- Opowiadanie: Shelia - Najlepszy księgowy na świecie

Najlepszy księgowy na świecie

Dla niektórych przychodzi w końcu taka chwila, że z biernych uczestników życia strony postanawiają stać się tymi bardziej... aktywnymi. Dla mnie to właśnie taki dzień:)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Najlepszy księgowy na świecie

– Dla mnie żebra – oświadczył zdecydowanym tonem Wojownik. – Znam kowala, który robi niezłą broń ze smoczych kości. I nigdy nie zadaje pytań, skąd się je w ogóle wzięło.

– Kilka kropel smoczej krwi wystarczy, żeby wzmocnić działanie nawet najpośledniejszej mikstury. Co prawda jestem tylko kapłanem, ale pewien zaprzyjaźniony alchemik bez wątpienia będzie wiedział, jak wykorzystać tak cenny zasób.

– Chcę łuski – mruknął Łowca dorzucając drwa do ognia. – Zbroja poprzecierała mi się w kilku miejscach, więc muszę ją naprawić. Wiecie, jaką ma barwę? Mam nadzieję, że nie jest czerwony.

– A mi się marzy płaszcz ze smoczej skóry… – rozmarzyła się Czarodziejka.

– Obojętne – Złodziej uśmiechnął się cierpko. – Byle dało się to sprzedać i dobrze zarobić.

– Jesteście pewni, że to teraz najważniejsze? – Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na milczącego przez większość wieczoru Barda. – Dzielicie się łupami, a nawet nie wiecie czy faktycznie uda się wam pokonać tego smoka. Myślałem, że będziemy omawiać plan działania, a nie rozmawiać o częściach składowych bestii.

Czterech mężczyzn rozśmiało się, zaś kobieta obdarzyła Barda spojrzeniem pełnym wyższości. Po chwili westchnęła teatralnie, czym jeszcze bardziej rozbawiła pozostałych uczestników wyprawy.

– Słuchaj młody – pierwszy zapanował nad emocjami Wojownik. – W mieście mówili, że w okolicy nie ma lepszego barda, ale przy nas i tak jesteś nikim. Twoje szczęście, że nasz poprzedni poeta miał pewien… wypadek przy pracy, a potrzebowaliśmy kogoś do prowadzenia notatek. Więc nie zadawaj głupich pytań, zapisuj co tam potrzebujesz i postaraj się zarobić na to, co ci obiecaliśmy. Bo chyba nie chcesz, żebyśmy zostawili cię w tej jaskini sam na sam ze smokiem, co nie? – Sięgnął po kolejną butelkę wina i jednym haustem opróżnił połowę jej zawartości.

– Nie pij tyle, bo jutro zabraknie ci siły do walki. – Czarodziejka skrzywiła się nieznacznie spoglądając na coraz mniej trzeźwego towarzysza.

– Ja miałbym nie nadawać się do walki? Nie rozśmieszaj mnie kobieto! Zresztą, nasz plan nigdy nie zawiódł, nie?

– Plan? – Bard z entuzjazmem sięgnął do plecaka po pergamin i pióro. – Opowiecie mi o nim?

Złodziej warknął pod nosem jakieś przekleństwo i nim ktokolwiek zdążył zareagować, w jego dłoni pojawił się nóż. Zaś owa ręka, wraz z właścicielem, znalazła się niebezpiecznie blisko Barda i jego gardła.

– Szpiegujesz nas?!

– Daj spokój – Czarodziejka po raz kolejny westchnęła demonstracyjnie – przecież sami kazaliśmy mu to wszystko zapisywać. Ostatnia misja w tym królestwie i pieśń dla potomnych, pamiętasz? Poza tym, rzuciłam na niego czar lojalności, więc dopóki tu jesteśmy, nikomu o niczym nie wygada.

– Będę cię obserwował – oświadczył chłodno Złodziej, po czym niechętnie usiadł przy ognisku.

– Plan, tak? – Bard nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego groźbami i z werwą powrócił do swoich wcześniejszych zamiarów. – Jeśli to możliwe, chciałbym dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Muszę mieć czas na przygotowanie dobrego tekstu, a podejrzewam, iż po pokonaniu smoka będziecie świętować, co w znacznym stopniu utrudni przeprowadzenie z wami rozmowy.

– Poeta ma rację – przyznał niechętnie Wojownik. – Jesteś z nas najlepsza w wyjaśnianiu, więc co, mogłabyś?

– Dobrze, dobrze. Jak zwykle wszystko na mojej głowie. – Czarodziejka zrobiła urażoną minę, choć wszyscy zdawali sobie sprawę, że tak naprawdę uwielbiała być w centrum zainteresowania. – Plan wygląda tak…

 

Złodziej idzie pierwszy. Przeprowadza rekonesans i dopiero wtedy decydujemy, którą drogę powinniśmy wybrać.

 

– Zawsze zajmuje mu to tyle czasu? – spytał z zaciekawieniem Bard.

– Nie. – Wojownik oparł się o swój wbity w ziemię dwuręczny miecz i z irytacją wpatrywał się w wejście do jaskini. – Z ruinami bywa różnie, ale nie mam pojęcia, co mógłby robić w takim miejscu. Jak długo już tutaj sterczymy?

– Pięć godzin od świtu – odparł Łowca. Raz za razem spoglądał w bezchmurne niebo i z poważną miną obserwował powoli przemieszczające się po nieboskłonie słońce. – Nie możemy dłużej tu zostać. Wiecie co będzie, jeśli ktoś nas znajdzie. – Odpowiedziały mu cztery niemrawe potaknięcia, ale nikt nie odważył się powiedzieć na głos tego, o czym wszyscy myśleli.

No, prawie nikt.

– Dobrze go znaliście? Może zobaczył, że smok śpi, szybko zabrał coś drogocennego i po prostu uciekł?

Bardowi odpowiedziała cisza. Do tej pory Złodziej zawsze wywiązywał się z powierzonych mu zadań, ale kto wie, co znalazł w kryjówce bestii? I czy przypadkiem nie okazało się to na tyle wartościowe, że ani nie chciał się tym dzielić, ani tym bardziej narażać życia podczas ataku o niepewnej szansie powodzenia.

– Dłużej nie będziemy czekać. Idziemy. – Wojownik wyciągnął miecz i z determinacją ruszył przed siebie.

– Czekaj, a jeśli to pułapka? Nie powinniśmy niepotrzebnie ryzykować. Może mieszkańcy się o nas dowiedzieli? – zaniepokoiła się Czarodziejka.

– Niby jak? – prychnął Wojownik. – Poeta jest pod wpływem czaru, a w mieście byłaś tylko ty, bo nie chcieliśmy zwracać na siebie uwagi. W nocy też było spokojnie. Ej, a na twojej warcie coś się działo?

Łowca podskoczył nieznacznie słysząc pytanie i rzucił Czarodziejce szybkie, pełne skrępowania spojrzenie. Kobieta wzruszyła lekko ramionami, najwidoczniej nie czując się winna z powodu wczorajszych wydarzeń.

– Nie, na mojej warcie też było… spokojnie – oświadczył w końcu, mając jednocześnie nadzieję, że przywódca drużyny nie zauważył jego niepokoju.

– Widzisz, żadnych problemów. – Wojownik uśmiechnął się z satysfakcją. – Idźmy wreszcie do tego smoka, nowy miecz przecież sam się nie zrobi…

 

Łowca jest ekspertem w znajdowaniu ukrytych przejść czy pułapek. Jego talenty przydają się szczególnie w naturalnym terenie.

 

– Poeta idzie pierwszy – oświadczył z krzywym uśmiechem Wojownik wciskając Bardowi w dłoń ledwo tlącą się pochodnię.

– Dlaczego ja?

– Słyszałem, że tacy jak ty miewają świetny refleks. A skoro nie mamy złodzieja do rozbrajania pułapek, musimy jakoś inaczej sobie z nimi poradzić.

– Mam rozbroić pułapkę przez uruchomienie jej? – zdziwił się Bard.

– Oprócz recytowania wierszy umiesz też szybko odskakiwać, nie? Zresztą, to już twój problem, bo od teraz mam zamiar trzymać się od ciebie z daleka.

– Słyszałam, że bardowie są też utalentowani w pewnych innych, bardziej… cielesnych aspektach. – Czarodziejka zaczęła się śmiać. I to w taki sposób, że nawet Wojownik się zaczerwienił. – A ty co tak na mnie patrzysz? – fuknęła w stronę wyraźnie zgorszonego Kapłana. – Nie udawaj lepszego niż jesteś. Już nie pamiętasz, jak zeszłej wiosny…

– Dajcie spokój, idziemy – rozkazał Wojownik i nie czekając na kolejne protesty solidnym klepnięciem w plecy zmotywował Barda do skierowania się ku wnętrzu groty.

Jaskinia nie wyróżniała się niczym szczególnym – dużo kamieni, niewiele wolnej przestrzeni, trochę wilgotno. Po kilkunastu minutach ostrożnego marszu do opisu można było dodać „brak pułapek”, co odrobinę zasmuciło czekającego na ożywienie atmosfery Wojownika.

– Nie wiem czy Złodziej tędy szedł – mruknął Łowca. – Nie widzę żadnych śladów, ale mógł je za sobą zacierać.

– Po co miałby to robić? – Czarodziejka prychnęła rozbawiona.

– Może nie chciał, byśmy go znaleźli? – zasugerował Bard, a Łowca tylko wzruszył od niechcenia ramionami.

– Lepiej patrz gdzie idziesz, poeto. Jak na razie nie trafiliśmy na żadne niespodzianki, ale na twoim miejscu nie liczyłbym, że później też będzie tak łatwo… – Wojownik nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż Bard nagle się zatrzymał, wyraźnie nie wykazując zamiaru dalszego prowadzenia drużyny. – Co znowu się stało? – spytał niechętnie próbując dostrzec cokolwiek w malującym się przed nimi mroku.

– Są dwie drogi, którą mam wybrać?

– Skąd mam wiedzieć? Spróbuj którąkolwiek i módl się, żeby była dobra.

– Ale ja naprawdę…

– Na bogów, umiesz coś więcej niż marudzić?!

– Nie chciałbym, żeby…

– Zajmę się tym.

Łowca odepchnął Barda zdecydowanym ruchem i z uwagą zaczął przyglądać się omszałym kamieniom. Dobrą chwilę, ku źle skrywanej irytacji znudzonej tym wszystkim czarodziejki, poświęcił na studiowanie zarówno ich, jak i całego najbliższego otoczenia.

– Tędy – oświadczył sucho, po czym skierował się w prawo…

… a następnie gwałtownie w dół, gdy uruchomił ukrytą zapadnię.

– O – zdziwił się Wojownik – a jednak są pułapki…

 

Kapłan jest mistrzem magicznych zabezpieczeń. Jego zadaniem jest zapewnienie nam wsparcia, jak również sprawienie, by ofiara nie była w stanie się wymknąć.

 

– Poeta mówi, że na końcu tego korytarza jest jaskinia, w której znajdziemy bestię. Co prawda pewnie kiepski z niego zwiadowca, ale smoka na szczęście trudno przegapić. Więc zaczynaj te swoje czary, a my przygotujemy się do wypełnienia naszej części planu.

Kapłan udawał, że nie dosłyszał ironii w głosie Wojownika i w ciszy zabrał się do przygotowywanie rytuału. Uważnie rysował na ziemi tajemne wzory, co jakiś czas wypijając kolejne, wyciągane z przepastnej torby, mikstury. Później nadszedł czas niewyraźnych inkantacji, które z każda mijającą minutą wydawały się coraz mniej zrozumiałe.

– Gotowe – oświadczył z dumą, wskazując na lekko pobłyskujące magicznie runy.

– Jeśli mogę spytać, dlaczego to Czarodziejka nie jest odpowiedzialna za przygotowanie zabezpieczeń? – zaciekawił się Bard.

– Bo potrzebuje energii do ważniejszych rzeczy – odparł Wojownik uśmiechając się tajemniczo. – Tak czy inaczej, Kapłan zostaje tutaj, ty poeto idziesz na zwiad, a my przygotujemy się do ataku z zaskoczenia.

– Możecie mi powiedzieć, jaki w ogóle jest cel tego rytuału?

– To aura anty-smokowa.

Bard sprawiał wrażenie mocno zszokowanego. Do tego stopnia, że dobrą chwilę zajęło mu zaakceptowania odpowiedzi i próba wywnioskowania z niej czegokolwiek przydatnego. Prawdopodobnie niestety nieudana próba, gdyż po kolejnej chwili zapytał:

– Aura przeciwko smokom? Nie słyszałem o niczym takim.

– To rzadko wykorzystywane zaklęcie. – Kapłan praktycznie pękał z dumy mogąc pochwalić się swoimi niespotykanymi zdolnościami. – Po pierwsze, osłabia bestię. Po drugie, jakkolwiek będzie się ona starać, nie przekroczy tej granicy. – Wskazał na linię otoczoną jaśniejącymi runami. – Zdziwiłbyś się, ile smoków postanawia uciec, gdy dostrzega, że zaczyna przegrywać. A nie potrafimy latać, więc trzeba zawczasu upewnić się, że bestia nam się nie wymknie, prawda?

– Jesteś pewien, że działa? Nic nie czuję. – Bard kilkakrotnie przekraczał niewidzialną granicę, jednak nie wywoływało to żadnego widocznego efektu.

– Bo nie jesteś smokiem, to chyba oczywiste.

– Dosyć tych pytań poeto, każdy wraca do swoich obowiązków. – Na twarzy Wojownika pojawił się zimny uśmiech. – Moi drodzy, czas zapolować na smoka…

 

Kapłan z pogardą spoglądał na znikających w ciemnym tunelu towarzyszy. Nienawidził tej pracy, ale jakoś musiał zarabiać na życie.

– Ci wszyscy poszukiwacze przygód są niewiarygodnie głupi, żaden nie rozróżni szanującego się alchemika od jakiegoś podrzędnego kapłana. Kto by pomyślał, że przez ten cały czas nie zorientują się, że nie ma we mnie ani krzty magii. O domniemanej służbie jakiemuś dawno przez wszystkich zapomnianemu bóstwu nie wspominając. – Z irytacją kopnął kamień, który tocząc się rozmazał jedną z run. – Magiczne zabezpieczenia, dobre sobie – zaśmiał się szyderczo rozmyślając o swoje niezwykłej przebiegłości. – Nie sądziłem, że naprawdę ktoś w to uwierzy. Wystarczy narysować kilka krzywych znaków, dodać trochę alchemicznego światła i proszę, efekt gwarantowany. Aura anty-smokowa. Zawsze wiedziałem, że jestem genialny, ale z tym to akurat przeszedłem samego siebie.

Zamilkł gwałtownie i z uwagą zaczął wpatrywać się w ciemność. Zaniepokoił go jakiś dziwny odgłos – jakby… przesuwających się kamieni? Skoro były pułapki, to może i tajne przejścia? Pewnie Złodziej postanowił wrócić. To byłoby do niego podobne: nie zrobić nic przydatnego a i tak chcieć uczestniczyć w podziale łupów.

– Będę pierwszym, który zagłosuje za permanentnym wyrzuceniem cię z drużyny. Jeśli myślisz, że znowu ujdzie ci to na sucho… Co jest? – Odwrócił się, jednak nikt za nim nie stał. Ze zdziwieniem rozglądał się dookoła, gdyż był pewien, że jeszcze przed zaledwie chwilą słyszał, że ktoś się do niego zbliża. – Wiem, że tu jesteś! – Choć w rzeczywistości niczego nie był już pewien, ale nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą.

– W takim razie może porozmawiamy o twoim bogu? – usłyszał dziwnie znajomy głos.

Później zaś była już tylko ciemność…

 

Nasza tajemnica? Chyba nie myślisz, że już teraz ci ją wyjawię! Powiem tylko, że ten plan jeszcze nigdy nas nie zawiódł – ja i Wojownik jesteśmy niepokonani.

 

– Czy to zawsze musi być królik? Nie możemy wybrać czegoś, no wiesz, bardziej odpowiedniego dla mojej postury?

– Czyżbyś chciał, żeby ten smok cię pożarł? Przecież już tyle razy o tym rozmawialiśmy! Naprawdę tak trudno to zrozumieć? – Czarodziejka westchnęła teatralnie spoglądając na Wojownika z politowaniem. – Rzucam na ciebie czar przemiany, podkradasz się do stwora, ja cię odczarowuję i wtedy z zaskoczenia zadajesz jeden, ale za to śmiertelny, cios. I jak myślisz, czy jako wilk byłbyś w stanie przemknąć się do niego? To musi być coś niegroźnego, co nie zwróci jego uwagi. Ciesz się, że nie zdecydowałam się na żabę!

Wojownik z trudem powstrzymał się od udzielenia ironicznej odpowiedzi. Czarodziejka miała rację i po prostu musiał to zaakceptować. Niechętnie skinął głową na znak, że mogą zaczynać – to była najmniej lubiana przez niego część polowania, więc wolał mieć ją jak najszybciej za sobą.

Otoczyła go magia, zaś po chwili poczuł, że czar zaczyna działać. Szybko przyzwyczaił się do nowej formy, w końcu robił to nie pierwszy raz, dlatego bez wahania zaczął przemieszczać się w stronę smoczego leża. Czarodziejka tymczasem czekała przy wylocie groty, czujnie spoglądając na oddalającego się towarzysza.

Jaskinia nie okazała się zbyt ciekawa – ot kilkadziesiąt równych stosików złota i drogocennych kamieni. Wojownik podejrzewał, że wioska nie należała do szczególnie zamożnych, ale mimo wszystko spodziewał się czegoś lepszego. Chyba, że sprytna bestia ukryła co bardziej wartościowe skarby.

Sam smok był ciemnozielony i zadziwiająco mały, mniej więcej wielkości przeciętnego konia, więc zapewne młody. Wojownik bez problemu się do niego podkradł. Dobry moment czekał w bezruchu obawiając się ewentualnej reakcji bestii, która, ku jego wyraźnej uldze, na szczęście nie nastąpiła.

W obecnych okolicznościach pozostawało mu tylko jedno.

– Teraz! – krzyknął zupełnie ludzkim głosem do czekającej na jego znak Czarodziejki. Wyćwiczonym przez lata ruchem sięgnął po miecz i… – Co się dzieje?! – Jak się okazało, sięganie po miecz, którego i tak nie było, króliczymi łapami nie należało do najlepiej opanowanych przez niego umiejętności.

– Nieładnie okradać ludzi z ich ciężko zarobionych oszczędności – stwierdził Smok spoglądając na Wojownika z rozbawieniem. – Miałem nadzieję, że przygotowane przeze mnie niespodzianki zniechęcą was do popełnienia tego godnego potępienia czynu, ale niestety tak się nie stało. Próbowałem też zrozumieć kierujące wami pobudki, jednakże odniosłem dziwne wrażenie, iż wszystko sprowadza się do jak najszybszego zdobycia bogactwa. Kosztem innych, jeśli mogę nadmienić.

– Czarodziejko! – krzyknął zdesperowany Wojownik zostając lekko przygniecionym przez smoczą łapę. – I gdzie jest ten przeklęty poeta?!

– Po pierwsze, obawiam się, że na chwilę obecną Czarodziejka nie jest zainteresowana udzielaniem ci pomocy. To zaskakujące, jak zmienne potrafią być kobiety w swych decyzjach… Muszę cię również poinformować, iż mieszkańcy zadbali o to, by twoi pozostali towarzysze mieli czas na przemyślenie swoich czynów. Dużo czasu. Tutejsze cele więzienne są zaskakująco czyste, jeśli ktoś spytałby o moje zdanie. Po drugie – Smoka otoczyła tak niepokojąco znajoma Wojownikowi magia – uwierz mi, nikt nie jest tak dobry w liczeniu i strzeżeniu majątku jak smoki. Jestem pewien, że nie znajdziesz lepszych księgowych niż my. I po trzecie – przemieniony Bard uśmiechnął się chłodno podnosząc trzęsącego się ze strachu królika – z natury jestem niezwykle cierpliwy, ale naprawdę nie lubię, gdy tak mnie nazywasz. A wiesz, w czym smoki są lepsze, niż w zarządzaniu majątkiem? W pilnowaniu, żeby ten majątek został tam, gdzie powinien oraz osądzeniu tych, którzy chcieli to zmienić. – Przez chwilę spoglądał na swoją ofiarę w ciszy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. W końcu na jego obliczu pojawił się drapieżny uśmiech. – Choć z drugiej strony, jeśli dobrze pamiętam, wspominałeś coś o moich żebrach, prawda…?

Wojownik zemdlał.

 

Koniec

Komentarze

– Obo­jęt­ne – Zło­dziej uśmiech­nął się cierp­ko – byle dało się to sprze­dać i do­brze za­ro­bić.

Z początku masz parę błędów w zapisie dialogów. Przeważnie brakuje tylko kropki. Ale, o dziwo, później piszesz już bez błędnie. Także to chyba tylko przeoczenia.

 

Co do fabuły.

Nie do końca rozumiem. O co tu chodziło? Dlaczego ten kapłan ich zdradził?

Poza tym trochę całość zbyt przegadana. Ale nieźle napisana.

 

 

Dla nie­któ­rych przy­cho­dzi w końcu taka chwi­la, że z bier­nych uczest­ni­ków życia stro­ny po­sta­na­wia­ją stać się tymi bar­dziej… ak­tyw­ny­mi. Dla mnie to wła­śnie taki dzień:)

To była dobra decyzja! Ja zaczynałem o wiele gorzej. A teraz… Teraz, nie radzę sobie ze sławą;)

 

Średnio, ale jak na debiut, to i tak dobrze.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ja tam nie wiem tylko co z Czarodziejką ;) Tekst: Smoka otoczyła tak niepokojąco znajoma Wojownikowi magia sugeruje, że panna była w zmowie ze smokiem. Dziwne…

A, jeszcze po co im był kapłan z tymi swoimi pseudo umiejętnościami? Porządna magini powinna rzucić pewniejszy czar niż kapłańskie zabezpieczenia.

I tu: Jaskinia nie wyróżniała się niczym szczególnym – dużo kamieni, niewiele powierzchni, trochę wilgotno. No wiesz? Powierzchni to akurat w jaskiniach nie brakuje. Może brak nieco przestrzeni, ale powierzchni jest po bokach, na górze i pod nogami w czorty ;)

 

A w ogóle, to mi się… całkiem nawet.

I co z tego, że przegadany. W gadaniu jest olbrzymi potencjał ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Przede wszystkim dziękuję za wszelkie uwagi – przyznaję, że jak tekst czyta się po raz któryś raz z rzędu, coraz trudniej jest samodzielnie wychwycić niektóre rzeczy, więc w takich momentach pomoc innych jest po prostu nieodzowna.

Co do fabuły. Niby nie chciałam pisać tego bezpośrednio, pozostawiając akurat ten motyw do indywidualnej interpretacji – ale to właśnie Czarodziejka wprowadziła Barda do drużyny, w nocy odwróciła uwagę Łowcy, znała czar przemiany (a więc i potrafiła wyczuć, kiedy ktoś był pod jego wpływem) i prawdopodobnie była w stanie zorientować się, że Kapłan wcale nie jest kapłanem, a jedynie oszukującym ich co do swoich mocy alchemikiem. Jednak czy to oznaczało, że faktycznie wykorzystałam, a następnie zdradziła swoich kompanów? Cóż, jak wspominałam, wszystko zależy od interpretacji:)

Jeśli chodzi o ilość dialogów – w dużej mierze był to po prostu taki mój osobisty zamysł, żeby sprawdzić, czy będę w stanie napisać coś właśnie w tej formie. 

EDIT: Patrząc z innej perspektywy dostrzegłam, że niektóre wątki faktycznie za słabo nakreśliłam. Zmieniłam trochę dwa fragmenty i mam nadzieję, że teraz będą sprawiały lepsze wrażenie:).

"If you blieve in me, I'll belive in you."

…nie połapałem się w tych wzajemnych kamuflażach, kto jaką grę prowadził, dlaczego Bard okazał się Smokiem albo Smok okazał się Bardem… :-(

Bardzo sympatyczna i przyjemna historia. Motyw grupowego polowania na smoka niby znany, ale jednak przedstawiony w nowy, oryginalny sposób.

Jeśli chodzi o język, można, nawet trzeba, przyczepić się do interpunkcji – biedactwo straszliwie kuleje.

Babska logika rządzi!

Przyznaję bez bicia, że z interpunkcją faktycznie bywa u mnie różnie – staram się to kontrolować, ale niestety zdarza mi się przegrać. Mam skłonność do wprowadzania jakiś zmian za każdym razem, gdy siadam do danego tekstu i często kończy się tak, że więcej popsuję niż zdołam naprawić… Ale mam nadzieję, że w końcu uda mi się wyzbyć tego nawyku:).

A, może jeszcze kwestią wyjaśnienia. Bard i Smok to ta sama osoba (istota?) – dołączył do drużyny w celu dowiedzenia się, jakie są plany jej członków i ewentualnego im przeciwdziałania. Smok to smok, a za barda tylko się podawał (jako jedyny nie wykorzystał żadnej “klasowej” umiejętności). Chyba tyle ode mnie w tym zakresie:).

"If you blieve in me, I'll belive in you."

Fajnie się czytało, ale rzeczywiście, po łebkach potratowałaś relacje między bohaterami, w sumie więc trudno było się miejscami zorientować, o co chodzi i kto ma jaką rolę. Kwestia interpretacji? Może w takich, rozrywkowych przecież tekstach, lepiej dawać wyraźniejsze wskazówki, bo inaczej czytelnik czuje się zagubiony. To nie traktat filozoficzny. ;)

Skoro wiadomo było, że złodziejowi nie można ufać, to dlaczego czarodziejka nie rzuciła na niego jakiegoś zaklęcia? Wpadli przecież na to, żeby na barda rzucić zaklęcie lojalności.

Końcówka trochę po łebkach.

Początkowo planowałam, że tekst będzie trochę dłuższy, ale później postanowiłam spróbować zbliżyć się do dolnego limitu znaków (takie osobiste wyzwanie, bo zazwyczaj jest mi bliżej w drugą stronę:) i faktycznie mogło dojść do tego, że wycięłam aż za dużo.

W pewnym miejscu jest wspomniane, że Złodziej tak naprawdę do tej pory zawsze robił to, co do niego należało, a to, że reszta niekoniecznie go lubiła, nie wpływało na profesjonalizm relacji. I zakładając, że rzeczywiście Czarodziejka nie do końca była szczera ze swoimi kompanami, można zakładać, iż manipulowała różnymi czarami, nie tylko lojalności czy przemiany… Jednak oczywiście zapamiętam na przyszłość, żeby takie wątki przedstawiać jaśniej:).

 

"If you blieve in me, I'll belive in you."

Zauważyłam ten fragment, o którym napisałaś i specjalnie wróciłam, żeby poszukać zdanie, z którego jasno wynika,że bohaterowie wiedzą, że złodziejowi nie można ufać. ;)

Zawsze mnie fascynuje fakt, że piszę coś z daną intencją, a okazuje się, iż osoby czytające widzą dany fragment zupełnie inaczej. Dlatego tym bardziej doceniam każda opinię, która pozwala mi spojrzeć na tekst z innej perspektywy… i dokonać niezbędnej, choć trochę rozjaśniającą daną kwestię, zmiany:).

"If you blieve in me, I'll belive in you."

Początkowo koncepcja wydawała się dosyć interesująca, a zakończenie miało na celu zaskoczenie czytelnika, jednakże mam wrażenie, iż nie zadbałaś w wystarczającym stopniu o uwiarygodnienie całego tego kamuflażu. 

Na plus mogę zaliczyć formę oraz generalnie poprawne wykonanie, no i mimo wszystko próbę skonstruowania intrygi. 

Tekst nie jest zły, choć można go było dopracować pod pewnymi względami. 

 

Pozdrawiam. 

Chyba faktycznie trochę niepotrzebnie narzuciłam sobie limit znaków – człowiek uczy się przez całe życie, więc będę miała nauczkę na przyszłość:). Kiedyś, chociażby dla własnej satysfakcji, pewnie spróbuję dodać jeszcze kilka akapitów, żeby rozbudować te aspekty fabuły, które tego najbardziej wymagają – dziękuję za komentarze, które pomogły mi to sobie uświadomić:).

"If you blieve in me, I'll belive in you."

Rozrywkowo, ale do dopracowania.

Relacje między bohaterami, pospieszna końcówka – to wszystko już było. Według mnie, najlepsza jest scena początkowa. Sądzę, że podobne doszlifowanie końcóweczki też by się przydało. 

 

Najbardziej przypadło mi do gustu porównanie smoka z księgowym – przeurocze :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nowa Fantastyka