- Opowiadanie: Doki - Przeklęty cz. I

Przeklęty cz. I

Oceny

Przeklęty cz. I

Ten dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Rano obudziły mnie krzyki, później było tylko gorzej. Do tego ten pieprzony kac. Mógłbym przysiąc, że gdybym miał więcej sił, wyrwałbym komuś z chęcią wszystkie kończyny i obserwował jak płoną. To nie tak, że jestem psychopatą, tylko czasami ta banda dzieciaków zdecydowanie zaczyna przeginać.

Otworzyłem piwo i usiadłem na starym, podziurawionym fotelu. Ułożyłem się tak wygodnie, jak tylko się dało i zacząłem szybkimi haustami opróżniać alkohol z butelki. Od razu poczułem się lepiej i jakby spokojniej. Spróbowałem sobie nawet przypomnieć, co robiłem zeszłego wieczoru, ale nie potrafiłem przywołać żadnego wspomnienia. Trudno, pomyślałem i odstawiłem alkohol na stolik kawowy.

– William? – Usłyszałem cichy, kobiecy głos dobiegający gdzieś z okolic wejścia do salonu. Odwróciłem głowę i westchnąłem cicho.

W drzwiach stała niska, drobna blondynka o wielkich, błękitnych oczach. Na oko, dla kogoś, kto jej nie znał, mogłaby mieć maksymalnie szesnaście lat. Miała na sobie długą, aksamitną suknię w kolorze pudrowego różu. Tak, tak, nawet jako facet potrafię rozróżnić kilka kolorów, które niekoniecznie są zaliczane do tych podstawowych. W każdym razie sukienka idealnie zakrywała wszelkie jej krągłości i sprawiała, że wyglądała niewinnie i słodko. O ironio, dlaczego wygląd nigdy nie odpowiada charakterowi ludzi, których znam? Ach, no tak, bo nie są ludźmi.

– Jekaterina, słoneczko – zacząłem – co cię dziś do nas sprowadza?

Uśmiechnęła się do mnie słodko i rzuciła we mnie plecakiem. Zrobiła to z taką łatwością, jakby nie był niczym wypełniony. Oczywiście fakty były inne. Amunicja i broń zastukały o siebie w trakcie lądowania w moich rękach.

– Na twoim miejscu bym się ogarnęła i zeszła na dół, zanim szef zobaczy, w jakim jesteś stanie – zwróciła mi uwagę tym swoim słodkim głosem a potem odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła w stronę kuchni, zapewne odwiedzić swojego bliźniaczego brata, który od rana prowadzi zaciętą dyskusję z Wielkim Johnnym.

Stwierdziłem, że przyda mi się prysznic, więc ruszyłem w kierunku łazienki na piętrze. Dopiłem piwo i ruszyłem przez urządzony w babciny sposób korytarz, na którego ścianach wisiały zdjęcia kotów i jakieś stare, rodzinne pamiątki. Cóż… Najwidoczniej nie każdy potrafił się pogodzić z tym, że nie jest nam dane posiadanie słodkich, śmiertelnych rodzinek, a nawet jeśli, ludzie odchodzili zawsze zbyt szybko.

Po drodze zahaczyłem o kuchnię i wyrzuciłem butelkę do jednego z pojemników stojących przy ścianie. Nigdy nie rozumiałem, po co bawimy się w segregację odpadów, skoro można zapłacić komuś, kto zrobi to za nas. Nie zwróciłem uwagi na to, kto siedział w kuchni, ale nagle tam ucichło, więc pewnie Jekaterina zrobiła z chłopcami porządek i ustawiła ich do pionu.

Ruszyłem dalej po schodach i już miałem wchodzić do łazienki, kiedy pod nogami przebiegł mi kot. Zachwiałem się i upadłem prosto na twarz.

– Jebany kocur. Przysięgam, że osobiście go uśpię, jeśli będzie mi się kręcił pod nogami! – burknąłem i wstałem, otrzepując się z kurzu zalegającego na dawno nie zamiatanej podłodze.

Czteronogi uciekł z piskiem i wtulił się w nogi właścicielki czekającej na niego na najniższym schodku. Ojej, chyba będę miał kłopoty. Wszedłem pospiesznie do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi dokładnie przed tym, jak trafił w nie z trzaskiem but przeklinającej głośno Jekateriny. Same kłopoty z tą babą. Ciekawe, czy wszystkie Rosjanki są tak irytujące?

Wziąłem szybki prysznic. Zmyłem z siebie smród papierosów, alkoholu i tanich perfum jeszcze tańszych dziwek. Przejrzałem się w lustrze i zawiedziony przygryzłem wargę. Moja skóra stała się biała jak pergamin, a normalnie zielone oczy, czarne jak bezksiężycowa noc. Mój wygląd stał się nieludzki, przerażający. To chyba najgorsza część bycia wampirem. I tu chciałbym sprostować wszystkie te wasze bajki na temat stworów o długich kłach, które żywią się ludzką krwią, żeby przetrwać, są nieśmiertelne i nie muszą oddychać. Jeśli chcesz mówić, potrzebne ci do tego powietrze i choćbyś nie wiem, jak kombinował, inaczej się nie da. Poza tym krew jest potrzebna tylko, kiedy chcesz zachować nieśmiertelność i ludzki wygląd, jeśli nie masz na to ochoty, możesz umrzeć gdzieś na pustkowiach, wyglądając jak połączenie Legolasa ze Shrekiem. Zdecydowanie nie polecam. Ach, zapomniałbym, tylko ludzka krew pozwala nam żyć normalnie, zwierzęca w ogóle nie ma na nas wpływu.

– Willy, pospiesz się, muszę siku – usłyszałem ciche zawodzenie.

Włożyłem świeżą koszulę i marudząc w myślach na niedolę swojego losu, wyszedłem z łazienki. Tuż obok drzwi stał Wielki Johnny. Wśliznął się do środka, kiedy tylko odblokowałem mu wejście. Johnny nie bez powodu był nazywany Wielkim. Był wysokim, dobrze zbudowanym facetem o wielkich barach i grubej szyi. Gdybym nie znał jego usposobienia, z pewnością bym się go bał, chociażby ze względu na jego duże dłonie, w których bez problemu zgniatał orzechy i puszki.

Wzruszyłem ramionami i wróciłem do salonu po plecak, który przygotowała dla mnie Jekaterina. Kto jak kto, ale ta młoda akurat znała się na sprzętach do wypraw jak mało kto. Szczerze mówiąc, czasami znajduję w przygotowanych paczkach rzeczy, o których istnieniu nie miałem nawet pojęcia. Udało mi się nawet kilka razy poparzyć zapalniczką, która rzekomo miała działać jak kamera. Do dziś nie wiem, jak miało to działać.

– Nie mam zamiaru znowu osłaniać ci pleców. – Głośny rechot rozszedł się po całym parterze. – Myślisz, że sam potem zgarniesz całą nagrodę? Chyba śnisz.

Rozległ się dźwięk tłuczonych talerzy. Wolałem chwilowo nie wchodzić do kuchni. Ktokolwiek tam teraz siedział, kłócił się trochę ostrzej niż Jadrien z Wielkim Johnnym. Przeszedłem obok najciszej jak się da, licząc po cichu, że nikt mnie nie zauważy.

– Wracaj tu sukinsynu! – Usłyszałem za sobą wściekły, męski głos. – Narozrabiałeś wczoraj, jak mało kto z nas w ciągu ostatniego miesiąca!

Odwróciłem się w stronę mężczyzny i postarałem uśmiechnąć jak najładniej się tylko dało. Miałem nadzieję, że nie oberwie mi się mocno. Może zrobiłem trochę bałaganu, ale przecież przystojnym mężczyznom łatwiej wybaczyć, nie? No pewnie nie, ale nadzieję zawsze warto mieć!

– Gabriel, mój kochanieńki, jak miło cię widzieć. Jak zdrowie? – zwróciłem się do niego uprzejmie.

Gabriel oczywiście nie należał do osób, które łatwo wybaczały. Zmiana tematu widocznie nie była dobrym posunięciem, bo żyła na jego skroni zaczęła nieładnie pulsować. Gdy nie odpowiadał, wzruszyłem tylko ramionami i odwróciłem się od niego. Zdecydowanie nie miałem ochoty na niego patrzeć. Był… brzydki. Miał duży, krzywy nos i żółte zęby. Brak mu było czegokolwiek, co mogłoby przyciągać ludzi. Ja oczywiście miałem tego sporo, ale jak widać nie każdemu było to dane.

– Wracaj tu, popaprańcu. Zapłacisz mi za wszystkie szkody, jakie wyrządziłeś – warknął gniewnie.

Przewróciłem oczami i wyciągnąłem czarny, skórzany portfel z kieszeni ciemnych jeansów. Przeliczyłem trochę gotówki i podałem mu zwitek banknotów. Kiwnął do mnie palcem, że chce więcej, więc wyciągnąłem jeszcze trochę i dorzuciłem do reszty. Czasami mam wrażenie, że powinienem przestać się wydurniać i sprawiać kłopoty, bo moje oszczędności na tym cierpią, ale potem przypominam sobie, jaka to świetna zabawa. Jestem młodym, pięknym wampirem, mogę się bawić, ile zechcę, a jeśli coś pójdzie nie tak, Gabriel posprząta.

Swoją drogą jestem ciekawy, skąd ten wampirek pochodził. W jakim państwie znaleźli kogoś tak szpetnego i dlaczego ktoś chciał zamienić go w synalka nocy. A może lepiej nie wnikać w cudze pobudki? Osobiście nigdy nie miałem zamiaru zmieniać nikogo i dzielić się swoją trucizną, a co robią inni, to już ich sprawa. Wszedłem do salonu, gdzie zebrał się już niemały tłum.

Na fotelu siedział Jadrien ze swoją bliźniaczką Jekateriną na oparciu. Teraz dokładnie można było zauważyć ich podobieństwo. Obydwoje mieli oczy koloru czystego, błękitnego nieba, bardzo jasne włosy i bladą karnację. Piękni, młodzi Rosjanie. Szkoda tylko, że Jekaterina miała tę swoją brzydką szramę na pół twarzy. Ach, tak, zapomniałem wspomnieć. Ponoć mieli jakieś zatarcia z dilerami narkotyków i któregoś dnia małej blondyneczce trochę się oberwało. Nie warto było wchodzić w szczegóły.

Dalej stał Roger Auger. Przystojny Francuz niedbale oparty o kominek. Przysiągłbym, że manier iście francuskich to chłopina nie ma. Dalej jego dziewczyna, niska Japonka o ślicznych kształtach. Zdaje się, że nazywała się Saki Yamauchi, ale głowy, ani innych części ciała, uciąć bym sobie nie dał. Jeszcze dalej Polka Beatrycze Zawadzka. Resztę pokoju zajmowało kilka osób z różnych państw. Większości z nich imion nie pamiętałem. W każdym razie tworzyliśmy mieszankę wybuchową, czasami, ten salon mi świadkiem, dosyć dosłownie.

Odnalazłem plecak, otworzyłem go i zbadałem uważnie jego zawartość. W życiu nie potrafiłbym nazwać żadnej z broni, które tam się znalazły. Jakieś pistolety, jakieś noże, trochę naboi. Pewnie jakieś ciekawe, ale dla mnie ważne było tylko jak naładować i wystrzelić. Zwykle to starczało. Nigdy nie miałem ochoty zagłębiać się w to, co jest czym i dlaczego. Nie obchodziło mnie, kto to wyprodukował i dlaczego. Grunt, że zabijało.

– Dziś wyruszają trzy ekipy. – Ciężki głos Gabriela potoczył się po salonie. – Rozkład taki jak zawsze. Grupa czwarta i piąta zostają tutaj i czekają jako posiłki. Pierwsza i druga odwiedzają starą fabrykę. Trzecia zajmie się lasami wokół niej. Wam i tak zawsze najlepiej wychodzą wszelkie zabawy wśród drzew. – Machnął ręką. – Dobijecie wszystko, co ucieknie Jedynce i Dwójce.

Dalej pieprzył coś o planie, zabijaniu i wspieraniu siebie wzajemnie. Dla mnie plan był prosty – jako członek trzeciej drużyny łażę po lesie i dobijam kilka obleśnych stworzonek, w międzyczasie może nawet spotkam jakąś rusałkę. Słyszałem, że ponoć te wodne są najładniejsze, tylko ryzyko utopienia jakby większe.

Ze mną zawsze walczył Wielki Johnny, ta jego śliczna, ruda pindzia, kilku młodzików i Rosyjskie bliźnięta. Swoją drogą Jekaterina zawsze zgarniała najładniejsze panienki dla siebie. To nie tak, że mi to przeszkadzało, bo było w zasadzie bardziej ciekawe, niż obrzydliwe, aczkolwiek miło by było mieć jakieś szanse u niej. Nie, to nie tak, że się w niej podkochiwałem… No, może kiedyś tak było, ale była raczej ładna i inteligentna, i niedostępna, może dlatego wszystkich tak do niej ciągnęło.

– Słyszałeś braciszku? Znowu mamy robotę! – blondynka wykrzyknęła i pocałowała brata w policzek. – Może nawet dziś coś zarobimy! O ile Willy nie wyda wszystkiego w jeden wieczór, co przecież już się zdarzało.

Westchnąłem, zabrałem plecak i pomaszerowałem do przedpokoju ubrać buty. Szczerze mówiąc kac nadal mi dokuczał i nie miałem za bardzo ochoty rozmawiać z tą bandą debili. Czasami zastanawiałem się, czemu w ogóle do nich dołączyłem i jaką miałem z tego korzyść. Ryzykowałem życiem w czasie każdej misji, wcale też nie płacili jakiś świetnych stawek za to. Dodatkowo nie udało mi się z nikim zaprzyjaźnić. Zawsze byłem tylko ja i moje myśli. Równie dobrze mógłbym prowadzić samotne życie.

Wkrótce pod dom podjechało kilka terenowych samochodów, które, trąbiąc głośno, zakomunikowało, że to najwyższa pora się zbierać, nadchodzi zmrok. Dobra, część legend jest prawdziwa, nie wychodzimy na słońce, to… trochę nam szkodzi. Dodatkowo działają też święte relikwie. Za to woda święcona i wszelkie krzyże w ogóle nie robią nam krzywdy. Ach, zapomniałbym jesteśmy też długowieczni. Nie, nie nieśmiertelni, długowieczni. Starzejemy się i umieramy, tylko trochę wolniej. Pomijam tu oczywiście samobójców, którzy buntują się przeciwko zabijaniu ludzi i piciu ich krwi.

Wraz z zajściem słońca, wyszedłem i rozejrzałem się uważnie. To mógł być ostatni raz, kiedy widzę to miejsce. Jedno z ostatnich wspomnień przed śmiercią. Żegnaj ostojo synów i córek nocy. Żegnaj domie wyklętych. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.  

Koniec

Komentarze

Mógł­bym przy­siąc, że gdy­bym miał wię­cej sił, wy­rwał­bym komuś z chę­cią wszyst­kie koń­czy­ny i ob­ser­wo­wał jak płoną. 

To piękne jest! ;)

 

Amu­ni­cja i broń za­stu­ka­ły o sie­bie w trak­cie lą­do­wa­nia w moich rę­kach,

Tutaj na końcu zdania, przypadkowo, mamy przecinek.

 

Nie najgorzej napisane. Co do fabuły, cóż, fragment, więc trudno coś powiedzieć. Może tylko, że nie zapowiada się intrygująco. Otwarcie histori do oryginalnych nie należy. Ot, grupka wampirów wyruszająca na tajemniczą misję. Poza tym wampiry… Po Zmierzchu patent ten jest mało lubiany. Ja lubię wszelką klasykę i mi to nie przeszkadza, ale i nie zachwyca.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Cóż… Zmierzch, Zmierzchem, ale wampiry w mniej “grzecznym” świetle według mnie mogą stanowić całkiem niezłą bazę pod opowiadanie. Być może dalszą część uda mi się stworzyć w ciekawszej formie. 

Dziękuję za opinię ^^ 

Nazgul ma rację – trudno wypowiadać się o fabule. Wampiry jak wampiry. Te akurat niewrażliwe na wodę święconą. Bywa.

Lepiej wstawiać tu zamknięte teksty – dostaniesz więcej komentarzy i bardziej sensownych.

Napisane całkiem przyzwoicie. Masz tylko trochę kłopotów z powtórzeniami i przecinkami. Na przykład wołacze trzeba jakoś odizolować od reszty zdania.

Stwierdziłem, że przyda mi się prysznic, więc ruszyłem w kierunku łazienki na piętrze. Dopiłem piwo i ruszyłem przez urządzony w babciny sposób korytarz

Jedno z powtórzeń.

Kto jak kto, ale ta młoda akurat znała się na sprzętach do wypraw jak mało kto.

A tu drugie.

Większości z nich imion nie pamiętałem.

Bardzo źle brzmi to zdanie. Może spróbuj zmienić szyk?

pomaszerowałem do przedpokoju ubrać buty.

Nie. Ani ubrań, ani butów się ubiera. Buty można włożyć itp.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka