- Opowiadanie: exile - Smocza Dusza

Smocza Dusza

Oto moje opowiadanie o smokach, jak wyszło oceńcie sami. :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Smocza Dusza

Ciemno i pusto dokoła. Mrok otula wszystko jak okiem sięgnąć. W samym środku tej pustki, tkwi dziewczynka. Zapłakana, zmęczona ciągłym biegiem, samotna. Przemierza ten bezkres mając nadzieję, że odnajdzie bliskich. Upada raz za razem, łzy spływały jej po policzkach. Drżącym głosem woła swych rodziców, tylko echo jej wtóruje. Rusza więc na przód, choć nie widzi końca swej drogi. Znów przewraca się, rączki i kolana są już mocno poobcierane, oddycha ciężko. Strach przejmuje nad nią kontrolę. Jej drobne ciało zaczyna się trząść. Niepewnie podnosi wzrok, szuka znajomego punktu, lecz nic nie widzi. Wstaje i ponownie zaczyna biec, wtem jej oczom ukazują się drzwi. Dziewczynka przygląda się im, są potężne, sięga zaledwie do połowy. Wyciąga swą rączkę w kierunku ogromnej mosiężnej klamki. Ciągnie ją do siebie, drzwi otwierają się nieznacznie. Dziecko wchodzi do tajemniczego pokoju.

Pomieszczenie jest równie mroczne, jak miejsce w którym była przed chwilą. Tylko łuny księżycowego światła dostają się przez okna i uchylają rąbka tajemnicy. Ot zwykły pokój. Nagle uwagę dziewczynki przykuwają dwa obiekty leżące naprzeciwko niej. Podchodzi bliżej, okazuje się że są to ciała. Serce bije jak szalone, dziecko podbiega czym prędzej w ich kierunku. W końcu ich znalazła, tak to są jej rodzice. Tylko dlaczego nic nie mówią, dlaczego są tacy zimni? Dziewczynka nie rozumie, jej wzrok mimowolnie pada na podłogę. Spowija ją czerwień, jest wszędzie wokół niej i rodziców. Przerażona zakrywa rękami oczy i wtedy zauważyła, że także jej dłonie są czerwone tak jak jej ubranie. Wtem wszystko znika, nie ma ciemności lecz pojawiają się płomienie. Ogień harcuje wszędzie, tańcząc radośnie dokoła dziewczynki i jej zmarłych rodziców. Piekielne pląsy nie mają końca, ściana ognia staję się coraz większa jakby chciała wszystko pochłonąć. Nie ma ratunku, ostatnie łzy spływają po jej policzkach. Podnosi głowę w górę tam gdzie płomienie jeszcze nie dosięgły. Jednak zamiast ciemnego nieba widzi parę rubinowych ślepi w których ogień radośnie harcuje. Ostatnim co słyszy nim traci przytomność są słowa: „Nie zapomnij.. kim jesteś…nie zapomnij”

****

Budzi mnie poranne słońce, które powoli ogrzewa twarz. Otwieram niemrawo oczy, w pamięci mając jeszcze sen, który nieustannie mnie nawiedza. Siadam na łóżku, na wpół przytomna. Dlaczego śni mi się to raz za razem? Nie mam pojęcia, ale to nie jedyna rzecz której nie wiem. Wstaję i udaję się do łazienki. Następnie ubieram się w swój mundurek szkolny, związuje włosy i zabieram książki potrzebne na dzisiejsze zajęcia. Upewniając się czy, aby o niczym nie zapomniałam wychodzę z pokoju zmykając za sobą drzwi. Nagle słyszę wołanie:

– Ayane zaczekaj!

Odwracam się i widzę zmierzającą w moim kierunku Haru, dziewczynę o bardzo łagodnym usposobieniu i niezwykle optymistycznym podejściu do świata mimo swej przeszłości. Jest zawsze uśmiechnięta i pełna energii. Poznałyśmy się w sierocińcu i od tamtej pory trzymamy się razem. Stanowiąc swoje całkowite przeciwieństwo uzupełniamy własne braki. Patrzę na nią i z uśmiechem czekam aż mnie dogoni. Trzymając książki pod pachą z rozwianymi blond włosami, dziewczyna po chwili jest już przy mnie.

– Cześć Haru, jak zawsze od rana jesteś w skowronkach.

– A ty jak zawsze jesteś niewyspana, co ty robisz po nocach? – pyta zaczepnie, widząc mój grymas na twarzy.

– Nie chcesz wiedzieć – odparłam zgodnie z prawdą.

Powracający każdej nocy sen jest dla mnie tematem tabu. Nie potrafię o nim mówić, bo nie wiem co tak naprawdę oznacza. Mimo iż Haru jest mi najbliższą osobą, z niewytłumaczalnego powodu nie chcę jej wspominać o sennych marach.

Zaczęłaby się niepotrzebnie martwić a tego wolę uniknąć, każda z nas ma swój własny bagaż życiowy do dźwigania. Choć wiem, że Haru chętnie by mnie wysłuchała i starała się doradzić uważam, iż niektóre sprawy trzeba rozwiązywać samemu.

Razem idziemy korytarzem zmierzając na zajęcia z zielarstwa medycznego. Szczerze mówiąc nienawidzę tego przedmiotu, jednakże nie mam innego wyjścia. Rok temu gdy obie z Haru zdecydowałyśmy udać się do Akademii Złotej Tarczy, miałyśmy naprawdę ambitne plany. Akademia ta bowiem słynie z najlepszych magów i wojowników, którzy wielokrotnie zapisali się w historii. Choć nie byłyśmy do końca pewne wyboru zdecydowałyśmy się na kierunek magii. Niestety już na wstępie nas odrzucono, nie z powodu uprzedzenia lecz po prostu braku umiejętności. Przy pierwszej próbie okazało się bowiem, że ani ja ani Haru nie mamy nawet krzty magicznej energii co całkowicie uniemożliwiało nam podjęcie nauki w tym kierunku. Na wojownika także żadna z nas nie miała predyspozycji. Gdy tylko wyobraziłam sobie swoją przyjaciółkę w zbroi i z tarczą, miałam napad śmiechu. Inne kierunki jak polityka czy też wojskowość wymagały znajomości których my nie posiadałyśmy.

W ten właśnie sposób drogą eliminacji pozostał tylko kierunek medyczny. Tak oto dostałyśmy dumne zadanie nauki zielarstwa oraz innych praktyk medycznych. Żeby w razie potrzeby pozbierać resztki tych niewydarzonych wojowników i postawić ich na nogi. Czyli jak wciągu czterech lat, bo tyle trwała nauka zostać cudotwórcą. Gdy tak o tym rozmyślam, Haru radośnie plecie trzy po trzy, szczerze mówiąc nawet nie wiem o czym. Po kilku minutach jesteśmy w sali. Nie ma w niej zbyt dużo uczniów, ponieważ mimo iż wydział medyczny posiada naprawdę heroiczną i godną podziwu misję to w akademickiej hierarchii jest na samym dnie albo i jeszcze niżej. Nic nie poradzi się na to, że ci którzy docelowo stoją na linii frontu, w obronie kraju uważają, że my z medycznego to rodzaj pasożyta potrzebnego do życia, ale poza tym całkowicie bezwartościowego. Dlatego też za każdym razem okazują nam te godną pożałowania postawę. Jakby moim marzeniem było, sklejać ich poharatane truchła w całość nie słysząc nawet słowa podziękowania. Weszłyśmy do ogromnej sali która w całości wypełniona jest miejscami dla studentów. Wnętrze niezbyt urozmaicone, no może poza malowidłami jakiś bohaterów o których nigdy nie słyszałam znajdujących się na końcu. Siadamy z Haru w ławce przy oknie i czekamy tak jak reszta na naszego wykładowcę.

– Ayane– przerwała Haru – wszystko w porządku?

– Tak, spokojnie – odparłam z udawanym uśmiechem.

– Jakoś Ci nie wierzę, zawsze jesteś milcząca ale dziś wyjątkowo.

– Dlatego ty możesz mówić za nas dwie, nie narzekaj.

– Znów o tym myślisz? – pyta, poważnie patrząc mi w oczy.

Nie odpowiadam nic, bo o czym tu mówić, wtedy ona kontynuuje.

– Ayane przyjdzie czas, że odzyskasz wspomnienia, naprawdę nic na siłę. – Z uśmiechem głaszczę mnie po głowie jak małe dziecko. Wiem, że za każdym razem jak tak robi stara się mnie podnieść na duchu, bo tylko tyle może zrobić. W takich chwilach jestem jej naprawdę wdzięczna za te że jest i że rozumie.

Patrzę nieobecnym wzrokiem przed siebie, zastanawiając się dlaczego nie pamiętam nic ze swego dzieciństwa. Żadnych wspomnień na temat rodziny, domu czy nawet własnego pochodzenia. Wszystko jest dla mnie czystą kartką papieru. Nawet nie wiem czy ten sen, który ciągle mnie prześladuje to fragment moich wspomnień, czy też wymysł wyobraźni. Tak czy siak, egzystencja w takim stanie niepełnej wiedzy o samej sobie jest strasznie uciążliwa.

W tej właśnie chwili moje rozmyślania zostają przerwane przez wejście wykładowcy wraz z mężczyzną, którego pierwszy raz widzę na oczy. Nasz profesor jest ogromnym pasjonatem zielarstwa co jak dla mnie samo w sobie jest podejrzane. Lecz cóż brak dowodów nakazuje milczenie. Mężczyzna w podeszłym wieku z postawy wydaje się poważny. Czar pryska gdy tylko przemówi, okazuję się bowiem roztrzepany jak małe dziecko. Dziw, że to jeden z lepszych medyków w kraju. Zawsze zastanawiam się, czy nigdy przez te swoje rozkojarzenie nie pomylił się przyszywając jakiemuś nieszczęśnikowi nie tą kończynę co trzeba. Drugi mężczyzna to chyba jakiś dostojnik, świadczy o tym jego ubiór i zachowanie. Weszli spokojnie do sali, stanęli na środku gdy profesor zabrał głos.

– Witajcie, dziś miały się odbyć fascynujące zajęcia z zielarstwa, których na pewno nie mogliście się doczekać. Jednakże w wyniku pewnych okoliczności musimy zmienić dzisiejszą tematykę naszych zajęć.

Słucham jego paplaniny i odnoszę wrażenie, że tylko on z obecnych w sali jest naprawdę zasmucony tym faktem. Zresztą trudno się dziwić zielarstwo nie jest czymś za czym ktokolwiek skoczy w ogień. Większość wydaje się być zadowolona poza jedną osobą która ubolewa nad tym faktem. Oczywiście jest nią Haru, czasem naprawdę zastanawiam się czy nie pochodzi z innej planety.

– Moi drodzy przedstawiam wam Lorda Destriusa. On będzie prowadził dzisiejsze zajęcia, więc słuchajcie go uważnie.

Mężczyzna towarzyszący nauczycielowy wystąpił krok do przodu, objął wzrokiem cała klasę i przemówił.

– Witajcie, dziś wyjątkowo poprowadzę zajęcia o bardzo niezwykłej tematyce.

Jego spokojny aczkolwiek donośny głos dociera do najdalszych zakątków sali. Na pierwszy rzut oka jest to mężczyzna dość młody o śniadej karnacji i czarnych długich włosach. Dla całkowitego kontrastu jego oczy są błękitne niczym niebo. Ubrany elegancko miał na ramieniu szal owinięty dokoła szyi w tym samym odcieniu co oczy, przez co podwójnie przyciąga uwagę. Zważywszy że większość ludzi ma raczej ciemne oczy i włosy znacząco się wyróżnia.

– Dzisiejszym tematem będą smoki – odparł spokojnie, patrząc na reakcje klasy.

– Co? – Uniosło się wspólnie przez wszystkich zaakcentowane pytanie.

– Przepraszam, ale dlaczego poruszamy ten temat? – zapytał jeden z uczniów będących prymusem, stąd też miał takie przezwisko.

– Gdyż jest taka potrzeba, która w ostatnich dniach została poparta bardzo silnymi argumentami – odparł spokojnie Lord.

– To znaczy? – kontynuuje uczeń – przecież już od ponad piętnastu lat nie widziano na oczy żadnego z przedstawicieli smoczej rasy. Dlaczego więc mamy dziś się nimi zajmować?

– Ponieważ owi przedstawiciele zaczęli się właśnie pojawiać.

Lord najwyraźniej nie jest tym faktem zadowolony, daje się to wyczuć w bardzo oschłym tonie głosu. Lecz na tę wiadomość wszyscy osłupieli, nikt nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Faktycznie jak się nad tym zastanowić dla naszego pokolenia smoki to stworzenia z bajek o uwięzionych księżniczkach, nic ponadto nie przychodziło nam do głowy. Z drugiej strony po co skoro i tak żadnego już nie ma.

– Więc jeśli mogę kontynuować, co wiecie o smokach?

Zapadła niezręczna cisza, trochę korciło mnie wspomnieć o tych rycerzach i księżniczkach. Stwierdziłam jednak, że lepiej nie wyrywać się w samotną szarże skoro nikt tego nie pociągnie. Taka to już klasa sztywniaków bez talentu komediowego.

– Tak właśnie myślałem – rzekł Lord kiwając z dezaprobata głową, – więc zaczynamy od podstaw, słuchacie uważnie bo to będzie długi wykład. W czym słowo długi wyraźnie zaakcentował.

– Smoki to potężne istoty, które mogą przyjąć dwie formy. Ludzką zupełnie nie różniąca się od nas poza drobnymi szczegółami, do których my nie przywiązujemy uwagi oraz postać ogromnego gada, jakbyście to zapewne nazwali. Lecz nawet w tej drugiej formie która jest ich prawdziwą nie wyglądają tak samo. Każdy smok jest inny w zależności od rodu jaki reprezentuje. Długo zajęłoby mi klasyfikowanie każdego z nich, więc na razie skupię się na najpotężniejszej piątce.

Słuchałam tego wykładu z średnim zainteresowaniem. Nasz tymczasowy wykładowca dwoi się i troi, żeby dostatecznie jasno wytłumaczyć nam zagadnienia dotyczące smoczej rasy. Ja osobiście podziwiam drogę chmur wędrujących po niebie. Patrzę przez okno i osiągam swego rodzaju szum statyczny. Właśnie to jest zaleta siedzenia przy oknie. Zapewne przetrwałabym tak cały wykład Lorda dopóki mojej uwagi nie skupiają słowa o rubinowych ślepiach. Oczywiście wyrwane z kontekstu nie znaczą zupełnie nic. Lecz wystarczą by ściągnąć mego ducha z powrotem na wykład. Zaczynam przysłuchiwać się temu co mówi mężczyzna. W ten sposób słyszę o czarnych smokach, zwanych też Kuro. Jego przedstawiciele są najpotężniejsi wśród smoczej rasy. Lecz jak wiadomo siła niesie także niebezpieczeństwo. Z tego właśnie powodu smoki tej linii zostały doszczętnie zniszczone, mając za wrogów ludzi, a także niektórych z swych słabszych braci. Sam Destrius stwierdził, że tak naprawdę niewiele wiadomo o Kuro. Większość zapisków została zniszczona, bądź jest tak tajna, jak gdyby od tego zależało istnienie wszechświata. Choć wykład dobiegł końca, ja wciąż myślę o czarnych smokach a w szczególności o ich rubinowych ślepiach. Zwłaszcza że te śnią mi się co noc, niosąc te samo przesłanie.

W końcu nachodzi upragniona przerwa, wszyscy studenci wychodzą na korytarz. Stoję razem Haru przy oknie nieopodal drzwi wejściowych do sali, patrzę w niebo myśląc o tym czego się dziś dowiedziałam.

– O czym myślisz? -zapytała Haru.

– Hmm, ciężko powiedzieć… -odparłam wymijająco, nie chcę na razie niczego mówić przyjaciółce, przynajmniej w tej chwili.

– Ten wykład był nawet ciekawy, choć i tak wolałabym zielarstwo.

– Jesteś szalona czy uzależniona? – powiedziałam z ironią w głosie.

– Ayane o co Ci chodzi? Przecież zielarstwo…

– Skończ – powiedziałam stanowczo – znam ten twój wykład na pamięć.

Moja postawa najwyraźniej jej nie cieszy, ale wie że nie wygra, więc zaprzestaje kolejnej próby przekonania mnie do wspaniałości roślin.

W tym właśnie momencie z sali wychodzą profesor oraz Lord Destrius, ów dostojnik bacznie mi się przygląda. Mam wrażenie że z jakiegoś powodu nie przepada za mną, a wręcz mnie nienawidzi. Nie wiem tylko skąd ta wrogość od osoby która tak naprawdę pierwszy raz mnie widzi. Pomyślałam że skoro nie mam na coś wpływu, po prostu nie będę się tym przejmować.

Pozostałe zajęcia minęły bez większych rewelacji, za to wszędzie daje się wyczuć panikę spowodowaną nagłym pojawieniem się smoków. Ma się wręcz wrażenie, że każdy sprawdza każdego czy ten nie jest jednym z nich. Choć pozornie wszystko wygląda po staremu, w powietrzu unosi się nieufność i podejrzliwość. Wszyscy obawiają się tego czego nie znają. To całkowicie zrozumiałe i patrząc obiektywnie była to najodpowiedniejsza reakcja na zaistniałą sytuację.

Po skończonych zajęciach postanawiam udać się do biblioteki, by poszukać czegoś o starożytnych. Jednak tak jak powiedział Lord w całej bibliotece akademickiej nie ma nic o smokach poza całkowicie bezwartościowymi bajkami. Nie mogąc znaleźć czegokolwiek więc wracam do swojego pokoju, padam na łóżko i myślę nad tym co dalej zrobić. Coś nie daję mi spokoju i muszę dowiedzieć się prawdy. Zamykam oczy, a myśli płyną swobodnie. Informacje o czarnych smokach jak nagrane na taśmie cały czas krążą w umyśle. Nagle słyszę pukanie do drzwi, które wyrywa mnie z zadumy. Gdy otwieram oczy spostrzegam, że za oknem jest już ciemno. Jestem zdziwiona nie spodziewałam się, że rozmyślanie na ten temat aż tak bardzo mnie pochłonie, iż stałam się nieświadoma upływającego czasu.

– Kto tam? – zapytałam.

– To ja Haru, mogę wejść?

Wstaję z łóżka i podchodzę do drzwi, otwieram je i wpuszczam dziewczynę do środka.

– Co się stało że jesteś u mnie o tak późnej porze? – Jestem naprawdę zaciekawiona

Haru bardzo rzadko wychodzi z pokoju po ogłoszeniu ciszy nocnej. Najwyraźniej musi mieć jakiś bardzo ważny powód mam tylko nadzieje, że nie jest nim wyprawa po jakieś tajemnicze i rzadkie zioło. Do dziś pamiętam jak gdzieś uwidziało jej się unikalne zioło lecznicze, którego nazwy nawet nie pamiętam mimo tego że wciąż mi ją powtarzała. Za to pamiętam że było zimno i padało, a ja wróciłam mokra i przemarznięta. Pierwszy raz miałam zabójcze intencje wobec swojej przyjaciółki. Haru stoi spokojnie i patrzy na mnie próbując odgadnąć co chodzi mi po głowie. Ja zaś jestem ciekawa co tym razem wyrosło pod ta blond czupryną.

– Wiesz Ayane niektórzy z naszej klasy wybierają się do miasta – odparła spokojnie.

– A z ciebie kiedy zrobiła się taka dusza towarzystwa?

– Ayane nie o to chodzi !- krzyknęła – chcą dowiedzieć się czegoś więcej o smokach.

– Hmm..i co w związku z tym?

– Może ty także byś się wybrała z nami, no wiesz to może być fajna zabawa.

– Niby z której strony? – zapytałam kąśliwie.

– No wiesz może odkryjemy coś ciekawego albo…

– Albo wpadniemy w tarapaty z tą bandą sztywniaków bez wyobraźni.

Generalnie nic nie mam do Haru ale czasem ręce mi opadają. Za wszelką cenę chce mnie uspołecznić jakbym na czole miała napis „pomocy”. Jednak myśl, że mogę się czegoś dowiedzieć na frapujący mnie temat coraz bardziej przysłaniała zdrowy rozsądek. Ostatecznie ten drugi przegrał walkę poprzez nokaut i po raz pierwszy pomysł mojej klasy przypadł mi do gustu.

– W sumie czemu nie i tak nie mam nic lepszego do roboty.

– To wspaniale! – odpowiedziała Haru, chwytając mnie za rękę – w takim razie idziemy!

– Poczekaj! Może chociaż się przebiorę, czy mam być chodzącą reklamą prestiżowej akademii?

– Przepraszam – odparła.

Podchodzę do komody wysuwam pierwszą szufladę i biorę koszulę która najbardziej się nadaję na taki wypad. Czyli po prostu tą której nie będzie mi żal jak się zniszczy, tak samo spodnie. Ubieram się, zakładam buty i po chwili jestem gotowa do wyjścia. Choć zaczynam mieć złe przeczucia co do wyprawy, powiedziałam się „a” trzeba powiedzieć „b”. Haru otwiera drzwi rozgląda się uważnie po korytarzu po czym, bezszelestnie opuszczamy mój pokój. Mamy szczęście, gdyż w drodze na umówione miejsce znajdujące się na tyłach akademii nie trafiamy na żadnego nauczyciela patrolującego obiekt. Gdy docieramy do celu jest tam prawie cała nasza klasa, każdy ubrany normalnie bez mundurka nie przypomina siebie. Nie zwlekając ruszamy zanim ktoś zdoła nas zauważyć. Kiedy przybywamy na plac główny wiemy, że te historie o powrocie smoków są prawdziwe. Każdy bez względu na wiek mówi tylko i wyłącznie o tym. Jedni chwalą i cieszą się, że oto wrócili starożytni gdyż i takim mianem ich określano, inni przepowiadają wojnę i upadek ludzkości. Prawda jest taka, że ludzie toczyli od wieków wojny ze smokami. W wyniku właśnie takiego postępowania te oddaliły się od nas, a w pewnym momencie zaczęły niszczyć. Na swój sposób to jest przykre, przynajmniej ja tak to odbieram. Lecz wolę się nie dzielić swoją opinią z innymi. I tak uważają mnie za dziwaczkę, po co więc poprawiać swoją lokatę w ich rankingu.

Udajemy się tam gdzie najłatwiej o informacje tajne czyli do baru. Od zawsze było wiadomo, że pijani ludzie to prawdomówni choć nieświadomi informatorzy. Przy odpowiednim filtrowaniu ich słów można było się dowiedzieć naprawdę o nie jednej tajemnicy. Każdy z nas jest już dorosły więc nie jesteśmy zaskoczeni panującą tam atmosferą, z wyjątkiem nieskalanej życiem nocnym Haru. Po wejściu do baru od razu odurza nas odór alkoholu spożywanego w dużych ilościach. Jedni śpiewają inni, śpią na stołach gdzieś z boku miejscowy casanowa bawi się z wianuszkiem dziewek dokoła, po przeciwnej stronie panuje mroczna aura miejscowych zabijaków. Między tą plejadą osobistości miasta kursuje tylko kelnerka, która jak nie musi unikać pijanych adoratorów to latających kufli rzucanych przez walczących ze sobą mężczyzn. Zamiast wyjść na zewnątrz i dać sobie po mordzie, a przede wszystkim nie przeszkadzać innym. Siadają po przeciwnych stronach lokalu i wymieniają się latającymi kuflami. Gdzie tu logika. Lecz ja podziwiam kelnerkę, to się nazywa praca wyczynowa z dużym ryzykiem uszkodzenia ciała i psychiki. Tak czy siak zamawiamy swoje trunki siadamy grupą gdzieś pomiędzy zabijakami, a casanową tak by broń boże nie wejść na ich terytorium i zaczynamy obmyślać plan działania.

– To co robimy? – zapytała jedna z dziewczyn.

– Proponuje się rozejrzeć kto może coś wiedzieć i popytać, – odparł prymusek, ten który zamęczał Lorda pytaniami podczas wykładu.

– Ja uważam, że dziewczyny powinny mieć łatwiej w wydobyciu informacji, – rzekł któryś z chłopaków.

– Jak to, że my mamy łatwiej, a wy co na gotowe czekacie? – krzyknęła dziewczyna, której tej pomysł najwyraźniej się nie podobał.

– W końcu większość tutejszych gości to faceci, będą mieć do was słabość jak zrobicie maślane oczka, – rzekł z uśmiechem prymusek popierając kolegę.

W ten właśnie sposób przyszło mi wysłuchiwać przekomarzania się grupy chłopców i dziewczyn. Poziom moim zdaniem poniżej wieku przedszkolnego, ale cóż z niektórymi argumentami nie wygrasz. Nie chciałam się wtrącać dopóki ich zabawy nie zaczęły mnie drażnić, jednak osiągnąwszy limit zabieram głos:

– W taki sposób do niczego nie dojdziecie nawet za trzydzieści lat, – powiedziałam zmęczona wysłuchaniem tej debaty, po czym wstaję i ruszam na salę.

Wiem, że inni patrzą na mnie jak na jakąś szurnięta czy coś w ten deseń ale mam to w nosie. Powiedzmy, że wyjątkowo chcę się przysłużyć dobru ogółu, a raczej swojemu własnemu interesowi. Jeśli wciąż będę liczyć na swoich kompanów nie dowiem się niczego, a nie o to tu chodzi. Rozglądam się po sali i zaczynam klasyfikować ludzi z których można wyciągnąć cokolwiek wartościowego. Na pierwszy rzut oka nikt się nie nadaje, lecz wtem spostrzegam siedzącego w ustronnym miejscu starszego mężczyznę. Nie wygląda na pijanego, bacznie obserwuje otoczenie powoli popijając swoje piwo. Uznaję, że na początek to dobry rozmówca, podchodzę do niego i zaczynam rozmowę:

– Przepraszam czy mogę się przysiąść? – zapytałam grzecznie. Mężczyzna spojrzał na mnie badawczo i rzekł:

– Tam chyba są twoi znajomi, czyż nie?

– Tak ma Pan racje, jednak proszę spojrzeć, kłócą się jak małe dzieci a ja po długim dniu nie mam ochoty wysłuchiwać ich sprzeczek.

Mężczyzna spojrzał w przeciwną stronę sali. Na szczęście moi znajomi jak ich nazwał nie przejmując się moim odejściem, i dalej spierają się kto ma co zrobić i dlaczego. Pokiwał tylko głową na ten widok i odparł:

– Siadaj.

Za zgodą mężczyzny usadawiam się naprzeciwko swego rozmówcy.

– Mam na imię Ayane – przedstawiłam się z uśmiechem.

– Zik – powiedział mężczyzna po chwili zastanowienia, mierząc mnie wzrokiem.

– A więc Zik o co chodzi z tym zamieszaniem w mieście? – pytałam niewinnie.

– Przecież wiadomo, o smoki – warknął niechętnie.

– Przepraszam ale zważywszy na mój wiek jest to dla mnie temat abstrakcyjny, więc nie do końca pojmuję istotę sprawy. – Granie tak głupiej przyprawiało o ból żołądka ale jak chcesz coś wiedzieć to poświęć, ta myśl jest moim przewodnikiem.

– Podobno przetrwał jeden z czarnych smoków, więc powstało zamieszanie.

– Jak to? – jestem naprawdę zaciekawiona bo akurat tych smokach chcę się czegoś dowiedzieć.

– Eh…młodzi – westchnął ciężko mężczyzna, po czym upił piwa i kontynuował, – Czarne smoki są znane jako władcy zniszczenia ale i odrodzenia. Nawet wśród swej rasy nie cieszą się sympatią choć razem z Shiro zajmują najwyższą pozycję w hierarchii.

Shiro ta nazwa chodzi mi po głowie, że aż mam odciski. Trochę trwa nim przypominam sobie, że to jedna z ras smoków druga w kolejności jeśli chodzi o siłę.

– Są aż tak straszne, że nawet ich bracia się boją?

– I tak i nie. Nad Kuro nikt nie ma kontroli to one ustalają zasady, mogą stworzyć coś pięknego i w jednej chwili obrócić to w popiół. Ich siła to zagrożenie dla pozostałych nawet dla białych. Dlatego właśnie niektóre smoki sprzymierzyły się z ludźmi, by zniszczyć ten ród całkowicie tak by ani jeden czarny się nie ostał.

– Dołożyli wielu starań.

– Dokładnie. Okazuje się, że jeden przeżył i to nie byle jaki. Niektórzy mówią że należy do głównej linii, czyli według ludzkiego pojęcia sprawy jest swego rodzaju królem.

– Rozumiem…tak nagłe pojawienie się kogoś ważnego, może wywołać panikę.

– Oczywiście, dlatego też smoki które dotąd pozwoliły nam myśleć, że całkowicie zniknęły ujawniły się by odnaleźć dziedzica Kuro. Lękają się, że ten będzie szukać zemsty na tych którzy zdradzili jego ród i powstali przeciw niemu. Ludzie także się boją, starsi pamiętają jak czarne smoki wpadły w szał i w ciągu kilku dni zniszczyły trzy czwarte kraju nie pozostawiając nawet kamienia.

– Ale nic nie dzieje się bez przyczyny prawda? – odparłam spokojnie patrząc na swój kubek wypełniony piwem, – ludzie najprawdopodobniej na to zasłużyli, a teraz udają niewinnych, jak zawsze.

Z jakiegoś powodu moje słowa są przepełnione goryczą i smutkiem. Nie mam pojęcia dlaczego, nagle tylko w mej świadomości błysnęły rubinowe ślepia, a po skórze przechodzi dreszcz.

– Wygląda na to młoda panno, że jesteś zwolenniczką smoków – powiedział Zik wyraźnie zaintrygowany moimi słowami.

– Nie o to chodzi, po prostu historia nie raz pokazała, że ludzie to istoty małej wiary.

Wiem, że muszę się jakoś wybronić z tej sytuacji. Z drugiej strony czuję że ktoś wystawia mnie na próbę, tylko w jakim celu. W sumie niebezpiecznie byłoby ujawnić swoje poglądy nieznajomemu. Wiadomo, ilu zwolenników tylu przeciwników. W takich wypadkach lepiej zostać w miarę neutralnym. Nim udaję mi się zadać kolejne pytanie, do baru wpada jakiś wędrowiec. Widać, że bardzo się spieszył bo nie mógł złapać oddechu. Nim przemówił minęła dłuższa chwila.

– Słuchajcie ludzie! – krzyknął – starożytni mają swoją ziemię niedaleko stąd.

Zapada cisza, każdy patrzy niespokojnie jeden na drugiego wtem jeden z grona zabijaków podnosi się.

– W takim razie ruszamy na nich! – warknął a jego koledzy mu wtórowali.

– To nie takie proste – przerwał wędrowiec, łapiąc oddech

– Niby czemu człowieczku?

– Ich ziemia unosi się w powietrzu, słyszałem pogłoski, że stworzyły ją smoki ziemi pozostałe pomogły w tworzeniu reszty. To swego rodzaju latająca twierdza, niedostępna dla ludzi.

– W takim razie skąd o niej wiesz? Może jesteś jednym z nich i wiedziesz nas na zgubę!- krzyknął ktoś z końca sali, zawtórował mu tłum.

– Wiem bo ją widziałem, sam byłem zszokowany.

– Gdzie to jest? – zapytał zabijaka.

– Jakieś pięć kilometrów na wschód, tam widziałem to po raz ostatni.

– W takim razie idziemy, też chcę zobaczyć ten latający cud.

Nagle wszyscy się poderwali, nieważne czy trzeźwi, czy też pijani. Jak jeden mąż wychodzą z baru i udają się w kierunku jaki wskazał im wędrowiec. Oczywiście taka zorganizowana grupa, przyciąga uwagę innych mieszkańców, którzy na wieść o odkryciu postanawiają dołączyć. W ciągu paru chwil robi się pusto nawet barman i kelnerka opuszczają lokal, lecz mi się nie spieszy. Wewnętrzny głos, karze mi zostać, a przeczucie mówi że nic dobrego z tego nie wyniknie. Ja chyba zostanę w barze, jednak kątem oka widzę Haru i już wiem, że mój plan wziął w łeb.

– Ayane idziemy? – To pytanie było bardziej prośbą, której mimo wątpliwości nie mogę odmówić.

Odsuwam krzesło i wstaję. Dopiero teraz zauważam, że Zik także nie wybiera się na nocną wycieczkę.

– A ty Zik, nie idziesz? – pytam.

– Ja już dość widziałem w swoim życiu, więcej mi nie trzeba – odparł wymijająco, lecz mam wrażenie że coś się za tym kryje. Jednak nie dane jest mi się na tym zastanowić, gdyż Haru łapie mnie za rękę i wyciąga z baru.

Grupa poszukiwawcza znacznie się oddaliła, ponieważ gdy wyszłyśmy na zewnątrz już nikogo nie było widać. Kątem oka zauważam kilka osób z naszej klasy, które mimo wszystko zostały.

– Co tu robicie? – spytałam.

– Jakby to ująć…– jąka się prymusek – nie wiem czy to na pewno dobry pomysł, żeby tam iść bądź co bądź to są smoki.

– No tak jak przychodzi co do czego zawijasz ogonek i wiejesz, gdzie pieprz rośnie, – odparłam sarkastycznie, choć sama nie miałam ochoty tam iść.

– Nie to nie tak, uważam że jest nie rozważnym iść taką grupą w nieznany teren.

– W sumie…– ma nieco racji, nawet ja mam złe przeczucia i nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś nas obserwuje. Jednak mimo subtelnego rozglądania się nie zauważam nic podejrzanego.

– Co w takim razie robimy? – zapytała Haru.

– Wracajmy do akademii – odparłam – nic tu po nas.

– Ale Ayane?– Haru najwyraźniej nie spodziewała się mojej decyzji.

– O co chodzi? – spytałam zaskoczona.

– Ja chce iść. – prawie nie słyszę jej słów. Stoi z zaciśniętymi pięściami patrząc mi w oczy, próbując tym samym wymusić zmianę zdania. Problem w tym że im bardziej ona chce tam iść , tym bardziej ja wolę tego uniknąć.

– Jeśli chcesz to idź, ja wracam do akademii. – Po tych słowach odwracam się i ruszam w kierunku szkoły. To jest pierwszy raz gdy ja i Haru rozdzielamy się.

– Jak chcesz. – Słyszę tylko jej odpowiedź niesioną przez wiatr.

Uszłam zaledwie kilka kroków, gdy rozlega się krzyk. Najgorsze jest to, że dochodzi on z kierunku w jakim udała się moja przyjaciółka i reszta klasy. Nie myśląc wiele zawracam z obranej drogi i czym prędzej ruszam w stronę źródła dźwięku. Biegnę co sił w nogach, Haru to najbliższa mi osoba jeśli coś jej się stanie. Nie chcę w ten sposób myśleć, jednak moje przeczucia są coraz gorsze. Po kilkunastu minutach biegu trafiam w końcu do opuszczonego skweru. Nikogo tam nie ma, niespodziewanie rozlega się huk, jakby czymś ciężkim ciśnięto o ziemie. Natychmiast udaję się w tamtą stronę. To co widzę jest okropne, większość ludzi z klasy leży na ziemi bez życia. Kilku jeszcze oddycha, choć otrzymali straszne rany. Lecz najgorsze jest to, że nie widzę nigdzie swojej przyjaciółki. Serce bije mi coraz mocniej.

– W końcu jesteś. – Słyszę niski głos pełen pogardy dochodzący zza pleców. Odwracam się w jego stronę i widzę zakapturzoną postać trzymającą zakrwawiony miecz. Za nim za do drzewa przybita jest Haru, żyje lecz widać że jest bardzo słaba.

– Kim jesteś? Czego chcesz? – krzyczę ze złością.

– Twoim ostatnim wspomnieniem przed śmiercią.

Nie mija ułamek sekundy gdy czuję silne uderzenie w brzuch. Jest tak potężne, że odrzuca mnie na kilka metrów. Tego nie mógł zrobić człowiek, pomyślałam leżąc i zwijając się z bólu, gdy nagle zaczynam krztusić się krwią. Powoli staram się osiągnąć pozycję pionową ale nie jest to łatwe, najwyraźniej mam złamane żebra.

– Nawet nie próbuj walczyć w tym stanie. – W głosie słychać było śmiech.

– Ty nie jesteś człowiekiem? – Mówienie przychodzi mi z trudem ale muszę spróbować czymś zając swego wroga nim coś wymyślę.

– Oczywiście że nie. Nawet nie porównuj mnie do nich! – Nienawiść daje się wyczuć na kilometr, emanuje od niego z każdej strony, jest straszny.

– Więc jesteś jednym z nich?

– Tak jestem smokiem to wielki powód do dumy. Teraz gdy wróci dziedzic Kuro zrobimy z wami porządek.

Niedobrze, najwyraźniej powrót czarnego smoka poruszył machinę, która już dawno została wprawiona w ruch lecz dopiero teraz zbiera swe żniwa. Gdy tak na niego patrzę, widzę wszystko co najgorsze. Jak to możliwe, że smok jest takim potworem w dodatku o ironio losu w ludzkiej skórze. Próbuję coś wymyślić, wtem spostrzegam czerwone znaki mieniące się w świetle księżyca na jego nadgarstku.

– Jesteś jednym z Akari, – mówię łapiąc ciężko oddech.

– Tak, widzę że nawet was wyedukowali na nasz temat.

Czerwone smoki to jedne z najbardziej agresywnych. Niezastąpione w walce, nieskore do pokoju, że też akurat na niego musiałam trafić.

– Ale ja mu pokaże że zamiast niszczyć was powoli, trzeba to zrobić raz a porządnie bez bawienia się w kotka i myszkę.

– Chcesz powiedzieć, że te nagłe pojawienie się waszej ziemi…

– To pułapka, zwykła iluzja mająca zebrać was w jednym miejscu by łatwiej unicestwić a tak kończą ci którzy nie chcieli iść, – mówiąc to wskazał moich kolegów z klasy oraz Haru, która z każdą chwilą jest coraz bledsza.

Wiem że muszę coś zrobić inaczej wszyscy tu zginiemy, tylko jak przeciwstawić się komuś kto ma taką siłę. Biję się z myślami, nic nie przychodzi mi do głowy, a złość i strach coraz bardziej dają się we znaki.

– Kończmy tą zabawę, teraz popatrzysz jak giną twoi znajomi jeden po drugim, ty będziesz ostatnia. – Dodał z szyderczym uśmiechem.

Rusza w stronę jednego z chłopaków, jest ciemno nie widzę dokładnie kim jest ofiara, za to słyszę jak miecz przebija jego ciało, a on oddaje ostatnie tchnienie. Smok wędruje tak od jednego do drugiego, zabierając ich życia ze sobą. Jestem przerażona, czemu nic nie mogę zrobić. Teraz odwraca się w stronę Haru i powoli jakby od niechcenia zmierza w jej kierunku.

– Nie tylko nie ona! Zostaw ją! – krzyczę próbując się podnieść.

 Nic sobie z tego nie robi z każdym krokiem zbliża się do mojej przyjaciółki. Nasze oczy spotkają się, widzę w nich błaganie o pomoc. Nie chcę na to patrzeć, wtem ogarnia mnie dziwna fala ciepła, serce zaczyna łomotać, oddech uspokaja się, a moje myśli stają się dziwnie spokojne. Widzę je ponownie, te same rubinowe oczy co we śnie.

– Proszę pomóż mi! – wołam uderzając pięścią o ziemię.

– Jeśli obierzesz tę drogę nie będzie wyjścia. – Usłyszałam odpowiedź.

– Nie ważne, muszę ją uratować. To moja jedyna przyjaciółka nie mam nikogo poza nią!

– Jesteś pewna? – Głos jest spokojny lecz poważy i pełen groźby. Podnoszę głowę patrzę w rubinowe ślepia i mówię:

– Tak, nawet za cenę życia, jeśli jest sposób by ją uratować pomóż mi kimkolwiek jesteś.

Na te słowa z ciemności wyłania się postać kobiety. Doznaję szoku gdy zauważam, że jest łudząco do mnie podobna. Długie ciemne włosy z mieniącymi się czerwonymi refleksami i te oczy rubinowe pełne życia, a zrazem mroku. Podchodzi do mnie odziana w ciemną szatę i podaje mi dłoń.

– Daj mi rękę i stań do walki razem ze mną – rzekła.

Nie wiem co robić, waham się lecz jeśli to pomoże Haru cena nie jest ważna. Wyciągam swoją rękę i chwytam jej. W tej chwili dokoła nas pojawiają się płomienie, a kobieta uśmiecha się nie znacznie.

– Nareszcie razem…– Słyszę ostatnie jej słowa nim ogień pochłoną wszystko.

****

 

– Lordzie Destriusie! – rozlega się krzyk jednego z profesorów. Mężczyzna zatrzymuje się i kieruje swą twarz w stronę biegnącego nauczyciela.

– Coś strasznego dzieje się w mieście!

– O czym ty mówisz?– zapytał spokojnie.

– Lordzie, gdy wyjrzałem przez okno w sali do zajęć medycznych zobaczyłem ogromne płomienie które trawią część miasta – mówił dalej zdyszany.

Nie czekając na dalsze wyjaśnienia. Destrius rusza szybko przed siebie, po drodze wchodzi do jednego z pokoi w którym odpoczywają trzej inni mężczyźni.

– Wstawajcie! – warknął tak, że wszyscy poderwali się na równe nogi – wygląda na to, że wykonali swój ruch. – Dodał po chwili.

– Czyli dziedzic Kuro faktycznie tu jest – odparł jeden z nich

– Tego nie wiem, ale chyba nie wygląda to za dobrze, jeśli nasi bracia posunęli się tak daleko nie mamy wyjścia.

– To prawda odparli zgodnie. – Po czym niezwłocznie opuścili pokój.

Gdy stoją się przed wejściem głównym do akademii, milczą patrząc na siebie sugestywnie. W samym środku nocy, jest tak jasno jak w dzień. Ogromne płomienie trawią miasto, a ich blask rozjaśnia mrok. Cokolwiek tam się dzieje na pewno nie jest to nic dobrego, w dodatku ten przerażający ryk wydobywa się z oddali. Mężczyźni nie czekają ani chwili ruszają w stronę źródła najpotężniejszych płomieni. Przemierzają wiele uliczek, mijają bar wszystko zniszczone, ogień jest wszędzie. Nie zmieniając kursu dalej kierują się w stronę źródła nieposkromionego żywiołu.

Gdy docierają do opuszczonego skweru czwórka mężczyzn nie wierzy własnym oczom. Dokoła są zwłoki martwych nastolatków, jedna dziewczyna jest przybita do drzewa balansując na skraju życia i śmierci. Obok niej jest zakapturzona postać, trzymająca zakrwawiony miecz. Osobnik ten zupełnie nie zwraca uwagi na przybycie intruzów. Z osłupieniem bowiem wpatruje się w potężne płomienie, które wydobywają się z dziewczyny stojącej w samym centrum skweru. Tańczą wokół niej niesfornie nie robiąc jej jednak żadnej krzywdy, wręcz przeciwnie chronią ją. Emanuje od niej ogromna siła, jej ciało unosi się nad ziemią. Wtem zaczyna zmieniać kształt, przybierając zupełnie nową formę. Zasięg ognia znacznie się zwiększa by w końcu przybrać tak na sile, iż oślepia w ułamku sekundy wszystkich wkoło. Z tego właśnie piekła wyłaniają się czarne skrzydła, a wraz z nimi postać najpotężniejszego ze smoków– Kuro. Ogromny gad posiada błyszczące metaliczną poświatą łuski w kształcie piór, liczne kolce dokoła łba oraz ogona i skrzydeł. Ogromne pazury i kły, a także szpiczaste rogi , rubinowe ślepia w których ogień odbija złote refleksy. Wzdłuż przedniej prawej łapy ciągną się runy, mieniące się kolorami błękitu i fioletu na przemiennie. To cudowny, a zrazem przerażający widok siły oraz piękna. Lord Destrius nawet nie przypuszczał, że udając się w stronę katastrofy odnajdzie jedynego czarnego smoka, ostatniego dziedzica. Tuż pod łapami starożytnego leży ciało dziewczyny, wydaję się nieżywa lecz z tak dużej odległości trudno jest ocenić. Zakapturzony osobnik jest zszokowany, lecz nie przerażony, nie on się cieszy. Klęka i z uśmiechem zaczyna wołać:

– Witaj moja Pani tak długo czekaliśmy na twoje przybycie. – Głos ma pełen radości.

Ogromny smok kieruje swój wzrok w jego stronę, bacznie się przyglądając. Wtem w ułamku sekundy rzuca mężczyzną z ogromna siłą. Ten ląduję kilkanaście metrów dalej, uderzając o ceglaną ścianę. Lord Destrius oraz jego towarzysze obawiają się najgorszego jeśli smok wpadnie w szał wówczas nic go nie zatrzyma. Dostojnicy już chcą przystąpić do akcji, gdy zostają zatrzymany przez swego przywódce. Kuro całkowicie swą uwagę skupia na zakapturzonym mężczyźnie. Nie niszczy niczego innego, raczej stara się chronić. Wygląda na to, że smok ma zamiar tylko wyrównać rachunki nic innego go nie obchodzi. Z pogorzeliska podnosi się zakapturzony osobnik, posiada liczne rany lecz nie są one na tyle poważne by zagrozić jego życiu. Ociera ręką krew z twarzy prostuje się i patrzy na smoka, uśmiecha się szyderczo. Nagle na niebie pojawia się krwawa łuna światła, a oczom zgromadzonych ukazuję się krwisto czerwony smok. Teraz jest jasne, że dojdzie do walki na śmierć i życie. Oba gady stoją naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Przeciwnik czarnego smoka to ogromny potwór z wielkimi czerwonymi skrzydłami z licznymi kolcami, posiada także potężne szpony i ogon zakończony buławą. Dobrze opancerzony z charakterystycznymi znakami wzdłuż obu przednich łap, prezentuję się naprawdę dumnie. Kuro wzbija się w powietrze starając się odciągnąć przeciwnika od skweru atakuje jego szyje. Następnie przednimi łapami chwyta za jedno ze skrzydeł i ciska swym wrogiem najmocniej i najdalej jak tylko potrafi, po czym rusza za nim.

Czy on stara się uratować te dziewczę? – zapytał z niedowierzaniem w głosie jeden z obserwujących mężczyzn.

– Może Kuro wcale nie jest takim wcielonym złem – odparł drugi.

– Tego nie wiemy na razie niech zajmą się sobą. Wy zaś weźcie tę dziewczynę i zanieście do akademii, sprawdźcie też czy nie ma innych rannych którym można pomóc dla tych tutaj już nic nie zrobimy, – rzekł Lord po czym ruszył w stronę w którą poleciały smoki.

Po kilku minutach dociera na miejsce, walka jest zaciekła. Raz za razem gady wymieniają ciosy. Obserwując tą bitwę od razu można zauważyć, że Czerwony smok ma przewagę. Choć jego przeciwnik należy do najsilniejszych swej rasy, brak mu doświadczenia niezbędnego w bitwie. Natomiast jego rywal to zaprawiony w boju wojownik. Skutecznie atakuje zadając poważne obrażenia Kuro. Nawet gruby pancerz nic nie pomaga, smok otrzymuje coraz więcej ciosów. Poraniony, cały we krwi powoli traci siły, jego szybkość zanika przez co staje się się coraz łatwiejszym celem dla swego przeciwnika. Mimo że jakimś cudem wciąż utrzymuje zdolność do lotu, jego los zdaje się być przesądzony. Nie możność sparowania ataków jest wstępem do klęski, jej przypieczętowaniem zaś okazuje się cios zadany buławą znajdującą się na końcu ogona rywala. Silne uderzenie wymierzone w jego łeb całkiem go zamroczyło. W tej chwili Kuro uderza z impetem o ziemię.

Leżąc w tumanach kurzu, które wzniosły się w powietrze w momencie upadku, wydaję się być bez życia. Kałuża krwi staję się coraz większa. Oddycha ciężko, a jego pomruki przepełnione są ogromnym cierpieniem. Powoli przesuwa łeb w stronę skweru. Nie wiadomo o czym myśli wpatrując się intensywnie w tamtą stronę, lecz znów zaczyna stawać na nogi. Nie spuszczając wzroku z tego miejsca podnosi się powoli porusza ogromnymi skrzydłami i ponownie wznosi się w powietrze. Choć trud jest ogromny osiąga sukces, zaczyna się ostatni akt bitwy. Zebrawszy wszystkie siły rusza na Czerwonego Smoka ten jednak nie zamierza łatwo oddać skóry, mając znacznie większy zapas sił, broni się przed swym rywalem. Mimo tego Kuro udaję się zdać kilka poważnych ran, lecz cena za to jest ogromna. Ból staje się coraz silniejszy, a brak siły doskwiera. W akcie desperacji Czarny wbija swe kły w szyję wroga ten próbuje go odepchnąć lecz Kuro blokuje jego łapę, zaś drugą przebija skórę na wysokości serca. Rozlega się straszliwy ryk śmiertelna rana przechyla szalę zwycięstwa. Korzystając z okazji gad ciska Czerwonym o ziemię. Teraz rolę się odwracają. Czarny wisi w powietrzu dokładnie nad swym przeciwnikiem. Mimo uzyskanej przewagi nie jest żądny krwi. Wygląda raczej na to, że chce dać drugą szansę przegranemu. Słychać jedynie ciche pomruki, najwyraźniej oba smoki komunikują się w ten sposób. Nagle Czarny zamilkł, natomiast Czerwony ostatnimi siłami wydaję z siebie przerażający ryk. Destrius obserwując tę walkę ma wrażenie, że dziedzic cierpi mimo faktu triumfu nad swym wrogiem. Po chwili smok otwiera paszczę, z której zieje silnym strumieniem ognia. Drugi zaś nie ma sił by uniknąć ataku, gdy ogień go dosięga, staję się jasne że to koniec. Pierwotnie krwisto czerwony płomień, zmienia swą barwę na blado niebieską w ten właśnie sposób Czerwony Smok dokonuje swego żywota.

Natomiast Kuro wydaje ryk który nie obwieszcza zwycięstwa lecz największy wyraz cierpienia i smutku, jest to coś naprawdę okropnego. Zostać zmuszonym do zabicia swego pobratymca, ten ból niesiony jest przez jego wycie jako manifestacja największej klęski. W tym samym momencie jego ciało zaczyna lśnić zmniejszając wielokrotnie swą wielkość, a przede wszystkim kształt. Wygląda na to, że gad zmienia swą formę po chwili smok powraca do swej ludzkiej postaci, spadając z ogromną szybkością w kierunku ziemi. Wówczas Destrius rusza i w ostatniej chwili łapie nieprzytomną dziewczynę, ratując ją tym samym przed śmiercią.

– Kim tak naprawdę jesteś? – pyta patrząc na zapłakaną twarz niewiasty.

Pokryta licznymi ranami, patrzy na niego i ostatkiem sił mówi:

– Nie… wiem.

Po czym jej ciało zaczyna świecić uwalniając ogromna ilość energii. Destrius nie wie co się dzieje, zauważa tylko iż sylwetka dziewczyny zaczyna znikać. Po chwili postać rozmywa się nie pozostawiając żadnych śladów swej egzystencji. Mężczyzna jest zszokowany, nigdy wcześniej nie stał się świadkiem czegoś podobnego. Jak to możliwe, że jedna dziewczyna jest w dwóch miejscach naraz?

****

Czuję ciepło na twarzy, zaczynam powoli otwierać oczy.

– Gdzie ja jestem?

Rozglądam się dokoła to chyba pokój szpitalny albo coś podobnego. Jestem w jakiejś białej sali, leżę w łóżku i nie mam bladego pojęcia o co chodzi. Chcę wstać i wtedy czuję przeszywający ból, każdy mięsień rwie mnie tak jakby tysiąc igieł naraz wbijano w jedno miejsce. Patrzę na swoje ręce są całe w bandażach im bardziej odzyskuję przytomność tym większe stawało się cierpienie. Co mogło się stać? Próbuję sobie coś przypomnieć, zamykam oczy. Wtem zaczynają ukazywać się dziwne obrazy zakapturzony mężczyzna, śmierć kolegów z klasy, ranna przyjaciółka.

Dantejskie sceny jedna za drugą pojawiają się w mym umyśle, a ja powoli zaczynam rozumieć co się działo. Choć to i tak nie do końca wyjaśnia to moją obecną sytuację. Nagle otwierają się drzwi, w blasku słońca widzę mężczyznę. Gdy przyglądam się uważnie poznaję go, to nikt inny jak Lord Destrius. Podchodzi spokojnie do łóżka i patrząc mi w oczy przemawia:

– Jak się czujesz Ayane?

– Jakoś…– odparłam. Chwile skąd on zna moje imię?

– Twoje rany nie są poważne choć najpewniej się ze mną nie zgodzisz.

– Co z Haru? – pytam bezzwłocznie.

– A z tą dziewczyną. Żyje ale będzie potrzebowała trochę czasu by dojść do siebie.

– A pozostali?

– Sama wiesz, powinnaś to pamiętać.

Ma rację pamiętam ale to była ostatnia nadzieja, że te obrazy to nie rzeczywistość. Choć ci ludzie nie byli mi bliscy nie życzyłam im takiego losu, w imię czego.

– Co pamiętasz jako ostatnie? – zapytał Lord.

– Chyba to jak ten zakapturzony mężczyzna chciał zabić moją przyjaciółkę.

– A dalej? – dopytuje.

– Hmm…rubinowe oczy… i kobietę. – Tyle tylko jestem wstanie ogarnąć nie do końca rozumiem co oznaczają niektóre obrazy w mojej głowie.

– Więc wygląda na to, że czeka nas długa rozmowa ale dopiero jak będziesz w pełni sił.

– Nie! – krzyczę – muszę wiedzieć teraz!

Nie jest zachwycony moją decyzją, ale bierze głęboki oddech, rozgląda się po pokoju. Po czy chwyta za krzesło stojące naprzeciwko łóżka i stawia je obok. Siedzi i patrzy na mnie próbując dobrać odpowiednie słowa. Przynajmniej tak mi się zdaję, gdyż jego twarz nie zdradza żadnych myśli.

– Jesteś Czarnym Smokiem.

– Słucham?! -Teraz to chyba coś mu się w głowie poprzestawało, no i kto zaczyna od takich wiadomości naprawdę za grosz taktu i delikatności.

– Ostatniej nocy twoi koledzy zostali zaatakowani przez Akari Czerwonego Smoka. Nie wiem jak ale wdałaś się w nim w walkę, wskutek czego przebudziłaś swoje prawdziwe ja.

– To znaczy?

– Jesteś jedną ze starożytnych, Kuro. – Z jakiegoś powodu w jego głosie czułam cień fałszu, tylko po co ma kłamać w takiej sprawie.

Według niego nagle z człowieka stałam się smokiem, w dodatku ostatnim przedstawicielem swej linii. Jak to możliwe? Nie chcę przyznać mu racji, bo jak ewolucja z człowieka w gada jest wbrew logice, z drugiej strony nie pamiętam swego dzieciństwa więc istnieje szansa, że to całkowita prawda. Co robić, jeśli inni się dowiedzą mogę mieć przechlapane, przecież nikt nie cieszy się z powrotu smoków.

– Nie martw się poza mną i jeszcze trzema innymi osobami nikt o tym nie wie, – rzekł Destrius, jakby wiedział o czym myślę.

– To dobrze. – Na razie postanowiłam grać według jego zasad, może dowiem się czegoś więcej.

– Jednak nie możesz tu zostać. Gdy tylko wyzdrowiejesz zabieram cię stąd.

– Ale…

– W tej kwestii nie masz nic do powiedzenia tak będzie lepiej.

– Dokąd mnie zabierzesz Panie?

– Do naszego domu – odparł.

– To znaczy? I jakiego naszego?

– Przedstawię się ponownie jestem Lord Len Destrius, przywódca Shiro Białych Smoków.

W ten właśnie sposób dotarła do mnie kolejna nowina tego dnia. Czuję jednak, że nie będzie to koniec. Wszystko zmienia się tak nagle bez kontroli, jestem jedynie postronnym obserwatorem tych zdarzeń.

Po kilku dniach stanęłam na nogi, toteż Destrius postanawia zabrać mnie z akademii. Nie wiem jakiej wymówki użył, ale dyrektor z uśmiechem oddał mnie pod jego opiekę. Mi zaś przyszło pożegnać się ze szkołą, jednak wcześniej muszę zobaczyć się z Haru. Chociaż mam zakaz samotnego poruszania się po szkole, idę odwiedzić przyjaciółkę. Mieszka na innym piętrze, jej pokój znajduję się przy schodach pukam do drzwi.

– Kto tam? – Słyszę cichy, drżący głos.

– To ja Ayane, otwórz proszę.

Jednak drzwi wciąż są zamknięte, a mi nie dane jest usłyszeć głosu przyjaciółki, mimo usilnych prób, wracam więc do pokoju. Podróż jest nagła, wciąż nie znam nazwy miejsca do którego zmierzamy. W otoczeniu trzech mężczyzn oraz samego Lorda natychmiast opuszczam teren uczelni. Mam natłok różnych myśli podczas podróży, ale wiem, że na razie mówią mi tylko to co uznają za konieczne. Daruję sobie strzępienie języka i poczekam na lepszą okazję. Po kilku dniach docieramy na miejsce, jakie jest moje zdziwienie kiedy okazuje się nim szczere pole.

– To będzie twój dom – rzekł Destrius

– To, czyli trawa? – odparłam z kwaśna miną.

– Spójrz w górę – odparł z uśmiechem.

Podnoszę głowę i widzę ogromną skałę dryfującą w powietrzu. Mimo znacznej wysokości połać ziemi jest wciąż ogromna. Zastanawiam się jak wygląda z bliska, pierwszy raz oglądam coś takiego. Przypomniałam sobie, że wędrowiec z baru coś o tym mówił, wtedy była to pułapka teraz jest to rzeczywistość.

– To Reiga nasz dom stworzony wspólnymi siłami przez pięć najsilniejszych ras.

– Jak się tam dostaniemy?

– Tak jak na smoki przystało…polecimy.

– Co?! Ja nie potrafię!

– Spokojnie jeden z moich towarzyszy posłuży nam za transport. – Skinął głową w stronę jednego z mężczyzn.

Chwile później pojawia się silne światło, a moim oczom ukazuje się potężny smok. Jestem oczarowana nigdy przecież nie widziałam żadnego z nich w tej formie. Zielone łuski, liczne kolce i rogi, ogromne skrzydła, potężne łapy wyposażone w zakrzywione szpony zdolne do rozerwania wszystkiego, zdecydowanie to robi wrażenie. Smok schyla się byśmy mogli bez problemu wsiąść na jego grzbiet. Po czym podnosi się i z ogromną siłą uderza skrzydłami o ziemie raz i drugi. Następnie zaczyna się wznosić najpierw powoli by po chwili nabrać wysokości i z pełną mocą poszybować wyżej. Leci naprawdę szybko wiatr dudni mi w uszach, ale to nic bo widok jest naprawdę niezapomniany. Bezkresne niebo, doliny i góry które stają się coraz mniejsze. To naprawdę zapiera dech w piesiach. Trzymam się mocno podczas gdy wzbijamy się coraz wyżej, i wyżej. Reiga staję się większa, powoli widzę znajdujące się na niej budynki i fortyfikacje. To naprawdę jest twierdza, która od teraz będzie także moim domem. Z jakiegoś powodu czuję, że nie do końca powinnam tu być. Mimo że to obce dla mnie miejsce nie boję się, wręcz przeciwnie jakaś ukryta głęboko cząstka jest naprawdę szczęśliwa na jej widok. W końcu smok ląduje na dużym dziedzińcu wyłożonym kamieniem. Dokoła są liczne drzewa i kwiaty, na pierwszy rzut oka istny raj, piękny i nieskazitelny. Zsiadamy z grzbietu smoka po czym ten wraca ponownie do ludzkiej postaci. Ja zaś podziwiam architekturę otaczających nas zabudowań, majestatyczne budynki, z licznymi zdobieniami wszędzie jest pełno zieleni to naprawdę uspokajające miejsce.

– Jak ci się podoba? – zapytał Destrius

– Robi wrażenie – odparłam zgodnie z prawdą.

– To dobrze, w końcu tu zamieszkasz – rzekł z uśmiechem.

Mimo tych uprzejmości wydaję mi się, że coś przede mną ukrywa. Tak czy inaczej czuję że powinnam na niego uważać, pozorna grzeczność to tylko przykrywka. Choć nie znam go długo jestem pewna że muszę być czujna. Z taką samą kurtuazyjną maską na twarzy, kiwam głową w odpowiedzi. Odwracam się w kierunku na skraju dziedzińca, patrzę w dół, silny wiatr rozwiewa mi włosy. Widzę tylko małe połacie ziemi, lasy, pola, góry i doliny. Dotąd przypuszczałam, że z tej perspektywy wszystko wygląda jak jedna wielka, różnokolorowa układanka. Dla mnie jest to nowy początek, nie wiadomo czy dobry, czy też nie. To pokaże jedynie przyszłość, choć w obecnej chwili naprawdę nie wiem z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Jedno jest pewne smoki wróciły i znów napiszą nową historie, tym razem także moimi rękami.

Koniec

Komentarze

Całkiem nieźle się to czytało, choć jak na mój gust ciut przydługie. Mam wrażenie, że w Twoim opowiadaniu dostrzegam zlepek już gdzieś czytanych pomysłów. Ale jak na pierwsze opowiadanie nie jest źle.

Źle zapisujesz dialogi – w Hyde Parku znajdź wątek Seleny o poprawnym zapisie. Sporo literówek – warto jeszcze raz przeczytać tekst pod tym kątem. A oto link do “Wskazówki dla piszących”:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki, jeszcze sporo muszę się nauczyć ale właśnie uwagi innych mogą sprawić, że przyszłe teksty będą lepsze. Dziękuje za link, bardzo mi się przyda na przyszłość.

Zaczęłam czytać, ale dopiero wieczorem będę miała czas skończyć. Mam jednak już na początek kilka uwag technicznych – gubisz ogonki przy ą i ę. 

Mieszasz czasy – piszesz w czasie teraźniejszym – budzi mnie, otwieram itd, a za chwilę przechodzisz do przeszłego – zapytała, odparłam, sen był tabu itd. Zdecyduj się na jeden czas. 

I skorzystaj z rady Bemik odnośnie poradnika. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Na pewno skorzystam :-)

Przeczytałam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No cóż, przedpiśczynie mają rację – nadzwyczaj nowych pomysłów nie ma, wykonanie takie sobie. Początek wydaje mi się przydługi. Błędów bardzo dużo – od niewłaściwego użycia spacji (na przykład nigdy nie powinno jej być przed przecinkiem), przez interpunkcję, zapis dialogów i literówki (tak, zwłaszcza ogonki przy ą i ę) do ortograficznych – niekiedy piszesz rozdzielnie coś, czego człowiek nie powinien rozłączać. Zdarzało się, że zdanie złożone rozdzielone zostało kropką, dając w efekcie dwa krótkie i kulawe zdanka.

Końcówka przewidywalna od samego początku.

Jesteś pewna, że bohaterowie używali kilometrów?

Możesz edytować tekst i poprawiać błędy, które już ktoś wytknął. Niech następni czytelnicy wskażą kolejne, a nie w kółko te same. :-)

Babska logika rządzi!

Przeczytane. 

Początek mnie zainteresował, ale potem trochę oklapło. Choć jak na pierwszy tekst nie jest źle.

Z uwag technicznych – brakuje wielu przecinków, pomiędzy dialogiem a kończącym go myślnikiem powinna być spacja, stosujesz też gigantyczne akapity, może lepiej wydzielić z nich kilka mniejszych? W wielu miejscach dajesz osobno rzeczy, które powinny być łącznie: nie wyspana, nie świadoma, nie jedno, u widziało, nie winnych.

Dzięki poprawię, by nie raziło tak w oczy:)

lecz tylko echo jej wtóruje

szyk? “tylko echo jej wtóruje”?

 

Budzi mnie poranne słońce, które powoli ogrzewa moją twarz.

mnie…moją – “moją” chyba niepotrzebne. Zaimkoza?

 

Stanowiąc swoje całkowite przeciwieństwo uzupełniamy własne braki.

Będąc młodą lekarką… Może jakoś inaczej to zdanie zapisać? ;-) Niezręcznie brzmi.

 

Mimo iż Haru jest mi najbliższą osobą[,+] z niewytłumaczalnego powodu nie chcę jej wspominać o sennych marach.

Lord najwyraźniej nie jest tym faktem zadowolony,

O kurczę… “zadowolony z tego faktu”?

 

bądź jest tak tajna[,+] jak gdyby od tego

– Skończ, – powiedziałam stanowczo, – znam ten twój wykład na pamięć.

Poczytaj o zapisie dialogów. :-) 

 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794 

 

Nie mogąc znaleźć czegokolwiek więc wracam do swojego pokoju,

Będąc młoda lekarką… Ty i imiesłowy macie się ku sobie aż za bardzo :-) W cały tekście troszkę ich nadużywasz. Może warto przeredagować te “wątpliwe” zdania? Najlepiej je wykryć, czytając coś na głos.

 

Gdzie tu logika.

Ano właśnie, gdzie: młodzież z akademii – w barze, mordowni, z pijakami? ;-)

nie ważne

nieważne

i to w kilku miejscach…

nie skore

nieskore

 

 

 

 

Uuuch… Muchos błędos, podobnych od powyższych, utrudniających czytanie

Używasz kolokwialnego języka w narracji. To błąd, o ile nie robisz tego świadomie, by rozegrać jakąś grę słowną lub brzmienie. W dialogach to przechodzi (bo wypowiedzi powinny być dość naturalne, dostosowane do postaci – a są to uczniowie akademii), w narracji strasznie razi.

 

Zapoznaj się najlepiej z poradnikiem wskazanym przez Bemik (link podałem ponownie przy uwadze o zapisie dialogów). Najlepiej, gdybyś zaczęła od prostszych, krótszych tekstów, między 10 000 a 20 00 znaków, gdzie jest jeden Bohater, który staje przed Problemem, a Problem ów ma swoje rozwiązanie w Finale.

Takie opowiadanie można trzymać jako kopię roboczą i zgłosić do betowania – poprzez wątek w HydePark i poprzez opcje w edycji opowiadania. Poproś głośno o pomoc, powinnaś ją otrzymać.

Dużo czytaj, dobrych książek!

 

Uszy do góry, najtrudniejsze są pierwsze literki. Potem człowiek nabiera wprawy :-)

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dobra będę się starać bardziej :) Dzięki za rady

Exile, wybacz, ale nie potrafię czytać tekstu złożonego ze zdań, których znaczenia i sensu muszę się domyślać. Przeczytany fragment, najeżony błędami, usterkami, zaimkami i niemal pozbawiony interpunkcji, skutecznie zniechęcił mnie do brnięcia przez dalszy ciąg. :-(

 

Rusza więc na przód, choć nie widzi końca swej drogi.Rusza więc naprzód, choć nie widzi końca swej drogi.

 

dziec­ko pod­bie­ga czym prę­dzej w ich kie­run­ku. W końcu ich zna­la­zła, tak to są jej ro­dzi­ce. Tylko dla­cze­go nic nie mówią, dla­cze­go są tacy zimni? Dziew­czyn­ka nie ro­zu­mie, jej wzrok mi­mo­wol­nie pada na pod­ło­gę. Spo­wi­ja czer­wień, jest wszę­dzie wokół niej i ro­dzi­ców. Prze­ra­żo­na za­kry­wa rę­ka­mi oczy i wtedy za­uwa­ży­ła, że także jej dło­nie są czer­wo­ne tak jak jej ubra­nie. – Przykład nadmiaru zaimków.

 

ścia­na ognia staję się coraz więk­sza jakby chcia­ła wszyst­ko po­chło­nąć. Nie ma ra­tun­ku, ostat­nie łzy spły­wa­ją po jej po­licz­kach. – Czy na pewno łzy spływają po policzkach ściany ognia? ;-)

Literówka.

 

„Nie za­po­mnij.. kim je­steś…nie za­po­mnij” – Brak spacji po wielokropkach. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Trzy­ma­jąc książ­ki pod pachą z roz­wia­ny­mi blond wło­sa­mi, dziew­czy­na po chwi­li jest już przy mnie. – Jak widać, Haru nie goliła pach, a nawet eksponowała bujne owłosienie tychże. ;-)

 

Czyli jak wcią­gu czte­rech lat, bo tyle trwa­ła nauka zo­stać cu­do­twór­cą.Czyli jak w cią­gu czte­rech lat, bo tyle trwa­ła nauka, zo­stać cu­do­twór­cą.

 

Jakoś Ci nie wie­rzę, za­wsze je­steś mil­czą­ca ale dziś wy­jąt­ko­wo. – Zaimki piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Na pierw­szy rzut oka jest to męż­czy­zna dość młody o śnia­dej kar­na­cji i czar­nych dłu­gich wło­sach. – A jak wygląda mężczyzna na drugi rzut oka? ;-)

 

jego oczy są błę­kit­ne ni­czym niebo. Ubra­ny ele­ganc­ko miał na ra­mie­niu szal owi­nię­ty do­ko­ła szyi w tym samym od­cie­niu co oczy, przez co po­dwój­nie przy­cią­ga uwagę. – Pomijam już szal, który będąc na ramieniu jest owinięty wokół szyi, bo zafascynowała mnie szyja w tym samym odcieniu co oczy, czyli błękitna niczym niebo. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł należy raczej do tych sztampowych. Dałoby się go jednak łyknąć, gdyby nie słabe wykonanie. W szczególności rażą buble na początku tekstu. Od pojawienia się pierwszych komentarzy wskazujących na wady językowe oraz błędny zapis dialogów minęło sporo czasu, więc można było się z tym uporać. A – natomiast nie jest tak źle, jeżeli chodzi o tempo. Rzeczywiście początek można by trochę ożywić, ale potem historia sensownie przyspiesza.

I po co to było?

Nowa Fantastyka