- Opowiadanie: phyrro - Anomalia

Anomalia

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Anomalia

 

Stałem się świadkiem zdarzeń, których bezmiaru za nic w świecie nie zdołam w pełni pojąć. Nie potrafię stwierdzić, czy umysł deformując wspomnienia, nakarmił mnie breją złudzeń.

Wielu nazwie mnie wariatem. Czasami zastanawiam się czy to nie aby zły sen nawiedził moją osobę w tą szczególną sobotnią noc.

#

Siedząc przed domem, kołysałem się na bujanym fotelu, dotykając wieczornego powietrza. Pykałem fajkę. Niebywale przyjemna sobota.

Skupiłem uwagę na odległych konturach krajobrazu – Jeziorach, łąkach, skrawkach wciąż widocznego lasu. Skąpane aurą schyłku dnia przeistaczały się w margines zauważalności. Zapach wieczornych traw swobodnie wirował. W ustach czułem smak amfory. Wczesna mgiełka niepostrzeżenie zaczęła unosić się ponad źdźbłami. Budzący się mrok szybko odebrał mi przyjemność kontemplacji.

Zamknąłem oczy.

#

Z drzemki wyrwał mnie donośny pogłos. Ospałe usta wypuściły fajkę. W sennym amoku próbowałem zweryfikować źródło dźwięku.

Postanowiłem udać się w pobliże opływającego łąkę jeziorka. Nie czułem strachu. Ciekawość popychała mnie do eksploracji rozpościerającej się otchłani.

Niespodziewanie! Ogromny podmuch zrzucił mnie z nóg. Leżąc na ziemi, podparłem się na łokciach, spojrzałem w górę.

Na tle misternych konstelacji spostrzegłem lewitującą plamkę. Sferę koloru intensywnej żółci. Daleko w ciemności sprawiała wrażenie spinującego pulsara o niecodziennie symbolicznym rozmiarze. Przypominała mi roziskrzoną cytrynę.

Moment – niby pod naporem własnej gracji, plamka błyskawicznie wtopiła się w tło, imitując pływ wody po wyciągnięciu waniennego korka.

Moje zdumienie sięgnęło zenitu, kiedy sfera eksplodowała!

#

Na niebie unosił się kwadrat o formie circa dwa na dwa kilometry. Nie wierzyłem własnym zmysłom! Mistyczna aberracja warunków atmosferycznych mieniła się fioletem skąpanym w różowych refleksach. Czworokąt przypominał dogasający węgiel. Pomimo otulonej w mroku okolicy, kolorystyka oszałamiała. Odblaski tańczyły w wodnym oczku, niby paradne, letnie przemarsze. Słowem, mistrzowski spektakl.

Podniosłem się z ziemi, nie przestając rejestrować napowietrznego malowidła. Tafla unosiła się nad horyzontem, brocząc niedostrzegalną iluminacją.

Biegiem, pomknąłem w stronę pobliskiej stodoły, której drzwi w ciemności budziły skojarzenie groteskowego portalu prowadzącego do niezbadanych, sennych krain. Wspiąłem się na dach po skruszałej drabinie, nieunikając grozy, kiedy pod moimi stopami pękło kilka szczebli.

Kolejny podmuch nieomal strącił mnie na ziemie. Przykułem się do piorunochronu. Za wszelką cenę chciałem dowiedzieć się czym jest dziwne zjawisko.

#

To co stało się potem skruszyło mój sceptyzm pozostawiając jedynie pył roztargnienia.

#

Rozciągnięte zwierciadło zafalowało. Dziewiczy plusk niewzruszonej głębiny musnął konstrukcję. Położony na wspak ocean dziwności – poczynając od prawej strony – zaczął się zwijać. Zgięciami, zmieniał kolor na żarowy pomarańcz. Bieguny rozlewane nocnym niebem niby rozrzedzona farba. Gałęzie pięły się w odmiennych kierunkach, szukając ujścia w gwiazdach. Intensywne widowisko rozwarło mi oczy do miary utraty świadomości doznawanych sensacji. Nigdy nie widziałem tak bogatych odcieni. Bezkresny poszarpany fraktal.

Samostwarzające się malowidło pulsowało. Nagłym skokiem niewyjaśnionego wdzięku, firmament zmienił się w zakrzywioną czasoprzestrzeń zjawisk. Zupełnie zdeformowany obraz lewitujących obłoków, nocnego nieba, przestwórz, gwiazd. Wrażenie płonącej klatki filmowej.

Ciszą wszechświata, wszystko odbywało się w interwale mgnień ku stabilizacji codzienności – powszechnie znanego, nocnego nieba.

#

Podzieliłem się z żoną relacją osobliwego zajścia. Jej zmysły nie zanotowały tego wieczoru niczego odmiennego.

Pewien czas zerkano na mnie nieufnie. Stałem się odludkiem w przesądnej społeczności. Dewocja sąsiadów spopieliła między nami dialog rozsądku. Relikwia zdarzenia pozostała moim piętnem na długie lata (rytualnie zatapianych w alkoholu).

#

Nie potrafię rozwiązać zagadki istnienia owej anomali. Spekulacja stała się moim przekleństwem. Paranoją!

Załamał się pode mną grunt rozsądku. Nie umiem zaniechać roztrząsania projekcji niezbadanego. Przestałem sypiać.

Pragnę ujrzeć międzywymiarowe zwierciadło raz jeszcze!

Koniec

Komentarze

Całkiem nieźle napisane!

 

Tytuł skojarzył mi się ze S.T.A.L.K.E.R.-em ;-)

Więc oczekiwania były odrobinę inne. Jednak Twoja anomalia jest bardziej… literacka. Więc chyba na plus.

Historia mogłaby być bardziej rozbudowana. Ale szort przeca rządzi się własnymi prawami, więc to tylko mały minus.

 

Ogólnie: nieźle!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Po skończeniu tekstu długo nad nim rozmyślałem, redukcja bardzo go zawężyła. Doszedłem jednak do wniosku, że historia jest skończona, a cokolwiek nowego (co pragnąłem stworzyć) raczej nic by nie wniosło do całokształtu.

Nie ukrywam, iż chętnie przeanalizuję moją twórczość pod kątem rozbudowy tekstu.

 

Dziękuję za Twoją opinię.

 

Pozdrawiam.

Mnie niestety nie poruszyło. Masz pewne problemy z interpunkcją.

Np.:

Rozciągnięte zwierciadło, zafalowało.

Podzieliłem się z żoną, relacją osobliwego zajścia.

 

Taki tekst w sumie trochę o niczym, co oczywiście samo w sobie nie jest niczym złym, ale jakoś w tym przypadku mnie nie przekonało. Mam też osobiście problemy z oceną tekstów napisanych w taki niby-poetyzujący sposób, bo nie wiem, czy zwroty jak:

Nazmyślała mnie od pijaków snujących mary zmęczenia

Niedługo zaraz

są niepoprawne, czy może jednak wynikiem jakiejś formotwórczej ekspresji Autora.

Na codzień pisuje wiersze. Lwią część czasu poświęcam zabawie słowem i mieszaniu form. Owe opowiadanie jest jednym z takich tworów. Zgadzam się, iż nie jest to typowy tekst, co osobiście uważam za jego niechybny atut.

 

Staram się walczyć ze zmorą błędnej interpunkcji. Niestety, nie zawsze z pozytywnym skutkiem.

Zabieram się za poprawę wypisanych wyżej pomyłek, za których wskazanie dziękuję.

Trudno mi powiedzieć – jak dla mnie trochę za mało poetyckie i warstwą językową nie urzekło, a skoro fabuły nie ma, to ciężko coś więcej napisać. 

I po co to było?

Owszem, opowiadanie nie posiada fabuły, ale również nigdy jej posiadać nie miało. Podmiotem jest tutaj samo zdarzenie, które bohater ma szczęście zauważyć. Anomalię, traktuję jako krótki trening, rozciągacz wyobraźni oraz odskocznię od wszechobecnych “czytadełek”.

Nowa Fantastyka