- Opowiadanie: Elina - Róże czarne jak krew

Róże czarne jak krew

Trochę to trwało, ale wreszcie skończyłam. Wróżę potem dłuższą przerwę, bo weny trochę brak... No, ale na teraz życzę miłej lektury :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla, BogusławEryk, Tensza

Oceny

Róże czarne jak krew

Aika otarła krew z miecza, po czym wsunęła go do pochwy. Wstała, wzdychając ciężko.

– I znowu pudło – mruknęła.

Kai, jej towarzysz broni, wzruszył ramionami. Był całkiem przystojny, co musiała niechętnie przyznać. Miał niesforne, czarne włosy i oczy tak ciemne, że tęczówki zlewały się ze źrenicami. Ponadto, podobnie jak Aika, skończył zaledwie dwadzieścia lat.

– Wyglądało obiecująco – stwierdził. – Grupa okultystów, która wzywa demona… Skąd mieliśmy wiedzieć, że to tylko banda amatorów? Skrzata by nie przywołali. Choć same próby i tak są wbrew prawu…

– A w tym czasie kitsune pustoszy pewnie kolejną wioskę – rzuciła Aika kwaśno.

Ścigali lisiego demona już od miesiąca. Musiał być co najmniej sześcioogoniastym, ponieważ przez cały ten czas zawsze wymykał im się o krok. Aika momentami podejrzewała, że demon doskonale zdaje sobie sprawę z pościgu i specjalnie dopuszcza ich tak blisko, żeby zagrać im na nosie.

– Chodźmy – mruknął chłopak. – Już świta.

 

* * *

 

– Głowa do góry – rzucił Kai.

Wędrowali lasem ramię w ramię. Droga w tę stronę była łatwiejsza niż poprzedniego dnia, kiedy musieli wspinać się pod górę i dodatkowo padał deszcz, przez co ślizgali się po błocie. Dziś pogoda zapowiadała się o niebo lepiej.

– Ci okultyści może i byli amatorami, ale ostatecznie i tak mogliby przywołać jakiegoś demona przez przypadek – kontynuował chłopak. – Możliwe, że właśnie zapobiegliśmy jakiejś katastrofie w przyszłości.

– „Możliwe” – powtórzyła Aika kwaśno. – A kitsune stanowi rzeczywiste zagrożenie właśnie teraz.

Zacisnęła dłoń w pięść, gdy tylko o tym pomyślała. Wciąż pamiętała widok ostatniej wioski, którą zniszczył lisi demon – zniszczone pola i domy, ciała wielu ludzi zbyt zmaltretowane, by dało się ich rozpoznać… Z około pół setki mieszkańców przeżyło trzech.

– Spokojnie, dopadniemy go – zapewnił Kai, próbując rozładować napięcie. – Nie chcę być w jego skórze, kiedy w końcu go złapiesz – zażartował.

Aika odetchnęła.

– I słusznie – wymruczała.

 

* * *

 

Dotarli do wioski jeszcze przed południem. Miejscowi spoglądali na nich podejrzliwie, zapewne zastanawiając się, skąd podróżni przybyli. Przebywanie nocą poza jakąkolwiek ostoją otoczoną Barierą równało się z niemal pewną śmiercią lub gorzej – opętaniem przez demona. Potem dostrzegali miecze u ich boków i szybko odwracali wzrok. Nikt nie lubił Strażników, nawet w dużych miastach, a co dopiero pośród zabobonnych chłopów.

„Odrobina wdzięczności byłaby mile widziana”, pomyślała Aika zirytowana. „W końcu bronimy was przed demonami, prawda? Gdyby nie my, Bariery w ogóle by nie istniały.”

Potrząsnęła długimi, jasnobrązowymi włosami, by stłumić irytację. Cokolwiek ludzie by o nich nie mówili, Strażnicy pozostawali potrzebni i cesarz płacił im krocie za każde wykonane zlecenie.

Tymczasem dotarli do centralnej części zabudowań. Wokół dużego placu stały domy najmożniejszych mieszkańców oraz gospoda. Cały obszar otoczono Barierą, znacznie dokładniejszą niż w przypadku okolicznych gospodarstw. Blask znaków, z których się składała, pozostawał widoczny nawet w świetle dnia. Ktoś postanowił upiększyć okolicę i pośrodku placu stworzył mały, różany ogródek. Aice zabiło mocniej serce, kiedy spostrzegła, że jeden z kwiatów ma czarne płatki. Znak, że kiedyś walczył tutaj Strażnik – i to nie byle jaki, bo wywodzący się z tego samego klanu co ona. Taka róża mogła przetrwać nawet setkę lat, a na pewno miała ich przynajmniej kilka. Inaczej wioska nie prezentowałaby się tak porządnie i dostatnio.

– Padam z nóg – westchnął Kai, otwierając drzwi gospody. – Spanie w jaskini jest koszmarnie niewygodne.

– Prześpimy się, ale najpierw obiad – mruknęła Aika. – Skoro już tu jesteśmy, to przy okazji zasięgnijmy języka.

– Dobra, obiad może być – uznał Kai. – Tylko pilnuj mnie, żebym nie zasnął na stole.

 

* * *

 

Dziesięć minut później zapłacili już za dwa pokoje oraz posiłek, który właśnie spożywali. Karczmarz przyjął ich uprzejmie, wprawnie maskując nieufność. Musiał być przyzwyczajony do Strażników, którzy zatrzymywali się u niego dość często – jak wyznał, kiedy Aika go o to zagadnęła.

– A jakieś wieści ze świata? – spytała.

Karczmarz jednak pokręcił głową.

– Przez ostatnie dwa tygodnie nie działo się nic specjalnego – odparł.

Strażniczka odetchnęła z ulgą. Dwa tygodnie temu kitsune zniszczył małą wioskę. Skoro od tamtego momentu nic wielkiego się nie stało, istniała szansa, że lisi demon nie pokazał się ponownie i strata czasu u okultystów-amatorów rozejdzie się jakoś po kościach. Choć teraz znów musieli błądzić po omacku.

– Swoją drogą… – Karczmarz nachylił się do nich i zniżył głos. – Dobrze, że tu jesteście.

Aika zmarszczyła brwi; tego rodzaju stwierdzenia nie spodziewała się usłyszeć.

– Dlaczego?

– Dzisiaj pełnia, a na domiar złego równonoc. Wiecie, jak to demony wpadają w szał w podobne noce. Oczywiście Bariera stoi i wydaje się trwała, ale… dwoje Strażników w pobliżu nie zaszkodzi, tyle powiem.

„Jeżeli to rzeczywiście jest taka noc, to i dwustu byłoby za mało”, pomyślała Aika, czując, jak jej serce zamiera na moment. Rzeczywiście, poprzedniej nocy zauważyła, że zbliża się pełnia, ale zupełnie zapomniała, że to już koniec lata. Przez to wiadomość całkowicie ją zaskoczyła. „Ale jeśli Bariera nie padnie, wszystko będzie dobrze”, pocieszyła się w myślach.

Skończyła już jeść, więc wstała, a następnie ruszyła do drzwi.

– A ty dokąd? – zdziwił się Kai.

– Przyjrzę się Barierze, tak na wszelki wypadek – odparła. – I może obejdę też pobliskie gospodarstwa.

Kai poderwał się natychmiast.

– W takim razie ja też…

– Nie, ty idź spać – sprzeciwiła się Aika. – Padasz z nóg, przecież to widać. I tak nie dasz rady umocnić Bariery, a co dopiero walczyć, jakby przyszło co do czego. Odpocznij.

Kai skrzywił się, ale nie mógł zaprzeczyć.

– Pamiętaj tylko, że sama nie jesteś ze stali – burknął. – Też potrzebujesz snu.

– Wrócę za godzinę – obiecała Aika, zmuszając się do uśmiechu. – Ani się obejrzysz.

 

* * *

 

Wróciła za dwie, lecz zadowolona. Bariera wokół centrum wioski była wyjątkowo trwała, ale też te otaczające pobliskie gospodarstwa prezentowały się nadspodziewanie dobrze. Jeśli tylko wszyscy zdążą do domu przed zmrokiem, nic złego nie powinno się wydarzyć.

Wyszła na drugie piętro karczmy, gdzie znajdowały się pokoje dla gości. Kiedy przechodziła obok drzwi Kaia, przyłożyła do nich ucho. Jej wyczulone zmysły Strażnika wychwyciły spokojny, głęboki oddech przyjaciela. Dobrze, zdecydowanie przyda mu się odpoczynek. Miała wrażenie, że ostatnio jej towarzysz łatwo się męczy, co nieco ją martwiło. Był jednak typem osoby, która nie zacznie narzekać, nawet jeśli strzała wbije jej się w czułe miejsce. Dodatkowo się zirytuje, kiedy ktoś okaże mu troskę – dlatego Aika starannie maskowała niepokój i o nic nie pytała. Przypuszczała, że po prostu zachorował, ale pracuje dzięki specyfikom wzmacniającym organizm, które każde z nich miało w zanadrzu. Strażnicy byli zbyt rzadko spotykani i cenni, żeby zbyt łatwo ginąć.

Weszła do swojego pokoju – małej, ale przytulnej sypialni – i sama również padła na posłanie. Przypuszczała, że prześpi całą noc, choćby demony zaczęły bębnić w Barierę wszystkie naraz.

Myliła się.

 

* * *

 

Obudziła się, kiedy odbite, krwistoczerwone światło księżyca padło na jej powieki. Otworzyła oczy w samą porę, by ujrzeć uniesiony nad nią sztylet – i przetoczyć się tak, by jego ostrze zagłębiło się w pościel.

„Co…”, pomyślała, próbując jak najszybciej przebić się przez opary snu.

Była dostatecznie przytomna, by odskoczyć w tył; sztylet ze świstem przeciął powietrze tuż przed nią. Nie potrafiła dostrzec, kto ją atakuje. W pokoju było ciemno, a szkarłatne światło wpadające przez szparę w zasłonach tylko utrudniało sprawę, powodowało że wizja stawała się jeszcze bardziej nierzeczywista.

Jeszcze jeden krok w tył i poczuła za plecami ścianę. Jej miecz znajdował się tuż przy łóżku, za daleko, by po niego sięgnąć. Nie miała innego wyboru – musiała odwołać się do najważniejszej broni, jaką posiadała: sztuki swojego rodu.

Kolejny sztych wycelowany był w jej krtań. Złapała za ostrze, nim to dosięgło skóry; poczuła pieczenie, a z rany wypłynęła krew – jednak nie kapnęła na podłogę. Zamiast tego przybrała czarny kolor i stwardniała, otaczając sztylet. Aika szarpnęła i wyrwała broń z ręki napastnika, jednocześnie zmuszając go do zrobienia kroku w przód. Jego twarz znalazła się centralnie w świetle padającym przez szparę, więc wreszcie mogła mu się przyjrzeć. Zamarła.

– Kai?

– A mogło pójść tak łatwo – wycedził chłopak.

Czysta energia pomknęła nagle w kierunku Aiki; Strażniczka wyczuła ją na czas, by przywołać tarczę. Fala rozeszła się po bokach, całkowicie niszcząc ścianę. Jasne, szkarłatne światło księżyca zalało pokój; już nie było mowy o pomyłce. Kai stał tuż przed nią – jej towarzysz broni, jej przyjaciel, zawsze miły i uśmiechnięty, chyba że akurat wbijał komuś miecz w gardło.

Jego źrenice miały kształt szparek.

– Uwielbiam takie noce – rzucił tonem konwersacji. – Nasze moce bardzo przybierają wtedy na sile… Chociaż instynkty również. Już nie mogłem wytrzymać z tym graniem w „Baba Jaga patrzy”.

Mówiąc to, spokojnie sięgnął po jej miecz i wyciągnął go z pochwy, którą następnie odrzucił na bok. Ten gest sprawił, że Aice wróciły zmysły. Odskoczyła w tył i zgrabnie wylądowała na placu. W ten sposób zyskała kilka sekund, które potrzebowała, by czarna krew wypływająca z jej rany wydłużyła się i przybrała kształt miecza.

Wokół rozlegało się wycie, a co jakiś czas łomot, kiedy któryś z demonów bezskutecznie uderzał o Barierę. Okna we wszystkich domach pozostawały szczelnie zasunięte, choć w niektórych paliło się światło.

Kai zrobił krok naprzód i wylądował na ziemi lekko, jakby zszedł z krawężnika, a nie z pokoju na pierwszym piętrze. Na jego głowie pojawiły się lisie uszy, zastępując ludzkie; ponadto za jego plecami wyrosło dziewięć ogonów, w jakiś sposób przenikając przez tunikę, nie czyniąc materiałowi żadnej szkody.

Aika nie mogła uwierzyć własnym oczom. Dziewięć ogonów! Kitsune nie mógł mieć więcej. A spodziewała się może sześciu…

– J-jak? – wydukała.

Demon przechylił głowę.

– Chodzi ci o to? – Machnął ręką w kierunku ciała należącego do Kaia. – Był nieostrożny i tyle. Miesiąc temu podróżował przez parę nocy samotnie i raz stworzył Barierę niestarannie. Ale co można było mu zarzucić? Był rozgoryczony. Pokłóciliście się wtedy, pamiętasz? To dlatego zostawiłaś go i pojechałaś do stolicy sama.

Aika zmarszczyła czoło. Kłóciła się z Kaiem kilka razy i rzeczywiście przypominała sobie coś podobnego. Towarzysz dogonił ją w stolicy i potem kitsune pojawił się po raz pierwszy, a oni ruszyli za nim w pościg…

– Dlaczego miałby być aż tak rozgoryczony, by źle postawić Barierę? – rzuciła.

Po części rzeczywiście chciała wiedzieć, po części grała na czas. Zdawała sobie sprawę, że z takim przeciwnikiem na dłuższą metę nie ma szans – zwłaszcza w nocy.

Kitsune uśmiechnął się okrutnie.

– Och, to całkiem proste – zapewnił. – Po prostu, cokolwiek by nie robił, chciałaś być tylko jego przyjaciółką i niczym więcej. A bał się, że jak wyzna ci uczucie, wyśmiejesz go i znajdziesz innego partnera. Więc cierpiał w milczeniu u twojego boku, tak blisko i tak daleko jednocześnie…

Demon zaatakował bez ostrzeżenia, celując ostrzem w jej korpus. Refleks Strażniczki jednak nie zawiódł – Aika uskoczyła w bok i uniosła czarną broń… Po czym zawahała się. Gdzieś z tyłu głowy błysnęła myśl „To przecież jest Kai!” i zatrzymała jej dłoń, pozwalając, by okazja do kontrataku minęła.

Kitsune zaśmiał się głośno.

– Pocieszna jesteś! – zawołał. – Ale to już za późno, za późno!

Umilkł na chwilę, podczas gdy Aika wpatrywała się w niego nieruchomo. W głowie miała mętlik. Obowiązek Strażniczki ścierał się z przywiązaniem do przyjaciela.

– Powiedz… – zaczął kitsune, przyglądając jej się niemal wesoło. – Może powinienem wpuścić tu moich braci? Wystarczy raptem pstryczek…

Uniósł rękę w kierunku Bariery. Aika rzuciła się na niego, w ostatniej chwili przed ciosem wydłużając ostrze miecza. Mimo to kitsune umknął przed atakiem, jednym susem cofając się aż do róż rosnących pośrodku placu. Kiedy Strażniczka spróbowała ponownie, sparował uderzenie jej własnym mieczem.

Stal zderzyła się z czarną krwią. Dało się słyszeć syk i w powietrze buchnęła para. Metal rozgrzał się do czerwoności i nagle pękł na pół, a czarne ostrze musnęło zaskoczonego kitsune w ramię, pozostawiając oparzenie.

Demon syknął z bólu i cofnął się, przeskakując ponad różami. Aika nie dała mu chwili wytchnienia; skoczyła za nim, zamierzając się do kolejnego ciosu. Kilka kropel jej krwi padło na płatki róż, lśniąc w szkarłatnym świetle niczym czarne perły.

Demon odskoczył w bok i rzucił w Strażniczkę pozostałością miecza, tylko po to by zyskać chwilę na czasie.

– Uciążliwa rzecz, ta czarna krew, czyż nie? – wymruczał.

Jego obraz zamigotał i nagle zamiast jednego kitsune na placu było ich blisko dwudziestu.

„Iluzja”, zrozumiała natychmiast Aika.

Demon zaczął używać magii, co było znakiem, że walczy na poważnie. Jego iluzoryczne postaci rzuciły się na Strażniczkę, a ona musiała przeciąć mieczem je wszystkie; nie mogła ryzykować, że gdzieś pośród kopii znajduje się oryginał. Gdzieś z boku wytrysnął nagle strumień błękitnego ognia; uskoczyła przed nim i natychmiast pomknęła w tamtym kierunku. Pozostałe pięć kopii rzuciło się na nią, ale pozbyła się ich jednym cięciem. Dopadła ostatniej i cięła ją mieczem… Czarne ostrze przeszło, nie napotkawszy żadnego oporu, a ona straciła równowagę.

W plecy uderzyła ją nagle fala energii, posyłając kilka metrów w przód. Aika przetoczyła się po ziemi bezwładnie, przed oczami pojawiły jej się mroczki. Poczuła ukłucia na całym ciele, kiedy wpadła w róże. Nie zdołała nawet drgnąć, gdy kitsune dopadł do niej, przygniatając swoim ciężarem do ziemi. Uniósł dłoń, w której trzymał drugi sztylet Kaia… po czym nagle zachwiał się.

Aika zamrugała; czekała na cios, który jednak nie nadchodził. Zamiast tego ciało chłopaka zadygotało i cofnęło się lekko, tak że mogła poruszyć rękami. Wciąż czuła rękojeść miecza w dłoni – mimo to nawet nie drgnęła.

– Kai? – szepnęła.

Chłopak spojrzał na nią. Jego obraz drgał – uszy i ogon to pojawiały się, to znów znikały, a źrenice odzyskiwały ludzki kształt, by za moment znów zmienić się w szparki.

– Pośpiesz się – wychrypiał. – Nie utrzymam go…

Aika patrzyła w jego oczy przez jedną, długą sekundę. A potem jakby bez udziału jej woli, dłoń z mieczem uniosła się, pociągając za sobą resztę ciała, i zagłębiła czarne ostrze w piersi chłopaka. Ten zadygotał mocniej, ale jego obraz przestał migotać; pozostał ludzki. Kai powoli osunął się na bok, prosto w róże.

– Szkoda – wyszeptał, spoglądając w górę, na księżyc. – Tak wielu rzeczy… Chciałem…

Nie dokończył; zadrgał ostatni raz i zginął. Parę łez opadło na jego nieruchomą twarz, kiedy Aika zamknęła mu oczy. Potem opadła na drugi bok, nie dbając o kwiaty. Leżała, oddychając ciężko. Słyszała dobiegające z daleka głosy, zapewne mieszkańcy zdali sobie sprawę z tego, co się działo. Nie obchodziło ją to. Zamknęła oczy, a krew w jej dłoni straciła swój kształt; większość z niej wróciło do ciała, zasklepiając ranę; część pozostała na różach, brudząc piękną czerwień.

Wiedziała, że jeśli przyjdzie tu za rok lub później, już nie tylko jeden kwiat będzie czarny.

 

* * *

 

Podróżni zatrzymali się na placu i przez chwilę przyglądali się czarnym różom. Wreszcie weszli do karczmy.

– Interesującą macie tu florę – zauważył jeden z nich już na wstępie.

Karczmarz przyjrzał mu się – młody, przystojny, chyba posłaniec, sądząc po stroju i dużej torbie. A tych paru towarzyszących mu to wojownicy, zapewne znakomici, ale jednak nie Strażnicy.

– To nie kwestia flory – wymamrotał w odpowiedzi. – To przez dziewięcioogoniastego.

Posłaniec uniósł brwi.

– Mieliście tu dziewięcioogoniastego kitsune? – upewnił się. – I ta wioska ciągle stoi?

– Został powstrzymany – wyjaśnił karczmarz.

– Przez Strażników? Ilu ich było? Cały oddział?

– Dwóch. – Karczmarza zaczynały irytować te pytania, ale nie dał po sobie nic poznać. – Jeden z nich oddał życie, a druga straciła tamtej nocy serce. Ciekawym, co porabia teraz… – dodał do siebie. – Czy uważa, że było warto.

Spojrzał w górę przez okno, na błękitne niebo. Za kilka godzin rozświetli je poświata księżyca – zwykła, biała. Dopiero w jej promieniach płatki czarnych róż się otworzą.

Koniec

Komentarze

Plus za odwołanie się do japońskiej legendy :) To, czego mi zabrakło – to japońskiego klimatu, bohaterowie mówią/zachowują się na modłę typowo zachodnią i w zasadzie można podstawić za kitsune dowolnego innego demona. Opowiadanie jest trochę za krótkie – przydałoby się rozbudować relacje między dwójką bohaterów, bo bez komentarza kitsune nie domyśliłabym się, że on w niej cieżko zakochany a ona niekoniecznie.

Podobało mi się, fajny pomysł, było zaskoczenie. Egzotyczne po Twojemu klimaty też na plus.

Nie do kończył;

Literówka.

Tekst oceniam na 7.

 

Babska logika rządzi!

Do lektury opowiadania zachęcił mnie tytuł. Bardziej byłem ciekaw, dlaczego krew jest czarna, aniżeli róże:) Opowiadanie wciągnęło i bez problemu doczytałem do końca. Lubię takie klimaty.

Opowiadanie dobrze się czytało, co skłoniło mnie do lektury pozostałych Twoich tekstów (jestem tu od niedawana i nadrabiam;) Nie umniejszając innym opowiadaniom, to jest, moim skromnym zdaniem, dotychczas najlepsze.

Podobnie jak Bellatrix dostrzegam braki w zakresie japońskich klimatów. Już nawet nie chodzi o sposób zachowania się i mowę (bo to już wyższa szkoła jazdy;), ale o wystrój wnętrz i opis przyrody. Ale, żeby coś takiego stworzyć, trzeba by bardzo dużo poczytać, a najlepiej spędzić tam trochę czasu. To niestety nietani interes:/.

Może radą na takie problemy jest stworzenie zupełnie abstrakcyjnego świata opartego, na kulturze samurajów i wybranych wierzeniach. Cała reszta „świata”, może być skonstruowana pod Ciebie, ograniczona jedynie Twoją wyobraźnią. Wówczas trzeba stworzyć jakieś charakterystyczne elementy, które stanowić będą zręby tego świata tak, żeby od razu było widać, że to coś Twojego.

Coś takiego zrobiła ostatnio Lidia Kossakowska w „Takeshi. Cień Śmierci.” Bardzo ciekawe połączenie klimatów japońskich z zupełnie wyimaginowanym światem. Polecam.

 

Czytając wyłapałem jedną literówkę:

Więc cierpiał w milczeniu o twojego boku, tak blisko i tak daleko jednocześnie…

 

Pozdrawiam

em

empatia

Dziękuję bardzo za komentarze i rady, i oczywiście wyłapanie błędów. Szukam i szukam, a te maleństwa i tak się gdzieś przede mną ukryją… Z opisami będę się starała przy kolejnych tekstach, muszę przyznać, że dla mnie to chyba najtrudniejsze fragmenty do napisania. Na ogół popadam w minimalizm i skupiam się na dialogach + akcji, aż do momentu, w którym się złapię.

Lidii Kossakowskiej nie czytałam, ogółem w polskiej literaturze mam braki, przyznam się bez bicia. Odstraszyło mnie parę podejść, gdzie po paru stronach natrafiałam na przekleństwa, a styl autora zwyczajnie mi się nie podobał.

I szczerze, bardzo szczerze, to to opowiadanie zaczęło się od tytułu, a wszystko inne doszło później XD

Mam mieszane uczucia. Zaczęło się fajnie, czytałam z niemałym zainteresowaniem. A skończyło się w sumie na rozbudowanej scenie walki, bo to, co w tekście najciekawsze, potraktowałaś po macoszemu. Nagle dowiadujemy się, że Kai kocha Aikę, ale z tego powodu, że wyciągnęłaś ten fakt jak królika z kapelusza, nie poczułam emocji związanych z ich relacją.

 

„Jeżeli to rzeczywiście jest taka noc, to i dwustu byłoby za mało”, pomyślała Aika, czując, jak jej serce zamiera na moment. Rzeczywiście, poprzedniej nocy zauważyła, że zbliża się pełnia, ale zupełnie zapomniała, że to już koniec lata. Przez to wiadomość całkowicie ją zaskoczyła. – nie mogę uwierzyć, że Strażniczka przegapiła fakt, że zbliża się “taka noc”.

 

Oj tak, zgadzam się, że tekst zyskałby na rozbudowaniu. Na dodaniu tła do tego epizodu. :)

 

Tekst oceniam na 5. 

I pozdrawiam. :)

Oczy­wi­ście Ba­rie­ra stoi i wy­da­je się trwa­ła, ale… dwóje Straż­ni­ków w po­bli­żu nie za­szko­dzi, tyle po­wiem.

Literówka.

 Był jed­nak typem osoby, która nie za­cznie na­rze­kać nawet, jeśli strza­ła wbije jej się w czułe miej­sce, a do­dat­ko­wo się zi­ry­tu­je, kiedy ktoś okaże mu tro­skę.

(…) narzekać, nawet jeśli. Nawet jeśli to spójnik złożony. Za długie to zdanie, zgubiłem sens i musiałem czytać dwa razy, pokroiłbym na dwa.

Straż­ni­cy byli zbyt rzad­cy i cenni, żeby zbyt łatwo ginąć.

Może: Strażników było zbyt mało? Piszesz rzadcy Strażnicy, a ja widzę ludków wodnistych ;)

W po­ko­ju było ciem­no, a szkar­łat­ne świa­tło wpa­da­ją­ce przez szpa­rę w za­sło­nach tylko utrud­nia­ło spra­wę, spra­wia­ło, że wizja sta­wa­ła się jesz­cze bar­dziej nie­rze­czy­wi­sta.

Sprawę/ sprawiało. Może spowodowało zamiast sprawiało? Poza tym wywal przecinek przez że.

Ko­lej­ny sztych wy­ce­lo­wa­ny był w jej krtań. Zła­pa­ła za ostrze, nim to do­się­gło jej skóry

Drugi zaimek zbędny.

W ten spo­sób zy­ska­ła kilka se­kund, które po­trze­bo­wa­ła, by czar­na krew wy­pły­wa­ją­ca z jej rany wy­dłu­ży­ła się i przy­bra­ła kształt mie­cza.

Których.

po­nad­to za jego ple­ca­mi wy­ro­sło dzie­więć ogo­nów, w jakiś spo­sób prze­ni­ka­jąc przez tu­ni­kę, którą nosił, nie czy­niąc ma­te­ria­ło­wi żad­nej szko­dy.

Wywaliłbym to wtrącenie. I bez niego wiadomo o co b.

Więc cier­piał w mil­cze­niu o two­je­go boku, tak bli­sko i tak da­le­ko jed­no­cze­śnie…

U twojego.

Gdzieś z tyłu jej głowy bły­snę­ła myśl „To prze­cież jest Kai!” i za­trzy­ma­ła jej dłoń, po­zwa­la­jąc, by oka­zja do kontr­ata­ku mi­nę­ła.

Wywaliłbym ten zaimek. Wiadomo o czyją głowę chodzi. Poza tym czy przypadkiem z niego nie wynika, że myśl zatrzymała dłoń myśli? :P Może: Gdzieś z tyłu głowy bły­snę­ła myśl „To prze­cież jest Kai!” i za­trzy­ma­ła dłoń dziewczyny, ograbiając ją z okazji do kontrataku.

Demon od­sko­czył w bok i rzu­cił w Straż­nicz­kę po­zo­sta­ło­ścią mie­cza, tylko po to, by zy­skać chwi­lę na cza­sie.

(…) miecza, tylko po to by – bez przecinka przed by.

Jego ilu­zo­rycz­ne po­sta­cie rzu­ci­ły się na Straż­nicz­kę

Postaci. Postacie używamy z liczebnikami. Dwie postacie, trzy postacie.

Po­zo­sta­łe pięć kopii rzu­ci­ło się na nią, ale po­zby­ła się ich jed­nym cię­ciem. Do­pa­dła ostat­niej po­zo­sta­łej po­sta­ci i cięła ją mie­czem

Wywaliłbym. Z poprzedniego zdania wiadomo o kim mowa. Poza tym, skoro ostatniej, to wiadomo oczywiste, że ostatniej pozostałej.

Po­zo­sta­łe pięć kopii rzu­ci­ło się na nią, ale po­zby­ła się ich jed­nym cię­ciem. Do­pa­dła ostat­niej i cięła ją mie­czem

Czar­ne ostrze prze­szło [+,] nie na­po­tkaw­szy żad­ne­go oporu, a ona stra­ci­ła rów­no­wa­gę.

Aika prze­to­czy­ła się po ziemi bez­wład­nie, przed ocza­mi po­ja­wi­ły jej się mrocz­ki.

Zbędny zaimek.

Po­czu­ła ukłu­cia na całym ciele, kiedy wpa­dła w róże. Nie zdo­ła­ła nawet drgnąć, kiedy kit­su­ne do­padł do niej, przy­gnia­ta­jąc swoim cię­ża­rem do ziemi.

Zamieniłbym jedno kiedy na gdy.

– Mie­li­ście tu dzie­wię­cio­ognia­ste­go kit­su­ne?

Zjadłaś jedno o.

 

 

Gdzieś już widziałem/czytałem coś niemalże identycznego. Co nie zmienia faktu, że tekst przypadł mi do gustu. Czytało się przyjemnie, bez zgrzytów. Akcja została opisana sprawnie, nie zabrakło dynamiki. Emocje wiarygodne. Cud, mód i orzeszki, jak na scenę z opowieści fantasy. No bo właśnie, dla mnie jest to raczej scena, aniżeli opowiadanie, jakkolwiek mamy tu początek, rozwinięcie i zakończenie, a wszystko to spójne. Więc dlaczego, skąd to wrażenie? Może po prostu spodobało mi się na tyle, że chcę więcej? Hmm. Całkiem możliwe :)

Tekst oceniam na 7.

Pozdrawiam. 

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Wybaczcie, że ja tak z reklamą, ale dla tych, co lubią klimaty japońskie, pozwolę sobie przypomnieć konkurs inaugurujący nową stronę Japonia 2013

Ja lubię umiarkowanie, ale zajrzę, jak tylko nadrobię opowiadania, które mam w kolejce (co może potrwać:P)

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

A jak tak sobie myślę, że napiszę do tego prequel 3:)

Spodobał mi się pomysł, choć o strażnikach i barierach niby już było. Popieram postulat o rozbudowaniu tekstu oraz opisu relacji Kaia i Aiki.

Tekst oceniam na 7.

Kłóciła się Kaiem kilka razy

z Kaiem 

 

Ogólnie tekst mnie raził po oczach kolejnymi przewidywalnymi kliszami. No tak, ona się obudzi sekundę przed ciosem. No tak, on będzie w niej zakochany. Oczywiście, że będzie. No tak, on  dokładnie w tej chwili, przed ostatecznym ciosem, zdoła na moment utrzymać demona. A ta umiejętność z krwią skojarzyła mi się z Deadman Wonderland – słabe anime, ale postaci właśnie posługiwały się mocą opartą na manipulowaniu własną krwią. Trochę tej mocy nie kupuje, bo ile by trzeba tej krwi na porządny miecz zużyć? Chyba więcej niż człowiek udźwignie. 

Ale… uważam, że ten tekst ma w sobie to coś. Czyta się lekko, bardzo przyjemnie, wciąga i lubi się bohaterkę w taki fajny, spokojny sposób. Mimo klisz nie zrobiłaś z niej przekozaka, za co duży plus.

Gdyby tylko relacja Kaia i Aiki nie była zbyt po macoszemu potraktowana. Przydałoby się ten element rozwinąć, bo emocje przy śmierci Kaia wypadają blado.

Ale i tak – Tekst oceniam na 7. i klepię bibliotekę.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Miła lektura, ma w sobie coś bajkowego, a jednocześnie bardzo prawdziwego – czuć więc inspirację Wschodem nie tylko na płaszczyźnie dosłownej. Mówię tu zwłaszcza o sposobie przedstawiania emocji, za który lubię np. filmy Miyazakiego. Jeżeli chodzi o język, sposób prowadzenia narracji i tempo akcji, to nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń.

Znów dziękuję za komentarze :D W odzewie na tylko głosów dodałam mały fragment z Aiką i Kaiem – niewiele, ale też nie chcę, żeby wyszło sztucznie. Ogromnie cieszę się z tych trzech punktów i trzymam kciuki za kolejne dwa ;)

Nowa Fantastyka