- Opowiadanie: Danteee27 - Krzyk oznacza wiele

Krzyk oznacza wiele

Pierwsze już jest. Na ostatnią chwilę, ale zawsze... Wybaczcie formę. Zaskoczyła mnie konieczność powtórnego edytowania tekstu. A jak to mówią – czas nagli...

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Krzyk oznacza wiele

„Oto nasze światło, które noc rozwiewa, dumnie patrzy w przyszłość, o historii śpiewa.

Oto nasza radość i nadzieja nasza, trzymająca z dala głodne dzieci Erasha.

Oto nasza wolność, choć jak w klatce trwamy, która krzyczy światu, że się nie poddamy.

To nasza opoka, kiedy żal doskwiera.

To nasze życie i chwała!

Oto nasza bariera.”

 

Fragment Hymnu Życia z Ceremonii Wybrania Smoków

 

 

Stara ponownie spojrzała na najwyższą wieżę zamku, i ponownie zwróciła się w stronę młodzieńca.

–A więc to już – spytała apatycznie, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę z sytuacji.

Ten potaknął, chociaż wiedział, że w ciemności nie może tego zobaczyć. – Tak powiedziała, ale zrobi jak zechce. Zawsze robi jak chce.

-A więc niech tak będzie. Będziemy czekać… Wszyscy będziemy czekać. A teraz niech śpi. Niech śpi snem spokojnym.

 

Ivaja stała na jednym z wielu kamiennych trapów znajdujących się w królestwie. Poza mieniącą się w świetle gwiazd barierą. Noc była ciepła, bezwietrzna. Przez chwilę wpatrywała się w ciemność pełna napięcia i strachu, lecz uczucia te przyćmiewał spokój, którego do końca nie rozumiała.

Nagle poczuła na twarzy ruch nieco chłodniejszego powietrza. Było to uczucie przyjemne, ale nie tak bardzo jak widok, który ujrzała chwilę po tym. Oto pojawił się przed nią smukły i zarazem potężny jaszczur, majestatycznie poruszający wielkimi skrzydłami. W świetle Drugiego z Trzech Księżyców jego skóra mieniła się na bladozielony kolor.

Dla Ivaji czas prawie się zatrzymał, a jaszczur sprawiał wrażenie jakby poruszał się w wodzie. Tak długo czekała na tę chwilę, że całkowicie się w niej zatraciła. Nie mogła nasycić się jego widokiem, jego pięknem. Zaczęło się rozjaśniać, jakby ostatni księżyc zaczął wkraczać na widnokrąg. Jednak nie… nie mogła stać poza barierą aż tak długo.

Dostrzegła, że światło dobiega z innego źródła. Ze źródła znajdującego się przed nią. Zrobiło się oślepiająco jasno i… Ivaja nagle obudziła się w swoim łóżku.

Była roztrzęsiona jakby obudziła się z koszmaru, jednak rzeczywistość była dla niej o wiele gorsza. Tak bardzo chciała zobaczyć smoki, że sny z ich udziałem często gościły w jej izdebce. Ostatnio jednak ich częstotliwość się nasiliła, a ich przedmiotem stał się jeden główny jaszczur. To dla niego opuszczała bezpieczne królestwo. To dla niego opuszczała barierę.

Dziewczyna wciąż jeszcze nieco skołowana wstała z łóżka. Pomimo tęsknoty za światem, w którym wiodła piękniejsze życie, musiała po raz kolejny stawić czoła temu prawdziwemu. A w tym przypadku barierę stanowiły sklecone z kilku nierównych desek drzwi, zagrożeniem zaś byli ludzie. Chociaż co do tych drugich nie była pewna, czy może porównywać ich z tak wspaniałymi istotami jakimi są smoki.

 

Stara Wyria jak co dzień rano przywitała ją doglądając przydomowych roślin. Wyłaniając naznaczoną trudami życia twarz znad błękitnego kwiecia, uśmiechnęła się w sobie charakterystyczny sposób.

-Miałam sen – Ivaja tonem swego głosu sprawiła, że ów uśmiech zniknął bardzo szybko. – Przeraża mnie to, jak bardzo był realistyczny.

Wyria natychmiast porzuciła swoje zajęcie i podeszła do dziewczyny. Pomimo upływu czasu strapienia Ivaji wciąż wydawały się jej zbyt wielkie. Przerastające podopieczną, jakby nadal była tym małym dzieckiem, które do siebie przygarnęła. Staruszka nie potrafiła określić, czy ten lęk o troski Ivaji był spowodowany wykształceniem matczynego instynktu, czy też zwyczajnym przyzwyczajeniem. Jednego jednak była pewna, nie chciała aby dziewczyna dorosła. Pomimo zadania jakie jej wyznaczyła, a być może z powodu tego zadania, co wydawało się bardziej prawdopodobne. Jednak czas mijał, a ona stawała mu na przekór traktując nastolatkę jak to małe dziecko… Nadal pamiętała ten wieczór. W końcu nie było to tak dawno temu.

Wyria objęła Ivaję, a potem poprowadziła ją do kuchennego stołu.

– Jedz śniadanie – rzekła swoim aksamitnym i pełnym czułości głosem. – Sny mają to do siebie, że zawsze znikają.

Ten sen jednak nie chciał zniknąć z jej głowy. Posiłek spożywała w ponurym nastroju obserwując, jak Wyria krząta się po kuchni. Nie odezwała się już ani słowem, kiedy otrzymała kubek gorących ziół, i kiedy przywitał ją Apifan – jeden z nadwornych dowódców straży i jej serdeczny przyjaciel. Był od niej dużo starszy, ale pamiętała te czasy, kiedy jeszcze z nimi mieszkał. Był sierotą tak samo jak ona, i tak samo jak wielu innych był wychowywany przez starą Wyrię. Często składał im wizytę by sprawdzić czy czegoś nie potrzebują.

Tym razem jednak nie został dostrzeżony przez dziewczynę. Jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Kiedy Apifan gwałtownie tłumaczył coś Wyrii, rzuciła nagle łyżkę i wybiegła z domu. Nie miała pojęcia o czym mówili. Niczego nie słyszała, a wszystkie ponure myśli zastąpiła jedna silniejsza. Zmierzała na główny plac obejrzeć Ceremonię Wybrania Smoków.

 

Dziedziniec na najwyższym poziomie zamku wypełniony był gapiami. Z najwyższego pierścienia okalającego plac widziała niewiele, nawet wytężając wzrok. Musiała znaleźć sposób, żeby dostać się niżej. Ilekroć jednak próbowała dać krok przed siebie, była spychana dwa kroki w tył. Wkrótce przybyło tak wielu entuzjastów, że wykonanie najprostszych ruchów stało się niemal niemożliwe. Podekscytowani ludzie całkowicie się zatracili i niemal zaczęli wzajemnie tratować jeszcze przed rozpoczęciem widowiska. Każdy chciał być jak najbliżej ceremonii, wszystko inne było nieważne.

Ivaja ostatecznie została zepchnięta w miejsce, gdzie mur okalający trybuny był nieco wyłamany. Z tego miejsca widziała tylko skrawek dziedzińca, ale była tam względnie bezpieczna. Poza zasięgiem rozszalałego tłumu.

Nagle wszyscy ucichli, a na placu pojawili się goście honorowi. Stanęli w okręgu, każdy przy ciągu schodów prowadzących między trybunami na kamienne występy. Jedyne elementy królestwa wychodzące poza barierę. Stanęła na palcach i znad ramion stojących przed nią ludzi dostrzegła najważniejszego człowieka w królestwie. Król w towarzystwie swojej świty zajął należne mu miejsce, po czym ceremonialnie złożył pokłon członkom honorowym.

-Oto nadszedł czas – zaczął – kiedy dwusetny cykl dobiegł końca. Oto stoi przed nami ósemka tych, którzy rodzili się w noc narodzin smoków. Tych, którzy połączą się z bestiami zza bariery, i tym samym dopełnią obietnicy danej przed wiekami. Ośmioro najlepszych.  Ośmioro przedstawicieli Podniebnego Zamku. Oni nas umocnią, wprowadzą smoczą iskrę do królestwa, utrzymując bestie poza nim. Oddajmy im hołd. – Ostatnie zdanie niemal wykrzyczał, po czym złożył jeszcze bardziej uniżony pokłon.

Tłum oszalał z zachwytu, jednak Ivaja dostrzegła w nim pewną prześmiewczość. Nie mogła jednak osądzać króla. Była tylko sierotą wychowywaną przez staruszkę. On był władcą, poczętym, wydanym na świat i wychowanym w luksusach, jakich nawet nie widziała. Pomimo wszelkiej pokory, jak i całego szacunku jakim darzyła króla, nie potrafiła wyzbyć się uczucia nieufności. Czym dłużej mu się przyglądała, tym malał w nim majestat. A wpatrywała się w niego jeszcze chwilę po tym, jak skończył przemawiać, a oczy zgromadzonych zwróciły się w kierunku wybranych.

Uwagę Ivaji przykuł tylko jeden z nich. Dziewczyna o jasnych, tak jak jej, włosach uplecionych w długi warkocz, rytmicznie odbijający się od pleców, kiedy wbiegała po schodach. Minęła ją z głośnym rytmicznym oddechem, i dopiero teraz Ivaja zobaczyła jak blisko jest schodów i kamiennego trapu.

Wybrana sprawiała wrażenie silnej. Każdy z nich był szkolony przez mistrzów gwardii rycerskiej, co było widać w każdym precyzyjnym ruchu. Najlepsi ludzie dla najlepszych istot. Ivaja zamyśliła się na chwilę. Była pod wrażeniem wybranych tak jak pozostali, ale uczestniczyła w ceremonii głównie dla smoków. Wiele razy oglądała je przez przejrzystą za dnia barierę. Wznoszące się wysoko i lawirujące z gracją między wzgórzami. Bliski kontakt nie był jednak pisany ludziom jej pokroju. Nie mogła cieszyć się kontaktem z bestią, chyba że we śnie. A tylko tego pragnęła.

Nagle oprzytomniała. Usłyszała donośny pomruk, i w tej samej chwili wszystko zatrzęsło się pod jej nogami. Odwróciła głowę i dostrzegła, że jej najgorsze miejsce stało się najlepszym. Wszyscy tak bardzo chcieli zobaczyć wybranych i króla, że zepchnęli ją jak najbliżej smoka. A ten był piękniejszy niż mogła sobie wyobrazić. Przez szparę w wyłamanym murze mogła podziwiać jego czarne łuski, mieniące się w promieniach słońca na odcienie błękitu i turkusu. Jego szeroko rozstawione tylne kończyny podtrzymywały prężące się ciało, podczas gdy mniejsze przednie jakby bezwładnie zwisały pod na wpół złożonymi wielkimi skrzydłami.

Mieniący się smok lekko pochylił się w stronę dziewczyny – czekał. Ta wyciągnęła w jego stronę rękę, i zatrzymała ją opartą o falującą od dotyku barierę. Smok pochylił się jeszcze bardziej, i zarówno jego głowę, jak i dłoń wybranej rozświetlił blask. Z początku narastał powoli, przenikał przez rękę dziewczyny, jak i szyję jaszczura, by potem zamienić się w długie i ciągnące wiązki światła okalające ich całych. Wyjątkowa dziewczyna i wyjątkowa istota dzieliły się duszami w najbardziej spektakularnym widowisku, na które inni byli ślepi. A Ivaja patrzyła, chłonęła ten widok przeznaczony tylko dla niej. Jakby to była zapłata za lata bezsensownych marzeń.

Wiązki połączyły się chwilowo rozświetlając barierę i wszelkie światło znikło. Smok energicznie machnął skrzydłami, i po chwili go też już nie było. Ivaja odruchowo położyła dłoń na murze. Nie mogła uwierzyć, że to co przed chwilą widziała było prawdą.

Na trybunach ponownie rozległy się okrzyki. Do zbiegającej po schodach wybranej dołączyli pozostali. Ivaja zdążyła jeszcze spojrzeć na jej twarz. Wydawała się niewzruszona. Nawet jeszcze bardziej pusta niż przed połączeniem. Ivaja nie mogła pojąć, jak po tak ważnym wydarzeniu można być całkowicie pozbawionym emocji. Przez ułamek sekundy, przez jedną krótką chwilę zaświtała jej straszna myśl, którą natychmiast wyrzuciła z głowy.

– Nie – pomyślała – smoki nie robią ludziom krzywdy.

Wybrani ponownie ustawili się przed majestatem władcy.

-Od teraz jesteście Smokami – ogłosił król. – Sławcie to tak, jak wszyscy przed wami. Bądźcie iskrą bestii w murach mego zamku. – Król dopełnił ostatniej powinności ceremonii. Podpalił olbrzymią pochodnię zwiastującą nowe życie, nowe dusze. Owacje tłumu nie miały końca.

 

* * *

 

Kiedy wróciła emanowała wręcz szczęściem. Złapała Wyrię za dłonie i porwała ją do tańca radości nic nie robiąc sobie z bólów stawowych staruszki, i jej ciepłych lecz stanowczych protestów.

–Są takie piękne… – wyszeptała i rozmarzona opadła na krzesło przy kuchennym stole.

-Są też niebezpieczne – Wyria powróciła do pielęgnowania swoich niebieskich kwiatów. Jej uwaga nie zdołała ostudzić zachwytu Ivaji. Wydawało się, że dziewczyna nawet jej nie słyszała.

-Kiedy jeden z nich podleciał tak blisko mnie… – jeszcze bardziej się rozmarzyła, zamknęła oczy i prawie wyszeptała – był niemal tak doskonały jak mój smok.

Naraz poderwała się na nogi i podbiegając do opiekunki ponownie ujęła ją za dłonie. Wydłużone paznokcie starej idealnie nadawały się do wykonywania jej ulubionej czynności. W głowie Ivaji po raz kolejny zaświtała myśl, że starannie piłuje je tylko dlatego, żeby zaraz potem ubrudzić ziemią i sokiem z odciętych dzikich pędów roślin. Potem spojrzała w te surowe, pełne miłości i zrozumienia oczy, a słowa uszły jej z ust w akompaniamencie szczerego smutku.

–Gdybyś tylko mogła zobaczyć mojego smoka…

Na te słowa wyraz twarzy Wyrii spochmurniał. W jednej chwili wstała z kucków ciągnąc za sobą Ivaję jak marionetkę. Dziewczyna nie mogła wyjść z podziwu jak sprawnie ją poderwała, i jak silne były dłonie zaciskające się na jej ramionach. W tej krótkiej chwili ostro spiłowane paznokcie dużo bardziej do nich pasowały. Kiedy jednak spojrzała w oczy starej, były to te same oczy, które czasem widywała przed snem odbijające się w świetle świecy. Te same pełne zrozumienia i miłości oczy… Jednak zrozumienie było ostatnim, czym Wyria chciała ją obdarzyć.

-W tym całym zachwycie zapominasz co jest fikcją, a co dzieje się naprawdę. Smoki do nikogo nie należą. Im lepiej to zrozumiesz, tym lepiej będzie się tobie żyło w Podniebnym Królestwie. –Uścisk nagle zelżał, a dziewczyna poczuła, że jest nieco skołowana. Przez chwilę chwiała się na nogach i prawie straciła równowagę. W jej spojrzeniu żal mieszał się z niedowierzaniem.

-Jak możesz być taka przyziemna? Jak możesz być taka w tym miejscu?

To jakże znajome ciepłe spojrzenie Wyrii jeszcze bardziej zdezorientowało dziewczynę. –Jesteś jeszcze taka młoda – powiedziała i ucałowała jej czoło. –Ale na wszystko przyjdzie czas. –Wytarła ręce w swoją szatę i skierowała się w stronę stołu. –Przygotowałam twoje ulubione danie. Wyjątkowy dzień wymaga wyjątkowej strawy –powiedziała.

 

* * *

 

Słońce chyliło się ku zachodowi kiedy, jak to często bywało, siedziała rozmyślając na jednym z trapów najwyższego piętra zamku. Z tego miejsca rozciągał się przed nią widok zarówno na morze, którego fale rozbijały się o południową ścianę zamkowej góry, jaki i na wielki las na szczycie klifowego wybrzeża.

Od dziecka zastanawiała się co kryją te wiecznie pokryte nieprzeniknioną zasłoną listowia drzewa. Jednak kiedy pytała, wszyscy albo nie chcieli, albo nie potrafili jej odpowiedzieć. Poza nielicznymi karawanami od czasu do czasu wyjeżdżającymi poza bramy zamku, nikt nie opuszczał królestwa. Pomimo trwającego przez wieki sojuszu, ludzie byli świadomi grożącego im niebezpieczeństwa i woleli nie ryzykować.

Czasem odnosiła wrażenie, że tylko ona jedna w całym królestwie nie boi się smoków. Tym właśnie tłumaczyła swoje sny, w których to tak często wychodziła na dalszą część trapu. Zamyślona przejechała dłonią po miejscu, gdzie znajdowała się jeszcze niewidoczna o tej porze bariera. Ledwie zauważyła nikłe smugi rozchodzące się od jej palców w różnych kierunkach i leniwie obracające w nicość. Po raz pierwszy w życiu poczuła się uwięziona. Nie pragnęła jednak uciec. Bariera nie oddzielała jej od świata. Bariera oddzielała ją od smoka. A Ivaja pragnęła smoka bardziej niż czegokolwiek innego.

Kiedy tak siedziała skulona wpatrując się przed siebie, coś z niezwykłą szybkością mignęło jej przed oczami. Pobudzona wyprostowała się i wyostrzyła wzrok, jednak niczego więcej nie dostrzegła. Na barierze z wolna zaczęły pojawiać się błękitne ogniki. Szykowała się do rozjarzenia, tak jak robiła to co wieczór od setek lat. Ale  tym razem wydarzyło się coś dziwnego. Ogniki zaczęły delikatnie falować upodabniając barierę do wzburzonej tafli wody. To mogło oznaczać tylko jedno. Nie ruszała się jednak z miejsca. Jak więc miała przekroczyć barierę?

Nagła myśl uderzyła ją z siłą tarana. Podskoczyła targnięta silnym impulsem i jeszcze w tej samej chwili biegła po trapie wypatrując osoby, która tak jak ona nie bała się przekroczyć bariery. Na sąsiednim trapie dostrzegła zakapturzoną postać poruszającą się z niewiarygodną prędkością. Mrugnięcie oka wystarczyło aby straciła ją z oczu. Zatrzymała się w połowie trapu, próbując wytłumaczyć sobie to nagłe zniknięcie. Ale nie mogła znaleźć sensownego wyjaśnienia, jak ktoś znajdujący się na tak dużej wysokości mógł tak po prostu…

– On istniał… – Ivaja w swojej bezradności padła na klęczki na środku trapu. – On istniał… – powtarzała sobie tak długo, aż bariera na dobre się rozświetliła, nic nie robiąc sobie z latających wysoko nad nią smoków.

 

* * *

 

Tej nocy znów ją odwiedził. A ona bardzo cieszyła się na to spotkanie. Radośnie przebiegła przez jarzącą się wszystkimi odcieniami błękitu barierę, która nagle rozwiana, wypuściła za nią kilka ciągnących się pasm. Kiedy jednak znalazła się po drugiej stronie jej radość opadła. Czuła smoka, ale go nie widziała. A i chwilę potem nawet wyczuć go nie mogła.

Ostrożnie postąpiła naprzód, aż znalazła się dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie zauważyła tego. Dla Ivaji liczyło się tylko to żeby zobaczyć smoka. Usłyszała odgłos machnięcia potężnych skrzydeł, a potem… potem usłyszała krzyki.

Nagle coś uderzyło ją z taką siłą, że znalazła się na samej krawędzi kamiennego występu. Krzyków przybywało, aż zlały się one w jeden zawodzący skowyt. Nie słyszała machnięcia potężnych skrzydeł, a blask bariery sprawił, że dostrzegła tylko czarny cień zwinnie lądujący na występie. Była pewna, że to ten sam smok. Jej smok. Jednak to spotkanie wyraźnie różniło się od poprzednich.

Pierwsza musiała wykonać ruch, a widząc, że za jej plecami rozciąga się pusta przestrzeń, nieśmiało postąpiła naprzód. Jaszczur zbliżył do niej swoją smukłą głowę jednym ruchem sprężystej szyi. Zamarł z zamkniętymi oczami chłonąc jej zapach, a potem uderzył w trap przednimi łapami z siłą, która pozbawiła dziewczynę równowagi.

Najpierw zobaczyła wściekłe żółte oczy, następnie smok rozjarzył całe swoje ciało. Jego blask był silniejszy niż blask samej bariery, a krzyk przytłumił zawodzący dźwięk innych bestii. W tej chwili był tylko on. Silniejszy, większy, głośniejszy i piękniejszy niż wszystko inne. W następnej poczuła uderzenie ogona, które pozbawiło ją oddechu. Nie bała się. Smok krzyczał i uderzał w trap silnymi łapami, ale Ivaja nie potrafiła się go bać. Wiedziała, że gdyby smok chciał ją zabić, już dawno by to zrobił. Coś wyraźnie mu na to nie pozwalało. A może w końcu otrzymała zapłatę, za swoje przepełnione złudzeniami życie.

Wyprostowała się i postąpiła dumnie kolejny krok naprzód.

– Smoki nie robią ludziom krzywdy. – wyszeptała i zrobiła jeszcze jeden krok.

Jaszczur uderzył ją znowu, głową. W rezultacie znów znalazła się na krawędzi trapu. Na kolejny cios nie mogła pozwolić. Tymczasem jaszczur zbliżył się do niej. Jego kolory nieco złagodniały przy nieustających ruchach groźnego ogona.

– Jak mam z tobą walczyć? – zwróciła się do niego. A smok w odpowiedzi wydał z siebie kolejny przeraźliwy krzyk. Kiedy ucichł pozostałe dźwięki zaczęły się nasilać. Były tak głośne, że stały się nie do zniesienia. Kiedy zasłoniła uszy zdała sobie sprawę, że te wszystkie krzyki zaczęły układać się w słowa. Bardziej to poczuła niż usłyszała. Słowa stawały się coraz wyraźniejsze, i kiedy już miała je zrozumieć, zostały wykrzyczane jej w twarz przez jej smoka.

Usłyszała donośny kobiecy głos. Miała wrażenie, że wydobywa się z innego wymiaru. Otaczał ją i wypełniał jednocześnie. Chociaż jaszczur wypowiedział te słowa w najbardziej spektakularny z możliwych sposobów, to ich treść była dla niej prawdziwie piorunująca. Słowa te dźwięczały jej w uszach, rozsadzały głowę i zagęszczały powietrze, którym z trudem teraz oddychała.

– Oddaj jej życie. Uwolnij ją! – Wykrzykiwała bestia, a kiedy ta nie reagowała zaskoczona, jaszczur rzucił się na nią z zamiarem wyrządzenia prawdziwej krzywdy.

Ivaja odruchowo podniosła rękę i wtedy rozbłysło światło. Było silniejsze niż blask bariery, i silniejsze niż rozświetlony smok. Było silniejsze niż światło, które widziała w poprzednim śnie.

Tym razem nie wydobywało się ono ze smoka. Tym razem jego źródłem była ona.

 

Otworzyła oczy i wpatrywała się w sufit. Nie poderwała się, nie czuła się skołowana. Była dziwnie pewna, że smok miał powód by wymówić te słowa. Uważała, że należą się jej wyjaśnienia, i dobrze wiedziała kto powinien jej to wyjaśnić. Trzasnęła drzwiami, niemal zbiegła po schodach, a uśmiech Wyrii skwitowała złowrogim zmrużeniem oczu.

-Moja smoczyca ze mną walczy – wycedziła przez zęby.

-Ivaja… – Wyria zdawała się być już zmęczona jej postawą. – Ty nie możesz mieć smoka. Podeszła do dziewczyny chcąc ją objąć, ale ta złapała jej rękę w silnym uścisku. Tym razem staruszka była zaskoczona jej siłą.

-Dlaczego niszczysz to, co daje mi szczęście? Chcę chociaż mieć nadzieję, że to prawda!

Wyria nie dała po sobie poznać, że dziewczyna sprawia jej coraz większy ból zaciskając uchwyt. Spojrzała na nią swoimi spokojnymi oczami i powiedziała: – Nie możesz ciągle bujać w obłokach. Musisz być silniejsza.

Ivaja w całej swojej złości zacisnęła rękę tak mocno, że ta zaczęła drgać. – Mój smok jest prawdziwszy niż rodzina, którą mi stworzyłaś. – Spojrzała na swoją rękę i dostrzegła na niej siny ślad. Nagle puściła Wyrię oniemiała. Nosiła na sobie ślad po uderzeniu smoka, a więc jej sny nie były tylko realistyczne. Jej sny nie były snami. Teraz już Wyria nie mogła ukrywać prawdy. Obie dobrze o tym wiedziały. – Kogo mam uwolnić – spytała. – Komu mam oddać życie?

Stara nie sądziła, że to nastąpi tak szybko. Musiała powiedzieć dziewczynie prawdę bez dalszego zwlekania. Bez dalszego zwlekania musiała ułatwić jej wstąpienie w dorosłość. Powoli usiadła przy stole, wpatrzyła się w jeden z sęków i ponuro zaczęła: – Kiedy się urodziłyście… Kiedy się urodziłyście wasi rodzice przyszli do mnie. Podejrzewali, że zostali wykryci, i chcieli żebym otoczyła was ochroną. Początkowo się nie zgodziłam. Nie mogłam pozwolić sobie na takie ryzyko ze względu na plan… Ale dostrzegłam, że jedna z bliźniaczek ma prawdziwy dar. Tak silnej energii nie odczułam odkąd… Byłaś naprawdę silna, wyjątkowa. Wykorzystałam cię do przeprowadzenia jednego z najbardziej niewłaściwych zaklęć. Połączenia dusz. Iv przytłumiła twoją energię, a poszukiwane bliźniaczki stały się jedną sierotą. Łatwo udało mi się wszystkich przekonać, że jesteś tylko kolejnym podrzutkiem. Wasi rodzice zostali straceni po trzech dniach. Jestem przekonana, że podjęłam właściwą decyzję.

-Jak to straceni? O czym ty mówisz?

-O polowaniu na magię. Dawno temu jeden z ludów zawarł przymierze ze smokami. Miał wystarczająco dużo magów aby zwrócić ich uwagę. Był to pomysł najpotężniejszego człowieka, jaki chodził po tej ziemi, ale nie przeczytasz o nim w sławiących księgach. Tym człowiekiem był Erash. W pojedynkę udał się przed oblicze najstarszego z olbrzymów, i obaj jak równy z równym zadecydowali o losie przyszłych pokoleń. Smoki zgodziły się na barierę, w zamian oczekując pierwiastka ludzkości. Dzięki niemu mogły mówić. Tylko mowy smoki zazdrościły ludziom. Erash zapewnił swojemu ludowi bezpieczny byt, który przyczynił się do jego szybkiego rozwoju. W końcu w całej swojej skromności Erash mianował jednego ze swoich ludzi królem. Ludzie panowali w pokoju przez lata, aż w końcu nadszedł czas, kiedy magowie, którzy wznieśli barierę dopełnili swej obietnicy. W przypadku zwykłych ludzi smokom wystarczyła cząstka ich duszy, kiedy jednak chodziło o magów… Każdy na tyle silny by stworzyć barierę był pożądany przez smoki. W zamian za życie innych winni byli poświęcić własne. Czy było to przekleństwo czy zaszczyt… O tym się nie mówiło. Magowie ci zgodzili się na przybranie postaci skrzydlatych istot i dzielenie się z nimi swoją magią przez stulecia. Okres od powstania bariery do odejścia magów określono pierwszym cyklem. Na początku kolejnego dokonano pierwszego połączenia. Wówczas ludzie mający swoich przedstawicieli wśród smoków byli traktowani przez nie z szacunkiem. Mogli wychodzić poza barierę i spędzać czas z bratnim gatunkiem. Był to złoty okres królestwa. Przy pomocy smoków nieduży zamek wśród górskich szczytów stał się prawdziwym potężnym królestwem. Wtedy to ludzie zaczęli wierzyć, że są niepokonani. I wtedy rozpoczął się ich upadek… Z każdym kolejnym królem postawa ludzi się zmieniała. Kontakt ze smokami ograniczał. Zaczęto wprowadzać limity połączeń. Poza drobnymi wyjątkami smoki utraciły zdolność mówienia, oba gatunki zaczęły się oddalać. W ten sposób ludzie odrzucili dar, jaki został im dany za sprawą ogromnej ofiary tych, którzy zaczęli być tępieni. Ludzie przestali postrzegać królestwo jako ostoję. Czuli się w nim uwięzieni, a magów uznali za winnych tej sytuacji. Okrzyknęli ich tymi, którzy hamują rozwój ludzkości. Wśród ludzi ponownie pojawił się strach. A władcy, którzy się boją nie są dobrymi władcami. Wyłapywani magowie z początku byli wystawiani poza barierę na pożarcie smoków. Kiedy jednak żaden nie zginął, zaczęto zrzucać ich w morskie głębiny.

-Jesteś magiem? – Dziewczyna czuła, że nogi pod nią miękną.

-Ty również. Tej nocy twoja siła wymknęła się spod przysłony Iv.

-Więc dlaczego mnie okłamywałaś? Dlaczego nie chcesz przyznać, że połączyłam się ze smokiem?! Przecież to wiesz! Wiesz co się dzisiaj wydarzyło! Spójrz na ślad na mojej ręce!

Dziewczyna dostała odpowiedzi na swoje pytania, co okazało się dla niej nieszczęściem. Wyria nie musiała już się przed nią ukrywać, więc postanowiła potraktować ją w najlepszy sposób jaki znała. Jednym spojrzeniem sprawiła, że dziewczyna umilkła. Ruchem ręki posłała ją pod kuchenny sufit, a następnym zrzuciła na posadzkę, aż ta wydała z siebie cichy jęk.

-Pamiętaj o tym, co tobie powiedziałam. Tacy jak my są tutaj ścigani, więc przestań wykrzykiwać swoje żale. Musisz być silna. A bycie silnym to kroczenie ścieżką bólu. Tego fizycznego, jak i psychicznego. Smok nie połączył się z tobą tylko z Iv. I dlatego z tobą walczy bo mu ją przysłaniasz. Urodziłaś się magiem, a magowie nie łączą się ze smokami. Nigdy nie będziesz mieć smoka, zrozum to wreszcie. – Wyria złapała ją za podbródek i spojrzała w mokre od łez oczy. – Nie urodziłaś się jednak bez powodu. Jesteś nadzieją królestwa Aja. Jesteś moją nadzieją…

-Więc w nocy jestem Iv? – Spytała ocierając łzy posiniaczoną ręką.

-Dopiero połączenie ze smokiem rozdzieliło wasze dusze. Teraz widzę, że staje się to niebezpieczne. Apifan już ostatnio wspominał, że swym zachowaniem zwróciłaś uwagę strażników. Albo raczej zwróciłyście… Obawiam się, że w pewnym momencie nawet on nie będzie w stanie pomóc.

Stara pomogła jej wstać i poprawiła jej potargane włosy. – To jak młoda damo? Rozumiesz już co próbowałam tobie przekazać?

-Powinnaś powiedzieć mi to wcześniej.

-Wyria próbowała odpowiedzieć, ale tego nie zrobiła. Wiedziała, że jej podopieczna ma rację. Ale ona tak bardzo nie chciała żeby dorosła…

Stały tak patrząc sobie w oczy, a ich spojrzenia mówiły wszystko. Dopiero teraz mogły spróbować zrozumieć siebie nawzajem. Bez drażniących słów, bez zbędnych emocji. Ciszę przerwało nagłe pukanie do drzwi. Do kuchni weszło kilku żołnierzy gwardii królewskiej, którzy ustawili się za Wyrią. Ta nie musiała ich widzieć, wiedziała co robią i co mają zamiar powiedzieć. Standardowa procedura Egzekucji Magii rozpoczynała się właśnie w jej domu. W domu maginki będącej największą przeciwniczką króla i stosowanych przez niego praktyk.

-Przyszliśmy po dziewczynę – odezwał się lider grupy.

-Nigdzie z wami nie pójdzie – Wyria obróciła się i wymierzyła w ich stronę straszliwe spojrzenie. Na jego widok najmłodsi żołnierze głośno przełknęli ślinę.

-Widziano ją praktykującą magię – z rozkazu króla zostanie stracona, a każdy kto ośmieli się sprzeciwić jego woli podzieli jej los. – Lider sprawiał wrażenie nieugiętego. Wyria mogła pozbawić ich życia w jednej chwili, ale nawet w tej sytuacji nie mogła ryzykować. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa, a jakikolwiek ruch starej wymusiłby natychmiastowe działanie. Pomimo tego nie zamierzała ułatwiać żołnierzom pojmania Ivaji. Wiedziała, że i bez użycia magii obroni się przed nimi. Wśród mężczyzn rozpoznała trzech, których wychowała.

-Usuń się kobieto albo dołączysz do młodej. Moi ludzie szybko się z tobą uporają.

-Nie podniosą na mnie ręki – spojrzała na wychowanków, a ci tylko spuścili wzrok. Stali między młotem a kowadłem. Ta sytuacja nie mogła już dłużej się przeciągać. Śmierć wisiała w powietrzu przecinana ostrymi spojrzeniami.

-Pójdę z nimi – Ivaja niespodziewanie zabrała głos, zaskakując zarówno opiekunkę, jak i żołnierzy. –Dłuższy opór do niczego nie prowadzi. To się nie może inaczej skończyć…

Lekko postąpiła w stronę drzwi korytarzem utworzonym ze zbrojnych, przekroczyła próg i ujrzała zgromadzonych na ulicach ludzi. W ich oczach nie widziała pogardy, lecz współczucie. Teraz, kiedy wiedziała, że magowie nadal zamieszkują królestwo, była pewna, że niektórzy z nich jej towarzyszą. Nie potrafiła jednak wyróżnić ich z tłumu. Współczuli jej bowiem wszyscy. Nie tego spodziewała się po opowieści Wyrii. A Wyria… Wyria po raz pierwszy czuła się bezsilna.

 

Poprowadzili ją w miejsce, którego nigdy nie widziała. Mur rozstępował się tam tworząc przejście na krótki trap. Był inny niż pozostałe, zrobiony z drewna. Nad trapem znajdował się również drewniany, lecz nieco dłuższy wysięg. Budowniczy wyraźnie chcieli mieć pewność, że skazany spadnie prosto w rozszalałe fale, a nie roztrzaska się na skałach. Dwóch żołnierzy zaczęło owijać ją białą tkaniną, unieruchamiając jej kończyny. Spojrzała w dół na niewiarygodnie niebieską wodę. – Boją się, że mogę przeżyć upadek – pomyślała, i uśmiechnęła się do siebie. – Będzie dobrze Wyrio. Wszystko będzie dobrze. – Obróciła się ostatni raz żeby spojrzeć na zgromadzonych, i zobaczyła osobę, której najmniej się spodziewała. Tuż za nią stał Apifan dzierżąc w dłoni długi królewski miecz.

-Przykro mi – powiedział i podciągnął dziewczynę na koniec wysięgu, gdzie pod nogami miała już tylko spienioną wodę.

-Piękny mamy dzisiaj dzień Apifanie – odparła z nikłym uśmiechem.

-Naprawdę mi przykro… – Apifan odciął linę i zaczęła spadać.

Czuła błogość, jakby w towarzystwie promieni słońca jej twarz owiewał delikatny zefir.

– Musiał skoczyć – pomyślała. – Zakapturzony człowiek musiał zeskoczyć z trapu. – Ivaja wpadła do wody i straciła przytomność.

 

* * *

 

Szła pustą ulicą ze wzrokiem utkwionym w kostki bruku. Jej szaroniebieskie szaty doskonale zlewały się z poświatą bijącą od bariery. Szła powoli niczym plaga, przed którą i tak nie można uciec.

Kiedy znalazła się na najniższym piętrze królestwa , skierowała się w stronę bariery. Nie pamiętała już kiedy po raz ostatni widziała ją z tak bliska. Czuła bijącą od niej energię. Zanurzyła w niej dłoń i zacisnęła pięść. Jej energia była równie silna. Plazma z wolna zaczęła przygasać i pogrążać królestwo w ciemnościach nocy. Westchnęła głęboko.

– Nie chcecie tutaj magów, to i bariery mieć nie będziecie – rzuciła przez zęby i odebrała jej wszelkie światło.

Tej nocy bariera po raz pierwszy w historii nie niosła ludziom blasku. Jeszcze przez chwilę stała i wpatrywała się w czerń nieba. Wpatrywała się, i wsłuchiwała w coraz liczniejsze wrzaski. Tej nocy mieszkańcy królestwa nie zmrużyli już oka. Do samego ranka towarzyszyła im przejmująca panika. A ona słuchała, i upajała się ich strachem.

 

* * *

 

Poczuła gorąco i przejmujące dreszcze jednocześnie. Jeszcze przez chwilę nie widziała niczego oprócz rozmazanej pomarańczowej plamy. Do jej świadomości zaczęły powoli docierać przytłumione i przeciągnięte dźwięki. I to przejmujące gorąco… Dreszcze ustąpiły i już miała zasnąć, kiedy ktoś silnie nią potrząsnął.

-Nie odpływaj mała – przed oczami Ivaji zmaterializowała się kobieca postać. Była dość młoda, z włosami związanymi w kitkę i pogodnym uśmiechem. – Ledwo ciebie odratowaliśmy, teraz musisz zacząć jeść, bo nasz wysiłek pójdzie na marne.

Otumaniona spróbowała się podnieść i sztywna derka zsunęła się z jej nagich piersi. Spostrzegła, że leży goła pod kocem, a chwilę potem ujrzała skulonego przy ognisku mężczyznę. Nerwowo się przykryła, czym szczerze go rozbawiła.

-Jestem Tija – powiedziała dziewczyna i skinęła na chłopaka. – On to Feo. Później poznasz resztę. – Na chwilę odeszła, by wrócić z kubełkiem gorącego wywaru i kawałkiem pieczonego mięsa. Trzy dni byłaś w śpiączce. Jedz powoli, ale zjedz do końca.

-Jak się tu… – zaczęła, ale ból gardła uniemożliwił jej zadanie pytania.

-Znaleźliśmy cię na plaży. Leżałaś zawinięta w jakieś dziwne materiały. Nasz niecierpliwy Feo postanowił wydobyć cię z nich w najłatwiejszy sposób. Potem dam tobie jakieś ubrania. Teraz i tak musisz dużo wypoczywać.

Ivaja zaprzestała dalszych pytań. W milczeniu spożyła posiłek i ułożyła się do snu. Była zbyt zmęczona żeby myśleć, a odzwyczajony od jedzenia żołądek przyprawił ją o kłujący ból. Zaśnięcie było najlepszą rzeczą, jaką mogła zrobić. Zamknęła więc oczy, a strzelające w ognisku drwa ją ukołysały.

 

Kiedy się obudziła ujrzała już pięć osób. Ogień dalej płonął przed jej twarzą, i dalej panował mrok. Nie czuła już bólu, ani zmęczenia, jednak wiedziała, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. Powoli się podniosła, zapobiegawczo przyciskając derkę do piersi. Poczuła lekki zawrót głowy, który jednak szybko minął. Zrozumiała wreszcie dlaczego jest tak ciemno. Znajdowali się w jaskini. Chociaż jaskinie znała wyłącznie z opowieści, nie miała co do tego wątpliwości.

Jeden z mężczyzn zaczął klaskać widząc, że wraca do zdrowia.

-Powitać – rzucił radośnie, a jego słowo odbiło się od kamiennych ścian. – Uparta Negit kolejny raz miała rację. W końcu każde ludzkie życie jest ważne, bo czym więcej ludzi, tym łatwiej zabić smoka! – Ostatnie zdanie skierował do jednego z siedzących przy ognisku mężczyzn. – Wita Jut – powiedział do Ivaji z powalającym uśmiechem.

-Jestem… – zwątpiła – nie wiem już jak się nazywam…

-Nic się nie martw – Jut znowu się uśmiechnął – sporo przeżyłaś. I nie przejmuj się Baretem – wskazał na mężczyznę. – Nigdy się nie przyzna, ale podobasz mu się.

Ivaja zignorowała to i rozejrzała się po zgromadzonych.

– Zabijacie smoki – spytała zaskoczona. – Nigdy nie przyszło jej do głowy, że ktoś mógłby posunąć się do takiego okrucieństwa. Nie mogła zrozumieć, jak można zabić istotę, której tak bardzo pragnęła. – Nie macie pojęcia co robicie!

Na te słowa Baret poderwał się z siedziska i wylał do w ogień resztkę tego, co miał w kubku. Płomień buchnął w twarz dziewczyny, która zasłaniając twarz dłońmi, puściła derkę.

– Wiedziałem, że to niebianka – wycedził z pogardą. – Nadal uważasz, że pomoże nam zabijać smoki?! – Zwrócił się do Juta.

-Dosyć – nagła komenda uciszyła wszelkie poruszenie. Negit podeszła do Bareta i posadziła go na miejscu. To przede wszystkim człowiek.

Ivaja nieśmiało odchyliła dłonie. – Niebianie? Tak nas nazywacie? Jaki wpływ mamy na to, gdzie i jacy się rodzimy? W takim razie tak, jestem niebianką – wstała ukazując im swoje nagie ciało. – I powiedzcie mi, czym różnię się od was.

Zastygli zdumieni. Tylko Tija podeszła do niej i pomogła się okryć. – Jednym się od nich różnisz mała – powiedziała ciepło. – Jesteś mądrzejsza. – Ale nie zrozum nas źle. Mamy swoje powody. Tutaj w lesie…

-Jesteście z lasu? – Oczy Ivaji aż błysnęły.

-Tak. I tutaj nie ma miejsca na wzniosłości. Tutaj smoki zabijają ludzi, a ludzie żeby przeżyć muszą zabijać smoki. – Baret zaczerpnął trunku z wielkiej beczki i wrócił na miejsce. – Tutaj jest tak, jak było zawsze.

-I nigdy żaden smok nie połączył się z żadnym z was?

-Żyjemy w zupełnie innych światach – Negit dorzuciła do ognia. – Dziwisz się, że nie myślimy jak wy, a i wy nie możecie zrozumieć nas. – Przerwała i wszyscy zaczęli wsłuchiwać się w odgłos zbliżających kroków. Do jaskini wbiegł kolejny członek obozu. Wbiegł prosto na Juta i chwilę trwało zanim złapał oddech i zdołał przekazać nowinę.

-Przyszli… przyszli po dziewczynę… – wykrztusił i padł na ziemię łapczywie łykając powietrze. Negit wyprostowała się, złapała za rękojeść nóż wiszący u jej pasa i w asyście Bareta powoli postąpiła do wylotu jaskini. Przez chwilę nie było niczego słychać, później dobiegł ich przytłumiony odgłos kroków. Wielu kroków. Pierwsza pojawiła się Negit, za nią Baret prowadził troje zakapturzonych ludzi. Ivaja głośno wciągnęła powietrze. Właśnie stała przed nią osoba, którą ścigała na trapie, w towarzystwie dwójki jej podobnych. Dwóch mężczyzn i kobieta odziani w lekkie płaszcze ściągnęli kaptury i usiedli na wskazanym miejscu. Naprzeciw dziewczyny.

-Jeżeli to co mówią jest prawdą, nasz los w końcu się odmieni. W każdym razie wszystko na to wskazuje. – Negit zamyśliła się, ale po chwili dodała równie żywo. – Zostawmy ich samych, niech mówią.

Ivaja została sama z przybyszami. Cieszyła się, i była zdezorientowana. Nie wiedziała, od czego ma zacząć rozmowę. Ale to nie ona miała mówić.

-Zanim cokolwiek powiesz – zaczęła dziewczyna – wiedz, że przysłała nas Wyria. Wie co się stało, i wie, że żyjesz. Szukaliśmy ciebie prawie siedem dni.

-Teraz, kiedy już doszłaś do siebie, czas wracać. – Jeden z mężczyzn przejął głos. Nie mamy więcej czasu na odwlekanie przetronowania.

-Do czego jestem wam potrzebna? – dziewczyna niezmiernie ucieszyła się, słysząc imię Wyrii. Teraz już wiedziała, dlaczego nie bali się przekraczać bariery. Ale co z kwestią znikania?

-Zastąpisz króla – odpowiedziała dziewczyna. – A raczej, zostaniesz królową.

-Tylko mag może sprzeciwić się smokom. Tylko tak silny mag jak ty. – Drugi mężczyzna bacznie ją obserwował. To jego widziała na trapie. I on to wiedział. – Jeszcze dzisiaj wrócimy do królestwa.

-Nie jestem w pełni magiem – odparła rozdrażniona i zasmucona jednocześnie.

-Jesteś – dziewczyna wyciągnęła z kieszeni kawałem złożonego starego papieru. Kiedy Ivaja go rozłożyła ujrzała rysunek dziwnej istoty. Przypominała smoka lecz nie miała skrzydeł, a jej ciało było wydłużone i przystosowane do życia w wodzie. – Jesteś magiem na tyle silnym, że przyciągnęłaś uwagę samego pierwotnego. Z biegiem czasu ludzie zapomnieli, że przymierze zostało zawarte między ludźmi a wodnymi smokami. Dlatego na kartach historycznych widujesz uskrzydlone bestie.

Ivaja zesztywniała i wgapiła się w dziewczynę wybałuszonymi oczami. – Czy chcesz mi powiedzieć, że połączyłam się ze smokiem? – Łzy napłynęły jej do oczu, a każdy mięsień jej ciała naprężył się do granic możliwości. Dziewczyna tylko lekko się uśmiechnęła, spojrzała w jej wielkie niebieskie oczy i powiedziała – Jesteś przecież magiem… magowie nie mogą połączyć się ze smokiem.

Poczuła, że zwymiotuje. W głowie zaczęło się jej kręcić tak silnie, że musiała ukryć ją w dłoniach. – Jak chcecie dostać się do królestwa? To duża wysokość. – Usłyszała gorzki śmiech jednego z mężczyzn.

-Dobrze znasz odpowiedź. Jesteśmy Smokami. Z tą tylko różnicą, że prawdziwymi. Wyria uczyniła nas równych smokom. I możemy ich dosiadać. – Powiedział i zawadiacko się uśmiechnął.

Ivaja przetarła twarz dłonią wycierając tym samym słone łzy. – Chcecie podlecieć na smokach niezauważeni? – Mówiąc to odkaszlnęła tak, jakby wyśmiała jego plan.

-Dlaczego więc nie zauważyłaś smoka tamtego wieczoru? – Mężczyzna nie przestawał się uśmiechać.

-Bariera – wtrąciła się dziewczyna. – Do królestwa polecimy w nocy. To, co rozświetla noc jego mieszkańcom, również ich oślepia.

-Dobrze, że macie aż trzy smoki – Ivaja nadal nie mogła pogodzić się z kolejną utratą wszelkiej nadziei. Zaczynało ją to przerastać. – Zabierzecie wszystkich.

 

* * *

 

Kiedy wyszła na zewnątrz doznała podwójnego szoku. Pierwszym był widok drzew. Wysokich, potężnych, oglądanych od dołu. Mogła z bliska obejrzeć liście, które przez całe jej życie były tylko wielką zieloną plamą. Po raz pierwszy w życiu mogła ich dotknąć.

Drugim… drugim były oczywiście smoki. Rozpłynęła się mając je na wyciągnięcie ręki. Stały obok siebie zwrócone w kierunku królestwa. Na ich grzbietach dostrzegła skórzane pasy służące jako siedziska dla jeźdźców. Każdy był inny, i każdy równie wspaniały. Ktoś chwycił ją za rękę. Jeden z jeźdźców pomógł jej wsiąść na smoka.

-Należy ci się – mężczyzna ponownie się zaśmiał. Miała wrażenie, że specjalnie się jej wtedy pokazał. Byli Smokami z poprzedniej ceremonii, więc przez całe jej życie musieli pojawiać się w murach królestwa w towarzystwie smoków. Mimo tego nigdy ich nie widziała. Nikt nigdy ich nie widział. Przez chwilę była dla nich pełna podziwu. Jak bardzo musieli być potężni. Ale przestała się nimi zachwycać, kiedy przed jej oczami pojawiła się inna postać. Spojrzała na królestwo nad głową smoka. I zadała sobie najważniejsze, i najdziwniejsze pytanie – jak potężna musiała być Wyria.

 

Smoki równocześnie podleciały do sąsiadujących trapów. Były niewiarygodnie zwinne i ciche. Ivaja nie chciała zejść z jaszczura, ale wiedziała, że to konieczne. Próbowała wmówić sobie, że to wystarczy, że to i tak dużo, jednak nie wierzyła, iż kiedykolwiek może w to uwierzyć. Jeden z członków obozu pobiegł w kierunku bariery. Był na sąsiednim trapie, więc nie zdołała go powstrzymać. Nieszczęśnik odbił się od plazmy i poleciał wprost na idących za nim ludzi.

-Przeklęci niebianie – Baret zbadał puls towarzysza i rzucił Ivaji ostre spojrzenie. Ona jednak nie zwróciła na to uwagi. Wiedziała co musi zrobić, ale sama nie była do tego zdolna. Potrzebowała smoka. Jej smoka. Pewnie postąpiła naprzód. Chciała wywołać smoczycę przy pomocy bariery. Przekroczyła ją i stanęła twarzą w twarz z Apifanem.

-Cieszę się, że nic ci nie jest – powiedział ze szczerą ulgą.

Wtem coś ciężkiego wpadło w barierę. Zdumieni patrzyli, jak smoczyca desperacko próbuje przedostać się do dziewczyny. Krzyczała i szamotała się targana wrogą dla niej mocą. Żaden smok nigdy wcześniej tego nie zrobił.

-To się dzieje – Apifan spojrzał na biegnących w ich stronę żołnierzy. –Pośpiesz się tylko.

Dziewczyna podeszła do smoka. Pomimo ogromnego bólu jaszczur uspokoił się i utkwił w niej wzrok. Podeszła jeszcze bliżej i dotknęła smoczycy. Zamknęła oczy. Poczuła ciepło i niesamowity spokój. Poczuła się, jakby tworzyła ze smokiem jedność.

Teraz rozumiała dlaczego ludzie boją się bestii. Pakt miał na celu stworzenie nie tyle przymierza, co pojednania. Bariera miała to pojednanie ograniczać. Erash od początku o tym wiedział, i dlatego zgodził się na transformację. Wybrał najlepsze możliwe rozwiązanie.

Ivaja nabrała powietrza rozkoszując się tą chwilą. – Oddaję ci ją – powiedziała, i wraz z powietrzem oddała smoczycy część swojej duszy, oddała duszę swojej siostry. Smoczyca spojrzała na nią pełna wdzięczności i wzbiła się w powietrze wydając potężny krzyk, który echem odbił się od gór.

Dziewczyna poczuła się inaczej, poczuła się silniejsza. Stała chłonąc moc z całego królestwa, ze wszystkich jego magów. Uniosła tylko dłonie, a w barierze pojawiły się tunele dla jej nowych przyjaciół. Wbiegali oni do królestwa dołączając się do przywódcy gwardii królewskiej, walczącego ze swoimi poddanymi za jej plecami.

-Dobra robota mała – Tija rzuciła jej przelotny uśmiech.

-Aja – wyszeptała – mam na imię Aja.

 

Stara kroczyła po królewskim dziedzińcu. Nikt nie ośmielił się jej zatrzymać, bowiem i tutaj miała rzesze swoich wychowanków. W końcu dotarła przed oblicze króla, który najwyraźniej nie zdawał sobie jeszcze sprawy z dziejącej się rewolucji.

-Cóż ciebie do mnie sprowadza? – król nie ukrywał zdziwienia, ale i nie wydawał się obrażony.

-Jestem Wyria, przyszłam po sprawiedliwość.

-No no… – król lubił kiedy zwracano się do niego z prośbą. Czuł się wtedy ważniejszy. – I czegóż to ode mnie oczekujesz o pani? – Wstał z tronu i wykonał jeden ze swoich ukłonów, którym Ivaja nigdy nie wierzyła.

-Przyszłam usunąć ciebie z tronu Iladii. – Te słowa cisnęły etykietę w niepamięć. Król dostrzegł nikły niebieski ognik w dłoni staruszki i dostał ataku histerii.

-Magia – zaczął wrzeszczeć i dreptać wokół tronu, żeby, w jego mniemaniu, nie stanowić łatwego celu. – Pojmać ją! – Teraz zobaczył również, że jego straż nie chce skrzywdzić kobiety. Wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. – Jak to się stało, że tak długo byłaś niezauważona?

-O tak… Byłam niezauważona baaardzo długo. A teraz zobaczysz kim jestem.

Podniosła dłonie, w których rozgorzały błękitne ogniki. Ktoś zaczął strzelać z kuszy, ale strzały same zmieniały trajektorię lotu. Jedna z nich otarła się o nią i rozdarła szaroniebieską szatę, ukazując częściowo pokryte szarą skórą przedramię.

-Głupcze – wycedziła. – Nie możecie mnie skrzywdzić, bo to ja jestem barierą.

Ogniki wybuchły w jej dłoniach, i w tej samej chwili bariera królestwa znikła. Wyria rzuciła się w stronę króla, a każdy krok wykonywała z większą siłą. Kiedy była doń w połowie drogi, zaczęła wgniatać stopami posadzkę. Kiedy go dopadła, unieśli się w górę z głośnym rykiem. Król opuścił swój zamek zostawiając poddanych po kolana w gruzach, a jego koniec, choć wypełniony magią, był prawdziwszy niż jakikolwiek dzień jego władania.

 

Aja patrzyła co dzieje się w królestwie. Smoki, które mogły wreszcie wejść do królestwa, atakowały ludzi. Ogólne krzyki i panika tworzyły tragiczny obraz. Tak oto największa potęga ludzkości obracała się w nicość. Stworzenia, które pomogły w jej budowie, teraz z zapałem pomagały ją burzyć.

Wszystko działo się jakby gdzieś dalej. Stała w samym centrum tych strasznych wydarzeń, ale nie potrafiła zareagować. Aż w końcu krzyki ucichły. Pierwotny jaszczur, który wdrapał się po ścianie królestwa, stał teraz przed nią. Wiedziała, że to właśnie do tej chwili przygotowywała ją Wyria. Wiedziała, że nie może jej zawieść, mimo tego nadal była sobą. Nie mogła wchłonąć duszy smoka. Nie mogła pozwolić aby on nią zawładnął w jakikolwiek sposób. Nie było już Erasha, nie było już Wyrii. Zbyt wyraźnie czuła jej odejście. Teraz była tylko ona. I do niej należała decyzja, co będzie dalej z jej ludźmi.

Stała przed smokiem, a tak bardzo pragnęła smoka… Czuła każdego maga. Już teraz mogła ich odróżnić. Miała chwilę na podjęcie decyzji… Skoczyła na pierwotnego i chwyciła się jego głowy. Zamknęła oczy i nagle wszystko przestało się liczyć.

Zabrała moc każdemu magowi w królestwie i skierowała ją przeciw smokom. Implodowała blaskiem tak wielkim, że wszelkie kontury zostały zatarte. Powstała nicość, która dała początek nowemu życiu.

 

„-Pamiętasz jak było? Pamiętasz jak było strasznie? Kiedyś życie wyglądało inaczej. Smoki? Smoki powiadasz? Tak, były takie. To znaczy dalej są… O ile wierzyć legendom. Ale mówią je tylko dzieci i pijani marynarze. O dziewczynie jest jedna. Nie zobaczysz jej normalnie. Ale w świetle księżyca… czasem pojawia się ze smokiem. Jedni mówią, że zawsze jest z innym, inni… że najczęściej z takim zielonym. Ja nigdy jej nie widziałem… A krzyki? Krzyki są, bardzo głośne. Ale któż by się fatygował w góry, żeby zobaczyć co to? Mi tutaj dobrze. Mam swój ogródek… Mam swoje wierzenia. A inni? Nie wiem, pytaj. Być może nie wiedzą, może nie chcą powiedzieć…?”

 

Koniec

Komentarze

Myślę, że nic by się nie stało, gdybyś po wrzuceniu tekstu na stronę, by dochować terminu, edytował go i powstawiał entery tam, gdzie być powinny. W obecnej formie tekst czyta się naprawdę ciężko, a przebijanie się przez pozbawiony akapitów blok tekstu nie należy do najprzyjemniejszych.

Poza tym masz standardowe błędy literackich nowicjuszy – błędy zapis dialogów i uciekającą interpunkcję. 

Sama historia jest dość ciekawa, choć też w pewnym sensie sztampowa. Jest sumą elementów, które gdzieś tam w konwencji już funkcjonują i mimo małego twistu na końcu, nie można pozbyć się wrażenia pewnej wtórności wszystkiego, co się tutaj dzieje. A poza tym trochę się to wszystko niepotrzebnie rozwleka.

No i doczekałem się pierwszego komentarza :D. Za każde słowo ładnie dziękuję. Po obejrzeniu niezliczonej liczby filmów i przeczytaniu kilkudziesięciu książek myślę, że wszystko zostało już wymyślone. Czasami uda się zrobić coś w miarę nowego, jednak nie chciałem robić niczego na siłę. Niekiedy ta sama historia może być opowiedziana na różne sposoby i to też może być ciekawe. Wiele się pisze o miłości, i to nikogo nie dziwi, i nikogo nie nudzi. Co do rozwlekania zgaduję, że masz tutaj na myśli część leśną. Pierwotnie samo zakończenie miało wyglądać nieco inaczej, stąd te dodatkowe zdania. Myślę jednak, że ów wątek nie przeszkadza. W mojej głowie ta historia wygląda i tak nieco inaczej. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że każde kolejne opowiadanie będzie lepsze, i że będę coraz lepiej wyrażał swoje myśli :D Peace and glory :D

człowiek zawsze jest sam, niezależnie od wszelkich pozorów

Zgodzę się z Vyzartem, że ta historia została zbudowana ze standardowego zestawu klocków. No, może bariera nie pochodzi z pudełka z napisem “Fantasy. Podstawy”.

Nie, nie wszystko jeszcze zostało wymyślone. Kombinuj.

Nie bardzo rozumiem zachowanie Wyrii. Co ona chciała osiągnąć nic nie mówiąc dziewczynie? Upewnić się, że popełni błąd skazujący ją na śmierć?

Czeka Cię jeszcze trochę pracy nad warsztatem: masz powtórzenia, zgubione podmioty, błędy w zapisie dialogów, interpunkcja szwankuje, myślniki od reszty zdania oddzielamy spacją…

Babska logika rządzi!

Często nie stawiasz spacji po pierwszym myślniku w kwestiach dialogowych.

 

“Noc była ciepła, bezwietrzna. Przez chwilę wpatrywała się w ciemność pełna napięcia i strachu…” – Noc się wpatrywała?

 

“uśmiechnęła się w sobie charakterystyczny sposób.“ – dziwne to zdanie, trochę nienaturalne. Raczej “w charakterystyczny dla siebie” albo “w sobie właściwy”.

 

“włosach uplecionych w długi warkocz, rytmicznie odbijający się od pleców, kiedy wbiegała po schodach. Minęła ją z głośnym rytmicznym“ – włosach zaplecionych

 

Każdy z nich był szkolony przez mistrzów gwardii rycerskiej, co było widać w każdym precyzyjnym ruchu.

 

Historia mnie niestety nie porwała. Mniej więcej od połowy musiałam mocno skupiać się, by brnąć przez nią dalej. Myślę, że w tej formie opowiadaniu nie zaszkodziłoby jego lekkie skrócenie – wydarzenia nabrałyby dynamiki. Myślę też, że jest to pomysł, do którego możesz wrócić za jakiś czas; przemyśleć, przerobić, uporządkować lekki chaos narracyjny. A w międzyczasie ćwicz warsztat.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Heh, co za lincz :D Ale macie rację, to efekt odkładania tego opowiadania na ostatnią chwilę. I bardziej skupiałem się nad treścią, niż nad samą formą. W literaturze lubię pewną swobodę interpretacji zostawianą czytelnikom, i próbowałem coś takiego zastosować.

Co do pewnych powtórzeń zostały one zastosowane umyślnie (akurat nie te w komentarzu powyżej) Czy to błąd?

Poprzez zastosowanie tych wszystkich klocków chciałem podkreślić problemy wykreowanego świata. Według mnie czytelnikowi łatwiej jest zrozumieć autora, który chociaż połowicznie używa znajomych symboli. Wiele książek fantastycznych jest zbudowana na świecie współczesnym. Wówczas nikt nie musi zbytnio zastanawiać się nad wizją pisarza. Jeśli przedstawia się świat zupełnie nowy, należy użyć pewnych uproszczeń, zwłaszcza w tak krótkim tekście. Tak to sobie wymyśliłem.

Bariera w opowiadaniu pochodzi z energii magów, nie jest tworem naukowym jak ma to miejsce np. w Final Fantasy The Spirits Within. Więc jak inaczej ją określić? Nie rozumiem tego przytyku.

Na koniec moich wyjaśnień napiszę tylko, że dzisiaj czytałem książkę pod kątem poprawności zapisu tekstu i znalazłem parę swoich błędów, które muszę skorygować.

Jak napisałem wcześniej, skupiałem się głównie nad treścią, i na ocenie treści najbardziej mi zależy. Styl można sobie wyrobić, błędy poprawić, ale sposób myślenia pozostaje raczej ten sam. Poprawnie napisane opowiadanie bez pomysłu jest raczej średnie… Jeżeli chcąc stworzyć coś wielopoziomowego i inteligentnego sprawiłem, że nikt z was tego nie odczytał, faktycznie musiałem napisać to bardzo słabo :D

I na koniec wyjaśnienia dla Finkli. Wyria jest tak naprawdę główną bohaterką tej pisaniny. Nawet gdyby Ivaja zginęła, znalazłaby sposób żeby obalić monarchię. Mogła bowiem żyć tak długo, jak było to konieczne. Była ostatnim z magów, którzy wznieśli barierę, i żyła po to, żeby oddać królestwo we właściwe ręce. Wyria była prawowitą władczynią Iladii. Ivaja stała się dla niej szansą na spokojne odejście, i stara powoli zaczęła w to wierzyć.

Co chciała osiągnąć… Wyria chciała przekazać dziewczynie tron. A odwlekała powiedzenie jej prawdy tylko dlatego, żeby mieć pewność, że ta będzie na to gotowa. Czas jej nie gonił, nie musiała wynosić na tron akurat Ivaji. Jednak chciała to zrobić również ze względu na siebie. Mimo tego zwlekała, gdyż Ivaja była jakby jej wnuczką i nie chciała się z nią rozstawać. Stara była rozdarta, tak to chyba najlepiej określić. Maksymalnie wykorzystywała dany jej czas, jednak nie przewidziała tego, że jedna z dusz jej podopiecznych połączy się ze smokiem, i będzie to miało tak wielkie konsekwencje.

A Aja zginęła na własne życzenie. Wolała to, niż życie wedle wyznaczonych jej przywilejów i zakazów. Przeniosła się jakby do swojego snu. Tego lepszego świata, gdzie żyła tak, jak zawsze chciała.

Szkoda, że nie udało się porwać was jako czytelników. Był to ambitny plan, który jak to często bywa nie wyszedł… Ja do tego widzę pełną ekranizację tego opowiadania w swojej głowie, i z całą swoją skromnością, widziałem gorsze :D

Dzięki za wszystkie wskazówki.

człowiek zawsze jest sam, niezależnie od wszelkich pozorów

jest zbudowanych*

człowiek zawsze jest sam, niezależnie od wszelkich pozorów

Jeśli to o przytyku barierowym było do mnie, to nie tak – barierę uznałam za coś w miarę wyjątkowego, ciekawego i zaliczyłam na plus.

Aaaa, widzisz, większość tego tła związanego z Wyrią do mnie nie dotarła. Ale może to kwestia godziny.

Babska logika rządzi!

Drogi Autorze, w Twoim opowiadaniu dominuje motyw wybrańca, który jest tak oklepany, że  najzwyczajniej boli i moim zdaniem jest to główny mankament tekstu, który poza tym napisany jest całkiem przyzwoicie (pomijając interpunkcję, nad którą radzę pracować, bo korektor nie jest od tego, by poprawiać banalne, podstawowe błędy). Klocki z zestawu “Fantasy – Podstawy” poukładałeś całkiem sprawnie, a nawet dorzuciłeś pewne oryginalne smaczki. Jeśli ktoś chce pisać, korzystając garściami ze schematów, musi pisać świetnie, by czytelnika wciągnęła tysięczna wersja tej samej bajki. A u Ciebie, widzisz, niby wszystko jest (prawie) w porządku, niby przyzwoicie, a odbiór tekstu zapewne poniżej Twoich oczekiwań. Niestety – przeważnie to szczegóły decydują o jakości opowiadania, a z tych szczegółów wyłania się brak pisarskiego wyrobienia.

Na zakończenie dodam tylko, że może mnie Twoja opowieść nie porwała i nie zauroczyła, ale z pewnością też nie nudziłem się w trakcie lektury, a to już niemało.

Sorry, taki mamy klimat.

I to jest komentarz bardzo dla mnie wartościowy. Pochwała i ganienie idealnie wyważone, zachęcające do dalszej pracy. Dziękuję za twe słowa Sethraelu.

człowiek zawsze jest sam, niezależnie od wszelkich pozorów

Nowa Fantastyka