- Opowiadanie: Uroboros - Wyprawa do Źródła Smoczego Życia

Wyprawa do Źródła Smoczego Życia

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wyprawa do Źródła Smoczego Życia

Nowa szkoła to coś strasznego. Pierwszy dzień a ja już mam dość. Wszyscy się dziwnie na mnie gapili… A zwłaszcza ta dziewczyna. Jak ona miała na imię? Ach no tak Alicja. Siedziała sama a kruczoczarne włosy opadały jej na twarz. Dziwnie tajemnicza. Przeprowadziliśmy się na wieś, gdyż tato oznajmił, że za niedługo skończę 16 lat i będę potrzebował o wiele więcej swobody niż w mieście. Jednak wydaje mi się, że chodziło mu wyłącznie o śmierć mamy. Nie mógł już wytrzymać w domu, w którym popełniła samobójstwo, więc postanowił uciec. Rozmyślając doszedłem do domu.

-Cześć, jak tam w szkole? – zapytał zdziwiony ojciec, gdy wszedłem i z całej siły rzuciłem plecakiem o ziemię.

Moim ojcem był czterdziestoletni, wiecznie zadowolony facet. Czasem jego wesołość mnie tak denerwowała, że marzę, żeby mieć te osiemnaście lat i w końcu się wyprowadzić.

-A jak myślisz? – zagadnąłem ironicznie.

-Na pewno wszedłeś do klasy i od razu otoczyła cię gromadka piszczących i podnieconych dziewczyn, które tylko marzą, żeby cię dotknąć a co dopiero usiąść obok ciebie – odrzekł rozmarzonym głosem.

-No jasne! O dużo się nie myliłeś. Tylko, że jak wszedłem to spotkało mnie tylko dwadzieścia parę oczu skierowanych ku mnie. Bardzo miłe uczucie przez całą lekcje być obserwowanym.

-To zawsze jakiś krok w przyszłość – podszedł i klepnął mnie w plecy, na co ja się skrzywiłem.

Wstałem i skierowałem się do mojego pokoju na poddaszu. Gdy wszedłem, od razu poprawiłem poduszkę i kołdrę, po czym rzuciłem się na nie z nadzieją najszybszego zaśnięcia.

 

Szedłem ciemnym korytarzem. W powietrzu czuć było unoszący się zapach zgnilizny. Czułem obecność drugiej osoby jednak, gdy się odwracałem nikogo nie dostrzegałem. Przyspieszyłem kroku. W oddali można było usłyszeć jakby trzepot skrzydeł. Czyżby gdzieś tu były motyle? Nie to nie motyle. To coś o wiele większego i potężniejszego. Nagle zakręciło mi się w głowie i usłyszałem głos.

-Chodź… Pomogę ci… To cię zabija… Niewiedza… Pomogę ci… Tylko się nie bój… Jestem taka jak ty… Odmienność będzie twoim przekleństwem… Pomogę… Sam nie dasz rady…

Coś za mną stało i dziwnie pomrukiwało. Zacząłem biec, przy tym obijając się o śliskie i wilgotne ściany. Czułem ciepły oddech i przenikliwy ból z tyłu pleców. Krzyk rozdzierał moją głowę. Krzyk dziewczyny. Ogromny ból. Strach. Zło…

 

 Zerwałem się z łóżka. Dysząc ledwo wstałem. Włosy lepiły mi się do spoconej twarzy. Prześcieradło i kołdra leżały na ziemi. Jęknąłem na myśl o ponownym ścieleniu łóżka. Nagle wbiegł tata.

-No, no, co się tutaj działo? Jesteś spocony, krzyczałeś no i stan twojego łóżka…

-Tato! Czy ty w końcu możesz skończyć się tak zachowywać?!

-Czyli jak? – zapytał z głupkowatą miną.

-Właśnie tak! A teraz wyjdź – i wskazałem ręką drzwi.

-Oj dziecko, dziecko… Miałeś sen, prawda? – zagadnął z dziwnym zmieszaniem w głosie.

-I co z tego? Sen jak sen. Nic nie znaczy.

-Każdy coś znaczy. Proszę opowiedz mi o nim. Pomogę ci – usiadł na łóżku. Jego 

twarz była zatroskana. Jednak coś mnie w nim przeraziło. Pomogę ci.

-Tato przestań! Wyjdź z mojego pokoju! – czułem jakby wszystko we mnie płonęło. Czułem rosnącą we mnie siłę. Tak jakbym mógł wszystko i nikt nie mógł mi się sprzeciwić. Tata wstał i wyszedł jednak jeszcze wcześniej powiedział „Nigdy taki nie byłeś”.

Co się ze mną dzieje? Tata od zawsze był moim przyjacielem. A nasza więź jeszcze bardziej się pogłębiła, gdy mama umarła. A teraz? Staję się agresywny. Wybucham gniewem. Nie mogę taki być… Szybko pobiegłem do łazienki i obmyłem twarz. Zbiegłem po schodach do kuchni i zobaczyłem tatę siedzącego przy stole i twarzą schowaną w dłoniach.

-Przepraszam… – zacząłem – nie wiem, co się ze mną dzieję… – usiadłem obok niego.

-Rozumiem cię… Co ci się śniło? – spojrzał z nadzieją.

-Korytarz… Trzepot niewyobrażalnych skrzydeł… Głos dziewczyny i… – dziwne wspomnienia wróciły.

-Głos dziewczyny, tak? Wiem, że pomyślisz sobie ze jestem jakiś nienormalny ale prędzej czy później i tak się o tym. Wiesz… nasza rodzina od bardzo dawna ma zdolność…-wtem ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałem wymownie na tatę i podbiegłem do drzwi. Otworzyłem i moim oczom ukazała się Alicja. Miała czerwony płaszcz a jej włosy były potargane.

-Hej. Możemy porozmawiać?-odwróciła wzrok.

-A tak porozmawiać. Jasne już idę. Czekaj tu. Albo wejdź!-zacząłem się jąkać. Dziewczyna spojrzała niepewnie tak jakby nie wiedziała o co mi chodzi. Złapałem ja za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi, na co ona wyrwała ją i spojrzała na mnie. Mógłbym przysiąc, że dostrzegłem w jej zielonych oczach dziwny błysk. Było w tym coś przerażającego. Tak jakby chciała mi pokazać, że jeżeli jeszcze raz ją dotknę to skończy się to dla mnie źle.

-Przepraszam… Zaraz przyjdę – bąknąłem zatrzaskując drzwi.

„Co ja robię?” – powiedziałem sam do siebie. Kopnąłem z całej siły szafę stojącą naprzeciwko mnie, z której wszystko się wysypało.

-Stary idź się przebrać i odświeżyć! Ta dziewczyna nie będzie długo czekać – zawołał ojciec z kuchni.

Pobiegłem do pokoju i ubrałem czarną koszulkę i jeansy. Przeczesałem włosy i skorzystałem z ojcowskich perfum, po czym spojrzałem w lustro i powiedziałem do siebie „Jesteś żenujący”.  Zbiegłem ze schodów i otwarłem drzwi. Dziewczyna siedziała znudzona na schodach. Spojrzała na mnie i powiedziała:

-Dłużej już się nie mogłeś stroić? – przewróciła oczami. Jeden zero dla niej.

-Śmieszne… Czemu przyszłaś?

-Chyba ci już mówiłam, że chcę pogadać – znowu wywróciła oczami. Ale ona jest irytująca. Jest znacznie lepsza, gdy siedzi cicho.

-O czym mamy niby rozmawiać? – zapytałem zdziwiony. Wyszliśmy z podwórza i ruszyliśmy w stronę lasu.

-Którego masz urodziny? – zapytała ni stąd ni zowąd. Spojrzałem na nią zaskoczony. O co jej chodzi? Przychodzi niespodziewanie do mojego domu i wypytuje o dzień urodzin. Wariatka!

-No… trzynastego października… Po co ci to wiedzieć?

-Mamy mało czasu… – powiedziała do siebie.

-Dziewczyno, o co ci chodzi? Jakiego czasu? Kim ty w ogóle jesteś? – zacząłem krzyczeć na cały las do, którego właśnie wchodziliśmy. Wezbrała we mnie taka złość, której nie umiałem opanować. Chciałem krzyczeć i pokazać jej, żeby się w końcu ode mnie odczepiła.

-Uspokój się! Czy ty nie zauważyłeś czegoś dziwnego? Nie zmieniłeś się? Nie stałeś się bardziej agresywny lub porywczy? Posłuchaj – usiadła na powalonym drzewie – są rzeczy, o których nie masz pojęcia. Gdy wszedłeś dzisiaj do klasy, od razu zorientowałam się, że jesteś… inny.

Nie wiedziałem co powiedzieć.

-W dzień twoich urodzin wszystko się zmieni – kontynuowała – będziesz inaczej postrzegać świat a świat będzie inaczej postrzegać ciebie. Chcę ci pomóc bo wiem jak to jest… Wiem jak to jest być dziwadłem. Wiesz… Wydajesz się być w porządku i chcę ci pomóc. Mi wtedy nikt nie ofiarował swojej pomocy i musiałam przejść przez to wszystko sama – spuściła głowę.

-Ty jesteś jakaś nienormalna! Przez co przejść?! Co ty w ogóle wyprawiasz? Nie, nie ja już tego nie wytrzymam! Odczep się ode mnie albo ta znajomość źle się skończy. Ostrzegam cię.

Spojrzałem na nią ostatni raz i ruszyłem z powrotem. Serce mi biło jak oszalałe 

a w środku czułem jakby ogień lizał moje wnętrzności. Jakby coś w środku mnie chciało wyjść na zewnątrz. Zaczęło mi szumieć w głowie i usłyszałem głos.

„Pomogę ci… Tylko mi zaufaj i wróć. Chce ci wszystko wyjaśnić. Udowodnię ci… Proszę…”

Stanąłem jak wryty. Powoli odwróciłem się na pięcie i spojrzałem na Alicję, która teraz patrzyła w moją stronę z lekkim uśmiechem.

„Chcesz się tego nauczyć? Nie gap się tak tylko choć bo nie mam zamiaru tu siedzieć jak głupia”

Nie mogłem się ruszyć. Coś czułem, że mogę tej decyzji pożałować, ale po bitwie z samym sobą ruszyłem w stronę powalonego pnia.

-Jak ty to zrobiłaś? – krzyknąłem w jej stronę. Tylko to byłem w stanie wydusić.

-Widzisz… Ty też tak umiesz. Ale jeszcze nie odkryłeś tego. A w twoje szesnaste urodziny… – przerwała – czeka cię jeszcze więcej niespodzianek.

-Poczekaj, poczekaj, poczekaj – usiadłem obok niej – kim ty jesteś?

Mogę przysiąc, że przez jej twarz przebiegł tak jakby mały przebłysk uśmiechu.

„Czym „my” jesteśmy”

-Jak to „czym”? Powiesz mi w końcu o co chodzi? – zapytałem chyba zbyt ostro.

Uniosła brwi i westchnęła poprawiając się na pniu.

-Tylko nieliczne rodziny mają taką zdolność. Jakiś czas przed osiągnięciem szesnastu lat członkom tych „wyjątkowych” rodzin wyostrzają się zmysły i mają zdolność komunikowania się poprzez myśli. Po ukończeniu szesnastego roku życia nabywają kolejnej zdolności a mianowicie… – tu zatrzymała się i spojrzała na mnie– potrafią przybrać postać 

smoka –zabrzmiało to tak komicznie a jednocześnie tak prawdziwie. Siedziałem i myślałem czy wyśmiać ją czy może poprosić, żeby mówiła dalej. Gdy tak rozmyślałem zdałem sobie sprawę, że Alicja jest całkiem poważna. Zdenerwowana krzyknęła:

-No powiedz coś w końcu!

-Ale co?! Jak to smoka? O co w ogóle chodzi?! – wstałem i trzymając się za głowę próbowałem wszystko połączyć w jedną całość.

-Może ja ci po prostu udowodnię? Nie zapominaj, że jestem o rok od ciebie starsza i już posiadłam owe zdolności.

Chodziłem w kółko i dopadło mnie znaczenie jej słów.

-Jesteś smokiem?!

-Czy ty jesteś taki tępy czy takiego udajesz? Właśnie ci to powiedziałam. Stań obok tamtego drzewa – wywróciła oczami i wskazała drzewo. Posłusznie odsunąłem się i obserwowałem jej poczynania nadal nie wierząc w to co powiedziała. Ściągnęła spodnie a potem koszulkę. Nie wiedziałem czy mam się naprawdę patrzeć czy po prostu się odwrócić.

-Jesteś gotowy? – zaśmiała się.

-No chyba… – odpowiedziałem niepewnie.

Dziewczyna skuliła się i zaczęła ciężko oddychać.

-Wszystko dobrze? – podszedłem trochę bliżej.

-Odsuń się! – krzyknęła przez zęby.

Zaczęła krzyczeć a jej ciało zaczęło się deformować. Twarz zmieniła się w 

długi pysk wypełniony kłami, na miejsce palców pojawiły się szpony, jej ciało się wydłużyło a z pleców wyrosła para ogromnych skrzydeł. Wydałem z siebie zduszony okrzyk. Jednak to prawda! To wszystko nie wyglądało na zbyt miłe doznanie. Tam gdzie przed chwilą stała Alicja, teraz unosiło się ogromne, skrzydlate stworzenie. Nie wierzyłem własnym oczom.

„Umiejętność komunikowania się przez myśli bardzo się przydaje, gdy jesteś smokiem”.

Usłyszałem głos w głowie.

-Szło się domyślić – przeczesałem włosy – jakie to uczucie? No wiesz…. Taka przemiana? – zagadnąłem z lekkim przestrachem.

„Pierwszy raz jest tragiczny. Czasem napotykasz jakiś problem i ciężko jest się wydostać z ciała. Ja męczyłam się kilka godzin. Wtedy nikt mnie do tego nie przygotowywał. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie wspominam tego dobrze. Myślę, że z tobą będzie inaczej. Pomogę ci. A teraz odwróć się”.

-Poprawiłaś mi humor – przewróciłem oczami i odwróciłem się tak jak mi nakazała. Usłyszałem kilka pomruków i ryków bestii. Kiedy ustały odwróciłem się. Alicja stała za drzewem i ubierała ciuchy.

-No nieźle, nieźle. A teraz naucz mnie tej komunikacji myślowej czy co to tam jest – powiedziałem.

Alicja zaczęła się śmiać. Pierwszy raz zobaczyłem ją w pełni uśmiechniętą. Miała bardzo piękny uśmiech.

-Komunikacja myślowa – ciągle powtarzała. Patrząc na nią też zachciało mi się śmiać. Obydwoje usiedzieliśmy na pieńku cali czerwoni ze śmiechu aż w końcu, gdy opanowaliśmy się powiedziała:

-No dobra. Skup się. Musisz być całkowicie wyciszony i zrelaksowany. W tym może pomóc ci właśnie natura. Pamiętaj, że masz wyostrzony słuch, węch, wzrok, smak i dotyk. Wsłuchaj się w śpiew ptaków, szum liści. Poczuj naturę – powiedziała spokojnie.

Zamknąłem oczy. Nagle wszystko do mnie dotarło dwa razy mocniej. Słyszałem każdy szelest i szum. Byłem w stanie poczuć zapach każdego otaczającego nas zwierzęcia lub rośliny.  

-A teraz pomyśl o mnie i o tym co chciałbyś mi powiedzieć.

Odtworzyłem w głowie obraz Alicji i próbowałem jej coś powiedzieć jednak coś mnie hamowało. Tak jakby jakaś niewidzialna ściana.

-To jest beznadziejne! – wstałem i kopnąłem w małe drzewko, które się połamało.

-Musisz nauczyć się opanować gniew! Jak coś ci nie wychodzi to nie możesz od razu reagować złością! Oddychaj i oczyść umysł ze wszystkich negatywnych emocji – mówiła powoli i cicho. Usiadłem i kilka razy próbowałem oczyścić umysł, wsłuchać się w odgłosy natury i coś jej powiedzieć ale zawsze kończyło się tak samo. Robiło się już ciemno więc postanowiliśmy zbierać się już do domu. Szliśmy i rozmawialiśmy o tych wszystkich dziwnych rzeczach, które dzisiaj miały miejsce. Powiedziała mi, ze jej pra babcia umiała przeobrażać się w wilka co czyniło ją jednocześnie wilkołakiem. Doszliśmy do mojego domu, gdy powiedziała:

-Mam nadzieję, że spotkamy się jutro.

– O tej samej porze będę na ciebie czekał przy pieńku – uśmiechnąłem się – Pasuje ci?

-Jasne. Więc… Do zobaczenia – przytuliła się do mnie i ruszyła w przeciwną stronę. Gdy już 

zgubiłem ją z oczu wszedłem przez bramę do domu. Gdy wszedłem do domu zastałem tatę siedzącego w swoim pokoju i oglądającego jakiś serial. Usiadłem koło niego i zagadnąłem:

-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?

Ojciec spojrzał na mnie zaskoczony.

-O czym? – w jego głosie było wyczuć niepokój.

-O tym, że gdy skończę szesnaście lat będę mógł przemieniać się w smoka – jak to wszystko dziwnie brzmiało. Tata westchnął i spojrzał na mnie z politowaniem.

-Synu, próbowałem ci dzisiaj powiedzieć ale przyszła ta dziewczyna i…

-Ona ma imię! – krzyknąłem wstając – Ta dziewczyna ma na imię Alicja. Jest starsza ode mnie o rok i przygotowuje mnie do bycia tym potworem!

-Uspokój się! Wiem, że w tym okresie wszystkie doznania są dwa razy mocniejsze ale nie waż się na mnie podnosić głosu! Nie takiego cię wychowałem z matką! – wstał i podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona. Pierwszy raz widziałem go tak zdenerwowanego i stanowczego.

„Oddychaj i oczyść umysł ze wszystkich negatywnych emocji”

Przypomniałem sobie słowa Alicji. Zganiłem się w duchu i wziąłem głęboki oddech.

-Przerasta mnie to – wpadłem w jego ramiona i poczułem jakby buchającą od niego pozytywną energię. Tak jakby mi ją przekazywał. Po krótkiej rozmowie dającej mi do myślenia udałem się do pokoju, gdzie rozebrałem się i od razu rzuciłem na łóżko. To był strasznie męczący dzień. Kto by pomyślał, że tak się potoczy. Leżałem w ciemnościach i zamknąłem oczy. Myślami błądziłem po właścicielce kruczoczarnych włosów. Miałem ją całą przed oczami. Spróbowałem coś jej powiedzieć jednak oczywiście na nic. Gdy już odwróciłem się na bok, żeby zasnąć usłyszałem ją.

„Udało ci się! Ale fajnie! Jejku ale się cieszę!”

To jednak mi się udało?!

„Myślałem sobie o tobie i tak samo z siebie wyszło”

„Ty o mnie myślałeś?”

No to pięknie. Sam się w kopałem. Co ja mam jej teraz odpowiedzieć? Może coś w stylu: „No oczywiście, że o tobie myślałem. Jakby tu nie myśleć o tak pięknej dziewczynie”.

„Nie myślałem o tobie. Po prostu myślałem o dzisiejszym dniu i o tym co mi mówiłaś”

Czekałem dość długi czas na odpowiedź jednak odzywała się tylko cisza.

Potykam się o nierówne podłoże a gałęzie ranią moje ramiona i twarz. Coś mnie goni. Słyszę ryk jakiejś bestii i śmiechy ludzi. Gonią mnie.

-Uciekaj! Nie mogą cię złapać! Nie czekaj na mnie tylko biegnij!

Chciałem się odwrócić ale nie umiałem. Zamiast tego zacząłem spadać w jakąś otchłań. Moje ciało było w płomieniach. Nagle… Wzbiłem się w powietrze… Ku ciemności…

Głupie sny! Wstałem i poszedłem wziąć prysznic. Ubrałem się i zbiegłem do kuchni. Na stole leżała kartka „Pojechałem do miasta do sklepu. A tak naprawdę to do pięknej właścicielki tego sklepu. Nie wiem o której wrócę. Kocham cię, tata”. Uśmiechnąłem się i odłożyłem kartkę. Fajnie by było gdyby ojciec znalazł sobie kogoś. Mamy już nie ma i trzeba się z tym pogodzić.

O równej piętnastej spotkałem się z Alicją. Ćwiczyliśmy umysł, opanowanie gniewu i znowu pokazywała mi swoją przemianę. Jednak z większą dokładnością. Oczywiście przy tym świetnie się bawiliśmy. Po szkole chodziły plotki, że jesteśmy parą ale jakoś zbytnio się tym nie przejęliśmy. Ludzie po prostu zazdroszczą, że komuś się coś udaje.

Mijały tygodnie a ja coraz bardziej przywiązywałem się do Alicji. Ta cała sytuacja nas bardzo do siebie zbliżyła. Ja nie reagowałem już na wszystko złością a ona? Cóż. Częściej się uśmiechała. I to mi wystarczyło. Kiedyś nawet spotkaliśmy się u mnie w domu i czytaliśmy różne opowiadania, mity i teksty o smokach. Ludzie nic o nas nie wiedzą a biorą się za pisanie takich głupot. Tak bardzo zatraciliśmy się w tej całej zabawie i ćwiczeniach, że nie zdaliśmy sobie sprawy z tego, że jest już dwunasty października czyli jutro moje urodziny.

-I co? Boisz się? – zagadnęła Alicja z ciekawością. Siedzieliśmy sobie na kocu w lesie.

-Jeżeli mam być z tobą szczery to tak. Boję się. To chyba logiczne…

-Tak… Ale mogę ci przysiąc, że nie zostawię cię i będę przy tobie – przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie w policzek. Czułem, że robię się czerwony. Jej oczy były jeszcze bardziej zielone niż zwykle. Obydwoje opuściliśmy głowy i siedzieliśmy bez słowa z dobre pięć minut.

-Wiesz… Chyba będę się już zbierać – powiedziała zawstydzona – a tobie radziłabym porządnie wypocząć. O dwunastej w nocy powinieneś już czuwać bo nie wiadomo kiedy dojdzie do przemiany. A i jeszcze jedno! Pamiętaj, że jak poczujesz coś dziwnego to od razu mnie zawiadom i czym prędzej idź do lasu. Ja już tam będę na ciebie czekać – powiedziała ożywionym głosem. Nadal do mnie nie dociera, że od tego dziwacznego zdarzenia dzieli mnie kilkanaście godzin. Obydwoje rozeszliśmy się w inne strony. Pobiegłem do domu i zastałem tatę siedzącego jak zwykle przy kuchennym stole.

-Dzisiejszej nocy… – westchnął – Po prostu życzę ci powodzenia – po czym wstał, przytulił mnie i pociągnął nosem – Nie chciałem dla ciebie takiego życia – odgarnął włosy z mojego czoła.

-Wiem tato – uśmiechnąłem się do niego. – A teraz idę się położyć. Dziękuję ci. Miłej nocy – i poszedłem na górę. Rozebrałem się do bokserek i szybko wkopałem się pod kołdrę.

Obudził mnie niewyobrażalny ból w klatce piersiowej. Sparaliżowany wylądowałem na podłodze. Zacząłem szybciej oddychać. To chyba ten moment. Spojrzałem na zegarek. Była druga w nocy.

„To się już dzieje”

Zdołałem tylko tyle przekazać Alicji. Po chwili otrzymałem odpowiedz.

„Już jestem w drodze”

Chwiejąc się i obijając o wszystko w koło podbiegłem do szafy i ubrałem stare spodnie i pierwszą z brzegu koszulkę. Było mi zimno a jednocześnie moje wnętrzności płonęły. Pot spływał mi po twarzy. Odgarniając mokre włosy z czoła jakaś niewyobrażalna siła złapała mnie za gardło i zaczęła dusić. Nie umiałem złapać powietrza. Przed oczami nie widziałem już nic poza ciemnością. Na domiar tego poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Coś mnie ciągnęło. Zacząłem się wyrywać nie wiedząc co się dzieje. W uszach słyszałem jakby strzępki poszczególnych słów. W pewnym momencie zorientowałem się, że jestem przed domem.

-Uciekaj! – krzyknął właściciel dłoni dzięki której wyszedłem z domu. Był to tata.

Nie czekając zacząłem biec przed siebie, przeskakując przez bramę. Byłem niewyobrażalnie szybki. Niespodziewanie mimo woli odrzuciłem moją głowę do tyłu. Czułem jak łamią mi się kości. Ręce zaczęły przybierać dziwny kształt. Mrożący krew w żyłach ryk wydobył się z moich ust. Wszystkie wnętrzności mnie paliły. W tym momencie moje zdeformowane ciało musiało wyglądać przerażająco. Nagle złamana kość w nodze przebiła mi skórę. Upadłem. Wijąc się na ziemi zdałem sobie sprawę, ze jestem w lesie. Ból rozrywał mnie od środka.

-Jestem tu! – dłonie Alicji zaczęły ściągać ze mnie ubranie. Każdy jej dotyk mnie palił. Każde jej muśnięcie wydobywało ze mnie kolejną fale krzyków i jęków. Miałem wrażenie, że rozrywa moją skórę. Odepchnąłem ją od siebie tak mocno, że przeleciała kilka metrów nad ziemią i uderzyła w pobliskie drzewo. Moje ciało jakby zdrętwiało a serce przestało bić. Spojrzałem na ziemię i dostrzegłem białe punkty. To były moje zęby. Ich miejsce zastąpił szereg długich i ostrych kłów. Oczy zmieniły kształt i kolor. W pewnym momencie światło nieznajomego pochodzenia oślepiło mnie. Miałem wrażenie, że spadam na coś miękkiego i… Uniosłem się.

-Już po wszystkim! – krzyknęła w moim kierunku Alicja, ocierając zakrwawione czoło.

Było to niesamowite uczucie. Taka lekkość i siła w jednym. Czułem, że mam kontrole nad wszystkim wokół.

„Czy ty to widzisz?! Jestem smokiem!”

Wzbiłem się wysoko w powietrze. Wiatr ocierał się o moje łuski. Potężne skrzydła raz po raz unosiły się i opadały. Próbowałem lecieć na takiej wysokości, żeby żaden rolnik nie mógł mnie dostrzec. Nagle usłyszałem świst obok siebie i coś we mnie uderzyło w wyniku, czego straciłem kontrole i gwałtownie opadłem w dół.

Nigdy nie trać czujności” – wspomniała lecąca obok mnie Alicja.

Wylądowaliśmy w tym samym miejscu w lesie, gdzie widzieliśmy się ostatnio. Przemiana w ludzką postać nie była aż tak bolesna jak w smoka. Poszarpało mną i pobolało, ale szło to znieść.

Leżałem spocony na ziemi, dysząc i mamrocząc coś pod nosem. Dziewczyna pomogła mi się ubrać i oparła moje wiotkie ciało o pień drzewa.

-I jak wrażenia? – zapytała z nutką strachu w głosie. Nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Byłem przerażony a jednocześnie pogrążony w euforii.

-Masz taki nieobecny wzrok… – powiedziała jakby do siebie – Proszę powiedz coś… – uklękła obok mnie i dotknęła ramienia – Spójrz na mnie! – wykrzyknęła wyraźnie zdenerwowana jak i wystraszona. Powoli odwróciłem głowę unosząc lewy kącik ust.

-To… było… NIESAMOWITE! – wykrzyknąłem wpadając w ramiona Alicji, która pod wpływem mojego ciężaru przewróciła się. Obydwoje wybuchnęliśmy histerycznym śmiechem.

-Może polatamy jutro? – zapytała dziewczyna.

-To wiąże się z kolejną przemianą a tego raczej już nie zniosę… – powiedziałem to bardziej do siebie. Najwyraźniej dziewczynie nie spodobała się moja odpowiedź, gdyż westchnęła a oczy skierowała ku niebu. Nagle w pobliskich krzakach dostrzegliśmy ruch. Oboje zerwaliśmy się na równe nogi rozglądając się dookoła.

-Jest tu ktoś?! – krzyknęła Alicja w stronę krzaków. Odpowiedziała jej jedynie cisza. W powietrzu dało się wyczuć ostry zapach zgnilizny. Podobny do tego z mojego snu… Dziewczyna stanowczo ruszyła w stronę miejsca z którego prawdopodobnie byliśmy obserwowani. Za liśćmi nic nie było. Momentalnie odór rozpłynął się w powietrzu. Jednak…

-Co to jest? – zapytałem Alicję. Na gałązce była przyczepiona kartka z jakąś wiadomością. Dziewczyna zerwała papier i szybko przeczytała treść. Kartka wypadła jej z rąk a ona sama uklękła na ziemi z twarzą ukrytą w dłoniach. Podbiegłem do tajemniczej wiadomości i przeczytałem ją na głos.

„Widzę, że nieźle pomogłaś swojemu chłoptasiowi w przemianie. Dobra robota! Teraz go tylko złapiemy, zabijemy… Albo nie! Będziemy codziennie wyrywać mu kilka łusek i kłów na których zarobimy fortunę. Nie mówiąc już o skrzydłach. Jest to bardzo wyjątkowy chłopiec. Dla nas nie ma granic. Zabijemy wszystkich, którzy nam się postawią ślicznotko!

…WS…”

Stałem jak wryty. Zaparło mi dech w piersiach. Kto to w ogóle napisał? I dlaczego kieruje się to do Alicji?

-O co z tym chodzi? Dlaczego oni mnie chcą złapać? W ogóle co to za ludzie?! – podniosłem głos. Alicja nadal siedziała nic nie mówiąc. Uniosła jedynie swoje zapłakane oczy na w moją stronę.

-Odpowiesz mi w końcu?! – złapałem ją za ramie. Chyba zbyt mocno bo zerwała się na równe nogi i uderzyła mnie w twarz tak mocno, że przeleciałem na drugą stronę ścieżki.

-Nie waż mnie się w taki sposób traktować! – oczy jej płonęły – Mam już plan… – wymamrotała.

Trzymając się za policzek i sprawdzając czy nie uszkodziła mi szczęki zapytałem w jej myślach.

„Przepraszam. Ale mogłabyś mi łaskawie wytłumaczyć o co chodzi i jaki masz plan?”

Dziewczyna wywróciła oczami i usiadła po turecku obok mnie.

-Istnieją pewni ludzie, którzy na nas polują. Są oni nazywani Wędrowcami Hikury. Stąd wziął się podpis na kartce. Są to łowcy, którzy robią okropne rzeczy. Nie znają litości… Jak myślisz kto wymordował prawie całą moją rodzinę? – głos jej się załamał – Gdyby cię złapali, torturowaliby cię dla przyjemności. Byłby to jeszcze gorszy ból od dzisiejszej przemiany. Łuski i inne części ciała odrastały by ci więc byłaby to dla nich podwójna przyjemność. Jednak mam pomysł… Ale jest to dosłownie wyprawa samobójcza więc nie wiem, nie wiem… – siedziała zamyślona.

-Wyprawa samobójcza? – parsknąłem – Zrobię wszystko, żeby nie odczuwać bólu, który porównujesz do przemiany… – wywróciłem oczami.

-Tak więc… – zaczęła – Czytałam kiedyś o tym w pewnej księdze, że istnieje Źródło… – stuknęła kilka razy palcem w czoło – Już wiem! Źródło Smoczego Życia. Gdy smok napije się z owego źródła wszystkie jego zdolności automatycznie zanikają. Jesteś zwykłym, przeciętnym człowiekiem tak jak przed ukończeniem szesnastego roku życia – skończyła z lekkim zmieszaniem w głosie.

-Pogadam z tatą i idziemy! – oznajmiłem bez żadnego zastanowienia. Nie zależy mi na niczym bardziej niż na powrocie do swojego dawnego siebie. Zwykłego szarego człowieczka. Alicja westchnęła ciężko wyrzucając ręce w góre nie mając już siły ciągnąć tego tematu.

– Zrozum to, że to nie jest takie łatwe! Musimy przebrnąć przez las, w którym jest wiele zabójczych istot. Są rośliny, które wydzielają takie opary, które w momencie mogą cię zabić lub doprowadzić do postradania zmysłów. Mało osób stamtąd wyszło. Jednak jak już ktoś wyszedł to poległ w górach Mantory. Na szczycie góry jest Źródło Smoczego Życia. Jednak tam jest podobnie jak w lesie. Też są dziwne istoty i pułapki jednak z tą różnicą, że na samej górze jest Mantora. Czyli istota, która przybiera postać osoby, lub rzeczy której pragniemy. Mąci nam w głowie aż po czasie zabija w okrutny sposób.

Wszystko to brzmiało strasznie. Niby to zły pomysł. Jednak stawka jest wysoka. Zaczesałem włosy do tyłu i nie zastanawiając się powiedziałem stanowczo:

-Jestem w stanie zrobić wszystko, żeby nie być tym potworem. Zresztą ty też skorzystasz. Będziemy ludźmi jak kiedyś! Czy nie o tym marzysz? Żeby być wolną? Możemy spróbować… Możemy nawet upozorować naszą śmierć, żeby ludzie się nie czepiali dlaczego nas nie ma. Wszystko da się osiągnąć – usiadłem obok niej i zbliżyłem swoją twarz do jej – Możemy mieć wszystko… – Nie wiem co we mnie wstąpiło ale dotknąłem jej ust swoimi… Chyba ją pocałowałem. Tak pocałowałem ją! Momentalnie odsunąłem się. Myślałem, że znów mnie uderzy jednak ona siedziała nieruchomo z przymkniętymi powiekami po czym wstała i ruszyła w stronę swojego domu.

„Spakuj się i porozmawiaj z tatą. Wyruszamy o świcie” – przekazała mi w myślach.

Radość ogarnęła moje serce… Jednak szybko owe uczucie zmieniło się w przeraźliwy strach. Nie myśląc wiele pobiegłem do domu. Tata siedział na ganku z papierosem w dłoni. Na mój widok wyrzucił go i zaczął się głośno śmiać.

-Wiedziałem, że mój syn da sobie rade! Wiedziałem! – podbiegł i wyściskał mnie – No a teraz do domu bo mi się jeszcze przeziębisz.

Bez słowa wszedłem do domu. I jak tu zacząć?

-Tato musimy porozmawiać… Wiem, że się nie zgodzisz ale mało mnie to interesuje bo podjąłem już decyzję… – powiedziałem stanowczo jednak w moim głosie było wyczuć żal i strach. Tata spojrzał na mnie podejrzanie ale tylko skinął głową abym mówił dalej. Usiedliśmy na kanapie.

-Ja i Alicja dostaliśmy wiadomość od niejakich Wędrowców Hikury. Zagrozili mi, że mnie zabiją… Tato oni posuną się do wszystkiego. Zabiją nawet ciebie jeżeli będą musieli! Wybieram się z Alicją na wyprawę do Źródła Smoczego Życia… – tata otworzył usta ale nic nie powiedział. Uznałem to za znak, ze mogę kontynuować – Nie martw się o nas. Przeżyjemy. Zresztą jak dałem sobie radę z przemianą to co to dla mnie przelecieć się po jakąś wodę ze źródełka – zaśmiałem się mimo woli. Tata siedział a zabłąkana łza spłynęła mu po policzku.

-Twoja mama była taka sama. Dość uparta. Ale idźcie… Wierzę, że wam się uda – otarł łzę z uśmiechem – Jest jednak coś o czymś powinieneś wiedzieć. Twoja matka… – przerwał – nie odebrała sobie życia. Po prostu wyruszyła na taką samą wyprawę jak ty.

Odebrało mi mowę. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wydusiłem z siebie tylko „Dziękuje” i odszedłem. Spakowałem najpotrzebniejsze, rzeczy z domu po czym położyłem się do łóżka.

-To tak jakbym wiedział, że za kilka godzin umrę… – powiedziałem sam do siebie – Do zobaczenia, mamo – wymamrotałem. No nieźle stary.

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Nic mi się nie śniło. Na szczęście była to bardzo spokojna noc. Zerwałem się przed świtem, zabrałem plecak i wymknąłem się z domu. Tata jeszcze spał lub… udawał, że śpi. Wybiegłem z podwórza i dotarłem do lasu, gdzie już czekała na mnie Alicja.

-Jesteś gotowy na śmierć? – zapytała łapiąc mnie za rękę. Zabolał mnie brzuch.

-Jeżeli mam z tobą umrzeć to oczywiście – uśmiechnąłem się do niej i ruszyliśmy przed siebie.

Szliśmy polami z jakieś dobre dwie godziny. Alicja znała drogę do lasu, w którym miała zacząć się nasza przygoda, ponieważ, gdy była mała mama zaprowadzała ją na jego skraj i opowiadała o potworach czyhających w środku.

Po długiej wędrówce udało się. Dotarliśmy na miejsce. Już na pierwszy rzut oka było widać, że to nie jest jakiś zwyczajny lasek. Drzewa przypominały jakby ścianę poplątanych nitek. Było tak niepokojąco cicho… Wciąż trzymając się za ręce rozciąłem sobie scyzorykiem dłoń po czym przyłożyłem do wystającej gałęzi. Gdy tylko kropla mojej krwi zetknęła się z konarem, drzewa rozsunęły się tworząc przy tym wąskie przejście. Alicja spojrzała na mnie pytająco.

-Wiesz, że jak tam wejdziemy to nie będzie już odwrotu. Na pewno chcesz to zrobić i tam wejść? – zatkało mnie. Oczywiście, że nie chciałem! Ale musiałem. Żeby dodać jej otuchy przytuliłem ją mocno.

-Wiem… Uda nam się i damy radę – wyszeptałem jej do ucha po czym złożyłem jej pocałunek na ustach.

Trzymając się mocno za ręce weszliśmy w ciemną otchłań nie wiedząc co nas czeka.

 

 

 

 Ciąg dalszy nastąpi…

Koniec

Komentarze

W tekście jest sporo błędów interpunkcyjnych i niewłaściwie zapisanych dialogów. Kilka razy bohaterowie “ubierają ubrania”. Spodnie, koszulę itp. wkłada się, nie ubiera. 

Jakiś pomysł na opowiadanie jest, chęci do pisania są, warto więc popracować nad warsztatem, w czym może pomóc zaprzyjaźnienie się z tym portalem.

 

Dziękuję za wzięcie udziału w konkursie.

Sorry, taki mamy klimat.

Hmmm, ciekawie się zaczyna, ale to dopiero początek. No, przy odrobinie dobrej woli można twierdzić, że tekst jest samodzielny, ale sama otwarcie przyznajesz, że nie. Ale smok pragnący pozbyć się smokowatości jest w miarę oryginalny.

Dlaczego Wędrowcy Hikury podpisują się WS?

Jak można skaleczyć się scyzorykiem w dłoń, trzymając kogoś za rękę?

Uwagi na temat języka: interpunkcja mocno kuleje, liczby zwykle zapisujemy słownie, myślniki od reszty zdania oddzielamy spacją, masz literówki, popełniasz jeden z błędów ostro zwalczanych na portalu, czasem piszesz rozdzielnie coś, czego człowiek nie powinien rozłączać, zdarza się, że w zdaniu czegoś brakuje… Jeszcze dużo pracy przed Tobą.

Babska logika rządzi!

Takie tam nastoletnie bajanie. Tekst zdecydowanie niedopracowany. Kuleją przecinki, zapis dialogów, zdania skonstruowane są niefortunnie. Nie jest dobrze, mówiąc szczerze.

“…ubrałem czarną koszulkę i jeansy“ – a w co je ubrał? ; )

 

Wędrowcy Hikury podpisują się inicjałami WS? A jaki to ma związek?

 

Widzę, że moi poprzednicy już to wymienili, jednak Autorka nie pokwapiła się ani o wyjaśnienie, ani o poprawienie…

 

Opowieść jest niepełna, nie stanowi zamkniętego opowiadania. Skierowana jest zdecydowanie od młodzieży dla młodzieży, w sposób nieco chaotyczny – nad konstrukcją fabuły i prowadzeniem narracji musisz jeszcze popracować, podobnie jak nad warsztatem. Tekst roi się od mniejszych i większych błędów, z których część mogłoby wyeliminować dokładne sprawdzenie tekstu przed publikacją (np. literówki).

 

Pisanie rzeczy dla młodzieży brońcie bogowie nie jest niczym złym – po dopracowaniu i dokończeniu ta historia może się tejże młodzieży zapewne spodobać. Ale najpierw warsztat, a potem pisanie dobrych rzeczy, tego etapu nie da się przeskoczyć. Nie zniechęcaj się i próbuj dalej.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dorzucę jeszcze, że ojciec puszczający jedynego syna na wyprawę, z której może nie wrócić jest tak wiarygodny, jak Dibbler(?) mówiący: Gardło sobie podrzynam, ta cena to już minimum… Nie wspominając o tym, że inicjację jednego z ważniejszych zdarzeń w życiu własnego dziecka powierza jego atrakcyjnej, ekhu ekhu, koleżance. Samo podjęcie decyzji o pozbyciu się smokowatosci jakieś takie mocno naciagane: serio, najpierw chłopak zachwyca się mocą, a potem gwałtownie rezygnuje z jej posiadania? No i ta kartka w krzakach… Dlaczego łowcy nie schwytali od razu młodej parki? W ostateczności mogli zmusić ich do rozrodu i hodować młode smoki do zapewnienia materiału na zajęcia z tortur, muahahaha…

Słowem, nieprzemyślana, dziurawa fabuła do poprawienia. Pomysł wyjściowy: dojrzewające smocze, które decyduje się smoka w sobie pozbyć, jest bardzo dobry i warto go nie zepsuć wykonaniem.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka