- Opowiadanie: angie861 - Hej June

Hej June

Moje pierwsze poważniejsze opowiadanie. Napisane pod wpływem myśli “Co by na to wszystko powiedział Lennon”.

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Hej June

Anna Sójka

 

Hej June

 

 

***

Mam na imię June. Spacery po Liverpoolu to moje ulubione zajęcie. Mieszkam tu od kilku lat. Wyprowadziłam się z domu, uciekłam z głośnego i nerwowego centrum Londynu do trochę mniej hałaśliwego miasta. Mam 30 lat i od dwóch miesięcy jestem w związku z całkiem miłym chłopakiem, jednak z dnia na dzień tylko utwierdzam się w przekonaniu, że miał mi on służyć za świetny eksponat budujący poczucie towarzystwa. Wydawało mi się, że męczy mnie samotność. Chyba jednak nie jest to do końca prawdą skoro najwięcej przyjemności sprawiają mi samotne spacery po Liverpoolu z słuchawkami w uszach. On zresztą też mnie nie kocha. Dlaczego miałby mnie kochać? Nie jestem zbyt przyjazna, właściwie nie wiem dlaczego w ogóle zdecydował się ze mną być. Może z tego samego powodu co ja? Może czuł się samotny. Nie o tym jednak przyszło mi opowiadać tutaj dzisiaj. Nie nudny związek oparty na randkach zakończonych seksem, uprawianym zwykle z prostego powodu, braku tematów do rozmów, ma być tu rdzeniem opowieści. Opowiem wam o tym co mi się przydarzyło tydzień temu. Pewnie mi nie uwierzycie, pewnie uśmiechniecie się z politowaniem nad losem niespełnionej kobiety, która wymyśla sobie niestworzone przygody by zainteresować sobą innych. Myślcie sobie co chcecie. Nie musicie mi wierzyć. Nie mam dowodów na to by potwierdzić to co się stało. Nie mam po tym pamiątki, nie licząc świadectwa, które właśnie spisuję.

***

Myśleliście sobie kiedyś co powiecie kiedy spotkacie swojego idola? Jaką nawiązać rozmowę, gdy przypadkiem wpadniecie w pubie na Johnny’ego Deppa, spotkacie na zakupach Milę Kunis, albo Ryana Goslinga? Ja ciągle o tym myślę, układam potencjalne dialogi. Może i w Londynie miałam nawet szansę wpaść na jakąś sławę, nigdy to mi się jednak nie zdarzyło. Tutaj w Liverpoolu jest to jeszcze trudniejsze. Spaceruje sobie, słucham Beatlesów (bo czego można słuchać w Liverpoolu), których kocham od zawsze i układam rozmowy. Nie wiem co myślicie o fascynacji Beatlesami. Zapewne można powiedzieć, że nie jest to najpopularniejszy obecnie trend. Zespół rozpadł się lata przed moimi narodzinami, a Lennon zginął trzy lata przed tym jak moja matka wypchnęła mnie na świat, ale to jakoś mi nigdy nie przeszkadzało. Przetrwałam erę Spice Girls, denerwując się niebotycznie gdy słyszałam, że to nowi Beatlesi. Przetrwałam inne gwiazdy i gwiazdeczki. Przeczekuję to co teraz nam się serwuje i nieustannie wracam to tych klasycznych rytmów grających mi w uszach. Oczywiście słucham też innych wykonawców, nie jestem jakąś psychofanką, ale ostatnio wróciłam na łono ulubionego zespołu z wczesnej młodości i to oni mi towarzyszą w długich, często wielogodzinnych spacerach.

***

Jeden z takich spacerów zakończył się nieoczekiwanie. Była sobota. Wstałam bardzo wcześnie. Wieczorem miałam się spotkać ze Scottem. Mieliśmy iść do kina i coś zjeść, a potem zapewne do łóżka. Żenada. Miałam cały dzień dla siebie. Postanowiłam przemaszerować pół Liverpoolu i odwiedzić 251 Menlove Avenue czyli dom w którym wychował się John Lennon. Mieszkał tam z ciotką Mimi i jej mężem Georgem. Historia znana wszystkim fanom zespołu i tym, którzy oglądali film „Nowhere Boy”, choć akurat ten drugi nie jest uznawany za wiarygodne źródło. Już kiedyś tam byłam, jednak niezbyt dużo zapamiętałam. Kiedy wyszłam za próg swojego mieszkania z plecakiem na plecach i telefonem wypełnionym antologią muzyki zespołu The Beatles poczułam, że dzisiaj zdarzy się coś naprawdę ciekawego. Nie myliłam się.

***

Zmęczona dwu i półgodzinnym marszem usiadłam na chodniku. Po przeciwnej stronie ulicy stał dom w którym sypiał facet, który właśnie w moich słuchawkach wyśpiewywał, jako drugi wokal, „Hey Jude”. Zamknęłam oczy i uspokoiłam oddech. Poczekałam aż piosenka się skończy. Promienie słoneczne grzały mi plecy obleczone w cienki czarny sweterek, lekki wiaterek buszował w krótko przyciętych włosach i było mi dobrze. Jak na Anglię to był przepiękny dzień. Byłam bardzo szczęśliwa, że nie muszę dziś pracować. Co drugą sobotę miałam dyżury w klinice. Jestem pomocą weterynarza. Na szczęście tego dnia nie musiałam podawać zastrzyków rozeźlonym kotom z poharatanymi łapkami. „Hej Jude” dobiegło końca, a zanim zaczęła się następna piosenka usłyszałam:

– To zawsze była moja ulubiona piosenka… Oczywiście jeśli chodzi o kompozycje Paula. Wiesz, że napisał ją dla mnie?

Gwałtownie otworzyłam oczy i wyjęłam słuchawki z uszu. Nie należę do tych osób, którem rozwalają sobie bębenki zbyt głośnym słuchaniem muzyki, nie miałam więc pojęcia skąd mężczyzna, który odezwał się do mnie wiedział czego akurat słucham. Siedział dokładnie obok mnie, na chodniku, ze skrzyżowanymi nogami i papierosem w zębach. Miał sięgające ramion włosy, lenonki na nosie, brodę, workowatą bluzkę w zielono-brązowe wzory i żółte dzwony. Wyglądał dokładnie jak John Lennon. Siedziałam tak zbita z tropu i patrzyłam na niego. Pomyślałam, że pewnie wynajęli sobowtóra muzyka by przechadzał się dookoła domu i wprawiał w osłupienie turystów. Uśmiechnęłam się w końcu.

– Skąd wiesz czego słuchałam? – zapytałam

– Mam całkiem niezły słuch. To obowiązkowe w mojej pracy. Jestem w końcu muzykiem. John Lennon. – przedstawił się i podał mi dłoń. Ujęłam ją z głupim uśmiechem.

– John Lennon nie żyje od trzydziestu dwóch lat! – zauważyłam inteligentnie

– Niezupełnie, zastrzelili mnie w grudniu, jest maj 2012, więc od trzydziestu jeden i kilku miesięcy. – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.

– Jesteś aktorem tak?

– Przecież ci mówię, że muzykiem. Powinnaś mnie znać. Siedzisz przed moim domem z dzieciństwa, na uszach masz coś w rodzaju wężyków, z których płyną dźwięki „Hey Jude”, pomyślałem, że ty na pewno mnie rozpoznasz. Zresztą już ci się przedstawiłem. – wyglądał na poirytowanego. Wstał, przeszedł się kawałek wzdłuż chodnika i usiadł znowu.

– Przecież Lennon nie żyje! – teraz to ja byłam poirytowana, co to za człowiek? Próbuje mi wmówić, że jest zmartwychwstałym Lennonem. O wariatów nie trudno.

– Ja wiem, że nie żyję. Wiem to wszystko, po prostu wróciłem sobie na jakiś czas, zobaczyć jak brzydko starzeje się McCartney, jak to wszystko wygląda dzisiaj, czy ludzie jeszcze o mnie pamiętają… – popatrzył mi w oczy i choć moja racjonalna strona krzyczała jak szalona, że to wariat, człowiek chory psychicznie, który stanowi dla mnie zagrożenie, to druga strona, ta odpowiadająca za czucie powiedziała mi, że on nie kłamie. Dotarło do mnie, że faktycznie siedzę na chodniku zaraz obok legendy światowej sceny muzycznej. Nieżyjącego od lat Johnna Lennona.

Mówiłam, że mi nie uwierzycie.

***

Spacerowałam dalej, przy moim boku szła legenda i rozmawialiśmy o odtwarzaczu multimedialnym w moim telefonie komórkowym.

– Nie mogę uwierzyć, że robią teraz takie małe słuchawki. Czy to nie szkodzi na słuch? – dopytywał się

– Dziś wszystko szkodzi na wszystko. – wzruszyłam ramionami

– Jak to jest możliwe, że kilka płyt z muzyką mieści się w takim małym odtwarzaczu! Jak teraz wyglądają płyty? Muszą być naprawdę malutkie. Otworzysz i pokarzesz?

Patrzyłam na niego nie rozumiejąc o co dokładnie mu chodzi. W końcu dotarło do mnie, że dla niego nośnikiem muzyki musi być płyta, nigdy nie słyszał o pendrivach, gigabajtach i mp trójkach.

– Jezu, czy wy w tych zaświatach nie macie żadnego podglądu na ziemię?

– Nie mamy, zresztą… kto by tam patrzył… mamy ciekawsze rzeczy do roboty, ale nie mogę ci nic mówić, jest zakaz.

– Co, Jezus powiedział: dobra Lennon, leć na te ziemie na parę dni, rozejrzyj się, poderwij jakąś laskę, ale nic nikomu nie mów bo będą masowe samobójstwa?

Uśmiechnął się pod nosem.

– Coś w tym rodzaju.

– Mi się jednak coś zdaje, że jesteś oszustem.

– Przecież wiem, że wiesz, że nie kłamię.

– Skąd?

– Czuję to…

Wzruszyłam ramionami. Właśnie w tej chwili rozległo się donośne „I want to hold your hand”, które było ustawione na dzwonek. Odebrałam, to był Scott.

– Cześć, co robisz? – odezwał się znajomy znudzony głos

– Spaceruję z Johnnem Lennonem po Liverpoolu, chyba zaraz pójdziemy coś zjeść… – wypaliła

– Znowu słuchasz tych beatlesów? Jejku… ile można… dorośnij wreszcie. Zresztą nieważne, słuchaj sobie czego tam chcesz, dzwonię bo wieczorem jestem zajęty… yyy… jutro też nie mam czasu… pomagam siostrze. Spotkajmy się w tygodniu, dobrze?

– Odwołujesz randkę? – upewniła się

– Byliśmy umówieni? Och… przepraszam… wiesz to nagły wypadek. Pękła jej rura, ma powódź w domu.

– Dobra, dobra. – byłam pewna, że w tle usłyszałam kobiecy chichot – Może mogę jakoś pomóc? – zapytałam.

– Nie, nie, nie. Poradzę sobie. Spotkamy się we wtorek… o 20?

– Ok. To do wtorku.

– Cześć.

Lennon wpatrywał się we mnie osłupiony.

– To był mój chłopak. Chyba mnie zdradza. – powiedziałam jakbym mówiła „pyta się jakie masło ma kupić”.

– To jest również telefon! – prawie wykrzyknął – No tak mogłem się domyślić po tych cyfrach…

– Widzę, że postęp technologiczny naprawdę cię fascynuje…

– E… spodziewałem się co prawda latających samochodów, ale to też jest ekstra.

– Latające samochody… naoglądałeś się „Powrotu do przyszłości 2”?

– Czego?

– A prawda, ten film powstał z 6 lat po twojej śmierci. – upomniałam sama siebie. – To naprawdę zadziwiające, że wypowiedziałam to zdanie. Padam z głodu. Idziemy coś zjeść?

– Sporo przegapiłem…

– No wszystkiego nie nadrobisz w tych kilka dni… Czy mogę zapytać do kiedy tu będziesz…? Na ile „przyjechałeś”?

– Sam nie wiem. Tam trochę inaczej płynie czas. Będę wiedział kiedy mam wracać. Też jestem głodny. Zjadłbym ogromnego soczystego hamburgera.

Popatrzyłam na niego zdziwiona.

– Myślałam, że jesteś wegetarianinem.

– Pfff… przez te trzydzieści jeden lat zmieniłem nieco poglądy. Niech to ci wystarczy.

Nie byłam zszokowana. Zaprowadziłam go do świetnego lokalu gdzie hamburgery robione są z prawdziwego mięsa, a dodatki są świeże, sprowadzane z okolicznych farm. No i mają tam najlepsze frytki w mieście. Kocham frytki.

***

Popijaliśmy colę z dużych plastikowych kubków i jedliśmy. Patrzyłam na siedzącego przede mną Johnna Lennona dziwiącego się głośno na widok terminala do kart płatniczych.

– Nie boicie się, że was namierzą? Że będą znać każdy wasz krok?

– Trochę się boimy, ale to zbyt komfortowe by się przejmować. – wzruszyłam ramionami – Dziś inwigilacja nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Sama nie wiem dlaczego, chyba nie do końca wierzymy, że ktoś chciałby nas śledzić. Sami udostępniamy światu swoje dane, wrzucamy do sieci zdjęcia naszych dzieci w kąpieli i nie martwimy się, że jakiś pedofil je ściągnie i zwali sobie przy nich konia.

Lennonowi frytka stanęła w gardle, kaszlnął i uderzył się pięścią w pierś.

– Przepraszam, dawno nie przełykałem. – wytłumaczył się – O czym ty mówisz? Do jakiej sieci? Jak inni się do nich dostają? Włamują się?

– Ech… niezupełnie. Wiesz co to jest internet? – zapytałam, pokręcił głową. – A komputer?

– A to wiem, to taka maszyna licząca? Mieli to w firmach…

– No to teraz każdy ma swój komputer, niektórzy nawet kilka sztuk, w domu,  a każdy z tych komputerów bije te z lat 70 tych na głowę. Powstał internet. Bezprzewodowa sieć łącząca te komputery, umożliwiająca wymianę danych… Zresztą, nie umiem ci opowiedzieć. Po prostu ci to pokażę. Zapraszam cię do siebie. Mój chłopak zapewne spędzi popołudnie z jakąś lafiryndą, więc nie mam żadnych wyrzutów sumienia.

– Nie wyglądacie na zżytą parę?

Nic na to nie odpowiedziałam. John Lennon chyba nie jest odpowiednią osobą do zwierzeń. Zauważył, że wolę unikać tego tematu i popatrzył przez okno jadłodajni. Przechadzali się przed nim czarni nastolatkowie w obszernych bluzach, workowatych spodniach i sportowych butach. Zapewne rzadki widok dla kogoś takiego jak mój towarzysz.

– Pojedziemy do ciebie autobusem? Mam dość spacerów jak na jeden dzień…

***

Trochę się bałam pokazywać mu to wszystko, zwłaszcza, że przez całą drogę do mieszkania John (tak, przeszłam na „ty” z Lennonem!) rozpływał się nad tym jaka to teraz muzyka musi być wspaniała skoro ludzie mają tyle możliwości. Każdy może się nagrać w domu, wrzucić do internetu, dać się oceniać innym, dać się odkryć. Nie miałam serca mu powiedzieć, że to wygląda trochę inaczej. Żenujących klipów o kotach, podpalaniu bąków i zjadaniu całej łyżki cynamonu naraz jest więcej niż wartościowych treści. Wiedziałam że się załamie kupiłam więc po drodze butelkę, wróć, dwie butelki czerwonego wina i gotowe przekąski. Nie jestem dobrą kucharką, głównie jadam na mieście i nie miałam zamiaru gotować nawet dla takiej legendy.

Komputer bardzo mu się spodobał, nie mógł tylko uwierzyć, że jest taki maleńki. Mam laptopa. Zanim go włączyłam upewniłam się że mój gość ma pełen kieliszek i zaczęłam bawić się w przewodnika po wirtualnym świecie. Pokazałam mu strony informacyjne, pokazałam jak krzykliwe tytuły zachęcają do kliknięcia w dany artykuł. Pokazałam jak mierne treści zwykle się za nimi kryją. Nie był zadowolony. Aby poprawić mu humor weszłam na międzynarodową stronę wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek słuchali muzyki. Na youtube. Po prawej stronie ekranu pojawiły się przygotowane dla mnie propozycje, na kilku miniaturkach widniała twarz Lennona więc ten aż podskoczył.

– To ja! – wykrzyknął i polał odrobiną wina swoje żółte dzwony, zaproponowałam, że je upiorę, ale machnął ręką.

– Oczywiście, że ty, ludzie nadal cię słuchają… Piosenki beatlesów, oraz twoje z okresu gdy śpiewałeś solo, jest wszystko. To są akurat moje propozycje. Internet wybiera mi to co „może mi się spodobać”. Zobacz…

Kliknęłam w pierwszą lepszą miniaturkę i na ekranie pojawił się Lennon śpiewający „All you need is love”. Posłuchaliśmy. Kiedy pojawiły się propozycje była też wśród nich piosenka „Angie” Stonsów. Lennon wzdrygnął się.

– Tych też się ciągle słucha?

Uśmiechnęłam się, Stonesi, dziadkowie rocka.

– Oni jeszcze koncertują. Ciągle nagrywają nowy materiał…

– Chromolisz!

Zaśmiałam się szczerze. Nikt jeszcze mi nie powiedział, że „chromolę”. Siedział przez chwilę i patrzył na swoje stopy, po czym zapytał czy 8 milionów wyświetleń to dużo. Skinęłam głową bez przekonania.

– Twój syn kręcił z jego córką. – wskazałam Jaggera

– Nie chcę w to wierzyć.

– Rzuciła go.

– Nie chcę tego wiedzieć. Pokaż mi co jest teraz na topie, chce zobaczyć, usłyszeć, czego się teraz słucha.

– Jesteś pewien, że tego chcesz? To może nie być dla ciebie zbyt miłe… Widzisz, wiele osób uważa, że muzyka zeszła do rynsztoka, a wśród popularnej sieczki nie ma niczego czego można by słuchać bez bólu uszu.

– Oj tam… zawsze tak mówili…

– Tak, ale tym razem mają rację.

– Nie mogę w to uwierzyć, przecież musi być masa utalentowanych ludzi. Zawsze byli.

– Tak, są… ale zniechęcają się gdy nikt nie chce ich słuchać wybierając takie utwory jak ten.

Włączyłam przebój Michaela Telo „Ai Se Eu Te Pego”, który miał ponad trzysta milionów wyświetleń.

– Napij się wina – zaproponowałam patrząc z niepokojem jak Lennon zaciska usta w wąską wstążeczkę, niczym rodzic, który zobaczył, że jego synek znów bawi się jego teczką z dokumentami.

– To? Serio? To ma więcej wyświetleń? Boże! Trzysta milionów! To jest jakaś paranoja. Dawaj coś jeszcze. –powiedział, osuszył kieliszek i ponownie go napełnił.

– Mam coś brytyjskiego. Nowy zespół, za którym szaleją nastolatki, porównują go stale do beatlesów, i nie obraź się, powstało kilka artykułów tłumaczących dlaczego oni są od was lepsi.

Włączyłam przebój One Dirction „What makes you beautiful” i Lennon spasował. Powiedział, żebym już przestała. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. W końcu po trzech lampkach wina zdecydowałam się zadać pytanie, które dręczyło mnie od chwili gdy zaczęłam wierzyć, że to prawdziwy John Lennon.

– Czemu przyszedłeś z zaświatów prosto do mnie, a nie do Yoko Ono, swoich dzieci czy choćby McCartneya?

– Nie wolno mi się im pokazać. – odpowiedział i rozpłakał się.

***

Patrzenie jak Lennon płacze jest porównywalne do patrzenia ja Królowa Matka uprawia seks. Nie wiadomo jak się zachować. Siedziałam i gapiłam się na niego niepewnie. Na szczęście szybko się uspokoił i dopił wino tym samym kończąc pierwszą tego wieczoru butelkę.

– Wiesz… – powiedziałam – oni wszyscy są sławni, możemy poszukać ich zdjęć, informacji o nich w internecie… Jeśli tylko sobie tego życzysz.

– Życzę sobie czegoś innego. Czegoś czego pozbawiła mnie bezcielesność.

Wzruszyłam ramionami pewna, że chodzi o jakieś narkotyki.

– Nie wiem nawet jak dostać trawę. Trafiłeś na kiepską partię jeśli chodzi o ćpanie.

Machnął ręką zniecierpliwiony.

– Chodzi mi o seks.

Zrobiłam wielkie oczy. Niecodziennie John Lennon proponuje ci akt fizycznej miłości.

– Chwileczkę… czegoś tu nie rozumiem… Wolno ci się ze mną kochać, a nie możesz powiedzieć nawet „cześć” swojej żonie. To jakby trochę…

– Nie po bożemu?

– Dokładnie, a poza tym, to pytanie… jest takie niebrytyjskie.

Zaśmiał się szczerze, a potem mnie pocałował. Bałam się tego okropnie i siedziałam sztywna spodziewając się odoru zombie, albo smaku popsutego, rozkładającego się mięsa. Nie wiem czemu nagle poczułam strach. Nic złego się jednak nie zdarzyło, a ja doznałam miłego dreszczyku, kiedy dotknął mojej szyi. Przytuliłam się do niego i już po chwili pochłonęło nas pożądanie. Delikatny materiał mojej bluzeczki ustąpił i jego oczom ukazał się biały prosty stanik wypełniony niezbyt dużymi piersiami. Natychmiast zaczął je całować, a ja poddałam się całkowicie. Ani przez chwilę nie pomyślałam o Scottcie, a później nie miałam najmniejszych wyrzutów sumienia. To chyba najlepszy dowód na to, że nie jestem mu przeznaczona. 

***

Leżeliśmy razem na łóżku, nadzy, przykryci tylko prześcieradłem i oglądaliśmy telewizję. W pewnym momencie zaczął się „X-Factor”. Jak możecie się domyślić John z miejsca zainteresował się formułą programu i tym na jakiej zasadzie podejmowane są wybory. Cierpliwie odpowiadałam na kolejne pytania, chociaż nie przepadam za programami typu talent show. Nie wiedziałam nic o castingach, ani o zwycięzcach poprzednich edycji, wyjaśniłam, że nie śledzę wszystkiego co się dzieje w brytyjskim przemyśle muzycznym.

– Powinienem tam wystąpić! Zdecydowanie! Przypomnę wszystkim czym jest prawdziwa muzyka. Rock & roll, ożyje i będzie miał się dobrze.

– Jesteś pewny, że zdążysz wygrać całą edycję zanim będziesz musiał powrócić… no wiesz… tam skąd przyszedłeś…

– Nie wiem, ale muszę spróbować.

Wyskoczył nagi z łóżka, zapalił papierosa i zaczął przechadzać się po mojej niewielkiej sypialni. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, w takich chwilach jak ta uderzało mnie z kim właśnie jestem.

– Tak… muszę kupić gitarę i tam pojechać. To na pewno w Londynie? To musi być tam. Pojadę tam jutro z samego rana…

– Chwila, chwila… troszkę spokoju. Nie wiadomo kiedy będą przesłuchania, czy można się jeszcze zgłaszać, nic nie wiem.

– Musimy kupić gazetę – zaczął mówić, wciągając swoje żółte dzwony na gołe ciało – tam będą ogłoszenia.

Złapałam się za głowę. Ten człowiek ciągle nie rozumie potęgi internetu. Wyszłam z łóżka i wciągnęłam duży T-shirt przez głowę. Lennon spojrzał na mnie krytycznie, okazało się bowiem że to koszulka z zespołem Queen.

– No co! Przecież to najgenialniejszy zespół wszechczasów! – żachnęłam się. Tak samo popatrzył na mnie kiedyś Scott – tylko, że on by wolał by moją koszulkę zdobił Bruno Mars, albo ktoś w tym stylu. Nie pomyślałam, że ranię Lennona. W końcu zaczerwieniłam się jak burak i zmieniłam koszulkę na podobną tylko z wizerunkiem Garego Oldmana w roli z filmu o Harrym Potterze. 

– A to co za pajac? Jakaś nowa gwiazda? Hmm? Nie masz koszulki ze starym dobrym Lennonem co?

– Chyba nie poprawi mojej sytuacji fakt, że mam taka z McCartneyem? – zapytałam niewinnie. Niezły był z niego samolub. No cóż, czy to nie on przypadkiem ogłaszał, że jest sławniejszy od Jezusa? Chyba on. Zaczęło mi się podobać takie niewinne wkurzanie postaci kultowej. Wcale nie mam koszulki z Paulem.

***

W internecie błyskawicznie znaleźliśmy informacje na temat programu. Natychmiast wysłaliśmy zgłoszenie Johna drogą mailową. Pożyczyłam mu swoje dane. Na tą chwilę stał się June Masterson. Imię June można na siłę podciągnąć pod męskie, więc nie było wielkiego problemu. Drogą mailową powiadomiono nas, że mamy się stawić w wyznaczonym miejscu, we wtorek o 8 rano. To wyznaczone miejsce było oczywiście w Londynie. Obiecałam, że postaram się o dzień wolnego i z nim pojadę. Pozwoliłam mu tymczasowo zamieszkać u mnie. Późnym popołudniem poszliśmy do sklepu muzycznego z którego wróciliśmy z pięknym akustykiem. John grał na nim cały wieczór, a ja go słuchałam. Miałam prywatny koncert, o którym trzydzieści kilka lat temu, marzyły całe tłumy kobiet.

W niedzielę po południu śpiew mojego gościa zaczął mnie męczyć, a wieczorem nie mogłam już go znieść. Cieszyłam się, gdy następowały przerwy na jedzenie. Przez te kilka dni usłyszałam całą dyskografię beatlesów i przegląd solowej kariery Lennona przeplatane płaczem i wspomnieniami ubranymi w słowa i westchnienia.

W poniedziałek rano byłam niemal szczęśliwa, że idę do pracy. Nie miałam większego problemu z urlopem na następny dzień, bo nie mieliśmy w planach większych zabiegów. Kiedy wróciłam do mieszkania z gorącym pudłem, w którym leżała parująca pizza zastałam Lennona przed komputerem ze łzami w oczach.

– Nie byłem dobrym ojcem. – rzekł na powitanie.

Wzruszyłam ramionami.

– Mój ojciec tez jest kiepski i z tego co wiem raczej nad tym nie rozpacza. – powiedziałam – Siadaj i jedz. Zaraz jedziemy do Londynu.

– Nie jestem pewien…– zaczął.

Wkurzyłam się.

– Masz zamiar się mazać? Płakać? Po to wróciłeś na ziemię? By teraz ze wszystkiego zrezygnować i płakać nad zdjęciami synów?

– Nie powinienem odcinać się od Juliana po rozstaniu z Cyntią… wiesz? To nie była jego sprawa, nie jego problem. Teraz prowadzi restaurację. Restaurację!

– To całkiem niezły biznes…

– A Sean? Zajmuje się muzyką, ale to co robi nie podoba mi się ani trochę. Poza tym nikt go właściwie nie zna. Żyje w cieniu taty i mamy.

– Jak wielu ludzi… Naprawdę, nie przejmuj się. Tak to bywa. Twoje dzieci mogły trafić gorzej. Pamiętasz Janis Joplin? Zdolni i wspaniali ciągle giną i umierają. Spójrz na siebie. Chciałbyś by twoje dzieci podzieliły twój los? – postanowiłam, że postawię tego hipisa na nogi.

– Nie. – wyszeptał ze spuszczoną głową, jak dziecko, które zostało skarcone przez mamę za niepilnowanie pieska. W Johnie było jeszcze mnóstwo z dzieciaka. Trudno było uwierzyć, że ma dorosłych synów. – Jedzmy i szykujmy się do wyjazdu. – zdecydował spokojnie.

***

Noc spędzaliśmy w hotelu. Długo nie mogliśmy się zdecydować na położenie się do łóżka. John niesamowicie ekscytował się wizją dnia następnego, a mi ten nastrój się udzielił. W pewnej chwili zaczęłam wierzyć, że mu się uda, że to będzie przełomowa chwila w przemyśle muzycznym. Brytyjczycy, a za nimi cały świat poznają się na nowo na muzyce lat 60 tych i 70 tych. Powróci złoty wiek melodii… Nie powiedziałam Lennonowi, że One Direction zostało odkryte właśnie w tym programie. Chłopaki odrzuceni gdy śpiewali każdy z osobna zrobili oszałamiająca karierę gdy połączyli siły.

Oni są produktem. – pomyślałam wsłuchując się w „Imagine” śpiewane przez mężczyznę siedzącego na dużym, czystym łóżku. Bardzo chciałam by doceniono tych, którzy kochają muzykę, a nie tylko tych którzy na muzyce umieją zarabiać.

Tak bardzo chciałam by się udało. Bez względu na to, co przeczuwałam. Czego się bałam.

– Co zaśpiewasz jutro?

Uśmiechnął się tajemniczo.

– Nie chcesz powiedzieć? Hm? Coś tylko swojego, czy coś z repertuaru The Beatles? – dopytywałam się i przysuwałam coraz bliżej. W końcu wzięłam gitarę z jego ręki i odłożyłam na bok. Popatrzył mi w oczy i pocałował. Kochaliśmy się długo i cały akt można było porównać do walki, szamotania czy nerwowej przepychanki. Kiedy skończyliśmy leżałam w jego ramionach. W pewnej chwili odezwał się.

– Zaśpiewam „Penny Lane”.

Uśmiechnęłam się.

– Lubię tą piosenkę.

– Ja też. –dodał, a potem zasnęliśmy. Księżyc zaglądał do naszego pokoju przez pozbawione zasłon okno.  

***

Śniadanie zjedliśmy o siódmej rano. Choć „zjedliśmy” to troszkę duże słowo. Ja zjadłam kanapkę z serem i pomidorem, choć była tylko dodatkiem do talerza jajecznicy i wypiłam herbatę. John poprzestał na samej herbacie. Byłam przerażona gdy zobaczyłam ile cukru nasypał do filiżanki. Zapewne postanowił, że w ten sposób dostarczy energii organizmowi. Nie miałam pojęcia, czy to działa, tyle się teraz można nasłuchać o zdrowym trybie życia, o cudotwórczych otrębach i ciemnych chlebie, że już nie wiadomo, czy cukier ciągle krzepi. Nie miałam jednak ochoty by opowiadać teraz o tym Johnowi. I tak by mnie nie słuchał. Siedział wpatrzony w ulicę Londynu, która za oknem wrzała od życia.

– Londyn bardzo się zmienił… – powiedział zapalając kolejnego papierosa.

Naprawdę cudem znaleźliśmy knajpę w której było miejsce dla palaczy.

– Kiedyś było tu tak smutno. Teraz jest kolorowy i…

– Głośny?

– Mhm…

– Moi rodzice tu mieszkają. Wychowałam się w Londynie.

– Naprawdę? Uciekłaś z Londynu do Liverpoolu?

– Tak jakoś…

– Za moich czasów ucieczki przebiegały w odwrotnym kierunku.

Uśmiechnęłam się.

– To nie do końca się zmieniło. Ja jestem po prostu nieco… inna…

– No tak. W końcu słuchasz beatlesów. – uśmiechnął się pod nosem – Nigdy nie sądziłem, że będą nas słuchać outsiderzy.

– No bez przesady… Nie jestem znowu taka do tyłu. – rzuciłam niby od niechcenia – gust to jeszcze nie margines społeczny!

– Dzięki Bogu… – wytarł usta w serwetkę, choć nie miał prawa ich ubrudzić– czas się zbierać. Mamy niewiele czasu.

***

John czekał na swoją kolej do 11. Staliśmy w holu i czekaliśmy aż wywołają jego (czyli moje) nazwisko. Kiedy wreszcie wszedł na scenę i usłyszał oklaski widowni, ja stałam za kulisem filmowana przez jakąś głupią kamerę. Oczami wyobraźni widziałam się w telewizorze. Nie wiedziałam, że wcale się tam nie zobaczę. Występ Lennona, nie został pokazany. Był mało interesujący.

Zaśpiewał świetnie. Prosto z serca. To co usłyszał od jury musiało nim kompletnie wstrząsnąć.

– Słuchaj… Nie powinieneś tak perfidnie zrzynać z wykonania beatlesów. – powiedział jeden z członków – Kompletnie nic z siebie nie dałeś. Możesz śpiewać na jakiś wiejskich festynach, ale kompletnie nie nadajesz się na gwiazdę.

Miałam łzy w oczach. Jedna z wypindrzonych babek, które wyglądają dużo lepiej gdy dzieli nas od nich szklany ekran powiedziała.

– Pierwszy raz słyszę tą piosenkę. Uważam, że jesteś mentalnie za stary by śpiewać. Obudź się, już nie mamy lat 70 tych.

Widownia powitała ten komentarz salwą śmiechu. Lennon. John Lennon usłyszał 3 razy NIE i zszedł ze sceny. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wydawał się spokojny. Uśmiechnął się tylko do mnie i powiedział:

– Przecież to banda dupków… To nie miejsce dla mnie.

Wyszliśmy na ulicę. Zjedliśmy lunch w małej restauracyjce i wróciliśmy do domu.

– Czy to nie dziś idziesz na randkę ze swoim chłopakiem? – zapytał gdy w milczeniu oglądaliśmy telewizję.

– Jezu… faktycznie. Całkiem zapomniałam.

– Powiesz mu o nas?

– Czy przyznam się, że zdradziłam go z Johnem Lennonem?

– Mniej więcej.

– Chyba jeszcze nie dziś.

– Rozumiem.

Uszykowałam się i wyszłam z domu. Randka była okropna. Nie wiedziałam co ze sobą robić. Scott mnie krytykował, zauważył teatralnie, że chyba przytyłam i że powinnam zapisać się na siłownię. Ja nigdy nie powiedziałam złego słowa na jego piwny brzuszek. Poza tym mam doskonałą kondycję i naprawdę nie należę do osób z nadwagą. To dzięki długim spacerom. Wiedziałam, że muszę z nim zerwać. Nie zrobiłam jednak tego do dziś.

Nawet teraz gdy Lennon jest tylko wspomnieniem, ja nie umiem zebrać się na odwagę by go rzucić. Wiem… dupa wołowa ze mnie.

Niedługo to zrobię.

Tego wieczora nie zastałam Johna w domu. Nie widziałam go od tego czasu i trochę tęsknię. Choć wszystko wygląda tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Nie ma nawet gitary, którą kupiliśmy. Nie ma po nim śladu. Pewnie wrócił tam skąd przyszedł. Na swoje miejsce.

Wiem, że ja też odnajdę swoje. Prędzej czy później.

 

 

Ostrów Wielkopolski

13.1.2013

 

 

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł, ale słabo znam się na muzyce, więc pewnie większość smaczków mi umknęła.

Z wykonaniem gorzej. Interpunkcja kuleje – jeśli masz w zdaniu dwa czasowniki, to potrzebujesz dobrego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem. Robisz błędy w zapisie dialogów, zajrzyj tutaj. Dlaczego “Beatlesi” małą literą?

Mam 30 lat i od dwóch miesięcy jestem w związku z całkiem miłym chłopakiem,

Liczby raczej piszemy słownie.

– Spaceruję z Johnnem Lennonem po Liverpoolu, chyba zaraz pójdziemy coś zjeść… – wypaliła

No końcu zabrakło dwóch rzeczy.

Na tą chwilę stał się June Masterson.

Tę chwilę.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka