- Opowiadanie: Handlarz - Teoria Umysłu

Teoria Umysłu

"Matrwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,

Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.

Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!

Miej serce i patrzaj w serce!"

~Adam Mickiewicz, Romantyczność

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Teoria Umysłu

Pięć niebieskich punktów i dwa czerwone. Poza tym pustka. Lekkie pulsowanie każdego z nich, oraz ledwo zauważalny ruch. To mój umysł w stanie spoczynku, przeniesiony na nieokreślony czas do Hiperkonu. To tutaj właśnie spełniają się największe marzenia oraz najskrytsze obawy. Nikt nie wie, czym naprawdę jest, jednak de facto jest to legalny narkotyk. Nie działający w żaden sposób na ciało podłączonego, dający jedynie ucieczkę od rzeczywistości oraz nie uzależniający fizycznie. Lekarze nie mają do czego się przyczepić, zresztą i tak każdy wie, że korzystają. Wystarczy raz na rok zrobić sobie zastrzyk mitoksu, a jest on refundowany przez państwo. Dlaczego? Ponieważ dzięki Hiperkonowi udało się osiągnąć ład idealny. Każdy kto go używa staje się spokojniejszy, przestaje myśleć o samobójstwie, przestaje popełniać przestępstwa i zaczyna spełniać swoją rolę w społeczeństwie tak jak powinien. Oczywiście odbiło się to na polityce państw. Ludzi zaczęto siłą szczepić, jak szybo to nazwano. Gdy akcja się powiodła, usunięto organy sprawdzające przestrzeganie prawa oraz skupiono się na rozwoju. W ciągu dwudziestu lat od pierwszej udanej wycieczki „tam i z powrotem”, oblicze ziemi zmieniło się nie do poznania. Każdy kraj na świecie, od RPA zaczynając, a na Chinach kończąc, jest teraz na równym poziomie rozwoju. Planeta jest uratowana od wszystkich zanieczyszczeń produkowanych przez człowieka i teraz odradza się niczym feniks z popiołów. Praktycznie nie ma zbrodni, bezdomnych, samobójców i nieszczęśliwych. Świat stał się idealny.

***

Jeremi powoli otworzył oczy. Ziewnął, zakrywając dłonią usta i wstał z ociąganiem. Przetarł oczy pięściami. Jeremi miał dopiero dwanaście lat, a już był znany wśród niektórych profesorów jako geniusz. Krótko przycięte bardzo jasne włosy oraz niski, jak na swoją grupę wiekową wzrost, wcale mu nie przeszkadzały. Wyróżniał się. Bardzo mu się to podobało. Tego dnia jak codziennie zjadł śniadanie, umył zęby i wyszedł do szkoły.

Jak tylko dotarł na przystanek autobusowy, zauważył swojego przyjaciela, Adama. Adam, wysoki, noszący okulary chłopak o ciemnych włosach, uśmiechnął się na jego widok i pomachał mu ręką.

-Jak tam się miewa nasz młody geniusz? – zapytał ze śmiechem.

-Przestań już z tym geniuszem – odparł Jeremi, co oczywiście było absolutnie nieszczere, bo bardzo lubił jak się tak do niego zwracano. – Podobno myślisz nad jakimiś zajęciami z muzyki.

-Ciekawe, kto ci coś takiego powiedział – przyjaciel wyglądał na szczerze zdziwionego.

Rozmowa rozgorzała w najlepsze, a tymczasem na przystanek wjechał autobus. Chłopcy wsiedli do środka, a drzwi za nimi zamknęły się z cichym syknięciem. Autobus ruszył bezgłośnie. Obaj przyjaciele usiedli na wolnych miejscach. Po niespełna pół godziny wychodzili już na przystanku obok szkoły. Do lekcji zostało jeszcze piętnaście minut, idealnie, żeby zdążyć jeszcze do sklepiku przed pierwszą lekcją.

Zaraz po zrobieniu zakupów Jeremi pożegnał się z Adamem i poszedł do swojej klasy. Chciał jeszcze przed lekcją na chwilę połączyć się z Hiperkonem, więc przystanął na chwilę w korytarzu. Oparł się o ścianę i z całej siły skoncentrował na złapaniu połączenia. Nadajnik był na terenie szkoły, więc zasięg był znakomity. Zupełnie nagle wyłączyły się wszystkie zmysły. Przestał widzieć, słyszeć i czuć cokolwiek. Pojawiło się to pulsowanie, umysł zestrajał się z Hiperkonem. Teraz pojawi się mapa umysłu, i będzie mógł wreszcie „manualnie” poukładać sobie wszystkie myśli. Nagle poczuł się, jakby dostał w głowę czymś ciężkim, choć było to oczywiście niemożliwe, bo zmysły były chwilowo dysfunkcyjne. Zwykle mapa umysłu składa się z kilku, maksymalnie dwudziestu punktów, w dwóch „kolorach”: czerwonym i niebieskim. Oczywiście kolor jest pojęciem umownym, ponieważ, nie używając wzroku, nie da się stwierdzić, jaki coś ma kolor. W tym jednak momencie wyczuwał nieskończoności, a w każdym razie ogromne ilości punktów naraz. Więcej niż jest ludzi na świecie, tego był pewien.

Nagły ból wyrwał go z transu. Leżał na podłodze i czuł jak na skroni rośnie mu ogromny guz. Co go podkusiło do wchodzenia do Hiperkonu na stojąco? Wstał z trudem, bo pulsowanie wewnątrz czaszki rozsadzało mu głowę. Co się właściwie przed chwilą stało? Dlaczego mapa jego umysłu była aż tak rozległa? Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na te pytania. Jednak nie mógł już tego dnia pozbyć się niepokoju.

***

Profesor Yarina, twórca i główny zarządca projektu Hiperkonu, kończyła właśnie jeść śniadanie, gdy do pokoju wszedł kierownik zmiany. Przywitał się i poprawił okulary. Najprawdopodobniej nie miał wady wzroku, ale uważał, że lepiej w nich wygląda. Było to dość popularne wśród młodych informatyków ostatnimi czasy.

– Coś się stało? – zapytała Yarina

– Centrum zaczęło nadawać fale myśli o bardzo dziwnej częstotliwości. – rozmówca od razu przeszedł do rzeczy – Jest duże prawdopodobieństwo, że odczuwają to zwykli użytkownicy.

Zwykle poważny wyraz twarzy pani profesor stężał jeszcze bardziej niż wydawałoby się to możliwe. Bez słowa wstała i podeszła do leżącego na biurku sterownika. Założyła go sobie na dłoń, po czym powiedziała tylko:

– Prowadź.

Informatyk zniknął za drzwiami, a Yarina podążyła jego śladem. Przeszli przez krótki korytarz i znaleźli się w pomieszczeniu wielkości hali sportowej, z wielką białą kapsułą na samym środku.

Yarina, wysoka smukła kobieta w granicach pięćdziesiątki, była raczej staromodna. Chociaż miała wadę wzroku, nosiła wszczepiane szkła kontaktowe. Włączyła sterownik, co spowodowało włączenie trybu programisty w szkłach. W jednej sekundzie cały świat zrobił się zielony, a w powietrzu wokół niej zaroiło się od programów. Jedyne co się wyróżniało to pliki do których tylko ona miała dostęp, te miały kolor czerwony i tylko ona mogła je dostrzec.

Spojrzała w stronę kapsuły. To w niej znajdowało się serce Hiperkonu, i tylko ona wiedziała co znajduje się w środku. Kapsuła miała około dwa metry wysokości i metr szerokości. Skomplikowane aparatury wrastały jej ściany, a dolna jej część w podłogę. Mieściła w sobie tajemnicę najważniejszej instytucji na świecie. Z przodu znajdował się odsuwany panel, był on jednak na stałe zamknięty. Teraz w trybie programisty widziała dobrze, że fale roznoszące się kablami znajdującymi się na podłodze były dużo częstsze niż zazwyczaj. Sięgnęła szybko do raportów pracy serca, jak nazywana była kapsuła, i zaczęła je przeglądać. Syknęła cicho. Sygnał główny był w normie, jednak trzy minuty wcześniej doszło do niewytłumaczalnego zakłócenia, które wpłynęło na ostateczny rytm. Zwykle spokojne serce biło teraz ponad dwa razy szybciej, a i tak było to nic w porównaniu z szaleństwem sprzed zaledwie chwili.

Stała tak przez chwilę przeglądając raporty i dane, po czym odwróciła się na pięcie i wróciła z powrotem do swojego gabinetu.

– Trzeba ściągnąć tu dziesięciu najlepszych informatyków z całego świata, macie trzy godziny – powiedziała wciskając przycisk interkomu wystający ze ściany.

Nie jest dobrze, pomyślała. Trzeba zabezpieczyć się przed takimi sytuacjami na przyszłość. Największym problemem było jednak to, że nie miała właściwie pojęcia co się tam wydarzyło.

***

Jeremi ziewnął i otworzył oczy. Za oknem właśnie wstało słońce, i przez szybę wpadały cieplutkie promienie. Już za trzy tygodnie wakacje! Chociaż wiedział, że większość wolnego czasu spędzi na uniwersytetach, Jeremi nie mógł się doczekać.

Ubrał się i zszedł do kuchni, gdzie przywitał go smakowity zapach smażonej jajecznicy. Rzucił plecak pod drzwi i przywitał się z mamą stojącą jeszcze w szlafroku przy kuchence.

– Cześć, cześć – odpowiedziała ziewając i nałożyła parującą jajecznicę razem z dwoma tostami na talerz.

Jeremi usiadł przy stole i zaczął jeść. Śniadanie nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Umył w pośpiechu zęby, wziął plecak i pobiegł na przystanek. Zobaczył, że jego przyjaciel Adam już tam jest i czeka na autobus. Pobiegł jak najszybciej w jego stronę.

– Cześć – rzucił zdyszany.

– Czego chcesz? – warknął tamten na jego widok.

Jeremi zamarł. Chyba się przesłyszał. Głos przyjaciela był wyraźnie wrogi, jeszcze nigdy nie słyszał od niego takiej niechęci wobec siebie.

– Co się tak gapisz? – usłyszał znowu. I po chwili milczenia – głuchy jesteś?

Nie rozumiał tego. Czyżby tamten zaczął mu zazdrościć wyników? Nie to niemożliwe, jeszcze wczoraj wszystko było dobrze między nimi.

– Kretyn. Odsuń się chcę wejść do autobusu.

Rzeczywiście, przyjechał autobus a on nawet tego nie dostrzegł. Przepuścił kolegę się i sam wszedł do środka. Adam usiadł na końcu autobusu i spojrzał za okno. Jeremi dotknięty i zasmucony jak nigdy zachowaniem kolegi, usiadł na miejscu z przodu. Po jego policzku spłynęła samotna łza. Szybko ją otarł, bo nie płakał, przecież był już mężczyzną. Wysiadł z autobusu z zaczerwienionymi oczami i udał się od razu do klasy. Wszedł jako pierwszy i zajął miejsce na samym przedzie. Do lekcji zostało jakieś pięć minut i klasa powoli zaczęła się zapełniać. Wszyscy zajmowali miejsca na samym końcu, jak najdalej od niego i patrzyli z wrogością. Wszedł nauczyciel, i zaczął odczytywać listę obecności. Gdy doszło do Jeremiego, spojrzał się na niego z nieskrywaną niechęcią.

Tego było już za wiele dla dwunastoletniego chłopca. Wybiegł z klasy, goniony śmiechem i szyderstwami kolegów. Nie mógł tego zrozumieć, nigdy tak nie było. Co się stało z jego światem? Wybiegł ze szkoły i zaczął biec przed siebie. Znalazł się w parku, gdzie ukrył się za kępą krzaków. Oddychał szybko a z oczu ciurkiem ciekły mu łzy. Hiperon, tam się ukryje przed światem. Jeremi odpłynął i znalazł się wewnątrz. Zobaczył ponad trzydzieści milionów myśli i uczuć zamienionych przez komputer w punkty. Poczuł, że wiele z nich jest czystym smutkiem. To było dziwne, ponieważ smutek był rzadkością w świecie w którym istniał Hiperkon. A jeszcze dziwniejsza była ilość tego wszystkiego. Poczuł się, jakby nagle jakby nie wszystkie uczucia były jego, jakby podłączył się do wszystkich ludzi na świecie. To było irracjonalne. Hiperkon był jeden, ale tworzył oddzielny katalog dla każdego człowieka.

Fala smutku jaka go zalała doprowadzała do szaleństwa, była to czysta rozpacz. Brak nadziei, przeświadczenie o bezsensie wszystkiego. Nie mógł tak żyć. Otworzył oczy z wrzaskiem. Jego głowa eksplodowała, nie czuł oczu. Gdzieś w podświadomości wiedział, że musi coś z tym zrobić. Miał przy sobie jedynie kilka drobiazgów, jak ołówek i klucze do domu. Sięgnął do kieszeni. Zamarł. Pod palcami poczuł uspokajający dotyk liny. Skąd ona się tu wzięła? Nie myślał nad tym. Nie wiedząc do końca co robi, zawiązał na niej pętlę. Spojrzał przed siebie, na rozłożysty dąb który tak lubił w dzieciństwie. Najniższa gałąź sterczała trzy metry nad ziemią, wiedział, że wytrzyma jego ciężar.

Kiedy lina zacisnęła się na jego szyi przyszedł spokój. Było to najlepsze uczucie w całym jego krótkim życiu. Może mógłby tak żyć, z takim spokojem. „Co ja zrobiłem?” pomyślał ze strachem. Ale było już za późno.

***

Yarina wstała tak gwałtownie, że krzesło mało się nie przewróciło.

– Co to wszystko ma znaczyć? – zapytała samą siebie, powtarzając dopiero co przeczytane słowa.

Na biurku leżała gazeta sprzed godziny, litery migały na cybernetycznym papierze. Wielki nagłówek głosił: „Hiperkon – Błogosławieństwo Czy Klątwa?”, a pod spodem było napisane: „Seria samobójstw na całym świecie. Czy Hiperkon nie miał nas przed tym bronić? Nawet jeżeli nie, to na pewno nie miał być ich przyczyną, a wygląda na to, że tak właśnie jest. Bardzo dziwne fale smutku przeniknęły dziś rano cały świat. Ludzie o słabszych umysłach, nieodporni na ataki w tej materii, nie mieli szans. Liczba ofiar przekroczyła jak na razie czterysta milionów i cały czas rośnie. Jest to światowej skali katastrofa. Czy doprowadzi nas do końca? To zależy od nas. Rządy na całym świecie apelują, aby nie wchodzić w system, dopóki problem nie zostanie rozwiązany. Jedno jest jednak pewne. Hiperkon już nigdy nie będzie tak bezpiecznym miejscem jak do tej pory. Co to wszystko ma znaczyć?”.

– Co tam się dzieje do cholery jasnej?! – wydarła się wduszając przycisk interkomu. Nie czekając na odpowiedź szybkim marszem ruszyła w stronę serca. W hali kręciło się około pięćdziesięciu ludzi, najlepsi z najlepszych z całego świata, oraz jej zespół. Podszedł do niej jeden z informatyków, Konrad. To z nim rozpoczynała budowę całego projektu. Niezbyt wysoki, chudy mężczyzna, podobnie jak ona, wyglądał jak cień swoich najlepszych lat. Schludnie zaczesane włosy oraz idealne przyciętą bródkę znaczyły już srebrne nitki. Teraz wyglądał na całkowicie zrezygnowanego, ale starał się nie tracić rezonu.

– Chyba wiem co to jest – powiedział – i ty chyba też wiesz.

– Nie, to niemożliwe, musi być jakieś inne wyjście.

– Jest. Powiedzieć wszystkim tutaj prawdę i wspólnymi siłami zaorać dysk. Sami nie zdołamy tego zrobić na czas.

Yarina milczała przez chwilę. Nie drgnął jej ani jeden mięsień na twarzy, jedynie krople potu na skroni pokazywały jak bardzo się boi. Kobieta ze stali, pomyślał Konrad.

– Dobrze. Ale ty to zrób, ja pójdę przygotować sprzęt.

Konrad odetchnął z ulgą. Yarina przeszła obok niego i podeszła do serca. Włączyła tryb programisty. Czuła jak serce bije jej coraz szybciej. Mimo, że minęło już dwadzieścia lat od tamtego czasu, ona bardzo dobrze pamiętała ponad dwustuznakowy kod. Włączył się widoczny tylko dla niej panel. Wpisywanie kodu zajęło jej nie więcej niż minutę. Wiedziała, że wszystkie oczy skierowane są na nią. Odetchnęła głęboko i wcisnęła enter.

Nieruchoma płyta w sercu poruczyła się lekko z cichym chrzęstem, a następnie przesunęła w dół, odsłaniając szybę, przez którą nic nie było widać. Wtedy zapaliły się wewnętrzne lampy.

***

Gdy tylko się obudził, Jeremi wiedział, że coś jest nie tak. Wstał jak co dzień, zjadł śniadanie, umył zęby i wyszedł do szkoły. Gdy przyszedł na przystanek był sam. Autobus przyjechał prawie od razu, w nim również nikogo nie było. Nawet kierowcy. Nie zwrócił uwagi na ten fakt. Był sam. Jakby się tak zastanowić śniadania też nikt mu nie przygotował. Nikogo nie było. Nigdzie.

Wysiadł z autobusu. Gdy przekroczył próg szkoły znalazł się w długim korytarzu. Wcześniej nie było tu nic takiego, przeszło mu przez głowę. Drzwi z trzaskiem zamknęły się za nim, a gdy rzucił się w ich stronę nie dawały się otworzyć. Zaczął iść korytarzem naprzód. Mijał wiele drzwi ale wszystkie były zamknięte. W pewnym momencie stracił rachubę czasu. Szedł przed siebie a korytarz się rozszerzył i zmienił wygląd. Na ścianach pojawiły się krwawe zacieki, a na podłodze co jakiś czas widać było martwe ciała, lub ich części. Tutaj odrąbana ręka, tam pół głowy. Samotne jelita wisiały na abażurze. Jeremi patrzył na to tępym wzrokiem. Nie rozumiał co się dzieje. Szedł jak w transie naprzód. Nagle w martwych ludziach zaczął rozpoznawać swoich przyjaciół. Łzy zaczęły mu ciec po policzkach. Nie zauważył nawet jak korytarz się skończył. Zobaczył, że znajduje się w pomieszczeniu wielkości hali sportowej, na środku którego stała wielka kapsuła. Wszędzie dookoła była śmierć. Niektórzy wyglądali jakby ich coś rozerwało od środka, inni byli pocięci z chirurgiczną precyzją. Każdy wyglądał znajomo. Podszedł do kapsuły. Opierały się o nią dwa ciała, były prawie nienaruszone. Jego mama i tata. To dlatego nikogo nie było. Wszyscy leżeli martwi tutaj. Spojrzał na kapsułę. Za odsuniętym panelem była szyba, nic jednak nie było przez nią widać. Wtedy zapaliły się wewnętrzne lampy oświetlając twarz. Zawieszone w dziwnej półpłynnej substancji ciało było podczepione do całej masy różnych kabli oraz dziwnych przewodów.

– Nie… To nie jest możliwe!

Jeremi patrzył na samego siebie. Był tak osłupiały, że musiał podtrzymać się kapsuły by nie upaść. Poczuł silne zawroty głowy.

– To się nie dzieje naprawdę… – wyszeptał.

Postać za szybą otworzyła oczy. A on sobie przypomniał. Przypomniał sobie każdy dzień jego życia. I przypomniał sobie ten jeden zapętlony dzień trwający dwadzieścia lat. I przypomniał sobie, że się zabił. I przypomniał sobie, że jego hiperon okazał się tak rozległy. Spojrzał na samego siebie uwięzionego w metalowym pojemniku. I zrozumiał.

***

– To się stało dwadzieścia lat temu. – Konrad przełknął ślinę – Nad Hiperkonem pracowaliśmy już ponad dziesięć lat, a brak efektów bardzo nas frustrował…

– Daj już spokój Konradzie – usłyszał głos Yariny – nic to nie da. Już jest za późno na jakiekolwiek działania.

Spojrzał na nią, a następnie na kadź. Za szybą zanurzony w półpłynnej zawiesinie, dwunastoletni chłopiec imieniem Jeremi unosił się bezwładnie. Cała masa różnych przewodów i kabli wrastała mu w ciało. Miał otwarte oczy i patrzył się prosto na niego. Świeciło w nich czyste szaleństwo.

– Jedyną rzeczą której ludzki umysł nie odrzuca, jest inny ludzki umysł. Hiperkon nie jest żadnym dyskiem, czy maszyną. Jest, a raczej był nim ten chłopiec. Każda próba wgrania umysłu do maszyny kończyła się szaleństwem kandydata. – Yarina powiedziała zrezygnowana – Jesteśmy wam winni to wyjaśnienie. Dwadzieścia lat temu wypatrzyliśmy tego chłopca. Był wybitny. Nigdzie indziej nie widziałam takiej inteligencji. Był to potrzebny nam umysł, był to umysł który był w stanie udźwignąć ciężar wszystkich innych umysłów na świecie. Oślepieni ambicją, spreparowaliśmy wypadek, w którym zginęli jego rodzice, a on zapadł w śpiączkę. Było po sprawie. Cały sprzęt mieliśmy przygotowany zawczasu. Jedyne co zrobiliśmy po podłączeniu go, to wgraliśmy mu sztucznie zapętlony jeden dzień z jego życia. Przedostatni. Wygląda na to, że właśnie poznał prawdę, zrozumiał w jakiej jest sytuacji i doprowadziło go to do szaleństwa. A co może zrobić szalony umysł posiadając wszystkie inne w sobie?

Spojrzała na jednego z informatyków. Nagle złapał się za głowę, a oczy wyszły mu na wierzch. Opętańczy wrzask jaki wyrwał się z jego gardła przeszył powietrze niczym sokół przestworza. Z oczu świeciło mu czyste szaleństwo. Rzucił się przed siebie i potknął o leżący na ziemi kabel. Yarina wzdrygnęła się mimowolnie patrząc jak rozbija sobie głowę o mocowanie serca.

– Oto nadszedł dzień apokalipsy. – powiedziała ze spokojem, po czym ruszyła w stronę drzwi.

Weszła do swojego gabinetu, usytuowanego na najwyższym piętrze Hiperkon.inc. Z szafki nad biurkiem wyciągnęła szampana oraz dwa kieliszki. Usłyszała pukanie do drzwi.

– Wejdź Konradzie.

Podała mu jeden z kieliszków. Drugi postawiła na biurku i strzeliła korkiem. Podeszła do wielkiego okna zajmującego całą jedną ścianę. Konrad staną obok niej z dwoma kieliszkami.

– Wypijmy za koniec świata. Za koniec świata który sami przygotowaliśmy.

Nalała do obydwu kieliszków, odłożyła butelkę na biurko i stanęła przy oknie, a świat pod jej stopami się walił.

Koniec

Komentarze

Bardzo dobre opowiadanie. Widać ogromny potencjał!

Hej Handlarzu

Ja nie podzielam entuzjazmu Kacpra. To opowiadanie trzeba najpierw porządnie przepisać. Na przykład Hiperkon piszesz w 3 wersjach: Hiperon, Hiperkon i hiperkon. Przez chwilę myślałem, że nie chodzi o jedno i to samo– kluczowe  końcu– urządzenie. Bez korekty ani rusz.

Pozdrawiam

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Nie wciągnęło mnie. Dotrwałem zaledwie do połowy. Przychylam się do opinii uradowanczyka, że najpierw potrzebna jest solidna korekta.

gdzie przywitał go smakowity zapach smażonej jajecznicy.

Czy na pewno smażona?

 

Pozdrawiam.

Korekta to raz, a dwa to zastanowienie się nad “mocami przerobowymi” pojedynczego ludzkiego umysłu.

Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc dziwne byłoby gdybym nie popełnił żadnego błędu. Poprawiłem zgodność w nazewnictwie, jednak solidne przepisanie zajmie mi trochę czasu, więc na razie musi zostać tak jak jest;)

 

Co jest złego w smażonej jajecznicy? Protip: zanim wystawisz opinię przeczytaj do końca.

Jest jakiś pomysł, ale chyba powinieneś dopracować szczegóły.

Lina w kieszeni? I to przypadkiem? Wiesz, jaką objętość ma trzymetrowy kawałek liny? Aha, to spreparowane wspomnienia. I młody geniusz dopiero po dwudziestu latach się kapnął, że to niemożliwe?

Przeprowadzić wypadek tak precyzyjnie, żeby dwie osoby zginęły, a trzecia zapadła w śpiączkę? Cholernie mało prawdopodobne.

Wołacze, Handlarzu, oddzielamy od reszty zdania przecinkami.

Ludzi zaczęto siłą szczepić, jak szybo to nazwano.

Literówka. Czasami Ci się zdarzają.

Chciał jeszcze przed lekcją na chwilę połączyć się z Hiperkonem, więc przystanął na chwilę w korytarzu.

Powtórzenie. Jak wyżej.

Babska logika rządzi!

O, Jeremi, jak w moim opowiadaniu! Jak widać stary przebój Pearl Jam’u siedzi ludziom głeboko w podświadomości. Fajnie napisane, dobry pomysł, całkiem niezłe wykonanie. Jest troche błedów, ale “nawet mona lisa się sypie”. Redakcja by nie zaszkodziła, ale historia wciąga, a to jest najważniejsze.

A teraz pierdoły:

Oczywiście kolor jest pojęciem umownym, ponieważ, nie używając wzroku, nie da się stwierdzić, jaki coś ma kolor.

Owszem, da się– analizując widmo. Kolor JEST umowny, ale już długość fali przypisana do odcienia nie.

a w powietrzu wokół niej zaroiło się od programów.

Wyczuwam tu pewien skrót myślowy.

– Trzeba ściągnąć tu dziesięciu najlepszych informatyków z całego świata,

Czyli jest gdzieś jakiś ranking informatyków? I czemu akurat dziesięciu?

od RPA zaczynając, a na Chinach kończąc, jest teraz na równym poziomie rozwoju

Zakres “od RPA do ChRL” w kwestii poziomu rozwoju nie objąłby dużego odsetka państw.

 

Ogólnie fajne. Warsztat zawsze można dopracować, a pomysły nawet Einstein w trakcie całej kariery miał na podobnym poziomie. Mi się podobało.

I kolejne opowiadanie ze średnią 6.0. Autorowi również gratuluję.

Właściwie mogłabym podpisać się pod opiniami Uradowańczyka i Finkli. Uradowańczyk wskazał na niechlujne uchybienia warsztatowe (nawiasem pisząc – tego Hiperkonu nie ujednoliciłeś), Finkla na dziury logiczne. Od siebie dodam jeszcze zdanie, którego znaczenia nie pojęłam:

Chociaż miała wadę wzroku, nosiła wszczepiane szkła kontaktowe. – dlaczego chociaż? To chyba normalne, że skoro miała wadę wzroku, to ją korygowała.

 

Jest to moje pierwsze opowiadanie, więc dziwne byłoby gdybym nie popełnił żadnego błędu. – Zgadza się. Ale nad następnym jednak popracowałabym nieco solidniej. 

Przeczytałam, ale niestety emocji zbyt wielu Twoje opowiadanie nie wywołało. Błędy juz Ci wytknięto i nie ma, co powtarzać. Natomiast nie obrażaj się drogi Autorze. Nikt nie mówi, że pisanie jest łatwe. Trzeba od czegoś zacząć. Pomysł nie jest zły i ogólnie, gdybyś odłożył tekst choć na parę dni, mógłbyś skorygować większość błędów. Musisz popracować nieco nad realnością zdarzeń w tekście. Bo mimo iż jest to fantastyka, to starać się musisz, aby wyglądało to w miarę naturalnie. Niestety właśnie te sceny z Twojego opowiadania są mało prawdopodobne. Końcówka w szczególności jest do poprawki.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nie wciągnęło mnie; ponadto strona techniczna nie ułatwiała i nie umilała lektury. 

Tak sobie. 

Nowa Fantastyka