- Opowiadanie: Roland19 - Łowca Smoków

Łowca Smoków

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Łowca Smoków

Kiedy Alain zaczął ustawić pułapkę i montować wabik, jego ręce działały same, wyuczone mięśnie wykonywały całą robotę za niego. Pod nosem pogwizdywał melodię, która przez łowców smoków, weteranów (takich jak on sam), uważana była za przynoszącą szczęście. Alain myślami był już w karczmie i przepuszczał nagrodę za zlecenie, które właśnie realizował. Już czuł w ustach kojący smak schłodzonej smoczej krwi. Już widział siebie wciągającego nozdrzami proszek ze smoczych zębów i klepiącego w tyłek dziewkę przynoszącą mu kolejne kubki trunku. Wreszcie skończył. Natychmiast się cofnął, dzierżąc kuszę uzbrojoną w zatruty bełt. Kiedy znalazł się w bezpiecznej odległości przykucnął i wymierzył broń w stronę jamy, w której znajdowała się jego ofiara. Wiedział że na lotopłaza przyjdzie mu długo czekać, gdyż jest to smok niezwykle ostrożny, wychodzący z kryjówki tylko wieczorami. Alain chcąc zająć czymś umysł przez czas, jaki przyjdzie mu czekać, zaczął się zastanawiać, dlaczego ludzie wyobrażają sobie ich, łowców smoków z wielkimi mieczami, małymi tarczami i w srebrnych, rycerskich zbrojach. Może tarcza rzeczywiście się przydawała, gdy polowało się na smoka, który miota ogniem. Jednak taka osłona musi być pokryta smoczymi łuskami. Miecz jednak na nic się nie zdawał przy walce ze smokami, chyba że z młodymi, ale i takiego lepiej jest zabić z dystansu. Metalowa zbroja natomiast tylko krępuje ruchy, na co nie można sobie pozwolić w starciu z tymi stworami. Wielu łowców używało też podstawowych zaklęć magicznych, jednak nie Alain. On uważał, że magia jest w tym rzemiośle niepotrzebna. Drugą rzeczą nad jaką zaczął się zastanawiać, było dlaczego ludzie nazywają łowców bohaterami i ognistymi rycerzami. Wszyscy jego koledzy po fachu, łącznie z nim, byli pijakami i zabijakami, kurwiarzami i ćpunami.

Gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, Alain jeszcze raz dokładnie obejrzał swoją broń i wyposażenie. Kusza sprawna , czarno prochowy garłacz leżący na ziemi obok nabity, granaty wypełnione tą samą substancją, co pułapka, gotowe. Przyłożył ucho do ziemi, cały czas trzymając na muszce wlot jamy. Nagle poczuł lekkie drganie podłoża, które z czasem stawało się coraz wyraźniejsze. Szybko przyjął idealną pozycję strzelecką. Uspokoił oddech, gdy ujrzał łeb smoka wychylający się powoli z jamy. Zielone ślepia stwora dokładnie rozejrzały się dookoła. Lotopłaz ma kiepski wzrok, lecz nadrabia to świetnym węchem i perfekcyjnym słuchem. Alain nie musiał się maskować, wystarczyło odejście na odpowiednią odległość i pozostanie w bezruchu. Kiedy smok stwierdził, że nic mu nie zagraża, od razu ruszył w stronę wabika. Na ten gatunek smoka najlepszym wabikiem są kamienie szlachetne, gdyż jest to tak zwany zbieracz. Lotopłaz zgrabnie przebiegł na czterech łapach odległość między jamą a pułapką. Kiedy znalazł się przy niej i stanął na tylnich nogach, by móc pochwycić wabik, Alain nie tracąc czasu uruchomił pułapkę. Ciszę trwającą do tej pory przerwał potężny huk, a wokół smoka zaczęła rosnąć olbrzymia chmura paraliżującego dymu. Wszystko zadziałało tak, jak należy. Łowca poczekał aż smok przestanie się ruszać a dym opadnie. Gdy to nastąpiło, zaczął powoli zbliżać się do swojej ofiary. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości, wymierzył swoją kuszę i wystrzelił. Zatruty bełt pomknął w stronę łba stwora przecinając powietrze. Strzał był perfekcyjny, prosto w język wystający z szeroko otwartego smoczego pyska. Poczekał jeszcze chwile, żeby trucizna miała czas zadziałać, po czym podszedł do smoka, wyjął długi, ostro zakończony szpikulec i wbił go w ślepie lotopłaza tak, aby trafić do jego mózgu. Gdy to zrobił z oczodołu smoka wypłynęła brunatno-żółta mazista substancja. Teraz Alain był pewny, że jego ofiara nie żyje. Łowca wrócił do swojego konia, którego wcześniej przywiązał do drzewa na tyle daleko od kryjówki smoka, aby ten nie złapał jego intensywnego zapachu. Kiedy wrócił zebrać swoje trofea, trzymał w dłoni sporej wielkości skurzaną torbę, w której nosił przyrządy potrzebne do piłowania kości, zdejmowania łusek, wycinania jąder smoka, itd. Gdy skończył pracę, którą również wykonywały mimowolnie jego mięśnie, wrócił do swojego wierzchowca i ruszył w stronę najbliższego miasta, w którym można by znaleźć oberże.

Był już u podnóża bramy brudnego i zapyziałego miasta o szlachetnej nazwie Miodowe Królestwo. ,,To jak nazwać łajno perfumami”– pomyślał Alain. Ale było już za za ciemno, by szukać innego miasta. Łowca wiedział, że zanim będzie mógł odpocząć w miejscowej karczmie, będzie musiał sprzedać trofea zdjęte z zabitego dziś smoka. O tej porze będzie mógł to zrobić tylko poza prawem, jakiemuś alchemikowi wytwarzającemu narkotyki z części smoka. Na szczęście nie przyszło mu długo szukać. Okazało się, że Miodowe Królestwo aż pęka w szwach od nielegalnego handlu. Tak naprawdę to odpowiedni człowiek znalazł jego. Gdy Alain pokazał nieznajomemu co ma do sprzedania, ten od razu wymienił cenę. Nie była to maksymalna kwota, jaką mógłby dostać za te fanty, ale był zmęczony, głodny i spragniony, wiec nie szukał innego kupca.

Gdy Alain znalazł się wreszcie w wymarzonej karczmie o osobliwej nazwie Miodowa Rzeka, od razu zajął miejsce przy stole. Karczmę oświetlały jedynie po dwie świece na każdym stole. W powietrzu unosiła się mgła utworzona z dymu tytoniowego oraz każdego innego zielska, które można zapalić. Ponad połowa krzeseł była zajęta a po podłodze przemykały psy, oraz prawie takich samych rozmiarów szczury. Alain zamówił dwie porcje podstawowej racji żywnościowej oraz schłodzoną smoczą krew. Gdy młoda i niewyobrażalnie piękna kelnerka przyniosła mu zamówienie, jej urok tak go powalił, iż nie był w stanie nawet podziękować, nie mówiąc już o klepnięciu w tyłek. Kiedy się już najadł i ugasił pragnienie, zamawiał już tylko alkohol. Gdy mięśnie i umysł Łowcy trochę się rozluźniły, wyjął ze skórzanej sakiewki fiolki z proszkiem ze skruszonych smoczych zębów. Zażył parę dawek i jego świadomość przestała z nim współpracować, wyłączyła się.

Alaina obudził kubeł zimnej wody wycelowany prosto w jego twarz. Gdy podniósł powieki jego oczom ukazał się krasnolud. Płomiennoruda broda i wąsy zasłaniały prawie całą twarz nieznajomego. Łowca oparł się na rękach, czując pod palcami brudne deski podłogi. 

-Wstawaj zabijako– powiedział rudzielec.-Koniec tego spania na koszt firmy.

Alain ocknął się już całkowicie. Wiedział, że stał przed nim właściciel karczmy.

-Spokojnie krasnoludzie, za wszystko zapłacę. Co się wczoraj stało? I czemu czuję się jak kupa łajna?

-Burdę żeś wczoraj taką zrobił, żem musiał cię potraktować uspokajaczem, ot co się stało.-odpowiedział krasnolud z nieskrywaną dumą, że położył tak rosłego mężczyznę, jak Alain.– Trzy dawki musiałem ci… zaaplikować.– Mówiąc to, pokazał gościowi małą, drewnianą dmuchawkę.– A oto najlepszy przyjaciel karczmarza. Strzałki, którymi strzelam z tego cacka, potrafią powalić konia. I nie nazywaj mnie krasnoludem, mówią mi Rudy Zohan. Ale osobiście wolę tylko Rudy.

-Dobra, panie Rudy. Czy byłbyś tak uprzejmy i opowiedział dokładnie, co się wczoraj działo?

Łowca wstał z ziemi i usadowił się na krześle przy jednym ze stołów. Karczmarz poszedł w jego ślady i zajął miejsce po przeciwnej stronie stołu

-Ale zanim zaczniesz opowiadać– zaczął Alain– czy uraczyłbyś mnie czymś do picia?

-Nasz klient, nasz pan, jak to mówimy w naszych stronach. Czy woda wystarczy?

-Na razie tak. Dziękuję.– odpowiedział Łowca.

-Yahne bądź tak miła i przynieś naszemu gościowi dzban zimnej wody!- krzyknął krasnolud gdzieś w przestrzeń za Alainem.

 Niedługo potem zjawiła się ta sama piękna półelfka, która obsługiwała wczoraj gości.

-Dziękuję skarbie– odparł krasnolud z uśmiechem.

Kobieta odpowiedziała najpiękniejszym uśmiechem, jaki Alain kiedykolwiek widział. A widział ich wiele. Gdy Yahne kładła przed Łowcą kubek i dzban z wodą, szepnęła mu prawie do ucha: Dziękuję. Alain mimo, iż nie wiedział, o co chodzi kobiecie, odpowiedział jej również szeptem: Nie ma za co. Łowca był tak oszołomiony jej urodą, że nawet nie był pewny czy usłyszał to, co mu się wydawało, że powiedziała. Szybko nalał sobie kubek wody i jednym łykiem opróżnił naczynie. Powtórzył tę czynność dwukrotnie, po czym dał znak krasnoludowi, by zaczynał.

– No więc, panie gościu…

-Mów mi Alain– przerwał mu Łowca

– No więc, panie Alain, było tak. Strasznie żeś wczoraj popił i powciągał trochę proszku. Wyglądałeś jakbyś miał zaraz paść na ziemie, ale wtedy paru chędożonych typków, chyba najemników, zaczęło być zaborczych w stosunku do mojej kelnerki. Podszczypywali ją, krzyczeli do niej wulgarne odzywki, psia ich mać. Yahne często wzbudza podobne zachowanie wśród biesiadników. Zresztą, nie powinno cię to dziwić. Widzę, jak na nią patrzysz. Obecność takiej kobiety dobrze robi interesowi… Ale wracając do rzeczy. W pewnym momencie jeden z tych gości wstał i przycisnął Yahne do ściany. Już wyjmowałem mój uspokajacz, gdy pojawiłeś się ty. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś w takim stanie dał rade czterem najemnikom. Opanowałeś do perfekcji sztukę picia i ćpania, oraz sztukę lania się po mordach po pijaku. Tak czy siak, obroniłeś moją kelnerkę, ale wpadłeś w jakiś szał i tłukłeś tych gości dopóki nie potraktowałem cię uspokajaczem. Ot, i cała historia.

Alain słuchał uważnie, kiwał tylko głową do rytmu słów właściciela oberży. Gdy ten skończył, Łowca upił, już spokojniej, łyk wody i powiedział to, co zawsze mówił w takich sytuacjach.

-Przepraszam za szkody, oczywiście za wszystkie zapłacę. Tylko proszę o czas do jutra, gdyż muszę odebrać nagrodę za zabitego smoka. Wtedy będę w stanie zapłacić.

Krasnolud zrobił wielkie oczy na wzmiankę o smoku.

-Cooo?! Chce pan powiedzieć, Panie Alain, że goszczę w swoich skromnych progach łowcę smoków? Prawdziwego bohatera? No jasne, jak mogłem być taki głupi. Nie poznałem pana, panie Łowco, bez złotej zbroi. Rozumiem, że nie przyszedł pan w niej, żeby nie wzbudzać niczyjej uwagi? Cóż, nawet bohaterowie muszą się czasem rozluźnić.

,,Znowu to samo”– pomyślał Alain wzdychając.

-Tak jak mówiłem, jutro wrócę i zapłacę za szkody– powiedział Alain

-Mam inny pomysł, panie Łowco. Nigdy nie było mi dane rozmawiać z jednym z was, bohaterów. Może darujmy sobie ten dług. Zamiast tego chcę z panem porozmawiać, tylko tak szczerze. Jestem karczmarzem od zawsze, będę wiedział, kiedy pan mówi nieszczerze. Co pan na to?

Alain nie lubił rozmawiać, zwłaszcza o sobie. Ale potrzebował pieniędzy, był już zadłużony u paru wpływowych ludzi.

-Oczywiście podczas rozmowy pijemy na koszt firmy.

Te słowa przeważyły szalę.

-Zgoda panie Rudy-oznajmił Łowca– Ale zanim zacznę opowiadać o sobie, może by tak po smoczej krwi?

-Już się robi

Krasnolud zawołał do Yahne, by ta przyniosła zamówienie. Kiedy czekali na półelfkę, Alain zapytał:

-A czy nie powinieneś otworzyć oberży i przyjmować gości?

-Dziś mamy święto pszczół i wszystkie karczmy i sklepy są zamknięte-odpowiedział Krasnolud.

Kiedy Łowca doczekał się upragnionego napoju, opróżnił naczynie, w którym go podano do połowy.

-No dobra panie Rudy, co pan chce wiedzieć?

-Najlepiej wszystko– odpowiedział krasnolud– Ale może zaczniemy od tego, dlaczego zostałeś łowcą smoków?

Alainowi zadawano to pytanie już wielokrotnie, miał na nie przygotowaną odpowiedź.

– Robię to, ponieważ tylko to umiem robić.

-No dobra, to było proste pytanie, ale mam kolejne. Co robiłeś przed zostaniem bohaterem?

Łowca westchnął ,,znowu to samo”– pomyślał. Stwierdził, że zapewne już nigdy nie zobaczy Rudego Zohana, więc nie ma powodu, by nie mówić mu prawdy. Postanowił, że ten jeden raz opowie komuś o wszystkim.

-No dobrze– zaczął – ale ostrzegam, że to długa historia.

-Spokojnie, mamy czas. Opowiedz o wszystkim.

-Zacznijmy od tego, że wychowywał mnie ojciec. Matka zmarła przy porodzie. Ojciec pił tyle, ile miał do wypicia. Zawsze nazywał swój nałóg ,,małym problemem”. Ja natomiast, od małego kradłem i jadłem, i tak przez trzynaście lat. Potem odkryłem świat podziemnych walk, byłem nawet całkiem dobry. Trochę na tym zarabiałem. Część z tych pieniędzy szła na utrzymanie domu i jedzenie, a reszta na wódę dla ojca. Kiedy miałem siedemnaście lat, ojciec zmarł. Pochowałem go samotnie nieopodal naszej chatki. Wtedy właśnie zaciągnąłem się do armii. Tam właśnie się zakochałem i przejąłem po ojcu jego mały problem. Nie pamiętam z tamtego okresu za wiele. Tylko jeden moment, który do teraz nie daje mi spać, pamiętam na zbyt wyraźnie.

Alain upił łyk smoczej krwi i kontynuował swoją opowieść. Krasnolud słuchał uważnie, chwytając każde słowo wypowiedziane przez gościa. Łowca czuł, że za jego plecami historii tej słucha także Yahne.

-Byliśmy właśnie na pierwszym froncie w bitwie o Berherd. Zarówno ja, jak i ona byliśmy już zasłużonymi żołnierzami. Rozpoczęliśmy pierwszą szarżę na wojska nieprzyjaciela…

Alain uśmiechał się do dziewczyny, która odwzajemniła mu się tym samym. Nagle rozbrzmiał dźwięk rogu, który oznaczał rozpoczęcie szarży. Wszyscy żołnierze rzucili się biegiem na wroga, trzymając broń w pozycji bojowej. Walka trwała około trzydziestu minut, a skończyła się odwrotem przeciwnika. Po walce, specjalny oddział zajął się grzebaniem poległych, oraz zbieraniem uzbrojenia i opancerzenia zmarłych. Wieczorem zorganizowano ucztę. Walczący pili i jedli ile mogli. Alain był już dorosły, a jego mały problem dało się już wyraźnie zauważyć. W nocy, po uczcie, wszyscy zalegli pijani i zmęczeni w swoich namiotach. Tej nocy Alain i Kailena kochali się. W środku nocy Alaina obudził jakiś hałas. Wstał tak, by nie obudzić ukochanej. Później, po latach nie mógł sobie wybaczyć, że jej wtedy nie obudził. Ubrał się najciszej jak potrafił i wyszedł z namiotu. Alkohol nadal działał w jego ciele, więc lekko się zataczał idąc miedzy namiotami innych żołnierzy. Nagle z ciemności dobiegł go dźwięk kroków. Wiedział, co musi zrobić. Jednak zanim zdążył nabrać powietrza by krzyknąć na alarm, został uderzony w tył głowy jakimś tępym przedmiotem. Przed jego oczami zapadła ciemność, ugięły się pod nim nogi, stracił przytomność. Kiedy się obudził, jego obóz, a właściwie to, co z niego zostało, stał w ogniu, a właściwie już dogasał. Alain wstał i chwiejnym krokiem ruszył w stronę namiotu, który dzielił z Kaileną. Po drodze widział znajome twarze martwych towarzyszy, na których malowały się grymasy zdziwienia i niedowierzenia. Zostali zaatakowani z zaskoczenia, nawet nie zdążyli się ubrać, nie mówiąc już o dobyciu broni. Przed zgliszczami namiotu Alaina, na ziemi, leżała jego ukochana. Miała na sobie rozerwane ubranie, a jej ręce były związane. Kailena miała poderżnięte gardło. Smutek, jaki uderzył w Alaina był tak wielki, tak wszechogarniający, że nie był w stanie nawet zapłakać nad ciałem dziewczyny. Upadł na kolana i nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w zwłoki. Kiedy trochę się uspokoił, zdołał wstać i podejść do ciała dziewczyny. Zarzucił na nią płaszcz i wziął ją na ręce. Pochówek odbył się niedaleko obozowiska…

-Pochowałem ją niedaleko obozowiska. Był to drugi grób, jaki wykopałem w swoim życiu, jednak nie ostatni. To wtedy do mojego małego problemu z alkoholem doszedł mały problem z proszkiem ze smoczych zębów. Wtedy stwierdziłem, że koniec bycia wojownikiem

w armii. Skoro nie byłem w stanie jej uratować to znaczy, że to nie jest praca dla mnie. Wyszkoliłem się na łowcę smoków i tak oto zmieniłem zawód, z zabijania ludzi na zabijanie smoków. Praca praktycznie taka sama, tylko jako łowca, pracujesz sam… To dobrze.

Alainowi zaschło w gardle, więc zwilżył je tym, co zostało w naczyniu stojącym przed nim. W trakcie snutej opowieści, Yahne zza baru przeniosła się na wolne miejsce obok Łowcy. Gdy ten opróżnił kubek, półelfka natychmiast zabrała puste naczynie i poszła po dolewkę. W trakcie jej nieobecności panowała nieprzenikniona cisza. Gdy jednak wróciła, Alain upił łyk i natychmiast przerwał ciszę.

– Czy to wszystko, co chciałeś wiedzieć karczmarzy?

– Właściwie to miałbym jeszcze parę pytań.– oznajmił krasnolud bez wcześniejszej werwy.

– Słucham zatem.

– Hmm.. . Ile kosztuje zbroja ognistego rycerza? I gdzie ją zostawiłeś? Nie zrozum mnie źle, to czysta ciekawość.-powiedział Rudy Zohan zawstydzony.

– Ja też miał bym pytanie, panie Rudy, jeśli mogę.

-Oczywiście, szczerość za szczerość.

-Dlaczego uważasz, że łowcy smoków używają zbroi?– zapytał Alain

– Sam żadnego nie widziałem, oprócz pana, ale słyszałem historie o was. W tych opowieściach mówią, że używacie magii i miecza, by wyplenić plugastwo jakimi są smoki. Chce pan powiedzieć, że to bzdura?

-Oczywiście, że to bzdura– odparł Alain. – Najprawdopodobniej gościłeś już niejednego Łowcę , ale nie wyglądali tak, jak się spodziewałeś, i ich po prostu nie rozpoznałeś. Najwidoczniej tylko ja byłem na tyle nieostrożny, żeby się zdemaskować.

-Nie rozumiem. Po co ukrywać to, że jest się bohaterem?

– To kolejna bzdura. Nie jesteśmy bohaterami, nie ma w nas nic bohaterskiego.

Zarówno krasnolud, jak i półelfka patrzyli na gościa z niedowierzaniem.

– Dlaczego? – spytał w końcu gospodarz.

– Pozwólcie, że opowiem wam historię, która mi się przytrafiła, kiedy byłem jeszcze kotem. Historię o bohaterskim czynie jednego z łowców. Siedziałem w karczmie, całkiem podobnej do tej. Byłem świeżo po…

Alain był świeżo po ukończeniu szkoleń na Łowcę smoków. Właśnie szykował się przed swoim pierwszym zleceniem , w barze, przed kubkiem smoczej krwi. Na blacie stołu, przed którym siedział, widniały białe ślady po proszku ze smoczych zębów. Początkujący Łowca był już mocno odurzony. Nagle do jego stolika przysiadł się wielki, barczysty mężczyzna, którego Alain rozpoznał ze szkoleń. Ów człowiek uczył ich, jak zakładać pułapki.

– Cześć Alain. – zaczął mężczyzna – słyszałem, że jutro zostaniesz rozdziewiczony i zapolujesz na swojego pierwszego smoka.

Stan, w jakim znajdował się Alain pozwalał mu tylko przytakiwać. Poza tym nie przepadał za tym człowiekiem, ale pomyślał, że rozmowa z doświadczonym łowcą nie zaszkodzi przed jutrzejszym zleceniem.

– Uważam, że nie powinno się chodzić na pierwsze zlecenia samemu. Za dużo kotów przez to odeszło z tego świata.

Alain nadal tylko przytakiwał bez słowa.

– Lubię cię, kolego. Mam dla ciebie propozycję. Trochę mi się to nie opłaca, ale nie chcę mieć ciebie na sumieniu, bo pozwoliłem ci iść samemu.– powiedział mężczyzna, z serdecznym uśmiechem na twarzy.– Pomyślałem sobie, że mógłbym pójść z tobą. Od razu mówię, że nie chcę za to zapłaty. Chcę cię nauczyć wszystkiego w praktyce.

Alain był pełen wątpliwości, jednak najzwyczajniej w świecie się bał. Był już w boju, nie raz, ale nigdy nie walczył ze smokiem. A z historii, jakie o nich słyszał, było się czego bać.

-Dd… dobrze – zająkał się łowca

– Wspaniale. Teraz powinieneś iść spać, jutro czeka cię ważny dzień. Spotkamy się przed wschodnią bramą miasta, jutro, o świcie, przygotuj się.

Kiedy Alain zbliżał się do umówionego miejsca, Weralt czekał już na niego.

– Na co polujemy Alainie? – Przywitał go pytaniem mężczyzna.

– Z tego co mówią ludzie, jest to najprawdopodobniej Krosarz.  

– Rozumiem, czyli musimy szukać śladów w lasach. Te smoki żyją w mocno zadrzewionych lasach Ig…

– Wiem gdzie go szukać.– przerwał Alain.– Nie musisz mi jeszcze raz wszystkiego tłumaczyć.

– Dobrze, więc prowadź.

Alain poradził sobie bardzo dobrze z tropieniem smoka. Łowcy byli przed kryjówką bestii po zaledwie dwóch godzinach szukania. Układanie pułapki przyszło mu już z większą trudnością, nie chciał jednak prosić o pomoc będącego pod ręką specjalistę. Kiedy skończył, bez słowa odszedł od pułapki i podszedł do Weralta. Obydwaj unieśli swoje kusze i wycelowali w wabik, za który posłużył kawał surowego mięsa. To najlepszy wabik na Krosarza. Długo nie musieli czekać na efekty, najwidoczniej smok był wygłodniały. Kiedy Alain zobaczył stwora w całej okazałości, po plecach przeszły go ciarki. Nie czuł lęku przed wielkością bestii, ani przed tym, że smok mógł go spalić w ciągu sekundy. Niedoświadczony łowca wpadł jednak w panikę i za wcześnie uruchomił pułapkę. Od tej przygody już nigdy mu się to nie przytrafiło. Jednak teraz ten błąd go wiele kosztował. Smok zdołał odskoczyć od pułapki, gdy ta wybuchła wielkim kłębem dymu. Alain natychmiast wystrzelił z kuszy w stronę stwora, nawet nie celował. Gdy zaczął przeładowywać broń, zauważył, że jego towarzysz stoi z szerokim, kpiącym uśmieszkiem, z opuszczoną kuszą i patrzy na niego.

– Co ty robisz?! – krzyknął Alain.– Czy nie miałeś mi pomagać?

-Oto największa lekcja jaką mogę ci dać: nie ufaj nikomu. Nawet innym łowcom. Zwłaszcza im. Uwierz mi, przyda ci się ta rada, o ile Oczywiście przeżyjesz.

Gdy chmura dymu opadła, Alain zauważył że trafił smoka, ale w tylną nogę. To nie wystarczy, by położyć bestie, nawet jeżeli bełt jest zatruty. Krosarz, gdy już się uspokoił, od razu zlokalizował napastnika i ruszył na niego z szarżą. Łowca uspokoił oddech, wycelował i wystrzelił. Trafił prosto w otwarty pysk potwora.

– Niezły strzał

Usłyszał za plecami głos Weralta. Jednak nie miał teraz na to czasu. Smok się zatrzymał, lecz ostatkiem sił odwrócił się i zamachnął ogonem, trafiając Alaina w boki powalając go na ziemie. Łuski smoka były tak ostre, że zdołały przeciąć ubranie i głęboko zatopić się w ciele Łowcy. Alain od razu wstał i odskoczył od cielska stwora, które przestało się już ruszać. Duma przepełniła serce niedoświadczonego Łowcy. Przerwało to uderzenie w tył głowy. Uderzenie, które Alain już dobrze znał. Stracił przytomność. Kiedy się ocknął okazało się, że…

– Kiedy się ocknąłem okazało się, że smok jest już oprawiony i zdjęto z niego wszystkie trofea. Udałem się więc do mojego zleceniodawcy. Dowiedziałem się od niego, że Weralt powiedział wszystkim, że nie żyję, mimo jego starań, żeby mnie uratować. Oczywiście odebrał nagrodę i sprzedał trofea. Później okazało się, że to nie był jedyny raz, kiedy ten suczy syn odegrał takie przedstawienie. Pewnie chcecie wiedzieć, jak się skończyła ta historia? Cóż, kolejny grób, jaki musiałem wykopać był grobem Weralta. Nie twierdzę, że nie ma porządnych łowców smoków. Twierdzę, że ja żadnego takiego nie znam. A poznałem ich wielu.

Alain opróżnił kolejny kubek smoczej krwi. Tak samo jak poprzednio, Yahne dolała mu napoju.

– Ile jeszcze grobów wykopałeś? – Spytała tym razem półelfka.

– Jeszcze tylko jeden, ale wstydzę się go najbardziej.

– Jeżeli nie chcesz o nim opowiadać, ja się nie obrażę– odparł Zohan – I tak już dużo nam opowiedziałeś, dług za szkody został już spłacony

Alain pociągnął z kubka duży łyk smoczej krwi.

– Chcę wam o tym opowiedzieć. Tylko proszę, oceniajcie mnie tylko w myślach. W moim życiu był taki okres, dość niedawno, gdy nie miałem pieniędzy. Jeździłem z miasta do miasta i szukałem zleceń, nic jednak nie mogłem znaleźć. Mimo to potrzebowałem pieniędzy na proszek ze smoczych zębów. W pewnym mieście, którego nazwy nie pamiętam, spotkałem mężczyznę, który od razu poznał, że mam mały problem. Kiedy z nim rozmawiałem była noc…

Była bezgwiezdna noc. Alain właśnie rozmawiał z mężczyzną w czarnym płaszczu, z kapturem zaciągniętym na głowie tak, że nie było widać jego twarzy.

– Jeżeli chcesz proszku, mogę ci pomóc – odezwał się nieznajomy zachrypniętym głosem. – Jednak mówisz, że nie masz pieniędzy. Cóż, mam propozycje.

– Słucham.– odparł Alain.

– Po pierwsze, panie wielki bohaterze, nie odzywaj się niepytany, im mniej słów teraz padnie tym lepiej. Słuchaj i milcz. Zabijesz dla mnie kogoś. Pewien alchemik nie chce ze mną współpracować. Ostrzegałem, że jeżeli nie zmieni zdania, jego uroczą, dwunastoletnią córeczkę może spotkać coś złego… Cóż, nie zmienił zdania.

– Mam zabić dziecko?!

– Zamknij się idioto. Tak, masz zabić dwunastoletnie dziecko. Jeżeli chcesz proszek ze smoczych zębów. A uwierz mi, mogę ci dać go sporo.

Alain był w takim stanie, że przestało się liczyć co ma zrobić, wtedy najważniejsze było to, ile dostanie.

– To jak będzie? Wchodzisz w to?

– Ile dostane?– zapytał Alain

– 15 porcji.– Odpowiedział nieznajomy.

-Ile mam czasu żeby się zastanowić?

– Jakieś dwadzieścia sekund. Dziewczynka ma zginąć jutro, to nie podlega żadnej negocjacji.

– Dobrze, zrobię to.

-Doskonale, teraz idź za mną, pokażę ci gdzie mieszka ten alchemik.

W trakcie drogi nie padło ani jedno słowo. Alain, żeby nie myśleć o tym jak nisko upadł, zaczął wyobrażać sobie siebie korzystającego z nagrody. Jego fantazje przerwał zakapturzony osobnik idący przed nim.

– Jeszcze tylko jedna sprawa. Ciało musi leżeć w domu, tak by alchemik je widział. Jak ją zabijesz to twoja sprawa. Jeżeli chcesz, możesz się zabawić, to może dać nawet lepszy efekt. Mi zależy, żeby była martwa. Alchemika nie ma w domu od świtu do popołudnia, wtedy to zrobisz. Potem masz przyjść tam, gdzie się poznaliśmy. Ale podejdź do mnie dopiero wtedy, gdy nikogo nie będzie w pobliżu. Zrozumiałeś?

– Zrozumiałem

– Dobry Łowca – powiedział z kpiną nieznajomy. Mimo, że nie widział jego twarzy, Alain wiedział, że maluje się na niej paskudny, szyderczy uśmiech.

– Jesteśmy, to tutaj– rzekł Nieznajomy. Ruchem głowy, wskazał Łowcy, teren przed sobą

Oczom Łowcy ukazał się drewniany domek z niewielkim ogródkiem, bez żadnego ogrodzenia. Alain zaczął już planować jak to zrobi. Upatrzył sobie krzaki, z których będzie miał dobry widok.

– Dobra, koniec tego oglądania.– powiedział mężczyzna w czarnym płaszczu.– Już wszystko wiesz. Mimo, że dom jest na uboczu, z daleka od innych chałup, miej się na baczności i uważaj, żeby nikt cię nie zauważył.

– O to nie musisz się martwić.

– No to jesteśmy umówieni. Do jutra.

Tej nocy Alain prawie nie spał. Nie dlatego, że myślał o tym, co jutro zrobi; nie mógł spać ponieważ bez proszku ze smoczych zębów miał koszmary, które nie pozwoliły mu na odpoczynek. Kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły się wdzierać przez okna do jego izby, Łowca wstał ubrał się i udał się w stronę domu, w którym miał dokonać egzekucji.

Alchemika już nie było w domu, Alain, schowany w krzakach, widział go gdy ten wychodził. Łowca wymierzył kuszę w stronę drzwi chaty i czekał. Jego oczekiwania nie trwały jednak długo, dziewczynka wyszła do ogrodu i zaczęła w nim pracować. Alain upewnił się, że

w pobliżu nie ma żadnego świadka, wymierzył w dziecko. Jego oczy zalewał pot. Palec miał już na spuście, gdy do głowy przyszła mu pewna myśl: ,,Jeżeli zabiję dziewczynkę, dostanę piętnaście porcji proszku. Natomiast gdy zabiję tego, który mi go oferuje, dostanę wszystko co ma”. To myśląc Łowca opuścił kuszę i nie dając sobie czasu do zastanowienia się nad tym co robi, wrócił do swojej izby.

Kiedy zaczął zapadać zmrok, Alain stawił się na umówione spotkanie.

– Czy ty chcesz zrobić ze mnie durnia?!- zaczął mężczyzna w czarnym płaszczu– Dlaczego ona jeszcze żyje?

Alain bez słowa upewnił się jeszcze raz, czy nie ma nikogo w pobliżu. Podszedł do nieznajomego, wysunął z rękawa metalowy szpikulec, który służył mu do dobijania smoków, i wbił mu go w gardło. Śmierć nastąpiła natychmiastowo, bez żadnej walki.

– Nie było żądnej walki. Kiedy zapadł zmrok, zaniosłem ciało do lasu, nieopodal miasta. Tam wykopałem swój ostatni, jak na razie, grób.

Alain upił łyk z kubka. Jego słuchacze spojrzeli na siebie, a potem znów na Łowcę. Pierwsza odezwała się półelfka.

– Nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego najbardziej wstydzisz się tego czynu? Przecież zamiast zabić niewinne dziecko, zabiłeś tego, który jej zagrażał. W tej historii jesteś bohaterem. Gdyby nie twój problem

z narkotykami, ta dziewczynka najprawdopodobniej by nie żyła. Powinieneś być z siebie dumny.

– Nieuważnie słuchałaś. Pozwól więc, że powtórzę. Nie zabiłem tej dziewczynki, tylko dlatego, że zabijając tamtego człowieka zyskałem więcej proszku. Tylko to było ważne. Jeżeli było by inaczej, zabiłbym ją, bez mrugnięcia okiem.

Alain dopił do końca zawartość swojego kubka. Yahne już wstawała po dolewkę gdy łowca się odezwał.

– Nie trzeba. Już się będę zbierał do wyjścia. Chyba, że mam odpowiedzieć na jeszcze jakieś pytania?

Karczmarz tylko pokręcił głową. Alain wstał, krasnolud również, uścisnęli sobie dłonie w niemym pożegnaniu. Łowca ruszył ku drzwiom nie oglądając się za siebie. Nagle poczuł, że ktoś ciągnie go za ramię. To była Yahne. Stanęła na palcach, i przybliżyła swoje usta do ucha Łowcy.

– Jeszcze raz dziękuję, za to, że mnie wczoraj broniłeś.– szepnęła.– Jesteś bohaterem, nie ważne co powiesz. Masz po prostu swoje małe demony, z którymi musisz walczyć. Powodzenia w drodze.

Zanim Alain zdążył cokolwiek powiedzieć, piękna półelfka pocałowała go w usta. Zaskoczona swoją śmiałością spuściła wzrok, uśmiechnęła się niewinnie i odeszła do stolika, przy którym siedział krasnolud. Łowca przez chwile stał oszołomiony. Kiedy odzyskał kontrolę nad swoimi mięśniami, odwrócił się i wyszedł z karczmy.

KONIEC.

Koniec

Komentarze

To bardziej opowiadanie o uzależnieniu, niż o smokach. Historia głównego bohatera raczej sztampowa. Dialogi wydały mi się nienaturalne. Morał ładnie podany.

Językowo – interpunkcja taka sobie. Zapis dialogów bardzo chaotyczny, często zmienny. Gdzieś tam miałeś błąd ortograficzny.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mogę podpisać się pod komentarzem Finkli. I pod Regulatorów oczywiście też ; )

 

Opowieść wydała mi się w sumie dość naiwna, ale z drugiej strony dało się ją przeczytać do końca. Tekst pełen jest drobnych błędów, które kłują w oczy – interpunkcyjnych, literówek, czasem dziwnych zdań, błędów w zapisie dialogów itp. Ogólnie nie jest źle, ale nie jest też dobrze.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

skurzaną

O karwa fak, edytor ci tego nie podkreślił? Popraw, bo aż wstyd.

 

nie ważne

To też. nieważne

 

Faktycznie, opowieść o uzależnieniu. Pomysł, moim zdaniem, bardzo dobry – łowca, ćpun, kurwiarz, alkoholik, łowcą jest, by szkodzić tylko sobie i finansować nałóg; świetnie pomyślane. Niestety, wykonanie roi się od masy błędów, od drobiażdzków typograficznych (zobacz, jak powinien wyglądać zapis dialogów, jak stosuje się spacje w tekstach, stosowanie przecinków) po brakujące kropki, znienackowe wielkie litery, sporo niezręczności stylistycznych lub językowych oraz naiwne (szczególnie w kwestiach dialogowych) lub komiczne motywy – o tak, z całej opowieści najbardziej utkwiły mi mięśnie, które tak bohater wyuczył, że same robiły, same się rozluźniały, a na koniec  same się spod kontroli wymykały. Mięśnie to cichy bohater tej opowieści, to one zap…ją podczas, gdy szef się odurza…

:-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dołączę do opinii wcześniej komentujących, a od siebie dodam, że opowiadanie przeczytałam z niejakim trudem, albowiem ogrom usterek i błędów uniemożliwił mi skupienie się na lekturze. Szkoda, że mając niezły pomysł, Autor nie włożył weń więcej wysiłku i musiałam zadowolić się niedopracowaną wersją.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Słabo. W zasadzie jedyna fajna rzecz w tym tekście to oparcie struktury opowieści o ten wątek grobów. Reszta jest sztampowa (krasnolud karczmarz, opowiastki – prócz tej o zleceniu na dziewczynkę) i niechlujnie wykonana. 

I po co to było?

Nowa Fantastyka