- Opowiadanie: Selena - Nieukończone dzieło (konkurs SF)

Nieukończone dzieło (konkurs SF)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nieukończone dzieło (konkurs SF)

Stało się przeraźliwie oczywiste,

że technologie wyprzedziły już nasze człowieczeństwo.

Albert Einstein

Kirk 1012 ostatnie dwadzieścia lat życia spędził w laboratorium, zamknięty w szklanej celi, o powierzchni około dziesięciu metrów kwadratowych. Do wyposażenia jego „pokoju” należały: łóżko, stół, krzesło, kilka półek, a nawet telewizor, a także prysznic i toaleta. Codziennie widywał postacie w białych fartuchach, które przynosiły mu jedzenie, a następnie zabierały na różnego rodzaju badania. Kirk 1012 szczególnie nie znosił zapachu gabinetu, w którym pobierano mu krew (średnio dwa razy w tygodniu), natomiast sala, gdzie miał łączyć różne obrazki, literki czy puzzle, była miejscem, gdzie mógł się nawet trochę rozerwać (tylko dlaczego ci durnie proponowali mu zabawy przeznaczone dla pięcioletniego dziecka?). Jeszcze rzadziej był zaprowadzany do silnie oświetlonego pomieszczenia, gdzie otrzymywał środek nasenny i w zasadzie nie miał pojęcia, co się wówczas z nim działo. W dzień Kirk 1012 zwiedzał niemal cały budynek laboratorium, a będąc w swoim “pokoju” obserwował uważnie wszystko, co się działo za szybą, natomiast kiedy w budynku gasło światło, a pracownicy, nie licząc strażnika, który pojawiał się około trzeciej, szli do domu, Kirk 1012 spał lub rozmyślał, czasami zaś oglądał telewizję.

 

***

Na początku 2049 roku, po wielu latach nieudanych prób, w laboratorium w Teksasie przyszła na świat pierwsza sklonowana istota ludzka. To był wielki dzień. Nie wiadomo, dlaczego noworodek otrzymał imię Kirk – być może któryś z „ojców” klona był fanem amerykańskiego aktora, Kirka Douglasa, popularnego w poprzednim stuleciu. Natomiast liczba 1012 oznaczała, że Kirk był tysiąc dwunastym sklonowanym embrionem, który, w przeciwieństwie do tysiąc jedenastu poprzedników, przetrwał życie płodowe. W latach 2015 – 2048 w laboratorium przeprowadzono dziewięć tysięcy sześćset pięćdziesiąt trzy próby stworzenia embrionu ludzkiego przy użyciu techniki przenoszenia jądra klonowanej komórki do komórki jajowej, z której uprzednio usunięto materiał genetyczny. Tysiąc jedenaście prób zakończyło się sukcesem, lecz większość zarodków przetrwała jedynie od kilku dni do kilku tygodni. Wówczas pojawił się pomysł, by wykorzystać DNA uzyskane z odnalezionych dwadzieścia lat wcześniej szczątków neardentalczyka. Ryzykowne przedsięwzięcie, o dziwo, okazało się sukcesem. Aby uniknąć skandalu, wścibskich reporterów czy jakiejkolwiek ingerencji ze strony opinii publicznej, cała seria eksperymentów pozostawała w ukryciu. Zresztą klonowanie nadal nie było w Stanach zgodne z prawem, więc ujawnienie istnienia klona człowieka skrzyżowanego z neardentalczykiem wywołałoby prawdziwą burzę. Poza tym nikt nie wiedział, jakie będą konsekwencje eksperymentu.

Czy dziecko będzie normalne? Jak będzie wyglądało, gdy dorośnie?

Ojciec eksperymentu, Philip Morris, uważał narodzenie Kirka za dzieło swojego życia. O sklonowaniu człowieka zaczął marzyć już niedługo po rozpoczęciu studiów na Wydziale Biotechnologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w 2011 roku. Wkrótce myśl ta stała się jego obsesją. Po kilku latach starań otworzył własne laboratorium, zatrudnił zaufanych pracowników i odnalazł sponsora, milionera z Berkeley w Kalifornii, który działał nie tyle dla dobra nauki, co z czystej próżności. W przypadku powodzenia eksperymentu byłby równie sławny, jak sam pomysłodawca. Milioner zmarł w 2025 roku zostawiwszy swój majątek laboratorium. Dzięki jego śmierci Morris miał wolną rękę. Zatem po narodzinach Kirka 1012 nikt nie naciskał na to, by poinformować opinię publiczną. Jednak po okresie początkowej euforii pojawiło się pytanie – co dalej? Stworzenie klona powiodło się, lecz Morris nie mógł pochwalić się swym sukcesem. Po pierwsze złamano prawo, po drugie amerykańscy obywatele niewątpliwie domagaliby się uwolnienia Kirka. Morris nie mógł na to pozwolić. Nie wiedział, czy chłopak nie okaże się niebezpieczny, poza tym nie zamierzał przepuścić okazji do przeprowadzenia serii skomplikowanych testów, ani z zaplanowanych badań zarówno fizycznego jak i psychicznego rozwoju stworzonej przez siebie istoty.

Ponieważ młoda Meksykanka, która za sowitym wynagrodzeniem zgodziła się urodzić dziecko, zgodnie z umową, a zapewne też z ulgą, opuściła laboratorium, kiedy Kirk miał trzy dni, chłopiec praktycznie wychowywał się sam. Miał rzecz jasna kontakt z pielęgniarkami, które karmiły go, ubierały czy zabierały na częste badania. Morris zadbał o to, by codziennie robiła to inna osoba, nie chciał bowiem dopuścić, by jakaś kobieta przywiązała się do chłopca zbyt mocno. To mogłoby skomplikować jego plany. Mimo swego pochodzenia, dzieciak fizycznie wyglądał całkiem zwyczajnie, o ile nie liczyć dość dużej głowy, nieco wysuniętej dolnej szczęki i przysadzistej budowy ciała. Kiedy Kirk miał dwa lata, Morris zarządził, by w pokoju dwuletniego chłopca umieścić telewizor, nie tyle po to, aby się nie nudził, lecz by obserwować jego reakcje, które stanowiłyby doskonały materiał do kolejnych badań.

 

***

 

Kirk miał plan. Pomysł kiełkował w jego głowie od dawna, lecz przybrał realne kształty dopiero w zeszłym tygodniu, kiedy to podsłuchał, jakie zamiary mają względem niego pracownicy laboratorium.

– Stary nie żyje. Co będzie z tym małpiszonem Jude? – zapytał Chris, jeden z nowych laborantów.

– Słyszałem, że mają się go pozbyć. Zrobią autopsję, sfotografują każdy kawałeczek, zapiszą wyniki, a potem spalą to, co zostanie.

– Powinni się chyba pospieszyć, skoro Morris nie żyje, to pewnie wkrótce zamkną tę budę.

Autopsja? Doskonale wiedział, co znaczy to słowo, nie mógł jednak uwierzyć w to, co usłyszał. Czy te szalone istoty trzymały go przez tyle lat w zamknięciu tylko po to, by go w końcu zabić? Nie chciał umrzeć, pragnął opuścić te przeklęte więzienie i żyć na wolności. Ale czym była wolność? Kiedy był mały, wiele razy śniło mu się, że biegnie trzymając za rękę małą dziewczynkę. Później śnił mu się również szum fal na pustej plaży, zapach morza i ciepło palącego słońca. Nie był pewien, czy wszystkie te rzeczy tylko sobie wyobraża, czy też należą one do jego wspomnień. Wspomnień z innego, lepszego życia.

Od rozmowy Chrisa z Judem minęło siedem dni. Najwyższy czas, żeby zaczął działać. Któregoś dnia, być może już jutro, przyjdą po niego i będzie już za późno, by cokolwiek zrobić. Dostanie ostatni w życiu zastrzyk, a potem skończy tak, jak jeden z chomików, które trzymano w sali obok. Nagle usłyszał kroki na korytarzu. Następny posiłek miał być dopiero za dwie godziny. Czy to już? Serce zabiło mu mocniej. Czyżby przegapił swoją szansę?

– Hej, ty! Zabieram cię do fryzjera. Jutro mają zrobić ci tomografię. Idziemy obciąć ci włosy, kumasz? Włoooosy.

Niesłychane, ale przez te wszystkie lata ci durnie nie zauważyli, że niczym nie ustępuje im inteligencją. Wystarczyło, by robił głupie miny i rzadko kiedy się odzywał, by uznali, że jest niedorozwinięty i nie zrozumie tego, co mówią. Tymczasem on doskonale rozumiał angielski, w końcu przez ostatnie dwadzieścia lat obejrzał więcej programów telewizyjnych (lub przynajmniej tyle samo) niż przeciętny Amerykanin przez całe życie. Rozumiał wszystko, lecz niewiele mówił. Rzadko kiedy ktoś próbował z nim rozmawiać, poza tym być może geny neardentalczyka też odegrały tu pewną rolę. Kirk był w stanie wymawiać pojedyncze wyrazy, jednak robił to z wysiłkiem, a artykułowane dźwięki nie dla każdego były zrozumiałe. Za to doskonale kojarzył fakty, miał świetną pamięć i jako takie pojęcie o świecie zewnętrznym nabyte przez lata wpatrywania się w ekran telewizora. Znał każdy szczegół związany z miejscami, w których był chociaż raz i wiedział, jaki cel przyświecał ludziom, którzy go tu zamknęli. Od przedwczoraj był też świadomy, że jeśli wkrótce się stąd nie wydostanie, to umrze nie zobaczywszy nigdy na własne oczy świata zewnętrznego oglądanego codziennie w telewizji.

Strzyżenie nie trwało długo. Po raz pierwszy ostrzyżono mu włosy tak krótko. Zazwyczaj po prostu obcinano je do ramion. Człowiek z laboratorium nie musi być modny. Po powrocie do celi jego myśli krążyły coraz szybciej. Tomografia. Do tego badania nie jest potrzebne golenie głowy. Co oni planują? Operacja? A może usuną mu część mózgu i zamienią go w żyjącą roślinę? Widział coś takiego na kiepskim filmie science fiction.

O trzeciej w nocy, podczas obchodu pracownika ochrony, Kirk wszczął alarm.

– Ugrh! Zpsuuute. Pooomóc.

– Co jest stary? – To był Ben. Pracował tu od dziesięciu lat, więc ten małpo-człowiek zamknięty za kuloodpornymi szybami nie napawał go już strachem.

– Zepsuuute. Wooooda wypada.

– No tak, pewnie znowu nie wiesz jak zakręcić kran, głupku? – otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia, które miało służyć za prowizoryczną łazienkę. Z kranu wydobywał się silny strumień wody, a zlew był już przepełniony po brzegi.

– Zobacz koleś, musisz tu złapać i prze…

Ogłuszenie nachylonego nad kranem Bena okazało się dziecinnie proste. Kirk chwycił pęk kluczy leżący na podłodze, włożył na siebie ubranie strażnika i wyszedł ze szklanej klatki zamykając za sobą drzwi na klucz. Następnie opuścił pomieszczenie i szybkim krokiem doszedł do końca korytarza. Potem w dół po schodach, jeszcze jeden korytarz i … okno! Wiele razy widział w filmach akcji, jak bohater wybija szybę czymś ciężkim, wyskakuje nie zważąjąc na ostre odłamki, a potem biegnie pędem przed siebie oddając co jakiś czas strzał w stronę goniących go prześladowców. Ale TO okno było otwarte! Kirk popchnął lekko szybę i poczuł zapach świeżego powietrza. Na niebie było widać gwiazdy migoczące na niebie.

Nie! – krzyknął głos w jego głowie. To niewiarygodne, gdy nadeszła w końcu chwila, o której marzył przez całe życie, poczuł paraliżujący go strach. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to nie zamknięte na zamek drzwi czy paru nieudolnych strażników trzymały go tak długo w zamknięciu. To był on sam. Urodził się w niewoli i przez dwadzieścia lat mieszkał w szklanej klatce. Nie znał innego życia.
Ale nie ma już odwrotu. Ogłuszony strażnik wkrótce podniesie alarm.
Wiatr.
Dokładnie taki jak we śnie.
I zapach ziemi.

Stał tak jeszcze przez moment, a potem skoczył w dół tak, jak samobójcy skaczą ze skały. Wylądował na twardym piaszczystym podłożu jakieś dwa metry niżej. Przed nim rozpościerała się otwarta przestrzeń teksańskiej pustyni…

 

Teksas, Morning News 20 października 2069

Na pustyni znaleziono niezidentyfikowane zwłoki człowieka

 

W ubiegły wtorek kierowca ciężarówki zauważył, że tuż obok drogi leży (jak sądził) nieprzytomny człowiek. Po zatrzymaniu samochodu i próbie udzielenia pierwszej pomocy okazało się, że człowiek już niestety nie żyje. Wezwani na miejsce lekarze potwierdzili zgon; zmarły nosił oznaki odwodnienia, prawdopodobnie błądził na pustyni przez kilka dni, nim w końcu dotarł do autostrady, przy której stracił przytomność i zmarł na skutek wyziębienia oraz wyczerpania organizmu. Jak dotąd nie ustalono, dlaczego znalazł się na tym pustkowiu ani dlaczego miał przy sobie dokumenty Bena Smitha, pracownika ochrony w pobliskim laboratorium, który, o ile nam wiadomo, ma się dobrze. Nie udało nam się niestety przeprowadzić wywiadu z Benem. Jego domu pilnuje FBI.

Czyżby kolejna próba ukrycia nielegalnych działań naszego rządu?

Koniec

Komentarze

Wydaję mi się, że relacyjna tonacja większości tekstu mu nie służy. Ja wiem, że formuła konkursu może nie zostawiać miejsca na backstory, ale, jako czytelnik, wolę mieć więcej zostawione w lekkim niedopowiedzeniu, niż czytać  niemal urywek fikcyjnej ksiązki historycznej.

Spójrz, dla fabuły zostało miejsca jedynie dwa akapity, z których jeden wprowadza, a drugi zawiera akcję. I ta fabuła w sumie niczym nie porywa. Wolałbym dla przykładu poznać więcej uczuć klona, niż całość historii jego powstania.

Podoba mi się natomiast, że klona traktują jak idiotę, a on to wykorzystał. I to możnaby rozwijać.

Selena, zrób z tego story, historyjkę z dialogami, emocjami, akcją. I wrzuć raz jeszcze. Bo ja to w tej wersji oczywiście klasyfikuję do konkursu, ale jest jeszcze czas na poprawki. A kolejną wersję też zaklasyfikuję. :)
Pozdrawiam. 

Ok, przerobię to trochę. Mam jeszcze kilka godzin na edycję:)

M.Bizzare, dzięki za uwagi.

Można przeczytać, ale brakuje emocji. Akcja sprowadzała się jedynie do ogłuszenia pracownika i... koniec. Dodaj trochę krwi, walki, ucieczkę przez laboratorium, wyczerpującą wędrówke przez pustynię. Będzie lepiej:)

odnalazł sponsora --- gdzie i dlaczego sponsor ukrywał się przed Morrisem?
Opowiadanie trzeba rozbudować. Niekoniecznie scenami walk, pościgów i temu podobnymi --- najbardziej brakuje żywszych opisów zachowań klona, jego własnych refleksji, prób zrozumienia, gdzie i dlaczego jest zamknięty, odizolowany...
Mam nadzieję, że Ci się  to uda. Temat na czasie... Powodzenia.

,,Na niebie było widać gwiazdy migoczące na ciemnym niebie.''  Skoro masz jeszcze czas na edycję, to popraw tę nieścisłość. Rzeczywiście tekst porywający nie jest, opis powstania klonu to zbyt mało, ucieczka z laboratorium - zawsze lepiej, jak czytelnik będzie odczuwał adrenalinę, emocje towarzyszące akcji. Akcji, której właściwie nie było.

Ok, tekst przerobiony na tyle, na ile pozwoliło mi moje lenistwo:)

Można już stawiać dwóje:D

Pomysł fajny, ale tekst krótki... I jak inni wspomnieli - za mało dynamiczny.
Proponuję Ci jeszcze posiedzieć nad tym tekstem (nie wiem czy na konkurs SF się wyrobisz) i go dopracować. Może uniknąć śmierci klona? Co by się stało, gdyby jednak dotarł nad morze/do miasta? Jak udało by mu się uniknąć pościgu? Czy wyjawi swoją tożsamość? Z tego naprawdę może powstać coś bardzo fajnego i aż żal serce ściska, jak piszesz, że lenistwo nie pozwala Ci dopracować tak fajnego pomysłu ;)

Lenistwo. Ludzka rzecz, ale... Poczytaj komentarze pod "Nie chce mi się wymyślać tytułu".

AdamKB, z tym lenistwem to był żart..

Erag, akurat na takim zakończeniu najbardziej mi zależało. Chciałam pokazać człowieka-klona takim, jakim mógłby naprawdę być po wielu latach spędzonych w zamknięciu - niepewnego, słabego psychicznie i nieprzystosowanego do życia na zewnątrz. Bohater umiera nie dlatego, że mi się nie chciało opisywać, jak szukał wody czy łapał węża na śniadanie, lecz ponieważ chciałam uczynić całą sytuację jak najbardziej prawdopodobną. Tak, aby czytający mógł sobie wyobrazić, że podobne klony już teraz być może żyją gdzieś w zamknięciu i nigdy nie zdołają się wydostać.

Oczywiście dziękuję za wszystkie uwagi. Bardzo się cieszę, że piszecie, bo samej trudno jest mi ocenić, na ile fabuła jest wciągająca. Jak czytam dziesiąty raz przerobione trzykrotnie zdanie to nie jestem w stanie być obiektywna. To drugi tekst, jaki zdarzyło mi się napisać i przyznam, że błądzę trochę po omacku..

A propos tytułu - ma sugerować, że klon był "nieukończonym dziełem" Morrisa.Nie pisałam tego wprost, żeby czytelnik mógł trochę pomyśleć. Nie chodzi tu bynajmniej o "nieukończone" opowiadanie czyli niedoszłe "dzieło" - owoc moich pseudoliterackich poszukiwań:)

Masz rację w kwestii zakończenia. Bardziej prawdopodobne od optymistycznego.

Ja nie mówię, że musi być optymistyczne :) Mam po prostu niedosyt... ;)

Nie czytałam opowiadania przed edycją, więc nie wiem, czy jest lepiej, czy gorzej ;) Super pomysł z tym telewizorem, ale trochę za mało przemyślany - to było jego jedyne okno na świat, więc - podejrzewam - chłonął jak gąbka wszystko, co widział - czy wszystko uważał za prawdę? Co sądził np. o reklamach, za co je uważał? Oglądał filmy akcji - co jeszcze? Czy widział różnicę między filmami i wiadomościami? Czy jego sny, "wspomnienia" też wzięły się z telewizji? To naprawdę fascynujący temat do rozważań i pole popisu dla wyobraźni :-)

Jak dla mnie dobrze, że zakończyłaś śmiercią klona i zgadzam się z AdamemKB, że optymistyczne zakończenie albo próba wzbogacania akcji pościgami i krwistą przemocą nie ma sensu i jest bardziej "prawdopodobne". Ale odczuwam niedosyt, mimo wszystko.

a mi się podobało :P Ok, mało akcji, ale kurde, nie każde dzieło literackie to zaraz film z van Dammem! Fajny opis świata, bohatera, Ameryki - nie wiem czy ktoś Ci to redagował, ale w tym niedawno opublikoanym opowiadaniu wykazujesz się dużo większym językowym niechlujstwem. Równaj raczej do standardu Niedokończonego Dzieła.
No i nie "te więzenie" tylko "to więzienie".

Dziękuję za komentarz. Nie wiedziałam, że ktoś to jeszcze czyta:)

Nie, nikt mi tego nie redagował.

ostatnio czytałem twój tekst na eliminację, dlatego też tutaj nie mam co komentować.
dobrze  że rozwinełas to opowiadanie:)

Witaj znowu!

 

Nie wiem jak to opowiadanie wyglądało przed edycją, o której pisali inni komentujący, ale tak naprawdę w ogóle mnie to nie zajmuje. Wiem tylko, że to Twój trzeci tekst na tym portalu i jest lepszy od dwóch pierwszych, a to oznacza progres. :) Podobało mi się, choć chyba jeszcze trochę nieporadne językowo. Końcówka najlepsza.

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Nowa Fantastyka