- Opowiadanie: Olaf Kan - Droga, sny i lęki

Droga, sny i lęki

Sny mogą pokazywać nam czego się obawiamy, czego pragniemy. Możliwe, że sny są mową podświadomości, której czasem nie pamiętamy, czasem nie rozumiemy, lecz ona nadal do nas przemawia.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Droga, sny i lęki

Adam wziął bilet od kierowcy i ruszył przed siebie, rozglądając się za wolnym miejscem, a torba, którą trzymał w ręku, obijała się o fotele w wąskim przejściu. Młodzieniec usiadł za tylnym wejściem, bagaż położył obok nóg, po czym główne światło pod dachem zgasło, a kierowca włączył silnik. Autobus ruszył. Paliły się jedynie małe lampki przy podłodze, tworząc półmrok w środku. Adam powiódł wzrokiem po fotelach i dostrzegł czubki głów siedzących przed sobą ludzi.

Młodzieniec nie mógł doczekać się końca podróży, lecz jednocześnie się go obawiał. Było to sprzeczne połączenie, spowodowane jego niepewnymi odczuciami związanymi z przyszłością.

Założył na uszy słuchawki, włączył ścieżkę dźwiękową thrillera science fiction: Mechanizm lęku. Następnie półleżąc w fotelu, skupił się na muzyce. Melodia była wolna, lecz nastrojowa i poważna. Na myśli nasuwał się obraz toczącej się po podłodze metalowej kulki, która zaraz miała się zatrzymać, a wszystko działo się w ciemnym pomieszczeniu.

Adam oparł głowę o zaparowaną szybę, trwała za nią ciemność wieczoru, która tego dnia była jakaś podstępna, chciwa, niebezpieczna, jakby tylko czekała, kiedy ktoś w niej zbłądzi i w jej mrocznym wnętrzu nie zauważy przepaści..

Nagle.. W autobusie został tylko Adam, a karoseria pojazdu z dźwiękiem miażdżonego metalu zaczęła się kurczyć. Z serią inwazyjnych trzasków pękały szyby, a tysiące szklanych okruchów waliły się na fotele, które zgniatane, wchodziły na siebie.

Przestrzeń zmniejszała się nieprzerwanie. Adam w strachu zerwał się z miejsca i podbiegł do tylnego wyjścia. Niestety drzwi nie tylko były zamknięte, ale i dziwnie nienaruszone. Młodzieniec spojrzał w bok, przed nim znajdował się już mały wylot, za którym dostrzegł drugą połowę autobusu.

Biegiem ruszył przed siebie i wskoczył w sam środek otworu, jego ciało przeszło do połowy, po czym zatrzymało się na biodrach, a młodzieniec odrywając głowę od zimnej szyby ocknął się z lękiem. Zdezorientowany rozejrzał się dookoła, wszystko było na swoim miejscu. W autobusie panował spokój, który odrobinę burzył warkot starego silnika.

Strach nadal przeważał w głowie Adama. Rękawem kurtki starł parę z szyby, aby zobaczyć, w którym miejscu podróży się znajduje. Nie był jeszcze nawet w połowie drogi.

Jego powieki nakryły oczy, a obawy jakby minęły. Stały się filigranowe i niewidzialne, jak pyłki w powietrzu, po czym osunęły się w próżnię i trwały w tej pustce bezwiednie, bez świadomości ich właściciela. Lecz nagle jego sen przywrócił je do życia i stały się rzeczywiste, jak chłód panującej za szybą zimy, jak nagie drzewa ogołocone z koron, jak zmarznięta ziemia wokół pni.

I strachy przybrały postać olbrzyma, a jego wielka łapa zaczęła zaciskać się na autobusie. Powoli gniótł się metalowy szkielet. Karoseria nie stanowiła żadnego wyzwania dla czarnych paluchów.

Adam widząc to, wstał z miejsca i kierowany lękiem zaczął stawiać pierwsze kroki. Ku jego zdziwieniu robił to bardzo powoli, jakby w butach miał kamienie, a nogi ważyły tony. Choć siłą woli bezustannie napierał na kończyny i mięśnie, to nie odzwierciedlało się to w rzeczywistości.

Autobus przypominał kształtem klepsydrę, a na jej środku z mocą zaciskały się paluchy olbrzyma.

Mimo ślimaczego tempa, Adam był już przy wylocie, właśnie chciał się przeciskać na drugą stronę, lecz w tylnych drzwiach pękła szyba, powstały wir wessał młodzieńca, a ten zaczął opadać w ciemność, w której nagle rozbrzmiała piosenka i Adam zbudził się. Czuł, jak autobusem trzęsie na dziurach. Ujrzał nikłe światło przy podłodze. Słyszał muzykę, płynącą ze słuchawek, a także rozmowę telefoniczną, któregoś z pasażerów. Spojrzał przez szybę, po widoku wiedział, że autobus pokonał już połowę trasy, mijane budynki i wsie były mu znajome. Poczuł się dziwnie spokojnie, dawne mary ulotniły się, a puste miejsce po nich wypełniła ulga.

Zamknął oczy i skupił się na muzyce, a czarna łapa olbrzyma ponownie chwyciła autobus. Wnętrze zaczęło pękać, drzeć się, łamać. Tysiące szklanych odłamków toczyło się po ciemnożółtych gąbkach miażdżonych foteli.

Lecz Adam mimo niebezpieczeństwa zachowywał spokój, ten cały dynamiczny proces wokół, wydał mu się dziwnie znajomy. Bez ogródek wstał i ruszył w stronę wylotu. Jego ruchy były swobodne, a kolejne kroki stawiał lekko. Minął tylne drzwi, które pozostały nietknięte, po czym doszedł do celu. Dziura była jeszcze całkiem duża, wystarczyło że się schyli i bez problemu przejdzie na drugą stronę.

Lecz nagle obok młodzieńca wyrósł jego sobowtór. Klon z posągową miną chwycił swój pierwowzór za ubranie i napierając cofnął go parę metrów, po czym wepchnął z siłą w tylne drzwi autobusu, a Adam obudził się z jękiem. Pasażerowie siedzieli spokojnie na swoich miejscach.

W umyśle czuł obawy. Odruchowo spojrzał przez szybę. Otoczenie rozpoznawał doskonale, wiedział, że jest około 20. kilometrów od swojego miasta. Myślał, co zacznie robić, kiedy będzie na miejscu, obawiał się tego, ale i wyczekiwał.

Zamknął oczy, aby jeszcze bardziej skupić się na swoich celach i wtem został w autobusie jedyny. Wnętrze zaczęło się zmniejszać. Hałas. Wokół metalowa miazga i szkło. Lecz już się nie bał, wiedział co ma robić. Spokojnie wstał, po czym ruszył do przodu. Minął tylne drzwi, a gdy doszedł do wylotu, otwór był na tyle duży, że Adam przeszedł na drugą stronę nawet się nie pochylając. Następnie usiadł na miejscu kierowcy, chwycił kierownicę, lecz ona nie wystawała z deski rozdzielczej, a wyrastała z biurka, na którym znajdowały się klawiatura i monitor, a przed sobą nie miał szyby i za nią ulicy, tylko beżową ścianę swojego pokoju.

Dotarł do celu, autobus.

Koniec

Komentarze

Liczebniki słownie!

Ummm… Że niby protagonista napisał o autobusie, śniąc sen o śnie?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam, bo login zobowiązuje ;)

Wiem, jak zakręcone potrafią być sny. I jak trudno ująć je w słowa.

Szczerze – nie wiem, jaki był Twój zamiar i przesłanie. Końcówka jednak wytrąciła mnie z pewnego toru myślenia i zrozumienia i się wykoleiłam. Nie wiem, gdzie Adam był, co śnił, i czy w ogóle śnił, czy tylko pisał o jeździe i śnie.

Chyba łatwiej będzie mi wypowiedzieć się coś więcej o wykonaniu.

 Masz w tekście sporo dziwnych sformułowań, wynikających z szyku wyrazów i ich połączeń, np.

Paliły się jedynie małe lampki przy podłodze, tworząc półmrok w środku.

Lampki raczej tworzą światło niż półmrok. Szyk drugiej części zdania powoduje, że mam ochotę zapytać – a gdzie podziało się zakończenie zdania? Środek czego?

Adam powiódł wzrokiem po fotelach i dostrzegł czubki głów siedzących przed sobą ludzi.

Raczej przed nim

Na myśli nasuwał się obraz toczącej się po podłodze metalowej kulki, która zaraz miała się zatrzymać, a wszystko działo się w ciemnym pomieszczeniu.

Tu już – jak rozumiem – miało narastać napięcie. Tak to przynajmniej widzę. Jednak zacytowane zdanie  nie wzbudza żadnych emocji. Po pierwsze kolejność – zaczęłabym od ciemnego pomieszczenia. Potem może jakieś słowo lub dwa po jakiej podłodze (drewnianej? panelach? płytach kamiennych? chodniku?) toczy się ta kulka. I rozbiłabym to na kilka zdań.

Jego powieki nakryły oczy

Jego jest zbędne, do tego zmieniłabym szyk lub czasownik

 

Masz też powtórzenia – np. ciemne pomieszczenie i ciemność wieczoru w sąsiednich zdaniach.

 

Ze dwa razy widziałam wielokropek składający się z dwóch, a nie trzech kropek.

 

 

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Strasznie znużyła mnie podróż Adama. Zupełnie nie poruszyły mnie jego sny i majaki.

Tekst napisany nie najlepiej. Mam wrażenie, że niektóre zdania nie do końca oddają to, co Autor zamierzał powiedzieć.

 

Pa­li­ły się je­dy­nie małe lamp­ki przy pod­ło­dze, two­rząc pół­mrok w środ­ku. – Wolałabym: Pa­li­ły się je­dy­nie małe lamp­ki przy pod­ło­dze, rozjaśniając pół­mrok.

 

Me­lo­dia była wolna, lecz na­stro­jo­wa i po­waż­na. – Przecież wolne tempo melodii absolutnie nie wyklucza nastrojowości i powagi.

 

Bez ogró­dek wstał i ru­szył w stro­nę wy­lo­tu. – Czy bohater na pewno wstał be ogródek, czy może raczej bez przeszkód, łatwo, bez wysiłku?

Bez ogródek, to inaczej prosto w oczy, prosto z mostu, nie owijając w bawełnę, nie certoląc się, nie bawiąc się w grzeczne słowa.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Krótkie, lecz męczące i praktycznie nie do pojęcia, o co chodzi. Może całość była snem Adama? Wtedy jakiś sens to zaczyna mieć…

Nie bardzo wiadomo, o co tu chodzi. Jeśli to tylko sen Adama, to wybrałeś jedno z najgorszych możliwych podejść do fantastyki. A jeśli nie, to nie wytłumaczyłeś, o co chodzi.

Napisane dość dobrze.

wiedział, że jest około 20. kilometrów od swojego miasta.

Liczby w beletrystyce raczej słownie i czemu ma służyć ta kropka po 20?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka