać, że jest bez­bron­na i nie za­mie­rza wal­czyć. Za­my­ka nawet swe cu­dow­ne oczy.

– Na­zy­wam się Tan­dess – mówi już cał­kiem spo­koj­nym, ła­god­nym gło­sem. – Byłam ich więź­niem.

– Jasne – śmie­je się gwał­tow­nie Brzy­twa. – Może jesz­cze wal­czysz po na­szej stro­nie?!

Ko­bie­ta otwie­ra oczy i przy­glą­da mu się bardo uważ­nie. Pa­so­wi ciar­ki prze­cho­dzą po ple­cach.

– Nie – od­po­wia­da de­mon­ka. – Ale nie wszy­scy u nas sądzą, że trze­ba was wybić do nogi. Wy chyba także nie je­ste­ście ochot­ni­ka­mi, praw­da? Z tego co sly­sza­łam, to piel­grzy­ma­mi zo­sta­ją ska­zań­cy, któ­rzy sprze­ci­wia­ją się za­ko­no­wi lub nie wie­rzą w to wa­sze bó­stwo… – jej głos staje się lekko lek­ce­wa­żą­cy. Uśmie­cha się do nich, po­wo­li wsta­je z kolan.

Pas czuje ma­gne­tycz­ną siłę bi­ją­cą od nie­zna­jo­mej. 

– Skąd się tu wzię­łaś? – stara się, aby jego głos za­brzmiał choć tro­chę ostro. Teraz de­mon­ka sku­pia całe swoje spoj­rze­nie na nim i męż­czy­zna czuje się nie­mal bez­bron­ny.

– Zo­sta­łam… aresz­to­wa­na – pa­trzy się tak in­ten­syw­nie, jakby chcia­ła piel­grzy­ma po­chło­nąć. A jed­no­cze­śnie głos ma jakieś kojące właściwości. Pas za­sta­na­wia się, czy rzuca na niego czary. – Ber­ser­ke­ry miały mnie prze­trans­por­to­wać za­mknię­tą w lek­ty­ce do obozu na za­cho­dzie, przed sąd. Do­wo­dził nimi Ber­doz, z kasty Brute. Kiedy za­uwa­ży­li wasz po­jazd Ber­doz kazał skryć się w jamie i po­szedł na zwiad…Nie wrócił, a przyszliście wy. Resz­tę już zna­cie.

Brzy­twa patrzy zna­czą­co na Pasa. Wła­śnie chyba po­zna­li toż­sa­mość de­mo­na na wozie. Jedna rzecz może się w historii kobiety zgadzać..

– Czemu się z tobą tak cac­ka­li, skoro je­steś wro­giem?

– Bo na­le­żę do kasty Prime! – odpowiada im teraz jak dzieciom nie rozumiejącym najprostszych spraw. – Na­le­ży mi się sza­cu­nek! Teraz dzię­ki wam je­stem wolna. Kiedy dotrę z po­wro­tem do mo­je­go obozu od­wdzię­czę wam się ty­siąc­krot­nie. I razem może za­po­bie­gnie­my na­stęp­nej bi­twie…

Brzy­twa pod­cho­dzi po­wo­li do de­mon­ki, opusz­cza swą broń. Ona uśmie­cha się i wy­cią­ga lekko ręce w jego stro­nę. Piel­grzym igno­ru­je to i bły­ska­wicz­nie uderza ją pię­ścią w brodę. Tan­dess wali się na zie­mię jak kłoda.

– Ostroż­no­ści nigdy za wiele – śmie­je się ner­wo­wo Brzy­twa i wy­cią­ga z tor­ni­stra sznur. – Pomóż mi ja zwią­zać.

Pasa opusz­cza dziw­ne osłu­pie­nie. Teraz ra­zem w kom­pa­nem mocno krę­pu­ją de­mon­kę, która nie od­zy­sku­je przy­tom­no­ści.

– Nie bę­dzie­my sobie za­wra­cać głowy de­mo­nem i ber­ser­ka­mi. Za­bie­rze­my ją do mia­sta i wol­ność mamy jak w banku! – Brzy­twa szcze­rzy zęby, jakby za­po­mi­na­jąc o tru­pach to­wa­rzy­szy wokół nich. – Py­ta­nie tylko, czy warto się mę­czyć i cią­gnąć ją całą, czy też tylko uciąć jej głów­kę na dowód?..

– Zde­cy­do­wa­nie warto się mę­czyć… – Pas pa­trzy na po­nęt­ne ciało i za­sta­na­wia się, czy kom­pan zu­peł­nie na po­waż­nie roz­pa­tru­je jej uśmier­ce­nie. Nie mówi wszystkiego, co myśli, ale stara się być mocno przekonywujący: – Prze­cież ona może znać ja­kieś ważne ta­jem­ni­ce de­mo­nów, sły­sza­łeś, że jest z kasty przy­wód­czej.

Brzy­twa pa­trzy po­dejrz­li­wie.

– Jasne – cedzi. – Ale sły­sza­łeś kie­dyś o Ish? Jest po­dob­no tak pięk­na, że ludzi do­pro­wa­dza do sza­leń­stwa. Ma­czu­ga mi kie­dyś opo­wia­dał, że na pa­tro­lu prze­żył atak Kul­ty­stów Grozy. Srał w gacie ze stra­chu, ale nie tra­cił zu­peł­nie zmy­słów. Na­to­miast ci, któ­rzy do­sta­li się pod wpływ Ish, pod­rzy­na­li na jej ski­nie­nie gar­dła swoim kom­pa­nom!

– Sły­sza­łem o “mi­ło­ści gor­szej do stra­chu”, ale nie spo­tka­łem ni­ko­go, kto by wi­dział Ish. 

– Wła­śnie! Bo ona zmie­nia twarz. Albo wi­dzisz to, co ona chce, żebyś wi­dział! – pod­nie­co­ny Brzy­twa wska­zu­je włócz­nią na le­żą­cą ko­bie­tę – To może być ona!

– Bzdu­ra – Pas łapie ręką broń kom­pa­na i po­wo­li ją opusz­cza. – Nie mu­si­my wie­rzyć w jej hi­sto­rię, ale nie my­ślisz chyba, że “księż­nicz­ka de­mo­nów” za­pu­ści­ła­by się tak da­le­ko od swo­ich tylko z dwoma ber­ser­ka­mi i zwia­dow­cą Brute?

– A skąd wiesz, że nie ma ich tu wię­cej?! – de­ner­wu­je się Brzy­twa. – Ty, Pas, je­steś szyb­ki w no­gach, ale nie w my­śle­niu. Ta ko­bie­ta jest nie­bez­piecz­na i nie mam za­mia­ru po­zwo­lić się zabić. Sam sobie wy­bio­rę grób!

Pas wie, że kom­pa­n ma dużo racji, choć chciałby, aby się mylił. Pusz­cza włócz­nię.

– Chcesz zro­bić uży­tek z broni, to dobij to ścier­wo na wozie. Potem po­cho­wa­my tam na­szych kamratów i pie­szo ruszymy do mia­sta. Z „Ish-Tan­dess” na po­wro­zie, zgoda?

Brzy­twa kiwa głową i rusza do wozu. Pas po­now­nie wcho­dzi ostroż­nie do groty i przy­glą­da się lek­ty­ce. Nie znaj­du­je żad­nej broni, do­ku­men­tów, skrytek, nic,,. Skrzy­nia nie wy­glą­da też na wy­god­ną, trud­no więc wie­rzyć, że “kró­lo­wa de­mo­nów” po­dró­żo­wa­ła­by w czymś takim.

Pas na­słu­chu­je dźwię­ków z głębi jamy. Cisza, może be­stia już zde­chła. Czy Ish po­zwo­li­ła­by nawet ran­ne­mu ber­ser­ko­wi zo­sta­wić ją tak i uciec?

Wraca na ze­wnątrz. Ko­bie­ta od­zy­ska­ła przy­tom­ność i jęczy teraz cicho. Pas chciał­by do niej po­dejść, ale ma obawy. Słowa Brzy­twy nie po­zo­sta­ły be echa.

Piel­grzy­mi za­no­szą ciała Ma­sa­kry, To­po­ra i Yeal­nic­ka do wozu pa­ro­we­go i tam za­my­ka­ją. Brzytwa za­bie­ra po­tęż­ną tar­czę Świę­te­go Ry­ce­rza. Uśmie­cha się w od­po­wie­dzi na py­ta­ją­ce spoj­rze­nie Pasa. Potem pod­no­si z ziemi de­mon­kę, roz­wią­zu­je sznu­ry i przy­wią­zu­je do jej ple­ców tar­czę. Nogi ko­bie­ty ugi­na­ją się lekko pod cię­ża­rem.

– To cię spo­wol­ni, gdy­byś chcia­ła dać nam nogę – tłu­ma­czy Brzy­twa i śmie­je się gło­śno. Potem odwraca Tan­dess o siebie, uj­mu­je jej pod­bró­dek ręką, z bli­ska oce­nia efek­ty niedawnego ciosu. Nie­ocze­ki­wa­nie przy­cią­ga jej twarz do swo­ich ust i wy­ci­ska na niej gwał­tow­ny po­ca­łu­nek.

– Dobrze, oszczędzimy cię kobieto, choć mocno się nadźwigasz! – śmie­je się jesz­cze gło­śniej. – Ale nie martw się, suko, przy na­stęp­nym po­sto­ju po­luź­nię ci tro­chę więzy. Te na udach! Zo­ba­czy­my, co de­mon­ki mają mię­dzy no­ga­mi! 

Pas za­sta­na­wia się, czy kom­pan na­praw­dę bę­dzie chciał zgwał­cić ko­bie­tę i jak on wtedy za­re­agu­je. Tym­cza­sem Brzy­twa roz­krę­ca się. Ska­cze w ja­kimś dzi­kim tańcu a potem ucina łeb ber­ser­ko­wi i przy­wie­sza go z przo­du na szyi Tandess, ob­ma­cu­jąc przy oka­zji jej pier­si.

– Teraz tar­cza nie bę­dzie cię prze­gi­nać do tyłu w cza­sie mar­szu! – tłu­ma­czy i znowu wy­bu­cha śmie­chem.

Pas ma dość. Od­cią­ga Brzy­twę na bok.

– Marsz do mia­sta zaj­mie nam ze czte­ry dni. Ona pad­nie po pół go­dzi­nie! Bę­dzie­my ją mu­sie­li nieść. Za­sta­na­wiasz się co ro­bisz?

– Spo­koj­nie – Brzy­twa jest teraz zu­peł­nie po­waż­ny. – Jeśli twoja ślicz­not­ka bę­dzie w opa­łach, to jej ru­szysz na ra­tu­nek. Ale jeśli to Ish… i jeśli to co opo­wia­dał Ma­czu­ga jest praw­dą, to ona może się zmie­nić w ta­kie­go przy­jem­niacz­ka, że ber­serk to przy niej pa­ła­co­wy ele­gan­cik! Niech się więc le­piej tro­chę zmę­czy… 

– Ma­czu­ga ma po­mie­sza­ne w gło­wie i dla­te­go nie wy­sła­li go z nami na misję – od­ci­na się Pas, ale nie opo­nu­je już.

De­mon­ka znosi dźwi­ga­nie cię­ża­rów nad­spo­dzie­wa­nie do­brze. Nie od­zy­wa się ani sło­wem, jakby oszczę­dza­ła siły. Po go­dzi­nie mar­szu Pas zrów­nu­je się kro­kiem z Brzy­twą i spo­glą­da na niego py­ta­ją­co, ale ten kręci prze­czą­co głowę. Idą więc dalej. Kil­kaset me­trów dalej Pas pod­cho­dzi do Tan­dess i pod­ty­ka jej ma­nier­kę do ust. Ona pije, wcale nie łap­czy­wie. Nie dziękuje, nie  za­szczy­ca nawet piel­grzy­ma spojrzeniem. 

Oko­li­ca wy­da­je się bez­lud­na. Omi­ja­ją z da­le­ka ruiny i inne miej­sca na­da­ją­ce się na pu­łap­kę. U pod­nó­ża nie­wiel­kiej skały robią prze­rwę na po­si­łek. Pas od­wią­zu­je ko­bie­tę i czę­stu­je ją su­szo­nym mię­sem. Ona znowu przyjmuje to bez słowa, patrzy się w ziemię. Brzy­twa tym­cza­sem wpina się i ob­ser­wu­je oko­li­cę ze skały. Wraca, gdy Pas jest już po po­sił­ku. Sam wy­cią­ga mięso i chleb z tor­ni­stra.

– Jak zja­dłeś, to może byś przy­niósł wodę? Tam wi­dzia­łem źró­dło – wska­zu­je ręką.

Pas pod­no­si się bez słowa i zbie­ra ma­nier­ki. Po dzie­się­ciu mi­nu­tach do­cie­ra nad brzeg cuch­ną­cej rze­czuł­ki. Ale nie takie świń­stwa już pili na służ­bie…

 Nagle prze­bie­ga go dreszcz. Jest na­praw­dę tak głupi, jak uważa Brzy­twa… Za­krę­ca bi­do­ny i bie­gnie z po­wro­tem co sił w no­gach.

– Ty su­kin­sy­nu… – dyszy pod nosem ści­ska­jąc mocno włócz­nię. Mimo tego ob­cią­że­nia do­bie­ga w bły­ska­wicz­nym tem­pie. Spo­dzie­wa się, że gdy zo­ba­czy Brzy­twę le­żą­ce­go na de­mon­ce, to chyba za­to­pi mu ostrze w ple­cach.

Ale widzi kom­pa­na sie­dzą­ce­go pod skałą, z roz­cię­tym gar­dłem i krwią ob­fi­cie spły­wa­ją­cą na pier­si. Piel­grzym rzęzi trzy­ma­jąc się za szyję i Pas wie, że to ago­nia.  Tro­chę czasu mija, gdy ogarnia myśli. Ni­g­dzie nie widać ko­bie­ty. Do­pie­ro gdy  wspi­na się na skałę do­strze­ga drob­ną po­stać ucie­ka­ją­cą w stro­nę nie­daw­no mi­ja­nych ruin.

– Ty suko! – teraz Pas po­rzu­ca włócz­nię i tor­ni­ster, bie­gnie ile ma sił w no­gach. – Ty suko!!! – wrzesz­czy omal się nie po­ty­ka­jąc. Dy­stans do ucie­ki­nier­ki szyb­ko się kur­czy. Kiedy Tan­dess sły­szy już jego kroki oglą­da się i przy­sta­je, jakby po­go­dzo­na z losem. Pas też zwal­nia i przez głowę prze­bie­ga mu myśl, ze bę­dzie wal­czył z de­mon­ką go­ły­mi pię­ścia­mi. Ale ona wy­cią­ga lekko ręce do przo­du i jak ran­kiem klęka ze złożonymi na ramionach rękami.

– Tylko się bro­ni­łam – mówi cicho. – On chciał… na­padł mnie… zna­la­złam ostry ka­mień i zra­ni­łam go… Na­praw­dę nie je­stem twoim wro­giem!

Znowu to in­ten­syw­ne spoj­rze­nie prze­pięk­nych czar­nych oczu. Jej skąpy strój jest po­rwa­ny, od­sła­nia nie­mal pier­si. Na ciele Tan­dess jest krew. Ale nie jej – Brzy­twy.

– Jak na bied­ną na­pad­nię­tą dziew­czy­nę, to za­ła­twi­łaś go z wiel­ką wpra­wą! – Pas dyszy ze zmę­cze­nia i ze złości. Po de­mon­ce wy­sił­ku pra­wie nie widać.

– My­ślisz, że kasta Prime to tylko stra­te­dzy i urzęd­ni­cy? My je­ste­śmy tak samo szko­le­ni w walce – ko­bie­ta znowu stara się przy­jąć bar­dzo ła­god­ny ton. Zbli­ża się po­wo­li do piel­grzy­ma. – Pro­szę, udaj­my się razem do mo­je­go obozu. Wy­na­gro­dzę cię tak, że nie bę­dziesz tego ża­ło­wał. Albo puść mnie wolno.

Pas cofa się, za­cho­wu­jąc dys­­tans od ko­bie­ty. Chciał­by jej wie­rzyć, ale za­sta­na­wia się, czy to jego wola, czy też rację miał Brzy­twa, że to Ish rzu­ca­jąca uroki…

– Pój­dzie­my razem. Ale do mo­je­go obozu.

– Pro­szę, nie – Tan­dess znowu opada na ko­la­na i pa­trzy na piel­grzy­ma, pierw­szy raz bła­gal­nie. – Jeśli za­bie­rzesz mnie do swo­ich to będą mnie tor­tu­ro­wać i torturować bez przerwy. Bo nie będą mieli pewności, czy jeszcze jakiś tajemnic nie ukrywam. A u sie­bie będę mogła za to dalej wal­czyć o pokój. Zro­zum to!

Pas podchodzi szybko, podnosi i przyciąga do siebie to niespotykanie piękne, gładkie ciało… ona nie zmienia się w żadnego potwora, tylko przylega do niego, coś szepcze, dotyka jego policzka…

Wtedy za jej plecami mężczyzna dostrzega coś, co ponownie mrozi mu krew. Na Jedynego! Cała armia demonów!!! A przynajmniej setka!

Jeszcze dokładnie tego nie widać, ale to są najprawdopodobniej Brute. Widzą ich dwoje i pędzą tu!

Chce pociągnąć dziewczynę za rękę do wspólnej ucieczki, ale ona nagle zwinnie wyślizguje się z objęć, odpycha go gwałtownie jednocześnie podstawiając nogę i ucieka. Pas upada na plecy, a kiedy się podnosi, widzi jak kobieta biegnie wprost do demonów. Odruchowo rzuca się w pogoń, zaraz jednak się opamiętuje i zawraca. Jeśli natychmiast nie zacznie uciekać, demony dopadną go i zatłuką.

Pędzi ile ma tchu. Gdy znowu jest przy skale, pod którą Brzytwa dopełnił już żywota, zabiera tylko bidon z wodą i prowiant. Na oszczep nawet nie spogląda. Bez tego balastu ma jeszcze jakieś szanse.

I znowu biegnie. Robi to, co umie najlepiej. Odwraca się co jakiś czas, ale pościgu nie widać. Czy wrogowie świętują teraz uwolnienie swojej księżniczki i to jak wywiodła ludzi w pole? Czy też zamiast więźniem pielgrzymów jest ona teraz znowu ich więźniem? 

“Naprawdę nadal wierzysz w jej historię?” – pyta sie wielokrotnie w ciągu następnych dni, które spędza głównie na ukrywaniu się. Porusza się nocą, płoszy go każdy ruch, boi się własnego cienia. Ale narasta w nim coś, czego na razie nie umie jeszcze określić…

 

Dotarcie do Eld Hain zajmuje mu niemal tydzień. Opowieda przesłuchującym go rycerzom zakonu wszystko, co ich spotkało. Prawie wszystko. O dziwo wierzą mu. Ich zdumienie budzi natomiast jego niezłomne postanowienie.

– Naprawdę jesteś gotów natychmiast wrócić tam z silniejszym oddziałem? – pytają go. – Odnaleźć ciała towarzyszy i demonów? Pokazać skutki działania bojowego wywaru? Jeśli demony nawet uprzątnęły ciała, to może pominęły tę bestię, która wczołgała się do jamy? Potrafisz odnaleźć to miejsce?

Pas przytakuje, na wszystko się godzi, rozumie, ze nie zwrócą mu wolności za piękne słowa, że trzeba dostarczyć dowodów. Oni patrzą dziwnie i może szepczą o szaleńcu, który tak się rwie do miejsca, gdzie otarł się o śmierć… Ale to im przecież na rękę. Nie muszą do niczego go zmuszać.

Głupi Maczuga puka się w czoło słysząc, że Pas wraca tam gdzie zginęli Masakra, Ostrze, Brzytwa, Topór… Pielgrzymi Serca, którzy mieli właśnie świętować odzyskanie wolności…

A Pas jest w stanie myśleć tylko o tych cudownych czarnych oczach, wspominać tę chwilę, gdy trzymał ciało Tandess w ramionach… Raz jest to chyba to miłość, raz  nienawiść. Ale wie na pewno, że nie jest pod urokiem demonki. I nie wierzy, ze to była Ish.

– Wrócę tam i znajdę cię. Choćbym miał pójść do twego obozu – spogląda w dal z murów miasta i zaciska dłoń na nowej włóczni. – Dowiem się, kim naprawdę jesteś. Nie zginałem i nie zginę. Nie tam. – I wrzeszczy: – Sam sobie wybiorę grób! Mój i twój!

Koniec

Komentarze

Jeśli istniejesz, właśnie ratujesz życie pasa – pasa z dużej?

 

tupta już w pośpiechu Masakra. – tupta?! O.o

 

Przybysz wysuwa lekko do przodu mieć – miecz?

 

Anioł Śmierci – To faktycznie jeden z tych mechanicznych aniołów czy imię?

 

IA w ogóle to był zwykły demon – Bez I?

 

Przygląda si czemuś w kępach – się

 

Czy to wszystko, co przezli, miałoby pójść na marne?.. – przeżyli? Trzykropek przed znakiem zapytania?

 

– Mam nadzieję, że tam zdechniesz.. -szepcze – Spacja przed szepcze.

 

Wrzuć ctrl + h i zamień 2 kropki na trzykropki.

 

Brute dowodzący nienasyconymi?

 

Teraz razem w kompanem – z kompanem?

 

dokumentów, skrytek, nic,,. – trzykropek? Kropka?

 

rozumie, ze nie zwrócą mu wolności – że

 

Raz jest to chyba to miłość – zdecyduj się na jedno to ;)

 

 

 

Szczerze, niestety opowiadanie nie przykuło mojej uwagi. Błędy, błędami, ale ani bohaterowie nie zaciekawili mnie, ani nie wciągnął świat. Piszesz dużo o idą, robią, biją, krwawią… ale brakuje w tym wszystkim emocji. Zaciekawiło mnie jedynie ostatnie zdanie. Było klimatyczne.

Musisz podejść do tego trochę inaczej. Albo jedna scena, albo przeskoki czasowe. Opisać albo bohaterów, albo świat, albo oba. Ale coś musi w opowiadaniu zainteresować czytającego.

To tak jak by pisać o wycieczce dookoła świata. Byłem w Hiszpani, później Włoszech, popłyneliśmy do Turcji, tam wsiedliśmy w samolot do…

W pół minuty nikt nie będzie już słuchał. A możesz wyciąć fragment z tego opowiadając jak to na wycieczce dookoła świata, w małym miasteczku we Włoszech była sobie ta knajpa. Z dala od miasta, na brzegu morza, gdzie serwowali… – opis jakiegoś niesamowitego dania. Albo zastąpić serwowali jakąś niesamowitą osobą. Jedną historią z całej wycieczki. Takiej opowieści, wszyscy wysłuchają :).

 

/ Jaaf

Nie wiem, co myśleć o tym opowiadaniu. Z jednej strony interesujący motyw bezpośredniego spotkania Ish z ludźmi oraz próba przekazania przez Ish wiadomości, może nawet nawiązania kontaktu – bo tak można interpretować niektóre z wypowiedzi Ish – z drugiej natomiast strony rzeczona próba z góry skazana jest na niepowodzenie ze względu na osobę rozmówcy, nic nie znaczącego i niewiarygodnego dla wyższych szarż Pielgrzyma.

Do takiego rozumienia scen z Ish skłania mnie pewność, że demonica praktycznie dowodząca kampanią potrafiłaby zniknąć, niezauważona umknąć, albo wezwać odsiecz. Nie uczyniła niczego takiego, więc chciała tego, co sie stało.

Przeczytałam bez specjalnego zainteresowania, raczej z obowiązku. Mimo że opisałeś wędrówkę, walkę, śmierć, spotkanie z Tandess i jej ucieczkę, to cała opowieść wydała mi się dość miałka, mało przekonująca i niezbyt ciekawa; powiedziałabym nawet, że jakby pozbawiona jaj.  

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – opowiadanie jest napisane dość niechlujnie. :-(

 

Pas ma już swoją włócz­nię i za­wra­ca do swej grupy. – Zbędne zaimki.

 

Ostrze za­le­wa się krwią i bez­wład­nie osuwa na ko­la­na. – Rozumiem że ostrze miało kolana i było zasobne w krew. ;-)

 

Piel­grzy­mi za­sty­ga­ją z prze­ra­że­nia. Zie­mia try­ska aż do nich, tu­ma­ny kurzu wszyst­ko prze­sła­nia­ją, grunt osuwa im się spod nóg… Ma­sa­kra krzy­czy z prze­ra­że­nia… – Powtórzenie.

 

Czy to wszyst­ko, co prze­zli, mia­ło­by pójść na marne?.. – Literówka. Dwie zbędne kropki po pytajniku.

 

Pas po­ka­zu­je na szcze­pio­ne­go w śmier­tel­nym uści­sku  z ry­ce­rzem ber­ser­ke­ra. – Obawiam się, że szczepienie w śmiertelnym uścisku już nie zdało się na nic. ;-)

Pas po­ka­zu­je na ber­ser­ke­ra, scze­pio­ne­go w śmier­tel­nym uści­sku z ry­ce­rzem.

 

Przed­miot znaj­due się trzy metry od wej­ścia… – Literówka.

 

Ko­bie­ta otwie­ra oczy i przy­glą­da mu się bardo uważ­nie. – Literówka.

 

Z tego co sly­sza­łam, to piel­grzy­ma­mi zo­sta­ją ska­zań­cy… – Literówka.

 

Zo­sta­łam… aresz­to­wa­na – pa­trzy się tak in­ten­syw­nie… – Zo­sta­łam… aresz­to­wa­na – pa­trzy tak in­ten­syw­nie

 

Słowa Brzy­twy nie po­zo­sta­ły be echa. – Literówka.

 

To cię spo­wol­ni, gdy­byś chcia­ła dać nam nogę… – Lubili dostawać nogę powoli? ;-)

To cię spo­wol­ni, gdy­byś chcia­ła dać nogę… Lub: To cię spo­wol­ni, gdy­byś chcia­ła nam uciec

 

Potem od­wra­ca Tan­dess o sie­bie… – Literówka.

 

ale ten kręci prze­czą­co głowę. – Literówka.

 

Ona znowu przyj­mu­je to bez słowa, pa­trzy się w zie­mię. – …pa­trzy w zie­mię.

 

Brzy­twa tym­cza­sem wpina się i ob­ser­wu­je oko­li­cę ze skały. – W co wpina się Brzytwa? ;-)

 

czy jesz­cze jakiś ta­jem­nic nie ukry­wam. – …czy jesz­cze jakichś ta­jem­nic nie ukry­wam.

 

I nie wie­rzy, ze to była Ish. – Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawet podobała mi się pułapka na demona. Mleczko stanowiło ożywczą nowość w konkursie EDGE.

Ale dlaczego błędy nie zostały jeszcze poprawione?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka