- Opowiadanie: meksico - Pasażer

Pasażer

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Finkla, Użytkownicy IV

Oceny

Pasażer

Kapitan poruszył się na łóżku. Sen o pieszczących go syrenach uleciał, a słodki śpiew zmienił się w brzęczący dźwięk komunikatora. Bernard podniósł się. Sięgnął po urządzenie.

Wzięliśmy na pokład rozbitka. Jest nieprzytomny. Doktor twierdzi, że poza tym w porządku, przeczytał. Potarł zaspane oczy. Był kapitanem. Do jego obowiązków należało sprawdzenie sytuacji. Z drugiej strony ufał swoim ludziom, a teraz czuł się fatalnie. Pierwszy oficer zapewne wysłał już meldunek, więc sam się tym nie kłopotał. Obrócił się na drugi bok, starając się pogrążyć w kolejnym erotycznym śnie.

 

Ranek przyszedł za szybko. Bernard w pośpiechu wypił kawę, ogolił się, ubrał. Gdy wszedł na mostek, pierwszy oficer instruował właśnie poranną wachtę. Na monitorach panowała cisza.

– Widzę, że się wyspałeś – zagaił pierwszy oficer.

– Taa – burknął kapitan. – Co z tym rozbitkiem? – Spytał. Wstukał też w klawiaturę hasło.

– Wysłałem go do medycznego. Jest tylko cholernie wyczerpany. Miał szczęście, że byliśmy wynurzeni. Mechanicy donieśli o problemach z jednym z silników i dlatego…

– Wiadomo, skąd się wziął w wodzie? – przerwał mu Bernard.

– Trudno cokolwiek stwierdzić. Na górze zaczął się sztorm i nie mamy łączności. Facet nie miał przy sobie dokumentów. Był golusieńki.

– Dzięki. – Kapitan zamknął wyświetlacz. – Idź się przespać.

– Jasne… to znaczy tak jest, kapitanie. – Zasalutował i wyszedł.

 

Kapitan kończył raport, gdy usłyszał pukanie. Nim zdążył coś powiedzieć, drzwi do kajuty otworzyły się. Pojawił się w nich bosman. Zasalutował niedbale.

– Mów. – Kapitan wiedział, że bosman nie wparowałby do kajuty bez powodu.

– Z Martinezem coś się stało. On…

– Gadaj, cholera!

– Poszedł na stołówkę i… – Nabrał powietrza.

Kapitan uniósł znacząco brwi.

– I załatwił swoje potrzeby pod stołem – wycedził w końcu.

– Potrzeby?

– Tak panie kapitanie. Sierżant Martinez oddał kał na podłogę – wydukał wreszcie.

– Zesrał się? – Kapitan uśmiechnął się delikatnie.

– Dokładnie, a potem zaczął się onanizować.

– Czy… gdzie teraz jest?

– W medycznym, bo później zemdlał.

– Zaraz tam przyjdę. A wiesz, co z rozbitkiem?

Bosman pokręcił głową i wyszedł.

 

Oddział medyczny składał się z kilku pomieszczeń. W skromnym gabinecie doktor Owen pochylał się nad monitorem, na którym mrugały wyniki badań. Kapitan siedział naprzeciw. Od kilku dni zastanawiał się czy nie opowiedzieć lekarzowi o swoich snach, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że z tego zrezygnował.

– Jak się mają pacjenci? – zapytał.

– Ciężko powiedzieć – rzekł doktor. – Rozbitek odzyskał przytomność. Zaraz po przebudzeniu mówił coś, ale jego język… nie był to żaden z języków, które znam. Dopiero po jakimś czasie wybełkotał kilka słów łamaną angielszczyzną.

– Wiemy kim jest?

– Wtedy właśnie przywieziono Martineza. Rozbitek chce mówić z kapitanem.

– Ze mną. – Pokiwał głową. – A co z sierżantem?

– Musimy zrobić badania. Na razie śpi, bo dałem mu końską dawkę środków uspokajających.

– Informuj mnie w razie jakiejś zmiany – polecił. – Gdzie nasz gość?

Wskazał pierwsze drzwi.

– Ale nie za długo. Jest wyczerpany.

– Rozumiem.

 

Kapitan wszedł i od razu zwrócił uwagę na postawę rozbitka. Siedział na brzegu łóżka z dłońmi opartymi na kolanach. Spokojny i opanowany. Gdzie chowasz strach, chłopcze? Pomyślał kapitan.

– Jestem Bernard Stanley. Kapitan tego okrętu podwodnego. Jak się czujesz? – zapytał po wejściu.

– Dziękuję, dobrze – odpowiedział. – Mam nadzieję, że nie jestem dla was ciężarem.

Łamaną angielszczyzną?, pomyślał Bernard.

– Czy pamiętasz, jak nazywał się statek, którym płynąłeś? – zmienił temat.

Rozbitek uśmiechnął się. Kto w takiej sytuacji się uśmiecha?

– Nie było żadnego statku – stwierdził – Czemu nie zapytał mnie pan o imię?

Bo go nie wyjawisz?

Kapitanie Stanley, obaj wiemy, jaki z ciebie kapitan.

Bernard chciał coś powiedzieć. Był przecież dowódcą okrętu, panem tego zanurzonego pod wodą kolosa.  W tym człowieku było coś wzbudzającego strach.

– Kapitanie, nie jestem tu by was skrzywdzić. Potrzebuję tylko… można powiedzieć transportu. Jak się czuje Martinez?

– Skąd… – Kapitan rzucił się do gardła rozbitka. Zacisnął palce.

W jednej chwili poczuł, że jest gdzie indziej. Inne miejsce, głosy, wiatr… Inny czas? Mimowolnie zwolnił uścisk i cofnął się o krok. Syreny, które jeszcze tej nocy pieściły go na najróżniejsze sposoby, teraz przypominały pozbawione oczu trupy. Długie języki dotykały jego twarzy. Szeptały. Jesteśmy jego aniołami.

– Czego chcesz? – Kapitan zwolnił uścisk. Cofnął się o kilka kroków, prawie upadając.

– Za trzy dni muszę być w pewnym miejscu. Jeśli masz wątpliwości, to pomyśl, co się stanie jeśli bosman znów wbiegnie do kabiny i zamelduje, że coś się stało z McCarthym, Howardem, Blockerem…

 

Łódź rybacka bujała się na falach, które rosły z każdą chwilą. Nagle dziób uniósł się i opadł gwałtownie. Joel poleciał do tyłu i wypuścił sieci.

– Ojcze, nic ci nie jest? – zawołał Manuel, chwytając ojca za ramię. – Co to?!

Przed nimi wyrósł potwór. Wielka czarna poczwara ociekała wodą. Morska kipiel pieniła się i ryczała. Rybacy schowani w łodzi modlili się do Boga. Po chwili bestia otwarła stosunkowo niewielką gardziel. Z wnętrza wypadło ciało.  

– To człowiek! – krzyknął chłopiec. – Trzeba go ratować. – Mimo niemych sprzeciwów ojca, chwycił za wiosła.

Morska bestia najpierw się oddaliła, a potem zniknęła w głębinach. Morze uspokoiło się.

Podpłynęli bliżej, przekonując się, że rozbitek żyje. Trzymał się dziwnego kolorowego koła. Mężczyzna uniósł dłoń i ojciec z synem wciągnęli go na pokład.

– Jak ci na imię i co to za potwór? – zapytał Joel, podając ubranemu tylko w przepaskę na biodra mężczyźnie wodę.

– Wielka ryba, dobrzy ludzie. A ja nazywam się Jonasz. Trzeba mi do Niniwy.

Nie zadając więcej pytań, powiosłowali ku brzegowi.

Koniec

Komentarze

Wyjaśnij mi, autorze, gdzie tu jest science fiction? Pozdrawiam.

Kim jest pasażer, domyśliłam się od razu, ale zdumiało mnie, że tułał się nie tylko w wodzie, ale i w czasie. Wielką, podwodną rybą! ;-)

Bardzo porządny szort. Przeczytałam z przyjemnością.

 

Tekst oceniam na 6.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł. 

Tekst oceniam na 5. 

 

Świetny pomysł, bardzo mi się spodobał, zaskoczenie zaliczyłam.

– Taa – burknął kapitan. – Co z tym rozbitkiem? – Spytał. Wstukał też w klawiaturę hasło.

“Spytał” napisałabym małą literą.

Tekst oceniam na 7.

Babska logika rządzi!

@Ryszard – uważam, ze to jest SF. Jeśli uważasz inaczej, trudno. Dzięki za przeczytanie.

@regulatorzy – cieszę się. Dzięki za odwiedziny.

@domek – wiem :P Dzięki.

@Finkla – raduję się.  Co do błędu, to masz rację. Dzięki.

 

Fajnie, że wpadliście :)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Fajny pomysł, dałam się zaskoczyć. Dziękuję za miłą lekturę.

Tekst oceniam na 6.

Błyskotliwy szorcik. Uwielbiam teksty oparte na niebanalnych pomysłach.

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Niezłe. Dobry pomysł, udane wykonanie. Nie wiem, czy to SF, czy może raczej fantasy, bo  podróż w czasie  nastąpiła chyba na zasadzie Mocy Niebieskich ; )

Jeszcze raz napiszę, że jestem pod wrażeniem pomysłu.

Tekst oceniam na 7.

I po co to było?

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

O widzę, że kiedyś był zwyczaj punktowania tekstów.

No Twój tekst jest jak sen o pieszczących syrenach;) dobry fabularny i ekscytujący.

 

Ciekawe ile jeszcze statków spotkał Jonasz, zanim dotarł do celu. 

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka